Smile

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[05.09.1997]
Michael

/Główny budynek, Neverland Valley Ranch, Santa Barbara/

Rano ja i Lilli postanowiliśmy pocieszyć Ivy po tym co spotkało ją w szkole...

Zaczęliśmy od pancaków na śniadanie...

- Jesteście dla siebie dziwnie mili. - stwierdziła Ivy - ostatnie 3 lata albo się nie odzywaliście do siebie, albo kłóciliście

- Bo byliśmy głupi - odparłem - po za tym kłóciliśmy się tylko o ciebie... mamy dla ciebie niespodziankę. Ponieważ i tak nie chodzisz przez ten miesiąc do szkoły, zdecydowaliśmy, że pojedziemy na tydzień na wybrzeże. Drugie wakacje.

- Nagradzasz mnie za wyrzucenie ze szkoły? - zapytała

- Ivy... - zaczęła Lilli - wyrzucili cię niesłusznie. Szkoły powinny walczyć z rasizmem, a nie go wspierać. Wczoraj wieczorem rozmawialiśmy i masz od nas obojga pełną zgodę na sprowadzanie do parteru każdego, kto waży się cię oceniać za kolor skóry.

- Lilli ma rację, Ivy. Pokaż, że nie mogą cię oceniać tylko przez kolor skóry. - stwierdziłem

- Chcecie jechać do naszego domku na Wybrzeżu? - zapytała

- Tak, czemu pytasz? - odparła pytaniem na pytanie Lilli

- Zabierzmy Randy'ego, Jordan'a i Enid. Możemy? Proooooooooooszę - zrobiła maślane oczy

Lilli spojrzała na mnie

- Z perspektywy stanu Lilli nie uważam tego za rozsądne, ale już zaczyna być głośno o tym, że byłego kochanka mojej byłej żony aresztowali za pobicie jej, więc w sumie... Chyba nie ma większego problemu... - stwierdziłem - Co sądzisz Lilli?

- Jeśli ich rodzice się zgodzą, nie ma problemu...

Poszedłem do swojego biura zadzwonić do rodziców pozostałej 3... zgodzili się bez problemu, bo też uważali, że działanie dyrektorki było nieuczciwe...

Spisałem adresy tych dzieciaków i wysłałem po nie Bill'a

Ivy

Tata wrócił

- Załatwione. Bill po nich pojechał...

Uwiesiłam się tacie na szyi

- Jesteś świetny...

Gdy czekaliśmy na moich przyjaciół, tata obejmował mamę ręką, a jak na nich i to jak się kłucili przed rozwodem, to było naprawdę dużo.

Michael

Gdy przyjaciele Ivy dotarli, chłopcy wydawali się nieco przestraszeni... Enid była bardziej luźna, bo rozmawiała też ze mną w pokoju jej i Ivy

- Jeśli was przestraszyłem wtedy w szkole, to przepraszam... zależało mi, żebyście ponieśli jak najmniejsze konsekwencje...

Ivy popatrzyła na mnie
- Wydaje mi się, że chodzi o coś innego, Tato... na widok Brown'a albo Sinatry miałbyś taką samą minę.

- Czyli o to chodzi... mam do was prośbę... Nie chcę być traktowany jak gwiazda... szczerze tego nienawidzę samej sławy. Chcecie mądrości wywnioskowanej na postawie prawie 35 lat kariery? Sama karierą, realizowanie pasji, rozwijanie talentów jest świetne. Sława z tego wynikająca to piekło... dlatego was proszę... przynajmniej udawajcie, że nie traktujecie mnie jak gwiazdy, a jak człowieka...

Elizabeth

Enid przytuliła się do Michael'a

- Dziękuję Panu, za wszystko co Pan dla nas zrobił

Chłopcy popatrzyli na mnie niepewnie podeszłam do nich

- Nim cokolwiek powiecie, ja powiem... Nie bójcie się... To jak wyglądam teraz... To nie Michael... to dzieło mojego byłego kochanka... Michael mnie uratował...

Chłopcy wydali się już bardziej pewni

- Za co panią pobił pani były? - zapytał wyższy z chłopców

- Za to samo, za co Michael wziął mnie pod dach... Nie mogę wam jeszcze powiedzieć, ale niedługo się dowiecie

- Nikomu nie powiemy - odparł niższy

- Chłopcy, nie mogę wam powiedzieć... Istnieje przesądowi, że jak za szybko się powie, to nic z tego nie będzie... Ale dowiecie się przed mediami...

***

Przyjaciele Ivy zostali u nas na tą noc...

[06.09.1997]

Godzinę zajęło nam dojechanie do domku na Wybrzeżu...

/Domek na wybrzeżu/

Ivy sama zaprowadziła swoich przyjaciół do pokoi gościnnych które mieliśmy w domku...

Michael wziął torbę z naszymi rzeczami

- Kiedy tu ostatnio byliśmy razem? - zapytał

- Rok przed rozwodem... byłam głupia, że cię zostawiłam...

- Często cię bił? - zapytał gdy weszliśmy do budynku

- Zdarzało mu się podbić mi oko, albo na tyle mocno trzymać mnie za ręce, że miałam sińce w kształcie odcisków jego dłoni...

- Czemu nie uciekłaś? - weszliśmy na piętro - Przecież wiedziałaś, że do mnie zawsze możesz wrócić...

- Możliwe, że byłam zbyt dumna odrzuceniem ciebie... - otworzyłam drzwi od sypialni - że kiedy prawie każda laska na świecie chciałaby, żebyś chociaż na nią spojrzał, a ja cię odrzuciłam... doprowadziłam do płaczu... - usiadłam na łóżku - uganiał się za mną facet, za którym ugania się ⅓ ludzkości...

- Masz 34 lata... matką zostałaś mając 20, gdy ja miałem 25 lat. Ślub braliśmy gdy ty miałaś 19 lat, a ja 24... nigdy nie miałem Ci za złe, że wybrałaś jego... jako młoda kobieta po prostu potrzebujesz więcej uwagi niż ja ci dawałem...

- To nie była twoja wina... Dałam mu się opętać...

Uśmiechnął się
- Gdyby nie to, że Ivy i jej przyjaciele tu są, to już bym ci pokazał czym jest opętanie...

- Gdy wrócimy, wyślemy Ivy do wesołego miasteczka albo do zoo... będziemy mieć trochę czasu dla siebie...

- Lilli, przysięgam ci, że temu maleństwu nie dam umrzeć... - zaczął płakać - wiem, że śmierć Natalie to moja wina... wiem, że nigdy ci nie wynagrodzę tej tragedii...

- Michael, zostałeś z nią sam na dwa dni... ona była już chora, bo niepotrzebnie zostawiliśmy otwarte drzwi na ogród.

- Ja je otworzyłem

- Ty chciałeś tylko wpuścić świeże powietrze...

Miałam wrażenie, że tą kłótnią przenieśliśmy się o tych prawie 15 lat wstecz...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro