5. Początek końca

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nabuzowana emocjami nie miałam już ochoty iść do pracy. Zadzwoniłam tylko do Nicole, że wszystko ustalone i nie musi się o nic martwić i wróciłam do domu. Zdziwiłam się gdy w bramie stał samochód Nathana.

Zdezorientowana weszłam do środka ale nigdzie nie było mężczyzny. Rozglądałam się po dole i nigdzie go nie zauważyłam. Odłożyłam torbę na kuchenny blat i włączyłam wodę na kawę.

— Wróciłaś — usłyszałam za plecami, przez co się wzdrygnęłam. Obróciłam się do mężczyzny i zmierzyłam go wzrokiem.

Jego ciemne brązowe włosy były delikatnie wilgotne, a nisko spuszczone dresy, pokazywały jego wyrzeźbiony brzuch. Jednak wyraz twarzy nie zwiastował nic dobrego. Brązowe oczy mężczyzny świdrowały mnie na wskroś, jakby próbował wyczytać ostatnie godziny mojego życia.

— Gdzie byłeś? — Spytałam, opierając się o blat.

— A ty?

Spojrzałam na niego, marszcząc brwi. Ton jego głosu był cholernie oschły, a spojrzenie ani trochę nie łagodniało. Przełknęłam ciężko ślinę i założyłam ręce na piersi. Starałam się wytrwać pod ciężarem jego spojrzenia.

— O co ci chodzi?

Nathan prychnął cynicznym śmiechem. Jego dźwięk przyprawił mnie o ciarki na całym ciele. Brunet odbił się od framugi drzwi i zrobił jeden powolny krok w moją stronę. Przerażał mnie. Nathan Wilson pierwszy raz mnie przerażał.

— Aż tak ci jest, kurwa, źle ze mną? Pytam czy aż tak jestem dla ciebie zły? — Wycedził przez zaciśnięte zęby, nie spuszczając ze mnie spojrzenia.

— Nathan nie wiem o czym mówisz.

— Nie?! Nie wiesz, kurwa, o czym mówię?! Co ja ci zrobiłem, do chuja?! — Krzyczał, wyrzucając ręce w powietrze.

Objęłam ciasno ramiona i patrzyłam na mężczyznę, który zdawało się, że popadł w jakąś furię. Nie miałam pojęcia o czym mówił. W moich oczach stanęły łzy, a żołądek zwinął się z nerwów. Każdy krok Nathana, przyprawiał mnie o coraz większy strach.

— Po jakiego chuja się ze mną żeniłaś, skoro już chcesz rozwód co?

— Co? O czym ty mówisz? — Spytałam kompletnie zdezorientowana słowami męża.

— Po co pierdoliłaś, że mnie kochasz skoro to nie jest, pierdolona prawda, co?! Aż tak mnie chciałaś wykorzystać?!

Stanęłam jak wryta.

— Na chuj ci były dokumenty rozwodowe, Britney?! Myślałaś, że się dowiem dopiero na sali rozpraw? Kurwa mam wgląd do archiwów dwadzieścia cztery na dobę, dziewczyno!

Wszystko do mnie dotarło.

— Nathan, to nie tak...

— Więc kurwa jak? Zdradzasz mnie? Nie kochasz mnie już? Zrobiłem coś nie tak? Ja pierdolę, odpowiedz coś! — Krzyczał, a jego oczy się zaszkliły. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.

— Jak mogłeś o czymś takim pomyśleć? — Powiedziałam łamiącym się głosem. — Dokumenty były mi po to by uwolnić twoją siostrę od tego skurwiela. Jakbyś się zainteresował kimś innym, a nie patrzył tylko na czubek własnego nosa, to wiedziałbyś co ona przechodzi! Ale jesteś pieprzonym egoistą i nie znasz nawet powodu dlaczego znalazła się w szpitalu, bo, kurwa, nie potrafiłeś nawet o to zapytać! To jest twoja jedyna rodzina i mogłeś ją, do chuja, stracić, a nawet nie wiedziałeś dlaczego! — Krzyczałam, wbijając palec w jego twardy nagi tors. Byłam wściekła. — Ocknij się wreszcie i zwróć uwagę na innych!

Wyszłam z kuchni, lekceważąc gwizdanie czajnika. Wbiegłam po schodach na górę i zatrzasnęłam się w łazience. Ten facet był, kurwa, niemożliwy. Oparłam się dłońmi o blat umywalki i uspokajałam swój nierównomierny oddech. Jedna z łez skapnęła do zlewu, pozostawiając po sobie mokrą smugę.

Później już było tylko gorzej. Płakałam, nie hamując nawet wydobywanych z gardła odgłosów. Nie potrafiłam. Cholernie dotknął mnie fakt, że Nathan mógł posądzić mnie o zdradę. Zabolało mnie to, że mógł pomyśleć, że jestem do tego zdolna. To mnie tak bardzo bolało.

Przez mój urywany szloch usłyszałam jak Nathan wchodzi do naszej sypialni i zatrzaskuje drzwi. Jednak ja wciąż siedziałam w skromnej i małej łazience, płacząc oparta o wannę. Było mi przykro, że ma o mnie takie zdanie i nie próbował mi nawet nic nie tłumaczyć.

Drzwi sypialni na nowo się otworzyły, a potem usłyszałam kroki po schodach. Drzwi wyjściowe zatrzasnęły się z hukiem. Przecierając ostatnie łzy, od kluczyłam drzwi łazienki i wyszłam na pogrążony w ciemności korytarz. Nie sądziłam, że zdążyło się zrobić już ciemno. Powoli zeszłam na dół i wstąpiłam do kuchni gdzie na blacie leżały tosty i ciepła herbata w największym możliwym kubku.

Mimo, że byłam wściekła na Nathana to wzięłam posiłek i ciepły napój. Wdrapałam się z powrotem na górę i ułożyłam się wygodnie na dużym sypialnianym łóżku. Uruchomiłam na telewizorze Netflix'a i zajadałam się moim pysznym jedzeniem.

Nie wiedząc kiedy, zasnęłam.

*

Obudziłam się następnego dnia i nie czułam obok siebie obecności Nathana. Przetarłam zaspane oczy i rozejrzałam się po sypialni, której drzwi były otwarte. Mężczyzny nigdzie nie było. Chwyciłam za telefon, który leżał na szafce przy łóżku i sprawdziłam godzinę. Jedenasta. Pospałam sobie długo.

Wygramoliłam się leniwie z łóżka i związując rozczochrane włosy w koka, zeszłam na dół. Rozejrzałam się po parterze i po Nathanie nie było śladu. W przed pokoju wieszaki były puste, podobnie jak półka na buty. Kuchnia była nadmiernie czysta, a poduszki w salonie nie naruszone.

Rozumiem, że się pokłóciliśmy ale nie spodziewałam się, że na noc pójdzie gdzieś indziej. Zaparzyłam sobie kawę i usmażyłam jajecznicę. W między czasie zadzwoniłam do Lucy, która była na wpół przytomna, bo twierdziła, że całą noc siedziała z Liamem. Skróciła mi fakt, że Megan wróciła do swojej kwiaciarni i z Melanie siedzi teraz Michael.

Od zawsze uważałam, że to właśnie Megan jest tą, która mówi ostatnie słowo i to ona podejmuje wszelkie decyzje. Miała twardy charakter, a Michael często nie próbował się jej sprzeciwić. Zajęłam miejsce na kanapie w salonie i odłożyłam kawę na ławę. Mój telefon poinformował mnie o nowej wiadomości.

Nicole: patrz na swojego chrześniaka! *załącznik*

Nicole na bieżąco wysyłała mi zdjęcia i stwierdziła, że to ja muszę zostać chrzestną jej synka, bo ma to być w pewnym sensie okazanie wdzięczności za moją pomoc dla niej. Choć i tak przed nami była jeszcze rozprawa rozwodowa, która zbliżała się wielkimi krokami. Miałam już odłożyć telefon i włączyć telewizor ale usłyszałam dzwonek informujący o nowym połączeniu. Przeciągnęłam zieloną słuchawkę.

— Tak, mamo? — Spytałam, nabierając na łyżeczkę garstkę jajecznicy.

— O córcia, nie jesteś w pracy? — Powiedziała, a w tle usłyszałam odgłos silnika samochodu.

— Ehm, mam wolne. Znowu.

— W porządku. Słuchaj chciałam zaprosić cię na kolację do Santerro.

Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się co ta kobieta wymyśliła, bo poprzednim razem gdy mnie tam zaprosiła ogłosiła radosną nowinę. Wtedy oznajmiła, że wreszcie udało się jej zapanować nad całą firmą i wszystko należy do niej.

— Chciałabym ci kogoś przedstawić.

Moje płuca przestały pompować powietrze, a serce nie wybijało żadnego rytmu. Zaczęło szumieć mi w uszach, a cisza, która panowała w domu była przytłaczająca. Odłożyłam kubek z kawą i wzięłam głęboki oddech, uświadamiając sobie, że to co usłyszałam to były realia.

— Jasne. Powiedz o której i do zobaczenia. — Odparłam głosem, który w żadnym stopniu nie był podobny do mojego.

Brzmiałam jak pieprzona desperatka. Którą swoją drogą może trochę byłam.

— Bądź o siedemnastej córcia. Kocham i do zobaczenia! — Krzyknęła ochoczo moja matka, po chwili zakańczając połączenie.

Odłożyłam telefon i wciąż nie dowierzałam w to co usłyszałam.

Spodziewałam się, że moja mama kiedyś sobie kogoś znajdzie, bo w końcu nie była jeszcze aż tak stara by resztę życia spędzić jako samotniczka ale nie spodziewałam się, że nastanie to tak szybko. W końcu od śmierci mojego ojca nie minął jeszcze rok. Brzmi to jakbym się nie cieszyła jej szczęściem.

Ale cieszyłam się. Choć w mojej głowie panował teraz tylko Nathan. Ciężko było mi przyswajać informacje nie związane z moim mężem, bo w aktualnej chwili martwiłam się tylko o niego. Ale przecież nikt nie musiał o tym wiedzieć, prawda?

Zjadłam posiłek i włożyłam naczynia do zmywarki. Wciąż ubrana w piżamę odliczałam tylko czas kiedy nadejdzie moment na szykowanie się do kolacji. Włączyłam w salonie swój ulubiony serial Lucyfer i wyczekiwałam. W sumie sama już nie wiedziałam czego, bo czekałam na dwie istotne rzeczy.

Na kolację i tą ważniejszą czyli powrót Nathana.

Choć usilnie próbowałam wmówić sobie, że wcale nie obchodzi mnie jego nagła nieobecność, to nie potrafiłam siebie tak bardzo oszukiwać.

Po kilku godzinach spędzonych na oglądaniu serialu, wreszcie zdecydowałam się podnieść z kanapy i ruszyć pod zimny prysznic. Dotarło też do mnie to, jak często opuszczałam pracę. Może i byłam głupią szefową, ale wciąż nie czułam się z tym stanowiskiem. Ciągle dopadały mnie wyrzuty sumienia, że zbyt często sobie odpuszczam obowiązki, które do mnie należały.

Schłodziłam swoje ciało pod zimnymi strumieniami wody i wysuszyłam swoje włosy, które w ostatnim czasie wypadały wręcz garściami. Nie miałam pojęcia co działo się z moim organizmem, bo nie pamiętałam nawet kiedy ostatni raz miałam okres, nie traciłam w ogóle wagi, a przeciwnie kilogramy mi się dodawały i to cholerne wypadanie włosów. Musiałam się udać w najbliższym czasie do lekarza, by sprawdzić czy mam jakiś dziwny powrót anemii.

Powędrowałam do szafy całkiem naga. W końcu byłam sama we własnym domu więc nie musiałam się obawiać czyjeś obecności. Wyciągnęłam z niej beżową sukienkę na długi rękaw, której dekolt był luźny, a dół pomarszczony i dopasowany. Dodatkowo długie rękawy były bufiaste, co w ostatnim czasie było moim ulubionym elementem sukienek.

Stanęłam przed lusterkiem i zdecydowałam się związać włosy w luźnego kucyka. Przejechałam tuszem po rzęsach i usta wysmarowałam czerwoną pomadką. W dłoń wzięłam czarną małą torebkę na złotym łańcuszku i oblałam swoje ciało różanymi perfum. Na nogi wciągnęłam swoje ulubione czarne koturny i wyszłam z domu, zgarniając po drodze kluczyki do swojego samochodu.

Pod wskazaną wcześniej przez mamę restaurację dotarłam piętnaście minut później. Mój telefon, który znajdował się w torebce zawibrował powiadamiając o nowej wiadomości. Opuściłam samochód i wyciągnęłam urządzenie.

Mama: trzeci stolik po prawej przy oknie ;)

Schowałam telefon z powrotem do torebki i ruszyłam przez parking w stronę wejścia do ekskluzywnej restauracji. W środku jak zwykle było elegancko i wszyscy ludzie ubrani byli jak najpopularniejsze gwiazdy biznesu. Nie wiem dlaczego ale mnie to cholernie irytowało.

Odszukałam wzrokiem mojej rodzicielki i zgrabnymi ruchami, znalazłam się przy jej boku. Pocałowałam ją w policzek i zmierzyłam wzrokiem faceta, który siedział tuż obok niej.

Wysoki mężczyzna, którego ciemne włosy były delikatnie siwe w niektórych miejscach, ubrany był w elegancki garnitur w siwą kratę, a jego dłonie ozdobione były sygnetami. Miał bardzo miły i uprzejmy wyraz twarzy, a na jego nosie gościły srebrne okulary. Na oko wyglądał na mężczyznę w wieku mojej mamy.

— To jest Evan. A to moja córka Britney — przedstawiła nas obu moja mama, a ja uprzejmie podałam dłoń mężczyźnie.

Evan uśmiechnął się do mnie uprzejmie i delikatnie pocałował moją wystawioną dłoń. Spojrzałam jeszcze raz na jego dłonie i upewniłam się czy aby na pewno nie ma nigdzie obrączki.

Zajęłam swoje miejsce na wygodnym fotelu i akurat podeszła do nas kelnerka, której mina mówiła coś w stylu mam dość. W końcu mieli dziś niezły przepych w tej restauracji więc zapewne ja na jej miejscu wyglądałabym identycznie. Miałam szczęście, że Jacob przedstawił mnie Nathanowi i żyłam w delikatnie mówiąc luksusie.

— Kochanie więc powiem ci prosto z górki. Spotykamy się z Evanem od jakiegoś czasu i w końcu zdecydowałam was sobie przedstawić.

Spojrzałam na moją mamę, która mówiąc to wpatrywała się w mężczyznę z miłością i radością. Dawno nie widziałam jej tak zadowolonej z życia, a to było tylko na plus.

Porozmawialiśmy następne dwie godziny i Evan okazał się być bardzo porządnym, a zarazem zabawnym mężczyzną. Miał własną firmę budowlaną i nigdy nie był w małżeństwie. Nie miał dzieci, co tylko mnie ucieszyło, bo nie potrzebowałam żadnego rodzeństwa i mówił o mojej mamie jak o największym skarbie, jaki go spotkał. Zdążyłam go polubić i pokładałam w nim nadzieję, że będzie dobrym facetem dla mojej matki.

Pożegnałam się z parą zakochanych i wróciłam do samochodu. Stałam przy pojeździe i szperałam po swojej torebce w poszukiwaniu kluczyków. Nie wiem jak to było możliwe, żebym w tak małej torebce zagubiła klucze. Mój talent to było właśnie roztrzepanie.

Gdy odnalazłam wreszcie moją zgubę, usiadłam za kółkiem i ruszyłam do domu. Zmęczył mnie ten dzień i chciałam jak najszybciej znaleźć się w ciepłym łóżku. Jechałam do domu z nadzieją, że na podjeździe zobaczę samochód Nathana. Niestety nadzieja matką głupich. Zaparkowałam i udałam się do domu.

Zdjęłam szpilki, które mnie obtarły i od razu udałam się do łazienki by wziąć relaksującą kąpiel. Rozwiązałam tył sukienki, męcząc się z cieniutkimi paskami wieczność i zrzuciłam z siebie materiał. Do moich uszu dobiegł dźwięk dzwonka. Nie spodziewałam się nikogo o tej porze, a gdyby to był Nathan, miałby klucze.

Owinęłam swoje zziębnięte ciało miękkim szlafrokiem i zeszłam po schodach na parter. Nigdy nie patrzyłam w wizjer i tak zrobiłam też tym razem, czego od razu pożałowałam.

Przed moimi oczami stał, a raczej bujał się w każdą stronę Nathan. Nie był sam. Jego ciało otulone było dłońmi kobiety. Kobiety, która od początku życzyła mi źle i za wszelką cenę chciała się mnie pozbyć.

Nathan stał, opierając się o Tiffany.

I to był początek naszego końca.

#TheLegal

nie wiem, może was przeprosić? sory poniosło mnie ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro