[16] Nieoczekiwane spotkanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Otaczające ich białe ściany zaczęły się trząść wraz z jasną podłogą. Gwen nie potrafiła uwierzyć w to, co zrobił dla niej Dean. Spojrzeli w swoje oczy, Wright wymownie zmarszczyła brwi, przypominając sobie o jego ostrzu, które trzymała we wewnętrznej kieszeni kurtki. Czym prędzej sięgnęła po to, odrzucając celnie prosto w dłoń łowcy.
Zachariasz zapatrzony w obraz Archanioła Michała i przywołaniu go za pomocą formułki po enochiańsku, nie zwrócił uwagi na czyny dziejące się wokół niego, więc Dean postukał go w ramię, aby ten odwrócił się w jego stronę.

- To za porwanie i tortury, sukinsynu - wbił ostrze prosto w gardło, dziurawiąc czaszkę na wylot. Z oczu i ust anioła wydobyło się otumaniające światło.

Na powierzchni ukazały się ślady spalonych skrzydeł, które były znakiem śmierci anioła. Pokój zaczął się chybotać do takiego stopnia, że łowcy nie mogli ustać na nogach. Winchester chciał się stamtąd jak najszybciej wydostać, dlatego że Michał zmierzał w jego stronę. Szatyn próbował zmotywować Gwen, aby ta mogła ich stąd wydostać, ale jednocześnie wiedział o tym, że nie powinna używać Światła. Mimo to zrobiłby wszystko, aby zbywać Archanioła jak najdłużej. Wright nie mogła się na niczym skupić i nic nie wychodziło po jej myśli. Miała mętlik w głowie, nad którym nie umiała zapanować w chwili zagrożenia. Dean zrezygnował ze słów i przeszedł do czynów. Podniósł podbródek dziewczyny i złożył na ustach głęboki pocałunek, dzięki któremu myśli Wright skupiły się na tej jednej rzeczy, dlatego udało jej się teleportować ich z powrotem na środek salonu. Mimo że byli już bezpieczni, dziewczyna obawiała się, że na tym nie skończą się poszukiwania Archanioła.

- Powiedziałeś "tak" Michałowi. On nie zaprzestanie twoich poszukiwań - niechętnie odkleiła się od mężczyzny, aby móc spojrzeć w jego oczy, które były pełne strachu i przerażenia.

- Nie to jest naszym zmartwieniem. Wiem dlaczego nie potrafiłaś użyć swoich mocy - Gwen spojrzała pytająco w stronę mężczyzny.

Ten zaś wytłumaczył jej, że tamtego dnia była niestabilna z powodu jej urodzin. Zapytała również, dlaczego pocałował ją, gdy ta nie potrafiła ich przeteleportować do domu. Z zadziornym uśmieszkiem odpowiedział, że to był jego jedyny pomysł, aby na chwilę odprężyła swe myśli, dzięki czemu udało im się wydostać. Mocno ścisnęła dłoń Deana, próbując powstrzymać natłok myśli i łez, przez które jej oczy zaszkliły się.

Winchester mimo licznych ran ciętych na ciele próbował powstrzymać okazywanie bólu przy najdrobniejszym geście, aby Gwen nie musiała zwracać uwagi na to jak każdy ruch przyprawia go o męczarnie. Kątem oka, gdy wchodzili do kuchni, dziewczyna ujrzała grymas na twarzy szatyna, chcącego nie zwracać uwagi na skaleczenia. Kilka minut temu dowiedziała się, że jest niestabilna, gdy popada w skrajne emocje i nie potrafiła poprawnie używać mocy, ale wiedziała, że musi go uleczyć, aby nie cierpiał. Kucnęła naprzeciwko niego i chwyciła za jego dłoń, którą od razu wyrwał, domyślając się, że chce mu pomóc.

- Nie musisz, należało mi się - wstał i podążył w stronę zamrażarki, z której wyciągnął lód, zawijając go w ścierkę.

- Ale ja chcę, Dean.

- Nie miałaś tego robić. To przeze mnie musiałaś używać mocy w dzień, w który nie powinnaś. Nie chcę, abyś znów musiała to robić.

- Ale... - odrzekła chcąc się słownie bronić, ale Dean wciąż upierałby się przy swoim, więc wymyśliła wyjście z tej sytuacji. - To chociaż zdezynfekujmy rany na twoich rękach i zszyjmy brew - odparła z wymuszonym uśmiechem, na co Winchester potaknął.

Spoczął wymęczony na kanapie, delikatnie odsuwając rękawy koszuli, aby każde rozcięcie mogło zostać odkażone przez łowczynię, która trzymając wodę utlenioną, igłę i nici usiadła na stoliczku kawowym tuż naprzeciwko niego.

- Nienawidzę igieł - odparł, gdy jedna z nich była w kontakcie z jego skórą.

- Jesteś pierwszą, żywą osobą, którą szyję, więc postaraj się nie ruszać głową - po pomieszczeniu rozbrzmiał się znanej im piosenki zespołu Deep Purple. - Przyniosę telefon, a ty potrzymaj nić.

Gwen przyniosła komunikator Deanowi, który zdziwił się gdy zobaczył numer telefonu brata.

- Halo, Sam? - dziewczyna kontynuowała szycie.

- Musimy się zobaczyć. Jeszcze dziś. - stwierdził szorstko, bez ani grama emocji. - W Lawrence - rozłączył się.

- Halo? Halo?! Szlag - trzasnął energicznie telefonem o udo, a Wright spojrzała na niego pytająco, kończąc zaszywanie.

Wytłumaczył dziewczynie, że jego brat chce się z nim spotkać w ich rodzinnym mieście. Brunetka otrzepała dłonie o spodnie, po czym chciała podążyć do pokoju, lecz Dean chwycił ją mocno za nadgarstek. Spokojnym głosem stwierdził, że nie chce jej mieszać w sprawy rodzinne i nie powinna się stresować w ten dzień. Jednocześnie denerwowało ją czułe zachowanie Deana i ponownie chciała się z nim wykłócać, ale ten zasypał ją argumentami i tonacją głosu jak je wypowiadał.

Kilka minut później Dean założył starą, zdartą skórzaną kurtkę i zapewne wyszedłby bez słowa, gdyby łowczyni nie opierała się o framugę drzwi zewnętrznych.  Uśmiechnął się do niej szeroko, chwytając za biodra, za które ją podniósł, oczyszczając sobie drogę wyjścia. Gdy już uruchomił silnik Dziecinki, pomachał w stronę dziewczyny, która stała na chodniku. Przed Winchesterem była ponad godzina drogi do znienawidzonego przez niego miasta. Zacisnął obolałe dłonie na czarnej kierownicy, zapominając o wszystkim, co dotychczas powodowało u niego psychiczny ból i niepokój. W międzyczasie Wright usiadła na kanapie, zakrywając twarz w dłonie; próbowała poskładać wszystkie minione wydarzenia w logiczną całość, lecz mimo największych starań wciąż nie potrafiła skupić. Zrezygnowała z poczynań związanych ze światłem, które omal jej nie zabiło i postanowiła odpłynąć do krainy Morfeusza, gdzie chciała mieć chwilę dla siebie.

Gdy Gwen położyła głowę na starej, miękkiej poduszce, Deanowi została nieco mniej niż godzina do spotkania z bratem. Dodał gazu, przez co silnik Impali znacząco podgłośniał, co spowodowało, że szatyn nieco rozluźnił uścisk na kierownicy. Sam nie musiał mu mówić w jakim konkretnie miejscu będzie czekał, ponieważ kierowca wiedział gdzie odbędzie się ich spotkanie. Samochód zaparkował tuż przed ich starym domem, z którym Dean wiązał najgorsze wspomnienia. Poprawił ramiona na oparciu oraz chwilę później zamknął oczy, lecz nie nacieszył się chwilą spokoju, ponieważ drzwi otworzyły się z hukiem, a przez nie wszedł wyraźnie spanikowany Sam.

Wright miała zamiar pospać dłużej niż godzinę, lecz została ona wyrwana z kanapy. Słyszała rytmiczne pukanie do drzwi wejściowych, więc czym prędzej chwyciła za broń, którą przystawiła do skrzydła. Przez judasza zauważyła Martina; pistolet wsadziła za pasek jeansów i przekręciła kluczyk. Obdarował ją szczerym, szerokim uśmiechem, zaś łowczynię ledwo było stać na okazanie jakichkolwiek pozytywnych emocji wobec jej byłego chłopaka.

- Wszystkiego Najlepszego, Gwen - wyciągnął zza pleców opakowanie czekoladek.

- Co chcesz? - zapytała bezuczuciowo, opierając się leniwie o futrynę.

- Odpowiem jak pozwolisz mi wejść - przewróciła oczami.

- To żegnaj - chwyciła za klamkę drzwi z chęcią ich zamknięcia, ale mężczyzna uniemożliwił to przez but, który podłożył.

- Skoro nie chcesz po dobroci - popchnął dziewczynę do środka, upuszczając opakowanie czekoladek i ukazując jej czarne jak nicość oczy. - Zabawimy się tak, jak to robimy w Piekle, złotko.

🍺🍺🍺

Za 20 milionów gwiazdek wstawię kolejny rozdział w tym tygodniu... żarcik. Napiszcie czy chcecie, to dodam do piątku ❤.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro