[2] Zaufanie to nie wszystko

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Castiel nic im nie wytłumaczył. Zniknął zostawiając ich samych na pastwę losu. Jeszcze kilka minut temu, łowcy skakali sobie do gardeł. A teraz siedzieli w nieswojej ciszy. Została ona przerwana przez skrzypnięcie materacu, z którego wstała Gwen, kierując pierwsze słowa w stronę Deana.

- Musimy się dogadać, w końcu jesteśmy łowcami czyli naszym obowiązkiem jest ratować świat od wszelakiego paskudztwa. Nie wiem czy nam się to uda, ale... - westchnęła, podając mężczyźnie dłoń na zgodę - ale wierzę, że podołamy temu zadaniu.

Brunet, będąc skołowany słowami Castiela skierowanych do jego osoby, nie odezwał się tylko dokonał gestu na zgodę. Jego wzrok wydawał się nieobecny, gdy spojrzał w oczy dziewczyny, które iskrzyły determinacją i chęcią działania.

- Jestem Gwen Wright, człowiek, będący posiadaczem Bożego światła - Dean się zdziwił, gdy usłyszał co tak naprawdę dziewczyna nosi w swoim ciele. - Wszystko wiem z tej bajki.

- Mów mi Dean Winchester, człowiek, który wydostał się z Piekła.

Gdy ściskała jego dłoń, owiniętą chustą, pomyślała o tym, żeby mu ją opatrzyć, więc gdy się pogodzili i przedstawili, stwierdziła, że chwyci za bandaże i doprowadzi ranę do porządku. W ich zawodzie rzadko zawiązywało się kontakty na stałe, ale z nimi było inaczej, musieli pomóc sobie nawzajem, aby osiągnąć wspólny cel. 

Gdy pochyliła się w stronę bandaży, Winchester domyślił się jej intencji, lecz uprzedził ją, że nie musi tego robić, a ona mimo swojej woli zaczęła naciskać, że mimo wszystko powinni zdobyć swoje zaufanie i właśnie od tego chciała zacząć. Od oparzenia rany.
Usiadła na skraju łóżka, pospieszając Deana, aby oddał jej materiały i dał jej pomóc. Niechętnie przysiadł, ale chciał się dowiedzieć, co jeszcze pamięta z bajki, którą jej opowiadano.

- Co jeszcze wiesz na temat tego, co mówił Castiel - zapytał, na co dziewczyna lekko się uśmiechając, ściągnęła ostrożnie zaplamioną chustę.

- Zaczynając od samego początku, mojego przodka stworzyły Archanioły. Wszystkie Archanioły - dziewczyna spojrzała na ranę, po czym podeszła do swojej torby, z której wyciągnęła butelkę whisky. Za jej pomocą miała zamiar zdezynfekować rozcięcie na skórze. - Daj mi dłoń, muszę ją odkazić.

Winchester zasyczał, ponieważ otwarta rana w styczności z alkoholem została podrażniona, lecz nie powstrzymało go to przed zadaniem pytania.

- To jakim cudem masz w sobie cząstkę Boga?

- W moim ciele płynie jego światło, tak dla sprecyzowania. On sfinalizował dzieło swoich synów, którzy również włożyli w to wiele czasu i trudu. Ten błysk był przekazywany z pokolenia na pokolenie, lecz uaktywniał się dopiero w czasach nadejścia klęski, a ostatnią taką klęską były...

- Plagi Egipskie.

- Jak widać mój przodek sprzed tysięcy lat był z Egiptu - uśmiechnęła się pod nosem. - Niestety nigdzie nie zostały opisane moce takiego człowieka.

Zdążyła starannie owinąć rozcięcie, zaś Dean podziękował jej szerokim, lecz nie do końca szczerym. Wiedział on o plagach, ale nie do końca pamiętał ich przebieg.

- Jakiś pomysł co dalej? Mam jeszcze godzinę czasu zanim skończy się doba hotelowa, a do tego czasu muszę oddać kluczyki.

- Jesteś tu samochodem? - Zapytał jakby dopiero co zrozumiał, co tak naprawdę się wokół niego działo.

- ''Pożyczonym" - zrobiła cudzysłów w powietrzu chcąc podkreślić, że mając na myśli pożyczony, chodziło jej o odebrany bez wiedzy właściciela.

- To pojedź ze mną.

- Czy to Ty nie jesteś przypadkiem do mnie sceptycznie nastawiony? A co jeśli tylko próbujesz zdobyć moje zaufanie, żeby później wbić mi nóż w plecy?

- Jestem Winchesterem. Zostałem wychowany na łowcę przez żołnierza, więc nie mam w zwyczaju się odwrócić bez powodu. Jeśli mam działać w dobrej sprawie, zrobię to, ale jeżeli Ty mnie zdradzisz, to wiedz, że to ja będę ostatnią osobą, którą zobaczysz przed śmiercią.

Przestraszyła się, stała jak słup soli, chociaż nie zdziwiły jej wypowiedziane słowa Deana. Był wojownikiem, ufał tylko najbliższym, a nie co dopiero poznanej dziewczynie.

- Jestem osobą godną zaufania. Jak widzisz nie jestem... nie jesteśmy jak typowi łowcy i zważaj na słowa. Może i nie jestem ideałem, ale o zaufaniu nie musisz prawić mi kazań - dodała beznamiętnie. - Liczę na to, że masz jakikolwiek pomysł na to co dalej. Jakbyś mnie szukał to będę w kawiarni, tuż naprzeciwko, czekając na twoją ideę.

***

Wiedziała, że zamówienie kawy byłoby błędem, więc postanowiła, że weźmie filiżankę zielonej herbaty i kawałek placka z wiśniami, którego poprosiła ostatnią sztukę. Na końcu lokalu znalazła wygodny fotel, w którym zamierzała się odstresować popijając ciepły napój, przy okazji podjadając deser. Rozkosz nie trwała zbyt długo, ponieważ musiała znaleźć sprawę dla niej... i prawdopodobnie również dla Deana, więc wyciągnęła z kieszeni telefon.

Październik

Dwa dni temu odnaleziono zlodowacone ciało mężczyzny w jego własnym domu. Budynek był zamknięty od wewnątrz. Policja nie ma żadnych tropów.

Kliknęła w adnotacje, która doprowadziła ją do całego artykułu. Nie odrywając wzroku od ekranu, sięgała po filiżankę, aby wypić następny łyk, lecz gdy chciała chwycić za mały widelczyk, którym spożywała placek, nie odnalazła go, ponieważ nie zauważyła, że tuż przed nią siedzi Dean, jedzący jej deser.

- Ej!

- Jaki dobry.

- To był mój placek - dodała z miną smutnego kilkulatka.

- Jest to rekompensata.

- Za co?

- Za benzynę. Nie musisz się do niej dokładać, jeśli będziesz kupować placki.

- Zostałam postawiona przed faktem dokonanym?

- Och, jak najbardziej - odpowiedział, delektując się kolejnym kawałeczkiem, na co dziewczyna pokręciła teatralnie oczami, przysuwając Winchesterowi telefon. - Czyli to robiłaś, gdy zajadałem się tym niesamowitym deserem? - Nie odpowiedziała, tylko zmarszczyła brwi. - Bla, bla, bla zamarznięte ciało, bla, bla zamknięty od wewnątrz. Czyli duch. Wiesz kogo?

- Znalazłam ten artykuł 5 minut temu, jakim cudem miałabym wiedzieć?

- Wystarczyłoby zwykłe nie.

***

- Przywitaj się z Dziecinką - wskazał Dean, powolnym gestem ręki na czarną maskę pojazdu.

- Ta czarna Impala z 67'? - Szok wkradł się na twarz Winchestera, gdy dziewczyna wypowiedziała markę auta.

- Znasz się na samochodach?

-Nie nazwałabym tego w ten sposób. Mój ojciec był mechanikiem i czasami mu pomagałam. Jest to przelotna znajomość - odpowiedziała, okrążając auto. - To co? Niech Dziecinka doprowadzi nas do celu!

Z wcześniejszym dialogiem nastrój między się poprawił, rozchmurzył. Znaleźli wspólny temat, który nie był związany z polowaniem, a po kolejnych kilkunastu minutach zaczęli rozmawiać o muzyce współczesnej i klasycznym rocku. Gwen poszukała również kolejnych informacji dotyczących zamarzniętego mężczyzny i legend związanych z tym miastem.

Z Aberdeen w Dakocie Południowej jest związana jedna legenda, w którą miejscowi z czasem zaczęli wierzyć.

W 1986 roku w domu na Washington St. pewne młode małżeństwo wiodło cudowne, spokojne życie, lecz prawda drastycznie różniła się od rzeczywistości. Kobieta zdradzała męża ze swoim szefem. Zdruzgotany faktem małżonek upił się, przez co nie mógł dostać się do mieszkania. Stukał w drzwi, szarpał klamkę, aż w końcu osunął się na pokrytą śniegiem werandę i zasnął. Zszokowana żona znalazła jego zamarznięte, martwe, zlodowacone ciało.

Od tego czasu, gdy w tym domu zamieszka mężczyzna, umiera on przez odmrożenie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro