69꧂ Promyk słońca

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Cześć, Vera. - odpowiedział Loki.

Oboje stali w miejscu, dzielił ich próg drzwi. Patrzyli sobie w oczy.

- Chcesz wejść? - zapytała po dłuższej chwili, robiąc Loki'emu miejsce, by przeszedł.

Nie wiedziała czy czarnowłosy chciał tylko chwilowo z nią porozmawiać, czy może jednak szykował się na dłuższą rozmowę.

- Nie, coś ty. Miałem nadzieję, że postoimy w progu. - odparł sarkastycznie, uśmiechając się delikatnie, na co Vera prychnęła lekko rozbawiona.

Spoważnieli po chwili. Nieustannie patrzyli sobie w oczy.

- Tak. - tym razem odpowiedział już całkowicie serio - Chciałbym porozmawiać.

- Ja też. Wejdź. - kiwnęła głową, na co chłopak wszedł do jej mieszkania.

Zamknęła za sobą drzwi i oboje skierowali się do salonu.

- Napijesz się czegoś? - zapytała.

- Nie, miałem nadzieję, że będziemy siedzieć o suchym pysku. - tym razem jego uśmiech był szerszy.

Loki, przez swój tekst, zarobił sobie od Very trzepnięcie w ramię.

- Chodźmy do kuchni. - zaproponowała.

Chłopak usiadł na krześle przy stole, z kolei Vera poczęła przygotowywać im obojgu kawę.

- A może chciałem herbatę? - zapytał specjalnie zaraz po tym, kiedy dziewczyna nasypała już do kubków dwie łyżeczki kawy.

Veronica odwróciła się do Loki'ego, patrząc na niego znużonym wzrokiem.

W głębi duszy była mu wdzięczna za atmosferę, jaką wprowadził. Dawno już nie czuła się przy Loki'm jako przyjaciółka, siostra, która mogła się z nim drażnić i przekomarzać wiedząc jednocześnie, że bardzo im na sobie zależy.

Sprawy się mocno pokomplikowały, ale miała szczerą nadzieję, że istnieje szansa, aby to odbudować.

Gdy kawa była już gotowa, Vera dosiadła się do stołu, naprzeciw Loki'ego, po czym znów w powietrzu zawisła między nimi powaga.

- Trzymasz się? - zapytał półgłosem.

Veronica potrzebowała chwili, by poukładać myśli i odpowiedzieć chłopakowi w miarę sensowny sposób.

- Nie, puściłam się. - prychnęła, na co Loki wywrócił oczami.

Veronica roześmiała się chwilowo.

- Dwa-jeden. - dodała.

- Z kim się puściłaś? - zapytał po chwili - Trzy-jeden. - poruszał brwiami.

Mina Very zrzedła.

- Dogonię cię, nie czuj się zbyt pewnie. - zmrużyła oczy.

- Jasne, niedoczekanie. - pokiwał pobłażliwie głową.

Zapanowała cisza.

Oboje upili kilka łyków kawy, po czym Loki uniósł wzrok na dziewczynę.

- Ale pytałem serio. - powiedział.

- Wiesz... - zaczęła - Początkowo to był wstrząs. Myślałam, że się nie pozbieram. Ale teraz, po pogrzebie jest lepiej. Nie wiem czy to dobrze, czy źle. Ale jest lepiej. - wyjaśniała - Bo chyba mama była spokojna przed śmiercią. Miałam wrażenie że pod koniec nie cierpiała psychicznie, wydawała się szczęśliwa.

- Tak uważasz? - zapytał zainteresowany.

- Tak. - pokiwała głową - Z resztą, moment. - wstała od stołu i skierowała się do salonu, po czym wróciła z powrotem do kuchni, tym razem z listem w dłoni.

Usiadła przy stole, rozwinęła kartkę papieru wyjmując ją uprzednio z koperty i podała ją Loki'emu.

Chłopak najpierw popatrzył na list, później na Verę i dopiero wtedy go przyjął.

- To od waszej mamy? - zapytał, nie zaglądając jeszcze w treść.

- Tak. Pisała to przed śmiercią. - odparła.

- Chcesz, żebym to przeczytał? - zapytał, by się upewnić.

- Nie, chciałam, żebyś sobie potrzymał. - puściła mu oko - Trzy-dwa.

Loki pokręcił głową, wzdychając ciężko. Nie skomentował tego żadnym słowem, jedynie uniósł lekko kąciki ust.

Spoważniał po chwili, kiedy wczytał się w napisany przez Irinę tekst.

Dosyć szybko otaksował wzrokiem zawartość listu. Im dalej czytał, tym bardziej marszczył brwi, jakby próbował skupić się na zachowaniu spokoju i zimnej krwi. Gdyż mimo bijącej łagodności od listu, zdawał sobie sprawę, że było to wstrząsające dla całej trójki rodzeństwa.

- Tak. Jest tu dużo spokoju. - zgodził się, składając list i oddając go Veronice.

- No nie? - pokiwała głową, chowając go do koperty - Wydaje mi się, że pod koniec życia była spełniona. Mimo swojej choroby.

- Na pewno, Vera. - powiedział pokrzepiająco Loki - Przecież nadrobiła z wami te wszystkie chwile, całe życie. - dodał - Na pewno czuła się lepiej. Poza tym, ten tekst nie wygląda, jakby był pisany w pośpiechu czy w agonii. Oczywiście mówię o psychice. - zaznaczył - Bije od tego spokój. I poniekąd też szczęście. No i akceptacja stanu rzeczy.

- Tak, akceptacja. - zgodziła się Vera - Gdyby nie to, wydaje mi się, że mowa o spokoju i szczęściu nie wchodziłaby w grę.

- Zdecydowanie.

- Zastanawia mnie jak się czuła. Jak to jest. - dodała po chwili, opuszczając wzrok.

- Nie chciałbym, żebyś wiedziała, jak to jest. - szepnął.

Dziewczyna uniosła wzrok. Uśmiechnęła się do czarnowłosego, co zostało odwzajemnione.

- Nie zniósłbym tego. - pokręcił głową.

Dziewczyna nie odpowiedziała na te słowa. Nie wiedziała, jak powinna odpowiedzieć. Czuła natomiast, że kojące ciepło zalało jej wnętrze.

Znów czuła się potrzebna.

Znów czuła, że coś dla kogoś znaczy. Dla kogoś, kogo myślała, że straciła.

I kiedy towarzyszyło jej przeświadczenie, że obcuje aktualnie z niczym innym, jak po prostu z mrokiem, nagle dostrzegła mały promyk światła.

Dostrzegła nadzieję. I nie zamierzała zmarnować tej szansy. Nawet jeśli sama nie była co do tego w pełni przekonana - chciała zrobić to dla mamy.

Veronica odchrząknęła i spojrzała na Loki'ego.

- Przeczytałeś też końcówkę listu? - zapytała półgłosem.

Czarnowłosy pokiwał głową.

- Dlatego zadzwoniłam. - dodała.

Loki utkwił wzrok w dziewczynie.

- Nie dlatego, że jestem w okropnym dole i nie potrafię się pozbierać. - w jej oczach pojawiły się łzy - Nie dzwoniłam, bo było mi źle i nagle byłeś mi potrzebny. - przygryzła wnętrze policzka czując, że jest coraz bliżej płaczu - Zadzwoniłam, bo tracąc ciebie, zrozumiałam jak wiele mi dano w życiu. I wtedy... - westchnęła, przecierając sobie oczy - Wtedy i teraz też. Czuję, że wewnątrz mnie brakuje jakiegoś puzzla do układanki. Pewne elementy zatraciłam już bezpowrotnie, na przykład dzisiaj. - w dół jej twarzy popłynęła pierwsza łza - Ale uznałam, że skoro naprawdę powinnam ratować to, co da się uratować, chciałam bezwłocznie się z tobą skontaktować, Loki. - zacisnęła usta, pozwalając płynąć słonym łzom - Nie potrafię żyć bez naszej przyjaźni. To nie jest to samo. Życie nie jest takie samo.

Czarnowłosy patrzył uważnie na Verę. Jego brwi były lekko zmarszczone. Uważnie jej słuchał, okazując wszelkie oznaki skupienia na każdym wypowiedzianym przez dziewczynę słowie.

- Przepraszam, Loki. - zaszlochała - Przepraszam.

Oczy chłopaka zaczęły robić się coraz bardziej szkliste.

- I proszę o wybaczenie. - mówiła - O to, żeby było jak dawniej. Bo inaczej... ja po prostu nie widzę sensu.

Veronica otarła twarz z łez i opuściła wzrok na podłogę. Poczęła nerwowo bawić się palcami u rąk.

Nie wiedziała co Loki odpowie i czy w ogóle cokolwiek odpowie.

Nie miała pojęcia czy powinna na to liczyć, czy też spodziewać się odrzucenia.

Pomyślała, że byłoby to zrozumiałe i zważywszy na jej wcześniejsze zachowanie, należałoby jej się.

Ku jej zaskoczeniu jednak okazało się, że Loki wcale tak nie uważa. Chłopak wstał z krzesełka i podszedł do dziewczyny. Uklęknął sobie przed Verą i spojrzał jej w oczy. Maximoff również uniosła spojrzenie i nawiązała kontakt wzrokowy z czarnowłosym. Loki po krótkiej chwili wyciągnął ręce, gdyż chciał zachęcić Verę, aby się objęli. Dziewczyna nie oponowała i nawet nie zastanawiając się długo, rzuciła się przyjacielowi na szyję. Oboje utwierdzili się w mocnym uścisku, wyrażając tym swoją tęsknotę i wdzięczność, że znów mogą być przy sobie.

Veronica nie miała pojęcia jak wyglądał w tej chwili Loki i czy uronił chociaż jedną łzę, jednakże ona rozkleiła się na dobre, ponieważ uświadomiła sobie, że największy brakujący element w jej wnętrzu znajduje się teraz w jej ramionach i na powrót zagości w swoim starym, dobrym miejscu.

Chłopak dużo mocniej objął talię Very. Jedna z jego rąk powędrowała do jej głowy, którą chwycił w miejscu potylicy, chcąc palcami objąć jak największy jej obszar. Gest ten niezwykle wiele znaczył dla Maximoff, ponieważ czuła się w tej chwili, jakby mogła wręcz zatopić się w Loki'm i jego obecności, nadrabiając te wszystkie dni rozłąki.

Teraz, to był czas kiedy dobitnie uświadomiła sobie, że jej życie zaczyna nabierać sensu. Dla niego także był to znaczący moment, ponieważ fakt, że obejmował aktualnie całym swym sercem Verę, że zatrzymał ją blisko siebie w szczelnym uścisku przypomniało mu na nowo jak wielka cząstka niego samego zatarła się w ostatnim czasie i wyraźnie odrodziła na nowo w tym momencie.

Łzy zarówno Very, jak i Loki'ego, płynęły teraz w dół ich twarzy, wnikając w materiały ich ubrań. Dziewczyna zaszlochała, nie mogąc powstrzymać emocji. Tę dwójkę przepełniała tak ogromna radość i ulga, poczucie wdzięczności, że po dość krętej i ciężkiej drodze, znów są obok siebie i dla siebie nawzajem.

Veronica, chowając głowę w zagłębieniu szyi Loki'ego, zacisnęła dłonie na jego plecach, nie mogąc nacieszyć się jego obecnością. Chłopak natomiast zatopił twarz we włosach dziewczyny, zamykając swoje oczy, czując się jak w nierealnym śnie. A jednak. Była to wyrazista, nieskazitelna prawda. Żaden wybryk czy przewrotny los. Ten drugi miał już swoje miejsce i doprowadził tę dwójkę do tego miejsca.

Miejsca, w którym znów są razem.

Loki począł się powoli podnosić, zmuszając Verę do zrobienia tego samego.

Stali tak przez jakieś kilka minut. Nie spieszyło się żadnemu z tej dwójki.

W końcu oboje odsunęli się od siebie nieznacznie. Veronica uniosła delikatnie kąciki ust, po czym złożyła na policzku przyjaciela delikatny, czuły pocałunek.

- Dziękuję, że wróciłeś. - dodała, patrząc mu w oczy.

- Nie mogłem nie wrócić. - uśmiechnął się szczerze - Ja też dziękuję. Że mnie przyjęłaś z powrotem.

- Tak naprawdę role powinny być odwrócone, to ty powinieneś mnie przyjąć, bo to ja odeszłam. I to w bardzo szczeniacki sposób. - zacisnęła usta.

- Nie, Vera. To było zrozumiałe. - przyznał - Ale jest w porządku? Czy wciąż coś... - mówił lekko zakłopotany.

- Jest w porządku. - odpowiedziała łagodnie - Wtedy za dużo się działo i za dużo emocji temu towarzyszyło. Po czasie, kiedy już ochłonęłam, uświadomiłam sobie, że brakuje mi przyjaciela. Brata. Że właśnie jego straciłam.

- Nie straciłaś. - jego uśmiech się pogłębił.

Dziewczyna odwzajemniła uśmiech.

- Loki? - zapytała.

- Co jest? - uniósł lekko brwi.

- Jak ci się układa z Sylvie? Co u was? - kontynuowała szczerze.

Naprawdę ją to interesowało. Nie z zazdrości. Nie chciała być też wścibska. Zależało jej na szczęściu najlepszego przyjaciela. To był jedyny powód.

- Jest... naprawdę dobrze. - przyznał, przygryzając wargę - Jesteśmy razem.

Veronica otworzyła szerzej oczy.

- O matko! - złapała się za głowę.

Towarzyszyło jej jeszcze większe szczęście. Nie odczuła żadnego ukłucia w sercu. Zostało one zalane radością.

- Od tygodnia. - dodał.

- Ale zajebiście, Loki! - niemalże krzyknęła - Musimy to uczcić! - rzuciła mu się na szyję.

Ponownie się objęli, tym razem nie wylewając już łez, a uśmiechając się szeroko.

- Zaczekaj. - powiedziała, wyrywając się z uścisku Laufeyson'a.

Chłopak uważnie obserwował poczynania Maximoff, gdyż nie wiedział co zamierza zrobić. Po chwili był już świadkiem, jak dziewczyna wyjęła butelkę wódki z szafki.

- Dobrze się czujesz? - zapytał.

- Nie. - westchnęła po chwili.

Momentalnie spoważniała, kładąc butelkę na stół, po czym usiadła na krześle.

Loki także to zrobił, nie odrywając ani na moment wzroku od Very.

Nie ukrywał, że wyglądało to dosyć dziwnie, jednak miał świadomość, że Veronica pewnie nie wyleczyła się jeszcze całkowicie z psychicznych dolegliwości. Ta momentalna zmiana nastroju była tego idealnym przykładem.

- Brakuje mi mamy. - szepnęła.

Nie zbierało jej się na łzy. Po prostu czuła nieustanną pustkę w sercu, w tym jednym konkretnym miejscu, które nie zostanie zapełnione już nigdy.

- To zrozumiałe. - powiedział delikatnie - To wszystko stało się dosyć szybko. Nie byłaś na to gotowa. I masz prawo to przeżywać.

- Ale... co z tego? - wzruszyła bezwiednie ramionami - Jak jej i tak już nie będzie.

- Za to będą wspomnienia. Zachowane w pamięci i w sercu. Wasze ostatnie chwile, w trakcie których wszystko nadrobiłyście. - wyjaśniał - Masz jej szczery list, z którego aż wylewa się miłość i poczucie spełnienia, że mogła spędzić z wami resztę życia. I do tego masz jej prośbę, już częściową spełnioną.

Veronica uniosła wzrok. Była w tej chwili nieco zdezorientowana.

- Co? - zapytała tępo.

Loki wywrócił oczami. Veronica uśmiechnęła się na ten widok. Brakowało jej tego.

- Miałaś ratować relacje, które warto ratować. - podsunął jej - Jedną już mamy z głowy. - uśmiechnął się.

Maximoff pokiwała w zamyśleniu głową. Uniosła delikatnie kąciki ust. Czuła się niesamowicie wdzięczna, że mogła naprawić swoją przyjaźń z Loki'm.

- Teraz pora na Barnes'a. - dodał.

Veronica jakby zdrętwiała na jego imię. Uchyliła bezwiednie usta, nie bardzo wiedząc co powinna powiedzieć. Zdawało się, jakby wszystkie myśli, które dotychczas były w jej głowie wyparowały, a słowa na języku uciekły gdzieś głęboko przez gardło. 

W końcu zamknęła oczy i udało jej się zaprzeczyć gwałtownym ruchem głowy.

- Jak nie? - zdziwił się Loki - Z tym też się uda.

- Nie, nie. - wydusiła w końcu z siebie.

- Czemu? - zmarszczył brwi.

- To zaszło za daleko. On... - urwała, gdyż nie mogła tego z siebie wydobyć - Ja go zraniłam. - przyznała boleśnie.

- To nie znaczy, że nie można tego odkręcić. To nie znaczy, że on nie chce ci wybaczyć i zacząć od nowa.

- Wydaje mi się, że nie chce. Że właśnie nie chce, Loki. - mówiła zrezygnowana - On chyba nawet nie chciał ze mną rozmawiać. Rodzeństwo mi powiedziało, że nie widać było po nim takich chęci do rozmowy, jak po tobie. Nie dopytywał. Ani nic. Pewnie chciał tylko złożyć kondolencje. Podejrzewam, że nie dlatego, bo tak wypada. To pewnie było szczere. Jest porządnym człowiekiem. Ale sam widzisz...

- Ale pierdolisz, Vera. - podsumował po chwili.

Dziewczyna, lekko zniesmaczona, spojrzała pytająco na przyjaciela, oczekując wyjaśnień.

Zaraz, ja tu wylewam żale, mówię jak jest, a on do mnie z farmazonem, że...

- Chciał z tobą pogadać. - dodał.

Dziewczyna ponownie miała wrażenie, że sztywnieje.

- Co? - już drugi raz zapytała tępo.

- Jajco, Vera. - odpowiedział niemalże w tym samym czasie - Barnes chciał z tobą rozmawiać. Wiem, bo mi mówił.

Maximoff otworzyła oczy do wielkości monet.

- Zachowujesz się jakbyś ducha zobaczyła, wiesz? - zapytał lekko rozbawiony.

- B... bo... ja... - nie mogła ułożyć sensownego zdania.

- Zamknij się już. - przymknął chwilowo oczy - Po pogrzebie Barnes do mnie podszedł i zapytał się czy udało mi się z tobą porozmawiać. Powiedziałem mu, że nie, nie chciałaś i całkowicie to szanuję.

Dziewczyna słuchała przyjaciela, pochłaniając każdy detal jego wypowiedzi.

- On też przyznał, że usłyszał te same słowa, dlatego nie chciał naciskać i chodzić za tobą. Zdawał sobie sprawę, że ci ciężko i że mógłby tylko pogorszyć twój stan, który zapewne był na granicy, jeśli chodziło na przykład o wybuch płaczu. No i dodał, że od pewnego czasu wiedział o... - westchnął ciężko - O tym że najpierw ja do ciebie... później ty do mnie... - mówił zakłopotany.

Veronica opuściła wzrok. Tak, ta kwestia była niezwykle niezręczna zważywszy na to, że łączy ich tylko przyjaźń i braterstwo, nic innego.

- No, rozumiem. - przytaknęła, mając nadzieję, że nie będzie dalej tego tłumaczył.

- No i przeprosiłem go, że nie uprzedziłem go z tym. No... nie chciałem się wam mieszać. Rozumiesz...

- Tak, rozumiem. I dzięki za to. - powiedziała - Bo to ja musiałam to załatwić. To ja byłam za to odpowiedzialna, bo mogłam mu powiedzieć od razu. A nie zrobiłam tego.

Zapanowała chwilowa cisza.

- Wydawał się, jakby do mnie też żywił urazę. - kontynuował - W sumie... to zrozumiałe, bo... też się przyjaźnimy. Eh... - westchnął, chowając twarz w dłoniach - Byłem między młotem, a kowadłem. Bo wybierając jedno z dwóch, raniłbym też jedno z dwóch, to było nieuniknione. Rozumiesz.

- Tak, tak. - pokiwała głową - Przepraszam, że postawiłam cię w takiej sytuacji, Loki.

- Nie żywię żadnej urazy. - westchnął - No i przeprosiłem go. - kontynuował - I uznałem, że zachęcę, aby do ciebie zagadał. Powiedziałem, że może teraz na pogrzebie rzeczywiście jest kiepski czas, ale później, po południu lub wieczorem... lub nazajutrz albo jeszcze później, ale że na pewno się ucieszysz. Że na pewno tęsknisz. I zapytałem czy on też tęskni.

- I on co na to? - spytała zaintrygowana.

- Uchylił usta. Jakby chciał coś powiedzieć. Miał w oku taki specyficzny błysk. I to go zdradziło moim zdaniem. Pokręcił mi głową i powiedział, że chyba da sobie spokój i że musi iść. Ale... nie... - stwierdził powoli - W takich kwestiach nie umie kłamać. Musiałby być mną, żeby mu się udało.

Veronica mimowolnie parsknęła śmiechem.

- No i odszedł. - mówił dalej - Jednakże mamy go w garści, moja droga. - uśmiechnął się zwycięsko.

- Jesteś pewien? - zapytała po chwili.

- Jestem przekonany. - odparł, jakby to było oczywiste.

Veronica jedynie westchnęła. Poczęła bawić się swoim kubkiem z kawą.

- Przyjdź jutro do szkoły, proszę cię. - odezwał się nagle, przykuwając tym uwagę dziewczyny.

- Po co? - zapytała bezradnie - Żeby na niego wpadać? I czuć się niezręcznie?

- Jutro są zawody, będzie nimi zajęty razem z innymi z naszej klasy.

- Oh, racja... - złapała się za głowę - Przecież Pietro będzie biegał.

- Tak, a Clint zabawi się na strzelnicy, Natasha na torze przeszkód w teście sprawnościowym, z kolei Rogers i Barnes będą mieli mecze piłki siatkowej.

- Czyli mogą być też luźne lekcje. - dodała w zamyśleniu.

- Możemy się urwać z lekcji i iść na trybuny. - zaproponował.

- Jaki bad boy. - stwierdziła, na co ten wywrócił oczami - A co na to Sylvie? - zaczepiła go.

- Nie będzie jej jutro. Ale zadeklarowałem jej już, że mam w poważaniu jutrzejsze zajęcia. - odpowiedział obojętnie, nie dając się złapać w sidła Very.

- To urocze. - powiedziała łagodnie po chwili ciszy.

- Że mam w dupie zajęcia? - zmarszczył brwi, a jego ton wyrażał czysty absurd.

- Że jej powiedziałeś o tym. Nawet jeśli będzie jutro nieobecna. - sprecyzowała.

- Ah, no... - mruknął - Żeby się nie darła. - dodał.

Vera uśmiechnęła się. Wiedziała, że to tylko skorupa, przykrywka. Tak naprawdę Loki chciał być szczery z Sylvie w każdej sprawie.

I właśnie to było to, o co Vera powinna zadbać w czasie związku z Bucky'm. Wiedziała i była w pełni świadoma dopiero po czasie, że za wszelką cenę nie powinna dopuścić do sytuacji, w której pielęgnowałaby kłamstwo przed swoim chłopakiem.

I teraz mam tego gorzką nauczkę.

- Dobrze, że jej mówisz. O nawet błahych sprawach, jak olanie zajęć. - stwierdziła poważnie - Proszę cię, aby mój błąd był lekcją także dla ciebie. Czerp z niej ile tylko zechcesz, zgoda? Proszę cię, nie pozwól, by pojawiło się w waszym związku jakieś kłamstwo, dobrze?

Loki początkowo tylko przypatrywał się Veronice. Dopiero po chwili pokiwał głową na zgodę. Analizował bowiem wyraz jej twarzy, spojrzenie. Widział w tym ogrom bólu i wyrzutów sumienia. Żałowała. Mocno żałowała i gdyby mogła, cofnęłaby czas, aby postąpić inaczej.

- Zgoda. - odparł równie poważnie.

Zapanowała cisza.

Nie była niezręczna.

Bardziej pełna refleksji, wspomnień.

Jednak Loki postanowił ją przerwać.

- To jak? Idziesz jutro? - spytał zachęcająco.

꧁꧂

- Mam złe przeczucia. - stwierdziła Vera, siedząca nazajutrz z Loki'm na trybunach.

- Pieprzysz. - skwitował.

Oboje zajęli swoje siedzenia w rogu, w jednych z wyższych miejsc, aby nie być na pierwszym planie w pierwszym rzędzie i nie rzucać się nauczycielom w oczy. Znajdowali się w takim miejscu, że gdyby postarali się o dobre schylenie lub skulenie, kibice przed nimi skutecznie by ich zasłonili.

- Czyli teraz będzie nożna pierwszaków? - zapytała dla upewnienia Vera.

- Ta... pewnie ten giętki brzdąc będzie grał. - prychnął Laufeyson.

- Masz na myśli pajęczaka? - zapytała.

- Co wy tak z tym pajęczakiem? - zmarszczył brwi w niezrozumieniu.

- A bo ja wiem. - wzruszyła ramionami - Pasuje mu.

Nagle oboje byli świadkami, jak nauczyciele wychowania fizycznego poczynają rozkładać siatkę.

- Co jest? - spytała Maximoff.

- Nie wiem... nie miało być nożnej? - spytał sam siebie Loki, wyjmując po chwili komórkę.

Wszedł na stronę szkoły, by zerknąć na rozpiskę z godzinami meczów.

Po chwili uniósł brwi i zacisnął usta.

- Mój błąd. - przyznał niechętnie.

- W sensie?

- W sensie teraz będzie siatka. Z resztą... sama zobacz.

Veronica przeniosła wzrok z przyjaciela na wchodzące drużyny na halę sportową.

W końcu dostrzegła grupę ubranych na czerwono chłopaków, wśród których był...

O kurwa.

Uchyliła bezwiednie usta, wpatrując się z lekkim niedowierzaniem w James'a, który stał obok Steve'a i rozmawiał z nim o czymś.

Musiała przyznać, że bardzo mu do twarzy w czerwonym.

Zorientowała się także, że ma nową protezę.

Pewnie bez gwiazdki.

Z trybun dobiegały piski i wołania dziewczyn, jednak zarówno Steve, jak i Bucky, zdawali się nie zwracać na nie uwagi. Wyglądało to, jakby pozostawali wierni swoim kobietom. I właśnie ta myśl zasmuciła Verę. Gdyż Barnes nie był już dłużej uwiązany. Miał wolną rękę. Mógł się spojrzeć i uśmiechnąć do wzdychających fanek.

Ale nie zrobił tego.

Ta mimowolna myśl zajęła głowę Veronice. Przez to patrzyła na bruneta w skupieniu.

Dostrzegła, że coś jest na rzeczy. Nie uśmiechał się, zachowywał powagę, jednakże nie wyglądał na zestresowanego. Bardziej, jakby coś zaprzątało mu umysł.

W pewnym momencie wiedząc, że zostało już niewiele czasu do meczu, zdjął gumkę znajdującą się na jego nadgarstku i począł związywać sobie włosy. Zerknął przelotnie po trybunach, zatrzymując się na Veronice.

Nie spodziewał się, że ją zobaczy, gdyż jego brwi lekko drgnęły ku górze, a czynność wiązania włosów została chwilowo przerwana.

Po prostu zastygł w bezruchu.

Tak samo jak Vera. Dziewczyna wstrzymała oddech, gdyż cała ta sytuacja była dla niej rollercoaster'em.

W dodatku ta gumka jest moja.

No, „moja" przez jakiś czas... szczególik.

Na tę myśl Veronica uśmiechnęła się w duchu. Przyjemne ciepło rozlało się po jej wnętrzu. Ten zapewne nieświadomy gest wiele dla niej znaczył. Gdyż Barnes wcale nie musiał używać tej konkretnej gumki. A jednak to zrobił. To nie była żadna inna, czarnowłosa była o tym przekonana.

Chłopak jednak zreflektował się i natychmiast odwrócił wzrok, kończąc swoją szybką fryzurę.

Maximoff wypuściła nerwowo powietrze z płuc.

- I jak wrażenia? - zapytał Loki, dosyć zadowolony z takiego obrotu akcji.

- Weź... - westchnęła ciężko - Mecz się nawet nie zaczął, a ja już czuję się nabuzowana emocjami.

- Ciekawe jak zareagujesz na spoconego Barnes'a, który wytrze twarz koszulką, pokazując tors. - mruknął półgłosem.

- Co? - zapytała, gdyż przez coraz głośniej odzywający się tłum kibicujących uczniów nie usłyszała wypowiedzi przyjaciela.

- Powiedziałem, że i tak dobrze sobie radzisz. - krzyknął, klepiąc Verę po plecach.

Mecz rozpoczął się.

Vera nie sądziła, że będą towarzyszyć jej aż tak ogromne emocje.

Przykładowo, kiedy Bucky miał swój pierwszy serw i podrzucając piłkę, uderzył w nią tak mocno, że nikt z przeciwnej drużyny nie zdołał jej obronić, dziewczyna myślała, że eksploduje. Złapała się na tym, iż wstrzymała nieco powietrze. Czuła dziwne podekscytowanie, kiedy James chwytał za piłkę, a tłum się uciszał, w pełnym skupieniu zdając sobie sprawę, że jego zagrywki są wręcz mordercze dla przeciwnej drużyny. Satysfakcjonowały ją miny uczniów przyjmujących serwy Bucky'ego, ponieważ na ich twarzach wymalowane było zrezygnowanie i obawa; zrezygnowanie, gdyż wiedzieli, że przyjęcie piłki graniczyło z cudem; obawa, ponieważ... No, powiedzmy sobie szczerze. Nikt nie chciał mieć, przykładowo, złamanego nosa.

Znalazł się w końcu śmiałek, który zdołał obronić piłkę, ale nie pomogło to zbytnio drużynie przeciwnej, gdyż ostatecznie to zespół Steve'a i Bucky'ego wygrał ze znaczną przewagą.

Gdy zawodnicy poczęli się rozchodzić po hali, Bucky chwycił za rąbek swojej czerwonej koszulki i przetarł sobie nią twarz, odsłaniając swój umięśniony brzuch i tors, który także błyszczał od potu.

Veronica przygryzła wargę, nabierając więcej powietrza do płuc.

Znacznie więcej.

- Jo dupia. - mruknęła ciężko.

- Wiedziałem. - zaśmiał się Loki.

꧁꧂

Po kilku skończonych meczach Vera dała się namówić Loki'emu, aby przeszła się nieopodal szatni zawodników, by móc porozmawiać z Barnes'em, gdy na niego natrafi.

Początkowo jej nastawienie było nad wyraz bojowe. Teraz jednak czuła, że zaczyna panikować. Pokręciła głową sama do siebie i odwróciła się, by wrócić na trybuny do Loki'ego.

- Vera? - usłyszała nagle dalej, za plecami.

Zamarła na ułamek sekundy, jednak szybko dając sobie mentalnie w twarz na otrzeźwienie, odwróciła się w stronę usłyszanego głosu i jej oczom ukazał się nikt inny, jak właśnie Bucky.

Był już przebrany w przetarte dżinsy i dosyć obcisły, czarny T-shirt. Włosy jednak pozostawił spięte. Stawiał powoli kroki, zbliżając się tym samym do dziewczyny.

- Hej. - przywitała się.

Nie wiedziałam jak określić mój ton.

- Hej. - odpowiedział, zatrzymując się przed nią.

Ta, jego ton tak samo.

- Chciałam pogratulować pierwszego miejsca. - dodała po chwili - To był pewniak. Zewsząd na trybunach mówili tylko o tym.

- Dziękuję. - pokiwał głową, unosząc lekko kąciki ust - Słuchaj, słyszałem, że nie bardzo chciałaś wczoraj rozmawiać na pogrzebie, więc... - westchnął - Moje kondolencje.

- Dzięki. - odrzekła, kiwając głową.

- Jak się trzymasz? - zapytał.

Nie wychwyciła w jego głosie zmartwienia, aczkolwiek wiedziała, że było to szczere pytanie.

- Wczoraj było trochę kiepsko. Ciężko stwierdzić. - podrapała się po karku - Gorzej było bezpośrednio po informacji o śmierci mamy. Ale... jakoś leci. Byle do przodu. - zacisnęła usta.

- Mam nadzieję, że poczucie straty nie będzie bardzo uciążliwe. Masz rację, byle do przodu. - odparł.

- Tak. - pokiwała głową.

Nastąpiła dosyć niezręczna cisza.

Veronica nie wiedziała co powinna powiedzieć lub zrobić.

Ostatecznie uznała, że aby nie palnąć bezmyślnie nic kompromitującego, zakończy tę krótką, ale jednocześnie wyjątkowo ciężką i wyczerpującą rozmowę.

- Nie zajmuję ci więcej czasu. Jeszcze raz, moje szczere gratulacje. - uśmiechnęła się szybko, po czym odwróciła się i odeszła.

Oddalając się od bruneta miała wrażenie, że uchylił on usta, by coś jeszcze powiedzieć.

Nie zamierzała się jednak wracać, ani nawet odwracać w jego stronę.

Pierwsze koty za płoty. Może kolejny raz będzie lepszy.

Pierwszy raz od dłuższego czasu miała na to szczerą nadzieję.

꧁꧂

Witajcie ❤️😙 wybaczcie tak ogromne opóźnienie...
Dziękuję Wam za cierpliwość. Kolejny rozdział postaram się już ogarnąć normalnie tak, żeby wleciał w sobotę, tuż po północy.
Mam nadzieję, że studia na to pozwolą. 🙈

Tymczasem lecę jeszcze szybko zrobić korektę Mirror Image, a Wy dajcie znać, proszę, co sądzicie o rozdziale ❤️
Tak jak wspominałam, teraz pniemy się już tylko w górę. Najgorszy czas za nami - na szczęście ❤️❤️

Trzymajcie się, buźka. 😙😙

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro