51꧂ Narty

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzień był dość mroźny, jednak mocno słoneczny. Wschód słońca, dwie godziny temu, odznaczał się jaskrawymi promieniami, oświetlającymi pomieszczenia w hotelu, w których wszyscy nocowali. Teraz jednak, o godzinie dziewiątej, nastolatkowie wraz z opiekunami byli w drodze autokarami do ośrodka narciarskiego.

Ubrani w ciepłą narciarską odzież i obuwie, jechali zniecierpliwieni oraz podekscytowani dzisiejszym dniem.

Kiedy byli już na miejscu, odebrali swoje karnety narciarskie, na których nadrukowane zostało logo sponsora wycieczki uczniów - Stark Industries.

- Matko! To jest taki czad! - ekscytował się Peter.

- Chociażby rok temu nie pomyślałbym nawet, że może mnie czekać tak niesamowita wycieczka, którą zasponsorują nam rodzice Stark'a. - mówił Ned, chwytając się za głowę.

- Mogę ich zabić? - mruknął Bucky, zerkając na Veronicę.

Dziewczyna zaśmiała się pod nosem. Następnie zlustrowała bruneta ubranego w czarny kombinezon, przeczesującego swoje włosy. Zacisnął chwilowo szczękę, przez co kości jego żuchwy uwidoczniły się dużo mocniej. Musiała przyznać, że wyglądał naprawdę dobrze w narciarskim wydaniu.

Aktualizacja: wyglądał dobrze w jakimkolwiek wydaniu.

- Zastanowię się. - odparła.

- Hej! Myślałem, że między nami nie ma zgrzytu! - zdziwił się Parker.

- Bo nie ma. - wyjaśniła - Ale aż mnie serce kłuje kiedy nie mogę dać dziecku upragnionej zabawki. - spojrzała rozbawiona na Barnes'a.

Chłopak zmrużył oczy, po czym ze skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej zacisnął usta, wpatrując się w Verę intensywnym wzrokiem.

Maximoff mimowolnie przygryzła wargę. Bucky wyglądał w tej chwili tak bardzo surowo, że poczuła, jak robi jej się gorąco.

- Ale i tak nie możesz dać mi tej zabawki, prawda? - zapytał Barnes, podchodząc do Very, co całkowicie wybiło ją z rytmu.

Stała, wpatrując się w bruneta i totalnie nie rozumiejąc o co mu chodzi.

James podchodził do dziewczyny, aż nie znalazł się tuż przed nią. Dłoń ułożył sobie na policzku Very, a następnie skierował swojego kciuka na jej usta. Pogładził nim wargi czarnowłosej, lekko uchylając tą dolną.

Veronica czuła na swoich plecach dreszcze, które obezwładniły ją całkowicie, odbierając jakąkolwiek możliwość ruszenia się czy wypowiedzenia chociażby jednego słowa.

Bucky schylił się do twarzy dziewczyny, owiewając ją swoim słodkim oddechem.

- Oczywiście, że nie możesz. - odpowiedział sam sobie, patrząc prowokująco na Verę - A ja zapamiętam sobie ten tekścik na przyszłość, gdy też będziesz pragnąć jakiejś zabawki, Roni. - zbliżył się do uchylonych warg dziewczyny, po czym widząc, jak Veronica także przybliża się do jego ust, w ostatniej chwili uniósł głowę nieco wyżej, by cmoknąć ją w nos.

Odsunął się nieznacznie i patrząc z ironicznym uśmieszkiem na Maximoff, dodał szeptem:

- A to taki mały przedsmak. - puścił jej oczko, po czym wyprostował się i odszedł w innym kierunku.

Vera stała osłupiała, próbując złapać kontakt z rzeczywistością. Wciąż czuła na ustach i policzku dotyk dłoni Bucky'ego. Nadal czubek jej nosa mrowił z racji szybkiego całusa bruneta. Przez jej umysł nieustannie przewijały się jego słowa, będące swego rodzaju obietnicą, na której myśl przechodziły ją mocne dreszcze.

Nie pamiętała kiedy ostatni raz Bucky był taki prowokujący i poniekąd wredny, co jednocześnie składało się na to, że ogromnie ją to pociągało. Jedyne wspomnienia związane z tego typu zachowaniem datowały się na początki Very w nowej szkole i tworzenie znajomości - pierwotnie ciężkiej do przełknięcia - z Barnes'em.

Nie mogła udawać, że nie ruszyły ją niedawne słowa bruneta. Przyprawiły ją o naprawdę wiele wspomnień, poniekąd ukłucie złości, które napędzało ją do dalszego ucierania mu nosa, ale przede wszystkim ogromne pokłady ekscytacji i dreszczy, gdyż doskonale wiedziała, że James, poza swoją delikatną stroną, ma również tą stanowczą. I Maximoff była gotowa stawiać zakład nawet o swoje życie, że Bucky dotrzyma swoich słów.

Gdyż była o tym przekonana w stu procentach.

I tak, jak mówi się, że w życiu pewnym się jest tylko śmierci i podatków, tak Veronica mogła dopisać do tej krótkiej listy trzeci punkt, który zostanie przypieczętowany przez pewnego czarującego bruneta z metalową protezą.

- Dobra, to już wszyscy. - stwierdził Fury wiedząc, że każdy z uczniów otrzymał już swój karnet - Chodźmy.

Tak, jak polecił - wszyscy skierowali się w stronę wyciągu narciarskiego.

Jednak zanim poczęli nim jechać, musieli zaopatrzyć się w narty i kaski, zaprojektowane przez rodziców Stark'a. Przed ich nałożeniem mieli okazję uczestniczyć w krótkiej prezentacji narciarskiego sprzętu.

- Chcielibyśmy bardzo serdecznie państwa powitać na dzisiejszej prezentacji zaprojektowanych przez nas nart. - powiedział ojciec Tony'ego, znajdujący się na podeście wraz z żoną - Przed państwem moja małżonka, Maria Stark. - wskazał dłonią na kobietę, po czym wszyscy poczęli bić jej brawo - I pozwolicie państwo, że również się przedstawię, gdyż podejrzewam, że niewiele osób wie, kim jestem. - na jego słowa wszyscy zaśmiali się pod nosem - Nazywam się Howard Stark i wraz z Marią chcemy pokazać wam całkiem nowy model nart oraz kasku, jakiego jeszcze nie było w czasach historii świata. - mówił, kierując się do zakrytego płótnem, wysokiego obiektu.

Chwycił za materiał, po czym zerknął na wszystkich zgromadzonych.

- Panie i panowie, mamy zaszczyt przedstawić państwu... - jednym ruchem pociągnął za płótno, czym uwidocznił dwie zawieszone na statywie czerwone narty ze złotymi wykończeniami oraz kask w tych samych kolorach - Ultra nowoczesne ze specjalnymi wbudowanymi funkcjami: narty oraz kask Stark Industries. - po tych słowach, rozległ się głośny aplauz, a zgromadzeni fotografowie poczęli robić zdjęcia.

- Oczywiście mamy kilkaset par w zapasie, także proszę się nie martwić. - zapewniła Maria.

- Narty mają wbudowany czujnik. - kontynuował Howard - W razie rzekomego wypadku w trakcie zjazdu ze stoku automatycznie, ekspresowo wysyłają komunikat do służb ratowniczych o zaistniałym wypadku. Dodatkowo przesyłają lokalizację, w której doszło do incydentu.

- Natomiast odbiegając od nieszczęśliwych zdarzeń, narty Stark Industries są niezwykle wygodne i bardzo komfortowe w trakcie jazdy. Uwierzcie, założycie je raz, a później ciężko będzie się wam z nimi pożegnać.

- A i nie mają dopalaczy, sory. - Howard wzruszył ramionami, a część zebranych zaśmiała się - Z kolei kask wykonany jest z włókna węglowego, tak jak wszystkie inne, ale ten naszej twórczości ma w sobie także stopy złota i tytanu, przez co jest nawet pięć razy bardziej wytrzymały na uderzenia czy przebicia. - wyjaśniał Howard - Wnętrze kasku wykonane zostało z antybakteryjnej powłoki, która również ma pewne dodatkowe funkcje. - uśmiechnął się - Zamontowana jest w nim wentylacja, która dostosowuje się temperatury na zewnątrz. Przy ogromnych mrozach możliwe jest odczuwanie większego, przyjemnego ciepła na głowie. Jednak nie jest to przesadzone, gdyż tak, jak przy jakiejkolwiek aktywności fizycznej, towarzyszy nam wszystkim zgrzanie się, co jest całkowicie naturalne. Więc nie szarżujmy. A teraz jazda, zmykać po narty. Czeka was sesja zdjęciowa już na stoku w akcji. - oznajmił, po czym wraz z małżonką otrzymał duże brawa.

Wszyscy zrobili tak, jak polecił ojciec Tony'ego i w magazynie ze sprzętem narciarskim poczęli odbierać swoje komplety, by następnie skierować się do wyciągu.

꧁꧂

- Siadamy maksymalnie w trzy osoby! - oznajmiał dyrektor Fury - Może być w dwójkę, w pojedynkę, ale nie przekraczać trzech osób. Żeby nie stała się nikomu krzywda. Także macie się nie wygłupiać.

- Spokojnie. - odezwał się Strange - Tak, to nastolatkowie, ale nie mają pięciu lat.

- Uwierz, już niejedno odwaliło w szkole niezłą akcję. - mruknął dyrektor.

- Jestem przekonany, że zachowają się odpowiednio do sytuacji.

꧁꧂

- Wtryniam się do was, lamusy. - oznajmił Wilson, wciskając się na siedzenie wyciągu obok Very i Bucky'ego tak, że dziewczyna siedziała po środku chłopaków.

- Lepiej się zapnij, żebyś się nie wypierdolił w przepaść. - parsknęła Vera.

- Em, Roni... - zaczął Bucky, jednak nie dokończył, kiedy czarnowłosa ułożyła dłoń na jego udzie.

- Nie bądź takim śmieszkiem, Maximoff. - prychnął Sam - Chcę ci przypomnieć, że to nie ja mam rękę w gipsie i wybieram się na stok. - w międzyczasie swojej wypowiedzi zapiął pas.

- A ja chcę ci przypomnieć, że to nie ja będę jeździć nieudolnie na nartach i turlać się aż na sam dół stoku. - odpyskowała.

Wyciąg po krótkiej chwili ruszył, wznosząc trójkę znajomych coraz wyżej.

- Czekam tylko, aż twoja mina zrzednie, kiedy pojawię się na pierwszej stronie albo na okładce jakiegoś magazynu jako narciarski model. - odparł Wilson.

- Jasne, z nagłówkiem „Poradnik: Jak jeździć na nartach, żeby nie wyjść na debila". - zaśmiała się.

- Grabisz sobie. Zaraz cię stąd zepchnę. - zirytował się Sam.

- Prędzej ja cię zepchnę, więc mocniej dopnij pas. - parsknęła.

Wilson zmrużył oczy, jednak chcąc zrobić na złość Veronice i nie dopuścić do tego, aby zrobiła mu jakiś głupi żart czy krzywdę, z całej siły docisnął zapięcie pasa.

- Zepchniesz. Niedoczekanie. - mruknął, ruszając prowokacyjnie brwiami.

- Roni... - Barnes podrapał się po karku.

Vera w odpowiedzi jednak mocniej ścisnęła jego udo, przez co brunet nie kontynuował wypowiedzi. Dodatkowo mimowolnie wstrzymał oddech czując, jak robi mu się gorąco.

Trójka przyjaciół zbliżała się już do samej góry.

- Oho, widzę, że napięcie rośnie wraz z wysokością. - zaśmiał się wrednie Sam.

- Nie, po prostu Bucky próbował cię ostrzec. - na twarzy czarnowłosej pojawił się mały, przebiegły uśmieszek.

Sam zmarszczył brwi.

- Ostrzec przed czym? - zapytał niepewnie.

- Przed zatrzaskującym się pasem w miejscu, w którym siedzisz. - wyjaśniła - Powiedziano nam to jeszcze zanim się do nas wtryniłeś. No cóż, bywa. - wzruszyła ramionami, po czym wspólnie z James'em poczęła odpinać swoje pasy.

Wilson również chwycił za materiał i próbował na wszelkie sposoby rozpiąć trzymający go pas, jednak na marne.

Tak, jak wspomniała Vera - był zatrzaśnięty.

Chłopak szarpał nim na różne strony, ale bezskutecznie.

- Kurwa! -wrzasnął widząc, jak Vera i Bucky zeszli z wyciągu.

- Czy mi się wydaje czy ktoś o wnerwiającym głosie gdzieś skomli? - Maximoff zapyta głośno i teatralnie.

- Vera, kurwa, pożałujesz tego! - krzyczał Sam, w trakcie kiedy wyciąg zawracał z powrotem na dół.

- Czy ty też to słyszysz? - ponowiła swoją zabawę, patrząc na Barnes'a i wiedząc, że Wilson wściekle ją obserwuje.

Brunet pokręcił zrezygnowany głową, jednak na jego twarzy szybko zagościł uśmiech.

- Jesteś niemożliwa. - powiedział.

- To dobrze. Niech ludzie czują respekt. - wzruszyła ramionami, a na jej twarzy pojawił się zwycięski uśmiech.

Dziewczyna rozejrzała się po okolicy.

Piękny krajobraz przedstawiał wielu ludzi zjeżdżających na nartach oraz rozległy stok otoczony drzewami. Zarówno śnieg, jak i roślinność wokół spowite były promieniami słońca wydostającego się zza chmur.

- Skarbie... - zaczęła Vera.

- Tak? - Bucky nieustannie patrzył na dziewczynę.

- Zróbmy sobie zdjęcie. - poprosiła, po czym widząc uśmiech na ustach James'a, wyjęła telefon i selfie-stick, a następnie ustawiając odpowiednio sprzęt, wyciągnęła rękę, ujmując obiektywem zarówno siebie oraz obejmującego ją bruneta, jak i krajobraz rozciągający się za nimi.

- Wyszło cudownie. - stwierdził Barnes.

- Musimy je sobie wywołać. - uśmiechnęła się Veronica, nie mogąc oderwać wzroku od wspólnej pamiątki.

- Koniecznie. I musimy chyba wykonać jeszcze kilka innych ujęć. - dodał Bucky.

- Oh tak. - przytaknęła z szerokim uśmiechem.

- Bardzo cię kocham, wiesz? - zapytał po chwili, poważniejąc.

Maximoff poczuła w brzuchu pełno motylków, które przyprawiły ją o mimowolny uśmiech i wzruszenie.

- Wiem. I ja też cię bardzo kocham, wiesz? - odrzekła spokojnym, łagodnym głosem.

- Oczywiście. - mruknął półgłosem, z lekką chrypką, po czym złożył na ustach dziewczyny czuły pocałunek.

Veronica automatycznie poczuła ścisk w podbrzuszu, któremu towarzyszył również totalny zawrót myśli w głowie. Miała wrażenie, że jej kolana lada chwila się ugną, ponieważ nagle miała okazję odczuć jak Bucky subtelnie objął ją w talii, zaciskając na niej swoje dłonie. Przyciągnął ją bliżej do siebie, przez co stykali się razem ciałami. Panujący mróz na powietrzu przestał dawać o sobie znać, gdyż tę dwójkę zakochanych zalała fala gorąca.

- Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę... - mówiła Vera między pocałunkami - Ale nawiazując do tego wcześniej, to właśnie dajesz dziecku to czego pragnie.

- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. - odparł z pewnością w głosie, chwilowo odsuwając się od dziewczyny - A to, o czym mówisz, wykorzystam kiedy indziej. Musisz grzecznie poczekać. - mruknął stanowczym głosem, a następnie ponownie wpił się w wargi Very.

Maximoff musiała przyznać - dzisiejszego dnia jeszcze nie wstrząsnęły nią tak potworne dreszcze i uderzenie gorąca, jak w tej chwili. Barnes był chłopakiem, który potrafił jednocześnie roztopić jej serce, ale i rozpalić ją niemalże do nieprzytomności.

Jest uzależniający.

Po dłuższej chwili oderwali się od siebie, patrząc sobie w oczy pełne iskierek i ekscytacji.

- Żałuję, że nie jesteśmy gdzieś na osobności. - powiedział półgłosem, na co Veronica mogła przysiąc, że zaraz padnie jak długa na grubą warstwę śniegu.

Zimnego śniegu. Więc może to nie taki głupi pomysł runąć twarzą prosto w biały puch?

I chyba dobrze się złożyło, że nie jeżdżę na nartach, bo moje nogi są coraz bardziej bezwładne.

- Oh, zaniemówiłaś? - Bucky zaśmiał się pod nosem, utkwiwszy spojrzenie w przygryzanej właśnie przez Maximoff wardze.

- Jedź już. - wysapała, przymykając chwilowo powieki.

- Oczywiście. Wedle twojego życzenia. - chwycił dłoń Very, po czym ucałował ją, nieustannie patrząc w jej oczy.

Veronica dostrzegła, jak brunet ostatni raz się do niej uśmiecha, po czym skierował się w dół stoku, jeżdżąc na nartach tak umiejętnie, jakby poziomem trudności odzwierciedlało to zwykłe chodzenie.

Dziewczyna, czując na swoich policzkach dorodne wypieki - i to nie spowodowane mrozem - zaczęła rozglądać się za miejscem, w którym mogłaby spokojnie usiąść i podziwiać widoki oraz zjeżdżających ludzi.

Znalazłszy ławkę, którą po chwili zajęła, spostrzegła kątem oka fotografów rozkładających sprzęt na górze stoku, a także tych, którzy mieli założone narty i kaski, aby wykonywać ujęcia w ruchu. Vera nie miała bladego pojęcia jak bardzo umiejętnie musieli umieć jeździć, skoro mogli podzielić swoją uwagę także na pstrykanie fotek.

Zaraz potem jej uwagę przyciągnął Wilson, który właśnie zszedł z wyciągu. On także zorientował się, że Veronica znajduje się zaledwie kilkanaście metrów od niego, toteż ruszył w jej stronę z miną rozwścieczonego byka.

Maximoff to natomiast bardziej rozbawiło, niż przeraziło.

- No, w końcu. Witamy na pokładzie. - krzyknęła Vera - Jakieś problemy techniczne?

- Pożałujesz! - wskazał na nią palcem.

- Tak, tak. Mówiłeś. - pokiwała głową, uśmiechając się wrednie.

- I powtórzę to tyle razy, aby wbić ci w końcu do tego zakłutego łba, żeby ze mną nie pogrywać. - stanął tuż przed Verą. - Nie uczyli cię, że nie igra się z ogniem? - dodał, nie przemyślawszy swoich słów.

- Nie uczyli, bo moich biologicznych rodziców wcięło chuj wie gdzie, a zastępcza matka miała mnie najzwyczajniej w świecie w dupie. To po pierwsze. - odparła, zakładając nogę na nogę i starając się zachować dystans do ich rozmowy - Po drugie, jesteś co najwyżej nieszkodliwym ogrzewaczem do rąk, więc nie ma tu nawet mowy o igraniu z ogniem.

- Taka jesteś cwana? - parsknął - Ciekawe co powiesz na to! - gwałtownie schylił się, lepiąc ze śniegu dość sporych rozmiarów kulę, a następnie rzucił ją prosto w twarz Maximoff, przez co ta pod wpływem uderzenia, wywróciła się na drugą stronę ławki.

Chwilę zajęło Veronice, aby wyjść z osłupienia. Prawą ręką otarła swoją twarz, po czym usilnie próbowała podnieść się na równe nogi.

Gdy obraz w końcu jej się wyostrzył i całkowicie świadomie spojrzała w oczy śmiejącego się pod nosem Sam'a, napłynęła do niej złość tak ogromna, jakiej nie odczuwała już od długiego czasu.

Zbyt długiego.

Momentalnie jedną ręką niedbale ugniotła śnieżkę, a następnie zamaszystym ruchem rzuciła ją w nos Wilson'a. Zdziwiła ją swoja celność, jednak nie zamierzała na cokolwiek narzekać.

- Ała! Rzuciłaś we mnie śnieżką! - wrzasnął Sam, wycierając twarz.

- Ta? Nie pierdol! - odkrzyknęła, po czym zaczęła ugniatać następny pocisk.

- Ani mi się waż! - zreflektował się, także zaczynając lepić kulkę ze śniegu.

Veronica nie zdążyła zrobić tego przed Sam'em, toteż porządnie oberwała w skroń od usatysfakcjonowanego przyjaciela.

Albo raczej wkurwiającego dupka.

- Pożałujesz dnia, w którym się urodziłeś! - wrzasnęła szykując się do ataku.

- Zaraz po tym jak ponownie położę cię na ziemię!

Zanim jednak Wilson zdążył schylić się po kolejną śnieżkę, poczuł mocne uderzenie w tył głowy, przez co zatoczył się w przód. Nie mogąc utrzymać równowagi, wywrócił się twarzą prosto w śnieg. Narty na jego nogach niestety nie ułatwiły mu zachowanie pozycji stojącej albo chociaż chwiejącej się.

- Ja ci dam rzucać w moją siostrę, debilu! - krzyknął Pietro, który przyczynił się do spektakularnego upadku przyjaciela.

Zaraz po tym szykował się do kolejnego rzutu śnieżką, widząc jak Wilson podnosi się na nogi.

- Stary, czekaj!... - Sam nie dokończył, ponieważ Maximoff wycelował śniegiem prosto w usta chłopaka, przez co jego duża porcja, mówiąc kolokwialnie, zatkała go.

Pietro rozpędził się i rzucił prosto na Wilson'a, przez co oboje wpadli w śnieg.

Veronica nie mogąc powstrzymać śmiechu i kuszącej myśli uwiecznienia tego incydentu, wyjęła telefon i zaczęła nagrywać starcie swojego brata oraz aktualnego wroga.

Oczywiście nie dosłownie. Bo wrogiem mogę nazwać Rumlow'a, nie Wilson'a. Kochany Sam zajmuje jedno miejsce wyżej niż tamten kretyn.

- Chcę się dołączyć! - krzyknął Thor, który nagle pojawił się w okolicy.

- Nie! Nie! Nie skacz! - wrzeszczeli razem Pietro i Sam.

Odinson jednak nic sobie z tego nie zrobił, a następnie rzucił się na leżących w śniegu przyjaciół. Później słychać już było jedynie ich bolesne skowycie.

- Nie zdziwię się, jak wrócimy do szkoły nie z jedną osobą mającą gips, a z conajmniej dziesięcioma. - mruknął Strange wjeżdżający wyciągiem na stok.

Siedzący obok niego dyrektor, był wspólnie z pielęgniarzem świadkiem, jak uczniowie wrzeszczą do siebie z wulgaryzmami i zachowują się niczym dzieci, które nie sposób okiełznać. Fury westchnął głęboko, pamiętając słowa Strange'a o tym, iż uczniowie nie mają pięciu lat. Następnie spojrzał na towarzysza znudzonym wzrokiem, zarzuciwszy ironicznie:

- Mówiłeś coś?

꧁꧂

Witajcie skarby! 🖤
Najmocniej przepraszam, że rozdział tak późno.
Obawiam się, że wraz z sesją skończyła się także moja wena... 😶
Postaram się jednak ten mój wolny czas przeznaczyć na więcej pisania. Mam nadzieję, że o jakiejś cudownej godzinie napłynie do tej mojej zrytej bani pakiet pomysłów na dalsze rozdziały. Chcę dalej ciągnąć wątek ferii, gdyż chciałabym zahaczyć o wolne od szkoły z każdej części naszego kraju, by nikt nie czuł się pominięty. ⛷💙
Tymczasem zmykam i życzę Wam udanego weekendu! ❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro