65꧂ Kłamstwo/Prawda w masce

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nastolatkowie spędzili majówkę głównie na odpoczynku naprzemiennie z nauką do egzaminów końcowych. Odbiegając natomiast od tych czynników - jedni albo nie mieli ochoty na wyjście, drudzy z kolei nie mieli zbytnio czasu na wspólne spotkania.

Veronica zaliczała się do tej pierwszej grupy. Straciła jakikolwiek nastrój na spędzanie czasu z przyjaciółmi i rozmowy z nimi. Potrzebowała oddechu, chwili przerwy.

Nawet od Bucky'ego.

Oczywiście uzgodniła to z nim wcześniej, aby się nie zamartwiał i aby - co już zostawiła dla siebie - nie wydzwaniał do niej i nie zawracał jej głowy.

Dzięki temu skupiła się na sobie - poświęciła czas na naukę, zadbała o siebie, o swoją psychikę. Nadrobiła wiele filmików i podcastów dotyczących walki z depresją. Musiała przyznać, że wszystko szło w dobrym kierunku. Jednak sprawa z Loki'm...

Cóż, to uniemożliwiało Veronice dalsze podnoszenie się z kolan. Kłótnia z jej najlepszym przyjacielem, będąca wynikiem ich skomplikowanej sytuacji, która można by powiedzieć zaważyła na ich relacji, pociągnęła dziewczynę w nieprzyjemny dół, z którego nie bardzo wiedziała jak powinna się wydostać.

Leki wciąż działały, jednak myśli i samopoczucie, siłą rzeczy, robiły swoje.

Budząc się dzisiejszego dnia, Vera uznała, że da temu wszystkiemu szansę.

Da szansę życiu.

Nie wiedziała czy chciała porozmawiać z Loki'm, ale na pewno potrzebowała zobaczyć przyjaciół.

Będąc już w szkole, pierwszą osobą, na którą natrafiła, była jej siostra.

- Hej, Wanda. - przywitała się z lekkim, szczerym uśmiechem.

- Cześć. - odparła rudowłosa ponurym głosem.

- Co się dzieje? - zapytała Vera, nie ukrywając zdziwienia jej nastrojem.

Rzadko, naprawdę rzadko, widywała Wandę przybitą, smutną czy złą.

Dziś był ten pierwszy dzień od...

No właśnie. Nawet nie wiem od ilu. Od poprzedniego wcielenia?

- Nic. - mruknęła - Nie widziałaś gdzieś może Vision'a? - zmieniła temat, co odrobinę rozdrażniło czarnowłosą.

- Nie widziałam. - odparła krótko - Na pewno nie chcesz porozmawiać? - dopytywała.

- Skarbie, lepiej nie. - odpowiedziała z męczeńskim westchnieniem - Wiem, że to może dziwnie wygląda, ale zaufaj mi, słońce, i lepiej o tym nie rozmawiajmy. Zgoda?

Veronica początkowo nic nie odpowiedziała.

Wiedziała, że jej siostra miała zapewne rację, jednakże coś z tyłu głowy alarmowało ją o ewentualnych kłopotach czy trudnej sytuacji. To ostatnie niepokoiło ją najbardziej.

Problemy w związku? Problemy własne? Choroba?...

Nie, nie daj Boże.

- Zgoda. - odparła Vera, poddając się w dalszym drążeniu.

Powiedziała to niechętnie, aczkolwiek ufała siostrze i wierzyła jej słowom.

Na pewno wie, co robi.

- Gdyby coś, możemy pogadać. Pamiętaj. - zaproponowała czarnowłosa.

- Oczywiście. - Wanda uśmiechnęła się ciepło, chwytając siostrę za dłoń - Lecę szukać tego tęgiego umysłu. - parsknęła, po czym machnęła Veronice ręką na pożegnanie i zniknęła wśród tłumu licealistów.

Dziewczyna rozejrzała się wokół, natomiast nie dostrzegła nikogo ze swoich przyjaciół, toteż udała się spacerem po szkole w stronę sali, w której mieli mieć za kilka minut zajęcia.

Czuła się dosyć lekko. Nawet pomimo dziwnego zachowania Wandy. Po prostu przepełniała ją lekkość.

Miała nadzieję na odbudowanie relacji z Loki'm i dalsze pielęgnowanie pozostałych przyjaźni oraz związku.

Veronica powoli uświadamiała sobie, że może droga do Loki'ego nie byłaby prawidłową, jeśli chodzi o coś więcej niż przyjaźń. Nie wiedziała, czemu zaczynało jej się zmieniać nastawienie co do związku z James'em, ale starała się nakierować myśli na to, by spojrzeć na wszystko w jej życiu z nowej perspektywy i dać szansę temu, do czego aktualnie nie jest przekonana.

Veronica mijała właśnie męską łazienkę, z której usłyszała znajomy głos.

O wilku mowa.

Już miała przejść przez próg, ignorując totalnie informację o tym, że to łazienka dla chłopców, i przywitać się z Bucky'm oraz - o czym zorientowała się po chwili - Sam'em, ale coś ją powstrzymało.

Po prostu stanęła w miejscu i zaczęła nasłuchiwać, gdyż mocno zaintrygowały ją słowa, które padły z ust jej chłopaka.

- Sam nie wiem, nie podoba mi się jak to wygląda. - powiedział Barnes nieprzekonanym głosem.

- Może nie o to w tym chodziło. Może źle zrozumiałeś. - Wilson próbował go przekonać.

Nagle do uszu wszystkich licealistów dobiegł donośny dźwięk dzwonka na lekcję.

Korytarz stopniowo się przerzedzał, szum stawał się coraz mniejszy.

Jednak chłopaki nie zamierzali jeszcze wychodzić z łazienki. Veronica tym bardziej nie planowała się stąd ulatniać.

Na pewno nie teraz.

- Wątpię. Naprawdę. - odparł Barnes po ucichnięciu dzwonka - To nie jest tak, że to ma jakieś swoje drugie dno czy inne wyjaśnienie. To są czyste fakty. To, co słyszałem.

- No dobra. - zgodził się Sam - Ale spójrz na to w ten sposób: to co mówili, może mieć tak samo inny skutek w rzeczywistości, jak chociażby nasz zakład o to czy Vera zgodzi się pójść z tobą na bal.

W tym momencie dziewczyna niemalże upadła, gdyż odczuła tak okropny przypływ nerwów i szoku, że podcięło jej nogi. Mimowolnie uchyliła usta nie dowierzając temu, co właśnie usłyszała. Chciała, by to był jakiś pieprzony żart. Pragnęła tego.

Jednakże słuch jej nie mylił i była pewna słów, które przed kilkoma chwilami usłyszała.

Bucky Barnes, miłość jej życia, założył się z Sam'em Wilson'em o to czy wybiorą się razem na bal.

Dopiero po paru chwilach, poza złością, zagościło w jej wnętrzu rozczarowanie, smutek i żal do bruneta.

Poczuła, jak do jej oczu napłynęły łzy.

Nie była w stanie stwierdzić czy jej serce stanęło w miejscu, czy biło jak szalone pod wpływem ekstremalnych emocji, jakich w tej chwili doświadczała.

Czuła się oszukana. Zdradzona.

Poczuła się przedmiotowo, niczym zabawka, potrzebna ludziom do swoich wymyślnych wybryków.

I być może nawet bym się tym zbytnio nie przejęła, gdyby taką szopę odwalił Rumlow czy inny chuj.

Ale...

To był Bucky...

Nie mogąc równomiernie oddychać, Veronica w trakcie wydechu zaśmiała się z niedowierzania, co okazało się na tyle dźwięczne, że zarówno James, jak i Sam, zorientowali się o jej obecności tu. Spojrzeli po sobie gwałtownie, po czym Bucky skierował się w stronę dziewczyny.

Maximoff jednak bardzo szybkim krokiem wyparowała z progu łazienki i zaczęła przemierzać korytarz niczym huragan.

- Roni! - krzyknął za nią Barnes, próbując ją dogonić.

Nie musiał się jednak wysilać. Z pewnością zdołałby wyrównać z nią tempo, jednakże Veronica już zawczasu zatrzymała się i gwałtownie odwróciła w stronę bruneta z twarzą całą we łzach.

- Co? - wyparowała z furią - Chcesz mi powiedzieć, że to nie tak? - wymachnęła rękoma.

- Pozwól mi wyjaśnić. - powiedział, podchodząc o krok - Ile z tego słyszałaś?

- Wystarczająco dużo, James. Wystarczająco. - mówiła zdruzgotana - Jak mogłeś? - pokręciła głową - Jak mogłeś się tak mną zabawić? - głos dziewczyny zaczął się coraz bardziej załamywać - Byłam święcie przekonana, że nasza relacja szła wtedy w dobrym kierunku. Myślałam, że chciałeś pójść ze mną na ten bal. Ja okropnie chciałam iść z tobą na ten bal. - zaakcentowała ostatnie zdanie, a łzy nieustannie skapywały na jej bluzkę.

- Proszę cię, uspokój się i daj mi to wyjaśnić. - mówił nie unosząc tonu, jednak widać było po jego twarzy wzrastającą złość - Bo zdecydowanie nie wiesz wszystkiego.

- Oh, wiem, że nie wiem. - zaśmiała się sztucznie - I dowiedziałam się o tym dopiero teraz. Po kilku miesiącach związku z tobą. I to jeszcze nie bezpośrednio od ciebie, tylko jako osoba trzecia w męskim kiblu! Dzięki za szczerość, James. Za szczerość i za zadbanie o to, żebym dowiedziała się o waszym zakładzie w sposób na jaki zasługiwałam. - mówiła sarkastycznie, nie kryjąc złości - Dzięki, że dowiedziałam się o tym teraz mimo, że powinnam była wiedzieć już dawno temu. - skwitowała, a następnie odwróciła się na pięcie i ruszyła w pierwotnym kierunku.

- Tak jak ja dowiedziałem się o Loki'm? - zapytał po chwili chłodnym głosem.

Veronica stanęła w miejscu.

Stres, jaki nią w tej chwili zawładnął był tak przejmujący, że po prostu zatrzymała się i w osłupieniu próbowała zebrać w sobie tyle sił, by chociaż odwrócić się do Bucky'ego.

Nie chciała tego. Wiedziała, że spotka się wtedy z jego oczami.

Wiedziała, że roztrzaska ją to na drobne kawałki.

- Bo wiesz? - zaśmiał się sztucznie - Dla mnie, to co mówisz, to w tej chwili czysta hipokryzja. - dodał, nie kryjąc zdenerwowania.

Dziewczyna słuchała tego, nie będąc w stanie odpowiedzieć na żadne słowo bruneta. Oddychała tak bardzo chaotycznie i ciężko, że nie była pewna czy wytrzyma dłużej w ten sposób.

- Veronica, mówię do ciebie. Możesz na mnie spojrzeć? - uniósł głos, przepełniony złością i bólem.

Coś niemiłosiernie zakłuło ją w klatce piersiowej.

Nie była w stanie wyobrazić sobie, co czuł teraz James. Wiedziała natomiast, że przeżywa katusze i targają nim ogromne, nieprzyjemne emocje.

Czarnowłosa poczęła się powoli odwracać, początkowo hacząc wzrokiem o koszulkę Barnes'a.

Dopiero po chwili - bardzo niechętnie i opornie - spojrzała prosto w jego oczy.

I miała rację.

To był moment, w którym się rozkruszyła.

Z oczu dziewczyny popłynęły łzy na widok wzroku Bucky'ego. W jego spojrzeniu odbijało się potężne echo tego, co czuł.

A czuł ból.

Żal.

Rozczarowanie.

Zdradę.

I dużo, dużo więcej. Każdy nawet najmniejszy odłam tych poszczególnych odczuć.

Veronica wpatrywała się w Barnes'a stojącego kilka metrów dalej, którego szczęka była mocno zaciśnięta do tego stopnia, że jeszcze w życiu nie widziała u niego tak ostro zarysowanej żuchwy.

- Bucky... - szepnęła prawie bezdźwięcznie przez zaciśnięte gardło.

- Nie, nie ma Bucky. - przerwał jej - Żeby była jasność. Nie czuję się święty i nie jestem święty. Mogłem ci powiedzieć o tamtym zakładzie, ale...

- Ale? - zapytała niedowierzając - Miałeś jakieś wątpliwości? - nie była w stanie pojąć tego, że Bucky być może wcale nie zamierzał jej o tym mówić - I co? Powiesz mi jeszcze, że to wszystko wyszło inaczej i przestało mieć znaczenie, dlatego bez sensu było do czegokolwiek wracać? Tak to wyglądało? - spytała.

Brunet wziął jedynie głębszy wdech. Nie odpowiedział na to żadnym słowem.

- Muszę ci pogratulować. - dodała po chwili, spuszczając wzrok - Tamten teatrzyk wtedy na dachu ładnie ci wyszedł. A ja byłam naiwna i podekscytowana, co tylko uświadomiło mi teraz jaka głupota mną zawładnęła.

Brunet uniósł ledwie zauważalnie brwi.

Nie spodziewał się tego typu słów ze strony dziewczyny.

Po ułamku sekundy przybrał jednak maskę niewzruszenia i czekając jeszcze chwilę, aby właśnie wypowiedziane słowa wybrzmiały dosadnie w ścianach szkoły i osadziły się w ich umysłach, zabrał głos:

- W porządku. Jestem skreślony. - stwierdził nienaturalnie spokojnym, chłodnym głosem - Co z tobą? - zapytał, czekając na wyjaśnienia.

Vera uniosła wzrok, ale nie spojrzała w oczy James'a. Zawiesiła go na wysokości szyi chłopaka, nie będąc w stanie wznieść go jeszcze wyżej i ponownie zmierzyć się z dostrzeżeniem emocji, jakie targały brunetem.

- Nie zasługuję na wyjaśnienia? - zapytał.

- Co chciałbyś wiedzieć? - zapytała tonem, który brzmiał, jakby wypowiadała zdanie oznajmujące.

- To, co powinienem.

- Kiedy tak naprawdę wszystko wiesz. - powiedziała zrezygnowanie półgłosem, opuszczając wzrok.

To była prawda. Wszystko wiedział. Jednak nie do tego dążył brunet.

Z kolei Veronice niemiłosiernie ciężko przechodziły przez gardło te słowa.

Nie tylko było jej głupio. Było jej po prostu wstyd.

- I z tej racji nie planowałaś mi mówić? - kontynuował oskarżycielskim głosem - Chociaż wtedy, gdy o tym nie wiedziałem chyba też nie zanosiło się, abyś zamierzała mi powiedzieć.

- Chciałam ci powiedzieć. - znów zbierało jej się na płacz - Ale...

- Ale? - przerwał jej tonem zadającym natychmiastowych wyjaśnień.

-Przestań, stresujesz mnie. - rozpłakała się, chowając twarz w dłoniach.

Bucky zacisnął szczękę, prostując się nieco. Uświadomił sobie, że rzeczywiście za bardzo dał się w tej chwili ponieść emocjom.

Zapanowała między nimi niezręczna cisza, przerywana zaledwie cichym szlochaniem Very i ciężkim oddychaniem James'a.

Żadne nie patrzyło sobie w oczy, co więcej - żadne z nich nie patrzyło już nawet na siebie.

- Przypadkowo byłem świadkiem rozmowy Loki'ego i Thor'a. - zaczął Barnes, trochę łagodniej i mniej pretensjonalnie - Nie chciałem podsłuchiwać, ale siłą rzeczy to słyszałem. Brałem prysznic, bo graliśmy uprzednio w nogę na zajęciach. A w szatni był już tylko Loki i Thor. - westchnął - Loki żalił się, że przyjaźń z tobą uległa... załamaniu. I z jednej strony to wasza kłótnia była tego główną przyczyną, ale co ważniejsze, była ona zwieńczeniem czegoś, co od dłuższego czasu zżerało tę relację od środka. - zacisnął usta - Że mu się wtedy podobałaś od może dwóch miesięcy. - przełknął ślinę biorąc głębszy wdech, a jego wzrok krążył po podłodze - I że nie chciał tego. Ale to była jego pierwsza dłuższa i głębsza styczność z dziewczyną i siłą rzeczy spojrzał na ciebie w inny sposób. I że próbował z tym walczyć. I pewnie gdyby nie nasz wyjazd na narty to by mu się udało i o niczym byś nie wiedziała, bo dostał wyzwanie i był wtedy pod wpływem... - zaczął się zastanawiać - Nawet nie wiem czego. Mówił coś o jakichś przyprawach, mniejsza. - westchnął.

Dziewczyna słuchała tego wszystkiego w pozornym spokoju, gdyż nie odzywała się i stała nieruchomo, jednakże jej ciało drżało z emocji i stresu. Z oczu dziewczyny raz po raz wypływały łzy. Czuła się okropnie. Zdawała sobie sprawę, że nie zrobiła tego, co powinna zrobić już na samym początku. I rozdzierał ją teraz tego efekt - widok zranionego i zawiedzionego James'a.

- Powiedział, że gdy zjawiła się Sylvie, znacznie ułatwiało mu to wybrnięcie z tej skomplikowanej sytuacji, ale... dodał... - zacisnął szczękę - Że on też ci się spodobał. I że sama mu to uświadomiłaś. - jego głos ściszył się wraz z końcem wypowiadanego zdania.

Z oczu Maximoff na powrót popłynął strumień łez.

- I widział twoją zazdrość z racji Sylvie. I... cytuję: bał się, że nasz związek może na tym ucierpieć, bo twoja niechęć wobec mnie jest coraz bardziej widoczna. - jego głos się załamał.

W momencie kiedy Veronica spojrzała w oczy Bucky'ego, on momentalnie opuścił wzrok i wbił go w podłogę. Dziewczyna dostrzegła, że jego usta ledwie widocznie drżą.

To ją ścięło całkowicie.

Nieustannie odczuwała ból i kłucie w klatce piersiowej, a myśli tak okropnie rozdzierały jej umysł, że nie była w stanie czegokolwiek powiedzieć.

- I gdybym tego nie usłyszał, nie uświadomiłbym sobie, że rzeczywiście tak jest. - dodał szeptem, nie mogąc wysilić się na mocniejszy głos, a po jego policzku spłynęła samotna łza.

- Bucky... - powiedziała niemalże bezdźwięcznie.

W tym samym czasie podeszła o krok do James'a, jednakże on - również o jeden krok - cofnął się.

Veronica otworzyła bezwiednie usta, chcąc wypowiedzieć cokolwiek, jednak wstrząs goryczy, jaki w tej chwili doznała, uniemożliwił jej to. Poczuła, jak jej gardło ściska się w ciasny supeł, utrudniając nawet oddychanie. Była załamana mimo, iż nie był to jeszcze koniec ich rozmowy.

- Zdziwiłem się, że Loki mówił to akurat Thor'owi. - kontynuował - Ale... musiał być naprawdę zdesperowany i zdruzgotany. - zacisnął usta - I teraz jestem już w stanie całkowicie go zrozumieć. - pokiwał głową.

Każde kolejne słowo wypowiadane przez bruneta było jak gwóźdź wzbijający się w serce Maximoff.

- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - ponowił nieco głośniej.

- Co miałam ci powiedzieć? - wybuchnęła - Że nagle wbrew woli zaczął podobać mi się Loki po tym, jak mi to wyznał? Że nagle miałam taki mętlik w głowie, że nie wiedziałam o czym myśleć i do kogo się z tym zwrócić? Myślisz, że jestem z tego dumna? - mówiła płaczliwym głosem.

Barnes początkowo tylko patrzył na dziewczynę. Dopiero po chwili powiedział:

- Nie winię cię za uczucia do niego. Nie miałaś na to wpływu. To się dzieje samoczynnie, z resztą dobrze wiemy. Oboje. - nabrał więcej powietrza do płuc - Ale to, co i komu decydujemy się powiedzieć, zależy już od nas w stu procentach, Vera. - zacisnął usta - Szczerość. To zależy od nas. - zaakcentował ostatnie zdanie.

Maximoff opuściła wzrok.

Miał rację. Miał, kurwa, rację. A mimo to Veronica łudziła się, że da się to rozegrać inaczej.

- Chcę, żebyś wiedział, że spaprałam. Spaprałam po całości i źle mi z tym. - szepnęła.

- Tak, mi też. - odparł natychmiast, nieco obojętnym tonem.

Dziewczyna zorientowała się, że brunet ubrał na nowo swoją maskę. Wyglądał na niewzruszonego, chłodnego. To tylko sprawiało, że serce dziewczyny rozrywało się na coraz mniejsze kawałeczki.

- Jeśli potrzebujesz przerwy, ja... ja rozumiem. - pokiwała głową - Może nawet lepiej będzie wziąć oddech. Żeby to wszystko się poukładało i... i... - mówiła nieco dramatycznie, próbując desperacko wymyślić jakieś rozwiązanie.

- Nie, Veronica. - powiedział po krótkiej chwili stanowczym głosem - Przerwa nie ma sensu. Nie chcę przerwy.

Maximoff poczuła na karku nieprzyjemny dreszcz.

Bała się słów, które miała za chwilę usłyszeć.

I mimo, że spodziewała się ich - wiedziała, że gdy już zostaną wypowiedziane, zostanie z nimi całkiem sama, roztrzaskana i bez żadnego sensu dalszego życia.

- Lepiej będzie to po prostu zakończyć. - dodał twardo James.

Vera początkowo nie zarejestrowała jego słów. Wydawało jej się, jakby to był jakiś okropny koszmar, który już lada moment miał się skończyć. Ale czas upływał...

A on się nie kończył.

I nadszedł moment, w którym uderzyła w nią świadomość, że to po prostu koniec.

Koniec...

- Zrywasz ze mną? - zapytała, utkwiwszy wzrok w brunecie.

Bucky westchnął ciężko, również wpatrując się w dziewczynę.

- Tak. - odparł.

Nie brzmiał na całkowicie pewnego siebie, aczkolwiek słowo się rzekło.

Maximoff zaledwie pokiwała głową. Później jej wzrok zawisnął gdzieś w oddali. Myśli powędrowały w całkowicie inną stronę. W głowie stopniowo zaczęło wybrzmiewać echo słów Bucky'ego. Cała gorycz, składająca się na wypowiedź James'a coraz bardziej zalewała jej ciało i umysł.

W końcu, gdy już w pełni dotarły do niej słowa Barnes'a, poczuła jak zbiera jej się na płacz.

Nie chcąc tu dłużej być, wyminęła Bucky'ego i szybkim krokiem wyparowała ze szkoły,

Brunet z kolei wciąż stał w tym samym miejscu, trawiąc tę całą zaistniałą sytuację z Verą.

Po kilku chwilach po jego policzku spłynęła łza. Będąc już sam, zdjął maskę, która niesamowicie mu ciążyła.

Musiał przyznać - był zdruzgotany.

Jak jeszcze nigdy przedtem.

Przymknął powieki, próbując pozbierać się w sobie. Jednak na marne.

- Panie Barnes? - usłyszał nagle na korytarzu.

Otworzył oczy, szybko ocierając twarz z łez. Ku jemu zaskoczeniu, dostrzegł dyrektora szkoły.

- Nie wybiera się pan na zajęcia? - dodał, ale nie pretensjonalnie.

Bardziej... troskliwie.

- Tak, ja... właśnie zmierzałem. - powiedział natychmiast, chcąc uniknąć zbędnej rozmowy.

Nie zwlekając dłużej, ruszył w kierunku klasy, w której miał aktualnie lekcję.

Dyrektor Fury, po ich krótkiej wymianie zdań, odprowadził Bucky'ego wzrokiem.

Słyszał końcówkę rozmowy Very i James'a, jednak wiedział, że nie może nic wskórać.

Szczerze im współczuł.

Westchnął jedynie ciężko.

Nick Fury powrócił do swojego gabinetu.

Bucky do sali, w której mieli zajęcia.

A Veronica do domu, nie chcąc widzieć się już dzisiaj ani chwili dłużej z brunetem.

W drodze powrotnej jej obraz strasznie zamazywał się przez nieustannie napływające do oczu łzy.

Uświadomiła sobie, że wraz z zakończeniem związku, straciła już wszystko co było możliwe.

Najpierw przyjaźń.

Teraz miłość.

A co za tym idzie - nadzieję i wiarę w lepsze jutro.

Oraz jakikolwiek sens życia.

Vera tak bardzo bała się prawdy, która miała wyjść na światło dzienne...

Że spowita mrokiem, usychając, umarła przez kłamstwo.

꧁꧂

Witajcie, Skarby ❤️
Żeby była jasność - „umarła przez kłamstwo" w sensie: ból nie do zniesienia serca, duszy. Po prostu psychiczna mogiła, tak w skrócie.
Nie uśmierciłam nagle Very, więc w razie czegoś możecie być spokojni.
Tytuł rozdziału inspirowany słowami George'a Byron'a - „Czym w końcu jest kłamstwo? Prawdą w masce."
Wiem, rozdział ani trochę optymistyczny. I nie jest żadnym wsparciem, jeśli jesteście po „Multiverse Of Madness"... ale to było konieczne. Zaufajcie mi, tak jak Vera zaufała tu na początku Wandzie. Co do tego wątku - wszystko wyjaśni się już w następnym rozdziale.

Tymczasem zmykam pracować właśnie nad tym kolejnym rozdziałem i dopinać wszelkie najmniejsze guziczki w nadchodzącej książce Mirror Image.
Przypominam, że dwa pierwsze rozdziały już w poniedziałek!

Trzymajcie się ciepło! ❤️❤️❤️ buźka!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro