Księżyc

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mnich wparował do punktu medycznego, niczym grom z jasnego nieba. Rozejrzał się i podszedł do Niny, która siedziała na krześle. Za mnichem szli Lin i Jack, którzy stanęli obok Reya, który opierał się o ścianę. Do Niny podszedł mężczyzna, który w świątyni był medykiem. Dziewczyna się spieła na myśl, że będzie mieć nastawianą rękę.

Medyk: To będzie... bolało... 

Dziewczyna przełknęła ślinę, po czym spojrzała na rudowłosą.

Nina: Lin... Złap mnie za rękę, bo inaczej zemdleję... I będziecie mieć dwie nieprzytomne szesnastolatki... 

Lin do niej podeszła i złapała za prawą dłoń. Jack po kilku sekundach podszedł do Niny, a następnie szepnął jej na ucho. 

Jack: Pomyśl o tym w ten sposób... Jak nie nastawi ci ręki, to nic więcej nie uszyjesz.. 

Nina zrobiła oczy niczym dwa juany*, po czym zdeterminowana zwróciła się do medyka.

Nina: Nastawiaj!

Gdy to powiedziała, poczuła jak coś chrupło w jej lewym ramieniu i z bólu zgięła się w pół. Z całej siły zacisnęła usta, byle by nie krzyknąć, po czym mężczyzna założył jej tęblak na lewą rękę. Złapała się za lewe ramię, a następnie potarła je prawą dłonią. Spojrzała na pozostałych, którzy spojrzeli na mnicha, który brał wdech, aby coś powiedzieć nastolatkom. 

Główny mnich: Co się stało i w jakim stanie jest Mackenzie? 

Zwrócił się do nastolatków, po czym odwrócił się do medyka. Rey wyszedł przed szereg, po czym opowiedział co się stało na misji. Gdy skończył, mnich zwrócił się bezpośrednio do medyka, który zapisywał coś przy biurku. 

Główny mnich: Co z nią? 

Medyk: Chodźcie za mną... 

Wszyscy ruszyli za nim, a w tym czasie on opowiadał o tym, w jakim stanie jest Mac. 

Medyk: Z tego co mówił Element Lodu i Element Błyskawicy, dziewczyna była miażdżona przez daemonona olbrzyma... 

Obydwoje kiwnęli głowami, a medyk mówiąc ostatnie słowa odsłonił kurtynę, za którą na łóżku leżała Mac. Wszyscy do niej podeszli, a lekarz nadal tłumaczył. 

Medyk: ... Ale przy siłę jaką była miażdżona, powinna mieć więcej obrażeń... 

Główny mnich: Co masz na myśli? 

Medyk: To, że ma ona złamane tylko trzy żebra... 

Lin: Jak to możliwe? 

Medyk: Nie mam bladego pojęcia... 

Nina: A ten krwotok z nosa? 

Zapytała zmartwiona, przyglądając się nieprzytomnej przyjaciółce. 

Medyk: Przeciążyła sobie organizm... Nie jest przyzwyczajona do używania tak silnej energii... 

Nina: Rozumiem... 

Jack: Kiedy Mac się obudzi? 

Medyk: Nie prędzej niż jutro... Musi się zregenerować, a do tego potrzebny jej spokój... 

Uśmiechnął się do elementów, na co oni odetchnęli z ulgą. Mnich spojrzał na czwórkę i spostrzegł nieznaną mu twarz. 

Główny mnich: ... Wasza czwórka również musi zregenerować siły, ale zanim pójdziecie odpocząć powiedźcie mi... Kim jest ta dziewczyna? 

Luna na niego spojrzała błekitynymi oczami, po czym spuściła wzrok. Nina na nią spojrzała, a następnie zwróciła się do mnicha, który uważnie przyglądał się blondynce. 

Nina: To Luna... Liliana nią manipulowała, ale udało jej się przejrzeć na oczy... Jest przyjaciółką Mac z dzieciństwa... 

Staruszek podszedł do Luny, a ta mocniej zacisnęła rękę, którą trzymała na lewym nadgarstku. Położył jej dłoń na ramieniu i się do niej uśmiechnął serdecznie. 

Główny mnich: Wszyscy popełniają błędy, a to, że zauważasz je, to pierwszy krok do poprawy.. Chodź ze mną... Musimy sprawdzić czy nic ci nie jest, ani czy Liliana nie wpłynęła na coś jeszcze... 

Dziewczyna kiwnęła głową, po czym ruszyła za mnichem. Elementy odprowadziły ich wzrokiem. Przez jakiś czas posiedzieli jeszcze z Mac. 

Lin: Ej... 

Wszyscy na nią zwrócili uwagę. Lin na nich spojrzała, po czym skierowała swój wzrok na śpiącą dziewczynę. 

Lin: Czy wy też mieliście wrażenie, jakby to nie ona wtedy walczyła? Jakby coś... 

Rey: Nią kierowało? 

Lin: Mhm... 

Kiwnęła głową niepewnie i ponownie spojrzała na resztę. 

Rey: Nie wiem jak wy, ale ja miałem wrażenie, jakbym patrzył na inną osobę... 

Nina: Trochę się jej wtedy wystraszyłam... 

Jack: Trochę, jakby nie była wtedy sobą... 

Wszyscy na nią spojrzeli. Nagle Nina się podniosła i złapała ją za lewą dłoń. 

Nina: Jak się do jutra nie obudzisz i nie wytłumaczysz co to miało być, to osobiście cię uduszę... 

Pozostali parsknęli pod nosami ze śmiechu, po czy wstali z krzeseł i podeszli do Mac. 

Lin: Pierwszy raz widzę ją tak spokojną... 

Wszyscy się z nią zgodzili, po czym się pożegnali i wyszli z punktu medycznego. Kilka godzin później nadeszła noc i w całej świątyni nastała cisza nocna. Mackenzie obudziła się w środku nocy, a przy tym gwałtownie się podniosła, co było ogromnym błędem. Nagle uderzył w nią przeszywający ból w lewym boku i złapała się za niego, ponownie upadającej na materac. Zaczęła mówić do siebie. 

Mac: Co się sta... Co? 

Wszystkie wspomnienia do niej wróciły i ponownie spróbowała się podnieść. Jednak tym razem powoli, aby niczego sobie nie naruszyć. 
Usiadła na łóżku, aby rozejrzeć się po całym obiekcje, w którym była całkiem sama. 

Mac: Jestem w punkcie medycznym... 

Spojrzała na swoje dłonie i zaczęła głośno myśleć. 

Mac: Użyłam mocy elementu... Tylko jakim sposobem? ... Znamię... 

Gwałtownie odwróciła się i ponownie poczuła ból. Zacisnęła szczękę, aby nie krzyknąć. 

Mac: Jeśli przebudził się element, to moje znamię będzie całkowicie widoczne... Potrzebuję lustra... 

Powoli zeszła z łóżka w poszukiwaniu lustra. Wyszła za kurtynę i zobaczyła całe pomieszczenie, które było oświetlone przez księżyc. Zobaczyła lustro na drugim końcu sali, dlatego zaczęła iść w jego kierunku. Jednak, gdy tylko podeszła do miejsca, gdzie padało światło i stanęła w nim cała, poczuła jak po plecach przeszedł jej dreszcz. Przez jej ciało przeszedł ból porównywalny do łamania kości, przez co upadła na kolana. Przygryzła wargę i złapała się za bok, a przy tym ledwo była w stanie złapać oddech. Oparła się o podłogę lewą ręką, mając cały czas zaciśnięte oczy, ale gdy je otworzyła, przeraził ją widok, jaki ujrzała. Żyły na jej lewym ramieniu świeciły się na jasny, błękitny kolor. 

Mac: Co.. Się dzieje? 

Powiedziała dławiąc się bólem. Nagle zaczęło jej dźwięczeć w uszach, które zatkało, aż w końcu uszłyszała znajomy głos. 

~Mackenzie~

Podniosła wzrok i zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu źródła głosu. 

Mac: Co jest? 

~Nie bój się~

Mac: To niemożliwe... Przecież ciebie już nie ma... Mamo... 

Nagle przed nią ukazała się jasna postać w długiej sukni. Blask jaki dawała oślepiał, przez co dziewczyna musiała zamknąć oczy i zasłonić twarz. Po chwili światło ustało, a ona otworzyła oczy. Spojrzała na postać kobiety z długimi czarnymi włosami, o czarnych oczach, ubranej w długą białą suknię, sięgającą do ziemi z zawiązanymi prawie na każdej części ciała chustami, w różnych odcieniach błękitu. Na jej widok lekko się przeraziła, dlatego kawałek się od niej odsunęła. 

~Nie jestem twoją matką... Choć to prawda, miała identyczny głos jak ja~

Mac: Kim jesteś? 

Zapytała przerażona, a przy każdym jednym słowie, jej głos niesamowicie drżał. 

~Jestem Freya... Pierwszy Element Blasku Księżyca...zanim ~

Mac: Zanim twój element i Element Blasku Słońca się połączyły... 

Freya: Dokładnie... 

Mac: To ty zostałaś zamordowana przez... 

Freya: Przez mojego brata, ale to nie do końca prawda... Wstań... 

Podała jej rękę, uśmiechając się do niej szczerze. Dziewczyna złapała za jej dłoń, po czym wstała. Zdziwiła się, że nagle nie czuła żadnego bólu. Spojrzała kobiecie, która była tego samego wzrostu prosto w oczy. 

Freya: Co się stało? 

Mac: Jak...? 

Freya: Proszę? 

Mac: Jak używać elementu? Jak mogę komukolwiek pomóc, nie mogąc go używać? 

Freya: O Mackenzie... Jest tylko jeden sposób, aby go używać... 

Mac złapała ją za ramiona. 

Mac: Jaki?! Proszę, powiedz mi, co to takiego! Mam dość bycia piątym kołem u wozu! 

Freya: Mackenzie... Ja nie mogę ci tego... 

Mac: Błagam! Chce być w końcu użyteczna... 

Freya: W takim razie zadam ci zagadkę... 

Mac: Zagadkę? 

Freya: Odpowiadając na nią, znajdziesz odpowiedź na nurtujące cię pytania... 

Dziewczyna kiwnęła głową, po czym puściła kobietę. Freya wzięła głęboki oddech, a następnie spojrzała na nią poważnym wzrokiem i zaczęła mówić. 

Freya: Słońce i Księżyc, to jedna osoba. Zajrzyj w głąb, a to skrzydeł ci doda. Północ, Południe, Wschód i Zachód kierunek ci wskaże. Tam znajdziesz rzecz, którą dajemy ci w darze. 

Mac: Nic z tego nie rozumiem... 

Freya: W końcu zrozumiesz... Na mnie już pora.. Skończył mi się czas... Uważaj na siebie i następnym razem, gdy zostaniesz ranna, stań w blasku księżyca. On cię uleczy... Jeszcze się spotkamy... 

Powiedziała, a jej ciało zaczęło się rozmywać.

Freya: Do zobaczenia Mackenzie, Nowy Elemencie Blasku Słońca i Księżyca... 

Mac: Do zobaczenia... Freyo... 

Kobieta szeroko się do niej uśmiechnęła, po czym zniknęła zamieniając się w srebnych pył, który również zniknął, nim upadł na ziemię. Podeszła do lustra i spojrzała na swoją łopatkę z prawej strony. Jej znamię nadal było ledwo widoczne. Wypuściła powietrze zrezygnowała, po czym wróciła do łóżka. Położyła się, a następnie przykryła kołdrą. Chwilę kręciła się na łóżku, aż w końcu podniosła się i odwróciła do okna, które było przykryte roletą. Odsłoniła je, aby usiąść po turecku na łóżku, patrząc przy tym na księżyc. Przyglądając mu się, myślała nad zagadką, którą dostała od Freyi. 

Mac: Słońce...i Księżyc,...to jedna osoba... Chodzi o element,... Ale o co chodzi z dalszą częścią... 

Siedziała i myślała aż księżyc zniknął z nieba, a do punktu wszedł medyk, który gdy tylko zobaczył Mac odrazu wziął się za przebadanie jej. Mężczyzna zrobił jej prześwietlenie, a to co zobaczył, całkowicie go zszokowało. Nie wiedział jak zareagować. Żebra dziewczyny nie miały nawet najmniejszego śladu, że były kiedykolwiek złamane. 

Medyk: Hmmm.. 

Mac: Czy coś się stało? 

Medyk: Jestem lekarzem prawie osiemnaście lat... I jeszcze nigdy nie widziałem czegoś takiego... Muszę porozmawiać z mnichem, tylko co ja mu powinienem powiedzieć? 

Mac: Ja z nim mogę porozmawiać... 

Medyk: Dziękuję... 

Mac: Mogę już iść? 

Medyk: Tak... Tylko uważaj na siebie... 

Dziewczyna kiwnęła głową, po czym skierowała się do wyjścia. Wychodząc z punktu medycznego pożegnała się i zeszła po schodach. W tym czasie pozostali przechodzili przez dziedziniec i kierowali się do przychodni. 

Lin: Czy to Mac? 

Wszyscy spojrzeli w kierunku, który wskazała Lin. 

Nina: Już może wstawać z łóżka? 

Jack: Miała przecież złamane żebra... Przecież to cholernie boli... 

Rey: Chodźmy do niej... 

Wszyscy się zgodzili, po czym ruszyli biegiem w kierunku dziewczyny, która szła zamyślona. Po chwili usłyszała jak ktoś ją woła, dlatego szybko się odwróciła. 

Jack: Nie odwracaj się tak gwałtownie... Masz połamane żebra... 

Nie wiedziała co odpowiedzieć, więc tylko kiwnęła głową. Westchnęła, gdy zobaczyła Lin powstrzymującą się od przytulenia jej. Rozłożyła ręce w jej stronę, a ta się zdziwiła takim obrotem zdarzeń. Wszyscy wiedzieli, że dziewczyna nie przepada, jak ktoś ją przytula. 

Mac: No chodź.. Widzę, że chcesz... 

Lin podeszła do Mac i ją przytuliła. Zielonooka zwróciła się do Niny. 

Mac: Jak tam ręka? 

Nina: Bywało lepiej... Napewno mniej boli, niż wczoraj... A z tobą wszystko ok? Jak się czujesz? 

Mac: ... Może być... 

Uśmiechnęła się, ale wszyscy zauważyli, że przy tym zmarszczyła brwi. Lin się odsunęła i podobnie jak reszta zmartwiła się takim zachowaniem u brunetki. 

Rey: Coś jest na rzeczy... 

Mac: Wydaje wam się... Nie widzieliście może mnicha? Muszę z nim pogadać... 

Jack: Przed chwilą widzieliśmy, jak szedł do biblioteki... 

Mac: Rozumiem... 

Nina: Mac... Co się wczoraj działo z tobą na misji? 

Mac: To znaczy? 

Lin: No.. Twoje oczy... A raczej ty cała się świeciłaś... 

Nina: Czy to znaczy, że twój element się.. 

Mac: Nie przebudził się... Sprawdzałam znamię w lustrze... Wygląda nadal tak samo... 

Nina: Więc co się.. 

Mac: Sama nie wiem... 

Odwróciła wzrok zamyślona, po czym ponownie spojrzała na resztę. 

Mac: Złapiemy się później, muszę pogadać z mnichem... Narazie... 

Pożegnała się, a następnie ich minęła. Ruszyła biegiem w kierunku biblioteki, a pozostali widząc to, szeroko otworzyli oczy z niedowierzaniem. 

Jack: Mac... Biegnie? 

Nina: A jej żebra... 

Lin: Jak ją przytuliłam, dotknęłam jej boku.. 

Wszyscy na nią spojrzeli. 

Lin: Zrobiłam to przez przypadek, ale ona nawet się nie skrzywiła... 

Rey: Zauważyliście jaka była zamyślona? 

Nina: Mhm... Masz rację... Coś jest na rzeczy... 

Mac zatrzymała się przy drzwiach do biblioteki, po czym do niej weszła. Zamknęła za sobą drzwi, a następnie weszła głebiej do zbiorowiska tysięcy książek. 

Mac: Mnichu?

Powiedziała cicho, ale wystarczająco głośno, aby echo rozeszło się po całej bibliotece. Po chwili zobaczyła, jak mnich wychodzi zza jednego regału. Poszła w jego kierunku, a on w jej. 

Główny mnich: Cieszę się, że już wstałaś na nogi... Ale nie powinnaś się nadwyrężać... Masz połamane żebra... 

Mac: Skoro mowa o tym... Nie mam złamanych żeber... A raczej, już nie mam... 

Główny mnich: Jak to? 

Wskazał na stół, po czym oboje przy nim usiedli. 

Mac: W nocy się obudziłam i wstałam z łóżka w przychodni... Chciałam podejść do lustra, żeby sprawdzić moje znamię, ale gdy weszłam na miejsce, gdzie padało światło księżyca poczułam, jakby ktoś mi łamał kości, przez co upadłam... Gdy wstałam, nic mnie już nie bolało... 

Główny mnich: To by oznaczało, że księżyc cię uleczył... 

Mac: Tak... 

Główny mnich: Czy twój element... 

Mac: Nie przebudził się... Znamię wygląda tak samo, jak wyglądało... 

Główny mnich: Zastanawiałaś się czemu właśnie wasza piątka została wybrana na następną generację elementów? 

Mac: Nie... 

Główny mnich: Ponieważ każdy z was wyróżnia się czymś ważnym... Jakąś cechą charakteru, której zwykle nie pokazuje lub jakąś umiejętnością albo czymś z wyglądu... Jack wyróżnia się swoją wiedzą na prawie każdy temat... Lin swoją odwagą... Reya sam nadal nie rozgryzłem ...Nina swoją bezinteresownością... Martwi się o kogoś bardziej, niż o siebie samą... A ty Mackenzie... Czym się wyróżniasz? 

Mac: Ja nie wiem... 

Główny mnich: Pomyśl nad tym... Może wtedy znajdziesz odpowiedź... 

Wstał od stołu, po czym wrócił za regał z książkami. Po chwili Mac poszła w jego ślady i odeszła od stołu. Wróciła do swojego pokoju, przez całą drogę trzymając ręce w kieszeniach i szurając nogami przy każdym kroku. W głowie miała dwie rzeczy. Zagadkę od Freyi i słowa mnicha. Weszła do budynku mieszkalnego, a gdy przechodziła koło jadalni, usłyszała jak pozostali ją wołają, ale powiedziała im, że nie jest głodna, po czym ruszyła po schodach do swojego pokoju. 

Nina: Ta.. Jasne... Nie jest głodna... Od wczoraj nic nie jadła... 

Lin: Wy też w to nie wierzycie, co nie? 

Rey: A jak myślisz? 

Jack: Coś z nią nie tak... 

Lin: Tylko, że ona nam nie powie o co chodzi... Jest zbyt uparta... 

Nina: Wiemy o tym, Lin... Ale się o nią martwię... 

Mac weszła do swojego pokoju, a tam odrazu się przebrała. Założyła zdecydowanie za dużą, żółtą koszulkę, z zielonym napisem "Surfing", pod którym była fala oraz szare, dżinsowe, krótkie spodenki, po czym usiadła na łóżku, opierając się plecami o ścianę. Spojrzała na kalendarz, który wisiał nad biurkiem. 

Mac: 20 czerwca... Pojutrze mija kolejny rok, kiedy was nie ma przy mnie... 

Po jej policzku spłynęła jedna łza, której natychmiast się pozbyła. Podkurczyła nogi i oparła o kolana łokciami, po czym złapała się za ręce. Spuściła głowę i w ten sposób spędziła praktycznie cały dzień. Siedziała i myślała. W między czasie przyszła do niej Nina, która zostawiła dla niej kolejny strój, który jej uszyła. Wieczorem zmieniła w końcu pozycję w jakiej siedziała i wstała z łóżka. Podeszła do lustra, które wisiało po lewej stronie na ścianie, przy szafie wbudowanej w ścianę. Spojrzała na siebie, a przy tym znowu zaczęła głośno myśleć. 

Mac: Każdy się czymś wyróżnia... Tylko nie ja... Jestem najnormalniejsza z całej naszej piątki... 

Położyła jedną rękę na lustrze i ponownie zaczęła się zastanawiać. 

Mac: Jedyne czym się wyróżniam, to... Kolor oczu... Który jest zawsze zasłonięty, przez włosy... 

Odsunęła się od lustra, po czym przygryzła wargę. Kątem oka spojrzała na nożyczki, które leżały na biurku. Po chwili ponownie na lustro. Wzięła ręcznik z szafy, a następnie poszła do łazienki. Umyła włosy i oprawiła wieczorną toaletę. Wróciła do pokoju, gdzie ponownie stanęła przed lustrem. Wzięła swoją szczotkę do włosów, aby je rozczesać, po czym złapała za nożyczki i przerzuciła swoje włosy na lewą stronę. Rozłączyła ostrza i spojrzała na swoje włosy, które znajdowały się między dwoma brzytwami.

Mac: Przepraszam, mamo... 

Powiedziała, po czym zamknęła oczy i zacisnęła nożyczki. Na podłogę opadła sporych rozmiarów kępka włosów. Mac wypuściła powietrze, które było teraz lekko urywane. Przerzuciła włosy do tyłu i ponownie je przeczesała szczotką nie tworząc tym razem przedziałka na środku głowy. Oddzieliła przód włosów i kawałek do tyłu, tworząc przy tym dłuższy, trójkątny kształt i zwinęła tą część w koka. Pozostałą część włosów obcięła jak najkrócej się dało. Podeszła do szafy, skąd wyciągnęła pudełko z napisem "Żarty na Trevorze". Wyjęła z niego maszynkę do cięcia włosów, po czym użyła jej, aby jeszcze bardziej skrócić włosy po bokach. Gdy to skończyła rozpuściła resztę włosów i ponownie wzięła nożyczki. Resztę włosów obcięła w taki sposób, aby przód był dłuższy, a tył krótszy. Gdy skończyła sprzątnęła podłogę, która była cała w jej włosach. Przebrała się w swoją piżamę i ponownie przejrzała w lustrze. Jej oczy wychodziły na pierwszy plan. Spojrzała na zegarek i zobaczyła tam, że za trzy minuty będzie północ. Zgasiła światło, a następnie położyła się spać. Przez jakiś czas wierciła się w łóżku nie mogąc zasnąć, ale w końcu udało jej się udać do krainy snów. Rano, około godziny ósmej obudziło ją głośne pukanie do drzwi. 

Mac: Za co?!

Zza nich usłyszała śmiech Lin, po czym zaczęła ona mówić przez zamknięte drzwi. 

Lin: Jeśli czujesz się na siłach, to wstawaj... Mnich powiedział, że ma dla nas nową misję! 

Powiedziała uradowana, po czym pobiegła prawdopodobnie do pozostałych. Mac otuliła się mocniej kołdrą, a przy tym zaczęła narzekać. 

Mac: Za jakie grzechy? 

Zrzuciła z siebie kołdrę, a następnie ześlizgnęła się z łóżka. Podeszła do szafy, ale za nic nie wiedziała co ubrać. 

Mac: Założyłabym strój od Niny... 

Spojrzała na krzesło od biurka, na którym leżały jej ubrania. 

Mac: Ale jest cały we krwi... Muszę zrobić pranie... Zaraz.. 

Przypomniała sobie, że Nina przyniosła jej nowe ubranie. Spojrzała na biurko, gdzie wszystko było idealnie ułożone. Podeszła do kupki ubrań i zaczęła się ubierać w te ciuchy. Było to body w odcieniu zgniłej zieleni, bez rękawów i z golfem do połowy szyi, wojskowe, luźne spodnie, ego ze ściągaczami przy kostkach w kolorze ciemnego granitu oraz osobno zakładane rękawki w tym samym odcieniu. Do tego miała skórzane rękawiczki bez palcy, w czarnym odcieniu. Założyła buty podobne do glanów, które poprzednio dała jej gothka po czym stanęła przed lustrem. Sięgnęła do szafy po gruby, materiałowy pasek, z dużą klamrą w srebrnym kolorze, a następnie przełożyła go przez szlówki przy spodniach. Przeczesała swoją nową fryzurę szczotką, po czym lekko ją ułożyła. Gdy to skończyła wyszła ze swojego pokoju, poszła do łazienki, gdzie przemyła twarz i umyła zęby, a następnie ruszyła w stronę schodów. Gdy po nich schodziła, włożyła ręce do kieszeni. Po chwili, gdy zeszła z trzeciego piętra na drugie, spotkała mnicha, który właśnie szedł za spotkanie z nimi. 

Mac: Dzień dobry... 

Główny mnich: Dzień dobry, Mackenzie... Bardzo ładne cięcie.. 

Mac: Dziękuję.. 

Odpowiedziała, a przy tym się lekko uśmiechnęła, co mnich odwzajemnił. 

Główny mnich: Widzę, że zrozumiałaś o co mi chodziło z tym, co was wyróżnia... 

Mac: To co mnie wyróżnia, było zasłonięte... 

Główny mnich: Podjęłaś ciężką decyzję, zanim je obcięłaś, prawda? 

Mac: Wachałam się... Ale... Jestem kapitanem.. I nadejdzie taki czas, że będę mieć trudniejsze decyzje do podjęcia, niż obcięcie włosów... 

Główny mnich: Dokładnie... Bałaś się podejmować decyzję, których nie byłaś pewna... A obcinając włosy i odkrywając swoje oczy, które cię wyróżniają, odciełaś się od tego strachu... 

Mac: Ma mnich poniekąd rację... Gdy je ścięłam, miałam wrażenie jakbym... 

Główny mnich: Pozbyła się blokady? 

Mac: Sporej wielkości blokady... Nie ścinałam włosów od kiedy... Od kiedy moi rodzice zmarli... Czy to możliwe, że rozdrapywanie starych ran, było jakby częścią tej blokady? 

Główny mnich: Jest to możliwe... Ale poradziłaś sobie z tym wszystkim... Nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak silna jesteś... Chociaż, powoli chyba to do ciebie dociera... 

Mac się cicho zaśmiała pod nosem. 

Mac: Chyba tak... Lin do mnie pukała i mówiła, że ma mnich dla nas nową misję... 

Główny mnich: To bardziej zadanie... I tylko dla ciebie... 

Mac: Dla mnie? 

Mnich się uśmiechnął. 

Główny mnich: Nie będzie to wymagało dużo poświęcenia... Wystarczy, że pójdziesz do ogrodu i porozmawiasz od serca ze swoją przyjaciółką z dzieciństwa... 

Mac: Luna! 

Mac szeroko się uśmiechnęła, po czym wyjęła dłonie z kieszeni i ruszyła w stronę schodów, od których kawałek odeszła, gdy rozmawiała z mnichem. Zanim jednak zniknęła za progiem, mnich krzyknął do niej jeszcze jedno zdanie. 

Główny mnich: Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Mackenzie! 

Dziewczyna prawie biegiem zniknęła za progiem, a mnich lekko rozbawiony tą sytuacją, ruszył do schodów, po czym udał się do siedzących w jadalni elementów. 



Juan* - Chińska waluta

Czy ktoś coś podejrzewa, o co chodzi z tamtą zagadką?
Powiem wam tylko tyle.
Jak ktoś chce się bawić w rozwiązywanie tego, to każde zdanie roszyfrowujcie po kolei.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro