[15] Zgoda

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ta unikalna i jedyna w swoim rodzaju chwila została przerwana przez przesłonięcie księżyca przez gęste chmury, z których spadł siarczysty deszcz, zmuszając dwójkę do ponownego wejścia do samochodu. Uśmiechy nie opuszczały ich twarzy. Przez późną porę i nieprzyjemną pogodę, ledwo widzieli swoje postacie, ale to nie przeszkodziło im w kolejnych pocałunkach. Niestety zostały one zaprzestane przez głośny grzmot, który przestraszył Gwen do takiego stopnia, że dłonią, którą trzymała Deana za ramię, gwałtownie zaciśnięta.

- Przepraszam, nie chciałam - przeprosiła zaniepokojona swoim czynem.

- Nic się nie stało - dopiero z bliska był w stanie zauważyć przerażenie w jej oczach. - Jesteś tu, razem ze mną. Nic Ci nie grozi.

- Dziękuję - wyszeptała, splatając ich palce, a Dean cmoknął wierzchnią stronę jej dłoni.

***

Winchester zaproponował szatynce, że zrobi wszystko na co będzie miała ochotę. Po krótkim namyśle zdecydowała, że chce położyć się na kanapie i oglądać tandetne filmy w telewizji. Dean położył się na stosie poduszek, a Gwen ułożyła się tuż obok niego, kładąc głowę na jego ramieniu. Włączyli TV, a na najbliższej stacji leciał film akcji, który zostawili.
Minęło zaledwie kilka minut i Dean usłyszał jak oddech szatynki unormował się, a gdy próbował się odsunąć, zamruczała pod nosem, przysuwając się bliżej jego klatki piersiowej. Do jego uszu dobiegł dźwięk z telefonu łowczyni, który leżał na stoliku kawowym. Delikatnie, posuwistym ruchem, odłożył dziewczynę na puchowej poduszce, po czym poszedł sprawdzić kto dzwonił. Na wyświetlaczu wyświetliło się słowo "mama", a patrząc na dziewczynę, postanowił odebrać.

- Słucham? - rozpoczął.

- Dean? Chciałam z tobą porozmawiać, a nie mieliśmy na to czasu.

- Dobrze - odpowiedział niepewnie, oddalając się w stronę kuchni.

- Ale najpierw muszę się zapytać co robi Gwen, że odebrałeś jej telefon?

- Zasnęła, była wymęczona dzisiejszym dniem - odpowiedział, lecz ominął omawianie szczegółów.

- Gwen ma jutro urodziny, a ja nie zdążę przyjechać. Musisz być tego dnia ostrożny.

- Jak to? Przecież to są zwykłe urodziny.

- W jej przypadku nie. Gdy była mała, opowiadałam córce historyjkę, którą znasz, ale pominęłam w niej istotną informację. Dean, po rozwoju mocy, w dniu urodzin będzie bardzo niestabilna.

- W jakim sensie "niestabilna"? - oparł się biodrem o blat, czekając na kontynuację.

- Emocjonalnie będzie z nią dobrze, ale rzecz w tym, że gdy dopadną ją silne, negatywne emocje, nie będzie w stanie zapanować nad mocą.

- Czyli tego dnia mamy nie polować, tak?

- Najlepiej żebyście robili przyziemne rzeczy. Wtopcie się w życie szarych, zwykłych ludzi. Na jeden dzień macie zapomnieć o istotach nadprzyrodzonych. Rozumiemy się? - Zadała pytanie hardo, jak kapitan do zwykłego szeregowego.

- Tak jest - Dean odpowiedział tak samo jak ojcu jeszcze kilka lat temu.

Rozmawiali ze sobą jeszcze kilka minut; Dean z tej rozmowy wyciągnął wiele istotnych informacji, które mogą mu się przydać w przyszłości.

***

Chwycił delikatnie Gwen i zaniósł ją po schodach ku jej pokojowi. Dziewczyna poczuła jak ktoś trzymał ją na rękach, a gdy kładł jej ciało na miękki materac, ujrzała kątem oka zatroskany wzrok Deana, którego pociągnęła za kraniec koszuli, aby położył się tuż obok niej. Winchester uległ namowom i ponownie przytulili się do siebie.

W środku nocy Dean zaczął słyszeć jak ktoś wywołuje jego imię z dołu domu. Tą osobą był Castiel, który ostatnimi czasy coraz to częściej ich odwiedzał. Zaspany podążył w stronę Anioła, a dla bezpieczeństwa w jednej z dłoni trzymał ostrze.

- To ty... - wysyczał, widząc nie tę osobę, którą powinien. Za łowcą pojawiły się dwa szeregowe anioły; wybiły jego broń z jego dłoni. Skrzydlaci chwycili Winchestera za ręce, uniemożliwiając mu jakąkolwiek szansę na ucieczkę. - Co chcecie? Przecież Gwen również chce zlikwidować Lucyfera.

- My to wiemy Dean, ale twoim przeznaczeniem jest powiedzenie Michałowi "tak".

- Wypchaj się - wysyczał w stronę Anioła.

- Oj cicho.

Trójka aniołów i Winchester zniknęli z pomieszczenia, zostawiając Gwen.

Nadszedł słoneczny ranek, a słońce musnęło oczy Wright zmuszając ją do pobudki. Wiedziała, że jest to dzień jej urodzin, ale starała się od siebie odciągać tę myśl. Schodząc po drewnianych schodach wołała Deana, lecz odpowiedź zwrotna nie nadeszła. Za oknem stała Impala, więc myślała, że Winchester znajduje się gdzieś na terenie posesji. Będąc już zakłopotaną, szybkim krokiem podążała w stronę salonu, a tuż pod swoimi stopami ujrzała ostrze szatyna. Jej obawy przerodziły się w panikę pomieszaną ze złością, gdy dotarło do niej, że to wszystko działo się naprawdę. Chwyciła za broń a tuż przed jej oczami pojawiło się dziesiątki obrazów z nocy, kiedy porwano Winchestera. Nieświadoma wahania mocy, tuż za nią lewitowały książki, kubki i poduszki, które musiała łapać oraz odkładać na miejsce. Nie potrafiła połączyć myśli w całość, aby tworzyły sensowny plan działania.

- Winchester, Ty mała cholero, gdzie jesteś? - wyszeptała pod nosem.

- Zachariasz - usłyszała odpowiedź zza siebie. - Szukaj tego skurwysyna, G.

- Dean, jakim cudem Cię słyszę? Chyba oszalałam.

W tym samym momencie szatyn, więziony przez Zachariasza modlił się do Castiela, który nie przybywał, aż wtedy zaczął kierować swe myśli do dziewczyny. Powtarzał w kółko te same słowa: Zachariasz. Szukaj tego skurwysyna, G.

Usiadła po turecku na środku pokoju w jednej dłoni trzymając sztylet, a drugą położyła na kolanie.

- Nie wiem czy uda mi się, ale znajdę Cię za wszelką cenę. Słyszysz?

***

Dean z trudem łapał kolejne oddechy, a było to spowodowane ciągłym znęcaniem się przez Zachariasza, który mimo wszystko chciał przekonać właściwe naczynie do powiedzenia tego upragnionego słowa.

- Powtórzę się. Po co jestem Ci potrzebny, skoro Gwen jest Wysłannikiem Bożym, a ja jej...

- No właśnie kim? Nie posiadasz nadprzyrodzonych zdolności. Jesteś zwykłą, ludzką szumowiną.

- Oj Aniołku, mylisz się. Nie zna się całej historii, co? Nie uważało się na historii?

- O czym ty mówisz? Ja znam całą jej historię!

- No właśnie, jej, nie moją. Może i nie jestem tak potężny jak ona, ale za to jestem przy jej boku. A Ty, porywając mnie stałeś się wrogiem Wysłannika. Współczuję. - ostatnie słowo odpowiedział oschle. - PS. Na przyszłość bądź przygotowany.

- Co...

Po całym pomieszczeniu rozniosło się jasne, błękitne światło, z którego wyłoniła się łowczyni. Niestety, gdy chciała odepchnąć anioła z dala od Winchestera, uniosła się.

- Gwen. Przypomnij sobie ostatnią noc, spróbuj... - Dean próbował uspokoić dziewczynę, aby ta mogła umiejętnie korzystać ze swojej mocy, lecz z połowie zdania, wypowiedź przerwał mu Zachariasz, zaciskający dłoń na jego szyi.

- Powiedz "tak", a jej nic się nie stanie - drugą rękę wyciągnął w stronę Wright rzucając ją na ścianę. Czuła jakby na gardle miała szczelnie związany sznur, który zaciskał się mocniej z każdą sekundą. Z trudem łapała kolejne oddechy, nie potrafiła skutecznie użyć swojej mocy.

- "Tak", zgadzam się - wysyczał Dean. - Zgadzam się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro