1.Nie każdy element układanki jest pasujący.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozglądam się wokół. Wszędzie jest mnóstwo identycznych, szarych i nudnych budynków. Nawet pogoda wydaje się inna niż Prawości. Tam słońce wpada przez szyby oraz odbija się od białego oraz czarnego budynku.

W Altruizmie, gdzie w tym roku odbywa się Ceremonia Wyboru, wszystko jest ciemne, szare i nijakie. Nie chciałabym tu mieszkać.

W Prawości w sumie też nie.

Jestem tam czarną owcą. Na korytarzu rozpoznaje mnie każdy. Jestem kłamczuchą, tą która wyskoczyła z pierwszego piętra. Tą, która jako dziecko jakimś cudem znalazła się w siedzibie Nieustraszoności. Tą bez przyjaciół.

Chcę zmienić frakcję, o tym już zdecydowałam. Nawet bez względu na to, co pokaże mi Test Przynależności.

Choć mam nadzieję, że potwierdzi moje przemyślenia.

Popchnięcie wyrywa mnie z zamyślenia.

Stoi obok mnie Hannah, moja znajoma. Jedyna osoba, która jeszcze czasami ze mną rozmawia.

Ma czarne włosy i równie ciemne oczy. Niezbyt wysoka, szczupła i dobrze zbudowana oraz  jest też najmilszą osobą na świecie. Ale, w przeciwieństwie do mnie, ona nigdy nie kłamie.

- Hejka- uśmiecha się.- Jak się czujesz przed testem?

- Nie wiem- wzdycham.- Mam tylko nadzieję, że pokaże frakcję do której chcę trafić.

- Nie zostajesz w Prawości?-pyta, robiąc udawaną smutną minkę.

- Nigdy w moim marnym życiu- prycham.- Choć tu jędzo.

Rozwalam jej fryzurę. Taki mały plus bycia wysoką.

Dziewczyna robi wściekłą minę i uderza mnie w ramię.

- Ej, piękna!- słyszę gwizdanie jakiegoś chłopaka z mojej frakcji.- Może byś się gdzieś ze mną przeszła?

- A ty może byś się umył, bo smród głupoty czuję aż tu!- odkrzykuję.

Wspomniałam, że jestem chyba jedną z najwredniejszych osób na świecie?

Nie? To teraz wiecie.

Hannah gwiżdże i się uśmiecha.

- Będzie mi brakować twojego ciętego jęzora- mruga do mnie.

Wchodzimy razem do budynku szkoły. Widzę wiele osób ubranych na szaro, niebiesko oraz biało-czarno.

Czyli Nieustraszoność i Serdeczność jeszcze nie dotarły.

Siadamy na krzesłach w jakieś dużej sali, oczywiście szarej, i czekamy.

Raczej nie rozmawiamy zbyt wiele. To nie jest tak, że Hannah jest moją przyjaciółką. Gadamy, kiedy nikt z jej przyjaciół tego nie widzi. A teraz jest tu pełno osób z Prawości, więc czarnowłosa udaje, że nie ma innego wyboru niż siedzenie obok mnie. A ja się do tego przyzwyczaiłam. Nie chcę ciągle siedzieć cicho, muszę czasami z kimś porozmawiać. Nawet jeśli wiem, że ta przyjaźń nie jest do końca prawdziwa.

Wreszcie przybywają Nieustraszeni. Ubrani na czarno, z tatuażami wbiegają do pomieszczenia. Są uśmiechnięci i mają w dupie, że wszyscy patrzą na nich nieprzychylnie.

Powoli zaczęto wyczytywać osoby, które mają podejść do testu. Dowiedziałam się od jakiejś dziewczyny z Altruizmu, że Prawość kontroluje Nieustraszony oraz Serdeczna.

Kiedy w końcu mnie wywołują, czuję lekki stres. Nawet nie wiem dlaczego. Przecież tego testu nie da się oblać, jak zwykłej klasówki z matematyki.

Chyba.

Lekko zdenerwowana wchodzę do pomieszczenia. Przede mną stoi młody chłopak, wyglądający na około dwa lata starszy ode mnie. Ma rozwichrzone blond włosy i zielone oczy.

- Amy Weather?- pyta, a ja kiwam głową.- Zamknij drzwi i usiądź na fotelu.

Robię co każe. Dostrzegam także tatuaż na jego ramieniu. Wrona.

- Czemu Wrona?- pytam, nie mogąc się powstrzymać. Być może to jedyna cecha Prawości, którą w sobie mam. Zadaje za dużo pytań.

- No tak, jesteś z Prawości- oddycha ciężko i siada na krześle.- Kojarzy mi się z dzieciństwem. Ale jestem zdziwiony, że odróżniłaś ją od kruka.

- Po prostu ona pierwsza przyszła mi na myśl- odzywam się i patrzę na niego przenikliwie.

- Patrzysz na mnie jakbyś chciała wiedzieć o mnie wszystko. Zanim spytasz, nie mam tu serum prawdy- wywraca oczami.

Prycham, a on uśmiecha się kącikiem ust.

Przypina mi elektrody i klika coś na komputerze. Moje oczy robią się ciężkie, więc je zamykam.

***

Widzę przed sobą dwa przedmioty.

Nóż oraz słoma.

Muszę wybrać.

- Po co mi to?- krzyczę w powietrze. Nie dostaje odpowiedzi, więc niczego nie wybieram.

Po chwili przede mną pojawia się wielki, czarny koń. Biegnie w moim kierunku w pełnym galopie.

- Trzeba było coś wziąć- klnę.

Opuszczam wzrok i stoję w bezruchu. Kary wierzchowiec staję przede mną, a ja wyciągam rękę i głaszczę go po łbie. Po chwili znika, a ja nagle znajduję w płonącym budynku. W rogu pomieszczenia widzę gaśnicę, a po drugiej stronie okno, z którego mogłabym wyskoczyć.

Słyszę krzyk. Widzę dziecko za drzwiami. Przebiegam przez płomienie, łapię dziecko i biegnąc wyskakuje przez okno.

Stoję na ulicy, gdy podchodzi do mnie jakaś kobieta. Pokazuje mi zdjęcie mojego egzaminatora.

- Znasz go?- pyta.

- Nie- odpowiada.

- Czemu kłamiesz?! Pomóż mi!

- Przepraszam, ale nie kojarzę gościa.

***

Podnoszę się nagle, wyrywając elektrody. Blondyn patrzy na mnie niespokojnie.

- Słuchaj mnie uważnie- powiedział twardo.- Twój wynik jest niejednoznaczny. Nie ma jednej frakcji, do której pasujesz. To bardzo niebezpieczne. Jesteś Niezgodna.

- Ale co to znaczy?- pytam.

- Nie przerywaj mi- warczy.- Nikomu nie możesz powiedzieć o tym co się stało. Na Niezgodnych się poluję. Wykasuję twój test i wpiszę ręcznie Nieustraszoność. To jedna z czterech frakcji, do której pasujesz. A tobie radzę, zastanów się i wybierz odpowiednią frakcję. Nie wracaj do Prawości pod żadnym pozorem. Uważaj i nie zadawaj pytań.

Kiwam powoli głową i wychodzę z pomieszczenia.

Co się do cholery dzieję?

***

Siedząc w autokarze, który właśnie wiezie nas do siedziby Prawości, myślę o tym co powiedział mi blondyn.
Jestem Niezgodną.
Tylko co to właściwie oznacza?

Polują na mnie, więc nie mogę czuć się bezpieczna.

Mężczyzna powiedział, że mam mądrze wybrać frakcję. Zawsze marzyłam o Nieustraszoności, ale nie wiem czy będę tam bezpieczna. Erudycja mnie nie przekonuję. Serdeczność i Altruizm mogą dać mi bezpieczeństwo, ale nie chcę być altruistką.

Jak mam wybrać między marzeniem, a pewnym bezpieczeństwem?

Bo nie jest powiedziane, że w Nieustraszoności zginę.

Mogę przetrwać gdzie chcę, nie licząc Prawości.

I tak nie miałam zamiaru tam wracać.

Wysiadam z autobusu, dalej myśląc o tym co się wydarzyło.

Nie chcę przyznać, ale po prostu się boję. Widziałam wzrok blondyna, gdy mówił mi co się dzieję. Naprawdę jestem w niebezpieczeństwie, ale nie chcę się bać.

Strach mnie ogranicza.

Wchodzę do domu, zdejmuje buty i siadam przy stole- naprzeciwko rodziców. Patrzą na mnie uważnie.

- I jak test?- pyta tata, uśmiechając się lekko. Chyba tylko on w tym powalonym świecie pała do mnie sympatią. Nie widzę go często, przez jego pracę sędzi ale przy nim czuję się kochana.

- Chyba dobrze- odpowiadam cicho.

Matka patrzy na mnie twardo.

- Co ci pokazał?

- Przecież o testach nie można rozmawiać.

- Mów- warczy, a ojciec łapie ją za ramię i szepcze jej coś do ucha.

Spuszcza wzrok.

- Amy, idź do swojego pokoju i się prześpij. Jutro twój ważny dzień- mówi.

Wstaję od stołu i idę do góry.

Sięgam po książkę i rzucam się na łóżko. Kocham czytać. Wyobrażam sobie wtedy, że przenoszę się do innego, lepszego świata. Znajduję tam miłość, przyjaciół, wspaniałe przygody. Wiem, że to trochę głupie. Ale to moje małe marzenie.

Po chwili ojciec wchodzi do mojego pokoju i siada na łóżku.

- Nie pojawimy się z matką na Ceremonii Wyboru, więc chcę się z tobą pożegnać. Wiem, że nie zostaniesz w Prawości. Wybierz mądrze- szepcze, przytula mnie lekko i wychodzi.

Po moim policzku spływa jedna, malutka łza.

Czy będę jednak tęsknić za Prawością?

***

Staję w kolejce do mis. Moje nazwisko zaczyna się literą "W", więc będę jedną z pierwszych.

Poprawiam swoją białą bluzkę oraz wygładzam włosy. Zawsze tak robię, gdy jestem zdenerwowana. Dalej nie wiem jaką frakcję wybrać.

Pięć osób przede mną.
Dziewczyna z Serdeczności przechodzi do Prawości. Kobieto, chyba nie wiesz co robisz.
Inicjacja w Prawości jest okropna. Serum prawdy, wyjawianie wszystkich swoich sekretów.
Cztery osoby.
Szatyn wybiera swój rodzinny Altruizm.
Trzy osoby.
Erudyta także wybiera swoją frakcję.
Dwie.
Serdeczność.
Jedna.
Znowu Prawość.

Teraz ja. Podchodzę do stolika, a niska Altruistka podaje mi nóż. Nacinam skórę swojej dłoni, a krew kapię na dywan. Moja dłoń znajduję się pomiędzy ziemią, a węglem.

Po chwili czerwona ciecz syczy na gorącym węglu. Nieustraszeni wydają z siebie okrzyk radości i witają mnie brawami. Ja także się uśmiecham. Czuję, że zaczęło się dla mnie coś nowego.

Po zakończonej ceremonii Nieustraszeni zaczynają biec na peron.

- Wiesz czemu tak biegniemy?- krzyczy do mnie jakaś Serdeczna i się śmieję.

Kręcę głową i także się śmieję. Po chwili widzę jak ludzie przede mną wskakują do wolno jadącego pociągu, a następnie pomagają reszcie.

Jakiś Nieustraszony łapie mnie za rękę i wciąga do środka.

- Żyjesz?- pyta.

- Ja tak, a ty?- mrugam do niego, a ten się śmieję.

Czuję jak ktoś wpada na moje plecy. Odwracam się i widzę znajomą Serdeczną.

- O, to ty!- krzyczy.- Jestem Mary.

- Amy- podaje jej rękę, a następnie patrzę na Nieustraszonego.- A ty?

- Tobias, miło mi.

Uśmiecham się do niego.

- Ciekawe imię- mówię.

- Wiem- uśmiecha się półgębkiem.

- To wskoczenie do pociągu było ekstra!- Mary wybucha radością.- Amy, jesteś tak spokojna! Wyglądasz jakbyś robiła to całe życie.

Śmieję się.

- Bez przesady.

- Ej, ja jestem pod wrażeniem- szatyn mruga do mnie.

Nagle widzę jak Nieustraszeni wyskakują z pociągu.

- Masz błysk w oczach, który mnie niepokoi- mówi Mary.

Wzruszam ramionami i wyskakuję z pociągu.

Przebiegam kilka kroków, żeby utrzymać równowagę. Uśmiecham się. Cieszę się, że akcję które lubiłam odwalać w Prawości nikogo tu nie dziwią.

- Skakałaś już z pociągu?- woła Tobias.

- Z pociągu nie, ale z okna tak- mówię.

Wszyscy gromadzą się na skraju dachu.

- Nazywam się Marcus Jones i jestem jednym z przywódców Nieustraszonych. Witam was w waszej nowej frakcji! Przed wami pierwszy krok inicjacji. Trzeba skoczyć w dół, z tego dachu aby przejść dalej. Kto pierwszy?

Chwilę panuję cisza. W suficie jednego z budynków jest wielka dziura. Ciemna, nie widać co jest dalej.

- Ja skoczę pierwsza!- krzyczę, sama zdziwiona swoją odwagą.

Wszyscy robią mi miejsce na rogu dachu. Tobias mruga do mnie jednym okiem.

Stawiam krok do przodu i lecę w przepaść.

Po chwili czuję jak odbijam się od czegoś. Później leżę spokojnie na jakimś materiale.

Siatka.

Ktoś wyciąga do mnie dłoń, a ja ją przyjmuję. Ta osoba zdejmuje mnie z siatki i stawia bezpiecznie na ziemi.

Mój egzaminator.

Chwilę patrzy na mnie nieodgadnionym wzrokiem, a następnie krzyczy:

- Oto pierwszy skoczek! Amy!

Nieustraszeni wiwatują.

Znów na niego patrzę. Intryguje mnie. Czy skoro wie więcej o tej Niezgodności, to postanowi mnie uświadomić?

A może to bezpieczniej nic nie wiedzieć?

Kolejna osoba ląduje w siatce.

- Wow, to było mega! - wrzeszczy znajoma mi Serdeczna.

Wybuchamy śmiechem, a następnie bijemy brawo. Czuję, że ona może być takim moim słońcem w moim, dotychczas, szarym życiu.

Kiedy wszyscy już stoją na dole blondyn zaczyna nas prowadzić jakimś korytarzem.

Robi mi się gorąco, więc ściągam bluzę.

- Może jeszcze bluzkę zdejmiesz! Jeśli masz się w ogóle czym pochwalić! - słyszę znajomy mi głos.

To idiota z Prawości, który kocha zamieniać moje życie w piekło na ziemi.

I przy okazji cuchnie mu z ust.

- Jak ja ci przywalę to nauczysz się szacunku do kobiet! A w szczególności do pierwszych skoczków! - wrzeszczy Tobias, a Egzaminator lekko się uśmiecha.

Ten facet jest mega dziwny.

Uśmiecham się lekko do szatyna, a on to odwzajemnia. Może o takim przyjacielu właśnie marzyłam.

- Słuchajcie!- stoi przed nami Marcus. - Przestawiam wam waszego instruktora, Nathaniela! On będzie was uczył podczas nowicjatu!

- Witajcie- zaczyna.- Nazywam się Nathaniel Roth. Jest coś czego jeszcze nie wiecie. Żeby zostać Nieustraszonym trzeba zebrać odpowiednią liczbę punktów w tabeli. Za skok także są punkty! A więc muszę was poinformować, że na start Amy otrzymuje dwadzieścia punktów, Mary osiemnaście, a Tobias szesnaście. Reszta dowie się jutro, kiedy wszystko zliczymy. Nowicjat składa się przygotowania fizycznego i mentalnego. Wstajecie o siódmej, potem jest śniadanie a o ósmej stawiacie się na sali treningowej gdzie spędzicie sześć godzin, z przerwą. Wieczorami robicie co chcecie- wyjaśnia.

Robimy co chcemy?

To dla mnie nowość. W Prawości moje dni były zaplanowane właściwe co do minuty. Ale może to i lepiej, że możemy robić co chcemy?

- Teraz, transfery, idźcie się przebrać!-krzyczy Nathaniel.

Ja i Mary wrzucamy swoje ubrania do palącego się kosza.

Ja mam na sobie czarne, skórzane spodnie, podkoszulek oraz skórzaną kurtkę.

Mary ma czarną tunikę oraz legginsy.

Razem ze wszystkimi wchodzimy do Jamy, czyli głównej siedziby Nieustraszonych a stamtąd na kolację.

Szukam wzrokiem jakichkolwiek wolnych miejsc.

- Amy! Mary! - Tobias macha do nas. - Chodźcie!

Siadamy razem z urodzonymi jako Nieustraszeni. Wszyscy uśmiechają się do nas.

- Hej, jestem Angelica- wytatuowana ciemnowłosa wita się ze mną.

- Amy-mówię. Patrzę w bok i widzę jak Nathaniel się nam przygląda. - Ten instruktor jest jakiś dziwny.

- Nathaniel? - pyta kolejna. - Jest dość cichy i tajemniczy. Siostra przechodziła z nim nowicjat. Podobno pomagał jej strzelać z pistoletu, bo miała z tym problem.

- Przygląda ci się - Angelica rusza brwiami zabawnie.

Wybuchamy śmiechem, a Tobias patrzy na nas z politowaniem. Kręci głową.

- O Tobias- śmieję się Mary. - Nie bądź zazdrosny. To tylko kobiece żarty!

-Co? - pyta. - Nie jestem zazdrosny...ja...

Dziewczyny wybuchają śmiechem, a ja kręcę głową nie wierząc w to co się dzieje.

Matko, o czym one myślą.

-Matko- mruczę.

- No co? - śmieję się szatynka.- Ogólnie jestem Hope.

- Miło cię poznać. Ja...

- Amy, wiem. Pierwszego skoczka znają wszyscy- uśmiecha się.

- No, jestem sławna- wybucham śmiechem.- Tym razem w dobrym sensie.

- A co, byłaś kiedyś w złym? - pyta Angelica.

- W Prawości byłam czarną owcą. Głównie dlatego, że jestem Kłamczuchą- mówię.

- Nie wierzę- Tobias kręci głową.

- Prawda. To najgorsza Prawna w historii. Nie zdziwię się, jeśli przetrwała tylko dzięki tatusiowi i swojej buźce- krzyczy do szatyna John, o którym wcześniej wspominałam.

- Dość! - Nathaniel podchodzi do naszego stołu. - Koniec rozmawiania o starych frakcjach. A ty John, podczas inicjacji, nauczysz się szacunku i trzymania gęby na kłódkę.

Wszyscy milkną. Instruktor wraca na swoje miejsce, a my posiłek kończymy w ciszy.

Następnie kierujemy się do tymczasowych sypialni.

- Tu będziecie spać przez najbliższe kilka tygodni. Jutro o ósmej widzę was na sali treningowej. Niektórym radzę się nie spóźnić, bo już sobie nagrabili- patrzy na nas uważnie i wychodzi.

Rozglądamy się po sobie.

- Powiem to jeszcze raz- szepcze Mary. - To naprawdę dziwny facet.

***

- Szybciej! - krzyk jednego z przywódców Nieustraszonych, obudził mnie z letargu.

Dobiegam do mety jako trzecia, po Tobiasie i Angelice. Jestem z siebie nawet zadowolona.

- Witam was w pierwszym etapie inicjacji, polegającym na przygotowaniu fizycznym- zaczął Nathaniel. - Musicie potrafić korzystać z każdego rodzaju broni, palnej i białej ale też jak poradzić sobie bez niej.  Więc zaczynamy od rzucania nożami. Przypominam o punktach. Im bardziej się starcie, tym bardziej wam to wychodzi i dostajecie więcej punktów.

Drugi Nieustraszony rzuca nożem, który idealne wbija się w cel.

Robię wielkie oczy.

- Wow- mruczy Mary.

Podchodzimy do stołu, na którym leży mnóstwo sztyletów różnych wielkości. Biorę do ręki pierwszy z brzegu. Jest za ciężki i za duży. Wybieram następny, trochę mniejszy. Tym razem jest dobry, nie za lekki i nie za ciężki.

Podchodzę do stanowiska i próbuję naśladować ruchy drugiego trenera.

- Rzucaj wreszcie!- krzyczy John.-Chyba, że się boisz!

Próbuję go ignorować, bo doszłam do wniosku, że to najlepsze wyjście. Kiedy już nikt nie zwraca na mnie uwagi rzucam pierwszy raz. Nóż wbija się tuż obok celu. Próbuję kolejny raz, a tym razem ledwo, ale trafiam w cel.

Kątem oka widzę jak ktoś idzie w moim kierunku.

- Nie potrzebnie korygujesz chwyt tuż przed każdym rzutem. Jest poprawny, dopóki go nie zmieniasz- Nathaniel podchodzi bliżej. Nagle łapię mnie za dłoń i kieruję ją na cel.- O północy nad przepaścią. Musimy porozmawiać.

Odchodzi, a ja przez chwilę stoję w bezruchu. 

Zbieram się w sobie i rzucam.

Trafiam prosto w serce.

***
- Matko, nigdy nie widziałam, żeby ktoś tak rzucał! - krzyczy podekscytowana Mary. - Naprawdę nigdy tego nie robiłaś?

- Nie przypominam sobie - mówię szczerze.

- Dziewczyny! - dogania nas Henry, transfer z Erudycji. - Mamy wolne południe, więc może pójdziemy sobie zrobić tatuaże?

- Ciekawy pomysł - odpowiada Serdeczna choć widzę, że trochę obawia się tego pomysłu.

- Ja się piszę - mówię i posyłam szatynce wspierający uśmiech.

Rozpuszczam swoje blond włosy, żeby swobodnie płynęły mi po ramionach.

Od gumki boli mnie głowa.

- Świetnie wyglądasz - komplementuje mnie Henry.

- A dzięki - uśmiecham się lekko.

Raczej nie jestem przyzwyczajona do takiej ilości komplementów jednego dnia.

Co za dużo, to nie zdrowo.

Wchodzimy razem do studia tatuażu.

Patrzę na rysunku wywieszone na ścianach mając nadzieję, że znajdę tam jakaś inspiracje.

Nagle zauważam wspaniały rysunek lilii. Jest rozłożysta, pełna szczegółów i kolorów.

- Podoba się? - podchodzi do mnie czarnowłosa kobieta. - Będzie bolało. To bardzo czasochłonny tatuaż.

- Myślę, że przeżyje- uśmiecham się do niej. - Chciałabym go zrobić.

- Zapraszam na fotel.

Kiedy María, bo tak przedstawiła się kobieta, mnie tatuuję myślę nad tym co ostatnio dzieje się w moim życiu.

Test Przynależności, ostania rozmowa z ojcem, nowa frakcja.

Jestem Niezgodną. Dalej nie wiem co to dokładnie dla mnie oznacza. Rozumiem tylko, że niebezpieczeństwo. Ale czemu mają na mnie polować? Jestem niebezpieczna? Komuś zagrażam?

- Wow, nawet nie mrugnęłaś- mówi María. - Twarda sztuka.

- I to jeszcze jak- śmieję się Mary. Czy chociaż czasami się nie uśmiecha? - Rzuca nożami jak nikt inny.

Wywracam oczami.

- Chłopaki strzeżcie się. Jest tu dziewczyna, która z łatwością przebije wasze serca sztyletem. Dosłownie - mówi María i mruga do mnie.

Patrzę na nią z politowaniem.

Choć podejrzewam, że pierwszą osobą, która dostanie ode mnie sztyletem będzie John.

Kiedyś na pewno to zrobię.

Po jakiś trzech godzinach wychodzimy zadowoleni z salonu tatuażu i idziemy do naszego "pokoju".

Szybko się przebieram i kładę do łóżka. Nie będę spać, muszę przecież zdążyć na spotkanie z Nathanielem.

Wybrał godzinę, o której powinnam jeszcze spać. Dobrze o tyle, że po prosto kazał mi przyjść a nie będzie wyciągał mnie z łóżka o tej godzinie. Wtedy miałabym w dupie, że to mój instruktor. Mnie się nie budzi o takiej godzinie, bo gryzę.

Naprawdę, nie wolno mnie budzić w nocy.

Na dwie minuty przed północą wstaję i kieruję się w kierunku przepaści.

Nathaniel już tam stoi. Podchodzę do niego powoli i staję obok.

- Dlaczego musiałam zaniedbać przez ciebie ważną czynność, jaką jest sen? - pytam, a on prycha.

Jak mu zaraz prychnę, to znajdzie się na dnie tej przepaści.

- Dobra, następnym razem nie wyciągnę cię z łóżka tylko na oczach wszystkich zaciągnę cię do jakiegoś ciemnego pomieszczenia- mówi.

- Jak chcesz, ale nie wiem jak będzie z twoją reputacją, bo moi znajomi już mają z nas używane.

- Chyba nie chcę wiedzieć co mówią, prawda? - parzy mi w oczy.

- Oj, nie chcesz. To ryje banię.  Ale wracając, czemu chciałeś ze mną porozmawiać? - pytam, przysuwając sie bliżej do mężczyzny.

- Muszę ci coś wyjaśnić. Kim dokładnie jesteś. Niezgodni nie pasują do konkretnej frakcji. Są wszechstronni, potrafią się dopasować i świetnie manipulować. To robią z symulacji. Te stworzone przez Erydytów przewidują konkretny scenariusz. Niezgodni się z niego wyłamują, bo wiedzą, że to tylko symulacja. Mają z tyłu głowy świadomość, że tak naprawdę nie uciekają przed prawdziwym lwem tylko leżą na jakimś dziwnym krześle. Przywódcy frakcji się ich obawiają, bo nie mogą ich kontrolować i zmusić do konkretnego wzoru myślenia- wyjaśnia, a ja zaczynam rozumieć dlaczego kazał mi się dobrze zastanowić nad frakcją.

Teraz cieszę się, że wybrałam Nieustraszoność.

Zapadła cisza.

- Nie byłeś przypadkiem Erudytą? - pytam, próbując rozluźnić atmosferę.

Uśmiecha się i kręci głową.

- Byłem Prawym.

- Pierdzielisz?! - wołam. Lecz po chwili uświadamiam sobie dlaczego skąd go kojarzyłam. - Chwila, ty byłeś tym chłopakiem...

- Który został pobity przez schlaną matkę? Tak, to ja - przygryza wargę. - Było o mnie głośno przez jakiś czas. Ale twój skok z pierwszego piętra pobił moją sprawę na głowę. Zrobiłaś to dla adrenaliny?

Kręcę głową i spoglądam na szumiącą wodę. Podwijam rękawy kurtki i pokazuję mu równe blizny na przedramionach.

- Po prostu chciałam skoczyć. Ale stchórzyłam i wylądowałam na nogach. Skok z pierwszego piętra raczej by mnie nie zabił, ale ja czyli głupi szczyl chciała sprawdzić czy matka się nią zainteresuje kiedy coś sobie zrobi.

Blondyn przygląda mi się uważnie i po chwili ściska moją dłoń.

- Też jesteś Niezgodnym? - pytam cicho.

- Nie wiem sam. Można powiedzieć, że mam objawy tej niebezpiecznej choroby- mruga do mnie.

- To chyba powinieneś się ode mnie odsunąć jeśli nie chcesz, aby objawy przerodziły się w coś więcej - szepcze.

Podchodzi bliżej.

- A może ja chcę pogłębienia objawów?

Nagle obraca się na pięcie i odchodzi w nieznanym mi kierunku.

O co mu chodzi?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro