[22] Gdzie jesteś?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nie zgadzam się! - wykrzyknął Dean, skupiając na sobie uwagę zebranych.

- Potrzebujemy pomocy Gabriela! A bardziej jego ostrza. Zrobimy to za wszelką cenę.

- Nie słyszałaś co mówiłem?! Nie ma mowy!

- Nie wtrącam się w to, o co pokłóciłeś z Samem i o czym rozmawialiście w Lawrence, więc mimo wszystko znajdziemy Archanioła. Chodź - pociągnęła Anioła za rękaw prochowca.

- Cas -westchnął. - Spróbuj jak najmniej inwazyjnie, okej? - zapytał bezsilnie, na co Castiel potaknął.

***

- Gwen, musisz wiedzieć, że to nie będzie przyjemne doznanie - odłożył beżowy płaszcz na łóżku, tuż obok niego rzucił marynarkę. Rękawy, długiej, śnieżnobiałej, koszuli podwinął aż do łokcia. Łowczyni, trzymając skórzany pasek w dłoniach, usiadła na drewnianym krześle ślepo przyglądając się Aniołowi.

- Rób swoje, Castielu - to były jej ostatnie słowa przed dostaniem się przez Anioła do środka jej duszy i Światła.

Po bunkrze rozniósł się stłumiony krzyk łowczyni, przez który Dean próbował pobiec do pokoju dziewczyny.  Niestety Sam w odpowiedniej chwili odskoczył z siedzenia, blokując kroki starszego brata.

- Nie pamiętasz co mówił Cas? Jeśli wykona zły ruch to możemy się pożegnać z pokonaniem Lucyfera, a co gorsza Gwen może ucierpieć - młodszy Winchester popchnął Deana na krzesło.

Po zaledwie dziesięciu minutach do biblioteki wszedł Anioł, a tuż za nim łowczyni, która zakładała czarną, skórzaną kurtkę.

- Masz święty olej, Dean?

- Właściwie to tak... Żadne "jak poszło"? - zapytał szatyn, idąc w kierunku dziewczyny.

- Wiemy jak znaleźć Gabriela. A właściwie to jak on znajdzie mnie, dlatego musimy zasadzić na niego pułapkę. Najlepiej na opuszczonej hali.

- A dlaczego nie w bunkrze? - odezwał się Sam, stając tuż naprzeciw dziewczyny.

- Archanioł może się nie przedostać przez mury - wtrącił Cas.

- Albo nie wyczuje, ponieważ pieczęcie na ścianach mogą to tłumić - dokończyła Gwen. - Jest to naciągane, ale prawdopodobne.

- Możemy przed bunkrem się na niego zaczaić - Sam skupił na sobie uwagę. - Nikt tędy nie jeździ, a na zewnątrz jest całkiem sporo miejsca.

Trójka łowców oraz Anioł czekali na Archanioła od ponad trzydziestu minut, chociaż mieli wrażenie, że minęło więcej czasu. Gwen oraz Castiel od razu wyprostowali się, gdy poczuli, że Gabriel się zbliża. Podeszli obydwoje do okręgu, a Dean wraz z Samem zaczaili się, jakby "Plan A" nie zadziałał.

- Wysłannik i Castiel. Mogłem się spodziewać, że to akurat Ty jej pomagasz.

- Potrzebujemy twojej pomocy, Gabrielu - Wright nie owijała w bawełnę i podeszła bliżej. - Potrzebujemy twojego ostrza do zabicia Lucyfera.

- I mam go wam tak po prostu sprezentować? No jasne, bierzcie, przecież Lucy nie jest moim bratem. A nie, chwila, jednak jest.

- Mógłbyś się przyczynić do uratowania świata. A ja, wraz z Casem i Winchesterami nie damy rady bez pomocy.

- Lucyfera nie powstrzyma jakaś grupka zawziętych łowców i ich Anioł Stróż - przed nimi, obok wystającego, niewysokiego murku, zmaterializowała się kobieta o czarnych, jak kruk, włosach.

- Kim  jesteś? - zapytała Gwen, gdy oczy postaci zmieniły kolor na czarny.

- Meg - zza rogu wyszli Winchesterowie, w dłoniach trzymając broń, która była w stanie zlikwidować demona.

- Czyli jednak mnie pamiętacie. To urocze.

- Nie tak urocze jak sztylet w twojej krtani - Dean bez namysłu zaczął szarże w jej kierunku, ale ta szybko przecięła dłoń i uderzyła nią o marmurową ściankę, oślepiając tym wszyskich zgromadzonych.

Wright, nie wiedząc, co się dzieje, przez poziom stresu, chwyciła Anioła za przedramię. Czuła, jakby nieznana jej siła, rozrywała ją od środka. Po chwili nie czuła pod palcami prochowca Castiela, więc niechętnie otworzyła oczy. Stała po środku lasu, na drzewach nie było liści, tylko same ogołocone gałęzie.

- Cas? - odpowiedziała jej tylko głucha cisza. - Gdzie ja jestem? - zapytała w myślach. - Co to za miejsce? - usłyszała za sobą trzask patyka, który zmusił ją do spojrzenia w tamtą stronę. Kilkanaście par, świecących na czerwono, oczu przyglądały się bacznie łowczyni. Towarzyszący sytuacji, śmiech stworzeń, zmusił Gwen do ucieczki. Biegła ślepo przed siebie, aby zgubić pościg.

- Gdzie ona jest?! - Dean przyłożył ostrze do szyi demonicy.

- Aniołki poszły do Nieba, Wysłanniczka zaś trafiła do mniej przyjemnego miejsca.

- Odpowiedz. Na. Pytanie - wysyczał bardziej stanowczo. - Bo inaczej ta piękna broń, przebije Cię na wskroś.

- Jak mnie zabijesz, to będę towarzyszyć waszej przyjaciółce w przetrwaniu - bracia zostali odepchnięci od Meg, za pomocą jej nadnaturalnych zdolności. Z wielką siłą uderzyli w drobne kamienie na ziemi. - Ale nie mam zamiaru. Moja robota tu się kończy. Chwała Lucyferowi - uciekła, zniknęła z ich oczu niczym bańka.

- Czyściec - wyszeptał Sam.

- O czym ty mówisz?

- Tam trafiają wszystkie potwory, gdy tacy jak my, zabili je.

- Jak my ja stamtąd wyciągniemy, Sammy? - zapytał zrezygnowany, opierając się o murek.

- Nie wiem, czy w ogóle istnieje możliwość.

🍬🍬🍬

*kaszel i nachalne poprawianie krawatu na mównicy* A więc to koniec części pierwszej, Moi Drodzy. Kontynuacja nie będzie nową książką, tylko do tej będą dopisywane rozdziały, jako Druga Księga.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro