1꧂ Rozpoczęcie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nie mogę uwierzyć, że liceum zleciało nam tak szybko i przed nami już tylko jeden rok! - mówiła rozentuzjazmowana Wanda.

- Zleci równie szybko. - prychnął Pietro - Ale nie tak szybko jak ja na bieżni. - dodał ze zwycięskim uśmieszkiem.

- Chyba z bieżni. - droczyła się dziewczyna.

- Mhm, chciałabyś. - zmarszczył nos, po czym pstryknął siostrę palcami w ucho.

Wanda spojrzała na niego z udawanym oburzeniem, po czym oboje zaczęli się z siebie śmiać.

- Hej, Vera, co nic nie mówisz? - zapytał po chwili Pietro zwracając się do drugiej siostry.

Veronica Maximoff, jedna z trojaczków. Wyróżniała się... chociaż można również rzec, że bardzo upodabniała się do rodzeństwa swoimi brązowymi włosami do ramion, prostymi jak druty. Mowa oczywiście o naturalnym kolorze włosów, gdyż Wanda zmieniła swój na rudy, Pietro na srebrzysty blond, a Veronica - czarny. Jej cera była blada, a oczy zielone niczym oliwki. Dziewczyna wzrostem równała się Wandzie. To Pietro z całej ich trójki sporo przewyższał siostry i często robił sobie z nich ubaw mówiąc do nich jak do dzieci, mimo, iż byli przecież tego samego wieku.

Veronica była dziewczyną na ogół cichą, jednak nie nieśmiałą. Jeśli wymagała tego sytuacja, potrafiła zawalczyć o swoje, nie odpuszczała tak łatwo. Jej osobowość jednak przepełniał większy pesymizm, niż pozostałą dwójkę. Radości publicznie nie okazywała zbyt często, zdecydowanie dużo bardziej wolała skupić się wewnętrznie na tym, co w danej chwili przynosiło jej szczęście i satysfakcję. Nie można powiedzieć, że Vera była osobą ufną, wręcz przeciwnie - nie dopuszczała do siebie od razu wszystkich nowo poznanych ludzi. Potrzebowała na to czasu.

Cała trójka szła teraz chodnikiem zmierzając do domu. Ubrani byli odświętnie, rudowłosa miała na sobie czerwoną marynarkę i spodnie do kompletu w tym samym kolorze oraz białą koszulę, a na nogach czarne szpilki; blondyn nałożył błękitną koszulę i srebrny krawat, do tego czarne spodnie i półbuty; czarnowłosa natomiast miała na sobie czerwoną koszulę oraz tej samej barwy szpilki i czarne opięte spodnie. Dopiero co wyszli ze szkoły po rozpoczęciu roku szkolnego. Dla Wandy i Pietra było to nic nowego, byli bowiem zaznajomieni ze tą szkołą. Jeśli chodzi o Veronicę, chodziła wcześniej do liceum po drugiej stronie Nowego Jorku, przeniosła się w ostatnim roku do tej placówki, gdzie uczęszczało jej rodzeństwo. Pewne sprawy się pokomplikowały, wymagała tego sytuacja. Dziewczyna niechętnie na nią przystała, jednak ostatecznie wiedziała, że to jedyne wyjście.

Nie, żeby pałała radością z tego powodu... pesymizm nie opuszczał ją zbyt często.

- A co mam mówić? - zapytała Vera spoglądając na brata - Jestem tu z przymusu, nie z dobrej woli. - prychnęła.

- Mogłaś się przecież nie zgadzać. - powiedział Pietro marszcząc brwi.

- I jak by to wyglądało? - zaśmiała się pod nosem - Nie było takiej opcji. A poza tym brakowało mi już nerwów. - pokręciła głową.

- Uważam, że dobrze zrobiłaś przenosząc się do nas - wtrąciła Wanda - Przynajmniej będziemy razem we trójkę i... - urwała zerkając na chodnik po drugiej stronie ulicy - O, hejka! - krzyknęła machając przy tym ręką.

Veronica razem z Pietro odwrócili się w tę samą stronę, co przed chwilą ich siostra i dostrzegli dość dużą grupkę ludzi. Byli to licealiści z ich klasy.

Blondyn uświadamiając sobie, że zebrali się nieco dalej, uśmiechnął się do nich tak samo jak Wanda. Vera jednak zerkała przelotnie na te osoby nie mając najmniejszej ochoty się z nimi witać, a co dopiero do nich podchodzić, by porozmawiać.

- Chodźmy, musimy się przywitać! -  krzyknęła uradowana rudowłosa ciągnąc brata za nadgarstek - Vera, ty też! - zachęcała gestem dłoni.

- Dzięki, ale... - zaczęła zniechęcona dziewczyna.

- No weź, to nasi znajomi. Poznamy cię z nimi, będzie ci raźniej znając więcej osób w szkole. - dodał Pietro chcąc przekonać siostrę.

- Poznacie mnie z nimi na dniach, w szkole... przy jakiejś tam okazji... - mówiła kierując kroki w pierwotnym kierunku - Widzimy się w domu. - wymamrotała na odchodnym.

Pozostałe rodzeństwo nie przekonywało już więcej siostry. Wiedzieli, że jeśli się na coś uprze, ciężko jej będzie przegadać, by zdecydowała się na inną opcję.

Tak więc Vera poszła swoją drogą, by w końcu móc położyć się u siebie na wygodnym łóżku i odreagować nieco dzisiejszy dzień.

Wanda i Pietro z kolei podbiegli do znajomych i przywitali się z każdym po kolei.

- Także, Steve, masz mój głos. - powiedziała po chwili Natasha.

- Dzięki, Nat. - uśmiechnął się do niej serdecznie i z wdzięcznością.

- Zaraz, o co chodzi? - zapytała niewtajemniczona jeszcze Wanda.

- Nasz tyłeczek startuje na przewodniczącego szkoły. - zaśmiał się Tony, po czym klepnął Rogersa w pośladki.

Uderzony chłopak zerknął na Stark'a zirytowany, po czym pokręcił głową wracając spojrzeniem na pozostałych, a na jego twarzy znów zagościł uśmiech.

- Świetnie! Masz mój głos, kapitanie. - zasalutowała żartobliwie Wanda, na co wszyscy znajomi się roześmiali.

- Tony, a czemu ty nie startujesz? - zapytał po chwili Pietro.

- Wiesz, w sumie, mógłbym... - odrzekł obojętnie Stark - Mam bogatych i znanych rodziców, moje nazwisko nie jest obce naszej szkole, jak i conajmniej całemu Nowemu Jorkowi, jestem geniuszem, który mógłby pojawić się na okładce Playboy'a... - wymieniał mając poważny wyraz twarzy, jego słowa przerywały ciche śmiechy zgromadzonych - I pewnie bym wygrał. Ale tak się składa, że nie bardzo chce mi się bawić w to całe przewodniczenie - odrzekł robiąc palcami cudzysłów - I wydaje mi się, że po tygodniu zacząłbym coraz bardziej olewać sprawę, więc... - wzruszył ramionami mrużąc przy tym oczy.

- No tak, wolisz siedzieć przy komputerze, niż przy szkolnych obowiązkach. - prychnął Clint.

- Strzeliłeś w sam środek, Barton. - Tony wskazał na niego palcem, po czym pokazał uniesionego kciuka w górę - Rozwijam się na własną rękę i wiem, czego potrzebuję. A w szkole... Marnuję tutaj siebie i swój czas.

- Jak pomieściłeś siebie i swoje ego w tym eleganckim garniturku? - zaśmiał się Thor.

- Jak wcześniej wspomniałem, jestem geniuszem. - mrugnął do kolegi okiem.

- Loczek, coś ty taki dzisiaj spokojny? - spytał nagle Pietro krzyżując ręce na klatce piersiowej - Dziś odpuszczasz pranki czy może już coś wywinąłeś i czekasz, aż się połapiemy? - przekrzywił nieco głowę w lewo.

- Hehehehe... - zaśmiał się Loki wyraźnie rozbawiony - Rozpoczęcie roku szkolnego jest najnudniejszym dniem w historii całego wszechświata, mój drogi. Czekam, aż szkoła zacznie się na poważnie. - dodał z błyskiem w oku.

- Dla upewnienia powtórzę - wtrącił się Thor wystawiając palca w górę - On jest adoptowany.

Wszyscy się zaśmiali, jedynie Loki miał na twarzy resztki uśmiechu, po czym pokręcił głową i spojrzał na brata.

- Ty będziesz pierwszy. - zacisnął usta, a później pojawił się na nich nieco złowrogi uśmieszek.

- Vision, jak w tym roku z konkursem z chemii? - zapytała Wanda zwracając się do przyjaciela, wpatrywała się w niego zauroczona.

- Biorę udział, przygotowywałem się do niego przez prawie całe wakacje. - wyjaśnił, na co niektórzy zrobili minę w stylu „obrzydzenie i niedowierzanie w jednym" - Dziękuję, że pytasz, Wando. - uśmiechnął się uprzejmie.

Dziewczyna spuściła nieco wzrok zarumieniona.

- Tak, ja też biorę udział w tym konkursie. - wtrącił się Bruce - Dzięki, że pytacie. - zacisnął usta i odrobinę spochmurniał.

Wanda była teraz trochę zakłopotana. Uśmiechnęła się nerwowo. Przez to wszystko nie pomyślała nawet o tym, aby spytać Bannera o konkurs. Przecież wiedzą i umiejętnościami w szkole jest tuż za Visionem. Inteligencja ich obojga przewyższała tą wszystkich uczniów szkoły razem wziętych.

- No już, Banner, nie złość się tak. Bo złość piękności szkodzi, bydlaku. - Tony poklepał wspomnianego przyjaciela po plecach.

- Słoneczko już zachodzi. - zaśmiała się Natasha, na co Bruce automatycznie się rozweselił.

- Hej, Steve - zaczął Scott - Myślałeś już o tym, kogo wybierzesz na swojego zastępcę? - zapytał z nadzieją w głosie.

Lang zawsze szanował Rogers'a i uważał go za swój autorytet. Steve był nienagannym i solidnym uczniem, a on sam miał na koncie kilka przewinień w szkole, co wiązało się z długim i częstym siedzeniem w kozie. Jednak dzięki Rogers'owi starał się poprawić, a ten z kolei dostrzegał dobre zmiany w nim zachodzące. Właśnie dlatego Lang trzymał wewnętrznie kciuki, żeby to on został zastępcą niesamowitego przyjaciela.

- Ekhem... no właśnie, Steve, Scocik dobrze mówi - odchrząknął Bucky zerkając na blondyna - Ciekawe kogo wybierzesz na swojego zastępcę. - dodał nieco sarkastycznie, na co prawie wszyscy wokół się zaśmiali.

Scott jedynie zacisnął usta. Spodziewał się, że najbardziej możliwym scenariuszem będzie to, iż właśnie James zostanie zastępcą Rogers'a. Nie żywił jednak ani do jednego, ani do drugiego o to urazy. W końcu wiedział, że od dziecka są najlepszymi przyjaciółmi.

- Stary, daj żyć. - zaśmiał się Steve zwracając do Barnes'a.

- No co? - Bucky zmrużył odrobinę oczy i rozłożył ręce - Chcę tylko dopowiedzieć, że na pewno przydałaby ci się pomocna dłoń w formie kogoś bliskiego twojemu sercu. - prychnął.

- Buck, najpierw muszę wygrać te wybory. - odrzekł Rogers - Dopiero wtedy pomyślimy. - dodał.

- Dopiero wtedy pomyślimy. - James zironizował przyjaciela - Wanda... - zwrócił się do przyjaciółki - Co to za dziewczyna, która z wami szła?

- A co, papi chulo, chcesz poznawać wszystkie laski ze szkoły na bieżąco? - zaśmiał się Wilson i po sekundzie zawtórował mu Thor, po czym zbili razem piątki.

- Mówcie co chcecie, ale podbijam pytanie. - wtrącił Tony wskazując na Barnes'a.

- To nasza siostra. - wyjaśniła Wanda, po czym została objęta ramieniem przez Pietro - Wspominałam wam o niej kiedyś. Przeniosła się z innego liceum do nas.

- I nie chciała tu podejść, i się poznać? - James zmarszczył brwi w niezrozumieniu - Pff... Nie wie co traci, są tu sami zajebiści ludzie. - dodał, po czym zebrał od Steve'a po ramieniu, gdyż ten niezbyt tolerował takie słownictwo.

Bucky wywrócił jedynie oczami i włożył ręce do kieszeni od spodni swojego czarnego garnituru.

- Dajcie jej trochę czasu. - powiedział Pietro stając w obronie siostry - To nie jest dla niej łatwe. Poznamy was z nią jak już na serio zacznie się szkoła.

- Zakład, że Bucky będzie chciał ją wyrwać? - Sam spytał szeptem Stark'a.

- A ja uważam, że będzie chciał ją powkurzać. - odparł Tony ściskając dłoń przyjacielowi.

- Słyszałem. - odparł James z grymasem na twarzy.

- O 20 dolców? - zapytał Sam będąc naprawdę rozbawionym.

- Stoi. - zaśmiał się Stark.

- Halo! Ja tu jestem. - Bucky rozłożył ręce w oburzeniu.

- Bardzo nas to cieszy. Wyglądasz dziś pięknie. - odparł Tony uśmiechając się do James'a jakby nie wiedział o co mu chodzi, na co Barnes ponownie wywrócił oczami.

Przyjaciele stali tak razem rozmawiając ze sobą jeszcze przez pół godziny, po czym każdy ruszył w stronę swojego domu.

꧁꧂

Veronica weszła do mieszkania, jednak zanim zaczęła kierować się po schodach na górę do swojego pokoju, zatrzymała ją mama.

- Hej, skarbie. Jak wrażenia? - zapytała kobieta o brązowych włosach i równie zielonych oczach, mając w głosie nutę nadziei na pozytywną odpowiedź córki.

Miała ona na imię Irina.

Vera spojrzała na mamę bez wyrazu. Ominęła ją i podeszła do lodówki otwierając drzwiczki, po czym wyjęła z niej kartonik mrożonej kawy.

Wróciła i usiadła przy wyspie kuchennej.

- Mogło być gorzej. - wzruszyła ramionami, nie chcąc wszczynać kłótni.

- Poradzisz sobie. - odparła mama - Kwestia tygodnia, góra dwóch.

- Łatwo mówić... - prychnęła pod nosem.

Mama Very patrzyła na nią teraz już nieco zmartwiona. Nie chciała, żeby córka męczyła się z poznawaniem nowego miejsca i ludzi, ale wiedziała, że to nie jest rzecz dla niej niemożliwa, by się przełamać i przekonać do nowego miejsca.

- Słuchaj, tamta szkoła... - zaczęła mama.

- Tak, wiem. - przerwała jej córka - Tak, gadałyśmy o tym. Tak, to najlepsze wyjście. - mówiła z głosem wyrażającym brak jakiegokolwiek przekonania i poparcia wobec tej decyzji.

- Chcę, żebyś wiedziała, że nie miałam nic przeciwko i cieszyłam się, że świetnie się tam odnajdywałaś. Ale wtedy Oleg pracował w tamtym miejscu i wynajmował mieszkanie, i...

- Ale teraz taty nie ma. - ponownie przerwała jej zniecierpliwiona Veronica - Nie żyje. Mamy to przerobione. Nie chciałaś mnie tam puścić samej i dlatego teraz będę chodzić do tej dziury. Wiem, mamo, nie musimy gadać o tym po raz kolejny. Poza tym trochę mijasz się z tym co mówiłaś wcześniej, bo to nie wyglądało jakbyś nie miała nic przeciwko. - uniosła się odrobinę.

Mama dziewczyny poczuła ścisk w gardle. Wiedziała, że jest to dla córki trudne. Dla nich wszystkich tak było.

Kiedy do domu zaczęła wchodzić pozostała dwójka rodzeństwa, Veronica szybko wstała od stołu i skierowała się w końcu na górę do swojego pokoju, nie chcąc słuchać opowieści o ich niezwykłych znajomych oraz natrętnych namów, aby się z nimi poznała jak najszybciej.

Zamknęła drzwi do swojego pokoju i rzuciła się na łóżko, odstawiając wcześniej kawę na stoliczek nocny.

Jej pokój był głównie szary - ściany, meble, panele podłogowe. Miał jedynie czerwone dodatki pod postacią dywanu, poduszek na łóżku czy zegara na ścianie oraz zawieszonych ramek, w których umieszczone zostały zdjęcia jej z rodzeństwem. Rodzice Very nie znajdowali się na żadnym z nich.

Dziewczyna leżała tak dłuższą chwilę rozmyślając nad wszystkim, co się wydarzyło w przeciągu kilku ostatnich miesięcy. Zastanawiała się także, jak będzie wyglądało jej nowe życie w aktualnym liceum. Nie miała najmniejszej ochoty poznawać nowych ludzi, jednak wiedziała, że jest to nieuniknione.

Może nie będzie tak źle?

Dziewczyna zamknęła oczy.

Fakt, nie będzie źle. Będzie okropnie.

Przykryła twarz poduszką i westchnęła głośno.

Próbowała przyszykować się mentalnie na pierwszy dzień i jednocześnie cały rok szkolny w - jak to ujęła w myślach - wypizdowie razem z gromadką przygłupów mojego rodzeństwa, których słychać było z kilometra.

Nie podobało jej się to.

Jednak decyzja zapadła. Tak teraz wyglądać będzie jej codzienność.

Wiedziała, że musi się wziąć w garść.

__________

Dotarliśmy do końca pierwszego rozdziału! Było dość spokojnie, ale od czegoś trzeba zacząć, by rozkręcić trochę naszych bohaterów. 🖤
Miłego dnia/nocy, w zależności kiedy czytacie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro