Veinticuatro. Słodkie sny

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sobota; piąty dzień napadu
W pewnej chwili zaczęłam czuć się strasznie dziwnie. Poczułam się jakbym była wkurzona na wszystko i wszystkich. Jakbym miała dość, co w sumie był prawdą. Miałam dość tego banku. Miałam dość tego napadu. Miałam dość kłótni, dość pogoni za szaleńcami, dość rozterek i wiele więcej. Czułam się, jakbym była wkurzona na całą La Bandę, z wyjątkiem Nairobi i Salema. Założyłam słuchawki, uruchomiłam walkmana i zaczęłam słuchać "Sweet Dreams" od Eurythmics. Wtedy moją uwagę przykuł leżący na biurku biały marker. Wzięłam go do ręki, przyjrzałam mu się, po czym wpadłam na pewien pomysł.
— Walić to miejsce. Każdy jego fragment.
Zdjęłam pokrywkę i poniosłam się wodzy fantazji. W łazience w biurze dyrektora, na fragmencie gdzie były ukryte drzwi do bunkra, napisałam "Jaskinia Jajogłowego" i narysowałam głowę Gandii umieszczoną w podstawce do jajek. A to był tylko początek moich fantazji rysowniczych. Narysowałam też wiewiórkę w czapce policyjnej pokazującą środkowego palca na wewnętrznej stronie drzwi od windy mówiącą "Nie zwymiotuj cukiereczku", obrys trupa na podłodze w łazience podpisanego wielkimi literami jako "PITBULL", ogórka mówiącego "Bum Bum Ciao" na lustrze, ludzika w okularach, który trzyma origami i mówi "Wybitny napad milordzie" na radiu, misia grającego na harmonijce na jednej ze ścian w jednym korytarzu, dziurawe pudełko tabletek myślące "Pojechać do Szwecji? A może do Stanów?" na podłodze, Tokio w stroju nurka wskakującą do kupy złota obok, aż doszłam do głównego holu, który świecił pustkami, odkąd zakładników przeprowadzono do biblioteki. Spojrzałam na podłogę. "Zapamiętają nas" pomyślałam akurat w momencie, w którym piosenka się skończyła. Cofnęłam, aby zaczęła grać od nowa, po czym zaczęłam na podłodze rysować obrys kaptura.
Po kilku powtórzeniach piosenki, w końcu skończyłam rysować ogromną maskę Dalego w kapturze na podłodze. Wyglądało to dość majestatycznie. Następnie podeszłam do drzwi głównych i narysowałam na nich Nairobi jako anioła. Zasłużyła. Potem omijając moje dzieło na płytkach, weszłam na górę i zatrzymałam się przy słupku na schodach. Narysowałam przekreślony pierścionek i podpisałam "Data ślubu: NIGDY". Na drugim słupku narysowałam ołówek, który miał wkurzoną minę. Na zwieńczenie, na oknie umieściłam rysunek fretki, która piekła kiełbaskę na ognisku. "Chyba nawiązałam do wszystkiego, do czego mogłam" pomyślałam, po czym zakręciłam marker. Walkmana wyłączyłam, a słuchawki zdjęłam i zostawiłam na szyi. Odetchnęłam głęboko.
Siedziałam, a właściwie leżałam na biurku w gabinecie dyrektora, paląc papierosa. Mój humor znacznie się poprawił odkąd wyżyłam się artystycznie. Wtedy usłyszałam jak ktoś wchodzi do pokoju. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Moim oczom ukazał się Salem.
— Hej... widziałaś to graffiti w holu? — zapytał.
— Ja je zrobiłam — odpowiedziałam.
— Co?! — spytał zdziwiony.
— A no — odparłam. — Jakoś tak wyszło.
— Zajebioza... ale czemu? — dopytał.
— Nie wiem... możliwe, że dostałam chwilowego świra. Czułam się, jakbym miała wszystkiego dość. Jakbym... była na wszystkich wkurzona, poza tobą i Nairobi. Potem mi odbiło i zaczęłam rysować graffiti gdzie popadnie — wytłumaczyłam.
— Wow... zaraz, czyli to w holu to niejedyne dzieło?
— Tak. Zostawiłam jeszcze rysunki na podłodze, na ścianach, w łazienkach, w windzie, na oknie i na słupkach przy schodach.
— O Matko... artystka z ciebie.
— Dzięki.
— Aż przypomniał mi się ten koleś, co mi o nim opowiadałaś w klasztorze... nie rysował, ale też robił różne rzeczy w rytm muzyki... Rock-Star? Star-King?
— Star-Lord.
— Właśnie, Star-Lord!
W tym momencie niczym FBI do pomieszczenia wbiła Manila, a z nią dyrektor banku.
  — Eeee... jak to się mówi po angielsku? A, dobra, już wiem... EMERGENCY (NAGŁY WYPADEK)! Kopa, jesteś potrzebna! — oznajmiła Manila.
— Co się stało? — spytałam, schodząc z biurka.
  — Zaraz ci wszystko wyjaśnimy. Młody! — zwróciła się do Salema. — Zastąpiłbyś mnie na warcie przy zakładnikach w bibliotece? — dopytała.
  — Oczywiście, nie ma problemu — odparł Salem, po czym opuścił biuro.
  — Dowiem się w końcu o co chodzi? — zapytałam.
  — Arturo Roman wykorzystał jedną z zakładniczek — odpowiedział Delfin. — Moją asystentkę, Amandę.
  — W sensie... zrobił jej to gówno na "g"? — chciałam upewnić się, że dobrze zrozumiałam o co chodzi.
Manila i Delfin pokiwali twierdząco głowami.
  — Chcielibyśmy dać mu nauczkę — powiedziała kuzynka Denvera. — Masz jakieś pomysły?
  — Jest tylko jeden sposób, aby ukarać takiego śmiecia jak on — stwierdziłam. — Posłuchajcie uważnie... — reszta rozmowy odbyła się szeptem.
      Ziemniaka przykleiliśmy taśmą do wózka, na którym wcześniej leżała Nairobi, kiedy była operowana. Zamierzałam zrobić z nim to samo, co Berlin zrobił z Tokio w mennicy. Z małym dodatkiem, że zostawiłam karteczkę dla policji z wiadomością o treści: "Obrzydliwych ziemniaków trzymać jako zakładników nie zamierzamy. Zróbcie z nim co chcecie, byle byście go nie odsyłali z powrotem. Xoxo, Kopenhaga". Na mój sygnał dyrektor banku otworzył drzwi, a ja zaraz po tym z lekką pomocą Manili wypchnęłam wózek. Dyrektor zamknął drzwi, po czym przybiliśmy grupową piątkę. Chwilę potem, przybiegli do nas Palermo i Sztokholm.
— Co żeście odwalili? — spytał Palermo.
— Wywaliliśmy Arturito na zewnątrz — odpowiedziałam.
— Czemu? — dopytał dowódca.
— Bo wykorzystał jedną z zakładniczek i chcieliśmy go ukarać. Więc odcięliśmy go od "towaru". Nie ma za co — odparła Manila.
— Chwila... Arturo napsocił, a wy go ukaraliście? I mnie nie zaprosiliście? — zapytała smutno Sztokholm.
  — Niech pani nam wybaczy. Nie pomyśleliśmy — wtrącił Delfin. — Chciałbym o czymś porozmawiać z całą waszą drużyną. Mógłbym?
  — Em... tak, oczywiście — odpowiedział nieco zdziwiony Palermo.
  — No no... chyba powinniśmy zacząć do pana mówić... "Waszyngton", panie dyrektorze — powiedziałam.
Manila lekko się zaśmiała.

~💶~

No no... o czym chce nam powiedzieć dyrektor banku? Tego przekonamy się w następnym rozdziale!
Błędy ortograficzne? Interpunkcyjne? Inne? Możecie dać znać, jeśli takowe się pojawiły.
See you later, alligator!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro