Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

LIV'S POV :
Jak zwykle rano obudził mnie zapach świeżo zaparzonej kawy. Spojrzałam na zegarek. 8.00. Przetarłam oczy ręką i zrzucilam z siebie kołdrę. Wstałam i zaczęłam się rozciągać, po czym przystąpiłam do porannych ćwiczeń.

Ćwiczenia to moja poranna rutyna. Nie jestem jakąś milosniczka diet, ale ćwiczenia mnie pobudzają i dają siłę na przeżycie kolejnego dnia. Od kiedy skończyłam 15 lat codziennie wykonuje ten sam zestaw ćwiczeń. W czasie tygodnia są to szybkie 15-minutowe ćwiczenia, które wykonuje razem z Sara, ale w weekendy ćwiczę przez pół godziny rano, a wieczorem biegam. Daniel zawsze się zastanawia skąd mam chęci na bieganie. W sumie sama tego nie wiem. Po prostu lubię biegać, a poza tym podoba mi się moje szczupłe ciało i nie chcę go stracić.

Fast foody i słodycze to nie moja bajka. To znaczy od czasu do czasu pozwalam sobie na zjedzenie czekolady czy frytek, ale nie za często. W Macu praktycznie nigdy nic jem. Może to dziwne ale nie lubię tych wszystkich burgerów itp. Jedyne na co pozwalam sobie w Macu to shake waniliowy - mój ulubiony. Poza tym nie jem mięsa. Więc to mówi samo za siebie. Jestem wegetarianką od... Nawet nie pamiętam od kiedy. Ale wiem że kocham zwierzęta i nie chce by cierpiały, by je zabijano. To straszne jak zwierzęta są traktowane. Nie chcę się do tego przyczyniać więc nie jem mięsa.

Skończyłam ćwiczenia i poszłam się przebrać. Założyłam na siebie granatowe spodenki, crop top i białe tenisowki. Związałam włosy na czubku głowy, zrobiłam lekki makijaż i zeszłam na dół. Weszłam do kuchni. Mama robiła śniadanie a tata siedział przy stole i pił kawę.

- Hej. - przywitałam się siadając przy stole.

- Dzień dobry kochanie. Jak się spało? - spytał tata.

- Nawet dobrze. - przyznałam.

- Liv, pamiętasz, że dzisiaj o 16 mamy wizytę u lekarza? - przewrociłam oczami ale kiwnełam głową że pamiętam.

- Ej Liv. Nie bój się, będzie dobrze. - mama przytuliła się.

- Nie boję się. - powiedziałam i uśmiechnęłam się do rodziców mimo że w środku byłam cała spieta. - Aha. O 12 przyjdzie do mnie znajomy.

- A po co? - tata jak zwykle pierwszy reagował na wzmiankę o jakimś chłopaku.

- Spokojnie tato. Będę mu pomagać w nauce i tyle. - odparlam starając się powstrzymać chęć przewrocenia oczami.

- Mhm. - burknal tylko i otworzył gazetę. Zasmialysmy się z mamą, po czym rodzicielka podała mi śniadanie.
***

Po śniadaniu wróciłam do pokoju. Stanęłam w progu i spojrzałam zdegustowana na bałagan w pokoju. Westchnęłam i podniosłam z podłogi ubrania, które wywaliłam z szafy jakiś tydzień temu. Następnie ściągnęlam z biurka książki i wrzuciłam je do plecaka. Zbieglam na dół po worek na śmieci i wróciłam do pokoju. Pozbierałam wszystkie opakowania po ciastkach, paluszkach itp. i wrzuciłam do worka po czym wyniosłam go na dwór i wrzuciłam do śmietnika. Zmęczona porządkowaniem pokoju wzięłam telefon, podłączyłam do niego słuchawki, włożyłam je do uszu i położyłam się na łóżku. Włączyłam swoją ulubioną playlistę i odpłynęłam.

***

Leciała właśnie ostatnia zwrotka "We don't have to dance" - Andiego Biersacka, gdy muzyka się urwała. Zdezorientowana otworzyłam oczy. Nade mną stała mama z moimi słuchawkami w ręce. Spoglądała na mnie groźnie. W myślach przewróciłam oczami, wstałam i przezyłam szok. W drzwiach mojego pokoju stał Scott. Na ramieniu miał zawieszony plecak. Widać było że czuł się niekomfortowo, bo pocieral ręką kark i patrzył na czubki swoich adidasow.

- Masz gościa Liv. - powiedziała mama kładąc nacisk na słowo "gość".

- Widzę. Możesz oddać mi słuchawki? - spytałam i siegnęłam po nie ręką, ale mama szybko schowała je do kieszeni spodni.

- Ile razy mówiłam ci, że lekarz zabronił ci używać słuchawek? - spytała zdenerwowanym głosem.

- Za dużo. Oddaj mi je. - mama pokreciła głową i wyszła zabierając ze sobą moje słuchawki.

- Emm... Cześć Scott. - przywitałam się z chłopakiem.

- Hej Liv. - odpowiedzial i wszedł do pokoju.

- Przepraszam, że musiałeś być świadkiem... tego. - zażenowana podeszłam do biurka i, uśmiechając się pod nosem do samej siebie, wyciągnęłam z dolnej szuflady słuchawki. Mam jeszcze z dziesięć "zapasowych" słuchawek i jakieś dziesięć zarekwirowanych.

- Spoko. - odparł spoglądając ze zdziwieniem na kolejną parę słuchawek. - Liv? Czy... twoja mama właśnie nie zabrała ci słuchawek?

- Tak, zabrała. Ale mam zapasowe. - uśmiechnęłam się do niego promiennie i zaczęłam szukać w plecaku książki do gramatyki.

- Mhm. - odparł.

- Z czego dokładnie masz zdawać poprawkę? - spytałam grzebiac w plecaku.

- Składnia czy coś takiego. - odparł chłopak.

- To będzie bułka z maslem. - uśmiechnęłam się do Scotta.

- Nie byłbym tego taki pewien. - westchnął i usiadł na łóżku.

- Będzie dobrze zobaczysz. Umiem lepiej tłumaczyć niż Ruda. - pocieszylam go i z triumfem wyciągnęłam potrzebna mi książkę.

***

- Mówiłam że nie będzie źle. - zaśmiałam się.

- Miałaś rację. Tłumaczysz lepiej od Rudej. - Scott uśmiechnął się ukazując dołeczki w policzkach.

Spojrzałam na zegarek cyfrowy na szafce. 14.30. Tłumaczenie Scottowi całej tej gramatyki zajęło mi trochę czasu ale przynajmniej mam pewność że Legner zda poprawke.

W chwili gdy miałam powiedzieć chłopakowi że za chwilę muszę wyjść, rozległ się dźwięk telefonu. Scott wyciągnął z kieszeni telefon i popatrzył na ekran po czym przewrócił oczami odbierając.

- Tak mamo?.... Tak, zaraz będę.... Tak, kupię mleko... Tak, mam kasę... Tak, ja ciebie też. - rozmowa chłopaka była krótka.

- Muszę już iść. Dzięki za pomoc Silver. - Scott uśmiechnął się łobuzersko i zarzucił na plecak na ramię.

- Silver? - podniosłam jedną brew. - Teraz tak będziesz mnie nazywał? - w odpowiedzi chłopak tylko wzruszył ramionami. - To może ja też jakoś cię przezwe? Może... Scottie? - zapytałam z uśmiechem.

- Chyba cie pogrzało Silver. - warknal niezbyt wkurzony.

- Czuje się świetnie Scottie. A to przezwisko ci pasuje. - chłopak przewrócił oczami ale uśmiechnął się. - Zaprowadze cię do wyjścia.

- Az tak bardzo chcesz się mnie pozbyć, Silver ? - spytał Legner udając poruszenie.

- Tak. - rzuciłam i wyszłam z pokoju a chłopak za mną. Zeszłam na dół i ignorując badawcze spojrzenie taty otworzyłam Scottowi drzwi.

- Do zobaczenia, Silver. - powiedział puszczając mi oczko i wyszedł.

- Pa Scottie! - zawołałam za nim i zaśmiałam się gdy chłopak prychnął.

Zamknęłam drzwi i weszłam do kuchni. Wzięłam z miski jabłko i usiadłam na blacie kuchennym.

- Zostaw to jabłko. Zaraz dam ci obiad. - powiedziała mama.

- Jabłko mi wystarczy mamo. - odparłam i ugryzłam owoc. Mama tylko coś burkneła cicho i wyszła z kuchni. Wzruszyłam ramionami gdy tata posłał mi zirytowane spojrzenie.

Gdy zjadłam wróciłam do pokoju żeby się przebrać. Założyłam czarne poszarpane shorty, top z napisem "I'm (not) angel" i conversy. Włosy związałam w kłosa i zabierając torbę, zeszłam na dół.

- Gotowa? - spytał tata. W odpowiedzi kiwnelam tylko głową i wyszłam z domu za mamą, po czym wsiadłam do samochodu i zapiełam pas.

***

W jednej sekundzie wstałam, złapałam torbę i wybiegłam z gabinetu tej lekarki. Nie zważając na zaciekawione spojrzenie pielęgniarki wypadłam na zewnątrz i pobiegłam przed siebie. Od domu byłam oddalona o około 7 km, ale to było ostatnie miejsce do którego chce teraz wracać. Otarłam twarz z łez które cały czas płynęły. Nie wiedząc dokąd biec skręciłam w lewo na pierwszym skrzyżowaniu i zatrzymałam się pod jakimś blokiem. Obeszlam budynek i znalazłam się na obszernym placu. Kilku chłopaków grało w piłkę nożną, a na ławce na przeciwko siedziały jakieś dziewczyny i intensywnie się w nich wpatrywały. Nie chcąc by mnie zauważyli szybko się odwróciłam i wróciłam na ulicę. Nie za bardzo wiedziałam gdzie jestem ale to był mój najmniejszy problem.

Problemem było to, że ta lekarka zaledwie jednym zdaniem zniszczyła mi życie. Chociaż było one zniszczone od zawsze to ona zniszczyła je jeszcze bardziej. Jestem ciekawa czy ta kobieta ma marzenia, bo moje właśnie zniszczyła. Miałam plany, czas przeszły, teraz wszystko wzięło w łeb za sprawą jednego zdania.

W najbliższym czasie możesz stracić słuch, na zawsze. Zostało ci parę miesięcy. Będziemy starali się znaleźć jakieś rozwiązanie ale...

Dalszej części już nie usłyszałam. Wybiegłam. Uciekłam. Stchórzyłam. Poddałam się. Tak. To określenie jest dobre. Obiecałam sobie ze nigdy więcej się nie poddam. Ale to wszystko mnie przerosło, przygniotło swoim ciężarem. Te słowa mnie zabolały, nie, one mnie przerazily, przestraszyły. Ale to było na początku, teraz czuję tylko ból, swoją porażkę. Nic więcej. Tylko ból. Rozdzierający mnie od środka ból.

Gdzieś nade mną zagrzmiało. Spojrzałam w górę. Na niebie zebrały się ciemne chmury. Zaczął wiać silny wiatr a po chwili lunął deszcz. Szłam przed siebie ignorując fakt że cała mokne. Obojętne mi to było. Po prawej stronie ulicy był sklep. Przebiegłam na drugą stronę i schroniłam się pod dachem. Mimo wszystko nie chciałam przemoknac do suchej nitki. Oparłam się o ścianę i rozplakalam się. Łzy mieszały się z kroplami deszczu które splywaly mi po twarzy. Zamknęłam oczy. Łzy dalej spływały.

- Silver? Co ty tu robisz? - usłyszałam obok siebie głos. Otworzyłam oczy i ujrzałam Scotta. Obok niego stała wysoka kobieta.

- Scott kto to jest? - spytała.

- To jest Liv. Pomagała mi dzisiaj w nauce. - wyjaśnił ciągle na mnie patrząc. - Liv?

Nie wytrzymując wybuchnelam płaczem i opadlam na kolana. Schowałam twarz w dłoniach i płakałam. Po chwili poczułam jak ktoś mnie objął. Wtuliłam się w ciepłą bluzę Scotta. Chłopak nic nie mówił. Nie potrzebuję teraz żadnych słów.
Po chwili do Scotta dołączyła kobieta, najprawdopodobniej jego matka. Wzięła mnie z jego objęc i zaczęła tulić. Nie wiem dlaczego to zrobiła ale potrzebowałam tego. Kiedy się uspokoiłam kobieta wypuściła mnie a ja szybko wstałam.

- Przepraszam za... to. - powiedziałam i chciałam odejść.

- Czekaj skarbie. Jesteś cała przemoczona i ciągle pada. Nigdzie cię nie puszczę. Chodź z nami, Liv, tak? - spytała a ja kiwnełam głową.

Nie chciałam iść z nimi ale ta kobieta nalegała więc się zgodziłam. I tak nie miałam gdzie pójść, bo do domu na pewno nie. Dom to miejsce gdzie nie obyła bym się bez litości, współczujących spojrzeń, wyczekiwania aż w końcu któregoś dnia ogłuchne, nie usłyszę żadnego słowa, dźwięku, piosenki.

Scott objął mnie i zaprowadził do samochodu. Usiadlam na tylnym siedzeniu i czekałam. W sumie teraz nie zostało mi nic oprócz czekania. Czekania na ten dzień. Scott usiadł z przodu a jego mama za kierownicą. Czułam się jak intruz który wtargnął na czyjeś pole i robił kłopoty. Ja właśnie robiłam kłopot. Mama Scotta musiała się mną zająć, Scott musiał jej pomagać. A to wszystko przeze mnie. Przez tego intruza którym jestem.

Nim zdążyłam się obejrzeć staliśmy pod dużym piętrowym domem z ogrodem. Mama Scotta zaparkowała na podjeździe i wysiadła. Ja i Scott zrobiliśmy to samo. Stanęłam na chodniku. Ciągle padało, a krople deszczu spadały na mnie, spływały po ubraniach, włosach wsiąkając i moczac mnie.

- Liv! Chodź tutaj. Znowu zmokniesz! - zawołała pani Legner.

Ruszyłam w stronę wejścia a po chwili stałam na środku długiego korytarza na końcu którego znajdował się obszerny salon z dużym żyrandolem.

- Chodź kochanie. Rozgrzejemy cię. Scott. Przynieś Liv jakieś suche ciuchy. - rozkazała chłopakowi a sama zapaliła światło. Znalazłam w dość dużej kuchni z wyspą kuchenną pełnym wyposażeniem czyli lodówką, zmywarka, piekarnikiem itp.

Pani Legner posadziła mnie przy stole i włączyła czajnik elektryczny. Wyciągnęła z szafki kubek i pudełko z herbatą. Wzięła jedną saszetke i wrzuciła do kubka zalewając gorąca już wodą.

- Wypij. To cie rozgrzeje. - powiedziała dodając do herbaty miód i cytryne i stawiając przede mną parujący kubek. Chwyciłam kubek w obie ręce i podmuchalam żeby się nie oparzyć. Herbata była naprawdę dobra i szybko mnie rozgrzała.

Właśnie kończyłam pić gdy do kuchni wszedł Scott z jakimiś ubraniami w ręce.

- W tym domu nie ma ubrań dla dziewczyn ale znalazłem jakąś swoją za małą już bluze i dresy. Powinno wystarczyć. - wyjaśnił kładąc ciuchy obok mnie.

- Dziękuję. - szepnęłam tylko.

- Chodź skarbie. Zaprowadze cię do łazienki. Musisz wziąć odprezajaca kąpiel. Pokaże ci co gdzie jest. Czuj się jak u siebie. - powiedziała mama Scotta i biorąc ubrania złapała mnie za rękę i wyprowadziła z kuchni. Prowadziła mnie do końca korytarza gdzie skręciła w prawo i zaprowadziła po schodach na górę. Otworzyla pierwsze drzwi z lewej strony korytarza i weszła do środka. Łazienka była jak każda. Jeśli każda łazienka ma lustro na całą ścianę,
szklany prysznic i śliczne niebieskie kafelki na podłodze i ścianach.

- Tutaj masz ręcznik. Tu są płyny do kąpieli i mleczko do ciała. Suszarka do włosów jest w szafce pod umywalka. - poinformowała mnie pani Legner. - Zostawiam cię samą. Przygotuję ci pokój. Zostaniesz u nas.

- Dziękuję pani. - powiedziałam cicho.

- Nie ma sprawy kochanie. I mów mi Isabelle. - odparła kobieta.

Isabelle wyszła z łazienki a ja szybko zamknęłam drzwi. Usiadłam pod ścianą. Cała się trzęsłam. Nie było mi zimno, wręcz przeciwnie. To działo się znowu. Potrzebowałam tego żeby odreagować. Szybko wysypałam zawartość torby i gorączkowo zaczęłam szukać pudełka po zapalkach. Gdy je znalazłam wyjelam ze środka swoją dawna przyjaciółkę. Zyletke. Podwinęłam rękawy bluzki i przyłożyłam zimny metal do nadgarstka. Szybko zrobiłam jedną kreskę. Na skórę wypłynela krew. Poczułam przyjemny ból gdy zrobiłam kolejną kreskę. Ciepła, gęsta krew spływała po moich rękach. Zrobiłam jeszcze jedno nacięcie i schowalam żyletkę. Przyłożyłam do ran chusteczke i oparłam się plecami o ścianę. Zamknęłam oczy. Rany ciągle piekły ale sprawiało mi to przyjemność. Owinełam rany papierem i podeszłam do wanny. Nalalam gorącej wody i rozebrałam się. Weszłam do wody chroniąc ręce. Usiadłam w wannie i opierając się o brzeg zamknęłam oczy.

***

Wyszłam z wody. Wytarłam się ręcznikiem i wysuszyłam włosy. Ubrałam ciuchy Scotta. Dresy były przynajmniej o dwa rozmiary za duże a bluza siegala mi do połowy ud. Wyglądałam komicznie ale przynajmniej było mi ciepło. Wyszłam z łazienki zabierając torbę i zeszłam na dół. Scott z mamą siedzieli w kuchni. Głośno o czymś rozmawiali.
- Nie wiem mamo. Nie znam jej za dobrze. Nie wydaje mi się żeby w domu miała jakieś kłopoty. - usłyszałam głos Scotta.

- Ale dlaczego płakała? Dziewczyna jest załamana i najwyraźniej ma powód żeby nie wracać do domu. Zostanie u nas.  Czuję że ta dziewczyna ma jakieś problemy. - Isabelle była równie przygnębiona jak syn.

- To dobry pomysł. - chłopak wstał. - Ide się położyć. - wyszedł z kuchni a ja  nie zdążyłam się schować więc mnie zauważył. Spojrzał tylko na mnie i nic nie mówiąc poszedł na górę. .

Rozmawiali. O mnie. Jakbym była jakiś tematem do omówienia. Chociaż w sumie sama się o to prosiłam wpraszajac się im do domu bo sama nie potrafię sobie poradzić z własnymi problemami.

- Wejdź Liv. Zaraz zrobię ci coś do jedzenia. - Isabelle się uśmiechnęła i wstała.

Weszłam do kuchni i usiadłam przy stole.

- Co chcesz zjeść? - spytała.

- Nic, dziękuję, chce się tylko położyć. - odpowiedziałam. Isabelle kiwnela tylko głową i gestem nakazała mi żebym poszła za nią. Znowu zaprowadziła mnie na piętro. Poprowadziła mnie na koniec korytarza i otworzyła drzwi po prawej stronie.

- Tutaj możesz się przespać. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała to jestem obok a Scott na przeciwko. - powiedziała i wyszła zamykając drzwi. Zostałam sama w dużym białym pokoju. Łóżko wyglądało na wygodne ale moja uwagę przykuł duży parapet z poduszkami. Podeszłam do okna i usiadłam na parapecie. Na dworze przestało padać. Świat był szary i ponury, bo słońce wciąż zasłaniały chmury. Na drodze były kałuże, które truskaly woda gdy tylko jakieś auto przez nie przyjechało.

Oparłam głowę o szybę. Szkło pokryte było wciąż kroplami deszczu, które raz po raz spływały w dół. Przyglądałam się im i nawet nie zauważylam kiedy zasnęłam.

HEJKA NAKLEJKA!
Wróciłam do was! W końcu. Długo mnie tu nie było ale jestem. Późno ale jestem. Jak widać Liv przechodzi dramat. Praktycznie na tym dramacie będzie się opierała całe to opowiadanie, ale nie będę nic więcej zdradzać. Wydaje mi się ze teraz każdy będzie się zastanawiał dlaczego akurat Scott wtedy ją znalazł... Cóż... Ja nic nie zdradzę... Obowiązuje mnie tzw. tajemnica zawodowa. Chyba nie ma się co więcej rozpisywać. Nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział bo sami widzicie. Mam jeszcze do uaktywnienia drugie moje ff i trzecie do kontynuowania więc... Ale cóż sama chciałam pisać trzy opka równocześnie. Rozdział ma 2536 słów. BYE MISKI!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro