23. Nie odpuszczaj

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy usłyszałam po drugiej stronie słuchawki głos pielęgniarki, która dzwoniła ze szpitala, moje serce na moment przestało bić. Nie chciałam niczego usłyszeć przez telefon, więc niemalże od razu się rozłączyłam.

Zerwałam się z krzesełka w kawiarni i zostawiłam adwokata bez żadnej odpowiedzi. Nie miałam na to czasu. Musiałam jak najszybciej dowiedzieć się co z Nathanem. Dlatego całe czterdzieści minut później wbiegłam jak oszalała do szpitala w Ridgecrest i niemalże rzuciłam się do windy.

Wcisnęłam pięć razy guzik z przyciskiem odpowiedniego piętra, zanim winda ruszyła. Gdy drzwi opornie się zamykały, żałowałam, że nie zdecydowałam się pobiec po schodach, bo zdecydowanie krócej by mi to zajęło. A aktualnie nie było czasu, aby coś szło powoli.

Wybiegłam z windy, gdy drzwi jeszcze do końca nie zdążyły się otworzyć. Po korytarzu, który zazwyczaj świecił pustkami, kręciło się nadmiernie dużo ludzi. Wzięłam głęboki oddech i na oślep ruszyłam w stronę sali, w której ostatnie dziesięć dni przebywał Nathan.

Spojrzałam w szybę i automatycznie po moim policzku spłynęła łza. Oddech uwiązł w gardle, a serce przestało wybijać rytm. Widziałam puste łóżko, które wyglądało jakby od dawna nikogo tutaj nie było.

W mojej głowie huczały tylko dwa słowa: nie zdążyłam.

Osunęłam się delikatnie po ścianie, wciąż nie wierząc w to co się wydarzyło. Nie potrafiłam pojąć tego, co się stało. Po chwili miałam wrażenie, że mój płacz usłyszał cały stan Kalifornia.

Rozpłakałam się na dobre. Zacisnęłam dłonie w pięści i waliłam nimi o ścianę za plecami. Przygryzłam wnętrze policzka i łkałam. Łzy strumieniem spływały po moich policzkach, a włosy związane w niechlujnego koka, przyklejały się do mojej twarzy.

Poczułam jak ktoś szarpie mnie za ramię. Nie potrafiłam jednak rozchylić powiek, bo ból był zbyt silny. Coś wyżerało mnie od środka, a serce, które niedawno zdążyło się odbudować, złamało się na pół i już nigdy miało się nie naprawić.

Przez ostatnie dziewięć dni wmawiałam sobie, że Nathan mnie nie zostawi. A on to zrobił. Zostawił mnie.

— Pani Wilson — usłyszałam jak za mgłą. Poczułam mocne szarpnięcie za ramię, a po chwili dryfowałam w powietrzu.

Ocknęłam się dopiero gdy znalazłam się na niewygodnym plastikowym krzesełku. Łzy zaszły na moje oczy tak bardzo, że nawet po ich otwarciu nie widziałam nic. Wszystko było zamglone. Moje myśli, słuch i widok. Wszystko to co budziło we mnie sens życia, właśnie odeszło bezpowrotnie.

— Słyszy mnie pani? — Usłyszałam i machinalnie odwróciłam głowę w stronę męskiego głosu.

Obraz zaczął mi się wyostrzać, chociaż wciąż łzy wyciekały z moich oczu. Pokiwałam automatycznie głową, jakbym była robotem wykonującym polecenia. Nie czułam kompletnie nic, oprócz pustki.

— Podam pani tabletki uspokajające — wyjaśnił pół łysy mężczyzna ubrany w biały lekarski kitel.

Pokiwałam głową i uświadomiłam sobie kim on był. To był lekarz Nathana. Chciałam go zatrzymać jednak moje opóźnione rozumowanie nie pozwoliło mi na to. A może nie chciałam usłyszeć od niego głośno, że Nathana już przy mnie nie ma.

Mężczyzna wrócił po chwili z białym plastikowym kubeczkiem w ręku, a w drugiej dłoni trzymał przezroczyste pudełeczko z zapewne tabletką. Połknęłam pośpiesznie lek i wypiłam całą zawartość wody.

Siedziałam na tym samym krzesełku, na którym spędziłam pierwszą noc. Znów wpatrywałam się tępo w jeden punkt przed sobą. Przełknęłam ciężko ślinę i przeniosłam wzrok na zegar wiszący tuż nad windą. Wskazywał godzinę: 18:54.

Rozglądałam się po korytarzu, a mężczyzna wciąż siedział przy mnie i wyglądał jakby koniecznie musiał mi coś przekazać. A ja nie chciałam usłyszeć tego na głos. Nie potrafiłabym tego do siebie przyjąć.

Uniosłam wzrok znów na zegar, który teraz wskazywał już godzinę: 19:12.

— Proszę pana — wymamrotałam, spoglądając na lekarza. Mężczyzna spojrzał na mnie, a jego wzrok wydawał się przeszywać każdy skrawek mojego ciała. — Czy on... — przełknęłam ciężko ślinę i odwróciłam wzrok. Nie potrafiłam patrzeć mu w oczy.

— Nie — od razu powiedział mężczyzna, a ja nie wiedziałam o co mu chodzi. — Od razu po przebudzeniu zapytał gdzie pani jest, więc nie stracił pamięci.

Rozchyliłam wargi i szeroko otworzyłam oczy. Nie zrozumiałam nic co mi powiedział. Miałam wrażenie, że mężczyzna powiedział mi, że na naszej planecie wylądowały ufoludki, a nie że Nathan nie stracił pamięci.

Lekarz wstał gwałtownie z krzesła i wyciągnął dłoń, mówiąc przy tym coś niezrozumiałego dla mnie. Złapałam za jego wystawioną w moją stronę rękę i podniosłam się z krzesełka. Wciąż miałam wrażenie jakbym tkwiła we śnie, który już za chwilę miał się zmienić w szarą rzeczywistość.

— Pacjent dopiero co się obudził, więc prosiłbym zachować spokój — wyjaśnił lekarz, ale ja od momentu, gdy zobaczyłam drzwi sali, przebywałam już w innym świecie. Mężczyzna westchnął bezsilnie. — Ma pani kilka minut.

Gdy biały kitel zniknął z zasięgu mojego wzroku, poczułam jak na moje serce osiada niewidzialny wielki głaz. Nagle poczułam się kompletnie niepewna i byłam po brzegi przepełniona strachem. Bałam się i to cholernie.

Drgnęłam, gdy moja dłoń zetknęła się z zimną powierzchnią metalowej klamki od drzwi. Przełknęłam ciężko ślinę, powstrzymując cisnące się do oczu łzy i nacisnęłam na metal. Drzwi rozchyliły się przede mną, a do moich uszu dotarł dźwięk szpitalnej aparatury.

Postawiłam krok w przód, wciąż wstrzymując oddech i zamknęłam za sobą drzwi. Mój wzrok spotkał się z białym szpitalnym łóżkiem i jeszcze bielszą pościelą, która je pokrywała. Poczułam jak na moim gardle zaciska się niewidzialny sznur, który nie pozwoli abym wykrztusiła z siebie choć słowo.

Weszłam w głąb pomieszczenia i napotkałam leżącego Nathana. Leżał, a jedyne co informowało, że wciąż żyje, to unosząca się klatka piersiowa. Opadała i wznosiła się równomiernie, a za każdym razem wargi mężczyzny, które nabrały koloru, poruszały się.

Tego dnia ciało Nathana nie zlewało się w całość z pościelą i wszystkim co otaczało go wokół. Jego policzki nabrały odcień delikatnego różu, a skóra zdecydowanie przypominała taką, jaka występowała u żywego człowieka. Przez myśl mi przeszło, że mój Nathan wrócił.

Usiadłam na brzegu szpitalnego łóżka i chwyciłam dłoń mężczyzny. Wzdrygnęłam się, gdy po chwili jego powieki się otworzyły i spojrzał na mnie jakby sennym wzrokiem. Poczułam jak pojedyncza słona łza spływa po moim policzku.

Jego dłoń pierwszy raz od dziewięciu dni nie była zimna. Biło od niej ciepło, które sprawiło, że poczułam się lepiej. Sprawiło, że na nowo zaczęłam żyć.

— Britney — wymamrotał mężczyzna, a moje serce na sam słuch tego jednego słowa zabiło szybciej.

W moim wnętrzu rozlało się niesamowite ciepło, a później łzy sunęły po moich policzkach w błyskawicznym tempie.

Jednak to już nie były takie łzy, jakie wylewałam przez ostatnie dziewięć dni. To były łzy wdzięczności, szczęścia i czegoś, czego nie do końca potrafiłam zidentyfikować.

Palce mężczyzny mocniej owinęły mój nadgarstek.

— Nawet nie wiesz jak bardzo pragnąłem to zrobić — wyszeptał, unosząc drugą dłoń, którą po chwili wytarł moje mokre policzki. Spojrzałam na niego, marszcząc brwi. — Złapać cię za rękę.

Po tych kilku słowach, które mogłyby się wydawać tak cholernie proste, nie potrafiłam już opanować wybuchu płaczu. Płakałam czując tak wielkie szczęście. Tak wielką wdzięczność, że nikt mi go nie odebrał.

— Nie płacz, kochanie — wyszeptał, głaszcząc mnie po policzku.

Opadłam prosto na miejsce obok niego i mocno wtuliłam się w jego klatkę piersiową, z której dobiegało szybkie bicie serca.

— Nawet nie wiesz... — mruknęłam, ale płacz nie pozwolił mi dokończyć. — Nie wiesz jak bardzo się bałam.

Nathan wplótł dłoń w moje rozczochrane włosy i delikatnie pogłaskał, mówiąc tym więcej, niż mógłby powiedzieć słowami.

— Tęskniłem.

Delikatny i ledwo słyszalny szloch wyrwał się spomiędzy moich warg. Wargi Nathana delikatnie musnęły moje czoło, powodując tym stado motyli w moim brzuchu.

Wciąż nie potrafiłam zrozumieć tego, jak ten mężczyzna na mnie wpływa.

***

Tamtej nocy zasnęłam na niewygodnym krzesełku tuż przy łóżku Nathana. Kolejne cztery dni również. Nie wiedziałam czy nie potrafiłam stamtąd odejść, czy bałam się, że ktoś znów spróbuje mi go odebrać.

Nicole dzwoniła do mnie prawie co pół godziny i sprawdzała czy oboje żyjemy. Megan i Lucy przyjeżdżały na zmianę do szpitala, podobnie jak Michael, Jacob, Nicholas i moja mama.

Nie potrafiłam nawet zliczyć ile razy w ciągu tych czterech dni płakałam. Jednak teraz nie potrafiłam uronić już żadnej łzy. W tym momencie potrafiłam się tylko uśmiechać jak chora psychopatka, gdy widziałam, że Nathan podpisuje dokumenty o wcześniejsze wypisanie ze szpitala.

Z początku nie byłam przekonana, aby wypisywał się wcześniej, ale lekarz zapewnił, że jest to bezpieczne. Ostatecznie przytaknęłam i szczerzyłam się jak małe dziecko, gdy mama postanowiła kupić mu zabawkę.

Gdy tylko opuściliśmy szpital Nathan powędrował w stronę samochodu, niosąc w dłoni niewielką walizkę, którą udało się odratować po wypadku. Podszedł do drzwi od strony kierowcy.

— Halo, halo — zawołałam, na co mężczyzna spojrzał na mnie zdezorientowany. — Pogięło cię?

— Halo, halo — odparł, przedrzeźniając mnie. — Jestem jeszcze kaleką, trochę szacunku, moja kobieto.

Parsknęłam śmiechem i otworzyłam drzwi pojazdu i zajęłam miejsce kierowcy. Nathan wsiadł po chwili do samochodu, jęcząc męczenniczo i zapiął pas bezpieczeństwa. W radiu rozbrzmiały pierwsze melodie Make It To Me Sam'a Smith.

Odruchowo zwiększyłam głośność muzyki, bo była to moja jedna z wielu ulubionych piosenek. Wyjechałam z parkingu szpitala, cicho nucąc słowa utworu.

Podjechałam pod nasz dom, który wyglądał w sumie tak samo jak zwykle, ale czułam, że coś było nie tak. Opuściłam pojazd i rozejrzałam się po okolicy. Światła w domu Lucy, jak i Megan były zgaszone. Nigdzie nie było widać żywej duszy, a mimo, że była to jedna z najcichszych okolic, to często można było kogoś to zobaczyć.

Złapałam Nathana za dłoń i pocałowałam przelotnie w policzek, który nieprzyjemnie podrapał mnie zarostem. Stanęliśmy tuż przed drzwiami i wyciągnęłam z kieszeni spodni klucze, jednak Nathan nacisnął klamkę, która od razu ustąpiła. Zmarszczyłam brwi, bo byłam pewna, że zamykałam dom.

— Witam w...

— Witamy w domu!

Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam na wszystkich po kolei. Tuż przed schodami stała Moja mama, trzymając w dłoniach niewielki tort lodowy, a wokół niej cała reszta. Nicole z małym Charlie'm na rękach, Lucy z Liam'em, Megan z Melanie, Nicholas z różowym balonem, który owinął mu się wokół szyi, Michael z konfetti i Jacob z niewielkim kartonowym pudełeczkiem w niebieskie paski.

— Co tu... — wymamrotałam, rozchylając szerzej oczy, gdy na kuchennym blacie zobaczyłam co najmniej trzy pudełka pizzy.

— Musieliśmy jakoś godnie przywitać naszego brata, co nie? — zagadnął Michael, obejmując Nathana w pasie. — Stęskniłem się za tobą.

Wszyscy parsknęli śmiechem, a Nathan objął również bruneta. Po chwili dołączył do nich Jacob oraz Michael.

Gdy mężczyźni w końcu przestali okazywać sobie czułości, atmosfera w domu zrobiła się tak przyjemna, że poczułam jak nasze życie wraca do normalności. Moja mama przysunęła się do Nathana i objęła go za policzki.

— No chodź no tutaj mój zięciu — dodała, przyciągając mężczyznę do siebie. — Wiesz ile masaży jesteś winien mojej córce? Jej kręgosłup chyba będzie wymagał operacji od tych niewygodnych szpitalnych plastików!

Nathan przeniósł spojrzenie na mnie i przez chwilę miałam wrażenie, jakby nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Był to tylko kontakt wzrokowy, a ja byłam dorosłą kobietą. Mimo to, wciąż moje ciało reagowało w sposób napalonej nastolatki.

Gdy w końcu moja mama odciągnęła wzrok Nathana ode mnie, wypuściłam wstrzymywane powietrze. Nie miałam nawet pojęcia, że Nathan ciągle wywołuje na mnie tak ogromne wrażenie.

Odwróciłam się w drugą stronę i wyciągnęłam talerze z szafki, Nicole je ode mnie odebrała i zaniosła do salonu, gdzie czekali pozostali.

Wieczory takie jak ten pozostawały w mojej pamięci na długo. Bo takie wieczory nigdy się nie powtarzały.

Niebawem z naszej dwunastoosobowej rodzinki, włącznie ze mną, miała się zrobić trzynastoosobowa. Jednak nie każdy jeszcze miał pojęcie o tym, że nasze życie stanie na głowie i wszystko będzie już wyglądało inaczej.

Jednak to inaczej, miało mieć tylko pozytywne znaczenie. Bo zdecydowałam się nie wpuszczać do naszego życia jakiegokolwiek zła.

#TheLegal

WIELKI FINAŁ DYLOGII LAW
SOBOTA
(15 KWIETNIA)
ROZDZIAŁ 24 - 17:00
ROZDZIAŁ 25 - 18:00
ROZDZIAŁ 26 - 19:00
EPILOG - 20:30
PODZIĘKOWANIA - 20:50

BYŁABYM WDZIĘCZNA ZA ZOSTAWIENIE OBSERWACJI I ZAPRASZAM NA MOJEGO INSTAGRAMA (Flouriisx) GDZIE CAŁY CZAS COŚ SIĘ DZIEJE

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro