To, co stało się naprawdę

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mac trzymała Eliota z całej siły, a pozostali się przyglądali tej uroczej scenie. Po chwili jednak zaczęła mu robić na głowie jeżyka. Pozostali się zaśmiali podobnie zresztą, jak Mac i Eliot. 

Główny mnich: Mackenzie, kto to jest?

Zapytał mnich, na co dziewczyna odrazu się odwróciła. Pozostałym natychmiast rzucił się jeden ogromny szczegół. Jej oczy. Jedno świecące się na jasny błękit, a drugie na złoto. Mieniły się ostro tymi dwoma kolorami, a pozostałym aż odebrało mowę na ten widok. 

Nina: Mac?! 

Mac: Co? 

Lin: Twoje oczy... 

Eliot: Nadal ci się świecą.

Szepnął do dziewczyny. Ona mrugnęła kilka razy i za trzecim otwarciem oczu, wróciły one do normalności. Otworzyła je, a całe światło rozeszło się po jej oczach i zniknęło. 

Mac: Już? 

Eliot kiwnął głową, po czym Mac spojrzała na resztę. 

Mac: No co? 

Pozostali przyglądali się dziewczynie z szeroko otwartymi oczami. 

Główny mnich: Mackenzie, pozwól proszę za mną. Pozostali również.

Wszyscy ruszyli za mnichem. Mac objęła brata ramieniem, po czym pociągnęła go za pozostałymi. Wszyscy ukradkiem spoglądali na dziewczynę, która na twarzy miała wielki uśmiech. Oni również się przez to cieszyli. Weszli za mnichem do sali treningowej i przeszli na środek, gdzie mnich się zatrzymał. 

Główny mnich: Stań tu proszę, Mackenzie... 

Spojrzała na niego, po czym puściła brata i podeszła w wyznaczone miejsce. Stanęła przed mnichem, a przy tym na niego spojrzała. 

Główny mnich: Wyciągnij proszę dłonie i zamknij oczy. 

Zrobiła o co poprosił mnich. Wyciągnęła przed siebie dłonie i ostatni raz spojrzała na mnicha, a także na resztę kątem oka, aby następnie zamknąć oczy. 

Główny mnich: Skup się, Mackenzie. Skup się na uczuciach. To jest twoja prawdziwa siła.

Wzięła głęboki wdech, aby oczyścić umysł i skupić się na tym, co było teraz istotne. Jej dłonie zabłysły, a przy tym wypłynęło z nich kilka strumieni światła, które zaczęły latać wokół brunetki i tworzyć najróżniejsze wzory. Pozostali szeroko otworzyli oczy, gdy tylko to zobaczyli. 

Lin: To jest... 

Nina: Piękne... 

Wzory zaczęły latać wokół każdego z elementów oraz dookoła Eliota i mnicha. Mężczyzna przychylił głowę i z uśmiechem na twarzy zaczął mówić. 

Główny mnich: Moc Elementu Blasku Słońca i Księżyca, opiera się głównie na emocjach. Z energii jaka się kształtuje, można odczytać co czuje.

Rey: Co aktualnie czuje Mac? 

Główny mnich: Spokój. Radość. A przynajmniej takie są moje przypuszczenia.

Mac otworzyła oczy, a jej moc wróciła spowrotem do jej dłoni, aby następnie zgasnąć. 

Jack: Te kształty zależą od tego, jakie uczucia odczuwa Mac? 

Główny mnich: Dokładnie. Wasza czwórka powinna udać się do punktu medycznego.

Spojrzał na Nine, Reya, Lin i Jack'a, po czym zwrócił się do Mackenzie. 

Główny mnich: A ty Mackenzie i.... 

Spojrzał na bruneta, który podszedł do Mac. 

Mac: Eliot... 

Objęła go ramieniem, a on się do niej przytulił, spojrzał na nią i się uśmiechnął. 

Główny mnich: Dobrze. W takim razie.. Mackenzie i Eliot. Chodźcie za mną.

Mac: Dobrze... 

Podeszła razem z Eliotem do reszty, gdy mieli iść za mnichem. 

Mac: Złapiemy się później... 

Powiedziała z wielkim uśmiechem na twarzy i ze szczęściem w oczach. Pozostali widząc to, mimowolnie się uśmiechnęli. 

Nina: Jasne... 

Odeszła kawałek, a gdy miała wychodzić pomachała do reszty lewą dłonią. Zniknęli za drzwiami, a pozostali ruszyli do punktu medycznego. 

Lin: Mac ma śliczny uśmiech... 

Nina: Zgadzam się... 

Jack: Nawet jak rozmawiała z Luną, nie miała aż takiego... 

Rey: Mhm... 

Lin: Co ci jest, Rey? 

Rey: Nic. Tylko ręce mnie bolą.

Nina: Fakt. Dopiero co miałeś założone opatrunki po ostatniej misji... 

Rey: Ta. Do wesela się zagoi.

Weszli do przychodni. Wieczorem mieli nadzieję pogadać z Mac, jednak gdy weszli do jej pokoju, ona już spała wtulona w swoją poduszkę. Następnego dnia rano ponownie do niej poszli, ale nie zastali jej. Przez cały dzień jej nie widzieli, a gdy w końcu na nią natrafili, natychmiast znikała. I tak było przez całe trzy dni. Dzisiaj mają dzień wolny i mogą odpocząć po ostatnich trzech dniach ciągłego treningu. Siedzieli na schodkach, które są przy wejściu do budynku mieszkalnego i rozmawiali na jeden temat. Na temat Mac i jej ciągłego znikania.

Lin: Nudzę się... 

Nina: Wiemy, Lin. Nie tylko ty.

Lin: Bez Mac są straszne nudy... 

Jack: Jestem ciekawy, co robiła przez ostatnie dni, gdy jej z nami nie było... 

Mac: Wystarczyło zapytać... 

Powiedziała czym wystraszyła wszystkich, ponieważ nagle pojawiła się pomiędzy nimi kucając i opierając się łokciami o kolana. Dłonie miała na twarzy, na której widniał uśmiech oraz lekko przymknięte oczy. 

Rey: Od kiedy ty tu... 

Mac: To urocze i mega miłe, że uważacie w ten sposób... 

Weszła mu w słowo. 

Rey: Mogłaś powiedzieć, że tu jesteś... 

Zaśmiała się na jego uwagę. 

Mac: No nieważne... 

Wstała i się wyprostowała, zakładając ręce za plecy. Nina zwróciła uwagę, że dziewczyna była ubrana trochę inaczej, niż zwykle można było ją zobaczyć. Trochę bardziej niechlujne. Miała na sobię koszulkę na ramiączkach, w szarym odcieniu z napisem „Memory”, który był biały, do tego miała białe dresy, które były nisko opuszczone, a w pasie były przewiązane fioletową, flanelową koszulą w czarną kratę. Na nogach posiadała jaskrawo zielone trampki, które sięgały ponad kostkę, a sznurówki odbija się na neonowo różowo oraz były przy długie dlatego, okręciła je wokół kostek. 

Mac: Chodźcie... 

Nina: Mam pytanko. Jakim sposobem cię nie zauważyliśmy? 

Zeszła po schodkach, jednocześnie z nich zeskakując, po czym odwróciła się do reszty i szeroko uśmiechnęła.

Mac: Sekret...

Pozostali na siebie spojrzeli, po czym wstali i ruszyli za Mac. 

Lin: Gdzie idziemy? 

Mac: Do ogrodu... 

Nina: Po co? 

Mac: Niespodzianka... 

Rey: Chyba nic z niej nie wyciągniemy... 

Powiedział z lekkich żartem. 

Mac: Nie... 

Przeciągnęła ostatnią literę. Po chwili weszli do ogrodu, mijając po drodzę dwa duże żywotniki rosnące przy wejściu. Przeszli w jedno z ulubionych miejsc Mackenzie, czyli pod skały ułożone w taki sposób, że wyglądały, jakby były dużym fotelem. Zatrzymali się przy niej, a Mac odwróciła się do reszty z szerokim uśmiechem na twarzy. 

Jack: Dobra, to.... Powiesz w końcu o co chodzi? 

Kiwnęła głową. 

Mac: Chce wam kogoś przedstawić.

Rey: Co? 

Spojrzała na skały. 

Mac: Możesz wyjść...

Odezwała się z uśmiechem na twarzy. Przez chwilę tak stali, ale nikt nie wyszedł zza skał. 
Mac powoli zaczęła się irytować, czego dowodził jej lekko przyśpieszający oddech. 

Mac: Wychodź... 

Już lekko wkurzonej dziewczynie zszedł uśmiech z twarzy, a zastąpił go wyraz porządnego wkurzenia, z lekką chęcią mordu w oczach. Do tego wszystkiego doszła jeszcze drgająca brew, która oznaczała, że Mackenzie jest na skraju zdenerwowania i za moment może wybuchnąć, co było raczej rzadkością. Podeszła do skały od przodu i na chwilę tam znikła. 

Mac: Wyłaź! Przecież cię nie zjedzą! 

Mówiła wypychając bruneta o szmaragdowych oczach zza skały. Chłopak przez chwilę próbował się jakoś wyrwać, ale widząc jej przyjaciół odpuścił i odwrócił wzrok. 

Mac: Dobra... 

Powiedziała lekko zdyszana, trzymając dłoń na ramieniu brata. Może Eliot jest od niej młodszy, ale na pewno jest dużo cięższy, tym bardziej, że zapierał się nogami. 

Lin: To jest... 

Dziewczyna kiwnęła głową, po czym objęła chłopaka ramieniem. 

Mac: To jest Eliot, mój młodszy braciszek. Eliot, to są moi przyjaciele.

Lin do niego podbiegła i jak to ona, rzuciła mu się na szyję. Zdezorientowany spojrzał na siostrę.

Mac: Przyzwyczaisz się... 

Założyła ręce na piersi, a przy tym się zaśmiała. 

Lin: Miło cię w końcu poznać! Jestem Lin! 

Powiedziała trzymając dłonie na ramionach chłopaka i szeroko się uśmiechając. 

Eliot: Miło mi... 

Powiedział cicho lekko zmieszany. 

Nina: Ja jestem Nina... 

Powiedziała podchodząc do niego i podając przy tym rękę. Eliot spojrzał na siostrę, która spojrzała na niego wymownie, aby zrobił to samo. Zachęciła go jeszcze dodatkowo ruchem dłoni. 

Eliot: Mhm... 

Podał jej nieśmiało dłoń, którą ta chwyciła. 

Nina: To urocze, że jesteś taki nieśmiały, ale możesz zachowywać się na luzie. Wyluzuj.

Eliot: Mhm... 

Mac: Musi się przyzwyczaić... 

Jack do niego podszedł i podał rękę, tak samo, jak to uczyniła gothka. 

Jack: Jestem Jack, miło cię poznać. 

Eliot uścisnął jego dłoń i kiwnął głową. 

Eliot: I wzajemnie... 

Powiedział już trochę bardziej pewnie. Spojrzał na Reya, który przez chwilę mu się przyglądał. 

Rey: Jestem Rey... 

Powiedział bez żadnego uczucia, po czym odwrócił wzrok. Mac podeszła do brata, a przy tym lekko odchrząknęła i poklepała go po ramieniu. Spojrzał na nią, a jej oczy powędrowały w kierunku czarno włosego i spowrotem na Eliota. On zrobił zmieszaną minę, po czym na niego spojrzał. Przęłknął ślinę, aby w kolejnym momencie do niego podejść. 

Lin: O co chodzi? 

Szepnęła Mac na ucho, ale tak, aby pozostali to usłyszeli. 

Mac: Zaraz zobaczycie... 

Eliot zatrzymał się przed Reyem, a ten na niego spojrzał zaskoczony. Brunet był lekko przerażony tym, że emo był od niego jakieś dwadzieścia lub trzydzieści centymetrów wyższy. 

Rey: Co? 

Eliot: Chcia..Chciałem... Cię przeprosić... 

Wyjąkał, kiedy to jego złote oczy wywiercały w nim dziurę. 

Rey: Za co? 

Zapytał lekko nie rozumiejąc. 

Eliot: Za to, że... Wtedy zostałeś.. Ra.. Ranny... Nie byłem sobą... 

Rey: Przeprosiny przyjęte... 

Chłopak odetchnął z ulgą, a Rey dalej mówił. 

Rey: Do wesela się zagoi. Poza tym to tylko oparzenie... 

Jack: Dodatkowo nasze rany szybciej się goją, przez to, że jesteśmy elementami... 

Rey: Właśnie... 

Nina klasnęła w dłonie, na co wszyscy zwrócili na nią uwagę. 

Nina: Dobra... A teraz... Wasza dwójka... 

Wskazała na Mac i Eliota. 

Nina: Wytłumaczy proszę, co się działo z wami przez ostatnie trzy dni. I bez żadnych wymówek. Mac doskonale wie, jak tego nienawidzę... 

Mac spojrzała na Eliota, a on na nią z pytającą miną. Dziewczyna westchnęła, po czym spojrzała na gothkę, która przyglądała jej się uważnie czekając na odpowiedź. 

Mac: Chodźmy gdzieś usiąść... 

Mac zaczęła odchodzić, a Eliot widząc to do niej podbiegł. Pozostali poszli za nią w ciszy. Doszli do ich ulubionej balustrady, na której Mac, jak zawsze usiadła okrakiem. Eliot podszedł do siostry i oparł się obok niej, a pozostali usiedli na ławeczce, która się tam znajdowała. Mac spojrzała na nich. 

Mac: To co chcecie wiedzieć? 

Lin: Co się z wami działo? 

Mac spojrzała na Eliota, po czym ponownie na resztę. 

Mac: Mnich chciał sprawdzić, czy Eliot nie jest zatruty mrokiem... 

Byliśmy w katakumbach, gdzie mnich mówił nam co zamierza zrobić. Chciał podać Eliotowi ten wywar, który ja musiałam wypić, gdy Liliana mną manipulowała. Uwierzcie mi na słowo, to nie jest zbyt miłe uczucie, gdy to coś przechodzi wam przez przełyk i nie trafia do żołądka. Rozchodzi się po całym ciele i usuwa każdą najmniejszą cząsteczkę mroku. Zajmowałam się Eliotem, gdy to wypił, bo nie przechodził tego tak spokojnie, jak ja. Nie mógł tego wytrzymać, dlatego byłam przy nim cały czas. 

Mac: Jak by to ująć? Eliot przeszedł to dosyć... 

Eliot: Będę mieć traumę do końca życia... 

Mac: Przejdzie ci w końcu... 

Poczochrała go po włosach. 

Nina: Czyli to dlatego praktycznie cię nie widywaliśmy? 

Mac: Dokładnie. Eliot przechodził jednym słowem „katusze”, więc musiałam przy nim być.

Lin: Mam pytanie do Eliota.

Wszyscy na nią spojrzeli. 

Lin: Jak to się stało, że wtedy... No ...nie zginąłeś w tym wypadku? 

Eliot: Zasługa Chaosa. Wmawiał mi, że znalazł mnie porzuconego, ale tak naprawdę... 

Mac: Może lepiej by było opowiedzieć tę historię od samego początku? 

Wszyscy na nią spojrzeli zaskoczeni. Zawsze wiedzieli, że to nie jest dla niej łatwy temat i unikała go jak ognia. 

Nina: Co masz na myśli? 

Mac: Chodzi mi o to, żeby opowiedzieć co się wtedy stało... 

Lin: Myślałam, że nie pamiętasz... 

Mac: Ostatnio wspomnienia wróciły... 

Jack: Mac, jesteś pewna? 

Rey: Mówiłaś, że cała twoja przeszłość do ciebie wraca. Obciełaś włosy, żeby się od tego w końcu odciąć. Napewno tego chcesz? 

Eliot: Makki... 

Rey: Makki? Co to ma być? 

Mac: Jak Eliot był mały, to nie umiał wymówić mojego pełnego imienia i zostało Makki. 

Nina: Mac... 

Mac: W końcu i tak bym musiała wam o tym kiedyś opowiedzieć. Nie da się przez całe życie uciekać przed przeszłością. I tak w końcu każdego dopadną demony przeszłości. 

Eliot: Nie mów tak, bo się zaczynam ciebie powoli bać... 

Spojrzała na brata i ponownie poczochrała go po włosach z lekkim uśmiechem na twarzy. Odwróciła wzrok na góry i spojrzała na słońce chylące się ku zachodowi. Jej twarz zrobiła się nagle poważna bez żadnego uczucia. Rozchyliła usta, po czym zaczęła opowiadać. 

Dwanaście lat temu, kiedy miałam pięć lat, rodzice postanowili zabrać nas na wakacje w góry. Przez większość drogi było spokojnie. Ja, jak to ja, całą drogę praktycznie albo rysowałam albo bawiłam się z Eliotem, który wtedy nadal miał dwa lata. Cały czas siedziałam plecami do drzwi. Nie lubiłam być zapięta pasami, więc cały czas je rozpinałam. W tamtej chwili znowu coś rysowałam i miałam odpięte pasy. 

Klara: Makki, zapnij pasy.

Poprosiła mnie moja mama. Spojrzałam na nią wielkimi, proszącymi oczami, jak u szczeniaczka, na co natychmiast zmiękła i zrezygnowana spojrzała na jezdnie. 

Glen: Nie przeszkadzaj artystce gdy tworzy. Makki, co rysujesz? 

Zapytał patrząc we wsteczne lusterko. Podniosłam kartkę i pokazałam rysunek naszego domu. Po kolei wskazywałam na każdą postać, która stała obok niego. 

Mac: To ty tato, to mama, to Eliot, a to ja... 

Klara: A gdzie babcia? 

Mac: Zapomniałam... Ale zaraz tu będzie... 

Mama się zaśmiała delikatnie, po czym spojrzała na tatę, który z uśmiechem na twarzy prowadził auto. Ponownie spojrzała na mnie i na Eliota, a przy tym jeszcze szerzej się uśmiechnęła. 

Klara: Moje dwa małe potworki... 

Glen: Nasze... 

Klara: Wiem, wiem... 

Odwróciła się do szyby i spojrzała na widok. Góry, las i zachodzące słońce na pomarańczowo niebieskim niebie. 

Klara: Makki, zobacz jaki widok jest za oknem... 

Przysunęłam się do okna, aby zobaczyć ten krwjobraz. Chwilę się tak przyglądałam z szeroko otwartymi oczami i uchylonymi ustami, gdy po chwili usłyszałam pukanie w szybę. Odsunęłam się od szyby, po czym spojrzałam do przodu. Na szybę spadały małe kamyczki, a na pasie obok nadjeżdżała ciężarówka. Usłyszałam płacz i spojrzałam na Eliota, który się obudził. Przysunęłam się i dałam mu rękę, aby się uspokoił, gdy nagle przez ostry skręt samochód wpadł w poślizg. Puściłam Eliota i uderzyłam plecami w drzwi. Kręciliśmy się w kółko, a ja miotałam się prawie po całym tylnym siedzeniu. Nagle coś mocno uderzyło w tył samochodu, a mnie aż wyrzuciło w powietrze. Uderzyłam w szybę, która pękła i wypadłam na jezdnię. Uderzyłam głową w barierkę od płotka przy jezdni i rozciełam sobie przez to skórę na skroni. Straciłam chwilowo przytomność, a gdy się obudziłam, nigdzie nie było ani samochodu, ani rodziców i Eliota. Powoli wstałam i zaczęłam ich wołać, ale nikt mi nie odpowiadał. Podeszłam do przerwy w barierce, a gdy spojrzałam w dół, zobaczyłam samochód na samym dole. Światła nadal się paliły, ale przy takiej wysokości nikt by nie przeżył. Po tym straciłam przytomność, a jak się obudziłam byłam w szpitalu, a obok mojego łóżka siedziała moja babcia. Nic nie pamiętałam. Po tym wszystkim babcia powiedziała, że od teraz zamieszkam z nią. Nie chciała mi powiedzieć co się stało, ale lekarz przez przypadek mi to powiedział. 

Wszyscy w milczeniu słuchali aż Mac skończy opowiadać. Zapadła całkowita cisza i jedyne co było słychać, to wiejący wiatr. 

Eliot: Byłem mały i nie wszystko pamiętam, ale... 

Spojrzeli na niego wszyscy, poza Mac. 

Eliot: Pamiętam jak spadałem razem z rodzicami. Nie wiem co się stało, ale w pewnym momencie miałem wrażenie, jakby coś, a raczej ktoś mnie złapał. To był Chaos. Miałem wtedy prawie trzy lata. Nie pamiętam co się dokładnie stało. Wszystko jest jakby zamazane.

Znowu zapadła cisza, którą przerwał Jack. 

Jack: To normalne, że wszystko jest zamazane. Komórki odpowiedzialne za zapamiętywanie, rozwijają się dopiero w czwartym roku życia. 

Rey: Takowoż powiedział. 

Jack: Przetnę ci struny w gitarze, jak się nie odwalisz.

Rey: Na żartach się nie znasz? 

Jack: Pękam ze śmiechu.

Lin: Chłopaki... 

Nina: Przestańcie w końcu. Te wasze kłótnie zaczynają się robić nudne.

Jack: Nie moja wina, że tamten pan „Życie Jest Do Bani”, ciągle ma do mnie jakiś problem.

Rey: Jak żeś mnie nazwał?! 

Jack: Tak, jak mi się podobało! 

Eliot spojrzał na siostrę, która nadal patrzyła na słońce, które zachodziło. Poklepał ją po ramieniu, a ona natychmiast się do niego odwróciła. 

Mac: Co jest? 

Eliot: Oni tak zawsze? 

Wskazał na Jack'a i Reya, którzy skakali sobie do gardeł, tak jak zwykle mają to w zwyczaju. 

Mac: Przyzwyczaisz się... 

Westchnęła, po czym zeszła z balustrady. 

Mac: A teraz przydałoby się zachować chociaż trochę, jak kapitan i ustawić ich do pionu

Zaczęła iść w ich kierunku. Wzięła głęboki wdech, po czym użyła elementu, aby jej oczy się zaświeciły. Nina i Lin, które siedziały między chłopakami, jak zawsze próbowały ich uspokoić, jednak gdy zobaczyły Mac i jej świecące się oczy, przełknęły przerażone ślinę. 

Lin: Ma.. Mac? 

Stanęła nad nimi, a chłopacy zwrócili na nią uwagę. Głośno przełkneli ślinę, gdy zobaczyli jej wyraz twarzy. Patrzyła na nich spod przymrużonych powiek, bez jakiegokolwiek uczucia na twarzy. Mimo wszystko przerazili się widząc ją w takim stanie. 

Mac: Spokój ma być! 

Powiedziała stanowczym głosem, a jej oczy mrugnęły mocniejszym światłem. Nagle pozostali zauważyli, jak wokół dziewczyny zaczynały skakać i strzelać iskierki, które były stworzone z jej mocy. 

Jack: Iskry oznaczają chyba wkurzenie, co nie? 

Powiedział lekko przerażony, a przy tym delikatnie załamał mu się głos. 

Mac: A żebyś wiedział... 

Rey: Mac, opanuj się. Proszę? 

Odezwał się ze skruchą w głosie. 

Mac: Panować panuję, ale jako kapitan wprowadzę jakiś rygor... 

Nina: Mac... Ty chyba... 

Mac: Żartuję! Aż taka wredna nie jestem! 

Natychmiastowo zmienił jej się humor, a pozostali skamienieli. 

Mac: Chciałam was tylko nastraszyć, żebyście przestali się kłócić! Szkoda, że nie widzicie swoich twarzy! 

Zaśmiała się, a Eliot do niej podszedł i uderzył w ramię, które przetarła, jednocześnie pokazując mu język. 

Eliot: Czasami mam naprawdę wredną siostrę. Sory za nią.

Nina: Nic się nie stało, ale Mac serio mnie przeraziła... 

Pozostali się zgodzili, a następnie zaczęli ze sobą dyskutować. Gdy rozmawiali tak o wszystkim i o niczym, dołączył do nich mnich. 

Mac: Dzień... A raczej już dobry wieczór, mnichu... 

Główny mnich: Dobry wieczór. Przyszedłem was powiadomić, iż jutro czeka was kolejna misja. O szczegółach opowiem wam jutro. A, Mackenzie. Przyjdź proszę na szóste piętro w bibliotece.

Mac: Dobrze... 

Mnich odszedł, a Mac spojrzała na pozostałych. 

Mac: Oprowadzicie go trochę? 

Wskazała ruchem głowy na Eliota. 

Nina: Pewnie... 

Wszyscy się podnieśli, po czym Nina wzięła Eliota pod ramię i zaciągnęła za sobą. Lin i Jack poszli za nimi. 

Rey: Mac, możemy pogadać? 

Mac: Teraz średnio, ale później napewno znajdę dla ciebie czas, Rey.

Rey: Trzymam cię za słowo.

Mac: Pewnie! 

Pobiegła w stronę biblioteki, a chłopak dołączył do reszty. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro