20. Bezpieczeństwo

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

***

— Kurwa! — wrzasnęła moja współlokatorka, wybudzając mnie ze snu.

Otworzyłam leniwie oczy i rozejrzałam się po pokoju. Nie było tutaj Lucy, a krzyk był okropnie donośny. Po chwili jednak drzwi się uchyliły.

— Zalało nas — oznajmiła z miną jakby wróciła ze spotkania ze skunksem. 

— Jak to? Zalało? — spytałam zdezorientowana, patrząc na Lucy jak na największą wariatkę. 

— No chodź to ci pokaże.

Z niechęcią wynurzyłam się ze swojego wygodnego łóżka i ruszyłam za swoją przyjaciółką.

Nasza łazienka była zalana. Dosłownie. Nie było tam suchej nitki. Wanna była pełna wody, a podłoga pływała. Kosz na pranie ociekał kroplami wody, a stopy Lucy odziane w skarpetki w kolorze szarym były czarne od wilgoci.

Złapałam się za głowę modląc się by to był największy mój koszmar. Ale nie był gdy jedną moją nogę oblała nowa fala wody wypływająca z wanny.

— Kurwa — bąknęłam, wychodząc z łazienki. — Co teraz?

Lucy pokiwała bezsilnie głową i otworzyła szeroko swoje jasno brązowe oczy. Oparłam brodę o kuchenny blat i czekałam aż jakiś świetny pomysł wpłynie do mojej głowy.

— Zadzwonię do właściciela — odchrząknęła Lucy, zmierzając do swojego pokoju.

Niedługo później usłyszałam tylko jej głośny wrzask, który słyszeli zapewne na Alasce.

— O ja pierdolę — powiedziałam, zasłaniając dłonią usta i patrząc na zalany już pokój mojej przyjaciółki.

Dywan, który gościł na szarych panelach był tak mokry, że pod nogami czułam kałuże. Łóżko się ślizgało, a ubrania rzucone na ziemi były przemoczone do takiego stopnia, że można było z nich wykręcać wodę na kolejny tydzień.

Ruszyłam biegiem do pokoju, który jeszcze był suchy i dorwałam akurat dzwoniący telefon.

— Dzień dobry, tutaj wynajemca mieszkania. Doszły mnie słuchy, że zaczęło zalewać. Prosiłbym o odstąpienie od umowy, a ja zwrócę koszty za następne miesiące, które miały być tutaj spędzone. Będę na miejscu za piętnaście minut — wyjaśnił właściciel naszego mieszkania i nie dopuszczając już mnie do słowa, rozłączył się.

— Pocieszę cię — oznajmiłam, zwracając na siebie uwagę zmarnowanej przyjaciółki. — Nie tylko nas zalało — zakpiłam, puszczając do rozwścieczonej Lucy oczko.

Kilka minut później gdy próbowałyśmy wysuszyć zalaną już kuchnie przez nasze drzwi wszedł właściciel.

— Dzień dobry — powiedział z okropnym spokojem.

Obie z Lucy spojrzałyśmy na niego ze złością wymalowaną na twarzy i błagałyśmy o cierpliwość do samych siebie.

— Dobrze. Tutaj umowa odstępująca, a w kopercie kwota, którą zapłaciły panie z góry — oznajmił, wykładając na blat papiery. — Mogą się panie teraz spakować i podpisać.

Kiwnęłyśmy do siebie z Lucy głowami i w tym samym momencie ruszyłyśmy podpisać papiery.

Od razu po tym właściciel poprosił nas o klucze do mieszkania i wyszedł dając nam pół godziny na spakowanie, gdyż później miała przyjechać tutaj firma ubezpieczeniowa.

— Zajebie się kiedyś. Nicholasa nie ma w tym stanie nawet! — krzyczała Lucy, pakując moje rzeczy. 

— Przecież pojedziemy do Megan — uspokajałam swoją przyjaciółkę. 

— A ty? — spytała.

Wzruszyłam ramionami na jej słowa i całkiem zapomniałam, że nie wiem gdzie się podzieję. Nie było to teraz dla mnie największym zmartwieniem.

***

— To gdzie ty teraz będziesz spała?! Przecież jakoś się wyśpimy tutaj. Nie ma opcji, że cię stąd wypuszczę — krzyczała Megan, zamykając mi drogę do drzwi.

Od dwudziestu minut zapewniałam siostrę mojej przyjaciółki, że wynajmę sobie pokój w jakimś hotelu i przez jakiś czas tam zostanę. Ale ona jak i Lucy były uparte i święcie przekonane, że nie mogę tak funkcjonować.

— Dzwonię do Nathana — oznajmiła Lucy. 

— Nie ma takiej opcji — burknęłam i szybkim krokiem ruszyłam do swojej przyjaciółki.

Nie zdążyłam wyrwać jej telefonu gdyż jak do niej dotarłam to był już przy jej uchu.

— O hej tutaj Lucy. Słuchaj mam taki mały problem z Britney. Tak tak. Jak zwykle — mówiła moja przyjaciółka, cicho podśmiechując. — Zalało nam mieszkanie i Britney nie ma za bardzo się gdzie podziać. O to świetnie jakby coś się udało. Tak dziękuje, wyślę ci za chwilkę adres — dodała, po chwili się rozłączając.

— Zniknij mi z oczu zanim się na ciebie rzucę — wycedziłam przez zaciśnięte zęby. 

— Ale ostro — skwitował mąż Megan, mrużąc przy tym oczy.

Spojrzałam na niego morderczo, a ten od razu wyciągnął ręce w obronnym geście i cofnął się do kuchni, w której wcześniej się znajdował. Lucy uciekła z zasięgu mojego wzroku, a ja zostałam prowadzona do salonu wprost na kanapę.

— To dla twojego dobra Britt. Poza tym popatrz na korzyści — powiedziała Megan, unosząc do mnie brwi w dwuznacznym geście.

Ta kobieta przekraczała samą siebie.

Siedząc tak na kanapie i stopniowo się uspokajając, dotarła do mnie cała powaga tej dziwnej sytuacji, w której się znalazłam. Moje rozmyślenia przerwał dzwonek do drzwi oznaczający, że ktoś właśnie przyjechał.

— Nie będę wchodził i się panoszył więc może Britney już jechać? Wyjechałem z firmy więc musiałbym szybko wrócić — usłyszałam mój ulubiony ochrypły głos. 

— Tak oczywiście. Britney! — krzyknęła moja przyjaciółka, a ja jakbym szła na skazanie ruszyłam w stronę drzwi wejściowych, przy których stała Lucy.

— Zdradziecka szuja — wyszeptałam, mijając swoją przyjaciółkę ale ta nic sobie z tego nie zrobiła i wzruszyła tylko ramionami, posyłając wredny uśmieszek.

— Nie podziękujesz? — spytał Nathan, wyruszając jego czarnym lamborghini z podjazdu. 

— Za co? — prychnęłam.

Mężczyzna uniósł kąciki swoich ust i zmrużył swoje idealne czekoladowe oczy. Dopiero teraz zauważyłam, że gdy się uśmiecha ma urocze dołeczki w policzkach.

— Oh, przepraszam. Dziękuje za zmiłowanie i danie dachu nad głową zarozumiały bałwanie ale z pewnością poradziłabym sobie sama — burknęłam, powodując jeszcze szerszy uśmiech mężczyzny.

— Twoja przyjaciółka uważa inaczej, skarbie  odpowiedział, kładąc swoją dłoń na moim udzie.

Ciepło oblało moje ciało, a między udami pojawiło się mrowienie. Znowu zmierzaliśmy do tego samego. Spojrzałam na widok za oknem i drogi, którymi jechaliśmy w ogóle nie przypominały dróg zmierzających do centrum miasta.

— Gdzie jedziemy? — spytałam, marszcząc brwi w stronę bruneta skupionego na drodze. 

— Nauczyć cię na egzamin prawa jazdy — oznajmił.

Otworzyłam szeroko oczy i prychnęłam na tyle głośno by mężczyzna mnie usłyszał. Jego wzrok powędrował na moją twarz i znów kpiąco się do mnie uśmiechnął.

— Co proszę? 

— To co słyszysz, Mitchell.

Całą resztę drogi, która prowadziła do niewielkiej ale urokliwej wsi, w której właśnie się znalazłam wraz z Nathanem była spełniona w milczeniu. Udawałam obrażoną ale Nathan siedział tylko kątem oka na mnie zerkając i posyłając mi cwaniacki uśmiech, ukazując dołeczki w swoich policzkach.

— Jak ci dobrze pójdzie dostaniesz nagrodę — oznajmił, otwierając przede mną drzwi od strony kierowcy. 

— Jaką? — odparłam niechętnie, siadając na wygodnym fotelu lamborghini.

Nathan przyłożył tylko tajemniczo palec do ust i zamknął drzwi, a po chwili zajął miejsce pasażera, zapinając pasy.

— Po lewej masz sprzęgło, na środku hamulec i po prawej gaz — wyjaśnił Nathan, wskazując palcem na poszczególne pedały.

Skinęłam na jego słowa i złapałam rękami kierownice. Postawiłam nogę na lewym pedale i próbowałam wyruszyć.

— Boże daj mi cierpliwość — wypowiedział błagalnie Nathan, składając ręce ku niebu.

Uśmiechnęłam się głupio w jego stronę.

— Jeszcze raz. Po lewej masz sprzęgło, nie gaz. Po prawej masz gaz i to musisz nacisnąć pierwsze, słońce — wyjaśnił z niebezpiecznym spokojem w głosie.

Położyłam więc nogę na pedał po prawej stronie i delikatnie przycisnęłam, patrząc na drogę przede mną.

— Pewniej, mała — dodał Nathan.

Przycisnęłam więc pedał i czułam jak wolno się poruszamy w przód.

— Steruj kierownicą by nie jebnąć w jakieś drzewo po drodze i nas staranować, a jak powiem hamuj to naciskasz pedał na środku — wytłumaczył spokojnym tonem głosu.

Czułam jego wzrok na sobie, ale czułam też dziwną ekscytacje, że to czego tak okropnie się bałam okazało się być nieco prostsze. A przede wszystkim wszystko szło po mojej myśli.

— Hamuj — rzekł.

Jak zaprogramowany na polecenia robot, przełożyłam nogę na pedał po środku i wcisnęłam hamulec, nie odwracając wzroku z drogi okrążonej drzewami.

— Świetnie. Jeszcze raz — zarządził Nathan, głaszcząc mnie czule po udzie.

Poczułam stado motyli pędzących w moim brzuchu. Spełniłam jego polecenie i za każdym jego następnym słowem przyspieszałam.

W końcu prędkość, którą osiągnęłam mnie przerosła i zapominając w którym miejscu znajduje się pedał hamulca z hukiem wjechałam w pobliskie drzewo.

— Kurwa. Nic ci nie jest? — krzyknął Nathan, odnajdując w chmurach kurzu dłońmi moją twarz. - Szybko wyjdź.

I choć próbowałam z całych sił wyjść z samochodu to coś zablokowało moją nogę i byłam pozbawiona jakiegokolwiek ruchu.

— Nathan? — spytałam gdy nie zauważyłam mężczyzny na miejscu obok. 

— Tu jestem, młoda — oznajmił, otwierając drzwi od mojej strony.

Odetchnęłam z ulgą gdy mężczyzna znalazł się przy moim boku i delikatnie włożył swoje dłonie pod moje nogi i ostrożnie wyjął mnie z samochodu.

Czułam jego bliskość, jego zapach i jego mocne uczucie kierujące w moją stronę. Czułam, że jestem dla niego ważna i wiedziałam, że to jest mężczyzna, którego uporczywie nie mogłam znaleźć.

— Już wszystko w porządku, mała. Boli cię coś? — spytał.

Nie wiem jak ten facet mógł zachować taki spokój podczas gdy rozwaliłam jego auto, a naprawa mogła kosztować setki tysięcy.

— Nathan rozjebałam ci samochód, a ty się pytasz czy wszystko u mnie w porządku? — spytałam, unosząc brwi. 

— To ty się dla mnie liczysz, nie samochód — oznajmił, ściągając z mojej lewej nogi, która ówcześnie mi utknęła buta.

Poczułam szybsze bicie serca nie ze względu na wypadek ale na słowa bruneta. Roztapiał moje wnętrze każdego dnia coraz bardziej. I teraz już wiedziałam, że część mojego serca jest w zupełności oddana temu mężczyźnie, którego zwykłam nazywać diabłem.

Na mojej twarzy widniał grymas bólu, gdy Nathan zdjął z mojej bolącej kostki czarnego conversa. Poruszył delikatnie moją stopą, nie odrywając wzroku od zmieniającego się wyrazu mojej twarzy.

— Boli? — spytał, obserwując uważnie moją twarz.

Pokiwałam potwierdzająco głową, wyginając się z bólu, który mnie dopadł.

— Zaczekaj chwilę — oznajmił, wyciągając z kieszeni swoich nieskazitelnych czarnych jeansów telefon i odszedł dwa kroki ode mnie.

Niestety bądź stety nie usłyszałam żadnego szczegółu rozmowy ale nie było to teraz dla mnie żadnym problemem. Większym problemem była moja cholernie pulsująca noga.

— Jacob już jedzie — oznajmił brunet, klękając tuż przy mnie.

Pokiwałam głową niezdolna wydusić z siebie jakiegokolwiek więcej słowa i oparłam głowę o ramie mężczyzny.

— Przepraszam — wyszeptałam. 

— Britney wypluj te słowa. W żadnym wypadku masz mnie za to nie przepraszać. Teraz ważne jest tylko twoje zdrowie. Jasne? — odburknął mężczyzna, patrząc mi prosto w oczy.

Pokiwałam głową na jego słowa, gdyż nie miałam nawet siły się kłócić. Poczułam jego ciepłe wargi na swoim czole. Stado motyli znów przeleciało przez mój brzuch.

Niecałe dziesięć minut później, które spędziliśmy w całkowitej ciszy, podjechał do nas biały mercedes, a z niego wybiegł niemal mój były wykładowca biologii, ubrany w swoje niezniszczalne błękitne jeansy i białą koszulkę z kołnierzykiem. Jego brązowe włosy jak zwykle były w całkowitym nieładzie.

— Już jestem, Britney jeżeli poruszę kostką masz mówić, w której sekundzie cię zabolało — wytłumaczył Jacob, klękając przy moich nogach.

Kilka minut później, stałam już o własnych nogach ale oparta o ramiona Nathana.

— Cóż, szpital nie będzie potrzebny ale musisz oszczędzać przez pięć dni nogę i wtedy przyjadę zobaczyć czy nic się nie stało — wyjaśnił Jacob.

Pokiwałam głową na jego słowa i byłam wdzięczna, że akurat on był znajomym Nathana i akurat on studiował pieprzoną biologię i akurat teraz się przydał.

Swoją drogą podziwiałam go jak można tak zniszczyć sobie życie i zostać wykładowcą biologii, bo gdy ja uczyłam się tego przedmiotu to podstawy podstaw mnie przerastały, a co dopiero gdybym miała uczyć się rozszerzenia.

— Wsiadajcie — oznajmił, otwierając tył swojego samochodu.

Po samochód Nathana miała przyjechać laweta, po którą zadzwonił i od razu mieli zabrać jego skasowane auto do naprawy. A ja zamiast martwić się sobą to i tak po długich zapewnieniach od Nathana, że nic się nie stało nadal myślałam o zniszczeniu jego samochodu.

Bywałam egoistką ale ta sytuacja kompletnie mnie przerosła. Było mi głupio, że zniszczyłam jego samochód i nie jestem w stanie pokryć tych ogromnie wysokich kosztów.

— Jacob, od razu do mnie — zawiadomił Nathan, a Jacob skinął głową wyjeżdżając z pobocznej drogi.

Jakiś czas później znaleźliśmy się już w mieszkaniu Nathana po ciężkiej drodze po schodach, która przebiegła mi bardzo szybko, gdyż brunet wziął mnie na ręce i nie pozwolił mi na żadną dyskusje.

Leżałam na kanapie otulona ciepłym kocem i wgapiona w jakiś program, który akurat leciał w telewizji.

Brunet zmierzał w moją stronę z kubkiem gorącej herbaty w ręku, a w drugiej dłoni trzymał paczkę moich ulubionych chipsów. Mianowicie orzechowe chrupki w kształcie kuleczek, którymi zajadałam się w smutne i wesołe dni.

— Jesteś na mnie zły? — spytałam, wyciągając dłoń po herbatę.

Nathan zmierzył mnie wzrokiem i otworzył paczkę chrupek, zajmując miejsce obok mnie.

— Jestem wściekły — zaczął. — Wściekły, że zamartwiasz się pieprzonym samochodem, który jest warty głupich pieniędzy, zamiast myśleć o sobie.

Ten mężczyzna był spełnieniem moich największych fantazji, o których nie miałam nawet pojęcia.

***

#TheLawyer

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro