[18] Zagadka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od blisko 10 sekund, Dean stukał nachalnie palcami o blat, słysząc kolejny przeciągły sygnał w słuchawce.

- Halo, Dean? Miałam dzwonić do Gwen.

- Zapewne to ja odebrałbym, bo poszła się zdrzemnąć.

- Więc w takim razie, w jakiej sprawie dzwonisz?

- Zdarzył się pewien wypadek, przez co mam jedno ważne pytanie. Gdzie i co to jest klucz do najbezpieczniejszego miejsca na Ziemi?

- Jaki wypadek? Przecież miała nie używać Światła.

- I tak było - poskrobał się po głowie. - To co z tym kluczem?

Gwen po dwóch godzinach drzemki, jeszcze z zamkniętymi oczami odwróciła się na prawy bok. Niechętnie podniosła powieki i pierwsze co ujrzała to stopy Deana, które położył na stoliczku kawowym. Wychyliła głowę nad podłokietnik, zauważając jak Winchester ze skupieniem ogląda "Doktora Sexy". Pięścią pacnęła w łydkę zapatrzonego w telewizor łowcę, na co podskoczył i od razu odstawił butelkę piwa. Pociągnął dziewczynę za nadgarstek, prowadząc do piwnicy i mówiąc, że jej mama myśli, iż nie było porwania i używania mocy. Nie miała nic przeciwko, że jej rodzicielka nic nie wie; nie lubiła, gdy martwiła się o nią.

Stanęli na środku szarego pomieszczenia, gdzie na starych i pełnych kurzu półkach, stały równie oblepione od brudu zabawki z dzieciństwa łowczyni. Lecz to nie na nich skupiła się cała uwaga, a na wielkiej, marmurowej ścianie, pustej od jakichkolwiek malunków czy ozdobników. Dean chwycił za lampę ultrafioletową, gasząc przy tym światło w pomieszczeniu. Ich oczom ukazały się litery w niezrozumiałym dla Winchestera języku, a Gwen od niedługiego okresu widziała sens w namalowanych słowach.

- O co z tym chodzi? - zapytała łowczyni, która widocznie była jeszcze śpiąca po pobudce. - I skąd to się wzięło w piwnicy?

- Jest to zagadka. Jeśli znasz na nią odpowiedź, skrytka z kluczem powinna się ujawnić, a przede wszystkim otworzyć - spojrzał z wyraźnym niesmakiem w stronę liter.

- Nie rozumiesz tego, prawda? - pokiwał przecząco głową.

- Że Ja? Pff - zerknął kątem oka na Gwen, która przyglądała mu się z politowaniem wymalowanym na twarzy. - No dobra, nie mam bladego pojęcia co to znaczy.

- To jest enochiański - musnęła opuszkami palców. - Od wczoraj rozumiem ten język, od tego koszmaru... Ale to nieistotne skąd go znam, ważne, że rozumiem. Jest tu napisane "Gdy to masz, chcesz się tym podzielić. Gdy się tym dzielisz, nie masz tego. "

- Nie mam bladego pojęcia.

- To jest zagadka, ma być trudna do rozszyfrowania - oddaliła się od namalowanych słów i jej wzrok zaczął wędrować po całym pomieszczeniu. Zaczynając od sufitu, poprzez niewielkie, zardzewiałe śrubki, leżące na ziemi, kończąc na Deanie. - Sekret - powiedziała cicho. - Sekret - powtórzyła odważniej, przyglądając się zdezorientowanej i jednocześnie spanikowanej twarzy łowcy. - Gdy się dzielisz sekretem, nie ma już go.

Winchester wyłączył światło ultrafioletowe i zostało ono zastąpione blaskiem wydobywającym się z liter, które z czasem gasło. Naprzeciwko łowców otworzyło się niewielkie przejście wielkości pół metra na pół metra, do którego podeszli, aby wreszcie mogli dowiedzieć się czemu demon zaatakował Gwen. Delikatnie pociągnęła za niedużą wyrwę. Za nią znajdowało się małe, lekko starte na bokach, żółte pudełko. Widniała na nim Gwiazda Wodnika, znany też pod nazwą symetrycznego heksagramu. Podała to Deanowi, który pociągnął za wieczko, ukazując prosty, stary klucz. Tuż pod nim widniały cyfry. Przejście w ścianie zamknęło się w momencie, gdy łowczyni zorientowała się, że te liczby oznaczały współrzędne miejsca, które mogli otworzyć za pomocą tego, metalowego klucza.

Na zegarkach dochodziła godzina jedenasta w nocy, a łowczyni wstukała na klawiaturze laptopa podane stopnie i minuty, dzięki którym mieli się dowiedzieć do jakiego stanu mają się udać.

- Nie wierzę - Gwen wypuściła nagle powietrze z płuc, opierając się o drewniane oparcie krzesła. Dean chwytając jedną z desek podparcia, przysunął się gwałtownie w stronę dziewczyny. - Lebanon, Kansas. Trzy i pół godziny drogi na zachód.

- Jutro z rana wyjedziemy - Winchester poklepał dziewczynę po ramieniu i pociągnął za szyjkę butelkę piwa.

- Dean - odwróciła się na krześle w stronę łowcy, który kierował się po schodach na górę. Zastanawiało ją, dlaczego Winchester wydawał się być zdezorientowany, gdy ona odpowiedziała na zagadkę. Widocznie rozmowa z Samem nie toczyła się wyłącznie przy temacie krwi demona. W ciągu sekundy zdała sobie sprawę, że jeśli go zapyta o dalszy przebieg spotkania to zacznie się wymigiwać. - To nie oglądasz końcówki Doktora Sexy?

- Tylko to leciało w telewizji - Gwen spojrzała na niego w specyficzny dla siebie sposób.

- Wiem, że chcesz - pomachała pilotem. Winchester obrócił się na schodku, cofając się z powrotem do salonu. - Więc mówisz, że jutro chcesz jechać? - Dean potaknął, biorąc łyk gorzkiego piwa. - Skoro jest to najbezpieczniejsze miejsce na Ziemi... - zaczęła niepewnie temat. - To może Sam powinien być z nami - dodała szybko, myśląc, że łowca nie pozwoli jej dokończyć.

- Zgadzam się - pociągnął łyk piwa, a na twarzy Gwen pojawiło się ogromne zdziwienie. - Skoro najprawdopodobniej miejsce jest chronione przed całym złem, to Sam powinien być tam bezpieczny - rzekł, nie zmieniając tonacji głosu. Oczy dziewczyny jeszcze bardziej się rozszerzyły. - No co? Wylałem na siebie piwo?

- Nie, nie, tylko jestem w szoku, że nie sprzeczałeś się ze mną - niechętnie wstała i podążyła po schodach na górę. - Cieszę się, że będę mogła spędzić czas z wami obojgiem - uśmiechnęła się nieśmiale. - Korzystaj z chwili, zasługuję na prysznic - Dean pokiwał twierdząco, w geście, że usłyszał wypowiedź.

Gwen przeszukała całą torbę w chęci odnalezienia czystej piżamy, lecz miała tylko zbyt długą koszulę i krótkie szorty, które wykorzystała do spania. Leniwym krokiem weszła do łazienki, której drzwi zamknęła najciszej, jak potrafiła. Strumień zimnej wody uderzył w jej skórę brudną od kurzu i krwi. Spojrzała w dół i zobaczyła jak cały pył spływa do kanalizacji. Czuła jak wszystkie emocje nazbierane podczas tego dnia opuszczają ciało. Z mokrymi i nierozczesanymi włosami zeszła skocznie po schodach, przy okazji gwiżdżąc pod nosem, a gdy zerknęła na kanapę, nie ujrzała na niej Deana. Wyjrzała za okno, za którym zobaczyła Winchestera, szperającego w Impali. Drzwi samochodu trzasnęły, a łowca podążył z powrotem w stronę domu. Gwen oparła się o framugę, patrząc jak mężczyzna kierując się w jej stronę, chowa przedmiot za plecami.

- Co tam trzymasz? - stanęła na palcach, aby móc zajrzeć za ramię Winchestera, który minął ją tak, żeby nie zobaczyła małego, skromnego prezentu.

- A kupiłem sobie różowe slipki i pasujące do nich okularki - stanęli na środku salonu.

- Myślałam, że to jest spakowana, dmuchana lala.

- Najlepszego - wystawił ręce przed siebie, trzymając w nich ozdobną, papierową torebkę.

- Nie chciałam prezentu - Dean wręcz wcisnął Gwen niespodziankę do rąk.

- Nie nazywaj tego prezentem, tylko nagrodą za przeżycie dnia. W twoim przypadku dosłownie.

Wright wyjęła nieduży, materiałowy kwadrat, który po rozłożeniu okazał się być szarą koszulką z logiem Guns N' Roses.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro