25. Niepodejrzana kolacja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Mamo wiesz, że nie musimy...

Spojrzałam na kobietę, która po raz trzeci nakładała korektor pod oczy. Nie potrafiła choć chwili wytrzymać bez uronienia łzy. Mi przychodziło to z ledwością. Pogłaskałam kobietę po plecach i spotkałam się z jej smutnym wzrokiem w lustrze.

— Córciu, nie poszłyśmy tam w rocznicę. Ja muszę... — załkała cicho, spuszczając głowę.

Wiedziałam, że pójście na cmentarz rok po śmierci będzie dla nas obu ciężkie. Jednak za żadne skarby nie spodziewałam się, że okaże się to być tak cholernie bolesne.

Od zawsze wiedziałam, że utrata kogoś bliskiego sprawia, że czujemy się samotni, bezsilni i brakuje nam wtedy ochoty na cokolwiek. Mogłabym powiedzieć, że wraz z śmiercią kogoś dla nas ważnego, umiera w nas jakaś cząstka, o której wcześniej nie mieliśmy pojęcia.

Jednak jeszcze bardziej bolesne jest to, gdy już po jakimś czasie odwiedzamy grób osoby, która znaczyła dla nas więcej, niż moglibyśmy pomyśleć. Wtedy nasze serce na nowo pęka i zostaje na nim rana, której nigdy nie zdołamy zagoić.

— Mamo — szepnęłam cicho, otulając drobne ciało kobiety. Brunetka cicho załkała, a po chwili uniosła głowę i spojrzała prosto w moje oczy. — Damy radę, jasne?

Rodzicielka spojrzała na mnie załzawionymi oczami i wytarła mokre od łez policzki. W tym momencie odnalazłam w niej część siebie. Tę część, która ostatnie kilka dni spędziła na płaczu przy łóżku swojego męża.

Nigdy nie sądziłam, że zrozumiem jak wygląda prawdziwa miłość. Miałam wrażenie, że to uczucie nie jest przeznaczone dla mnie i jedynie co, to mogę o nim marzyć. Momentami nawet zaczynałam wątpić, że coś takiego jak miłość istnieje. Mimo, że moi rodzice pokazywali mi to uczucie na każdym kroku, to długo w nie nie wierzyłam.

A później pojawił się Nathan Wilson i wszystko co wydawało się dla mnie niemożliwe, niewykonalne i nieosiągalne, stało się dla mnie idealną rzeczywistością, której nie mogłam sobie lepiej wymarzyć.

Mama opuściła łazienkę, decydując się na brak makijażu i wciągnęła na siebie tylko brązowy sweterek. Przetarła znów mokre od łez policzki i delikatnym skinieniem głowy, wskazała abym poszła już do samochodu.

Wyszłam z kamienicy i wsiadłam do samochodu, a już po chwili dołączyła do mnie moja mama. Choć usilnie próbowała zakryć jak bardzo cierpi, to ja wiedziałam jak bardzo ją to boli. Catrine Mitchell była niebywale słabą kobietą, a ja odziedziczyłam to właśnie po niej. Jednak jej najmocniejszą stroną było maskowanie uczuć, a to sprawiało, że była również najsilniejszą kobietą.

Zaparkowałam tuż pod grubą bramą oddzielającą cmentarz w San Jose od parkingu. Moja mama tępo wpatrywała się w obraz rozpościerający się przed przednią szybą samochodu. Zdawało się, że nawet nie oddycha. Wyglądała jak porcelanowa laleczka, która po delikatnym dotknięciu miała pęknąć.

Wysiadłam z samochodu i poczekałam chwilę, aż moja mama również będzie gotowa. Wiedziałam, że to dla niej cholernie ciężkie przeżycie i w pełni to rozumiałam. Telefon w kieszeni moich czarnych jeansów zawibrował.

Nathan: wszystko w porządku?

Usłyszałam odgłos otwieranych drzwi samochodu, dlatego odpisałam szybko Nathanowi, że wszystko jest okej i złapałam luźno spuszczoną dłoń mojej mamy. Wiedziałam, że niczym bardziej nie okaże jej wsparcia niż właśnie tym, że będę obok.

Bo czasami słowa sprawiały więcej cierpienia, niż czyny.

Weszłyśmy w odpowiednią alejkę i już po kilku krokach zauważyłam ten sam marmurowy grób co rok temu. Miałam wrażenie jakby ten rok wcale nie minął i poczułam jak moje serce na nowo się rozrywa.

Ścisnęłam mocniej dłoń mojej mamy i pozwoliłam jej wtulić się w swoje ciało. Przylgnęła do mnie mocno i po chwili poczułam na swojej bluzie mokre łzy, które uroniła moja rodzicielka. Bardzo pragnęłam się w tej chwili rozpłakać i przeklinać każdego, kto zdecydował mi się go zabrać. Ale wiedziałam, że musiałam pozostać silna dla mojej mamy.

Mogło się wydawać, że w ostatnim czasie musiałam być silna dla wielu osób. Zapomniałam trochę o sobie i skupiłam się, aby każdemu wokół mnie było dobrze. Ale taka już po prostu byłam. Martwiłam się o każdego, a o siebie najmniej.

***

Odwiezienie mojej mamy i postawienie jej do normalności zajęło mi więcej niż przewidywałam, dlatego dochodziła już godzina siedemnasta i powinnam zacząć szykować się na kolację z Nathanem.

Wyszłam spod chłodnego prysznica i otuliłam swoje orzeźwione ciało puchatym ręcznikiem. Wysuszyłam włosy suszarką i zwinęłam je w klamrę. Nałożyłam na swoje opuchnięte oczy trochę korektora i akurat w tym momencie zadzwonił mój telefon. Na ekranie widniał numer Nicole.

— No cześć — powiedziała wesoło, choć w tonie głosu pobrzmiewało coś jeszcze.

— Hej — odparłam, opierając się pośladkami o blat w łazience. — Coś się stało?

Usłyszałam po drugiej stronie słuchawki głośne westchnienie. Wklepałam korektor pod oczy, nie zerkając nawet w lustro.

— Tak jakby — odparła po chwili, a jej głos zdradzał, że planowała coś straszliwie nieprzyjemnego. — Macie jakieś plany z Nathanem na kolację?

I po tych słowach wiedziałam, że ten wieczór będzie jednym z kategorii "najnieprzyjemniejsze wieczory ever". Wzięłam głęboki wdech.

— Nie? To świetnie. Zapraszam was na kompletnie spontaniczną kolację, która kompletnie nie jest podejrzana — wyjaśniła kobieta, a ja cicho zachichotałam.

Usłyszałam otwieranie drzwi frontowych i wiedziałam, że czeka mnie poważne oznajmienie Nathanowi dwóch rzeczy. A raczej jedna związana ze mną, a druga z Nicole. Ten wieczór nie mógł być udany. Po prostu nie mógł.

— O której mamy być? — spytałam bezsilnie, odwracając się aby spojrzeć na swoje odbicie w lustrze. Niestety malowanie na oślep nie było moją mocną stroną.

— O dziewiętnastej zapalę romantyczne świece, które będą odpędzać złą aurę — zadrwiła Nicole, a ja znów się zaśmiałam.

— Przygotuj makaron serowy, bo będę musiała czymś zajadać stres — oznajmiłam.

— Oczywiście. — Odparła prześmiewczo Nicole.

Po chwili przerwałam połączenie i wróciłam do szykowania się na tortury. Wiedziałam, że Nicole nie dałaby rady sama przekazać takiej informacji Nathanowi, dlatego w tym momencie mogłabym odmówić kompletnie wszystkiego, aby jej pomóc.

Wysuszyłam swoje ciało i nadal owinięta puchatym ręcznikiem zeszłam po schodach na dół. Po kuchni kręcił się Nathan ubrany w granatowy garnitur, w którym występował na dzisiejszej rozprawie. Podziwiałam go, że jest kilka dni po wypadku, a już zdecydował się wrócić do pracy.

— Cześć — mruknęłam, przybliżając się do mężczyzny. Pocałowałam go w policzek. — Jak rozprawa?

— Wyśmienicie.

Pokiwałam głową i splotłam za sobą dłonie, bo delikatnie zaczęłam się stresować.

— Mamy jakąś rezerwację? Gdziekolwiek? — spytałam, unosząc delikatnie brwi. Nathan spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek.

— No tak — odparł, opierając dłonie na blacie. — A coś się stało? Źle się czujesz?

Pokiwałam szybko przecząco głową i spuściłam wzrok na swoje bose stopy. Trudziłam się jak w dobry sposób powinnam mu to przekazać.

— Odwołaj ją — zarządziłam, nie unosząc wyżej wzroku. Przełknęłam ciężko ślinę, czując jak ciężki wzrok Nathana obserwuje moje ciało. — Nicole zaprosiła nas na kolację.

— Na kolację? Dziś? Tak bez powodu? — zasypał mnie pytaniami, a mnie zmiękły nogi.

— Stęskniła się za tobą.

Po tych kilku słowach w zawrotnym tempie znalazłam się na górze. Nie potrafiłam kłamać, oszukiwać i zatajać istotnych faktów. Chociaż może to ostatnie mi się jakoś udawało.

Zrzuciłam ręcznik na podłogę w garderobie i odnalazłam jakąś sukienkę, która niespecjalnie będzie opinała mnie w talii. Jednak okazało się, że nie posiadam takiej. Chwyciłam więc czarną materiałową sukienkę na cieniutkich ramiączkach i głębokim okrągłym dekoltem, która od tali w dół pokryta była skromnymi marszczeniami.

Swoje ciemne włosy wyprostowałam i zgarnęłam na jeden bok. Pomalowałam rzęsy, policzki potraktowałam różem i rozświetlającym cieniem, a na usta nałożyłam delikatnie różowy błyszczyk. Oblałam się swoimi różanym perfum i wciągnęłam na stopy ulubione czarne koturny. Choć w Kalifornia City pogoda na ogół była ciepła, tego wieczoru nieco się ochłodziła, dlatego na całość zarzuciłam beżowy płaszcz sięgający mi do połowy uda. Dokładnie do miejsca, w którym kończyła się sukienka.

Wyszłam z garderoby w tym samym momencie, co Nathan opuścił łazienkę. Ubrał na siebie czarną koszulę, której kilka pierwszy guzików pozostawił odpiętych, a rękawy podwinął do łokci, przez co bardziej wyeksponował swoje wytatuowane przedramiona.

— Gotowa? — zapytał, mierząc całe moje ciało pożądliwym wzrokiem.

Skinęłam pewnie głową i zaczęłam ostrożnie schodzić po schodach. Nathan szedł tuż za mną, wymachując w dłoni kluczykami od samochodu. Z daleka wyczuwałam od niego zapach wody kolońskiej, której nadmiernie używał.

Wsiedliśmy do samochodu i po chwili odjechaliśmy spod domu. Stres i panika zawładnęły każdym skrawkiem mojego ciała. Stopy zaczęły mi się niebezpiecznie ślizgać po skórzanej podeszwie butów, a ciągle pocące się dłonie musiałam wycierać o materiał sukienki.

— Stresujesz się? Kolacją u Nicole? — Powiedział podejrzliwie Nathan, przerywając ciszę panującą w samochodzie.

— Ja? — odparłam nerwowo. — Nie, nie. Gorąco tutaj.

Nacisnęłam guzik, który służył do otwierania okien i po chwili do wnętrza samochodu wpadło chłodne powietrze. Nathan nie zwrócił już mi żadnej uwagi, co było dla mnie bardzo wygodne, bo z niczego nie musiałam się tłumaczyć.

Całe dwadzieścia minut później zatrzymaliśmy się pod kamienicą. Wystukałam odpowiedni kod w domofonie i Nathan pociągnął za drzwi, gdy tylko urządzenie wydało z siebie pikanie. Wdrapaliśmy się na właściwe piętro i zapukałam do drzwi. Po chwili w progu stanęła Nicole, która ubrana była w granatową satynową koszulę z dekoltem w serek i czarną ołówkową spódniczkę.

— Oh, braciszku, jak ja się za tobą stęskniłam! — Krzyknęła, niemalże rzucając się w progu na mężczyznę.

Nathan początkowo zmarszczył brwi, ale już po chwili ciasno ją objął, a ja ruszyłam w głąb mieszkania. W łóżeczku spał mały Charlie ubrany w piżamkę w tygryski, a na kanapie siedział Jacob. Ubrany jak zwykle w swoją nieskazitelną brązową polówkę i ciemnoniebieskie jeansy. Jego ciemne brązowe niesforne loki opadały mu na czoło.

— Krzyż na drogę, Jacobie — odparłam, podchodząc do mężczyzny. — Przynajmniej umrzesz w swoich ulubionych ubraniach.

Mężczyzna sucho się zaśmiał, a już po chwili przeniósł wzrok na drzwi, które się właśnie zamknęły.

— Uznam to za komplement — wyszeptał w momencie, gdy spojrzenie Nathana natrafiło na niego.

— Jacob? — Przerwał niezręczną ciszę Nathan.

Wiedziałam, że nie jest na tyle głupi, aby nie połączyć wszystkich faktów, ale zdawało mi się, że na razie starał się tego nie widzieć.

— Siema stary — odpowiedział Jacob, co zabrzmiało bardziej sztywno niż boomerscy nauczyciele w liceum.

Razem z Nicole starałyśmy się uratować sytuację, cicho podśmiechując. Po chwili jednak brunetka posłała mi morderczy wzrok i gestem dłoni przywołała do kuchni. Miała rację. Wolałam nie przebywać w samym epicentrum cyrku.

— Jeśli to — pomachała dłonią na całe mieszkanie. — Nie pójdzie dzisiaj z dymem, przez nich — wskazała na dwóch mężczyzn. — To zacznę wierzyć w cuda.

Zaśmiałam się na słowa kobiety i oparłam biodrem o kuchenny blat. Dłonie Nicole trzęsły się przy każdej wykonywanej czynności. Nie sądziłam, że kobieta aż tak przejmuje się tym, co ją czeka.

— Chyba nie będzie aż tak źle — starałam się brzmieć tak uspokajająco, jak tylko się dało.

Nicole spojrzała na mnie swoimi cholernie ciemnymi tęczówkami, a ja od razu uniosłam dłonie w obronnym geście. Atmosfera wręcz parzyła, a wieczór jeszcze nie zdążył się na dobre rozpocząć.

Zapragnęłam się poczuć tak beztrosko jak niczego nieświadomy Charlie, który słodko spał sobie w łóżeczku. Wyglądał bezbronnie i spokojnie.

Brunetka wyłączyła płytę indukcyjną, na której gotował się makaron i podgrzewał sos serowy, którego zapach nawiedził mnie już na samym wejściu do mieszkania. Spojrzałam na niewielki stół, przy którym siedział już Nathan i Jacob. Jednak oboje milczeli i wzrokiem uciekali wszędzie, byle nie patrzeć sobie w oczy.

— Najgorszy wieczór tego życia, czas start — wyszeptała Nicole do mojego ucha, gdy przechodziła obok mnie z talerzami pełnymi jedzenia.

Uśmiechnęłam się krzywo i zajęłam miejsce tuż obok mojego męża. Po chwili dosiadła się również Nicole, która po krótkim kontakcie wzrokowym z Jacobem, zajęła obok niego miejsce.

Każdy z nas zabrał się za jedzenie makaronu, jednak zdecydowałam się przerwać niezręczną ciszę, która zapanowała. Odchrząknęłam i z szerokim uśmiechem na twarzy spojrzałam na Nicole.

— Jak tam Charlie? — spytałam, a Jacob ledwie powstrzymał parsknięcie śmiechem.

Chyba żadne z nas nie spodziewało się, że to będzie tak ciężkie.

— A wszystko z nim w porządku — odpowiedziała uprzejmie Nicole. — Brzydka pogoda ostatnio nieprawdaż? — Dodała, spoglądając za okno.

— Oh, tak. Tragicznie jest ostatnio — powiedziałam, próbując utrzymać jakkolwiek tą rozmowę.

— Ja pierdolę — zaklął Nathan, zwracając uwagę każdego z nas.

Nagle wszyscy odłożyli widelce na bok, jednak ja nie zamierzałam odpuścić. Makaron z sosem serowym nie mógł pozostać ofiarą tego wieczoru.

— Po co ta cała szopka?

Zapadła cisza. Nicole spuściła wzrok na talerz, a Jacob mierzył się ostrym spojrzeniem z Nathanem. Przyjemnie się to obserwowało z boku, jedząc makaron.

— Ja i Jacob jesteśmy razem.

#TheLegal

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro