Szczere wyznanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po kilku minutach doszli do wieży. Mnich czekał na nich na parterze, i o dziwo Eliot również tam był. Wszyscy do niego podeszli, aby następnie rozpocząć spotkanie. 

Główny mnich: Dobrze. Skoro już jesteśmy wszyscy, to zaczynajmy. Pierwsza sprawa, to kamień księżycowy... 

Jack: Do czego był nam on potrzebny? 

Główny mnich: Do nauki kontrolowania blasku księżycowego przez Mackenzie. Chociaż w tym momencie, nie jest on nam już potrzebny, prawda, Mackenzie? 

Wszyscy na nią spojrzeli, a ona podrapała się po głowie i odwróciła wzrok. 

Mac: Tak... Cóż... 

Główny mnich: Dobrze podejrzewałem, że znalazłaś książkę z zapisanymi wszystkim technikami Elementu Blasku Słońca i Księżyca? 

Mac: Tak... 

Główny mnich: Czy to z niej nauczyłaś się Absorpcji? 

Mac: .... Tak... 

Główny mnich: Miałaś z jego pomocą się uczyć, ale skoro z użyciem książki idzie ci lepiej, to nie jest nam on potrzebny... 

Mac: No bez żartów. Prawie utonęłam przez ten kamień... 

Potargała sobie włosy lekko zirytowana, na co pozostali tylko westchnęli. 

Główny mnich: No cóż, ryzyko będzie wam towarzyszyć na każdej misji, dlatego proponuję  aby Eliot dołąc.. 

Mac: Nie zgadzam się... 

Weszła mu w zdanie, na co ponownie wszyscy na nią spojrzeli. 

Eliot: Ale Makki... 

Mac: Powiedziałam ,,NIE"... Nie przeżyłabym drugi raz depresji, którą miałam po śmierci rodziców, jeśli by ci się coś stało. Eliot nie dołączy do drużyny... 

Powiedziała stanowczym głosem, a Eliot tylko opuścił głowę, co oznaczało, że zrezygnował z dalszego ciągnięcia tej rozmowy, dlatego mnich wziął sprawy w swoje ręce. 

Główny mnich: Rozumiem, że się o niego martwisz, ale może jednak spróbuj to przemyśleć... 

Mac: Szanuję mnicha jak nikogo innego, ale nie zamierzam narażać Eliota na takie niebezpieczeństwo. Eliot to mój młodszy brat i jedyna rodzina jaka mi została po śmierci rodziców. Nie zamierzam przeżywać drugi raz czegoś takiego. Jestem kapitanem i taka jest moja decyzja. Nikt tego nie zmieni.

Główny mnich: Rozumiem. Chyba nie dam rady cię przekonać. Na dzisiaj koniec.... 

Nina: Tylko tyle chciał nam mnich powiedzieć? 

Lin: Krótkie to dzisiejsze spotkanie. 

Główny mnich: To prawda, że było krótsze, niż zazwyczaj, ale tylko tyle miałem wam do przekazania. Możecie się rozejść. 

Mac: Mnichu... 

Zwróciła się do niego, na co on i pozostali na nią spojrzeli. 

Główny mnich: O co chodzi, Mackenzie? 

Mac: Ja i Rey musimy z mnichem porozmawiać.. 

Główny mnich: Rozumiem. Więc chodźcie do zwojowni... 

Oboje kiwnęli głowami, po czym ruszyli za mnichem. Pozostała czwórka na siebie spojrzała, ale wszyscy zgodnie wzruszyli ramionami i pokręcili głowami na znak tego, że nie wiedzą, o co chodzi. Wyszli z wieży i zajęli się sami sobą. W tym czasie Mac i Rey wraz z mnichem weszli do zwojowni, po czym usiedli przy jedynym stole, na którym nie było porozkładanych zwoji.

Główny mnich: Dobrze. A więc, o co chodzi? 

Mac: Zeszłej nocy widzieliśmy coś dziwnego... 

Główny mnich: Coś dziwnego? 

Rey: Dwa piętra w wieży... One... Nagle zapaliło się w nich jaskrawe, białe światło, po czym nagle ono znikło... 

Główny mnich: Jaskrawe, białe światło na piętrach? Jesteście pewni? 

Mac: Czegoś takiego nie da się przegapić... 

Rey: Co to mogło oznaczać? 

Główny mnich: To, że Święta Broń, która została zniszczona podczas walki z Chaosem trzysta lat temu, zaczęła przybierać swoją dawną formę. A to oznaczało by, że wasza dwójka w najbliższym czasie przebudzi swoje bronie... 

Mac: Myślałam, że bronie powinny się przebudzić dopiero w dniu ostatecznej bitwy... 

Główny mnich: Bo powinny... A przynajmniej tak było napisane w historii poprzedniej generacji... Ale jeśli już zaczęły się one przebudzać, to znaczy, że ta bitwa nadejdzie szybciej niż się tego spodziewaliśmy. Prawdopodobnie oczywiście. Nie jesteśmy wszystkiego pewni w stu procentach... 

Mac: Musimy zacząć ciężej ćwiczyć... 

Oboje na nią spojrzeli. Siedziała opierając się łokciami o stół i trzymając się za dłonie. Miała je ułożone pod nosem. 

Mac: Jeśli ten dzień zbliża się coraz to większymi krokami, nie możemy teraz bezczynnie siedzieć i czekać... 

Główny mnich: Podziwiam twoją postawę, jednak nie możecie również wymagać od siebie za dużo.

Rey: Mac, nie martw się. Gdy nadejdzie ten czas, napewno będziemy gotowi... 

Mac: Rey... 

Spojrzała na niego, po czym kiwnęła głową, lekko się uśmiechając, co chłopak odwzajemnił. W tym samym czasie mnich na chwilę od nich odszedł, a gdy wrócił trzymał w dłoni jeden zwój. 

Mac: Co to? 

Wskazała na skręcony rulon papieru. 

Główny mnich: Opowiem wam pewną historię. Opowiada ona o Elemencie Lodu...

Spojrzał na nich.

Główny mnich: Oraz o Elemencie Blasku Słońca i Księżyca... 

Oboje się zdziwili, po czym skierowali ponownie wzrok na mnicha, gdy wymienili spojrzenia. 

Główny mnich: Przed trzystu laty, nim wasze poprzednie wcielenia zginęły podczas walki z Chaosem, dwa z pięciu, a wcześniej sześciu elementów, zakochały się w sobie... 

Nastolatkowie ze zdziwienia szeroko otworzyli oczy. Słuchali mnicha dalej, nie przerywając mu. 

Główny mnich: Element Blasku Słońca i Księżyca oraz Element Lodu, na samym początku byli swoimi wrogami. Unikali się jak ognia. Później stali się swoimi rywalami i konkurowali ze sobą we wszystkim co robili, jednak im więcej czasu przez to ze sobą spędzali, tym bardziej się do siebie zbliżali. Po pewnym czasie to wszystko przerodziło się w silne uczucie, którego nie byli w stanie powstrzymać. Byli swoimi przeciwieństwami, a mimo to, zakochali się w sobie. Rok później oboje postanowili wziąść ślub, a po kilku miesiącach Element Lodu zaszła w ciążę, której nie donosiła. Gdy była w piątym miesiącu Chaos zaatakował, a dziecko zmarło wraz z ojcem i matką... 

Mac: To okropne... 

Rey spojrzał na Mac, która miała łzy w oczach. 

Główny mnich: Jesteście ich reinkarnacją, dlatego muszę wiedzieć... 

Mówił poważnym tonem, patrząc na nastolatków i nie spuszczając z nich wzroku. 

Główny mnich: Czy między wami jest coś więcej, niż zwykła przyjaźń? 

Mac spojrzała na Reya, a on na nią. Rey spuścił głowę zastanawiając się nad tym, co poczuł w środku nocy podczas schadzki z Mac, a także wszystkie razy, kiedy spojrzał na nią w inny sposób. Jednak nim zdążył cokolwiek powiedzieć, zrobiła to za niego brunetka. 

Mac: Jesteśmy przyjaciółmi i jesteśmy dla siebie, jak rodzina. Nie ma między nami relacji romantycznej. Prawda, Rey? 

Rey się wzdrygnął na jej ostatnie słowa. Zacisnął zęby z całej siły, po czym zaczął mówić mając je cały czas w ten sposób. 

Rey: Zgadzam się. Nic więcej między nami nie ma... 

Główny mnich: Dziękuję za szczerą odpowiedź. To chyba wszystko. Możecie iść... 

Oboje kiwnęli głowami, po czym wyszli ze zwojowni. Rey ruszył przodem w kierunku schodów, a Mac zaraz za nim. Zauważyła, że chłopaka nagle zaczęło coś gryźć, dlatego postanowiła go o to zapytać. 

Mac: Co ci jest? 

Rey: Nie twój interes! Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy i mnie zostaw! 

Mac: Rey? 

Zszokowana Mac zatrzymała się w połowie klatki schodowej, przyglądając się jak chłopak odchodzi. Po chwili wszystko co widziała, stało się zamazane. W jej oczach zebrały się łzy, które kilka sekund później spłynęły po jej policzkach. 
Nie rozumiała dlaczego nagle chłopak stał się dla niej tak zimny i oschły. Ze łzami spływającymi po twarzy, zeszła po schodach, a następnie wyszła z wieży. Szurając nogami poszła do ogrodu, gdzie usiadła na balustradzie spuszczając nogi ze strony przepaści. Spojrzała w dół i zaczęła myśleć na głos. 

Mac: Powiedziałam coś nie tak? 

Tymczasem emo wrócił do swojego pokoju i oparł się o zamknięte drzwi. Po chwili gapienia się w podłogę trzasnął się w czoło z otwartej dłoni. 

Rey: Jestem idiotą... 

Powiedział sam do siebie, po czym zabrał ze swojego biurka małe słuchawki. Następnie wyszedł ze swojego pokoju, po czym poszedł poszukać Mackenzie, wcześniej sprawdzając jej pokój. Przeszukał całą świątynię, a na samym końcu został mu do przeszukania ogród. Szybkim krokiem przeszedł przez dziedziniec, tym samym sprawiając, że zauważyli go pozostali, którzy wrócili z wioski u zbocza góry. 

Nina: A temu co? 

Jack: Zasuwa, jakby miał motor w tyłku... 

Lin: Ten żart jest stary i już mało śmieszny... 

Eliot: Może chodźmy za nim? 

Wszyscy kiwnęli głowami, po czym ruszyli za chłopakiem, ale tak, aby ich nie zauważył. Doszedł do balustrady, tym samym w końcu znajdując Mac. Siedziała opierając brodę o lewe kolano i mamrocząc coś pod nosem. Podszedł bliżej, dzięki czemu usłyszał, że wyzywa go od najgorszych. 

Mac: Głupi, zarozumiały, egoistyczny, chamski, idiotyczny, zaborczy, wredny, okropny, arogancki emo... 

Rey: Przyznaje... 

Odwróciła się do niego. 

Rey: Zasłużyłem sobie na te wyzwiska... 

Naburmuszona Mac napompowała policzki, a następnie odwróciła się w kierunku gór, robiąc przy tym charakterystyczne ,,phi!".

Mac: Czego? 

Rey: Słuchaj.. 

Mac: Co? Chcesz mi jeszcze dowalić jakimś chamskim tekstem? To dawaj... 

Rey: Tak się składa, że chciałem cię przeprosić, ale skoro wolisz robić jakieś fochy, to proszę bardzo... 

Mac:... 

Opuściła głowę, a Rey zrozumiał, że ponownie przesadził. 

Rey: Możesz się nie odzywać. Zasłużyłem sobię. Jeśli chcesz, możesz mi dowalić czym chcesz. 

Mac odwróciła się do niego, po czym z naburmuszoną miną zeszła z balustrady, a następnie podeszła do chłopaka. Stanęła przed nim ze spuszczoną głową. Zacisnęła dłonie w pięści, wbijając sobie przy tym paznokcie w skórę, a następnie zaczęła bić chłopaka po klatce piersiowej, jednocześnie wyrzucając z siebie wszystko. 

Mac: Jesteś totalnym idiotom!

W tym momencie pozostali doszli do tego miejsca, ale schowali się za krzakami. 

Nina: O co chodzi? 

Spytała pozostałych szeptem, na co pokręcili  głowami, co oznaczało, że nic nie wiedzą. 

Jack: Wydaje mi się, że zaraz się dowiemy... 

Wskazał na Mac, która nadal biła chłopaka. 

Mac: Martwiłam się o ciebie, a ty mi z takimi tekstami wyskakujesz?! Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi! Przyjaciołom nie odpowiada się w taki sposób! Dlaczego mnie odtrącasz, kiedy ja chce ci pomóc?! Sam żeś mówił, że przyjaciół i rodziny się nie zostawia w potrzebie! Dlaczego... Dlaczego nagle musisz się zachowywać, jak pierwszorzędny cham!? 

Mówiła zalewając się łzami, a z każdym zdaniem uderzała go z coraz to mniejszą siłą, aż w końcu przestała. Zakryła twarz dłońmi, po czym oparła głowę o jego pierś. Po chwili Rey otoczył ją ramionami, a następnie oparł brodę o jej głowę. Przyciągnął ją co siebie usuwając granicę między nimi i zamykając płaczącą dziewczynę w szczelnym uścisku. 

Rey: Przepraszam, Mac... 

Mac: Dlaczego czasami zachowujesz się w taki sposób? To przecież normalne, że się o ciebie martwię. Jesteś w końcu moim przyjacielem.
Więc czemu? 

Rey: Bo mam wrażenie, że wtedy słyszę moją matkę... 

Mac się nie odezwała, dlatego kontynuował. 

Rey: Już nie raz próbowałem zrobić coś z tym, żeby odpowiadać w inny sposób, ale nie umiem. Gdy ktoś się o mnie martwi, nie umiem odpowiedzieć w inny sposób. Każdego zawsze muszę zranić. Jestem mistrzem niszczenia wszystkiego, co dla mnie ważne.

Mac: Nie mów tak... 

Zapadła kilku minutowa cisza. 

Rey: Ej, Mac. Wybaczysz mi? 

Odezwał się po około pięciu minutach. 

Mac: Zastanowię się... 

Rey: To w takim razie, mam dla ciebie rekompensatę.

Mac: Rekompensatę?

Odsunęła się od niego i spojrzała mu w oczy. On się lekko uśmiechnął, po czym wziął Mac za rękę i poprowadził do ławeczki. Oboje na niej usiedli, a Rey wyjął z kieszeni telefon i słuchawki. Podłączył je pod telefon, po czym podał dziewczynie. 

Mac: Chcesz mi coś puścić? 

Zapytała odbierając słuchawki i poprawiając się na ławce tak, że siedziała na niej okrakiem. 

Rey: Coś nad czym bardzo długo pracowałem... 

Założyła słuchawki, po czym Rey włączył piosenkę, którą sam napisał. Mac wsłuchiwała się w melodię, aż w pewnym momencie usłyszała głos. Głos śpiewającego Reya. Spojrzała na niego zaskoczona, na co on jej odpowiedział lekko się uśmiechając. Nie mogła uwierzyć, że chłopak ma tak niesamowity głos i jest tak utalentowany muzycznie. Opuściła głowę próbując zrozumieć tekst piosenki, gdy nagle, w pewnym momencie chłopak ujął jej twarz w dłonie. Zdziwiona Mac spojrzała na niego. Sięgnęła do słuchawek z zamiarem wyjęcia ich z uszu, jednak Rey je przytrzymał. Spojrzała mu w oczy, nie rozumiejąc całej sytuacji, gdy Rey nagle zaczął mówić. 

Rey: Zdenerwowałem się, bo... Musiałem zaprzeczyć swoim uczuciem wobec ciebie... 

Przełknął ślinę. 

Rey: Zakochałem się w tobie... Mac... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro