11. Gorzki zapach rozkoszy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


***

Poprzedni wieczór był niezręczny? Gorący? Rozpalający krew w żyłach? A może i nawet był moją największą zmorą do końca mojego życia.

Po tym jak zostałam przyłapana na wgapianiu się w idealne ciało Nathana. Mężczyzna zaczął mi robić wyrzuty, że jak tak mogę skoro jest moim szefem. Ja na to zaczęłam mu cytować jego własne słowa. Zamilkł gdy zacytowałam mu, że powiedział „nie podniecaj mnie" i wtedy jego usta się zamknęły na resztę wieczoru.

W łóżku było dość niezręcznie. Procenty w mojej krwi nie ułatwiały nam współpracy. Ręce Nathana wplątały się cały czas w moje włosy, pobudzając w moim brzuchu stado motyli.

Już nigdy nie zapomnę jego gorącego oddechu tuż przy swoich ustach.

— Nadal cię boli głowa? — spytał Nathan, gdy otworzyłam wreszcie swoje oczy, które ujrzały jego prawie nagie ciało. Znowu.

— Głowa nie. Ale oczy już tak — powiedziałam, przecierając dłonią swoje oczy.

Nathan uniósł pytająco brwi.

— Od patrzenia na ciebie. 

— To nie patrz — zakpił, posyłając mi swój durny uśmieszek.

Kompletnie jak na złość przeszedł na wpół nagi przed moją twarzą, rzucając w moją stronę zadziorne spojrzenia i uśmieszki.

Chwyciłam za czarną poduszkę spod mojej głowy i położyłam ją sobie prosto na twarz.

Usłyszałam zagłuszony śmiech Nathana.

— Już wiesz jak ja się czułem wczoraj — wychrypiał.

Złapałam poduszkę ze swojej twarzy i jednym mocnym pchnięciem rzuciłam nią w mężczyznę. Ku mojemu zaskoczeniu trafiła go prosto w jego umięśniony brzuch.

— Zamów jakieś śniadanie, żebyś nie zemdlała mi na tym bankiecie — rzucił, wchodząc do łazienki.

Przekręciłam się na brzuch i wyciągnęłam rękę po telefon.

Czułam się całkiem dobrze, jak na wczorajszą dawkę alkoholu, którą wlałam w swój organizm. Wzięłam leki, które miałam naszykowane na szafce nocnej, stojącej przy łóżku i w tej chwili do drzwi zapukał pan z recepcji z naszym śniadaniem.

Wstawałam już z łóżka by iść po jedzenie ale uprzedził mnie wychodzący z łazienki Nathan, który żwawym krokiem podszedł do drzwi wejściowych.

— Teraz masz jedzenie, nie zemdlejesz więc musimy poważnie porozmawiać — wyjaśnił Nathan, podając mi tace z jedzeniem.

Zmrużyłam brwi i wyjęłam z serwetki sztućce.

— Na dzisiejszym bankiecie będzie mój ojciec — odchrząknął. — Mój ojciec jest właścicielem tej kancelarii, a ja tylko jego wspólnikiem — otworzyłam szeroko oczy. — Jednak jeśli zrobisz dobre wrażenie na moim ojcu to przepisze mi te kancelarie.

Spojrzałam na niego spod byka, przełykając kawałek świeżego chleba.

— A co ja mam z tego? 

— Swoje własne biuro, większą wypłatę? Nauczę cię na prawo jazdy? Przysługę, którą kiedyś będziesz mogła wykorzystać? — zasypał mnie propozycjami Nathan.

Przełknęłam głośno ślinę i po chwili namysłu stwierdziłam, że najlepiej będzie trzymać go w niepewności. Teraz to ja przejęłam pałeczkę i to ja będę go w dziwny sposób torturować.

— Przemyśle.

Ten wieczór zapowiadał się znakomicie.

***

Wiązałam właśnie tył mojej metaliczno niebieskiej sukienki z rozcięciem od połowy uda i delikatnymi falbanami przy kostkach gdy przez drzwi łazienki wyszedł Nathan ubrany w czarną idealnie opinającą się na jego ramionach koszule i tego samego koloru czarne jeansy.

Boże...

Spojrzałam na niego kątem oka i poczułam jak w moimi brzuchu budzą się motyle. Jak źle musiało ze mną być, że motyle w brzuchu pojawiały się od samego widoku Nathana? Bardzo źle.

— Wiem, że się patrzysz Mitchell — skwitował, zapinając ostatni guzik swojej idealnej koszuli. 

— A ja wiem, że ty nie możesz oderwać ode mnie wzroku, Wilson — odgryzłam się mężczyźnie.

Usłyszałam głębokie westchnienie bruneta i dałabym palce sobie uciąć, że właśnie przewrócił oczami spoglądając na moje ładnie podkreślone piersi.

Oblizałam kusząco wargi i chwyciłam za białą kopertówkę, która pasowała mi kolorystycznie z wysokimi szpilkami.

Ramie w ramie opuściliśmy nasz pokój.

Dziś — na szczęście — winda już działała i nie miałam problemu by zejść na dół, gdzie przy samych schodach roiło się od facetów ubranych w garnitury, a przy ich bokach stały ładnie poubierane, zadbane kobiety. Niektóre młodsze, niektóre ciut starsze ale każda wyglądała jakby przyszła tutaj na skazanie, a nie miło spędzić wieczór.

Mi samej nie uśmiechało się siedzenie przy bogaczach z kieszeniami wypchanymi dolarami ale umiałam czerpać z tego korzyści. Największą było dalsze trzymanie Nathana w niepewności.

Zajęliśmy miejsce przy stoliku dla czterech osób.

— Proszę cię Mitchell, zgódź się na moją propozycje, bo właśnie zmierza w naszą stronę mój ojciec ze swoją lafiryndą — wyszeptał na moje ucho Nathan.

Spojrzałam na niego kątem oka i głośno odetchnęłam, poprawiając swoje delikatnie zakręcone włosy.

— Ale ty masz ładną tą dziewczynę, Nathan — powiedziała piskliwym głosem kobieta, którą Nathan nazwał lafiryndą swojego ojca.

Szeroko otwarłam oczy spoglądając do Nathana i serce zaczęło wybijać mi szybszy rytm. Ręce momentalnie mi się spociły.

Wstałam niepewnie z miejsca i kulturalnie podałam rękę średniego wieku kobiecie.

— Dzień dobry, Britney — powiedziałam, delikatnie ściskając dłoń drobnej, ładnej blondynki. 

— Severine — odparła, posyłając mi miły uśmiech.

Co jak co ale od tej kobiety z daleka wyczułam sympatie, co udowodniło mi, że nie mogła być matką Nathana.

Nathan spojrzał na mnie porywczo i przytulił swoją macochę, wciskając na twarz sztuczny uśmiech.

— Cześć synu — powiedział mrukliwym głosem wysoki, postawny facet, klepiąc Nathana po plecach. 

— Cześć — odburknął, posyłając swojemu ojcu najładniejszy uśmiech na jaki było go stać.

Nie ukrywam, nawet mnie ten uśmiech urzekł.

Atmosfera z początku była dosyć napięta i niezręczna ale po chwili rozmowy Nathana z ojcem, nastrój się poprawił. W rozmowę wciągnęła mnie pani Severine.

— To od kiedy wy tak w sumie, kochanie? — spytała.

Czas mi się zatrzymał.

Kurwa.
Co ja teraz miałam odpowiedzieć?

Szturchnęłam Nathana, wbijając mu łokieć pod żebra, a ten natychmiastowo się odwrócił, marszcząc w moją stronę swoje ciemne i gęste brwi.

Po moim niezrozumiałym ruchu warg zrozumiał jaka sytuacja miała miejsce i próbował z tego wybrnąć, czarując macochę swoim idealnym uśmiechem.

— Sev, nie zadawaj takich pytań — odparł, a po chwili złapał moją rękę i położył nasze złączone dłonie na stół. — Wystarczająco długo.

Serce mi się zatrzymało, a w brzuchu pojawiło się — znowu — to przyjemne mrowienie.

Dlaczego ja nadal grałam w jego grę!? Ba! Dlaczego on w nią zaczął grać!?

— Pójdziemy się przywitać z resztą gości, później porozmawiamy Nathan. Zamówcie jedzenie — odparł tata Nathana, chwytając swoją partnerkę za rękę.

— Nathan ja się kurwa nie pisałam na granie w coś takiego — bąknęłam, rozplatając nasze połączone dłonie. 

— Ale grasz w to, Mitchell — powiedział, posyłając mi jego podrywacze spojrzenie, na które - za pewne — poleciała nie jedna.

Przewróciłam oczami i chwyciłam za kartę dań wybierając sobie ostatecznie makaron.

— Dlaczego im powiedziałeś, że jestem twoją dziewczyną?

Spojrzał na mnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy dokładnie tak jakby to on pytał mnie czy to nie prawda.

Westchnęłam ciężko i zaczęłam błądzić po sali pełnej gości.

— Oni sami to założyli — odparł, zakładając ręce na klatkę piersiową. — Ja nic nie mówiłem — dodał, wzruszając ramionami.

Przewróciłam oczami i sięgnęłam za szklankę wody.

Błagam niech ten wieczór się już kończy!

Minęło dwadzieścia minut i do stołu wrócili rodzice Nathana oraz jedzenie, które zamówiliśmy.

Atmosfera wokół była napięta i niezręczna. Ciężko przełykałam posiłek i odliczałam minuty do końca tego spotkania.

Posiłek mi stanął w gardle gdy w zasięgu mojego widzenia pojawił się Harry. Oczy wystrzeliły mi z orbit, a żołądek zmienił się w kształt małego kamyczka.

Odłożyłam widelec z posiłkiem i odsunęłam się delikatnie na krześle.

— Przepraszam ale muszę skorzystać z łazienki — oznajmiłam i wstałam od stołu nie oglądając się za siebie.

Ruszyłam w stronę łazienki, przy której stał Harry z kieliszkiem w ręku. Dziękowałam zaświatom, że ustawił go właśnie przy łazience w dodatku za szerokim filarem.

Harry ubrany jak zwykle elegancko w czarny sweter z półgolfem i tego samego koloru proste garniturowe spodnie wyglądał przystojnie. Jego blond zaczesane pod górę włosy dodawały mu całego uroku.

Obejrzałam się za siebie by upewnić się czy nikt mnie nie obserwuje i szybszym krokiem podeszłam do opartego o białą ścianę Harrego.

— Cześć — powiedziałam niepewnym tonem.

Harry spojrzał na mnie obojętną miną ale po chwili na jego twarzy pojawił się szczery, szeroki uśmiech ukazujący jego idealnie białe zęby.

— Cześć Britney! — odparł podekscytowany. — Co tutaj robisz? — spytał, odpychając się od ściany i poświęcając mi całą swoją uwagę.

Zrobiło mi się gorąco gdy do moich nozdrzy dotarł korzenny zapach, a po moich plecach spłynął zimny pot. Nerwowo poprawiłam włosy.

— Em... Nathan mnie tu zaciągnął — wyjaśniłam, kręcąc niepewnie palcami.

Nie do końca rozumiałam stres, który objął w tym momencie moje ciało. Ale najwidoczniej obecność Harrego mnie przytłaczała i jednocześnie sam on przyciągał mnie do siebie.

Działał jak magnes.

Jego brwi się delikatnie zmarszczyły, a na twarzy pojawił dziwny grymas bólu i lekkiego rozczarowania.

O co mu chodziło?

— Słuchaj Harry, nie chce ci psuć wieczoru ale dlaczego nie pracujesz już w kancelarii? Ostatnim razem niezbyt zrozumiałam — oznajmiłam, nerwowo splatając swoje dłonie.

Mimo, że nadal mdliło mnie od jego korzennego zapachu i brakowało mi już poczucia bogatego aromatu Nathana to nadal stałam tam i czekałam na długo nadchodzącą odpowiedź Harrego.

— Britney, Nathan to ciężki człowiek. Ma trudny charakter, jest wymagający i trudny do zrozumienia - wyjaśnił, spoglądając na mnie z pobłażaniem. — Lecz z tego co udało mi się zrozumieć to powinienem się od ciebie odciąć — dokończył swoją myśl, spoglądając prosto w moje szeroko otwarte oczy.

Zmarszczyłam ze zdziwieniem brwi i spojrzałam na niego pytająco.

— Co to znaczy odciąć?

— Britney, kochana on dostał na twoim punkcie obsesji. Nie mówię, że on jest zły, bo Nathan to ideał na męża. Przystojny, bogaty, troskliwy i potrafi zadbać o kobietę oraz okazać jej szacunek — wytłumaczył. — Ale Britney proszę, uważaj na siebie. Nathan ci nic nie zrobi i nic ci się w jego towarzystwie nie stanie ale wiem ilu kobietom złamał serce. I chociaż wiem, że jest w tobie zakochany po uszy, bo tego zauroczeniem nie można nazwać to uważaj na siebie. Wylał mnie, bo uznał mnie na przeszkodę gdy Tiffany mu powiedziała o naszej randce — dodał, wzruszając ramionami.

Moje serce się zatrzymało, a mózg przestał przetwarzać informacje. To co do mnie docierało ze spóźnionym zapłonem to było coś nowego. Nowe uczucie, którego jeszcze nie znałam.

Miłe uczucie w sercu, rozkojarzenie, motylki w brzuchu i mrowienie między udami.

O te wszystkie emocje przyprawiał mnie ten jeden, jedyny facet o idealnym wyglądzie i zapachu. Co się okazywało, jego wnętrze też było idealne.

Po moim ciele przeszły ciarki, a na rękach pojawiła się gęsia skórka.

— Britney, może i stwierdzam to za szybko ale znam Nathana prywatnie i jako pracodawcę. Wiem jaki jest gdy zacznie za mocno coś do kogoś czuć — stwierdził Harry, obejmując mnie ramieniem.

Skinęłam głową na jego słowa.

— Między nami wszystko w porządku? — spytałam. 

— Jak najbardziej — rzekł, wzruszając ramionami Harry.

Uśmiechnęłam się miło do mężczyzny i ruszyłam w stronę łazienki. Spojrzałam po drodze na apple watcha, który widniał na mojej lewej ręce i wybiła już godzina dwudziesta pierwsza trzydzieści.

Cieszyłam się, że czas zaczynał płynąć szybciej.

Weszłam do ładnej eleganckiej łazienki w odcieniach czerni i złota.

Czarne kafelki idealnie odznaczały się przy białym świetle z niewielkich lamp na suficie i złotych światłach płynących z dużych okrągłych podświetlanych lustrach na jednej ze ścian z umywalkami.

Skierowałam się do jednej z wolnych kabin i spełniłam swoją potrzebę, wciąż myśląc o słowach Harrego, w które nie potrafiłam uwierzyć.

Z własnego rozkojarzenia podczas powrotu do stolika omal nie wleciałam w kelnerkę z ogromną tacą kieliszków. Ostatecznie wpadłam z hukiem na ścianę i wykręciłam sobie kostkę, zwracając na siebie uwagę Nathana.

— Wszystko w porządku? Długo cię nie było — stwierdził, kładąc dłoń na moją talie.

Poczułam napływające gorąco prosto na miejsce, które trzymał Nathan.

Pokiwałam głową i ruszyłam w stronę stolika, odprowadzana przez samego Nathana.

— Britney, taka szczuplutka jesteś, taka drobniutka zjedz jeszcze dziecko — skwitowała macocha Nathana, obserwując mnie miernie.

Posłałam kobiecie miły uśmiech i chwyciłam za widelec by dokończyć mój makaron.

Obserwowałam całą sale, która w większości pogrążona była w tańczących ze sobą w rytm muzyki parach gdy przed oczami ujrzałam ojca Nathana, który wstając poprawia swoją marynarkę.

— Severine, najdroższa mogę cię prosić do tańca? — zapytał ojciec Nathana spoglądając na swoją wybrankę.

Severine cala poczerwieniała i miło uśmiechnęła się do swojego partnera chwytając za jego dużą dłoń.

Chwile później ujrzałam parę tańczącą na środku parkietu w rytmie powolnej muzyki.

Serce mi drżało gdy widziałam te wszystkie kochające się pary pogrążone w miłosnym kawałku muzyki.

Niby uroczysty bankiet ale jednak czas na tańce zawsze musi się znaleźć.

— Panno Mitchell, czy... — odezwał się Nathan, spoglądając w moją stronę.

— Kiedy skończysz mówić do mnie po nazwisku? — przerwałam mu.

Na twarzy Nathana pojawił się kpiący uśmiech i spojrzał mi prosto w oczy.

— Kiedy będzie ono brzmiało Wilson.

I wiedziałam, że już jestem w piekle.

***

#TheLawyer

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro