17꧂ W obliczu zemsty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W trakcie piątkowej imprezy u Stark'a wiele się wydarzyło, przez co reszta weekendu upłynęła licealistom nad rozważaniem i odtwarzaniem różnych sytuacji w myślach.

W końcu nastał poniedziałek, a co za tym idzie - osobista konfrontacja ze znajomymi i przyjaciółmi, po jakże chaotycznej nocnej zabawie.

Veronica siedziała wraz z rodzeństwem przed klasą. Po pewnym czasie dosiadł się do nich także Loki z Thor'em. Wszyscy oni czekali na pozostałych.

- Pietro... dopiero teraz to sobie przypomniałam. - Vera zmarszczyła brwi - Czemu tak wtedy zniknąłeś na początku imprezy? Ktoś cię porwał? Żądał okupu?

- Mówiłem wam, że idę na polowanko. - puścił oczko siostrze.

- I jak? Zdobyłeś jakąś gazelę? - wtrącił Thor biorąc pierwszego gryza swojej kanapki.

- Bracie, czy ty naprawdę zawsze musisz tyle żreć? - zwrócił się do niego Loki, patrząc z odrazą na to, jak przeżuwa jedzenie, jednak Thor zdaje się, jakby nie usłyszał pytania.

- Nie zdobyłem żadnej. - odpowiedział Pietro na wcześniej zadane mu pytanie - Każda jedna mnie zbyła. - powiedział tonem, jakby popełniły błąd odtrącając go.

- Nie szukaj na siłę. - Wanda położyła dłoń na ramieniu brata - We właściwym czasie znajdziesz właściwą osobę. - uśmiechnęła się ciepło.

- Tak, jak ty? - Pietro spojrzał na siostrę, a ona na jego słowa zarumieniła się - No już, siostra. - szturchnął ją łokciem - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że jesteś z Vision'em!

- Podpinam się. - wtrąciła Vera uśmiechając się do rudowłosej.

- To naprawdę miłe. - odparła wciąż zarumieniona Wanda - Ja też się bardzo cieszę. Od tego czasu ciągle chodzę w skowronkach.

- Okej, stop. - Loki zamknął oczy - Za dużo tęczy i słodyczy.

- A co? Zazdrosny? - zaśmiał się Pietro.

- No właśnie. Przecież masz Verę. - odparł Thor z pełnymi ustami.

Laufeyson spojrzał na brata z politowaniem połączonym z obrzydzeniem.

- Żresz? - zapytał oschle - To żryj. - skwitował, po czym zwrócił się do pozostałych - Istnieje też coś takiego jak przyjaźń, a nie tylko związki i związki... - wywrócił oczami - Żałosne.

- Loczek jest tak zajebisty, że nie potrzebuje jakiejś tam... - Vera zaczęła wymachiwać dłonią - Dziuni.

- W rzeczy samej. Cieszę się, że się rozumiemy. - Loki uśmiechnął się miło do czarnowłosej.

W międzyczasie Veronice przyszedł SMS, jednak pomimo, iż trzymała telefon w dłoni i przeglądała przed chwilą media społecznościowe, nie zerknęła na wyświetlacz, tylko kontynuowała rozmowę z Loki'm.

- Ja też się z tego powodu cieszę. - zaśmiała się - Widzicie? - zwróciła się do reszty - Jesteśmy bratnimi duszami i związek nam niepotrzebny. - zastrzegła.

- Tak, rzeczywiście. - odezwał się Pietro wpatrzony bezczelnie w telefon siostry - Jeśli chodzi o związek to Vera chyba bardziej z Bucky'm. - parsknął.

Czarnowłosa spojrzała najpierw nerwowo na Loki'ego, ten z kolei zmarszczył brwi w niezrozumieniu. Po chwili przeniosła wzrok na rozbawionego brata, a dopiero po tym skupiła się na wiadomości tekstowej, jaką otrzymała.

Zamarła.

Po prostu zamarła.

Musiałam się nieźle najebać, skoro aż tu wcisnęłam jego ksywkę.

Wiadomość od: Barman (osobisty) Barnes ❤️💋
gdzie jesteś

- Ja pierdolę. - szybko weszła w edycję kontaktów i nerwowymi kliknięciami próbowała zmienić jego pseudonim.

- Odpisz mu najpierw. Niech się kochaś nie niecierpliwi. - dogryzał jej Pietro z rozbawieniem.

- A dostałeś kiedyś w kalafior? Nie? To stul dziób. - sarknęła.

- Ciekawe, jak na to zareaguje. - zaczął się zastanawiać.

Veronica spojrzała na brata morderczym wzrokiem i poczęła kręcić głową.

- Nie... nie waż się, kurwa, mówić mu czegokolwiek. - groziła palcem, a jej oczy niemalże płonęły z furii.

- Spokojnie. - powiedział ze śmiechem unosząc dłonie w geście obronnym - Przecież nie pobiegnę do niego teraz z prędkością światła i nie powiem mu, że nadałaś mu pseudonim Barman osobisty Barnes. - zacytował, na co Vera zmrużyła wściekle oczy.

- Czy ty powiedziałeś nie pobiegnę do niego TERAZ? - mocno zaakcentowała ostatnie słowo.

- Vera, uspokój się. Nic takiego nie zrobię. Zaczynasz dramatyzować. - Pietro nie mógł powstrzymać śmiechu.

- Serio nieźle się najebałaś. - wtrącił Loki, jakby odpowiadał na jej wcześniejszą myśl.

- Serio? No coś ty. Nie wiedziałam. Dzięki. - odrzekła w stronę czarnowłosego na jednym wdechu, a na twarzy Laufeyson'a pojawił się grymas.

Nagle rozległ się ponowny dźwięk przychodzącej wiadomości, ale tym razem Vera wstała i dopiero stojąc na wprost reszty, kiedy miała pewność, że nikt nie widzi jej wyświetlacza, odczytała wiadomość.

- Daj spojrzeć, nudzi mi się. - rozbawiony Pietro mówił błagalnym głosem.

- Daj to chiński sprzedawca jaj. - odparła, po czym zaczęła kierować się w głąb korytarza.

Ponownie zerknęła w telefon, by teraz już odpisać na SMS'a.

Wiadomość od: Bucky 😤🦾
ty chyba wygrałaś telefon na loterii
odpisz mi w końcu

Poczęła pisać wiadomość zwrotną.

Idąc korytarzem z nosem w telefonie, nie zorientowała się nawet, że ktoś się przed nią pojawił.

Veronica wpadła na osobę, a jej komórka została wytrącona z dłoni, przez co po chwili miała spotkać się z podłogą, zapewne z bolesnym finansowo dla dziewczyny skutkiem.

Jednak to nie nastąpiło.

Osobą, w którą Vera wpadła, okazał się być nie kto inny, jak Bucky.

Dodatkowo był on na tyle szybki, że zdążył złapać komórkę, zanim ta upadła na ziemię roztrzaskując się.

Oficjalnie ogłaszam wszem i wobec, że przystojny facet, który ma szybki refleks jest jeszcze bardziej hot.

- Niezdara. - prychnął James, zerkając na wyświetlacz złapanego telefonu.

- A ty jesteś bezczelny. Nie wciskaj nosa w mój ekran. Oddawaj go.- wystawiła dłoń.

- I niewdzięcznica. - przeniósł wzrok na Verę, uśmiechając się przy tym zadziornie - To już nie moczymorda? - uniósł jedną brew, a na jego twarzy wciąż błąkało się rozbawienie.

Veronica była zdezorientowana pytaniem bruneta. Dodatkową dezorientacją, a raczej rozkojarzeniem, była wyjątkowo mała przestrzeń osobista między nią, a Barnes'em. Uświadomiła to sobie, o dziwo, dopiero teraz.

Automatycznie wszystkie wspomnienia z imprezy ponownie w nią uderzyły powodując, że dziewczyna zaczęła czuć się odrobinę niezręcznie.

Dodatkowo ten pseudonim...

- Słyszysz mnie w ogóle? - Bucky zmarszczył brwi.

- Tak, tak... - Vera zamknęła chwilowo oczy, próbując pozbierać myśli - Em... już nie moczymorda. - przytaknęła, na co brunet roześmiał się.

- A czemuż to? - dopytywał z rozbawieniem.

- Tak musiało być. - przetarła twarz dłonią.

- Coś ty taka rozkojarzona? - zainteresował się James, a jego głos wydawał się dziewczynie trochę niższy i głębszy.

To zdecydowanie nie pomagało.

- Nie jestem rozkojarzona. - zaśmiała się nerwowo.

- A udowodnić ci, że jesteś? - przechylił głowę w bok.

- Nie jestem. - upierała się.

- Tamten pseudonim ci się nie podobał?

- Nie... był normalny. - Vera zmarszczyła brwi - Mówię ci, że nie jestem...

- A może nie podobał się komuś innemu?

- Podobał się. To znaczy nie... - tym razem dziewczyna przetarła twarz dwiema dłońmi, dużo wolniej, niż poprzednim razem.

- I po co się wzbraniasz, skoro czytam z ciebie jak z otwartej księgi? Widzę przecież, że jesteś rozkojarzona. - odrzekł spokojnie ze zwycięskim uśmiechem.

Veronica pokręciła jedynie głową z bezradności.

- Ej, zaczynam się martwić. Co jest? - spytał już całkiem poważnie.

I w tym właśnie momencie, Vera uświadomiła sobie, że to się zaczyna dziać.

TO się zaczyna dziać.

Czuje się skrępowana przy brunecie, unika kontaktu wzrokowego. Jest rozkojarzona, przez co ciężko jej się chociażby normalnie wysłowić.

Zmusiła się i zerknęła na James'a.

To był ten moment.

Dostrzegła te stalowo-niebieskie tęczówki i pierwszy raz w życiu zatopiła się w nich. Poczuła, jak serce w jej klatce piersiowej mocniej zabiło.

Kurwa, weźcie mnie stąd.

- Nic, zrobiłam drobną głupią rzecz... wtedy... - przymknęła oczy, nie mogąc pojąć swojej głupoty i tego, że mu się w tej chwili spowiadała - Po pijaku...

- Mhm... - mruknął niskim głosem uważnie patrząc na Verę.

Dziewczynę przeszły ciarki.

W trakcie weekendu myślała, że udało jej się to wszystko jakoś udźwignąć i okiełznać. Czar prysnął, kiedy to stanęła twarzą w twarz z Bucky'm.

Stała się...

Miękka.

- To tyle. - dodała zaciskając usta.

- No przyznaj się, jak mnie nazwałaś. Pytam z czystej ciekawości. - uśmiechnął się próbując ją przekonać.

- Nie... nie ma mowy. - pokręciła głową - Skończ temat.

- Nie dam ci spokoju. - nachylił się do jej ucha, a jego głos znacznie się obniżył - Więc radzę ci powiedzieć od razu po dobroci.

Mimo, iż jego wypowiedź mogła brzmieć jak groźba, Vera wcale tego tak nie odebrała. W zamian za to, wzdłuż jej kręgosłupa przeszedł wyjątkowo mocny i powolny dreszcz.

- Barman. Mówi ci to coś, prawda? - przekręciła lekko głowę w stronę twarzy James'a, przez co mogła dostrzec jego profil - Sam zadbałeś o to, żeby nim zostać. - dziewczyna powracała do dawnych sił i próbowała przejąć pałeczkę.

- I co dalej? - zapytał także przekręcając bardziej głowę w stronę dziewczyny, po czym utkwił spojrzenie w tęczówkach Very.

- Jak dalej?

- Barman i co było dalej? - jego pewność siebie sprawiła, że dziewczynę przeszedł ponowny dreszcz.

Skąd od, kurwa, wiedział, że napisałam coś więcej?!

- Po prostu Barman. - upierała się mierząc wzrokiem James'a.

- Oh, nie... - zaśmiał się cicho nadal patrząc przenikliwie w oczy czarnowłosej - Bo słowo barman brzmi normalnie. Nie byłoby o to takiego zamieszania, Roni.

Dziewczyna przełknęła ślinę, kiedy usłyszała swoje imię wypowiedziane przez bruneta.

- Barman Barnes.

- I co dalej?

- Ty tak, kurwa, na poważnie? - Veronica zmrużyła oczy.

- Nigdy nie byłem bardziej poważny. - odrzekł, a dziewczyna zastanawiała się, jak bardzo może on jeszcze obniżyć swój głos, bo już teraz jego głębia doprowadzała ją do istnego szaleństwa - Widać po tobie, że z czymś kręcisz.

- Barman osobisty Barnes. Zadowolony? - odparła i odwróciła się na pięcie, by jak najszybciej oddalić się od Bucky'ego, jednak jej plan nie powiódł się.

Brunet złapał Verę za nadgarstek i pociągnął tak, że stali teraz dużo bliżej siebie, niż poprzednio. Veronica czuła oddech James'a na swojej twarzy. Oboje zatopili w sobie spojrzenie. Ich źrenice wyraźnie się powiększyły, a serce w klatce piersiowej obijało im żebra jak szalone.

- Nie zapomniałaś o czymś? - zapytał.

- Nie wiem jak ty to robisz, ale nie znoszę cię za to. - odparła.

- Czekam. - uniósł prowokacyjnie brew.

- Dopisałam serduszko. Czerwone, jeśli cię to aż tak interesuje. - warknęła.

- Jesteś naprawdę niemożliwa w tej chwili. Czy z ciebie wszystko trzeba tak powoli wyciągać? - zapytał przechylając głowę w bok.

Jasne, zawsze mogę liczyć na moje myśli wyłapujące podtekst. Wielkie dzięki, dokładnie tego mi było trzeba.

- Nienawidzę cię. - odrzekła po chwili.

- Tak, wmawiaj sobie. - puścił jej oczko - To jak? Chyba nie powiedziałaś mi jeszcze wszystkiego?

- Wcale nie muszę.

- Oh, no jasne, że nie musisz... - zaśmiał się - Mi pasuje nękanie cię w taki sposób. - wzrokiem krążył po jej twarzy, ale zawiesił go na dłużej na ustach dziewczyny, po czym ponownie wrócił do jej oczu.

Veronica westchnęła głośno, po czym wręcz z mordem w oczach powiedziała:

- Emotikonka z całusem. - dodała, zaciskając szczękę.

- I po bólu. - wyprostował się i już teraz patrzył na Verę z góry.

- Powiedz mi tylko jedno, Bucky... - zaczęła, mrużąc oczy.

- Tak, Roni? - wtrącił się w jej wypowiedź.

- ...skąd byłeś tego taki pewien?

James oblizał dolną wargę, po czym lekko ją przygryzł. Nie uszło to uwadze Very, ale walczyła wewnętrznie o to, by pozostać skupioną i nie do rozproszenia.

Brunet znów nachylił się do jej ucha, po czym szepnął:

- Bo to ja ustawiłem ten pseudonim. - po tych słowach cmoknął Verę w policzek, a następnie wyminął ją, kierując się do sali, w której mieli mieć zajęcia.

Veronica nie mogła uwierzyć własnym uszom. Czy on właśnie odwalił ten cały teatrzyk tylko po to, żeby usłyszał o tym od niej osobiście, po czym uzyskał niewyobrażalną satysfakcję?

Na to wygląda...

- A to podstępny, wredny ch... - zaczęła pod nosem, jednak przerwał jej dzwonek informujący o rozpoczęciu się lekcji.

Gotująca się ze złości Veronica ruszyła nerwowo w stronę klasy.

꧁꧂

Odbywała się lekcja przedsiębiorczości. Vera siedziała w ławce razem z Loki'm i właśnie kończyła mu opowiadać całe zajście z Barnes'em na przerwie.

- Szczerze? - odrzekł po dłuższej ciszy osłupiały.

- No mów. - zachęciła go gestem dłoni.

- Nabrałem do niego szacunku. Zrobił to po mistrzowsku. - przyznał z uznaniem - Co prawda daleko mu do mnie, ale...

- Loki, serio? - zniecierpliwiła się Vera.

- No co? Przyznaj, tak totalnie obiektywnie, że nieźle owinął cię wokół palca.

- Nie zamierzam mu tego przyznawać. - odrzekła naburmuszona.

- Oj no, nie dąsaj się tak już. Coś wymyślimy i się zemścisz. - szturchnął ją łokciem.

- Gdyby był dziewczyną, nazwałabym go suką. - powiedziała zaciskając szczękę - Chociaż wiesz co? Jebać. Suka z niego. Tyle w temacie.

- Matko, on ewidentnie na ciebie leci.

- Ta... i wiesz co? - spojrzała na Loki'ego - Ja chyba też.

Laufeyson uniósł brwi, po czym uśmiechnął się lekko.

- To chyba dobrze, że macie się ku sobie, nie? - jego głos był łagodny.

- Sama nie wiem. - Vera podrapała się po głowie.

- Ale ja wiem. - odparł, czując małe szczęście sytuacją między Verą, a Bucky'm, z kolei w oczach dziewczyny pojawiła się wdzięczność - Co ty byś beze mnie zrobiła, co? - szturchnął ją łokciem po raz kolejny.

Veronica zaśmiała się pod nosem, po czym spojrzała na czarnowłosego.

- Nie wiem, Loki. Naprawdę, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. - uśmiechnęła się delikatnie.

Laufeyson sięgnął ręką, po czym poczochrał Veronicę po głowie, demolując jednocześnie jej ułożone, uczesane włosy.

- No już, bo zaczniesz mi tu tęczą rzygać. I kto to później posprząta? Bo na pewno nie ja. - zastrzegł.

Oboje zaśmiali się, po czym skupili swoją uwagę na nauczycielce.

- Z tego, co tu sobie zapisałam... - prowadząca lekcję wczytała się w swój notes, poprawiając okulary na nosie.

- Bo przecież nie mogłabyś tego spamiętać... - mruknął pod nosem Clint, wyraźnie znudzony lekcją przedsiębiorczości.

- ...dziś prezentację przedstawia pan Wilson... i pan Stark. - dokończyła i zerknęła po uczniach - Którzy to?

- Na miłość boską, czy ona choć raz może zapamiętać chociaż jedną osobę, którą uczy? - zniecierpliwiony Loki zwrócił się szeptem do Very.

- To ja. - wstał z krzesełka Sam, a zaraz za nim Tony podnosząc rękę do góry.

- Zapraszam. - kiwnęła głową na środek klasy.

Dwójka uczniów stanęła przed licealistami w ławkach, po czym Stark uniósł rękę pokazując jednocześnie dwa palce jako znak pokoju, a następnie wyjął swój sprzęt, który po chwili wyświetlił ich wspólną pracę.

- Prezentacja dotyczy ludzi, a konkretniej kontaktów międzyludzkich, a konkretniej tego jak się traktować, żeby było dobrze. - Tony uniósł kciuki w górę.

- Dokładnie. I zamierzamy potwierdzić nasze założenie następującymi punktami. - dodał Sam.

- Stary, to nie rozprawka, zluzuj. - szepnął do niego Stark - Pierwszy punkt brzmi - podjął już głośniej przesuwając palcem prezentację - Twój wzrok wiele mówi. To znaczy wszyscy wiemy, że gały nie gadają, ale rozumiecie. - mocno gestykulował dłońmi.

- Tak, należy zwrócić uwagę na to, jak patrzymy na inne osoby. Czy jest to przyjazne spojrzenie, czy raczej takie, jakbyście chcieli kogoś zabić albo wrobić. - w tej chwili Wilson znacząco spojrzał na Loki'ego i Verę.

Dwójka czarnowłosych przyjaciół szybko odczytała z jego wypowiedzi aluzję, przez co byli dużo bardziej zaciekawieni wypocinami dwójki prezenterów.

- Dobra, robi się nieźle. - ożywił się zaintrygowany Clint, prostując na krześle.

- Kontynuuj. - ponagliła Vera ruchem dłoni, patrząc z lekceważącym uśmiechem na Wilson'a i Stark'a.

- Zrobię, co będę chciał. - zastrzegł Tony - Kontynuując... - splótł ręce za plecami.

Loki parsknął śmiechem, po czym razem z Veronicą podparł się łokciami o ławkę.

- Patrząc na kogoś z mordem w oczach lub tak mroźnie, jakby miała zaraz nastąpić lodowa katastrofa, nie zdobędziemy przyjaciół. - spojrzał wymownie na Verę, na co ona zakryła dłonią usta, aby nie zaśmiała się na głos.

- Tak więc wzrokiem możemy kogoś odtrącić, zniechęcić, zniesmaczyć... - zaczął wymieniać Wilson - Kolejnym punktem jest... - w tej chwili Tony przesunął palcem na następny slajd - Zważaj na to, co mówisz. No więc jeśli chodzi o komunikowanie się i tak dalej, należy uważać na słowa. Nie musimy od razu wyjeżdżać do ludzi z groźbami, z niemiłymi tekstami.

- Dokładnie. - przytaknął Stark - Nie musimy zapewniać kogoś, że zostanie wywieziony w pole. - mówił, a w tym czasie Vera i Loki ledwo powstrzymywali się przed wybuchnięciem śmiechem.

- Z ust mi to wyjąłeś, przyjacielu. - Sam położył dłoń na ramieniu Tony'ego, a ten z kolei swoją ułożył na jego.

- Trzecia sprawa. - powiedział Stark przesuwając palcem na kolejny slajd - Twoje czyny dużo o tobie mówią. Wszyscy wiemy, że czasem słowa bywają puste. Jednak jeśli potwierdzimy to właśnie czynem, na pewno nabiorą one na znaczeniu i wadze.

- Otóż to, mój drogi. - Wilson klasnął dłońmi - Więc jeśli zapraszamy kogoś do kina, czysto teoretycznie, mówiąc jednocześnie, żeby uważał, aby nie wywiozło go w pole, to wiadomo, że nie ma pewności co tak naprawdę może się wydarzyć. Te słowa groźby mogą okazać się tylko zastraszeniem. Jednak kiedy okażą się prawdziwe i naprawdę znajdziesz się na tym polu... - spojrzał z pretensją na Loki'ego i Verę, podczas gdy oni schowali twarz w dłoniach, by tylko nie zetknąć się wzrokiem z prezentującymi i nie wybuchnąć śmiechem - To wiadomo, że to kiepski sposób na zdobywanie przyjaciół. - na twarzy Sam'a pojawił się grymas.

- To tyle. Liczymy na pozytywne oceny, nie ukrywam. - odparł Tony spoglądając na nauczycielkę.

- Bardzo ciekawy i... nietypowy przykład z życia z tym polem. - odrzekła - Jak najbardziej dostaniecie wysokie oceny. - dodała profesorka.

- Bardzo dziękujemy. - powiedział Wilson, po czym rzucił wyzywające spojrzenie dwójce czarnowłosych przyjaciół, a następnie razem ze Stark'iem ruszył do swojej ławki.

Vera i Loki spojrzeli po sobie, po czym parsknęli śmiechem, wciąż wkładając dużo wysiłku w to, aby nie zacząć się przeraźliwie głośno śmiać.

- A co na to klasa? - zapytała nauczycielka.

- No ogólnie to... - zaczął Laufeyson podnosząc rękę do góry - Moim zdaniem nie jest to praca na wysoką ocenę. Ale nie powiem, było trochę tych atrakcji. Naprawdę nieźle się bawiłem. - parsknął na samym końcu, po czym przytknął sobie rękę do ust i począł się śmiać w dłoń.

- Bądź bardziej litościwy. Postarali się przecież... - mówiła ze śmiechem Vera.

- Jesteście naprawdę nienormalni. Szurnięte z was psióły. - powiedział Wilson, niezbyt zadowolony z reakcji jego znajomych.

- Takich jak oni we dwójkę, to nie ma nawet we trójkę. - prychnął Tony zwracając się do Sam'a - Oczywiście w negatywnym wydźwięku.

- Chciałbyś. - Loki odwrócił się w stronę Stark'a - Słyszałem. - wycelował w niego palcem wskazującym.

- Kto jest chętny zrobić kolejną prezentację? - zapytała nauczycielka.

- Ja i Loki chcemy! - Veronica podniosła rękę do góry.

- Chcemy? - Laufeyson zmarszczył brwi, ale w tej chwili Vera trzepnęła go w ramię - Tak. Chcemy. - zrehabilitował się.

- Damy im popalić. - czarnowłosa kiwnęła głową na Wilson'a i Stark'a za nimi.

- Dobrze. - odrzekła profesorka - No więc też macie temat dotyczący kontaktów międzyludzkich, tylko... - zawahała się - No wiem, że tego typu informacji nie ma za bardzo w podręcznikach, ale to chyba dość popularny temat wśród nastolatków. Nawiążcie może trochę do miłości. Zgoda?

- Jak najbardziej, pani profesor. - odrzekł Loki, podczas gdy Verę zamurowało.

To było jej zdaniem najgorsze, na co mogli trafić.

- Oo, no ciekawie, nie powiem. - powiedział głośno Sam wpatrując się w Veronicę.

W tym czasie Laufeyson odwrócił się do Wilson'a.

- Ciekawie dopiero będzie, więc radzę mieć się na baczności. - sarknął Loki.

- Loczek, spokojnie. - Veronica położyła dłoń na ramieniu przyjaciela i przypadkiem rzucił jej się w oczy Barnes.

Nie ukrywała, że udało jej się dość długi czas nie myśleć o zajściu z nim na przerwie. Teraz jednak dał o sobie znać. Ponadto wyraz jego twarzy wyraźnie przedstawiał zazdrość.

Vera już miała cofnąć dłoń z ramienia Loki'ego, ale po chwili uznała, że skoro on pogrywał sobie z nią swoją gierką, to ona rozpocznie własną.

- Przyjdziesz do mnie do domu albo ja do ciebie i perfekcyjnie wykonamy zadanie. - dodała rzucając James'owi ostatnie prowokacyjne spojrzenie, po czym razem z przyjacielem z ławki usiedli prosto.

- Vera, tobie to chyba do takich miłosnych rzeczy to będzie bardziej potrzebny Bu... - zaczął Sam, jednak nie dokończył, gdyż dziewczyna gwałtownie odsunęła krzesło i zaczęła wstawać.

- Vera... - tym razem Loki złapał ją za ramię - Odpuść, spotkamy się, przygotujemy i damy im popalić. - odrzekł już ciszej.

Dziewczyna jedynie pokiwała głową, po czym rzuciła Wilson'owi zabójcze spojrzenie. Usiadła wygodniej i zerknęła na James'a. Nie mogła za wiele odczytać teraz z jego twarzy, ale wiedziała jedno.

- Mścimy się tym razem nie na jednej, a na trzech osobach. - szepnęła do Loki'ego, po czym oboje uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo.

꧁꧂

Czołem 🤚🏻🙃 nie wiem jak Wam, ale mi osobiście podoba się przyjaźń Very i Loki'ego. Z kolei jeśli chodzi o Bucky'ego, to chcę Wam zdradzić mały sekrecik, że już niedługo, a może wybierze się na jakąś randkę...
Nic już nie mówię. 😬😶
Trzymajcie się! 🖤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro