Wspinaczka
- Podziwiam ich za kondycję. - westchnęła Vera, po czym przystanęła chwilowo, patrząc na daleko wiodący przed sobą szlak w górę.
- No, słuchaj. To w końcu faceci. - mruknęła Wanda, dostając chwilowej zadyszki.
- To są jakieś pieprzone terminatory. - zirytowała się.
- Mają po prostu więcej siły. Z resztą obie dobrze wiemy, że pakowali na siłowni. My się tam nie pchałyśmy. - zauważyła.
- No, racja. - zgodziła się po chwili namysłu.
- Bez przesady, nie jest tak źle. - powiedziała po chwili Natasha.
- Odezwała się ta, która też ma dobrą kondycję. - mruknęła Sylvie.
- Trzeba było ćwiczyć na w-f, a nie marudzić, że masz okres. - odgryzła się Romanoff.
- Tak się składa, że miałam okres.
- Co tydzień? - prychnęła.
- Dobra, laski. - przerwała im Veronica - Bez sensu jest ta rozmowa. Chodźmy, zanim tamci zupełnie zejdą z naszego pola widzenia. - zaproponowała.
- Okej. - zgodziła się zadowolona Wanda, podziwiając widok rozpościerających się gór wokół.
- Ciekawe jak sobie radzą. - zastanawiała się na głos Natasha.
- Jak widzisz, znakomicie. - Laufeydottir skinęła głową na przyjaciół idących szlakiem na sporo wyższym położeniu.
- Nie, nie. - zastrzegła szybko - Nie o to mi chodzi. Ciekawe jak sobie tam radzą z Parker'em.
- A nie jak radzi sobie tam Parker? - zapytała po chwili Sylvie.
- Nie, nie... - zaśmiała się nerwowo Vera - Zdecydowanie to pierwsze.
☕️💙⛰🌿💜🪁
- Rany, ale czad! Te widoki są po prostu niesamowite! - zachwycał się Peter - Dzięki, Tony, że mnie zabrałeś!
- Tak. Dzięki, Tony, że go zabrałeś. - mruknął Wilson bez entuzjazmu.
- Mogę go zepchnąć? - zapytał Bucky.
- Chłopaki. - skarcił ich Stark, po czym zwrócił się do Peter'a - Cieszę się, młody, że ci się podoba. Dajesz radę?
- Jasne! Mam naprawdę dobrą kondycję. Mam nadzieję, że pójdziemy na jakieś bardziej wyczynowe szczyty, gdzie trzeba się będzie trochę powspinać, nie tylko wchodzić. Jakieś szlaki z łańcuchami czy inny odlot!
- A wtedy będę mógł go zepchnąć? - ponowił James.
- Coś ty taki sztywny? - zwrócił się do niego Parker.
- Żebyś ty zaraz nie był sztywny, jak już zlecisz z tej góry. - sarknął.
- Barnes, hamuj się trochę. - odezwał się Stark.
- Tony, spokojnie. - zaśmiał się Peter - To tylko takie niewinne żarciki. Na luzie.
- Ja mówiłem całkowicie poważnie. - zaznaczył Bucky.
- A co u Ned'a? - zagłuszył go Tony - Szkoda, że nie ma go z nami.
- Tak! Szkoda. - odparł natychmiast Parker - Ale powiedział, że nie lubi wycieczek w góry. Wolałby wyjazd nad morze. - wyjaśniał - I w sumie mu się nie dziwię. Ciepły piasek, woda, dziewczyny. Szkoda, że wtedy nas nie wzięliście.
- Ty się, chłopie, ciesz. - parsknął Wilson.
- Czemu?
- No, ja bym na twoim miejscu nie chciał oglądać piachu od dołu. - zaznaczył, na co Parker podrapał się lekko zestresowany po karku.
- Sam, na litość-
- Cześć, chłopaki. - wypowiedź Tony'ego przerwał Pietro, który właśnie zszedł do przyjaciół.
- A ty gdzieś był? - spytał Stark.
- Już zdążyłem wejść na szczyt. Nic wyczynowego. Wracam na dół. - wyjaśnił, po czym wyjrzał za chłopaków - O, widzę dziewczyny! - pomachał im, na co Vera i Wanda odwzajemniły gest, Natasha tylko kiwnęła głową, a Sylvie wystawiła wysoko środkowy palec.
- Szacun! - odparł z entuzjazmem Peter - Chyba musimy się zaprzyjaźnić. - dodał sugestywnie.
- Tak, nalegamy. - przyznał błagalnie Barnes.
- Uspokójcie się. - zirytował się Tony - Młody idzie z nami. Obiecałem, że go zabiorę i musi być pod moją opieką.
Wilson i Bucky wywrócili oczami na te słowa, ale nie odezwali się słowem.
Stark powrócił do Pietro chcąc nawiązać z nim jeszcze krótką rozmowę, kiedy nagle usłyszał za sobą urwany krzyk.
Odwrócił się gwałtownie, chcąc skontrolować sytuację, po czym dostrzegł Peter'a trzymającego się roślin rosnących w miejscu stromego spadku szlaku, na którym wszyscy się znajdowali.
- Nic mi nie jest! Żyję! - nastolatek uniósł kciuka w górę.
Tony, czując niebywałą ulgę, spojrzał wściekle i karcąco na Sam'a oraz James'a, którzy jakby... nie za bardzo wiedzieli o co chodzi... rozglądając się wokół i podziwiając piękny krajobraz majestatycznych gór.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro