9꧂ Przyjaciel

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Był wczesny wieczór, kiedy Veronica wróciła do domu. Miała nadzieję, że uda jej się przemknąć do swojego pokoju nie natrafiając na nikogo po drodze, jednak byłoby to zbyt piękne.

Już w korytarzu zastała swoją mamę, wpatrującą się w nią. Vera poczuła, jak mimowolnie opadły jej ramiona, przez co plecak zsunął jej się z ramion. Odłożyła go pod ścianę.

- Zanim cokolwiek powiesz... - zaczęła unosząc lekko dłonie w geście obronnym.

- Chcesz mi powiedzieć, że to też był wypadek, tak? - przerwała jej zezłoszczona mama - Co tym razem było tym przypadkiem?

- Na sprawdzianie z matmy... - dziewczyna przetarła twarz dłonią i głęboko westchnęła - Zaczepiał mnie kolega, tylko że nikt z nas nie ściągał...

- Mhm. I to jest znów czyjaś wina, tak? Nie twoja. - ponownie przerwała jej mama.

- Chodzi o to, ż nauczycielka odebrała to jako ściąganie... ale dyrektor był wyrozumiały. Malowaliśmy po prostu ściany w sali w ramach rekompensaty.

- My czyli ty i ten kolega, tak? - dopytywała.

- Tak.

- To ten sam co ostatnio? - zmarszczyła brwi.

- Eh... tak, to on.

- Który to? Skoro non stop przez niego dostajesz jakieś kary, to może powinnam zainterweniować? - skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.

I właśnie w tym momencie... włączył mi się jakiś pieprzony tryb bronienia go.

- Nie, nie, nie ma potrzeby. - odrzekła szybko Vera - To wszystko to drażnienie się na żarty. Nie musisz nic robić...

- Tak? Bo za pierwszym razem mówiłaś o nim co innego. Praktycznie cała wina leżała po jego stronie, z tego co pamiętam. - upierała się przy swoim.

- Mamo, zapomnij o tym. - zamknęła chwilowo oczy - On... nie jest zły. Jest specyficzny ale nie jest...

- Wanda i Pietro mogą się jakoś porządnie zachowywać. Ty oczywiście nie. Za ciebie wiecznie muszę się wstydzić. - na te słowa Vera poczuła ukłucie w klatce piersiowej - Ten cały kolega właśnie jest zły. Po samych tych akcjach stwierdzam, że ma ciężki charakter. A ty jesteś taka sama.

Veronica poczuła, że zbiera jej się na płacz. Za wszelką cenę starała się jednak go stłumić nie chcąc robić przed mamą scen i pokazywać jej swoją słabość.

- Tylko, że to ten kolega przekonał mnie, żebym spróbowała wyciągnąć do ciebie dłoń na zgodę. - odparła po chwili słabym głosem - Ale za każdym razem, kiedy chcę tego spróbować, utwierdzam się w przekonaniu coraz bardziej, że to nie ma najmniejszego sensu. Bo ty dostrzegasz we mnie tylko winę i problem. A to tylko wzmacnia mur między nami. - po tych słowach wzięła w dłonie plecak i nie czekając na reakcję czy odpowiedź mamy, ruszyła po schodach na górę do swojego pokoju.

Znalazła się już w pomieszczeniu, w swoich własnych czterech ścianach, po czym opadła na łóżko i rozpłakała się. Po kilku minutach podwinęła rękawy bluzy i zaczęła drapać nadgarstki.

Nie chciała mieszkać w tym domu. Nie chciała być pod jednym dachem ze swoją mamą. Wiedziała, że należał jej się szacunek, z racji chociażby tego, iż włożyła trud i czas w jej wychowanie. Ale gdyby miała spytać samą siebie czy zależy jej na mamie, czy ją kochała, musiała przyznać przed sobą w duchu, iż nie mogła konkretnie odpowiedzieć na to z reguły proste pytanie.

Po półgodzinnym leżeniu i rozmyślaniu, podniosła się do pozycji siedzącej i utkwiła wzrok w telefonie, który wcześniej położyła obok siebie na łóżku.

Może do niego napiszę czy nie chciałby gdzieś wyjść. W sumie nie widzi mi się teraz siedzenie samej w pokoju i katowanie się myślami.

Jeszcze chwilę się zastanawiała, po czym ostatecznie wzięła komórkę w dłoń i napisała SMS'a w sprawie spotkania dzisiejszego wieczoru. Wysłała wiadomość i czekała na na odpowiedź. Minęła dosłownie chwila, kiedy przyszła jej wiadomość zwrotna. Wstała więc z łóżka i przebrała się ze szkolnych w świeższe ubrania, a następnie opuściła dom rzucając wcześniej jedynie przez ramię, że wychodzi.

꧁꧂

Vera siedziała w tej chwili w kawiarni przeglądając menu. Na wprost niej siedział jej towarzysz, który wczytany w kartę napojów, zasłonił sobie nieświadomie całą twarz owym przedmiotem.

- Shake Oreo brzmi nieźle. - odezwała się pierwsza od początku spotkania, nie licząc przywitania się.

Jej kolega w pewnym momencie opuścił menu, przez co mogła dostrzec jego intensywny wzrok wpatrujący się w nią. Nie wyglądał na przekonanego.

- To nie znaczy, że taki jest. - odparł w końcu Loki, powracając do poprzedniej czynności.

- Zamierzam się o tym przekonać. A ty razem ze mną. - powiedziała ujrzawszy zdziwiony wzrok czarnowłosego.

Ten jednak nie zdążył zareagować w żaden sposób, gdyż dziewczyna wstała z siedzenia i poszła do kasy zamówić dwa napoje. Wróciła z lekkim uśmiechem na ustach i zajęła swoje miejsce.

- Co to miało być? - spytał Loki z grymasem na twarzy.

- Nic. Dziś ja stawiam. - założyła nogę na nogę, rozsiadając się wygodniej.

- Nie prosiłem o to. Poza tym, wypadałoby, aby...

- Nie kończ, jeśli życie ci miłe. - przerwała mu.

- Nic złego bym nie powiedział. - bronił się Loki.

- Ależ owszem, powiedziałbyś. - zaśmiała się Vera - To nic złego, jeśli dziewczyna postawi komuś żarcie czy napój. Nie ma stałej reguły, że musi to być zawsze facet.

- W porządku. - przyznał czarnowłosy - Nie twierdzę, że to skandal. I od razu mówię też, że to dobrze o was świadczy. Uważam, że dziewczyna prezentuje tym, iż jest niezależna i ma swoje zasady. Cenię to. Jednak... możesz mnie nazwać staroświeckim, ale byłem wychowywany w darzeniu kobiet szacunkiem. Nie dlatego, że są słabe. Tylko dlatego, że są wyjątkowe. Każda jedna. Facet pozostaje facetem. A kobieta... - cały ten czas wpatrywał się w Verę - W niej kryje się to coś.

- Wow. - odparła po chwili Vera, będąc pod naprawdę sporym wrażeniem.

- Jesteś bardzo wylewna, zauważyłem. - prychnął, na co dziewczyna się zaśmiała.

- Ja po prostu... nigdy nie spotkałam jeszcze takiego gościa, który mówiłby otwarcie o kobietach i stawiał je w takim... wyjątkowym świetle. - wyjaśniła nieco zakłopotana - Nie wiedziałam, że masz taką postawę.

- Dużo jeszcze o mnie nie wiesz. - skrzyżował ręce na klatce piersiowej.

- Tak, domyślam się. - odrzekła z lekkim uśmiechem.

W tej chwili do ich stolika podszedł kelner przynosząc zamówione napoje. Dwójka nastolatków podziękowała za podanie ich zamówienia, po czym powrócili do rozmowy.

- Mówiąc byłem wychowywany, miałeś na myśli swoich biologicznych rodziców? Czy... no wiesz. - spytała trochę nieśmiało Veronica.

- Nie znałem moich rodziców. - odrzekł powoli, uważnie przyglądając się dziewczynie, jakby doszukiwał się w tym wszystkim podstępu - Wychowywali mnie od początku rodzice Thor'a.

- Przepraszam, że tak dopytuję... - Vera przetarła twarz dłońmi, po czym upiła łyk swojego shake'a - Po prostu ja osobiście czuję się ze swoją matką, jakbym była adoptowana, bez urazy. - uniosła dłoń w stronę Loki'ego - Traktuje mnie gorzej, niż Wandę czy Pietro. A po tym, jak usłyszałam, że rodzice Thor'a wychowywali cię w taki cudowny i kochany sposób... mam jeszcze większy żal do matki, że swoją biologiczną córkę traktuje jak chodzący problem.

W tym momencie chłopak zrozumiał powód, dla którego Vera dopytywała o jego rodziców. Wyraz twarzy czarnowłosego nie był już tak sceptyczny, jak jeszcze przed chwilą.

- No dobrze, ale co ja mam do tego, że mi o tym mówisz? - spytał w końcu mrużąc przy tym oczy.

Veronica zerknęła jedynie na Loki'ego i pokręciła lekko głową, co wyglądało jak nieme nie było tematu, po czym zatopiła wzrok w swoim napoju. Laufeyson dostrzegł, że dziewczynie nie jest do śmiechu. Odchrząknął i poprawił się na siedzeniu.

- Zastanawiałaś się może czy zdarzyło się coś, co byłoby powodem, dla którego twoja mama tak cię ostro traktuje? - zapytał już poważniej, na co Veronica uniosła wzrok.

- Ta... kiedyś rodzice chcieli się rozwieść. Ojciec pracował dalej od domu, nie chciał dojeżdżać, więc wynajął mieszkanie po drugiej stronie Nowego Jorku. Ja przeprowadziłam się do niego, bo chciałam chodzić do tamtejszego liceum. Mama odebrała to jako trzymanie strony taty, kiedy tak naprawdę marzyła mi się tamta prestiżowa szkoła. Tata umarł. A matka upierała się, żebym wróciła do nich i chodziła do naszego aktualnego liceum. Ale cały czas, od momentu powrotu, traktuje mnie jak jakąś życiową pomyłkę. Nie da się z nią pogadać, nie mówiąc już o próbie pogodzenia się, bo wiecznie czyni mnie winną... praktycznie wszystkiego. - opowiedziała w skrócie bez większych emocji.

- To naprawdę przykre. Nie wiedziałem, że jest aż tak źle. - odrzekł po chwili.

- Jest przejebane. - westchnęła ciężko - Tym bardziej, jak widzę, że pozostałych traktuje normalnie. - prychnęła - Chciałabym być adoptowana. Serio.

- Nie chciałabyś. Serio. - odparł stanowczo Loki nie będąc zadowolonym z tego, co powiedziała dziewczyna - Zaufaj mi.

- Największy szkolny prankster prosi o zaufanie? - spytała z lekkim śmiechem - Przecież to się gryzie.

- Podpisałaś ze mną niewidzialną umowę o współpracę. Teraz masz szansę się odwdzięczyć. - mrugnął do niej okiem, na co Vera wywróciła oczami - Zmierzam do tego, że ty znałaś od dziecka swoich rodziców. I tak naprawdę twoja mama, po śmierci taty, chciała, abyś wróciła. Chciała cię przy sobie. - wyjaśniał poważnym głosem - Gdybyś była adoptowana, tak naprawdę nie wiedziałabyś czy rodzice w ogóle chcą cię znać. I nie miałabyś do kogo wracać. Poza tym gdybyś była adoptowana, nie jest też powiedziane, że trafiliby ci się rodzice załóżmy tacy, jak moi.

Dopiero w tej chwili Veronica poczuła uderzenie głupoty jej wcześniejszych słów. Nie pomyślała, że może to tak wyglądać.

- Loki, przepraszam...

- Nie, to nic. - zapewnił ją chłopak - Nie zagłębiam się w to praktycznie nigdy. Raz na dłuższy czas najdzie mnie mała myśl z tym związana. To wszystko. 

- Potrafisz z tym tak po prostu żyć? - zdziwiła się Veronica.

- Wiesz, kiedy już nie masz wyjścia, w końcu musisz pogodzić się z losem. - wyjaśnił - Nie wiem czy rodzice, ci biologiczni, zginęli, czy też mnie najzwyczajniej w świecie porzucili... nie wiem. Nie miałem okazji ich poznać, tak samo jak oni mnie. Czułem się winny. Jakbym był zakałą, której nie chcieli. Myślałem za dzieciaka, że to ja wiele straciłem. Prawda jest taka, że oni stracili tyle samo, jak nie więcej. No bo przecież ja i tak mam rodziców. Wychowali mnie. Kochają mnie, a ja ich. - mówił opanowanym głosem - Nie czuję się sierotą. Dlatego mało kiedy o tym myślę. Ale nie chodzi tu o mnie. Mówię ci to dlatego, że chcę abyś zobaczyła, że twoja sytuacja ma szansę na lepsze. Spójrz na mnie. - przyłożył dłoń do klatki piersiowej - Jak mam wybaczyć rodzicom, skoro nie widziałem ich nawet na oczy? A ty wciąż masz mamę. I to nie jest już żelazna reguła, że do końca jesteście skazane na kłótnie. Tym się różnimy, że ty masz tę szansę. Dlatego prosiłem o zaufanie. Abyś mi uwierzyła. Naprawdę ciesz się, że nie jesteś adoptowana.

Vera nie spodziewała się takiego wsparcia ze strony Loki'ego. Ponadto, dzięki niemu mogła spojrzeć na tę sytuację z innej perspektywy. To pomogło. Pytanie pozostawało teraz tylko jedno: jak miała dojść do porozumienia ze swoją mamą?

Dziewczyna westchnęła głęboko i odgoniła już na ten moment myśli.

- Loki? - zaczęła po chwili.

Chłopak uniósł pytająco brwi i przyglądał się uważnie Veronice.

- Dziękuję ci. - powiedziała poważnym głosem.

Laufeyson uśmiechnął się jedynie na te słowa, po czym upił łyk swojego shake'a.

- To jest... - zmarszczył brwi - Naprawdę dobre.

- Wiem. - przyznała ze zwycięskim uśmiechem Vera, po czym także zaczęła opróżniać szklankę - Tak samo jak Shake Mars. Polecam. - wystawiła wskazujący palec do kolegi, aby wziął jej słowa na poważnie.

- Skoro tak mówisz. - odparł i wstał z siedzenia, po czym skierował się bez słowa do kasy.

Veronica była zdziwiona zaistniałą sytuacją. Zmarszczyła brwi, cały czas uważnie przyglądając się czarnowłosemu. Tak, jak przed chwilą odprowadziła go wzrokiem, tak teraz towarzyszyła mu nim, aż do momentu powrotu. Chłopak zajął miejsce przed dziewczyną i zmrużył oczy na widok jej pytającego spojrzenia.

- Coś nie tak? - zapytał.

- Co to miało być? - spytała rozbawiona.

- Ah, to? - machnął ręką w stronę kasy - Teraz będziemy kwita. - uśmiechnął się chwilowo, po czym zaczął dokańczać swój pierwszy napój - Spiesz się z piciem. Zaraz będzie kolejny. - upomniał ją.

Veronica parsknęła śmiechem na jego słowa, ale po chwili zrobiła to, co mówił.

- Ej! - gwałtownie przestała ciągnąć napój słomką - Powiedz mi, co... - nie dokończyła, gdyż zakrztusiła się resztkami shake'a w akompaniamencie jej śliny.

- Co co? - zmarszczył brwi niewzruszony krztuszeniem się koleżanki.

- Już lepiej... - odrzekła po chwili mogąc swobodniej oddychać - Dzięki, że pytasz...

- Drobiazg.

- ...Chciałam zapytać co z moją zemstą?

- Oh, racja. - zreflektował się Loki.

W tej chwili wydawał się być bardziej przejęty, niż wtedy, kiedy Vera niemalże walczyła o oddech.

- Chcesz na pewno wplątać w to też Tony'ego czy zostajemy tylko przy Sam'ie? - upewniał się.

- Myślę, że... Wilson wystarczy... - urwała marszcząc brwi - Temu drugiemu damy jeszcze chwilę na przemyślenie swojego zachowania. To będzie takie ostrzeżenie. - zaakcentowała ostatnie słowo - Ewidentnie Sam tutaj nieźle baluje.

- W porządku. - odparł kiwając głową - Jutro jak będziemy w szkole musisz mu powiedzieć pewne słowa. Zrobisz to albo wtedy, kiedy będzie cię drażnił, albo po prostu, normalnie, jeśli nie byłoby takiej okazji...

- No dobra, ale o co z tym wszystkim chodzi? - przerwała mu rozbawiona i odrobinę podekscytowana.

- Nie zdradzę ci tego teraz. - zastrzegł unosząc lekko dłoń - Żebyś nie zaczęła mu się przy tym śmiać.

- Co? Co za bzdety! - powiedziała oburzona ze śmiechem - Czemu miałabym się śmiać?

- Bo po pierwsze: już teraz to robisz. - zaczął wyliczać na palcach - Po drugie: to będzie niezłe, więc serio lepiej, jak dowiesz się później. Zaufaj mi.

- Prosisz o to już drugi raz... - wywróciła oczami - O zaufanie. - doprecyzowała.

- No ale czy za pierwszym razem cię wykiwałem? - uniósł jedną brew wyczekując odpowiedzi.

Veronica lustrowała jego twarz, po czym uśmiechnęła się lekko.

- No dobra, w porządku. - powiedziała w końcu - Niech ci będzie. To co mam powiedzieć Sam'owi?

- Powiedz mu, że jego żarty wyprowadzą go kiedyś w pole. I rzuć mu jakieś poważne spojrzenie czy coś. - wyjaśnił.

- To wszystko? Tak po prostu? Tylko tyle? - zdziwiła się Vera, a w tym czasie ich drugie zamówienie zostało dostarczone do stolika.

- tyle. - poprawił ją czarnowłosy - Zadajesz za dużo pytań.

- Serio? Ja? - spytała sarkastycznie, po czym oboje się zaśmiali i poczęli pić kolejne pyszne napoje.

꧁꧂

Drugi z kolei rozdział, który jest nieco smętny, ale teraz rozpoczynamy już karuzelę śmiechu. ✌🏻 No i wiem, hańba, fanfik o Bucky'm, a rozdział bez niego ale zrehabilituję się. 😬
Swoją drogą, (w końcu) obejrzałam pierwszy sezon „Loki'ego" i jestem w nim zakochana. 💚💚 Cieszy mnie także fakt, że akurat dziś złożyło mi się mieć taką styczność z naszym kochanym Księciem. 👑🐍
Buźka! 😙

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro