[19] Liceum

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gwen schowała klucz od domu pod dużym, zmechaconym kamieniem. Ubrana w nową koszulkę, którą dostała od Deana na urodziny, weszła do Impali. Kilka sekund później samochód powoli stoczył się z podjazdu, a łowcy rozpoczęli temat miejsca, do którego mieli zamiar się kierować. Niestety Dean zauważył, że na jednym z liceów wisi plandeka, która oznajmiała o spotkaniu absolwentów z rocznika Gwen, więc nie zwracając uwagi na narzekania od strony Wright, zaparkował na szkolnym parkingu. Wręcz powstrzymując się od śmiechu wyciągnął dziewczynę z auta pod pretekstem ostudzenia emocji po wczorajszym dniu i zobaczenia najlepszej komedii tragicznej zwanej szkołą średnią. Gdy weszli do środka zostali skierowani do sali, gdzie odbywał się główny przedmiot Wright - biologia.
Stali przed drzwiami do pomieszczenia, lecz łowczyni będąc zestresowaną, nie chciała ruszyć dalej. Jak na Deana przystało zmusił ją do wejścia swoim urokiem osobistym oraz obietnicą, że nie będzie się śmiał... tak bardzo. Ujrzała dawnych znajomych, którzy byli elegancko ubrani, zaś ona i Winchester mieli na sobie flanelowe koszule oraz ciężkie buty.

Minęło 30 minut katorgi dla Gwen i powstrzymywania śmiechu przez Deana. Po tym czasie ich nieduża grupka została jako jedyna w szkole, więc zdecydowali się jak najszybciej uciekać z miejsca zła dla każdego nastolatka. Winchester pociągnął za klamkę głównych drzwi, lecz one ani drgnęły, więc zaniepokojona łowczyni dostała kluczyki od dozorcy, aby wyjść na wolność. Okazało się, że teoretycznie były otwarte, ale w praktyce nie mogli się wydostać. Łowcy z powrotem znaleźli się w sali biologicznej, gdzie temperatura powoli spadała, przez co pomyśleli, że zwykle spotkanie absolwentów po latach nie mogło się spokojnie zakończyć.

- Stojak szkieletu jest z żelaza... tak jakby to faktycznie był duch - wyszeptała Deanowi do ucha.

Kolejna osoba chciała opuścić szkołę, ale nie zdążyła nawet wyjść z sali, ponieważ drzwi szczelnie się zamknęły. Stopnie spadły diametralnie, tak bardzo, że wszyscy widzieli swoje oddechy. Dean idąc za odruchem zdjął szkielet i statywu użył jako broni. Wszyscy, oprócz Gwen, spojrzeli na niego ze zdziwieniem, ale nie na długo, ponieważ chwilę później Paige, dobra koleżanka łowczyni, została rzucona o białą tablicę, a potem kolejne osoba uderzyła o ścianę. Tylko ona i Dean stali prosto, bez ran. To zaniepokoiło Winchestera i Wright do tego stopnia, aby sprowokować ducha do ukazania się, żeby mogli się dowiedzieć z kim mieli do czynienia.

- Duszku, duszku chodź i złap mnie - Gwen starała się zmusić istotę do ujawnienia.

- Co ty robisz? - zapytała poobijana Paige, którą podnosił Barry, będący również ofiarą rzutu w marmur.

- Dołączam do pytania.

- Próbujemy się stąd wydostać - stwierdził Dean. - Duszku Kacperku, cip cip.

Za dwójką łowców ukazała się ruda kobieta o skórze białej jak porcelana, a jej ręce były całe w siniakach. Czy była ofiarą morderstwa albo umyślnego samobójstwa? Jedyne, co wiedziała w tamtym momencie, to jak walczyć z duchami.

- Co, do kur... - krzyknął Barry, który zwrócił na siebie uwagę istoty, będąca wyraźnie zezłoszczona jego osobą.

- Hej, hej! Ich zostaw - Gwen stanęła między chłopakiem a duchem i dopiero wtedy zauważyła kim jest ta kobieta. - Profesor Fletcher - wyszeptała, a postać ominęła ją, przygwożdżając dwójkę znajomych łowczyni do ściany - Dean, żelazo! - wyciągnęła rękę a mężczyzna rzucił prosto do jej dłoni pręt, który wbiła w nadprzyrodzoną postać. Znikła, zostali sami. Na obecną chwilę. - Profesor Fletcher nie żyje?! - zapytała dwoje bezbronnych ludzi.

- Rak płuc, złośliwy - odpowiedziała Paige, która łapczywie łapała kolejne oddechy.

- Dlatego miała siniaki - Winchester otworzył drzwi pomieszczenia. - Chodźcie, może uda nam się was wydostać - pomachał dłonią w ich stronę, poganiając ich do działania. - Nie zaatakowała Cię, ani mnie. Mam nadzieję, że wiesz dlaczego - wyszeptał.

- Mam teorię, naciąganą, ale jednak.

- Wszystko może się wydawać sensowne. Mów.

- Gdy uczyła nas to dało się zauważyć, że nienawidziła tamtej dwójki, a w szczególności tego dupka - kiwnęła głową w ich stronę. - Ze mną utrzymywała przyjazne kontakty. Sympatyczna kobieta, lubiła zagadki biologiczne i również mnie tym zaraziła... A Ciebie nie zaatakowała, bo nie zna Cię albo to, że mam zaufanie do twojej osoby.

- Naprawdę? Ufasz Mi? Oo - powiedział uroczym, wysokim głosikiem. - Bo się zaczerwienie.

- Oj, już zamknij się.

Jak się okazało, wszystkie wewnętrzne drzwi były pootwierane, w przeciwieństwie do tych, które prowadziły na zewnątrz.

- Stołówka... tam jest wszystko, co jest nam potrzebne - Gwen skierowała grupę ludzi do pomieszczenia, w którym wciąż dało się wyczuć spalonego klopsa.

- Najbezpieczniejszym miejscem ma być jadłodajnia? Ja schowałbym się w piwnicy - stwierdził Barry, wchodzący jako ostatni do pomieszczenia.

- Wiesz jak się tego pozbyć? Nie. To nie wypowiadaj się - wysyczała mu prosto w twarz, poirytowania łowczyni, chcąca wydostać się stąd jak najszybciej.

- Wo, spokojnie. W liceum byłaś łagodniejsza - wtrącił.

- Bo teraz muszę ratować wasze dupska - zaczęła wraz z Deanem szukać soli po szafkach i udało im się znaleźć kilkanaście jedno kilogramowych opakowań.

- Staniecie wewnątrz kręgu soli i nie wychodzicie z niego - zarządził Winchester. - Nas nie zaatakuje.

- Ta sól ma nas uratować? - Gwen obróciła się na pięcie, aby nie patrzeć na znajomych.

- Wkurzał mnie przez całe liceum - wyszeptała w stronę Deana. - Po prostu mnie irytował - dodała z wyrzutem, biorąc do ręki widelec do mięsa. - Może się przydać.

Winchester był zdziwiony nastawieniem Gwen, ale nie przeszkadzało mu to. Chwycił leżącą nieopodal chochle i stanął po przeciwnej stronie okręgu.

- Profesor Fletcher, Barry chcę przeczytać referat na temat "Selekcji naturalnej", czyli o sobie! - wykrzyczała Wright.

- Ej, a te ostre słowa, to za co?

- Bo głównie przez waszą dwójkę jej dusza utknęła tutaj.

- Chwila, Gwen! Co ją trzyma w szkole? Gdzie jest pochowana?

- Była buddystką, zapewne skremowała ciało - stwierdziła łowczyni, a reszta osób w pomieszczeniu nie wierzyła w jej słowa. - Gdybyście czasami słuchali słów profesorki to wiedzielibyście.

- Musiała być do czegoś przywiązana.

- Zdjęcie... zdjęcie w ramce z jej rodziną. Zawsze trzymała je na biurku. Ale spróbujmy po dobroci, może nie będziemy musieli tego spalać.

- Ramka ze zdjęciem została zabrana przez jej córkę, która po śmierci matki wyprowadziła się do Angli - wtrąciła Paige.

- Czyli zrobimy twoim sposobem - stwierdził Dean, który zaczął gwizdać, aby przywołać duszka.

Przy drzwiach zjawił się duch, który powoli kroczył w stronę kółka. Winchester zbliżył się do Gwen i wtedy chronili swoimi ciałami znajomych z liceum. Na gardle łowcy zacisnęło się powietrze, które odrzuciło go na przeciwległą ścianę, zostawiając młodą łowczynie samą przed dawną nauczycielką biologii.

- Cholera... - spróbowała wbić żelazo w postać, lecz ta zablokowała zręcznie jej dłoń.

- Gwen, zagadka! - stwierdził, próbując pozbierać się z podłogi obłożonej kafelkami.

- Pani profesor! Czy na świat może przyjść szylkretowy kocur? - nachalnym ruchem głowy spojrzała ponownie w stronę łowczyni. Duch o dziwo potaknął. - Kiedy? - skóra z jej ciała zaczęła się łuszczyć, przez którą zaczęło prześwitywać złote światło. Wszyscy zgromadzeni ujrzeli twarz profesor Fletcher, która była bez żadnej skazy. Gdy Wright ukończyła szkołę, ona była kilka lat przed trzydziestką, więc umarła bardzo młodo.

- Trisomia płciowa. Samiec jest wtedy bezpłodny - cały brud z jej włosów i ubrań zniknął, ukazując piękne rude loki i sukienkę w kwiaty. - Gwen - uśmiechnęła się szczerze w stronę Wright i Winchestera, a gdy jej wzrok zahaczył się o trójkę osób wciąż stojących w środku koła, mina kobiety zrzedła. - Barry i Paige.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro