Przeznaczone spotkanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Naprawdę mam nadzieję, że tym razem nigdzie się z jednym imieniem nie jebłam podczas korekty.

Do głowy Mackenzie odrazu wróciły pewne wspomnienia. 

Młoda Luna: Maikie! 

Młoda Mac: Co się stało, Lu?

Młoda Luna: Twoje rysunki są niesamowite! Maikie, proszę, naucz mnie tak rysować! 

Młoda Mac: Dobra! 

Mackenzie i Luna były najlepszymi przyjaciółmi. Znały się od zawsze. Głównie za pośrednictwem swoich matek, które również się ze sobą bardzo przyjaźniły. Obie były uzdolnione plastycznie, przez co ciągle ze sobą rywalizowały i uwielbiały to robić, ponieważ obie kochały swoje towarzystwo. Jednak po wypadku wszystko się zmieniło. Mackenzie przestała być dziewczynką, u której uśmiech nigdy nie schodził z twarzy. Ich przyjaźń została zniszczona w dniu, gdy Mackenzie została przeniesiona do innego sierocińca i wyjechała z kraju. Po tym ich kontakt całkowicie się urwał i nie widziały się aż do teraz. 

Mackenzie stała teraz naprzeciw Luny. Po jej policzkach spływały łzy, jedna za drugą, gdy po chwili w końcu wypowiedziała jej imię. 

Mac: Luna? 

Spotkanie po dziesięciu latach było dla niej, aż zbyt uderzające. Nie wiedziała jak zareagować. A już tymbardziej nie umiała zrozumieć, czemu dziewczyna jest w towarzystwie Liliany. 

Mac: To naprawdę ty.... Luna! 

Krzyknęła, a jej głos załamał się przez uczucie zdrady, smutku i gniewu, które kumulowały się wszystkie razem. Czekały tylko na odpowiedni moment, aby wybuchnąć. 
 
Nina: Mac... Znasz ją? 

Dziewczyna spojrzała na gothkę, która przyglądała się blondynce. 

Mac: To... To Luna... Była moją przyjaciółką... Nim wyjechałam z Holandii... 

Luna: Dobrze powiedziane... Byłam twoją przyjaciółką... Bo aktualnie, cię nienawidzę... 

Powiedziała z pogardą wymalowaną na twarzy, dziewczyna ubrana w czarne rurki, granatową koszulkę w szare paski, skórzaną kurtkę z podwiniętymi rękawami do łokci, chokerem na szyi i w czarnych botkach na płaskim obcasie. Miała jasne, prawie białe włosy sięgające do ramion, na które miała założoną szarą czapkę z napisem "FUCK" i jasne, błękitne oczy, które były mocno podkreślone przez fioletowy cień do oczu. Słowa, które padły z jej cienkich ust uderzyły prosto w serce dziewczyny. 

Mac: Co? 

Powiedziała zachrypniętym głosem, który był dowodem na to, że jest bliska płaczu. 

Luna: Dobrze słyszałaś...Nienawidzę cię, Maikie... 

Mac: O czym ty... Co ty mówisz? Luna.. Przecież... 

Dziewczyna próbowała zrozumieć słowa przyjaciółki. 

Mac: Byłyśmy przecież najlepszymi przyjaciółkami... Dlaczego mówisz takie... 

Luna: Nigdy nie uważałam cię za przyjaciółkę... 

Weszła jej w słowo, a Mac otworzyła szeroko oczy zszokowana, bo poczuła jakby jej serce rozpadło się na milion kawałków. 

Luna: Zawsze we wszystkim musiałaś być lepsza! Wiesz jak ja się czułam, kiedy po twoim wyjeździe nauczyciele, przez całe przedszkole i podstawówkę porównywali mnie z tobą? 

Mac: Lu.. 

Ponownie jej przerwała. 

Luna: Nigdy nie będziesz tak dobra, jak Mackenzie... Powinnaś przestać rysować, bo i tak nigdy jej nie dorównasz... Dlaczego to ona wyjechała, a nie ty! 

Luna ruszyła w jej stronę zdenerwowana swoimi własnymi słowami. Pozostali stanęli jej na drodzę, ale ominęła ich, zmieniając się w chmurę mroku. Dokładnie taką samą, jaką potrafi władać Liliana. Gdy przebiegła przez pozostałe elementy, otoczyła prawą pięść mocą i zaatakowała Mac, która nadal była sparaliżowana przez przytłaczające ją informacje, którymi podzieliła się z nią Luna. Zanim się zoriętowała co się dzieje, dziewczyna już dostała z całej siły prosto w brzuch, zaraz pod mostkiem. Poczuła okropny ból i przez siłę uderzenia wylądowała prosto na skalę, która znajdowała się trzy metry za nią. 

Mac: Gha! 

Uderzyła w nią tak mocno, że dziewczyna aż wykrztusiła krew. Pozostali się tym bardzo przerazili, ponieważ wiedzieli, że dziewczyna nadal nie jest w stanie używać swojej mocy. Wszyscy jednym chórem wykrzyknęli imię dziewczyny. 

Elementy: MAC! 

Już chcieli ruszyć jej z odsieczą, jednak drogę zagrodziła im ogromna ściana stworzona z chmury mroku Liliany. Spojrzeli w jej kierunku.

Liliana: A wy dokąd? Wy sie pobawicie z moimi pluszaczkami... A przyjaciółeczki urządzą sobie imprezkę wyznaniową... 

Spojrzeli w kierunku Mac, która po poprzednim ataku ze strony Luny była ledwo w stanie się podnieść. Opierała się dłońmi o podłoże i próbowała wstać. Włosy opadały jej na ziemię, przez co ledwo widziała. Nagle jej noga się przesunęła i ponownie upadła. Luna zaczęła powoli iść w jej stronę, a wtedy elementy już całkiem nie wiedziały co robić. 

Lin: Co robimy? 

Nina: Chyba nie mamy wyboru... 

Spojrzała w kierunku kłębów dymu, z których wyłaniały się kolejno stwory. 

Nina: Najpierw sie musimy zająć tymi tu... 

Jack: Dopiero potem będziemy mogli pomóc Mac... 

Rey: Musi sobie poradzić, póki się skończymy z nimi... 

Jack: Ale... Co robimy, jest ich zbyt dużo... 

Powiedział patrząc na gromadę daemononów, składających się z różnych ich podrodzajów. Od tych przypominających ludzi, przez przypominające mityczne stworzenia, ze słowiańskich legend, aż po daemonony olbrzymy. 

Lin: Ma ktoś jakiś plan? 

Spytała zaniepokojona, spoglądając kątem oka na pozostałych. 

Nina: Rey... 

Spojrzał na dziewczynę, która wyglądała na bardzo zdeterminowaną. 

Nina: Zamrozisz najmniejszym dolne partie ciała, żeby nie mogły się ruszyć... I poprzebijasz kolcami ich głowy... Wtedy padną na dobre... 

Chłopak kiwnął głową. 

Nina: Lin... Wyciągniesz lawę spod ziemi i załatwisz olbrzymy... 

Lin: Jasne... 

Nina: Jack... Ty i ja zajmiemy się tymi średniej wielkości daemononami... Ty je zwiążesz, a ja przywalę im błyskawicom... 

Jack: Ta jest... 

Wszyscy ruszyli na daemonony, a Mac ponownie próbowała się podnieść na równe nogi. Gdy udało jej się wstać, złapała się za brzuch, który ją teraz niemiłosiernie bolał, przez uderzenie ze strony Luny. Uniosła głowę i spojrzała na blondynkę, która miała obojętny uśmiech na twarzy i patrzyłam na dziewczynę z politowaniem. 

Luna: Zawsze byłaś taka słaba? Co się stało z tą burzą energii, którą kiedyś byłaś? 

Mac: Luna.. Przepraszam... Nigdy nie chciałam,.. aby ktoś cię do mnie porównywał... Naprawdę... Przepraszam cię za to... 

Mówiła z wielkim trudem i bólem wymalowanych na twarzy, a po chwili zaczęła kaszleć. Luna tylko się jej przyglądała, a po chwili przerzuciła ciężar ciała na swoją lewą nogę i odwraciła wzrok w prawą stronę, oblizując przy tym górną partię zębów. Po chwili zwraciła się do dziewczyny kręcąc głową i uśmiechając się przy tym perfidnie. 

Luna: Co mi po twoich nic nie znaczących przeprosinach? Po co mi one teraz? Od kiedy w pierwszej klasie podstawówki przenieśli cię do innego sierocińca, wysłuchiwałam tamtych tekstów... To, że teraz mnie przeprosisz, nic nie zmieni... Wspomnień nie da się zmienić... 

Mac z przerażeniem spojrzała na przyjaciółkę. Wyprostowała i już miała coś odpowiedzieć, ale Luna ruszyła w jej kierunku biegiem. Dobiegła do dziewczyny, po ponownie uderzyła ją w brzuch na co Mackenzie zaczęła ponownie kaszleć. Brunetka zgięła się w pół trzymając za brzuch, gdy nagle poczuła kolejny cios ale tym razem w twarz. Luna uderzyła ją w lewy policzek, przez co dziewczyna straciła równowagi i znów znalazła się na ziemi. Jej rówieśniczka parsknęła pod nosem, po czym odwróciła wzrok, aby spojrzeć na pozostałe elementy. 

Luna: Teraz oni są twoimi przyjaciółmi? Ich też zamierzasz w jakiś sposób zranić? 

Mac: Nie...zamierzam... Ciebie też nie chciałam... Byłyśmy dla siebie niczym siostry... Ale... Musiałam wyjechać... Wiem, że... Gdy wyjechałam wszystko się spieprzyło... Powinnam się odezwać... Ale tego nie zrobiłam... Było mi głupio z tego powodu... 

Luna: TY MNIE WOGÓLE SŁUCHASZ?! 

Krzyknęła i zaśmiała się pod nosem. 

Luna: Nie chce twoich głupich przeprosin... Nie obchodzą mnie one... Maikie... Zniszczyłaś mi życie! 

Podeszła do Mac, która nadal leżała na ziemi i kopnęła prosto w brzuch. Kopnięcie było tak mocne, że przeturlała się kilka razy w stronę pozostałych. Nina ją zauważyła, kiedy właśnie miała wystrzelić błyskawicą w kierunku kolejnego olbrzyma.

Nina: Mac?!

Próbowała się podnieść i gdy opierała się już na łokciach usłyszała jak ktoś krzyczy. Był to Rey. 

Rey: NINA! SCHYL SIĘ! 

Nina: Co? 

Odwróciła się w jego kierunku, dzięki czemu zobaczyła łapę ogromnego daemonona, która następnie uderzyła prosto w nią. Dzieczyna wydała z siebie piskliwy, przeraźliwy krzyk, po czym uderzyła prosto w skałe. Padła na ziemię wijąc się z bólu. Pozostali natychmiast ruszyli w jej kierunku. Wszyscy poza Mac, która w tym momencie nie mogła się ruszyć. Jack podszedł do Niny z zamiarem podniesienia jej, ale gdy tylko dotknął jej ręki ta krzyknęła z bólu. 

Nina: NIE DOTYKAJ MNIE! 

Krzyknęła przekręcając się z bólu, a chłopak odrazu odsunął ręce. Lin do niej się przysunęła, która jak najdelikatniej umiała sprawdziła co z dziewczyną. 

Lin: Chyba ma wybite ramię... 

Rey spojrzał na resztę kątem oka, po czym zaczął wdawać rozkazy. 

Rey: Lin, zajmiesz się Niną... Jack, ty mi pomożesz... Ma... 

Przerwał, gdy zobaczył olbrzymiego daemonona stojącego nad dziewczyną. Podniósł ją z ziemi w swojej wielkiej łapie, a ona nawet na to nie zareagowała, miała tylko spuszczoną głowę. Jej włosy całkowicie zakryły twarz, przez co nie można było dostrzec, czy dziewczyna nie straciła przypadkiem przytomności. Tylko jej prawa ręka była uwolniono. Elementy się przeraziły, widząc swoją przyjaciółkę w takim położeniu. 

Lin: MAC! 

Krzyknęła na całe gardło, a jej głos się aż załamał. Po kilku sekundach usłyszeli cichy śmiech Liliany, która nadal spokojnie siedziała na skale, jak gdyby nigdy nic. Elementy na nią spojrzeli, podobnie jak Luna, która w tym momencie była zdezorientowana. 

Luna: Co robisz?! 

Nastolatkowie spojrzeli na nią zaskoczeni. 

Luna: To ja miałam zająć się Maikie! 

Liliana: Cóż... Przykro mi... Straszną nudą powiało... Dlatego...
 
Spojrzała na Mackenzie i uniosła prawą rękę do góry. 

Liliana: Muszę się trochę zabawić... 

Uśmiechnęła się ze złośliwością. 

Liliana: Daj mi posłuchać swojego słodkiego głosiku... Mackenzie... 

Przekręciła prawą dłoń, którą cały czas trzymała w górze, a przy tym zacisnęła ją w pięść. Nagle wszyscy usłyszeli ocierające się o siebie skały i spojrzeli w kierunku daemonona, który zaczął miażdżyć dziewczynę w swojej łapie, jednak ona nie wydawała z siebie żadnego dźwięku. 

Liliana: A to co? Nie boli? W takim razie proszę bardzo! 

Zacisnęła pięść z całej siły, a Mac wydała z siebie przeraźliwy krzyk, który przeraził pozostałych. Pozostali mogli tylko patrzeć, jak dziewczyna krząta się z bólu w łapie daemonona, ponieważ gdyby którekolwiek użyło elementu, mogłoby zranić brunetkę. W tym samym czasie Luna, która stała w oddali upadła na kolana i ze łzami płynącymi po policzkach patrzyła na Mac. 

Luna: Maikie... MAIKIE!!!!! 

Krzyknęła i spuściła głowę, a jej łzy zaczęły opadać na ziemię. Nagle wszyscy usłyszeli głośny trzask, a wszystkie pary oczu skierowały się na Mac. Miała szeroko otwarte oczy z których wypływały łzy, a przy tym wyraźnie było widać, że się dusi z bólu. 

Liliana: Właśnie strzeliły żebra... 

Parsknęła śmiechem pod nosem, po czym jeszcze mocniej zacisnęła pięść. Dziewczyna ponownie zaczęła krzyczeć w niebogłosy, ale tym razem spojrzała na niebo, gdzie górowało słońce. 

Mac: Niech.. Mi ktoś pomoże... Mamo... Tato.. Proszę... 

Nina: MAC! 

Krzyknęła dziewczyna, która podniosła się i klękała na jednej nodze. I w tym momencie stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Oczy Mackenzie zajęły się jasnym światłem, a jej całe ciało zaczęło świecić. Jej włosy zaczęły latać, jakby pod wpływem wiatru, którego nie było. Światło wokół niej się rozszerzyło, a łapa w której trzymał ją stwór, rozpadła się w drobny gruz. Uwolniona z jego uścisku, wylądowała na ziemi i zaczęła kaszleć, po czym złapała się ona za bok. Zgięta w pół, podniosła się na lekko ugięte nogi. Liliana widząc to podniosła się ze skały, a przy tym wydała polecenie daemononowi. 

Liliana: Złap ją! 

Daemonon zaczął powoli wyciągać w kierunku dziewczyny swoją drugą łapę, ale nim zdążył to zrobić, Mackenzie wycelowała w jego stronę dłoń i strzeliła błekitym promieniem. Zniszczyła daemonona, po czym jej ręka opadła niemalże bezwładnie. Pozostałe elementy trwały w bezruchu ze zdziwienia, a podczas tego patrzyły na nią szeroko otwartymi oczami oraz rozchylonymi ustami. 

Nina: Przed chwilą... Mac... ona.. 

Jack: Użyła... elementu?

Rey: Nie wierzę... 

Lin: To.. to było niesamowite! Mac! 

Dziewczyna zachwiała się i odwróciła w kierunku Liliany, po czym nagle znalazła się naprzeciwko niej. Złapała ją lewą ręką za szyję, a następnie wbiła w ziemię. Uniosła prawą dłoń zaciśniętą w pięść, którą oplotło złociste światło. Po chwili zamachnęła się, a Liliana zaczęła zamieniać się w czarną chmurę. Dziewczyna uderzyła gołą pięścią w skalne podłoże, a uderzenie było tak silne przez moc Mackenzie, że powstała fala uderzeniowa, która wywołała silny wiatr. Wszyscy zakryli się przed pyłem, który latał w powietrzu, a gdy wszystko się uspokoiło zauważyli, że daemonony których nie pokonali zniknęły wraz z kobietą. Nastolatkowie wraz z Luną się otrząsneli, po czym podbiegli do dziewczyny. Podniosła się na równe nogi, aby w kolejnym momencie spojrzeć na swoją prawą dłoń, na którą spadła kropla krwi. 

Lin: Mac? 

Zapytała cicho, a dziewczyna się wzdrygnęła. Odwróciła się do reszty, dzięki czemu zauważyli dwa strumienie czerwonej cieszy lecącej z jej nosa. Nagle zachwiała się, robiąc przy tym dwa kroki do tyłu, a oczy przekręciły do góry. Rey jak najszybciej do niej podbiegł i złapał, gdy leciała w tył. Potrząsnął nią delikatnie, kiedy trzymał ją w swoich ramionach, aby spróbować ją jakoś ocucić. 

Rey: Mac? Mac! 

Spojrzał na pozostałych, którzy byli zmartwieni, że dziewczyna nie kontaktuje, a on sam w kolejnej chwili zaczął wydawać rozkazy. 

Rey: Lin otwórz portal do świątyni... Trzeba ją zabrać do punktu medycznego.. 

Lin podeszła do Mac, którą Rey podniósł na ręce jak księżniczkę, po czym wyjęła z woreczka przy jej spodniach jedną kulkę Lajosa. Wypowiedziała szeptem dokąd portal ma otworzyć drogę, a w kolejnej chwili zamiast ją rozdeptać, rzuciła nią o ziemię. 

Jack: Kulki powinno się rozdeptywać... 

Stwierdził, a Lin na niego spojrzała. Po chwili zobaczyła, jak otwiera się za nią portal. 

Lin: W ten sposób też się da... 

Lekko się uśmiechnęła, rozkładając przy tym ręce na boki, po czym spojrzała na Mac. Rey ruszył razem z dziewczyną w kierunku portalu, a gdy Luna to zobaczyła chciała ich zatrzymać. Wyciągnęła w ich kierunku rękę, ale przypominając sobie sytuację sprzed kilku chwili, zawachała się. Nina dostrzegła jej ruch kątem oka, dlatego zatrzymała wszystkich. 

Nina: Poczekajcie... 

Rey: Nina? 

Lin: Co robisz? 

Podeszła do Luny, a ta złapała się za prawę przedramię i spuściła wzrok. 

Nina: Nie możemy jej tak tu zostawić... 

Rey: CO!? Muszę ci przypomnieć jak przywaliła Mac? 

Nina: A czy Mac postąpiła by w ten sposób i po prostu ją tu zostawiła na pastwę losu? 

Rey się zdziwił się argumentem, jaki rzuciła dziewczyna, przez co już nic więcej nie powiedział. Dziewczyna odwróciła się w kierunku blondynki i wyciągnęła do niej zdrową rękę. 

Nina: Luna... Prawda? 

Dziewczyna się nie odezwała, a tylko lekko przytaknęła głową. 

Nina: Chodź z nami... 

Luna spojrzała na gothkę zdziwiona jej zachowaniem w stosunku do niej. 

Luna: Ale... Przecież... 

Nina: Napewno masz dużo do powiedzenia Mac... 

Uśmiechnęła się Nina, a Luna popłakała, kiwając przy tym głową. Ruszyła za resztą wycierając łzy z policzków i razem przenieśli się do świątyni. 

Rey: Nina... Chodź odrazu ze mną... Idziemy do punktu medycznego... 

Nina: Luna... Chodź z nami... 

Jack: Ja z Lin pójdziemy po mnicha... 

Nina: Jasne! 

Rozeszli się w swoje strony. Luna szła szybkim krokiem za Reyem i Niną, a chłopak cały czas przyglądał się dziewczynie kątem oka. Po chwili lekko się schylił do dziewczyny, która wzrostem nie przekroczyła metra sześćdziesiąt, aby szepnąć jej coś na ucho. 

Rey: Coś mi z nią nie gra... 

Nina: Nie przesadzaj... Sam się ubierasz cały na czarno... 

Rey: Jestem emo... 

Nina: A ja gothem i co z tego... Wątpię, że ma jakieś wrogie zamiary... 

Rey tylko pokręcił głową zrezygnowany, po czym popchnął drzwi do punktu medycznego, gdzie odrazu zajęli się Mac, a następnie Niną. W tym samym czasie Lin wraz z Jackiem poszli do mnicha. Gdy tylko wytłumaczyli mu co się mniej więcej stało, odrazu biegiem ruszyli do punktu medycznego zobaczyć co z dwójką rannych elementów. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro