19. Żyjemy po to, aby umrzeć

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zazwyczaj gdy jakakolwiek krzywda dzieje się naszym najbliższym płaczemy, krzyczymy albo prosimy wszechświat, by nam ich nie odbierał. Śmierć atakuje niezauważenie i w momencie, którego się nie spodziewamy. Zaskakuje nas i sprawia, że coś wewnątrz nas umiera.

Nie da się przygotować na utratę najbliższej osoby. Nie ważne czy byśmy wiedzieli, że ten dzień nadejdzie, czy żylibyśmy bez świadomości. Życie bywa dla nas upierdliwe, a los często się nad nami pastwi. Nic ani nikt nie okazuje nam łaski.

Żyjemy po to aby umrzeć. Całe nasze życie mija w zatrważająco szybkim tempie i zatrzymuje się tylko w momencie, gdy nasze serce przestaje bić. Wtedy odchodzimy. Znikamy, pozostawiając po sobie żal, pustkę, cierpienie i ogrom wspomnień. Zostawiamy cząstkę siebie.

Jednak życie może też zatrzymać się w inny sposób. W taki, jak ten gdy dostałam telefon ze szpitala. Nie czułam nic, a w uszach mi niebezpiecznie szumiało. Tak jakby w jednej sekundzie życie pełne barw, zamieniło się w czarno białe fotografie.

Zupełnie tak, jakby los odbierał mi mój sens życia. Tak jakby los się nade mną pastwił. Przygotowywał mnie do najgorszego. Do zbliżającego się naszego końca.

Po tych słowach, które dane mi było usłyszeć, telefon wysunął się z mojej dłoni i spadł z hukiem na podłogę. Chociaż huk był tylko wytworem mojej wyobraźni, bo tak naprawdę nie słyszałam nic prócz szumu.

Później nie pamiętałam już nic. Nie miałam pojęcia jak znalazłam się w śnieżnobiałym szpitalu, kawał drogi od domu. Byłam nieżywa. Mimo, że moje ciało znajdywało się tu, gdzie był Nathan, to umysł dryfował gdzieś pomiędzy życiem, a śmiercią.

Oparłam się o zagłówek plastikowego szarego krzesełka. Cały szpital wyglądał jakby był bez życia. Smętny, ponury i cichy. A tą okropną ciszę co chwile przerywało tylko pikanie, albo odległe kroki lekarzy.

Uniosłam głowę, gdy do moich uszu dotarł odgłos otwieranych drzwi. Lekarz w białym kitlu opuścił salę operacyjną. Serce podeszło mi do gardła, a dłoń należąca do mojej mamy, pogłaskała mnie po ramieniu.

Wyraz twarzy mężczyzny nie zwiastował nic, co pragnęłam usłyszeć.

— Operacja zakończona — wydukał lekarz, poprawiając okulary w czarnych oprawkach. Zmarszczył noc i odchrząknął. — Pacjent aktualnie jest w stanie stabilnym — dodał. — Jednak szanse, że przeżyje są nikłe. A jeśli już mu się poszczęści, prawdopodobnie stracił pamięć.

Patrzyłam na łysego mężczyznę pustym wzrokiem. Powoli przyswajałam informacje, które wypowiedział, a gdy skinął głową i odszedł, opadłam z powrotem na plastikowe krzesło za sobą.

Jedna z kilku łez uciekła spod mojej powieki. Polała się strużką po policzku, aż dotarła do ust. Poczułam słoność. Nie spuściłam wzroku, nie patrzyłam nigdzie indziej. Wlepiłam swoje spojrzenie w drzwi sali, w której leżał właśnie Nathan.

Nie potrafiłam krzyczeć, płakać, łkać i błagać wszechświat, aby mi go nie zabierał. Byłam kompletnie bezsilna i żadna nadludzka moc nie sprawiłaby, że otrzeźwieję i zrozumiem co się właśnie działo. Bo teraz byłam jeszcze niczego nie świadoma.

— Chcesz kawę? — spytała moja mama, patrząc na mnie zboku. Zaprzeczyłam kiwnięciem głowy. — Herbatę? — Znów przecząco pokiwałam głową. — Wody? Soku? — odmówiłam cichym mruknięciem. — Britney, do cholery!

Obróciłam leniwie głowę w stronę mojej mamy. Jej wzrok był ostry, a mój pusty. Patrzyła na mnie wściekła, a dłonie zaciśnięte miała w pięści. Przymrużyłam oczy.

— Myślisz, że Nathan byłby zadowolony, że siedzisz tutaj od sześciu godzin bez jedzenia i picia? Nie wspominając nawet o śnie — wygłosiła swój monolog kobieta, uporczywie się we mnie wpatrując. — Musisz być silna za was obu. Nie możesz być słaba, Britney. On by tego nie chciał.

— Mamo, on...

— Nie waż się tak mówić, kochanie. Nathan jest silny i nie pozwoli sobie, ciebie zostawić. Nie on, jasne? — Powiedziała, zakładając mi zabłąkany kosmyk za ucho. — Bądź silna dla niego, skarbie.

Pokiwałam leniwie głową i wróciłam do wpatrywania się w białe drzwi przed sobą. Czekałam od sześciu godzin, aż ktoś w końcu mnie tam wpuści. Siedziałam sześć godzin na niewygodnym plastikowym krzesełku w tej samej pozie, po to, aby usłyszeć, że Nathan ma małe szanse na przeżycie.

***

Przyszłam pod salę, w której wciąż leżał Nathan. Wyglądał lepiej niż poprzedniego dnia, ale wciąż było źle.

Biała cera zlewała się prawie kolorem z jasną poduszką. Jego ciemne tęczówki, które pragnęłam zobaczyć, były zamknięte, a szczupła sylwetka znikała w obszernej pościeli. Nie wyglądał już jak mój Nathan, któremu zdecydowałam się oddać serce.

Wciąż był Nathanem, któremu oddałam serce, ale nie wyglądał tak. Wyglądał słabo. Z dnia na dzień coraz słabiej.

Usłyszałam odgłosy kroków, spojrzałam w tamtym kierunku. Do sali zbliżał się Maurico, od dwóch dni dzielnie czuwał nad Nathanem i ani razu nie pozwolił mi do niego wejść. Jednak ja nadal się nie poddawałam.

— Doktorze? — Wymamrotałam, robiąc w jego stronę maślane oczy. Poprzednie dwanaście razy się nie udało, ale warto było wierzyć, że w końcu się zgodzi.

— Pani Britney — odsapnął, spuszczając dłonie wzdłuż ciała. Popatrzyłam na niego ze skruchą. — Trzy minuty.

Moje usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu, gdy lekarz nareszcie zgodził się wpuścić mnie do sali. Nagle gdy nadszedł ten moment, stres zaczął wyżerać mnie od środka. Bałam się najbardziej tego, że będzie to nasze pożegnanie.

Przełknęłam ciężko ślinę i leniwym krokiem, wsunęłam się do sali. W środku było okropnie gorąco. Spojrzałam w stronę łóżka, gdzie leżał Nathan.

Przez szybę nie wyglądał tak bardzo źle, jak z bliska. Patrzyłam na niego, a w moich oczach pojawiły się łzy. Serce delikatnie przyspieszyło rytm, a w uszach dudniło pikanie, dobiegające ze sprzętów obok łóżka.

Usiadłam ostrożnie przy łóżku i przyjrzałam się brunetowi. Zapiekło mnie od środka, gdy dotarło do mnie, że to jest przykra rzeczywistość, a nie tylko koszmar, z którego zaraz się wybudzę. Uniosłam swoją dłoń, by pogłaskać mężczyznę po policzku.

Poczułam kilkudniowy zarost, a jego skóra była lodowata. Jedyną oznaką, że jeszcze przy mnie jest, był pikający sprzęt tuż obok mojej głowy. Pozwoliłam jednej łzie uciec spod powieki. Chwyciłam jego dłoń i dopiero w tym momencie zrozumiałam, jak bardzo mnie potrzebuje.

Jak bardzo potrzebujemy siebie nawzajem. Bo prawda była taka, że gdy nie było Nathana, ja też nie istniałam.

Złączyłam jego chłodną dłoń z moją rozgrzaną i potarłam kciukiem jej wierzch. Cichy szloch wyrwał się spomiędzy moich warg.

— Potrzebuję cię — wyszeptałam, a po moich policzkach zaczęły spływać słone łzy. — Tak strasznie cię potrzebuję...

***

Każdy kolejny dzień bez Nathana, był dla mnie jak prawdziwe męczarnie.

Nie potrafiłam normalnie funkcjonować, myśleć i spać. Gdy po całym dniu spędzonym w szpitalu, przy łóżku mojego męża, wracałam do hotelu w Ridgecrest, byłam cholernie zmęczona, jednak ani na chwilę nie potrafiłam zmrużyć oka.

Od siedmiu dni nie spałam. Jadłam tylko wtedy, gdy moja mama mi o tym przypomniała, a jedyne co piłam to kawa, na zmianę z energetykami. Nie potrafiłam wrócić do żywych. Szpital stał się moim domem, a hotel miejscem do płakania i przemyśleń.

Zegar w szpitalnej stołówce wskazywał: 11:38. Wpatrywałam się w główną ulicę miasta, na którą widok rzucały mi duże szpitalne okna. Moją chwilę spokoju przerwał dzwoniący telefon. Chwilę mi zajęło, zanim zorientowałam się, że dzwoniący telefon należy właśnie do mnie.

Chwyciłam urządzenie i po chwili przyłożyłam je do ucha.

— Britney, przepraszam, że dzwonię, wiem że masz teraz ciężki okres i sporo na głowie, a ja cię jeszcze obarczam, ale Nathan miał brać udział dzisiaj w konferencji online kancelarii prawniczych z naszego stanu i chciałam spytać, czy dałabyś radę być? Mogę odwołać naszą obecność jeśli chcesz. — Wyjaśniła Kristy.

Mój obłąkany wzrok latał po całej stołówce, a umysł nie do końca pracował zgodnie z tym jak powinien.

— Jesteś tam? — usłyszałam zmartwiony głos koleżanki z pracy.

— Tak, jestem — wydukałam. — Przyjadę, tylko naszykuj mi co mam mówić, bo nie mam do tego głowy. Przepraszam, że cię obarczam...

— Spokojnie, wszystko naszykuję. Konferencja zaczyna się za półtorej godziny. Do zobaczenia — powiedziała rozpromienionym głosem, po chwili przerywając połączenie.

Ponownie spojrzałam na elektryczny zegarek i po chwili leniwie wstałam z krzesełka, szurając nim po podłodze. Przeszłam przez korytarz i wsiadłam do windy. Nacisnęłam guzik z numerem trzy i czekałam aż dotrę na miejsce.

Drzwi windy rozsunęły się, ukazując ten nieszczęsny ponury korytarz, który znał mnie już lepiej, niż ja samą siebie. Na oślep ruszyłam do pokoju, w którym leżał Nathan.

Tego dnia skorzystałam już z wejścia do sali i na więcej nie mogłam liczyć. Przystanęłam przy szybie i wpatrywałam się w bladą skórę mojego męża. Teraz gdy nie słyszałam żadnego pikania aparatury, nie wiedziałam czy wciąż jest ze mną na tym świecie, czy trafił na drugą stronę.

Mogłam jedynie wierzyć, że mnie nie zostawił.

***

Zapukałam do drzwi mieszkania, tak jak to miałam w zwyczaju. Nie potrafiłam wrócić do domu, wiedząc że nie będzie tam Nathana. Nie mogłam też wrócić do szpitala, bo byłam potrzebna w kancelarii.

Zaczęły pojawiać się jakieś problemy z braku organizacji i Nathan miał zaplanowane wiele konferencji, na których teraz musiałam go zastąpić.

Drzwi uchyliły się delikatnie, a w nich stanęła roześmiana Nicole. Wiedziałam, że martwi się o brata i zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji, ale nie mogła zrobić nic więcej, niż wierzyć, że wszystko się ułoży.

— Właź — zagaiła, otwierając szerzej drzwi.

Kąciki moich ust powędrowały ku górze. Zdjęłam czarną marynarkę, którą miałam na sobie od momentu konferencji i weszłam w głąb mieszkania. Na kanapie siedziała Lucy oraz Megan ze swoimi dziećmi.

Ucieszyłam się na ich widok. Była to dla mnie w pewnym stopniu ulga, bo przez ostatnie siedem dni widziałam tylko blade ciało Nathana, doktora i swoje marne odbicie w lustrze. Ciągle zapominałam się napić, zjeść coś, o śnie nie wspominając. Zupełnie tak, jakbym traciła wszystkie zdolności do funkcjonowania gdy Nathana nie ma przy mnie.

— No jesteś — powiedziała Megan, podnosząc się z kanapy i robiąc skwaszoną minę gdy jej bosa stopa zderzyła się z leżącym na podłodze, klockiem.

Rudowłosa kobieta przysunęła się do mnie i porwała w niedźwiedzi uścisk, a mnie od razu się polepszyło. Zupełnie jakbym właśnie tego potrzebowała.

Po chwili Megan zamieniła się z Lucy i tym razem to przyjaciółka mocno mnie wyściskała.

— Jak się czujesz? — Spytała troskliwie, poprawiając swojego rozwalonego koka na głowie.

— Nie czuję się — odparłam beznamiętnie, wzruszając ramionami.

— Kawy? Herbaty? Wina? — wymieniła Nicole, a ja przypomniałam sobie, że dziś nie piłam ani kawy, ani energetyka.

— Wino.

Odetchnęłam z ulgą i usiadłam na kanapie, tuż obok wymachującego nóżkami Liama. Niedługo to ja miałam trzymać na rękach małe dziecko. Problem był taki, że nie byłam pewna czy będę miała kogoś przy swoim boku.

— Nie możesz wina, Britney — zaprzeczyła definitywnie Lucy.

Obie kobiety spojrzały na mnie pytająco, a ja wzruszyłam ramionami. Spuściłam głowę i wyszeptałam:

— Jestem w ciąży.

W mieszkaniu zapadła chwilowa cisza, która nieco mnie zaniepokoiła, ale już po chwili Megan wybuchła głośnym piskiem, zrywając się z kanapy.

— No w końcu będzie komplet! — Dodała po chwili, znowu obejmując mnie w ciasnym uścisku.

— W takim razie zrobię ci herbatę. — Oznajmiła Nicole, uśmiechając się do mnie niemrawo.

W tym momencie mogłam śmiało stwierdzić, że wiedziałam co jej chodzi po głowie. Pomyślała zupełnie o tym, o czym myślałam ja od siedmiu dni. Pomyślała, że mogę zostać całkowicie sama z dzieckiem. Zupełnie tak, jak została ona.

Nicole zawsze była kobietą, która troszczyła się o wszystkich wokół, a swoje dobro stawiała dopiero na drugim miejscu. Chciała zbawić cały ten popaprany świat. Miała zbyt dobre serce i każdy kto zdążył ją poznać, sam się o tym przekonał.

Brakowało mi takiej babskiej rozmowy, dlatego nie zauważyłam nawet gdy zegar wybijał godzinę dwudziestą, a dzieciaki były gotowe do snu. Nicole zaproponowała bym została u niej na noc, a ja niestety musiałam przytaknąć, bo pozostałe dwie kobiety obarczyły mnie zbyt ciężkim spojrzeniem, gdy zaczęłam się nad tym zastanawiać.

Wzięłam chłodny prysznic i wciągnęłam na siebie dres, który pożyczyła mi Nicole. Kobieta powiedziała, że przyjdzie do pokoju gdy tylko się umyje i wtedy pogadamy. Ale ja tym razem odczułam potworne zmęczenie.

Pierwszy raz od siedmiu dni zasnęłam.

#TheLegal

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro