32꧂ Zabawa andrzejkowa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Więc... mniej więcej tak to wszystko wygląda. - podsumowała Vera, siedząc razem z Loki'm w kuchni, w jej nowym mieszkaniu.

Nie było ono ogromne, jednak nie posiadało też zbyt dużo zbędnych mebli, przez co dziewczyna na spokojnie mogła znaleźć dla siebie dużo miejsca. Umeblowanie było głównie w kolorze brzozowego drewna. Ściany były białe, z kolei jeśli chodzi o dekoracje czy akcesoria do pomieszczeń, Veronica uznała, że dobrym pomysłem będzie połączenie koloru bordowego i głębokiego fioletu. Tak więc koce, poduszki, świeczki czy inne ozdoby idealnie wpasowywały się do pokoi. Całość mieszkania wyglądała zarówno przytulnie, jak i elegancko.

- Nie wiem, co jest gorsze. To z Barnes'em czy z twoją matką. Tego się nawet chujowym nie da nazwać, Vera... - przetarł czoło, po czym upił łyk kawy, którą przyszykowała mu czarnowłosa.

- Wiem, uwierz. - prychnęła - Wiesz co? Jeszcze chociażby wczoraj nie mogłam powstrzymać płaczu. Cały czas chodziłam z chusteczkami w ręce. A dziś... fakt, rozpłakałam się w szkole po rozmowie z Bucky'm, ale jakoś... teraz... powstrzymuję się, żeby nie zacząć się histerycznie śmiać. - powiedziała, uśmiechając się pod nosem - Naprawdę mam wrażenie, jakbym wypłakała już wszystkie łzy i wykorzystała cały limit odczuwania smutku. Teraz chce mi się, kurwa, śmiać. - poczęła upijać kawę, jakby nigdy nic.

Laufeyson spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami, w ostatniej chwili zatrzymując kubek ze swoim napojem tuż przy ustach. Odstawił go na mały stół, po czym wyprostował się nieco.

- Vera? - zaczął niepewnie.

- Tak? - zapytała z uśmiechem na twarzy.

Loki patrzył na nią nieprzekonany i zmartwiony.

- Jeśli masz ochotę się śmiać, to oczywiście, zrób to. Ale... nie chcę, żeby to zabrzmiało wrednie, no... ciężko mi to mówić, ale się martwię i...

- No dawaj. - zaśmiała się.

- Nie myślałaś o psychologu? - zacisnął usta.

Veronica wybuchnęła śmiechem. Odłożyła kubek z kawą, po czym zgięła się w pół, nie mogąc przestać się śmiać.

Laufeyson podrapał się po głowie. Nie miał bladego pojęcia co powinien zrobić. Wiedział jednak, że dziewczyna potrzebuje pomocy i wsparcia.

- Veronica. Uspokój się. - powiedział lekko zdenerwowany.

- Okej, okej... - odparła biorąc głęboki wdech i ocierając łzy od śmiechu - Będę spokojna. Daj mi chwilę. - mówiła - Swoją drogą, dobre to było z tym psychologiem.

- Mówiłem serio. - odparł, nie unosząc nawet kącików ust.

- Czyli aż tak źle to wygląda? Ta cała sytuacja? - zatoczyła palcem kółko w powietrzu, wciąż mając na twarzy uśmiech.

- Moim zdaniem... jest źle. Naprawdę źle. Po twoim zachowaniu i wyglądzie zaczynam się obawiać czy nie popadasz w depresję i jakieś zaburzenia nastroju czy inny pieron.

- Nie, co ty pieprzysz. - mówiła z przesadną euforią.

- Veronica... masz wory pod oczami, patrzysz przez półprzymknięte oczy... jesteś zgarbiona, wyzuta z emocji, a teraz nagle tryskasz radością.

- I to jest zajebiste. - uśmiechnęła się szeroko.

- Nie, nie jest. - zaprzeczył, wstając z krzesełka, po czym podszedł do przyjaciółki i przykucnął przed nią - Vera, pozwól sobie pomóc.

- Kiedy ja nie potrzebuję pomocy.

- Potrzebujesz.

- Nie potrzebuję, Loki.

- Potrzebujesz.

- Nie.

- Tak i mnie nie wkurwiaj. - zacisnął szczękę - Widzę, że jej potrzebujesz i ją dostaniesz. Choćbym miał, kurwa, na rzęsach stawać. Nie zostawię cię z tym bagnem samą. Nie zasługujesz na to. Tym bardziej, że teraz wiem, że się zrozumiemy. W dużym stopniu.

Vera, po wysłuchaniu słów Loki'ego, wciąż się uśmiechała, jednak ten uśmiech począł słabnąć, a jej oczy zrobiły się szkliste.

Niedługo później po jej policzkach poczęły płynąć łzy.

Objęła szyję Laufeyson'a, a on nie zwlekając, odwzajemnił gest, po czym już oboje trwali przytuleni do siebie. Chłopak czuł, jak dziewczyna drży. Mógł się tylko domyślać, jakie piekło odgrywa się w jej wnętrzu od kilku dni. Jaki ciężar psychiczny odczuwa. Jak bardzo jest tym wszystkim wyczerpana, do tego stopnia, że zaczyna wręcz odchodzić od zmysłów.

- Pomożesz mi? - zapytała szeptem, nie mogąc zahamować łez.

- Pomogę. Nie ma opcji, żebyś przechodziła przez to sama.

- Dziękuję, Loki. Naprawdę nie chcę być sama...

- Nie będziesz. - zapewnił ją.

- I tęsknię za nim. - dodała.

Laufeyson domyślił się, że chodzi o Bucky'ego.

- Z mamą nigdy mi się nie układało. Tam nie ma czego ratować. Ale z nim. Ja naprawdę czułam się przy nim szczęśliwa... tak tęsknię... - mówiła szeptem, łkając przy szyi czarnowłosego - Tylko nie potrafię od tak o tym wszystkim zapomnieć...

- Daj sobie czas. Wszystko inne ogarniemy w swoim czasie. Z Barnes'em tak samo. Ale narazie daj sobie ten czas na reakcję, przetrawienie tego wszystkiego. Tych myśli, emocji. I wtedy pomyślimy co dalej.

- Okej. - westchnęła głęboko.

- A teraz możesz zaglucić mi tę bluzkę. - bąknął ironicznie.

Veronica parsknęła śmiechem starając się jednak nie zrobić tego, o czym mówił Loki.

Dziewczyna się wyprostowała, a Laufeyson podparł ręką o stół, patrząc na twarz Very. Maximoff miała zaczerwienione oczy i zdawało się, że były lekko napuchnięte. Loki naprawdę jej współczuł. Było mu szkoda Very. I to bardzo.

- Co masz ochotę porobić? - zapytał w końcu, przyciągając wzrok dziewczyny - Powiedz, cokolwiek przyjdzie ci na myśl. Zrobimy koncert życzeń.

- Em... - zaczęła się zastanawiać, po czym parsknęła śmiechem - Nie wiem. Leżenie brzuchem do góry?

- W pytę. - wstał, po czym ruszył do sypialni Very i rzucił się na łóżko.

- Hej! Tylko nie właź butami na pościel! - ożywiła się nieco, podążając za przyjacielem.

Ona także położyła się na łóżku. Od tej chwili leżeli tak razem wpatrując się w sufit.

Po dziesięciominutowym nieodzywaniu się, Vera zabrała głos.

- Ale zajebiście tak nic nie robić po tym, kiedy miałeś mętlik w głowie, uryczałeś się wypuszczając wszystko z siebie i rzucając się później na miękkie łóżko. Teraz można w taki... naprawdę chłodny i obiektywny sposób patrzeć na to, co się stało. Na te wydarzenia, na moje emocje czy reakcje. Po prostu cudo. - mówiła spokojnym głosem.

- Coś w tym jest, trzeba przyznać. - przytaknął - Teraz się wszystko wydaje takie... lekkie.

- Tak, dokładnie. Jak piórko.

- Otóż to.

Znów zapanowała cisza. Tym razem jednak przerwał ją dźwięk SMS'ów. Dwójka czarnowłosych przyjaciół sięgnęła po swoje telefony, po czym uświadomili sobie, iż otrzymali tę samą wiadomość od Steve'a, która brzmiała:

Cześć! :) zapraszamy dziś do szkoły na godzinę 18:00. Za zgodą dyrekcji organizujemy zabawę Andrzejkową. Liczymy na twoją obecność!
Przewodniczący szkoły, Steve Rogers"

Vera i Loki spojrzeli po sobie.

Dziewczyna zaczęła kręcić głową. On z kolei - kiwać.

- Nie idę. - oznajmiła.

- Oj, idziesz.

- Nie ma mowy.

- Nie ma mowy, że zostajesz.

- Nie chcę tam iść.

- Nie wierzę, że to mówię, ale będzie fajnie. Będziemy tam razem. - próbował ją jakoś przekonać.

- Nie, Loki, nie chcę.

- Ale i tak idziesz. - mówił stanowczym głosem.

- Prędzej kupię sobie rybkę, niż moja noga tam postoi.

꧁꧂

Nastał wieczór, za oknami już od dobrych dwóch godzin widniało ciemne niebo. Powietrze na zewnątrz było mroźne, wiał wiatr. Wewnątrz szkoły jednak atmosfera podkręcała swoje tempo, przez co impreza robiła się coraz gorętsza.

Uczniowie bawili się, tańcząc w rytm muzyki puszczanej z głośników na hali sportowej. Gdzieniegdzie zostały zawieszone bordowe zasłony, a na nich światełka nadające osobliwego klimatu. Osoby przygotowujące salę, w tym przewodniczący szkoły, porozwieszały plakaty z różnymi hasłami i andrzejkowymi napisami. Niektórzy zaangażowali się w wymyślanie i realizowanie zabaw, między innymi wróżenie z wosku przez dziurkę od klucza, wypisywanie imion uczniów w papierowym sercu a następnie losowanie z nich wybrańca bądź wybranpoprzez wbijanie igły w dowolne na nim miejsce, a także wiele innych. W rogach sali stały ławki wypełnione po brzegi przekąskami na słono i słodko. Nie brakowało także gazowanych napojów, soków czy zwykłej wody.

Steve właśnie podszedł do Bucky'ego, stojącego i opierającego się przy ścianie. Brunet obserwował uczniów bawiących i cieszących się swoją obecnością tu. Nie spostrzegł od razu, że jego przyjaciel się przy nim pojawił. Zreflektował się dopiero po chwili.

- Co tam, kapitanie? - zapytał James.

Blondyn wzruszył ramionami.

- No słuchaj, co ma być? - włożył ręce do kieszeni - Nie umiem tańczyć, więc nie będę robił z siebie błazna. Nie mogłem też nie przyjść, bo jednak jestem przewodniczącym. Co jakiś czas mam kilka przemówień i innych rzeczy do zrobienia. - wyjaśnił.

- Rozumiem. - przytaknął Bucky.

- A co u ciebie? Trzymasz się jakoś? - zapytał.

Brunet westchnął, gładząc dłonią swój nieduży zarost.

- Sam nie wiem. Mam niezły mętlik w głowie. - odparł, wpatrując się w tłum ludzi.

- Widziałeś tu Veronicę? - zapytał.

Barnes otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, jednak nie zrobił tego. Przygryzł wargę, a dopiero po chwili odpowiedział na pytanie przyjaciela.

- Nie widziałem jej. Wątpię, że przyjdzie. - mruknął.

- To nie chciałeś zostać w domu? - zdziwił się Steve - Przecież nie lubisz takich hucznych imprez.

- I miałem zostawić mojego przyjaciela samego z tym gównem? - parsknął, kiwając głową na salę pełną uczniów.

- Buck, język...

- Tak, tak... - machnął ręką.

- Ale miło mi, stary. Doceniam. - uśmiechnął się Rogers.

- Nie mogę zawieść kumpla. - uśmiechnął się lekko.

- Tak samo jak ja. - powiedział - Postaram się coś wskórać w sprawie Very. Może pogadam z jej rodzeństwem?

- To już lepiej z Wandą. Pietro miał mnie ochotę ubić na kwaśną śliwkę.

Blondyn zmarszczył brwi.

- Chyba kwaśne jabłko.

- Co? - Bucky zapytał z niezrozumieniem.

- Mówi się ubić na kwaśne jabłko.

- Ah, tak... - zreflektował się - Nie, po prostu naszła mnie ochota na śliwki i to dlatego...

- Okej. - zaśmiał się Rogers.

Nagle do dwójki przyjaciół podeszła Peggy.

- Hej, chłopaki. - przywitała się miło, w międzyczasie uśmiechając do Steve'a.

Blondyn odwzajemnił gest, witając się razem z Bucky'm.

- Jak się bawicie pod tą ścianą? - zapytała żartobliwie.

- Impreza życia, mówię ci. - rzucił ironicznie Barnes, a Carter zaśmiała się - Żałuj, że nie było cię tu od samego początku.

- Tak, żałuję. - przyznała, zerkając na Rogers'a - Nie mielibyście ochoty może potańczyć? - zasugerowała.

Brunet i Steve wymienili ze sobą lekko zakłopotane spojrzenia. Bucky dostrzegł w oczach przyjaciela niemą prośbę o pomoc.

- Oczywiście, że miałbym ochotę. - odrzekł pospiesznie James.

Peggy wydawała się być odrobinę zawiedziona, jednak zachowała uprzejmość do samego końca.

- Bardzo cię cieszę. - odparła, a następnie poszła razem z James'em na parkiet.

Steve odetchnął z ulgą. Nie wyobrażał sobie jak musiałby wyglądać ich taniec.

Jeśli oczywiście można by to było nazwać tańcem.

Ta myśl towarzyszyła mu do momentu, aż nie zobaczył, jak dziewczyna zaczęła tańczyć. Obserwował także Bucky'ego stwierdzając, że naprawdę ma spore umiejętności i mógłby go wiele nauczyć do czasu szkolnego balu na zakończenie roku.

Steve był zachwycony gracją i wdziękiem Peggy mimo, iż aktualnie grany utwór nie był wolny, a skoczny. Dziewczyna zachowywała swą kobiecość i lekkość w ruchach.

Wyglądała przepięknie.

Rogers miał głęboką nadzieję, że uda mu się zaprosić ją na bal.

W pewnym momencie dostrzegł, jak na sali pojawiła się Veronica i Loki. Krzyżując się z nimi spojrzeniem, pomachał im i zachęcił gestem dłoni, aby do niego podeszli.

Już po kilkunastu sekundach znaleźli się tuż przy nim.

- Miło was widzieć. Liczyłem na to, że przyjdziecie. - powiedział miło blondyn.

- Powiedziałam Loki'emu, że prędzej kupię sobie rybkę, niż moja noga tu dziś postoi... ale nie za bardzo mam pieniądze na rybkę, więc nie miałam wyjścia. - zrobiła grymas na twarzy.

- Przyszliśmy się rozkręcić. - stwierdził Loki.

- Oh, to nowość. - zdziwił się Steve - To znaczy, nie chcę być niemiły. Ale znam cię na tyle, Loki, że jestem pewien, że nie lubisz imprez.

- Nie lubię, ale... - zacisnął usta, po czym skinął głową ma Verę, kiedy ta patrzyła na bawiących się ludzi.

- Okej, rozumiem. - odparł Rogers zgodnie z prawdą.

- Czas szybko leci na takich zabawach, więc pomyślałem, czemu by nie przyjść z tą tu o - szturchnął łokciem Maximoff - i zabić trochę czasu.

- A przy okazji może też Wilson'a. - prychnęła.

- To jest myśl. - pochwalił ją Laufeyson, na co Steve wywrócił oczami.

- Niektórzy się tu widzę nieźle bawią. - odrzekła po chwili Veronica, dostrzegając Barnes'a tańczącego z Peggy.

Rogers uświadamiając sobie, że ich zobaczyła, wypuścił nerwowo powietrze.

꧁꧂

- Czy ty uczyłeś się gdzieś tańczyć? - zapytała Peggy, starając się przekrzyczeć muzykę.

- Tak, kiedyś tam. I na szczęście to zostało we krwi na takie różne okazje, jak chociażby dzisiejsza. - wyjaśnił brunet.

W międzyczasie zrobił Carter obrót.

- Miło, że zgodziłeś się zatańczyć. - powiedziała nagle.

- Drobiazg, naprawdę. - odrzekł dostrzegając, że dziewczyna posmutniała - Słuchaj, Peggy... Wydawało mi się, że miałaś nadzieję, że to Steve się zgodzi zatańczyć...

- Co? Nie! Nie... - wzburzyła się.

- Jasne, Peggy. A mi nie podoba się Vera. - odrzekł ironicznie, na co Carter uniosła wysoko brwi w zdziwieniu - Słuchaj, Steve za bardzo nie chce tańczyć, bo... wolałbym, żebyś mu nie mówiła, że ja ci powiedziałem, ale... weź go zapytaj czy umie tańczyć i zaproponuj od razu, że go poprowadzisz... czy coś... - mówił zakłopotany - Bo on nie to, że nie chciał, tylko... - westchnął.

- Nie umie? - podsunęła mu, nie kryjąc się już z nadzieją zatańczenia z blondynem.

Barnes pokiwał głową.

- Ale ja tego nie powiedziałem. - zastrzegł.

- Okej, okej... - zaśmiała się, wyraźnie spokojniejsza i pogodniejsza - Zrobię to dyskretnie.

- Nalegałbym. - powiedział - Bo on nie wiedzieć czemu się tego wstydzi. Kiedy to nic złego.

- Może ma swoje powody, by tak twierdzić. - odparła Carter.

- Musisz mu uświadomić, że to nie takie straszne. - uśmiechnął się znacząco.

- Spadaj. - prychnęła, po czym oboje się roześmiali.

꧁꧂

Veronica patrzyła na Barnes'a tańczącego z Peggy. Widziała, że o czymś rozmawiają, uśmiechając się co jakiś czas.

Zajebiście po prostu.

- Przepraszam was na chwilę, mój brat robi z siebie debila skacząc i machając tam do mnie... - Loki wskazał dłonią na znajdującego się dalej Odinson'a, po czym poklepał Verę po plecach - Trzymaj się. Ty też, kapitanie. - skinął głową, a następnie odszedł w stronę Thor'a.

Vera mruknęła coś pod nosem, po czym spuściła wzrok i zatopiła go w podłodze.

- Veronica? - odezwał się Steve.

Dziewczyna spojrzała na niego z delikatnym uśmiechem, starając się zatuszować swoje przygnębienie.

- Tak? - zapytała.

- Może nie powinienem się mieszać, ale Buck zrobił to, byś się nie stresowała w trakcie, kiedy on miał się spotkać z Sharon.

Dziewczyna momentalnie spochmurniała. Rogers miał wrażenie, jakby jej twarz wyrażała także złość.

- Chciał tak bardzo zapobiec jakimkolwiek twoim zmartwieniom, że nie przemyślał nawet opcji, w której mógł ci o tym po prostu powiedzieć. Naprawdę nie chciał, abyś o tym niepotrzebnie rozmyślała. On... - zerknął na tańczącego bruneta - Nie chcę mówić ci tego wszystkiego, bo to jego działka. Ale mówiąc ogólnikowo... wyznał mi, jak bardzo jesteś dla niego ważna. - utkwił spojrzenie w dziewczynie.

Veronica westchnęła głęboko.

- Nie chcę obmywać go z winy czy coś... w ogóle nie o to mi chodzi... - Steve podrapał się po głowie - Bardzo mu z tym źle. Z tym jak to się potoczyło. Mówił mi, że żałuje, że ci nie powiedział od razu. Nie może sobie tego wybaczyć. Ciężko mu z tym. I mówię ci to nie dlatego, aby wzbudzić twoje współczucie czy coś... tylko żebyś wiedziała, jak bardzo cię ceni.

- Trochę nie widać, żeby było mu ciężko. - odparła chłodno, patrząc na skoczne i lekkie ruchy bruneta.

- Peggy chciała zatańczyć. Buck mnie w porę wyręczył, bo... ja... - przygryzł wargę - Nie umiem tańczyć. - zacisnął usta, odbiegając wzrokiem - A nie chciałem jej odmawiać.

Veronica uniosła brwi w zdziwieniu. Nie wiedziała, dlaczego jest to taki wstydliwy temat dla blondyna. Jednak dzięki temu nieco inaczej spojrzała na James'a.

Oczywiście, że było mu ciężko. Wiedziała o tym. Oboje cierpieli i im obojgu było teraz źle. Z resztą Veronice wystarczyło, aby spojrzała na zarost bruneta lub jego mizerną twarz, którą za wszelką cenę maskował, żeby wiedzieć, że jest to dla niego ciężar. Mimo to, nie zważał na swoje samopoczucie, tylko uratował przyjaciela z opałów, starając się, aby dziewczyna, która podoba się Steve'owi, świetnie się bawiła.

Vera uświadomiła sobie, że Barnes naprawdę stawia w pierwszej kolejności osoby, na których mu zależy. Robi to ponad swoją strefę komfortu. Maximoff to widziała. Dostrzegła tę roześmianą twarz, zwinne ruchy i jednocześnie matowe oczy, wyrażające ból.

Na pewno nie przyszedł tu z własnych chęci.

- I dlatego tu przyszedł? - zapytała czarnowłosa, przyciągając uwagę Rogers'a - Na tę imprezę?

- Em... poniekąd. Powiedział, że nie chciał mnie tu zostawiać samego. Wiem, że nie znosi takich zabaw. - wyjaśniał - A mimo to przyszedł.

- To miłe. - przyznała cicho.

Blondyn na jej słowa uniósł lekko brwi w zaskoczeniu, jednak po chwili uśmiechnął się.

- Jego działanie w takich sytuacjach zawsze jest kierowane chęcią, aby ci, na których mu zależy zetknęli się z jak najmniejszą ilością negatywnych bodźców. Tak było zarówno w moim przypadku - skinął głową na tańczącą Peggy wraz z Bucky'm - jak i twoim. - spojrzał w oczy czarnowłosej - Choć pomimo tego, jak się to wszystko wtedy potoczyło... uwierz, on naprawdę nie chciał cię zranić.

Veronica wpatrywała się w Rogers'a nieodgadnionym wzrokiem.

Wiedziała.

Cholernie wiedziała, że Steve miał rację. Bucky nigdy nie miał złych intencji czy pobudek. A jeśli już miałby do tego powód wobec kogoś, nie zdecydowałby się na takie kroki. Odpuściłby.

Bo jego urodziwe wnętrze by na to nie pozwoliło. Jego nieskazitelne serce nie wyraziłoby na to zgody. Gdyż pomimo swoich niedoskonałości, jakie posiada przecież każdy człowiek, on skutecznie z nimi walczył czyniąc życie innych lepszym.

James nie był złym człowiekiem. Był, tak jak Veronica, przepełniony bólem.

Mimo to nie wylewał swych złości na otoczenie i osoby znajdujące się w nim. Tworzył ze swojego cierpienia sztukę rozprzestrzeniania dobra dbając o to, by nie być powodem czyichś łez.

I mimo, iż Vera ich doświadczyła, w głębi duszy wiedziała, że chciał dla niej jak najlepiej.

Jedyną kwestią, jaka pozostawała, było uświadomienie sobie tego. Uwierzenie w to.

Tylko dlaczego było to takie ciężkie?

- Wiem. - szepnęła pod nosem Vera, odpowiadając na wcześniejszą wypowiedź Steve'a.

Blondyn z kolei nie usłyszał dziewczyny przez zarówno głośną muzykę, jak i to, że wyszeptała te słowa.

Oboje przenieśli wzrok na zbliżającą się do nich dwójkę osób. Była to Peggy oraz Bucky. Chłopak uświadamiając sobie, iż zmierza nie tylko do swojego najlepszego przyjaciela, ale także do Very - spoważniał i wyprostował się.

Czarnowłosa jednak szybko odwróciła wzrok od bruneta, utkwiwszy go w błękitnej koszuli Rogers'a.

Choć o wiele lepszym widokiem, jej zdaniem, była ta czarna. Należąca do Bucky'ego...

- O, hej Vera. - przywitała się wesoło Peggy, na co Maximoff miło uśmiechnęła się - Steve, słuchaj. - zwróciła się do chłopaka - Teraz następna kolejka. Idziemy na parkiet. - powiedziała.

- Em... Peggy... - Rogers zaczął drapać się po karku.

- Tak, tak mam na imię. - przerwała mu, śmiejąc się - Umiesz tańczyć? Bo jeśli nie to właśnie dostajesz lekcję w gratisie. - chwyciła go za rękę i zaciągnęła na parkiet.

Bucky zdołał jedynie zobaczyć jak Steve odwrócił się w jego stronę i poruszał ustami mówiąc, jak przypuszczał: coś ty jej powiedział?

Brunet uśmiechnął się pod nosem, a po chwili mógł być już świadkiem, jak blondyn uczy się od Carter łatwych kroków tanecznych.

Zreflektował się szybko, że Veronica stoi obok niego, kiedy kątem oka dostrzegł, iż włożyła ręce w kieszenie spodni. Spojrzał na nią upragnionym wzrokiem. Nie ubrała się odświętnie czy imprezowo. Miała na sobie ciemne, przylegające spodnie. Górę jej ubioru stanowiła przyduża fioletowa bluza. Był to po prostu zwyczajny, codzienny outfit, jednak James widząc w nim Verę, miał wrażenie, że tak naprawdę żadna sukienka czy mocniejszy makijaż nie są jej potrzebne, by wyglądała oszałamiająco.

Zatopił w dziewczynie wzrok na dłużej, kiedy widział, że czarnowłosa patrzy na tłum tańczących uczniów, a nie na niego.

- Miło, że przyszłaś, Roni. - powiedział Barnes.

Maximoff nie zwróciła spojrzenia ku brunetowi, jedynie opuściła je nieco niżej. Westchnęła głęboko, przygryzając wargę.

Wzrok Bucky'ego automatycznie powędrował na usta czarnowłosej. Przypomniał mu się obiecany pocałunek, o którym bardzo często rozmawiał z Veronicą w ostatnim czasie, zanim nastała między nimi niezręczna sytuacja. Tak bardzo tęsknił za tymi cudownymi chwilami.

Z rozmyślań wyrwał go dopiero po dłuższym momencie wzrok Very skierowany w jego stronę. Dziewczyna dostrzegła, gdzie patrzy James, toteż na jej policzki wpłynęły drobne rumieńce. Barnes reflektując się, uniósł wzrok na tęczówki Maximoff. Nie uszło jednak jego uwadze to, iż dziewczyna się delikatnie zaczerwieniła.

- Początkowo miałam nie przychodzić. Loki mnie namówił. - wyjaśniła.

Barnes wychwycił inny ton głosu Very. Ostatnim razem, kiedy z nią rozmawiał, był chłodny jak jeszcze nigdy przedtem. Dzisiejszego wieczoru brzmiał inaczej. Łagodniej - ku jego uldze.

- Dobrze zrobił. - przyznał James, delikatnie unosząc kąciki ust.

- Sama nie wiem. - wzruszyła ramionami, odwracając wzrok w stronę tłumu.

Bucky przyglądał się jeszcze chwilę dziewczynie, po czym nie mogąc dłużej wytrzymać, zapytał:

- Chciałabyś ze mną zatańczyć?

Veronica zwróciła oczy ku brunetowi. Była zaskoczona, gdyż nie spodziewała się takiej propozycji z jego strony. Już miała odmówić, kiedy jednak nagły impuls uderzył jej do głowy.

- To znaczy... jeśli nie chcesz, to rozumiem. - kontynuował Barnes - Nie chcę, żeby to był dla ciebie przymus czy...

- Chciałabym. - przerwała mu.

James z bezwiednie otwartymi ustami, wpatrywał się w czarnowłosą zaskoczonym spojrzeniem. Jego brwi były lekko uniesione. Chwilowo go zamurowało pozytywną odpowiedzią Very na zadane jej pytanie. Momentalnie napłynęła do jego wnętrza radość i ulga.

- Tylko może przy spokojniejszej piosence. Żeby nie była... skoczna. - sprecyzowała.

- Tak. Tak, w porządku. - zgodził się Bucky - Właśnie o tym samym pomyślałem.

Veronica pierwotnie nie zamierzała wdawać się w dalszą rozmowę. Jednak była pewna rzecz, która zaczęła zaprzątać jej głowę. Postanowiła o nią zapytać, mimo, iż doskonale wiedziała, co brunet jej odpowie.

- Dlaczego? - wpatrywała się w James'a.

- Bo widzę, że jesteś wymęczona. Oczy mówią wszystko. - odparł, utrzymując intensywny kontakt wzrokowy z Verą.

Oboje delikatnie uśmiechnęli się do siebie.

W pewnym momencie usłyszeli wolniejszy kawałek. Barnes wystawił dłoń. Dziewczyna chwilowo na nią patrzyła, a następnie chwyciła ją delikatnie. Oboje skierowali się w stronę parkietu.

꧁꧂

- Na nasze szczęście wolniejszy numer. - powiedziała Peggy do świetnie bawiącego się z nią Rogers'a.

Nagle Carter dostrzegła, jak Bucky i Veronica pojawili się razem wśród tańczących uczniów.

- Steve? Między James'em, a Verą jest coś na rzeczy, prawda? - zapytała.

Blondyn posłał jej pytające spojrzenie.

- Muszę wiedzieć, szybko. To ważne. - ponaglała go.

Rogers początkowo wahał się czy powiedzieć o tym brunetce. Jednak ostatecznie uznał, że i tak to rozgryzła. Chciał już tylko potwierdzić jej przypuszczenia.

- Tak, masz rację. - przyznał - Ale ostatnio jest trochę...

- Cudownie. - nie potrzebowała dalszych wyjaśnień.

Dziewczyna, ku zdziwieniu Steve'a, ruszyła w stronę uczniów zajmujących się puszczaniem imprezowych kawałków. Mimo ich niechęci co do zgody na pomysł dziewczyny, Peggy wzięła sprawy w swoje ręce, przejmując stery i wyłączając aktualnie grany utwór.

Wszyscy uczniowie zdziwili się tą małą przerwą bez muzyki. Jednak już po chwili ich uszy wypełnił znany im utwór.

꧁꧂

Bucky będąc wśród tańczących uczniów i wciąż trzymając dłoń Very, wystawił drugą rękę, by objąć ją w talii. Zastopował jednak, kiedy razem z Maximoff zorientowali się, iż muzyka przestała grać.

Nagle do ich uszu dobiegła znajoma piosenka. Niosła ze sobą wiele emocji i miłych wspomnieć.

There goes my heart beating
And you are the reason...

James spojrzał w oczy Very, a ta w jego. Oboje poczuli, jak ich serce bije nieco mocniej.

Brunet objął Maximoff w talii i poczęli tańczyć. Ich ruchy były niezwykle subtelne. Dłoń Very spoczęła na karku Barnes'a, czując pod palcami ciepło jego ciała.

James skrzyżował spojrzenie z Peggy, kiwając jej delikatnie głową w podzięce za wybór utworu. Brunetka w zamian uśmiechnęła się, powracając do Steve'a.

Napłynęły do nich wspomnienia z tamtej pamiętnej randki w klubie, kiedy to brunet zdecydował się zadedykować fragment właśnie granej piosenki Veronice. Nie dla zakładu czy udowodnienia jej, że to zrobi.

Z potrzeby serca, z czystego pragnienia podarowania tego dziewczynie.

Gdyż żywił do niej uczucie, jakim nie obdarował jeszcze nikogo innego.

James zaryzykował i przyciągnął Veronicę bliżej siebie. Ku własnej uldze, czarnowłosa nie protestowała. Co więcej, poczuła, jak przechodzą przez jej plecy tak znajome i dawno już nie odczuwane przyjemne ciarki. Do jej nosa doleciał czarujący zapach bruneta, a sama jego bliskość i ciepło bijące od jego ciała sprawiały, że wszystkie chwile, w których Maximoff przy konfrontacji z Bucky'm odchodziła od zmysłów powróciły, przypominając jej smak szczęścia i ekscytacji.

Odruchowo - jednak miała świadomość swoich ruchów - dłonią, którą ułożyła na karku Barnes'a, powędrowała wyżej, wplatając palce w jego włosy.

Poczuła, jak James wciąga więcej powietrza do płuc, gdyż jego klatka piersiowa znacznie się uniosła. Uśmiechnęła się na myśl, że wywołała w nim tę reakcję. Po chwili sama odczuła na swojej skórze, że Bucky nie pozostał wobec niej dłużny. Przejechał dłonią wzdłuż pleców Maximoff powodując, że czarnowłosa zatapiała się pod wpływem jego subtelnego dotyku.

Ruszając się powoli w rytm piosenki, oboje spojrzeli sobie prosto w oczy, jakby jednocześnie poczuli impuls i pragnienie, by zatopić się we własnych tęczówkach. Po ostatnich dniach matowych spojrzeń, zarówno Bucky, jak i Veronica dostrzegli w swoich oczach ten charakterystyczny błysk, towarzyszący im za każdym razem, kiedy wchodzili we wzajemne bliższe i głębsze interakcje.

Barnes w pewnym momencie przybliżył się do Very, a następnie muskając nosem skroń czarnowłosej, zatopił twarz w jej włosach, roztapiając się pod wpływem ich delikatnego, charakterystycznego dla dziewczyny zapachu.

Veronica początkowo trzymała głowę przy tej Barnes'a, czując przyjemnie drażniący ją zarost chłopaka. Po chwili jednak ułożyła się wygodniej w zagłębieniu jego szyi. James cicho mruknął, co Vera odczuła poprzez zawibrowanie jego strun głosowych.

Oboje czuli się błogo.

Oboje zatapiali się w swoich objęciach.

Bycie w ramionach Bucky'ego, w jego szczelnym uścisku sprawiło, że Veronica poczuła się znów tak, jak dawniej.

To samo mógł powiedzieć James, kiedy osobą znajdującą się blisko niego, w jego objęciach...

Była właśnie Roni.

꧁꧂

Mam nadzieję, że Wam się spodobało. Rozdział sam w sobie osiągnął prawie 4000 słów. Ale, że tak powiem, krócej się nie dało. 🙃😁
Przesyłam buziaki i dużo czułości 🖤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro