27꧂ Niestabilny grunt

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Veronica idąc do szkoły zahaczyła o pobliski park. Siedząc na ławce poczęła - tysięczny już raz - rozmyślać nad wczorajszą podwójną randką.

Te wszystkie momenty, w których czuła się tak wyjątkowa przyprawiały ją o motylki w brzuchu. Jeszcze nikt nigdy nie traktował jej w sposób, w jaki Barnes to robił.

To, jak na nią patrzył, jak się uśmiechał... uwielbiała, kiedy się z nią droczył. I poczuła do niego coś dużo więcej, gdy zobaczyła go w totalnie innym żywiole, jakim była muzyka. Nawet, jeśli nie wiąże z tym swojej przyszłości, widok bruneta grającego i śpiewającego...

No właśnie.

Śpiewającego.

Tę jedną piosenkę. Nawet nie piosenkę, jak jej fragment.

Jednak zrobił to z taką pasją.

I jeszcze to... Wiedz, że nie robię tego dla zakładu, tylko dla ciebie.

Vera wzięła głęboki oddech. Dopiero teraz poczuła, jak mroźne powietrze zalewa jej płuca. Zdecydowanie listopadowe poranki nie są najprzyjemniejszą porą dnia.

Wróciła myślami do wczoraj, gdzie wszystko byłoby super, gdyby nie ta jedna cholerna osoba.

Sharon Carter.

Kiedy wróciła razem z Bucky'm do stołu, przy którym siedzieli Steve i Peggy, dowiedziała się, iż ta tleniona blondyna jest kuzynką Margaret.

Cudownie.

Posiadała już wtedy dwie informacje: Sharon jest krewną Peggy oraz Sharon jest byłą Bucky'ego.

Przecudownie.

Rogers także wydawał się być niezadowolony ze spotkania Sharon. Z resztą, czarnowłosa mu się nie dziwiła. Gdyby zobaczyła byłą, załóżmy, Loki'ego - jeśli oczywiście takową miał - zapewne szukałaby czegokolwiek, by móc w nią tym rzucić. Nawet jeśli musiałby to być jej własny but, desperacko zdjęty ze stopy.

Mam nadzieję, że wtedy moje buty cuchnęłyby wyjątkowo odrażająco.

James wydawał się być wczorajszego wieczoru przybity. Z pewnością taki był. Przecież widok ex nie jest czymś, na co serce radośniej bije, a w brzuchu pojawiają się motylki.

Bardziej poczwary.

Przez które chce się najzwyczajniej w świecie rzygać.

I było to po nim widać bardzo wyraziście.

Jednak było jeszcze coś.

Tak, zawód w oczach...

Veronica przetarła twarz dłońmi.

Wiedziała, że jej zachowanie w stosunku do bruneta nie było właściwe. Napływ zazdrości i złości sprawiły, że po części przelała je właśnie na James'a - niesłusznie. Nie próbowała go nawet pocieszać, gdyż egoistycznie skupiła się na własnych emocjach i tym, jak była jej nie na rękę obecność tamtej blondyny.

Nie pomyślała w żadnym stopniu o tym, jak jemu musiało to być nie na rękę. Kiedy jego miłosna przeszłość, zapewne bardzo bolesna, dała o sobie znać w tak chamski sposób, jakim było chociażby cmoknięcie go przez Sharon w policzek.

Gdyby Maximoff miała taśmę, zakleiłaby jej te usta. Nie, żeby nie ględziła niepotrzebnie, a żeby po prostu nie tykała James'a i dała mu święty spokój.

Chociaż to ględzenie szło niemalże łeb w łeb z tamtym cmoknięciem.

Byliśmy kiedyś razem...

Są sprawy prywatne, o których nie musisz wiedzieć...

- YGH... - Veronica warknęła na przypomnienie sobie o tekstach Sharon, chowając twarz w dłoniach.

Nie obchodziło ją czy ktokolwiek mógłby w tej chwili usłyszeć jej złość i bezradność.

Była zła.

Na Sharon.

I na siebie.

Muszę z nim porozmawiać. I go przeprosić.

Bo w gruncie rzeczy, Barnes został wyprowadzony z równowagi przez tę blondynę. Ale ten smutek w oczach spowodowany był już kimś innym.

Ta... jestem jak sól w rany.

Dziewczyna wstała i poczęła kierować się w stronę szkoły.

꧁꧂

- Hej, Vera! - przywitała się Natasha, do której zmierzała wspomniana osoba.

- No hej. - przywitała się bez entuzjazmu.

- Tylko mi nie mów, że chodzi o wczorajszą...

- Skąd wiesz? - zapytała czarnowłosa - W sensie, o randce.

- Wanda mi wspomniała, że byłaś na podwójnej randce. - wyjaśniła - I widać, że coś nie poszło. Mów, mam spuścić Barnes'owi...?

- Nie, nie... - jęknęła, przecierając twarz dłonią - W każdym razie nie jemu. - dodała po namyśle - Zaraz ci wszystko powiem. Mów, co u ciebie. Bo widać, że tryskasz energią.

Rudowłosa wydawała się być nieprzekonana do pomysłu Very, by to ona pierwsza wyjaśniła co się dzieje. Jednak widząc zepsuty humor czarnowłosej, dała - niechętnie - za wygraną i poczęła opowiadać.

- Widziałam się wczoraj z Bruce'em. I co najlepsze, to on mnie zaprosił na randkę. - mówiła z uśmiechem - Myślałam, że jest w cholerę nieśmiały... w sensie, tak, jest nieśmiały. Ale jeśli już się przekona do czegoś, to powiem ci... - zacisnęła usta - Cicha woda brzegi rwie. - na jej twarzy pojawił się lekki rumieniec - Trzymał mnie za rękę, obejmował. Na pożegnanie nawet dał buziaka w policzek.

Tak... te przeklęte buziaki w policzek...

- I pomyślałam sobie, że może na kolejny raz wybierzemy się na potrójną randkę... Nie! Poczwórną! Jeszcze Wanda z Vision'em. - powiedziała entuzjastycznie - Ale kiedy już cię usłyszałam, to nie jestem taka pewna czy to wypali. Na pewno nie chodzi o Barnes'a?

- To znaczy... chodzi, ale... - westchnęła - Po pierwsze: cieszę się twoim szczęściem i że udało ci się spędzić z Bruce'em miłe chwile. - uśmiechnęła się ciepło do Romanoff - Po drugie... spotkaliśmy wczoraj byłą Bucky'ego. Sharon Carter. Jest kuzynką...

- ...Peggy. - pokiwała w zamyśleniu głową - Właśnie zastanawiało mnie skąd ja znam to nazwisko.

- Wiedziałaś o Sharon? - zdziwiła się Vera.

- Aż nadto. - zrobiła grymas na twarzy - Nie ma to jak laska, która chodzi z jednym, a podbija do innego.

- Zaraz, o czym ty do mnie mówisz? - Veronica zmarszczyła brwi w totalnym zdezorientowaniu.

- Nie wiedziałaś, że zarywała do Rogers'a? W tym samym czasie, kiedy chodziła z James'em? - zapytała.

- Nie... ja... - zaczęła - Bucky nic mi wcześniej nie mówił o Sharon. Dowiedziałam się tak naprawdę przypadkiem, kiedy do nas podeszła...

Czy zamierzał w ogóle mówić?

Z resztą, co ja się przejmuję. Przecież nie jesteśmy razem.

Maximoff poczuła nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej na tę myśl.

- Ale w takim razie... jakim cudem oni dali się tak zrobić w balona? - ponowiła Vera.

- James opowiadał kiedyś, że laska usilnie prosiła go, aby ich uczucia, a później związek nie wychodził na światło dzienne. Szczerze mówiąc, nie wiem czemu. Tłumaczyła się, iż nie chce plotek wokół. I nie wiem jak Sharon, ale Bucky był w niej naprawdę zakochany, toteż robił to, o co go poprosiła. - na te słowa, Veronica poczuła przypływ zazdrości, a do jej oczu napłynęły łzy, które usilnie starała się odgonić - Natomiast laska po kryjomu przed Bucky'm podbijała do Steve'a. I kiedy zdołała zawrócić trochę Rogers'owi w głowie, on od razu chciał się tym podzielić z najlepszym przyjacielem, wiadomo. - zacisnęła usta - No i wtedy James już nie był taki skory do przystania przy prośbie Sharon o ukrywaniu ich związku i powiedział mu prawdę. Oboje zareagowali, no, domyślasz się jak.

- Ta... - mruknęła, walcząc wewnętrznie o zachowanie pozornego spokoju.

- Steve miał trochę za złe James'owi, że mu nie powiedział. Co prawda, postawił się na jego miejscu i stwierdził, że rzeczywiście jeśli się w niej zakochał, to poniekąd rozumie decyzję Barnes'a. Ale on osobiście próbowałby przekonać laskę do wyjawienia tego chociaż najlepszemu kumplowi. Z kolei Bucky przyznał, że źle to rozegrał i ostatecznie się pogodzili, wyjaśniając to także z Sharon. To znaczy... Rogers, jak się domyślasz, był stanowczy, ale zachował spokój. Wyjaśnił to. James'em natomiast targały emocje. Nie słuchał jej tłumaczeń i miał nadzieję, że jej już nigdy nie spotka. Także ciulowo, że ta jego nadzieja... no... wczoraj prysła.

- Ale jaja... - Veronica podrapała się po głowie.

Ciężko było jej uwierzyć słowom Natashy. A jednak to wszystko miało kiedyś swoje miejsce.

- Cześć, dziewczyny. - przywitał się Steve, który podszedł do Maximoff i Romanoff.

- Hejka, kapitanie. - odrzekła Nat - Co cię przywiało?

- Aj tam, od raz coś musiało przywiać. - prychnął - Chęć rozmowy. Po prostu. - uśmiechnął się miło, po czym spojrzał na Verę, dostrzegłszy jej pochmurną minę - Trzymasz się jakoś? - zapytał.

Veronica spojrzała na niego gwałtownie. Początkowo nie wiedziała, dlaczego zadał jej to pytanie. Nie chodziło o samo to, że źle się czuła. Bardziej o to, że uwzględnił ją w tej całej sprawie i było to dla niego ważne.

Ta myśl i uczucie ogrzało nieco serce czarnowłosej.

- Em, tak... dziękuję. - uśmiechnęła się wdzięcznie do blondyna - Ale to pytanie chyba bardziej do Bucky'ego, niż do mnie. Sama nawet muszę mu je zadać. Wczoraj nie potraktowałam go najlepiej...

- Pewnie za niedługo się zjawi i porozmawiacie, na spokojnie. - zapewnił z kojącym uśmiechem.

- Tak... - przytaknęła cicho - A ty się trzymasz? - zapytała.

Blondyn spojrzał na nią zdziwionym wzrokiem, a następnie pytającym na Natashę. Ta jednak wzruszyła ramionami, przez co Steve wyraźnie zrozumiał, że rudowłosa opowiadała Veronice historię jego i James'a.

- Myślę, że tak. Ten rozdział został dawno zakończony. U Buck'a też, tyle, że po prostu mocno wyprowadziło go to z równowagi. Ale dziś będzie z pewnością lepiej, zobaczysz. - uśmiechnął się do Very.

Jego słowa i wiara w nie sprawiły, że dziewczyna poczuła się spokojniejsza.

To, czego tylko teraz chciała, to zobaczyć się z brunetem i sprawić, by jego dzień był lepszy, poprzez chociażby zakład, który wczoraj przegrała w momencie jego wejścia i zaśpiewania na scenie...

Nie mogła się doczekać, aż w końcu go ujrzy.

Pragnęła tego.

- Siema, stary. Siema, dziewczyny. - przywitał się szybko James, który nie wiadomo skąd nagle zjawił się tuż przy przyjaciołach,

- Hej, Bucky. - odrzekła łagodnie Maximoff - Słuchaj, możemy pogadać?

- Jasne, Roni, tylko... - podrapał się po głowie - Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli zrobimy to odrobinę później? - spytał, chcąc się upewnić.

Chłopak miał prawo nie mieć aktualnie czasu, mimo to jednak Vera była zaskoczona jego odpowiedzią.

I nerwowością.

- Niczym się nie przejmuj. - machnęła ręką, starając się brzmieć naturalnie.

- Stary, możemy na słówko?... - brunet zwrócił się do Rogers'a.

- Chodzi o Sharon? - zapytał.

James na ułamek sekundy przeniósł wzrok na Veronicę, by później równie szybko go od niej oderwać. Utkwił spojrzenie w blondynie, nie bardzo wiedząc, co powinien odpowiedzieć.

Maximoff czuła się coraz dziwniej z zaistniałą sytuacją. Myślała, że nie ma niczego, o czym Barnes nie chciałby z nią porozmawiać. Zmieszało ją to.

- Veronica wie. - dodał Steve.

Bucky przygryzł policzek od wewnątrz. Tym razem dłużej popatrzył na czarnowłosą, a następnie utkwił spojrzenie w oddalonym punkcie przed sobą, wyprostował się i westchnął głęboko.

Vera z każdą kolejną chwilą coraz bardziej nie rozumiała zachowania bruneta. Zaczęła odczuwać przybicie i zrezygnowanie.

No przecież może mi ufać...

Dlaczego nic nie mówi?...

- Buck? - zapytał Rogers, zaczynajac się martwić o przyjaciela.

- Możemy pogadać na osobności? - James zacisnął usta, nie patrząc na nikogo w swoim otoczeniu - Sami. - dodał chłodnym i jednocześnie nalegającym głosem.

To ostatnie słowo było zwieńczeniem formującym całość przygnębienia Very. Nie mogła jasno stwierdzić, co takiego złego powiedział Barnes, gdyż miał prawo nie mówić jej wszystkiego czy mieć po prostu gorszy dzień lub chcieć pogadać tylko i wyłącznie ze swoim najlepszym kumplem.

Mimo wszystko, zabolało ją to.

Po chwili jednak napłynęła do niej myśl, przez którą o mały włos nie ugięły jej się nogi.

Co jeśli...

Zraniłam go swoim zachowaniem i odczuwa dystans?...

Albo jego uczucia do Sharon wróciły...

Veronica jakby wyłączyła się. Nie docierały do niej żadne bodźce. Rzeczywistość stała się nic nie wartym otoczeniem, które nie obchodziło ją nawet w najmniejszym stopniu.

- Jasne, możemy. - odparł Rogers, po czym razem z brunetem odeszli w oddalone miejsce, by następnie całkowicie zniknąć z pola widzenia dziewczyn.

Natasha, odprowadzając ich wzrokiem, widziała jeszcze, jak blondyn klepie Barnes'a po ramieniu.

Veronica natomiast nie zarejestrowała oddalenia się chłopaków.

Sama nie wiedziała czy tak naprawdę poznanie tego, jak bardzo jej zależy na Bucky'm doświadczyła w trakcie tych najpiękniejszych chwil...

Czy właśnie teraz...

꧁꧂

- Vera, słyszysz mnie? - zapytał Loki, pstrykając palcami przed jej nosem.

Dziewczyna ocknęła się z letargu, w którym trwała... sama nawet nie wiedziała ile. Odkąd była świadkiem dziwnego zachowania James'a, rzeczywistość zaczęła jej się zlewać z własnymi myślami.

Nie zwracała nawet uwagi na to, iż od niemalże 40 minut siedziała na lekcji języka angielskiego.

Veronica spojrzała na Laufeyson'a, którego twarz wyrażała niezrozumienie jej mentalną nieobecnością.

- O co chodzi? - zapytała matowym głosem.

- To chyba ja ciebie powinienem o to spytać. - stwierdził.

- Loki... - szepnęła, przecierając oczy - Pamiętasz, jak ci opowiadałam o wczorajszej randce?

- W sensie, o tym, jakim była niewypałem? - sprecyzował, jednak widząc, jak czarnowłosa załamuje się jeszcze bardziej, szybko postarał się poprawić wypowiedź - Oczywiście fragment z tą tlenioną blondyną. Reszta brzmiała całkiem nieźle.

- Tak, tak... - mruknęła - I miałam szczerą nadzieję, że osoba Sharon była tam jednorazowa i że ten temat jakoś... no... nie powróci. - mówiła nerwowo - Ale Bucky się dziś dziwnie zachowywał. Jakby trochę z dystansem. Poprosiłam go o rozmowę, ale on chciał priorytetowo pogadać ze Steve'em i ja już nie miałam okazji. Nie chciał przy mnie o niej gadać, mimo, że Steve otwarcie go zachęcił. Ale James był... był inny, niż zazwyczaj. I swoją drogą, nie dość, że Sharon to jego ex, to jeszcze dowiedziałam, się, że w tym samym czasie kiedy Bucky z nią chodził, ona kręciła ze Steve'em. Zarywała do niego. I niby to przeszłość, zamknęli ten rozdział, ale kurde, coś jest nie tak. Coś zgrzyta. I nie wiem co, bo Bucky ewidentnie nie chciał, abym towarzyszyła mu przy rozmowie.

- A czy ty byś chciała, żeby Barnes towarzyszył ci przy twojej rozmowie o ex? - zapytał - Nie sądzisz, że byłoby to kłopotliwe i niezręczne zarówno dla ciebie, jak i niego?

Veronica zaczęła rozmyślać nad słowami Loki'ego.

Skubany, ma rację. On zawsze ma rację.

- No dobra, z tym się zgodzę. Ale jeśli chodzi o samo zachowanie Bucky'ego... no mówię ci, że coś mi tu śmierdzi.

- To nie ja. - odezwał się Thor, odwracając do nich z poprzedniej ławki.

Laufeyson wywrócił oczami, po czym złapał za nasadę nosa.

- Thor, nie podsłuchuj. - upomniała go Vera - To wszystko jest tajne przez poufne, nie możesz. - tłumaczyła, jak małemu dziecku.

- No ale nudzi mi się. A przecież z tym nie pogadam. - wskazał dłonią na Scott'a obok w jego ławce, który twardo spał.

Blondyn zaczął go tykać w ramię. Lang jednak nie wybudzał się.

- Może nie żyje... - mruknął Thor, przyglądając się śpiącemu przyjacielowi.

- Jasne, nie ma to jak umrzeć, ciągle sobie oddychając. - sarknął Loki, po czym wskazał dłonią na bruneta - Nie widzisz, jak się cały unosi?

- A ja nie wiem... - wzruszył ramionami - Od pewnego czasu jakbym niedowidział. Chyba muszę pójść do okulisty.

- Dobry pomysł, idź. - odrzekł Laufeyson - Co prawda mądrości tam nie zyskasz, ale w okularach będziesz chociaż pozory stwarzał.

- Chyba tak zrobię. - pokiwał głową w zamyśleniu, a następnie odwrócił się, prostując na zajmowanym krzesełku.

- Z kim ja żyję... - mruknął pod nosem Loki, pocierając dłonią czoło.

Nagle rozbrzmiał dzwonek na przerwę. Wszyscy uczniowie zaczęli pakować swe notatniki i inne rzeczy, po czym wyszli z sali.

- Co zamierzasz z Barnes'em? - zapytał Loki, idąc obok Very.

Dziewczyna westchnęła ciężko.

- Szczerze? Nie wiem. Prosiłam go o rozmowę, chciałam z nim pogadać, a teraz... Zaczynam czuć niechęć.

- Czekaj, czekaj... Bo nie wiem czy dobrze rozumiem. - Laufeyson zatrzymał się na korytarzu, a czarnowłosa widząc to, stanęła tuż przed nim - Chciałaś z nim pogadać, ale on wybrał Steve'a i po prostu cię zlał?

- Nie, nie. - zaprzeczyła szybko - Zapytał czy możemy pogadać później. Być może ma to na uwadze. Tylko sęk w tym, że zaczynam być nieprzekonana do tej rozmowy.

- Szczerze? Obawiam się, że możesz nie mieć wyjścia. - stwierdził, intensywnie wpatrując się w punkt przed sobą.

- A czemuż to? - zapytała, marszcząc brwi.

- Bo gość cię dostrzegł, zapewne zorientował się, że musi przecież przeprowadzić z tobą obiecaną rozmowę, no i kieruje się właśnie w twoją stronę. - Loki wzruszył ramionami, kiwając głową na zbliżającego się bruneta.

Veronica nie odwróciła się. Była wymęczona tym negatywnym myśleniem. Przymknęła jedynie oczy.

Stała tak do momentu, aż nie poczuła na plecach przyjemnie ciepłą dłoń.

Veronica otworzyła oczy i czując ciarki na plecach, odwróciła się za siebie, dostrzegając lekko uśmiechniętego James'a.

- Hej, Roni. Możemy pogadać? Jestem już wolny. - powiedział Bucky.

- Jasne. - odparła.

- Odezwij się później. - Loki zwrócił się do Very, po czym bez słowa odszedł w głąb korytarza.

James i Veronica stanęli już centralnie tuż na wprost siebie i zaczęli wpatrywać się sobie w oczy.

- Chciałaś pogadać? - zapytał łagodnie.

- Tak... - westchnęła - Przepraszam, że wczoraj byłam trochę nieprzystępna pod koniec randki. Że nawet nie zapytałam, jak się z tym wszystkim trzymasz.

- Coś ty, nie miej sobie tego za złe. - złapał ją delikatnie za przedramiona, pocierając subtelnie palcami jej skórę.

Czarnowłosa poczuła przyjemne dreszcze. Uwielbiała bliskość Bucky'ego. Jego obecność. Wzrok, głos. To wszystko działało na nią kojąco.

- Ale zachowałam się egoistycznie. I to bardzo. - ponowiła.

- Posłuchaj, Roni. Wcale nie żywię urazy, okej? - wpatrywał się niezwykle intensywnie w tęczówki dziewczyny - Z resztą, to chyba dobry znak, że przeszkadzała ci jej obecność obok mnie. Bo wiesz... mi też by przeszkadzała obecność jakiegoś facia obok ciebie. No, z wyjątkiem Loki'ego, on to ten gościu, o którego mam się nie martwić. Z tego, co mówiłaś.

Veronica zaśmiała się pod nosem.

- Dokładnie. - przyznała - A czy ja powinnam się martwić o Sharon? - zapytała, na co James momentalnie zmarszczył brwi.

- Oczywiście, że nie. Nawet tak nie mów. - odrzekł niemalże od razu - Słuchaj, naprawdę... cię lubię. Bardzo cię lubię. - kiedy to mówił, Vera pierwszy raz w życiu dostrzegła, jak się rumieni - I nie jestem typem osoby, która bajeruje z dwiema na raz. Podejrzewam, że wiesz, o kim mowa. - na jego twarzy pojawił się grymas.

- Tak, wiem. - odrzekła łagodnie.

- Nie mam zamiaru spotykać się z nikim innym. Nie mam zamiaru myśleć nawet o kimś innym. Z resztą, to i tak jest niezależne ode mnie i w głowie od dłuższego czasu siedzi mi taka jedna, pewna osóbka. - puścił jej oko, na co tym razem dziewczyna się zaczerwieniła.

- To musi być ciężko, współczuje. - zażartowała.

- Nie powiem, męcząca jest. - uśmiechnął się ironicznie, na co Vera żartobliwie spiorunowała go wzrokiem - Czasem też wkurzająca. Ale nie zamieniłbym jej na nikogo innego. - dodał poważniejszym głosem.

- Bałam się, że nabrałeś jakiegoś dystansu. - odrzekła po chwili cichym tonem - Po tym, jak nie chciałeś przy mnie rozmawiać, zaczęłam się obawiać, że coś jest nie tak.

- Roni... - podszedł bliżej, przenosząc ręce z przedramion dziewczyny na talię, oplatając ja subtelnie - Po prostu musiałem z nim pogadać. Nie nabrałem żadnego dystansu. Wszystko jest w porządku. - zapewnił ją.

Przez to, że Maximoff znalazła się dość blisko bruneta i czuła jego zapach, mimowolnie zaczęły przechodzić ja przyjemne dreszcze. Skóra w miejscu dotyku Barnes'a kojąco mrowiła, a wzrok, głos i zapewnienia James'a o tym, że o nic nie musi się martwić, wypłukiwały z niej negatywne myśli i emocje.

- Jest tylko jedna rzecz, która mnie drażni. - dodał po chwili, a Veronica uniosła pytająco brwi - Przegrałaś zakład, co za tym idzie: powinienem dostać buziaka. A problem w tym, że nadal go nie otrzymałem. - przechylił głowę w bok - Co zamierzasz z tym fantem zrobić, moja Roni?

Dziewczynie chwilowo odebrało mowę na określenie jej, jakie padło z ust Bucky'ego.

- Zamierzam spełnić obietnicę. - odparła z nieśmiałym uśmiechem, zbliżając się nieco do bruneta.

- Żądam podwójną dawkę. - powiedział półgłosem, także przybliżając się do Maximoff.

- Podwójna dawkę. - powtórzyła z małym rozbawieniem - To kara za niewywiązanie się w czasie?

- Tak o tym nie myślałem. Chciałem podwójną, conajmniej, dawkę, bo wiem, że po jednej miałbym niedosyt. Uzależniasz, Roni... - szepnął.

Dziewczyna przygryzła wargę, pragnąc ich wspólnego pocałunku.

Brunet już wystawił rękę, by móc złapać Veronicę za kark i wpleść palce w jej włosy, kiedy nagle rozbrzmiał nieprzyjemny dla uszu pisk z głośników zamontowanych na korytarzu szkolnym.

Bucky i Vera zostali wytrąceni z rytmu, unosząc wzrok na nieokreślony bliżej punkt.

Nastąpił komunikat.

- Witam, drodzy uczniowie. - rozbrzmiał głos dyrektora szkoły - Dzisiejsze zajęcia szkolne zostaną skrócone do dwudziestu minut, każda godzina lekcyjna. Nie mamy potwierdzonej i oficjalnej informacji, ale mamy przypuszczenia, że na terenie szkoły może być wirus. Apeluję więc o zachowanie dystansu między sobą, nie wchodzenie w bliskie interakcje, by w razie czegoś zapobiec rozprzestrzenianiu się wirusa. Wracając do tematu zajęć: dzisiejsze będą skrócone, tak, jak wspomniałem. Z kolei do końca tego tygodnia i przez cały następny przenosimy się na nauczanie zdalne. Jeśli wszystko okaże się być dobrze, po tych dwóch tygodniach wrócimy normalnie do szkoły na nauczanie stacjonarne. Bardzo dziękuję za uwagę. Z poważaniem, dyrektor Nick Fury.

Veronica i James nie odsunęli się od siebie, jednak nie pomyśleli nawet o powróceniu do poprzedniej czynności.

- Alej jajca... - mruknęła pod nosem Vera, w żadnym stopniu nie ukrywając zdziwienia.

꧁꧂

Wysyłamy bohaterów na mały urlop - bo wszyscy wiemy, jak naprawdę wygląda praca zdalna 😏😌 - jednak nie zabraknie „akcji", także z tym spokojna głowa.
Chociaż... nie wiem czy taka spokojna. 🤭😬
Buziaki! 😘🥰

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro