5. Preparation

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

− Dobra, możecie przestać na siebie tak dziwnie patrzeć? − Tony chwycił za ramię córki, która nawet nie drgnęła pod delikatnym naciskiem.

Jeden z pracowników T.A.R.C.Z.Y, ubrany w mundur moro, pociągnął żwawo od tyłu łokieć Lokiego, niechętnie chcącego oderwać się od wnikliwej obserwacji. Dopiero wtedy opornie zerknęła na ojca i pułkownika, czekających na jakiekolwiek słowo.

− Wiecie, że stać go na więcej? Chciał zostać złapany − stwierdziła, zakładając ręce na piersi.

Fury potaknął.

− Zaprzestał walki, gdy tylko na ciebie spojrzał − wywnioskował. − Jesteś kluczem.

Kłamca przyglądał dziejącej się sytuacji z fotela jednego z helikopterów Agencji. Jego twarz ciągle błyskała szeregiem białych zębów, które okrywał chytry uśmieszek, budzący w niej wewnętrzny niepokój, ale również nieposkromioną chęć zadania mu zbyt oczywistych pytań, będących dla niej niewiadomą przez dwadzieścia lat.

− To on − pomyślał Tony, wychodząc ze swojej metalicznej zbroi, która została przejęta przez Jarvisa. − Zmiana koloru kwiecistego wianuszka na niebieski. Znał Megan zanim stała się... Megan.

− O godzinie dziewiątej rano przyleci po panią nasz helikopter, panno Stark − rzekł Fury; para brwi kobiety uniosła się ze zdziwienia, lecz jej policzki i usta tkwiły w bezruchu.

− Jak to po nią?! − wtrącił, wbijając się między dwójkę milczących ludzi. − Nie ma szans, nie puszczę jej samej na tę misję samobójczą − ostatnie dwa słowa wypowiedział zniżając ton głosu.

− Tony. − Ciągle patrząc w daleki punkt na gwieździstym niebie, zaczęła myśleć o tym, że to, co miało miejsce sekundy temu to szansa jedna na milion. − Ten Loki, on mnie znał za dzieciaka. A jego oczy mówiły, wręcz krzyczały, że wie, kim jestem − odpowiedziała nieśmiale, przypominając sobie obraz, kiedy to lata temu wręczył jej malutką różyczkę. − Kim byłam − dodała dla sprostowania.

− Nie skończyłem, pan również leci. Pańskie doświadczenie techniczne przyda się jak nigdzie indziej.

Chciał cokolwiek powiedzieć, lecz każda próba wyduszenia z siebie słowa kończyła się na wypowiadaniu pojedynczych liter. Nie wiedział czy jego reakcja powinna być profesjonalna czy autentyczna, która nie kryła zdziwienia. Półświadomie dokonał tego drugiego wyboru, wywołując subtelny uśmiech u rozmówców.

− Tego się nie spodziewałeś. − Wątle, z powodu spadającej w krwi stężenia adrenaliny, szturchnęła Tony'ego łokciem. − Jakie plany macie z nim związane? − Skinęła brodą w stronę Lokiego, który nie przestawał czytać każdego jej ruchu. − On naprawdę dał się złapać, bo inaczej dałby już nogę − parsknęła pod nosem.

− Wiesz dlaczego to zrobił. − Fury wykonał krok w przód, potem następny, zaczął uciekać w stronę helikoptera, którego śmigła go znacząco zagłuszały. − Rano dowiecie się sami.

− Ale j... − Maszyna wzbiła się w powietrze, za nią kolejna.

Czarnowłosy podniósł spięte kajdankami dłonie, machając jedną z nich w stronę Meg. Ta niechętnie odwzajemniła jego gest, wysilając się na nieszczery uśmiech.

− Młoda, czemu się uśmiechasz? − rzekł skonfundowany.

− W dwudziestą rocznicę w końcu zdecydowałeś, żeby pokazać mi to miejsce. Co za wyczucie czasu! − Na pięcie obróciła się w lewo, następnie twardo stawiając kolejne kroki w stronę ich środka transportu. − Wiesz, że mogłeś odlecieć, gdy iluzje cię otaczały? − zapytała retorycznie po dłuższej chwili, wciąż z uniesionymi kącikami ust.

− Jeszcze by się wystraszyły i odpędziłbym naszego gościa − dodał zadziornie, dorównując do jej ramienia.

Tony oderwał maszynę od podłoża tak gwałtownie, że Meg niemalże uderzyła kaskiem w boczną szybę. Usłyszała ciche przepraszam, na co tylko obróciła teatralnie oczami i obdarzyła Tony'ego niewinnym uśmiechem.

Wskazówki zegarka wskazywały kilka minut przed drugą w nocy, gdy dwójka ludzi znalazła się na szczycie wieży. Nie okazywali oznak zmęczenia, które jeszcze godzinę temu sprawiało, że głowa dziewczyny co chwila opadała. A wtedy, w momencie, kiedy dotarła do nich informacja o przybyszu będącym Księciem i osobą znającą pierwotne imię Meg, na chwilę zapomnieli czym jest senność. Postanowili ten krótki odcinek czasu jakoś spożytkować i zaczęli pakować przydatne pierdoły.

Budzik w telefonie zaczął głośno buczeć równo o godzinie siódmej trzydzieści rano, sprawiając, że właścicielka tego urządzenia dosłownie stoczyła się z łóżka zawinięta w pościel jak naleśnik. Sunęła do kuchni w skarpetkach jak łyżwami po lodzie, po czym nastawiła kawę.
Ten poranek nie zaszczycił ją migreną, niestrawnością czy utratą panowania nad mięśniami. Może ostatnie w małym stopniu jej dokuczało, ale to tylko z powodu stresu, który wybił poza skalę niczym termometr w najgorętszy dzień w roku.

− Dobry. − Z paskiem zawiniętym przy szlafroku ospale wszedł Tony. Na sam zapach kawy zaczął się rozbudzać. − Jesteś typem człowieka, który specjalnie staje wcześniej, aby dłużej się lenić?

− Nowy poziom lenistwa. − Powoli zaczynała się rozkoszować ciepłą cieczą, spływającą po przełyku.

Stark pociągnął nosem i jakby od niechcenia chwycił za uchwyt od ekspresu. W międzyczasie Meg przyglądała się spokojnej tafli cieczy w swoim ulubionym kubku, będącego prezentem od ojca na jedne z niedawnych urodzin. Wydawało jej się, że napój zaczynał bulgotać. Kilkukrotnie mrugnęła, a bąble robiły się coraz większe i częstsze. Odłożyła powoli naczynie na okrągłą, bambusową podstawkę, wmawiając sobie, że była to halucynacja lub nazbyt rozkojarzone myśli połączone z małą dawką ukochanego snu.

− To tylko wyobraźnia − powtarzała w kółko w myślach, patrząc na płaską już taflę. − To tylko wyobraźnia... − westchnęła, ocierając dłonią oczy.

Dziesięć minut przed ustalonym czasem stała już u szczytu wieży, czekając na helikopter i Tony'ego, który zjawił się zaledwie chwilę później.

− Pamiętaj, jak jest się na czas, to tak naprawdę jesteś spóźniony. − Wyprostowała się, zakładając sztywno dłonie za plecy. − Trener sztuk walki mi to powiedział i od tego czasu mam odchyły − dodała z chichotem na ustach.

− Na zegarku mam za pięć dziewiątą. − Podciągnął rękaw koszuli, zerkając na urządzenie na nadgarstku. − To nie ja się sp...

Zaczął, lecz nie było mu dane zakończyć ze względu na rozbrzmiewający się donośny dźwięk wirujących śmigieł helikoptera.

− Coś mówiłeś? − krzyknęła rozbawiona.

− Meg, Tony − Fury kolejno podał im dłoń. − Widzę, że jesteście na czas. To się ceni − zaakcentował dla rozluźnienia atmosfery.

W trakcie trwania przywitania, pracownik T.A.R.C.Z.Y chwycił za torbę i wrzucił ją do maszyny.

− Gdzie przetrzymujecie Lokiego? − zapytała z poważniejszym tonem, obserwując jak jej bagaż został haniebnie potraktowany.

− W takim luksusowym pomieszczeniu, na jakie sobie zasłużył przez kopniak w żebra − stwierdził dosadnie.

− W celi? − dopytał Tony.

− Nie wyraziłem się jasno? − zaśmiał się tak głęboko, aż Meg poczuła nieprzyjemną wibrację w kościach.

− Hej, przepraszam, ale to nie cały mój bagaż − wtrącił nonszalancko Stark, wskazując kciukiem na marmurową ścianę tuż za nim.

− Przecież nic tam nie ma, proszę pana − rzekł podwładny Fury'ego.

− Daj mu chwilę, lubi budować napięcie. − Odwróciła się skocznie bokiem do ojca.

Kamienne płyty zaczęły powoli rozsuwać się na boki, ukazując ich oczom czerwono-złotą zbroję należącą do Iron Mana, na którego twarzy zagościł zwycięski uśmiech.

💚💚💚
Jak tam początek roku szkolnego?
Nie bójcie się, Loki będzie z nami na dłużej. Znacznie, znacznie dłużej 8)

Takie cudeńka pojawiają się na moim Instagramie, na który serdecznie zapraszam!

IG: martlina_watt

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro