47꧂ Stołówka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nie wierzę, że wróciliśmy do tej budy, w sensie... - mówił Stark - To nasze wolne, to tak jak z alkoholem. Niby wiesz, że kiedyś się w końcu skończy. Ale to i tak jest ostatecznie dość niezłe zaskoczenie.

Przyjaciele siedzieli razem na stołówce pierwszego dnia po świątecznej przerwie i Nowym Roku. Nie emanowali energią i optymizmem, wręcz przeciwnie - byli zmęczeni i całkowicie nie nastawieni na powrót do szkoły. Po ich głowach już krążyły myśli dotyczące ferii.

- Racja, za szybko to wszystko minęło. - odparł Clint, jedzący kanapkę - Mogliby conajmniej trzy razy wydłużyć to wolne.

- Właśnie, kiedy niby mieliśmy zrobić aż dwadzieścia zadań z matematyki? - oburzył się Scott, który już dawno zjadł swój dzisiejszy posiłek - W święta? Przy wigilijnym stole? Słuchaj, babciu, tuż obok słomy pod obrusem położę książkę od matmy, dobrze? - zironizował.

- To była jakaś praca domowa? - zdziwił się Barton, zaprzestając chwilowo przeżuwać jedzenie.

- Chłopaki, spójrzmy prawdzie w oczy. - wtrąciła Romanoff, ignorując niedawne pytanie - Gdybyśmy dostali nawet trzy miesiące wolnego, to i tak wzięlibyśmy się za tę matmę w ostatniej chwili, a co niektórzy i tak by tej pracy domowej nawet nie tknęli. Nie oszukujmy się. - prychnęła rozbawiona.

- Gdyby to była wódka - Tony uniósł butelkę wody - to bym ci polał, Nat. Dobrze prawisz.

- I tak, mimo wszystko, facetka nie powinna zadawać nam aż dwudziestu zadań na to wolne. - stwierdził Loki ze skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej - Czy najzwyczajniej w świecie nie moglibyśmy po prostu odpocząć?

- Właściwie, to uczniowie nie powinni mieć chyba zadawanej pracy domowej na święta, co nie? - zastanawiał się Bruce.

- Oh! Podoba mi się to, co mówisz. - ożywił się Sam, po czym skierował wzrok na Steve'a - Kapitanie, jako przewodniczący szkoły chyba najlepiej znasz prawa ucznia. Co ty na to?

- No, ogólnie rzecz ujmując... - westchnął Rogers, prostując się nieco - To tak. Uczniowie mają prawo do odpoczynku w czasie, między innymi, przerw świątecznych.

- Zaraz, zaraz... Między innymi? - Tony uniósł brwi w niedowierzaniu - To mamy tego więcej?

- Tak, chociażby ferie, przerwy lekcyjne... - mówił blondyn.

- Chwila, moment. - odezwał się Bucky, wyraźnie zaintrygowany - Czyli mam rozumieć, że tekst takiej baby od matmy w stylu przerwa jest dla nauczyciela jest gówno wart?

- Buck... - upomniał go Steve.

- Gość ma rację. - Stark wskazał palcem na James'a - Tobie też bym polał, gdyby to była wódka. - uniósł delikatnie butelkę wody, a następnie upił kilka jej łyków.

- Dobra, to może byśmy się zmówili całą klasą i zabłysnęli wiedzą o prawach ucznia? - spytał Pietro.

- Nawet nie znam imion reszty ludzi z klasy... - mruknął rozbawiony Loki, drapiąc się po czole.

- Tak, a wtedy odbije się to na nas podwójnie za pyskowanie - Vera, odpowiadając bratu, zrobiła cudzysłów uniesioną ręką, a dłonią w gipsie zaledwie poruszała - Po czym dostalibyśmy wykład o obowiązkach ucznia. - wywróciła oczami.

- Powiedzielibyśmy, że tak, wiemy, mamy też swoje obowiązki. - pokiwał głową Thor.

- Których nie wykonujemy, chociażby oddanie pracy domowej na czas lub usprawiedliwienie nieobecności w szkole. - dodała Veronica.

- Oh, racja. - Odinson zacisnął usta, tracąc swój zapał.

- Praca domowa w takiej ilości? Proszę cię. - zaśmiał się Barton - Kto wyrobiłby się z dwudziestoma zadaniami w tak krótkim czasie pomiędzy odpoczynkiem, do którego mamy prawo - zaakcentował ostatnie słowa - a przygotowaniami świątecznymi i sylwestrem? Jeśli jest ktoś, kto zrobił te zadania, niech pierwszy rzuci kamieniem.

- Właściwie... - wtrącił Vision - Nie zamierzam rzucać w was kamieniami, ale zrobiłem te zadania, więc jeśli ktoś z was chciałby, abym wyjaśnił pewne rzeczy lub pomógł w zrobieniu pracy domowej, to dajcie znać.

- Spisać. Po prostu spisać, Vis. - powiedział Clint, chwilowo się uśmiechając.

- Przestańcie, Vis się nad tym napracował. - powiedziała Wanda - Odrobiny szacunku do jego czasu i pracy, które nad tym poświęcił.

- Nie no, odwdzięczę się, Vision. - poprawił się Clint - Ale daj spisać.

- Żałosne. - prychnął Loki.

- A Pan Żałosny odrobił pracę domową? - Barton zwrócił się do Laufeyson'a z grymasem na twarzy.

- Nie i powiem jej wprost, że nie miałem czasu. - wzruszył ramionami - Nie będę jej pokazywał, że dwadzieścia zadań na święta to nic takiego.

- Zawsze możesz spisać. - zauważył Clint.

- I pokazać jej, że jednak praca domowa jest zrobiona i że jednak miałem na to czas? Nie, dzięki. - uciął Loki.

- To jedynka wleci do rubryczki. - wtrącił kąśliwie Wilson.

- Może nawet zadzwonić do matki. Niech ją spyta przy okazji co będzie na obiad, bo wyjątkowo nie mogę dziś tego przełknąć. - patrzył na swoją kanapkę, którą wziął przy nakładaniu sobie jedzenia na tacę - Oni je w ściekach łowią czy o co chodzi? - zmarszczył brwi, biorąc do ręki nadgryziony posiłek i oglądając go ze wszystkich stron.

- To mogę ją zjeść za ciebie? - spytał Thor półgłosem.

Loki popatrzył pobłażliwie i jednocześnie z obrzydzeniem na brata.

- Bierz i zejdź mi z oczu. - mruknął Laufeyson, a ucieszony blondyn chwycił kanapkę i począł ja spożywać.

- Słuchajcie, tak się zastanawiam... - zaczęła Vera, rozglądając się po stołówce - Gdzie jest Peggy?

- Szczerze? - odparł rozbawiony Clint - Byłem święcie przekonany, że usłyszę to od Steve'a, ale zaskoczyłaś mnie. - mówił do Maximoff.

- Mówiąc prawdę, też chciałem o to zapytać. - przyznał rozbawiony i nieco zawstydzony Rogers - Ktoś wie gdzie ona jest?

- Może kanapka jej zaszkodziła. - Loki wzruszył ramionami.

- Czekajcie, chyba widzę Peggy, ale... - powiedziała Wanda, wpatrując się w oddalony punkt - Idzie do nas w towarzystwie. - uniosła brew.

- Jakim towarzystwie? - zainteresował się Steve, myśląc od razu o konkurencji.

- No, jest tam jeszcze dwójka jakichś chłopaków i Pepper. - odparła.

Tony spojrzał chwilowo na rudowłosą, a następnie zacisnął usta.

- Jak bardzo pobłażliwie wyglądają te fagasy? - zapytał Stark.

- Co? - Wanda, marszcząc brwi, spojrzała w niezrozumieniu na bruneta.

- Co? - zapytał lekko zdezorientowany Tony.

Przyjaciele spojrzeli po sobie zdziwieni i zaskoczeni reakcją Stark'a.

- Ej, Wilson, zastanów się porządnie nad tą jemiołą. - uśmiechnął się złośliwie Bucky.

- W dupę sobie wsadź tę jemiołę, Barnes. - żachnął Tony, nie patrząc nawet na przyjaciela.

- Proszę cię... - powiedział zrezygnowany Steve.

- To nie było przecież przekleństwo, Rogers. - zezłościł się - Poza tym jak możesz być taki spokojny o Peggy?

- Peggy nie jest moją dziewczyną. - zaprzeczył Steve.

- Jeszcze. - wtrąciła Romanoff.

- Mimo wszystko jesteś oazą spokoju. - kontynuował Stark.

- No dobra, ale czemu ty jesteś nerwowy w takim razie? - drążył Clint, świetnie bawiąc się w aktualnej sytuacji.

- Wybacz, Rogers, za wiązkę przekleństw i rzucanie mięsem w najbliższym czasie - mówił Tony, wyraźnie wyprowadzony z równowagi - ale jakoś brakło mi cierpliwości do czegokolwiek i kogokolwiek, i mam wrażenie, że strzeli mnie zaraz jasny...

- Hej! Tony! To my, cześć. - ni stąd, ni zowąd, przy stole pojawił się Peter i Ned - Pamiętacie nas, nie? Przyszliśmy pogadać.

Stark wziął kilka głębokich wdechów, a następnie starając się ostudzić swoje zirytowanie, zwrócił się do pierwszaków:

- Nie, zdążyłem was już zapomnieć. - odparł sarkastycznie Tony - Może ktoś rzucił jakieś zaklęcie? Nasz szkolny pielęgniarz? Kim jesteście?

- Siadajcie, chłopaki. - zachęciła ich Wanda, co spotkało się z niezadowolonym mruknięciem Bucky'ego i Sam'a.

- Coś się stało? - zapytała Vera patrząca na siedzącego już Parker'a i Leeds'a - Wyglądacie na nerwowych.

- Em, nie. To znaczy, tak. To znaczy... może inaczej. - jąkał się Peter - Jest taki gość, Flash Thompson, który robi sobie z nas jaja, takie totalne, i nie wierzy nam, że byliśmy u was na sylwestrze. To znaczy u ciebie, Tony. - poprawił się - I poniekąd nas podpuścił, żebyśmy tu do was przyszli i udowodnili, że nie ściemniamy, więc... jeśli to nie problem... czy mógłbyś nas jakoś... wesprzeć? - podrapał się nerwowo po głowie z niewinnym uśmiechem.

- Jasne, pokaż mi tego debila. - odezwał się Stark, już na zaś szukając go wzrokiem.

- Tam siedzi. Razem z resztą jego kumpli. - Ned wskazał palcem na oddalone miejsce, ukazujące grupkę chłopaków obserwujących uważnie ich stolik.

- Chodź tu, młody. - powiedział Tony, zwracając się do Peter'a.

- Ja? - zdziwił się pierwszak.

- Nie, Flesh czy jak mu tam. - zironizował.

- Ah, już idę. - zreflektował się Parker, po czym znalazł się tuż obok Stark'a.

Tony wstał z krzesełka, objął przyjacielsko Peter'a, a następnie wystawił dwa palce na znak pokoju skierowane do oddalonej grupki nękających ich chłopaków.

Loki natomiast dołączył do Stark'a, jednak w odpowiedzi na zaczepkę Thompson'a, wstał i wystawił środkowy palec, patrząc na nich znużonym wzrokiem.

Szczególnie mina Flash'a zrzedła, toteż po kilku sekundach napawania się widokiem zniesmaczonych chłopaków, cała stojąca trójka usiadła na zajmowanych dotychczas miejscach.

- Matko, Tony, dziękuję, ja... - mówił z niedowierzaniem Peter - Nie mam pojęcia co powiedzieć.

- To był odlot. - wydukał Ned.

- Tak! To był odlot! - zgodził się podekscytowany Parker.

- Totalny odlot. - dodał Leeds.

- Totalny! - powtórzył pierwszak.

- Dobra, już. - zniecierpliwił się Sam.

- Żebyście się nie posrali. - dodał Barnes.

- Buck, co ci odbija? - zdenerwował się Steve, jednak James w odpowiedzi wywrócił oczami.

Veronica patrzyła na niego rozbawiona całą tą sytuacją.

- Hejka! - przywitała się Peggy wraz z Pepper, które nagle pojawiły się przy stoliku przyjaciół.

- Do kogo was wywiało, żebyśmy musieli tyle czekać? - zapytał z udawaną obojętnością Stark.

- Zaczepili nas moi koledzy. Nie wiedziałam, że chodzą tu do szkoły. - odparła Potts.

- Okej, wszystko fajnie. - wtrącił Clint, przecierając twarz dłonią - Ale czy tylko mnie zastanawia co robi tutaj Pepper? Nie, żeby coś. - wystawił dłonie w geście obronnym, patrząc na rudowłosą znajomą - Ale nie chodzisz przypadkiem do jakiejś innej szkoły?

- Już nie. - odparła - Przepisałam się do was. - oznajmiła z uśmiechem.

Niektórzy unieśli brwi w zaskoczeniu, u innych z kolei widniał uśmiech na ustach - w tym u Tony'ego.

- To się rozumie. - powiedział zadowolony Stark - Witamy w naszych skromnych progach. Usiądź z nami. - zachęcił.

- Może to dzięki tobie Tony trochę zluzuje i będzie dla nas milszy. - zaśmiała się Natasha zwracając do usadawiającej się Pepper przy ich stoliku.

- Nat, to było zabawne. - odezwał się ironicznie Stark - Naprawdę, prawie posikałem się w majtki.

Niektórzy ze zgromadzonych, w tym Vera zaśmiali się pod nosem.

Czarnowłosa mimowolnie przeniosła wzrok na Bucky'ego, który, jak sobie po chwili uświadomiła, wpatrywał się w nią nie wiadomo już jak długo.

Czuła, jak jej policzki się czerwienią, toteż przygryzła wargę z onieśmielenia.

Patrzyli na siebie nie odrywając wzroku. Ich spojrzenie stawało się coraz bardziej intensywne, sprawiając, że zaczęli się zastanawiać się czy uda im się jeszcze na tej przerwie znaleźć jakiś niewidoczny kąt, by móc tam połączyć swe usta w pocałunku.

Veronica nie wiedziała czemu, ale naszła ją myśl, aby skontrolować otoczenie.

Intuicja jej nie myliła.

Jej spojrzenie skrzyżowało się z Wilson'em, u którego na ustach czaił się mały, wredny uśmieszek.

Sam poruszał kilkakrotnie brwiami, jednak Maximoff za wszelką cenę starała się wyglądać naturalnie. Udawała lekko zdziwioną, aby Wilson całkowicie ich nie rozgryzł.

- Co nowego? - zapytał prowokacyjnie Sam, patrząc nieustannie na Verę.

- Dobrze, że nie pytasz co starego, bo odpowiedziałabym, że nie pamiętam. - próbowała wybrnąć z sytuacji, co częściowo jej się udało, gdyż reszta osób zachichotała pod nosem.

- Właśnie, Vera, jak tam ręka i żebra? - zapytał nagle Loki, wyczuwając podstęp ze strony Wilson'a.

Veronica uśmiechnęła się w duchu na myśl, że może na nim całkowicie polegać.

- Żebra dużo, dużo lepiej. - odparła - A ręka... no, potrzebuje więcej czasu, ale akurat nie mam problemu ze zarastaniem kości, więc myślę, że wszystko się ułoży. - uśmiechnęła się, obdarzając miłym spojrzeniem każdego z zebranych.

- Bardzo mnie to cieszy. - powiedział szczerze Steve.

- Nas wszystkich. - dodała Peggy.

Nagle rozbrzmiał dzwonek na lekcję. Uczniowie niechętnie wstali od stolików i ruszyli na zajęcia.

꧁꧂

- Było coś z chemii? - zapytał Clint, zmierzając wraz z grupą przyjaciół do sali.

- Chyba nie. Odpuścił nam. - powiedziała Wanda.

- Jedyny normalny. - mruknął Loki.

Uczniowie weszli do klasy, po czym ich wzrok utkwił początkowo w ławkach.

- Opłacało się to wasze czyszczenie. - przyznał Tony, mając na myśli Verę, Bucky'ego i Sam'a, których dyrektor swego czasu posłał na czyszczenie właśnie tej sali, w której się obecnie znajdowali.

- Warstwa kurzu zniknęła i zobaczcie, wyglądem jak zupełnie inne płytki. - Natasha pokiwała głową z uznaniem.

- Ale zaraz... - powiedział Bruce, rozglądając się po sali - To nie tak, że ławki są wyczyszczone. One są po prostu nowe. Tu był remont.

- Co? - mruknęli jednocześnie Vera, Bucky i Sam.

- Bruce ma rację. No przypatrzcie się tylko. - mówił Vision.

Ściany w klasie zostały pomalowane na fioletowo, a na jednej z nich widniała grafika probówek z kolorowymi roztworami oraz inne narzędzia przydatne do doświadczeń i eksperymentów. Wstawione zostały całkowicie nowe krzesła oraz ławki wyłożone kafelkami odpornymi na zabrudzenia i kontakt z substancjami chemicznymi.

- To po chuja my to wszystko szczotkowaliśmy? - ręce Sam'a opadły ze zrezygnowania i rozdrażnienia - Żeby ostatecznie nie miało to żadnego sensu?

- Ciekawi mnie, od jak dawna planowali zrobić tu remont. Bo jeśli od bardzo dawna, to dołączam się do twoich pretensji, Wilson. - oznajmił Bucky.

- No ale przyznajcie, że jest ładnie. - mówiła Peggy.

- Ładnie. - prychnął ironicznie Sam.

- Dobra, chodźmy do ławek. - zachęciła wesoło Wanda, po czym wszyscy przyjaciele zajęli swoje dawne miejsca.

꧁꧂

Lekcja chemii niektórym minęła naprawdę szybko, innym z kolei - mozolnie się dłużyła. W każdym razie dobiegła ona końca, a uczniowie ponownie mogli zaznać nieco wytchnienia i odpoczynku na przerwie.

Bucky podszedł do Very, przyglądając jej się uważnie.

- Nadal udajemy? - dopytywał.

- No, tak. - zaśmiała się - Czemu pytasz?

Nastała chwilowa cisza. Barnes oblizał wargi, a następnie zabrał głos:

- Bo bardzo ciężko jest mi się hamować. - patrzył w tej chwili na usta Maximoff.

Veronica uśmiechnęła się pod nosem i opuściła na krótki moment wzrok. Czuła się przy nim onieśmielona.

Na powrót spojrzała w oczy bruneta, przygryzając wargę.

- Musisz jeszcze wytrzymać. - odrzekła prowokacyjnie.

- Zobaczymy kto tu będzie kogo szantażował i torturował, jak się już się spotkamy na osobności, Roni. - jego słowa i ton głosu brzmiały jak obietnica.

Vera poczuła dreszcze idące wzdłuż jej kręgosłupa.

Zdawała sobie sprawę, że James jest konsekwentny. Nie odpuści jej tego. Właśnie w tamtej chwili podpisała na siebie wyrok. Ale czy żałowała?

Oczywiście, że nie.

- Witam, moje gołąbeczki. - do dwójki zakochanych podszedł Wilson.

- Hej. - przywitała się Vera, miło uśmiechając.

- Słuchajcie, nie chcę wyjść na kogoś naprawdę wścibskiego - zaczął Sam- ale powiedzcie mi, tylko tak szczerze, jesteście razem?

- Nie, my nie... - zaśmiała się Veronica, zerkając na Bucky'ego, który również w tej chwili się śmiał.

- Nie jesteśmy razem. - Barnes dokończył za dziewczynę.

- Oh, serio? - dopytywał Sam - Bo wiecie co... - mówił, jakby próbował ułożyć sobie w głowie jakiś plan - Pamiętasz może ten prezent, który ci podarowałem? Masz go gdzieś?

- Tak, tak, mam to gdzieś. Muszę to w końcu odkopać, bo to jest niepojęte, aby do tej pory nie mieć rozpakowany prezentów ze świąt. - zaśmiała się nerwowo.

- Ale pierdolety. - sarknął nagle Wilson, przyciągając tym całą uwagę na siebie - W tym pudełeczku była jemioła. - uważnie obserwował reakcję Very.

- Oh... - Veronica udawała zdziwioną - To bardzo miłe, dziękuję ci...

- Nie w tym rzecz. - uciął - Była w niej kamerka. - dodał.

W tym momencie zarówno Vera, jak i Bucky poczuli, jak ich serce po prostu staje w miejscu.

Ogarnęła ich tak potworna złość, że naprawdę nie wiele brakowało, by stracili nad sobą jakakolwiek kontrolę.

Cóż, James jakoś dawał radę. Jeśli chodzi z kolei o Verę...

- Co ty, kurwa, powiedziałeś? - syknęła niskim głosem.

Wilson zdawał się być rozbawiony.

- Tak, umieściłem tam kamerę. - powtórzył bojowo - Kłamczuchy. - na jego ustach pojawił się wredny uśmieszek.

- Czy ty masz w sobie chociaż krztę moralności?! Ja nie mówię o ich ogromnych pokładach! - wymachnęła ręką - Chociaż krztę!

- Wyzuluj. - zaśmiał się Sam.

- Nie mów mi, kurwa, żebym się miała wyluzować! To działa w bardzo odwrotną stronę, dla twojej wiadomości! - warknęła.

- Prawda została ujawniona, więc po co dalej te nerwy? - Sam rozłożył ręce.

- Po gówno! - odpyskowała niemalże od razu - Mam zamiar wpierdolić ci tym gipsem i nie dbam o to czy doprawię sobie moją już złamaną rękę! - uniosła lekko ramię lewej kończyny.

- Roni odzyskała też całą pamięć, Wilson. - oznajmił nagle Bucky.

Veronica spojrzała na bruneta w zdziwieniu, z kolei na twarzy Sam'a początkowo wymalowało się zaskoczenie, które po krótkiej chwili starał się zamaskować.

- Tak, tak. Wiem. - powiedział Wilson.

Barnes prychnął pod nosem.

- Pierdol, pierdol, Sam. - zaśmiał się Bucky, po czym zwrócił się do Very - Nie było tam żadnej kamery, podpuścił nas. - wyjaśnił.

- Co? - oponował Wilson - Ja...

- Łże jak pies, Roni. Nie ma się czym martwić. - przerwał mu James.

- Ma szczęście. - powiedziała oschle.

- Ale zaraz... - ponowił Sam - Skoro się tak wściekacie, to znaczy że między wami rzeczywiście coś...

- To jest już sprawa, w którą nie musisz wtykać swojego wścibskiego nosa. - Bucky ponownie mu przerwał, a następnie objął Maximoff.

- Ale jesteście razem? - dopytywał.

Vera i James spojrzeli najpierw na siebie, po czym utkwili swój wzrok w Sam'ie. Kiwnęli głową, co było odpowiedzią na zadane im pytanie.

- Tak! Tak! Ha! W końcu! - ucieszył się, a jego dłonie zacisnęły się w pięść.

Zarówno Bucky, jak i Veronica byli dość mocno zdziwieni reakcją przyjaciela. Nie spodziewali się, że będzie on aż tak wyczekiwał ich związku.

Ostatecznie jego radość sprawiła, że nerwy na niego, spowodowane jego głupim wybrykiem, osłabiły się.

- Jesteś okropny. I to, co robisz, też. - oznajmiła Vera, wciąż patrząc na ucieszonego Wilson'a.

- Ale jest to także skuteczne! - dodał Sam - Słuchajcie, czyli ogólnie skorzystaliście z jemioły, tak? - poruszał brwiami.

- Odwal się. - powiedział znużony Bucky.

- Ale nie uśliniliście się, co? - drążył dalej.

- Spierdalaj. - warknęła Vera, podchodząc gwałtownie do Wilson'a, jednak chłopak odskoczył na bok, a ona sama została zatrzymana przez dłoń James'a na swoim ramieniu.

Sam w końcu odpuścił i poszedł w innym kierunku, z kolei James chwycił obiema rękami ramiona Maximoff i odwrócił ją w swoją stronę.

- Nie złość się już. - powiedział łagodnie.

- Nie mów mi, że ty jesteś spokojny. - przechyliła głowę na bok, świdrując bruneta wzrokiem.

- Nie jestem, rzadko kiedy jestem. - prychnął.

- Oh, no jasne. - pokiwała głową - Dobrze wszystko maskujesz. Słuchaj, uważam, że w innym życiu mógłbyś być jakimś tajnym agentem lub szpiegiem z metalową łapą. I myślę, że byłbyś niczym jakich nieuchwytny duch i siałbyś niezły postrach wśród ludzi.

Barnes zaśmiał się na słowa czarnowłosej.

- Tak, wiem, jestem niemożliwa. - powiedziała za niego.

- Jak ty mnie znasz. - uśmiechnął się czule.

- Co ty na to, żeby powiedzieć jednak o nas reszcie? - zapytała po chwili Veronica - Chyba zasługują na to, by wiedzieć. Skoro już Wilson wie... - wywróciła oczami - To kiepsko, żeby oni nie wiedzieli.

- Jeśli tego chcesz. - pokiwał głową.

- A ty? Co ty na to? - zmarszczyła brwi - Oboje musimy tego chcieć.

- Myślę, że to dobry pomysł, Roni. Dobrze będzie im powiedzieć. - zgodził się.

- Więc chodźmy.

꧁꧂

- Okej jest coś, co musimy wam powiedzieć. - zaczęła Vera, która zwołała przyjaciół w miejsce na uboczu korytarza.

- Słuchamy zatem. - Stark skrzyżował ręce na klatce piersiowej.

- Jesteśmy razem. - powiedział Bucky, po czym objął czule Verę.

Oboje spodziewali się zaskoczonej reakcji, słów niedowierzania, jednak nic takiego nie nastąpiło.

- Oh, no w końcu, Buck. - powiedział zadowolony Steve z pełnym spokojem.

- Szczerze? Domyśliłam się. - przyznała Natasha wzruszając ramionami.

- Tak, ja też. - dodała Peggy - I sporo właśnie o tym rozmawialiśmy, kiedy nam w końcu powiecie.

- Zaraz, co? - zdziwiła się Veronica.

- Proszę was... - zaśmiał się Clint - Czy zwykli znajomi chodzą razem spać na imprezie? - uniósł brew.

Vera przygryzła wargę, czując jak jej policzki się czerwienią. Z kolei Barnes podrapał się nerwowo po karku, a na jego twarzy pojawił się uśmiech, bardziej przypominający grymas.

- No i poza tym to moja pamięć całkowicie wróciła. - dodała obojętnie Maximoff.

- O matko! Mówisz poważnie? - uradował się Bruce.

- Rany, to cudowna wiadomość! - Natasha prawie krzyknęła.

- Czy to są jakieś żarty? - znużona Vera spojrzała na Bucky'ego.

- Skarbie, myślę, że powrót twojego zdrowia to idealny powód do radości. Zależy mam na tobie. Nam wszystkim. - uśmiechnął się James.

Maximoff westchnęła, jednak pełna wdzięczności, odwzajemniła uśmiech.

꧁꧂

Witam w piątkowy dzień ❤️
Jest sprawa, mianowicie - raz, że zbliża mi się sesja i mam trochę więcej na głowie; dwa, że ostatnio brakuje mi weny na pisanie rozdziałów.
Tak więc wprowadzę małe zmiany w ich publikacji, ale wszystkiego się dowiecie niebawem na moim profilu.
Trzymajcie się ciepło 😙💕

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro