The Lost Innocence

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zamieszczam drzewa genealogiczne, gdyby ktoś się pogubił (w mitologicznych rodzinach bardzo łatwo się pogubić...) i zapraszam do czytania! :D


Zadedykowane LisciemPisane w podziękowaniu za wszystkie komentarze pod historią Heleny i Parysa <333









"Wiele lat temu, w krainie za lasami żyła mała dziewczynka, córka jednego z najpotężniejszych ludzi w okolicy. Była bardzo kochana i chroniona przez ojca i starszą siostrę, lecz (...) doznała cierpienia przed jakim długo ją osłaniano."

- Olivia Godfrey, Hemlock Grove, 1x13 


"Dawno, dawno temu żyła sobie pewna śliczna dziewczyna. Wyszła za mąż z miłości. (...) Była szczęśliwa. Ale... pewnego dnia jej cudowny mąż, którego kochała nad życie, umarł." 

- Lady Tremaine, Kopciuszek (2015)






 – Patrzy na ciebie – powiedziałam.

Helena odjęła od ust kielich z wodą – nie piła wina – i spojrzała na mnie pytająco.

– Kto?

– Kuzyn naszych braci – wskazałam lekkim ruchem głowy przystojnego ciemnowłosego mężczyznę, który stał w drugim końcu pomieszczenia i nie odrywał od nas wzroku.

Agamemnon i Menelaos nie byli naszymi prawdziwymi braćmi. Mój ojciec, Tyndareos, przygarnął ich, ich gdy uciekali z królestwa Myken, po pogromie ich rodziny – mieli wtedy odpowiednio dziewięć i sześć lat. Rok później ojciec poślubił moją matkę, dziedziczkę tronu Sparty, i został królem. Jego dwóch wychowanków zyskało w ten sposób trójkę przybranego rodzeństwa – nieślubne dzieci mojej matki: Helenę i jej dwóch starszych braci, Polluksa i Kastora. Niecałe dwa lata później urodziłam się ja. Byłam najmłodsza z sześciorga dzieci dorastających wspólnie pod jednym dachem. Nazywaliśmy się wzajemnie braćmi i siostrami, choć tylko ja jedna narodziłam się naprawdę z krwi Tyndareosa.

Matka zgodziła się wyjść za ojca, ale musiał jej przyrzec, że jej dzieci z poprzedniego związku – albo związków, nigdy nie chciała o tym mówić – odziedziczą tron w pierwszej kolejności. Ojciec się zgodził. Być może planował cofnąć słowo, gdyby urodził im się syn, ale żaden nigdy nie przyszedł na świat. Byłam tylko ja.

Na nowego księcia nie było już żadnej nadziei – moja matka siedziała od lat zamknięta w komnacie od czasu, gdy jej umysł ogarnął obłęd. Nie poznawała żadnego z nas, a bez niej u boku pozycja ojca jako króla Sparty nieustannie się chwiała. Od tego czasu rządził wyjątkowo twardą ręką i doszło do tego, że zaczął grozić śmiercią memu najstarszemu bratu, Polluksowi. Przynajmniej tak mi to streściła Helena, nie ukrywając jak bardzo gardzi moim ojcem. Byłam w stanie jej uwierzyć. Kochałam ojca i czułam, że on kocha mnie, ale zdawałam sobie sprawę, że kocha też władzę i zrobi wszystko, by ją zachować.

Polluks uciekł ze Sparty, a Kastor umknął wraz z nim. Minęło wiele księżyców od tego czasu – nie wiedzieliśmy nawet, czy jeszcze żyją. Ich nieobecność oznaczała, że Helena była teraz pierwsza w kolejce do tronu. Jej nieślubne pochodzenie nie miało żadnego znaczenia. Nie w Sparcie.

Dopóki pozostawała niezamężna, ojciec rządził w jej imieniu i szukał jej kandydata na małżonka, który byłby wobec niego lojalny i nie zrzucił go z tronu. Ja stałam tymczasem na uboczu, czekając, aż zatroszczy się też o moją przyszłość.

– Książę Tantalos? – zapytała mnie Helena i roześmiała się serdecznie. – Nie, Klitajmestro. On patrzy na  c i e b i e !

Zamrugałam.

– Na mnie? To... niemożliwe – stwierdziłam.

– Dlaczego nie? – zapytała. – Osiem miesięcy temu skończyłaś czternaście lat, jesteś pełnoletnia. Ze swoją urodą stanowisz wymarzoną partię!

– Wszyscy, którzy przyjeżdżają, interesują się tobą – zauważyłam cicho. – Ja nikogo nie obchodzę. To ciebie nazywają „najpiękniejszą kobietą na Peloponezie".

Moja siostra potrząsnęła głową.

– Interesuje ich tron Sparty, który dostaliby z moją ręką. Jestem dla nich piękna, bo dzięki mnie mogliby włożyć koronę i dostać królestwo pełne sprawnych żołnierzy, którego ziemie mają dostęp do morza. Ach, no i jeszcze to, że matka twierdziła, iż jestem „darem od Zeusa". Kto nie chciałby mieć półbogini za żonę? – zakończyła z sarkazmem.

Matka powtarzała często, że cała trójka mojego przyrodniego rodzeństwa to dzieci Zeusa. Wprawdzie Helena i Kastor łudząco przypominali mojego ojca, ale wiedzieliśmy, że nie mógł spłodzić żadnego z nich – w ogóle nie znał wtedy mojej matki i przebywał w zupełnie innej części Lakonii.

Helena i ja byłyśmy podobne na pierwszy rzut oka – obie jasnowłose i niebieskookie, o różanej cerze. Ale to był koniec podobieństw. Jej włosy przypominały złoto, moje – srebro. Jej tęczówki miały barwę ciemnego błękitu, moje były prawie szare. Jej twarz miała mocne rysy i kości policzkowe jakby wykute z marmuru, moja była owalna i nie wyróżniająca się niczym szczególnym.

Chciałam wierzyć, że w istocie mogę uchodzić za urodziwą, ale nikt nigdy się mną nie zachwycał, a uroda Heleny była powszechnie znana.

Moja siostra zdawała się to jednak bagatelizować. W tej chwili westchnęła smutno i położyła mi dłoń na ramieniu.

– Zalotnicy cię ignorują nie dlatego, że jesteś brzydka, ale dlatego, że nic by nie zyskali przez związek z tobą. Ale Tantalos jest dziedzicem dwóch królestw... Sparta nie jest mu potrzebna. Za to ty jesteś piękna, siostro. – Posłała mi porozumiewawczy uśmiech, a potem odeszła i zniknęła w tłumie bawiących się.

Były urodziny Agamemnona, sala pęczniała od gości. Tantalos przyjechał do kuzyna z drogimi prezentami, choć tamten powitał go dość chłodno. Ten dystans miał korzenie w historii rodziny: Atreus, ojciec Agamemnona i Menelaosa zginął za sprawą intryg swego brata Tyestesa, ojca Tantalosa. Ale młody książę starał się okazać swoim dwóm kuzynom na wszelkie sposoby, że nie jest swoim rodzicem i chce zgody. I teraz był tutaj, świętując wraz z nimi.

Gdy tylko Helena zniknęła wśród tańczącej masy, książę – o którym wiedziałam, że jest rok młodszy od Agamemnona, czyli miał teraz dwadzieścia pięć lat – podszedł do mnie. Poczułam, że zasycha mi w gardle.

Był bardzo przystojny, wysoki i smagły, o czarnych, lekko potarganych włosach. Na twarzy miał dwudniowy zarost, który dodawał mu charyzmy. Jego usta były ułożone w piękny, pogodny uśmiech, ale tym co najbardziej przykuwało uwagę, było pełne ciepła spojrzenie magnetycznych, dużych oczu w kolorze węgla.

Śniady i ciemnooki, nie wyróżniałby się pośród ludzi niższych warstw. Ale dla mnie, która dorastała w otoczeniu blondynów, książę wydał się egzotyczny i  n ę c ą c y.

– Dobrze się bawisz, panie? – zdobyłam się na odwagę spytać.

Młody mężczyzna błysnął uśmiechem białych równych zębów. Westchnęłam w duchu. Ja zdążyłam stracić już dwa...

– Jak dotąd się nie zawiodłem – przyznał. – Macie wspaniałych muzykantów... I wspaniałe wino! – roześmiał się i wzniósł toast.

Również wychyliłam łyk wina z kielicha, a tymczasem chłopak ujął moją wolną dłoń.

– Proszę, mów mi Talos – powiedział miękkim, aksamitnym głosem. – Mamy wspólną rodzinę, chyba możemy być przyjaciółmi, prawda?

Jego spojrzenie przenikało mnie całą, nie miałam odwagi patrzeć mu w twarz. Czułam zawrót głowy i zastanawiałam się, czy to wina trunków czy czegoś bardziej zmysłowego...

– To zależy – powiedziałam powoli. – Na długo zostajesz?

Wzruszył ramionami.

– Może dwa tygodnie? Chciałem spędzić trochę czasu z mymi krewnymi... Zakopać dawne urazy. Mam nadzieję, że nam dwojgu też się uda poznać bliżej przez ten czas.

Udałam, że się namyślam.

– Niezbadane są ścieżki losu – powiedziałam wymijająco.

Wydawał się usatysfakcjonowany odpowiedzią, bo jego uśmiech się poszerzył.

– Zatem... czy pozwolisz, że zaproszę cię do tańca?

Nie odpowiedziałam, tylko odwzajemniłam uśmiech i ujęłam go pod ramię.


W ciągu następnego tygodnia każdego popołudnia ja i Talos spacerowaliśmy po ogrodzie. Każda chwila spędzona w jego towarzystwie sprawiała, że byłam nim oczarowana jeszcze bardziej.

Był pełnym ogłady, kulturalnym i jednocześnie skromnym człowiekiem.

– Jestem dziedzicem dwóch królestw, ale uwierz, najchętniej uciekłbym z nich jak twoi bracia stąd – wyznał mi, gdy przechadzaliśmy się nad szemrzącym potokiem.

– Więc co cię powstrzymuje? – zapytałam.

Westchnął.

– Jestem ostatni w linii mojej matki. Ktoś musi zająć się ludźmi Pizy i Lydii. Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby wpadły w ręce jakiegoś despoty. Chociaż... – przeczesał nerwowo włosy, jego twarz przecięło zdenerwowanie – nie wiem, czy w istocie, będę rządził dużo lepiej. Boję się, że za dużo we mnie... złej krwi.

Nie wytrzymałam i zachichotałam.

– W tobie?

Spojrzał na mnie ze zmęczeniem.

– Agamemnon i Menelaos trzymają mnie na dystans i wcale im się nie dziwię. Mój ojciec... on naprawdę zrobił im straszne rzeczy. Był potworem... Jak wcześniej mój dziadek... O pradziadku nawet nie wspomnę. – Król Tantal, pradziadek Talosa, w pijackim szale pociął mieczem swego syna Pelopsa. Chłopiec ledwie przeżył, i chociaż z tego, co o nim słyszałam, nie nazwałbym go aż „potworem", to jednak trudno mi się było dziwić, że Talos krzywił się na samo jego wspomnienie.

– Nie odpowiadasz za czyny żadnego z nich – odparłam, biorąc młodzieńca za rękę. – Mój ojciec też zrobił wiele okrutnych rzeczy dla władzy... Moi bracia uciekli przez niego, a Helena chodzi jak struta. Ale ja nie zamierzam brać na siebie jego win. Nie jesteśmy naszymi rodzicami.

Wyciągnął dłoń i pogładził mnie kciukiem po policzku. Zadrżałam, ale nie cofnęłam się. Patrzyłam chłopakowi prosto w oczy.

– Chciałbym, żebyś miała rację – szepnął, jego głos był pełen bólu. – Ale każdego dnia lękam się, że stanę się taki, jak moi przodkowie. Że moje dzieci mnie znienawidzą, jak ja nienawidziłem swojego ojca...

Odsunął się i oparł o najbliższe drzewo. Z jego przystojnej twarzy biła udręka, wydawał się taki młody i bezbronny... Chciałam odegnać jego smutek, chciałam, by znów się uśmiechnął...

Wspięłam się na palce, ujęłam jego twarz w dłonie i pocałowałam go.

Zesztywniał, całkowicie zaskoczony, ale gdy pogłębiłam pocałunek, objął mnie w tali, przyciągając do siebie mocniej.

Pośród śpiewu słowików i szumu strumienia cieszyliśmy się naszą pierwszą prawdziwie intymną chwilą.

Gdy się w końcu od siebie oderwaliśmy, zobaczyłam w jego oczach strach i niepewność. Zamrugał parę razy i mogłam dostrzec krople łez, które zebrały mu się na pięknych, gęstych rzęsach.

– Czego się boisz? – zapytałam.

Oparł czoło o moje.

– Boję się, że cię zranię – wyszeptał.

Pogłaskałam go po policzku.

– Właśnie dlatego wiem, że tego nie zrobisz – odparłam miękko.

Pocałowaliśmy się jeszcze raz, słodko i delikatnie. Przenikało mnie pożądanie, które czułam w czasie uczty kilka dni wcześniej, ale z domieszką czegoś jeszcze... Jakiegoś ciepła, którego nie umiałam określić.

– Klitajo? – zapytał, gdy się odsunęliśmy od siebie.

– Tak?

– Wyjdziesz za mnie?

Mógł poprosić o rękę Heleny. Mógł zasiąść na tronie Sparty. Nigdy nie byłby spolegliwym zięciem, o którym marzył mój ojciec, ale był potężniejszy niż wszyscy inni zalotnicy mojej siostry... Ojciec nie mógłby odmówić komuś, kto miał za sobą wojska dwóch królestw i kto mógłby wypełnić nasz skarbiec kosztownościami Lydii.

A jednak Tantalos wybrał mnie. Mnie, która wniesie mu w posagu najwyżej dwie skrzynie klejnotów. Czymże są dwie skrzynie wobec rozległych ziem, którymi władał...?

– Tak. Z całego serca – odpowiedziałam.

Nasze usta odnalazły się po raz kolejny, tym razem płonąc ogniem namiętności.


Przekupienie służącej nie było trudne – biorąc pod uwagę przedmałżeńskie ciąże mojej matki, obyczajowość na zamku nie zmieniła się zbytnio przez ostatnie dwie dekady – i tej nocy w mojej komnacie ja i Talos oddaliśmy się nawzajem płomieniom, które nas wcześniej spalały.

Ta noc była dla mnie wręcz magiczna, jeszcze nigdy nie czułam się tak pełna życia. Zawsze byłam tą najmłodszą z rodziny, tą drugą księżniczką, zawsze na dalszym planie, ale teraz, tej konkretnej nocy, byłam dla kogoś tą  j e d y n ą. Talos przyszedł do mnie i tylko do mnie. Nie mogłabym się czuć bardziej spełniona.

Dopiero, gdy wstało słońce, ogarnął mnie niepokój.

– Co jeśli ojciec nie zgodzi się na ślub? – zapytałam.

– Przecież dlatego daliśmy się ponieść chwili – zauważył Talos, zakładając tunikę. – Musi się zgodzić na wypadek, gdybyś była w ciąży. Inaczej dziecko będzie z nieprawego łoża.

W tym momencie drzwi gwałtownie się otwarły, a my gwałtownie zerwaliśmy się materaca, gdy ojciec wkroczył do środka z czerwoną twarzą w otoczeniu dwóch strażników i Agamemnona, który zaciskał ze złością pięści.

– Być może w Pizie i Lydii nieprawe pochodzenie ma znaczenie – oznajmił mój ojciec głosem mroźnym niczym lód – ale w Sparcie nie mamy z tym problemu. – Jego nozdrza drgały. – Nadużyłeś mojej gościnności, książę! I zdeflorowałeś moją córkę!!!!

Złapałam Talosa za ramię, a gdy spojrzeliśmy sobie w oczy, zobaczyłam w nich panikę. Oczywiście zamierzaliśmy się ujawnić przed ojcem, ale nie gdy grożono mu bronią, a miecz mojego ukochanego leżał przy drzwiach, odgrodzony teraz od nas przez Agamemnona.

– Ojcze... – zaczęłam, ale spojrzał na mnie z taką wściekłością, że zamilkłam.

– Masz doprawdy tupet! Jesteś dorosła, możesz brać do łoża mężczyznę, jeśli chcesz, ale na bogów Olimpu!, jak mogłaś być na tyle głupia, by oddawać się cudzoziemskiemu księciu?! Masz pojęcie, jak bardzo zaszkodziłaś naszej dyplomacji?! – Zacisnął dłoń w pięść i uderzył w świecznik stojący przy drzwiach.

Świeca spadła na podłogę i pękła. Wzdrygnęłam się.

– Twój amant myślał, że może mnie przechytrzyć... ale ja to ja przechytrzyłem jego. Może jeśli potraktujemy jego... delikatne części gorącym węglem, nauczy się, by nie wchodzić do łóżek cudzych córek!

Skrzywdzą go!, dotarło do mnie. Zranią go z mojego powodu!

– Nie, ojcze! – wystąpiłam do przodu. – Błagam, wszystko było za moją zgodą...! – krzyczałam, ale mnie nie słuchał.

– Straż! – wydał rozkaz. – Zabrać księcia do lochu!

W chwili, gdy mężczyźni postąpili krok do przodu, rozległ się okrzyk:

– Straże, natychmiast odstąpić!

Żołnierze zamarli, podobnie jak ojciec i Agamemnon, kiedy Helena weszła do komaty, ubrana w przepyszną złotą suknię i srebrny diadem, w których prezentowała się niczym królowa.

– Wszystko odbyło się za moją wiedzą, ojcze – oznajmiła.

Otwarłam z niedowierzaniem usta. Nic jej nie powiedziałam. Kłamała.

Ojciec zagapił się na nią.

– Słucham?

Dziewczyna zadarła do góry podbródek.

– Jestem prawowitą dziedziczką tronu, prawda? – Niewypowiedziane Ja, nie ty, rozbrzmiało pośród ścian. – Ja tu jestem panią, i mogę wyrazić dezaprobatę lub aprobatę wobec poczynań siostry. Uznałam, że jej związek z księciem Tantalosem jest korzystny dla Sparty.

Mówiła pewnym siebie tonem, ale widziałam, że jej palce drżą. Pomimo swojej niechęci do ojca, nigdy nie wtrącała się do polityki. W ogóle w nią nie wnikała. A teraz postanowiła mu się postawić. Dla mnie...

– Nie masz pojęcia o polityce! – wydarł się Tyndareos. – Jak śmiałaś...!

– Ojcze! – przerwałam mu, podbiegając i ujmując obie jego ręce. – Wybacz mi! Zapomniałam o moich królewskich powinnościach i dałam się ponieść sile Erosa. Zachowałam się lekkomyślnie i przepraszam za to. Ale... – urwałam, nie wiedząc co powiedzieć.

Czułam, że nadmiar emocji mnie przytłacza. Jęknęłam i rozpłakałam się.

– Kocham go, ojcze! Chcę za niego wyjść! Wiem, że nie znam go długo, ale jeszcze przy nikim nie czułam się taka spełniona, a przecież... sam powiedz, czy ten związek naprawdę zaszkodziłby naszemu królestwu? – zadrżałam i miałam wrażenie, że za chwilę stracę równowagę.

Ojciec patrzył na mnie w milczeniu, a potem... również się rozpłakał. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czoło.

– Jesteś moim jedynym dzieckiem... – wyszeptał urywanym głosem. – Bogowie dali mi tylko ciebie jedną...

– Nie pragniesz więc, bym była szczęśliwa? – zapytałam. – Proszę... pozwól mi z nim wyjechać.

Odetchnął głęboko.

– Dobrze – powiedział w końcu, a moje serce wypełniły niedowierzanie i radość jednocześnie.

Odsunął się ode mnie i posłał Helenie pełne złości spojrzenie.

– Z tobą się jeszcze policzę! – warknął, a następnie spojrzał na Tantalosa i zmusił się do uśmiechu. – Książę, choć nadal wolałbym, abyś poprosił mnie o rękę mojej córki otwarcie... w istocie sojusz między naszymi królestwami nie jest mi niemiły. Klitaja to moje jedyne dziecko... – powiedział z rezygnacją. – Jej szczęście jest dla mnie wszystkim. Obiecujesz mi, że zadbasz o nią należycie?

Talos przyłożył sobie dłoń do serca.

– Klnę się na rzekę Styks, że tak – powiedział śmiało, a ja poczułam nieokreślony niepokój. Przysięga na rzekę świata zmarłych była najbardziej wiążącą, jaka mogła istnieć. Choć nie czułam obaw, że chłopak ją złamie, samo wspomnienie tej nazwy wyzwalało we mnie złe przeczucia...

Mój ojciec rozluźnił się jednak wyraźnie, słysząc słowa księcia.

– Zatem bądź mi odtąd synem! – oznajmił.

Agamemnon nagle spojrzał na niego z niedowierzaniem.

– Ależ... ależ, ojcze, przecież raptem dziś rano mówiłeś mi... obiecałeś... – wyglądał, jakby nie umiał zebrać słów.

Zmarszczyłam brwi.

– Obiecałeś c o, ojcze? – zapytałam.

– Nic, co powinno cię trapić – zapewnił król szybko i powiedział do mojego przybranego brata nieznoszącym sprzeciwu tonem: – Szczęście Klitajmestry jest dla mnie najważniejsze. Jeśli twój kuzyn daje jej spełnienie, nie zamierzam jej tego odbierać. Czy wyraziłem się jasno?

Młody mężczyzna wbił wzrok w podłogę.

– Tak.

Gdy ojciec i Talos wyszli, by ustalić szczegóły kontraktu ślubnego, Agamemnon spojrzał na Helenę ze złością.

– Musiałaś się wtrącać?! – syknął.

Zamrugała.

– O co ci chodzi?

Otworzył usta i zawahał się.

– O to, że... mojemu kuzynowi nie można ufać – powiedział, ale zabrzmiało to mało przekonująco.

Helena położyła mu dłoń na ramieniu.

– Rozumiem, że jego ojciec was skrzywdził... że ty i Menelaos omal nie straciliście życia... ale Talos nie jest Tyestesem. Moja siostra chciała być szczęśliwa i zadbałam o to, by była. Czy t y nie zrobiłbyś tak samo dla swojego brata?

Pod wpływem jej spojrzenia, twarz Agamemnona złagodniała. Chłopak pocałował ją w czoło.

– Wybacz mi, moja droga. Pozwoliłem, by uprzedzenia zmąciły mi umysł – przyznał ze zmęczeniem. – Masz rację, że postąpiłbym identycznie, gdyby chodziło o szczęście Menelaosa. Przepraszam za mój wybuch. Nie jestem zły na c i e b i e.

Ale na kogoś jesteś, pomyślałam, patrząc na twarz przybranego brata. Na kogo? I dlaczego?


Ojciec dotrzymał groźby rzuconej Helenie, o tym, że się z nią policzy. Krótko po tym, jak wyjechałam z Tantalosem, wydał ją za Menelaosa, chociaż tego nie chciała. Nie wiem, czym dokładnie ją zmusił, ale ostatecznie wzięła jego wychowanka za męża, a on mógł odetchnąć na myśl, że ma zięcia, który nigdy nie zwróci się przeciw niemu.

Czułam podświadomie wstyd za to, jak mój rodzic ją potraktował, oraz poczucie winy. Helena sprzeciwiła się ojcu dla mnie, a teraz cierpiała w wymuszonym związku, gdy ja... po raz pierwszy czułam, że żyję.

Gdy ja i Talos w końcu wzięliśmy ślub, każdy kolejny dzień, który mijał, napełniał mnie koleją dawką szczęścia, choć nie sądziłam, że mogłoby to być możliwe. Nastały dla mnie dni pełne radości i spełnienia, jakich nigdy nie zaznałam, choć zawsze czułam się przecież kochana przez rodziców i rodzeństwo.

Wiedziałam z opowieści, że uczucia są niestałe i obawiałam się, że po jakimś czasie Tantalos zdystansuje się ode mnie, może nawet weźmie sobie kochankę... Bolała mnie myśl o tym, ale zdecydowałam, że jak długo będzie mi okazywał szacunek, jestem w stanie znieść wszystko inne. Sama go wybrałam i nie miałam prawa skarżyć się na los.

Ale dnia zmieniły się w tygodnie, tygodnie w miesiące, i nic takiego nie następowało. Ludzie na dworze mówili, że Talos oszalał z miłości do mnie. Każdego dnia przysyłał świeże kwiaty do moich komnat i zabierał mnie ze sobą we wszystkie podróże.

Czasem nie sypiał w naszej małżeńskiej komnacie, ale zawsze przychodził wieczorem, nawet tylko po to, by pocałować mnie w czoło i życzyć dobrej nocy. Miał jako król wiele obowiązków i czasem widywaliśmy się tylko ten jeden raz w ciągu dnia, ale nigdy nie zdarzyło mu się nie przyjść.

Byliśmy szczęśliwi i zakochani, a bogowie zdawali się nam sprzyjać.

Kiedy tron Lydii się zwolnił, Talos i ja opuściliśmy naszą główną rezydencję w Pizie i przepłynęliśmy przez morze, by pobyć jakiś czas w jego drugim królestwie.

Księżniczka przyszła na świat, gdy słońce było w zenicie, a w ogrodzie unosił się intensywny zapach róż wielu gatunków.

– Jest taka do ciebie podobna – wyszeptał Talos, kołysząc dziecko i wpatrując się w nie z zachwytem. – Jasnowłosa i niebieskooka, jakby sami bogowie tchnęli w nią życie!

Zaśmiałam się.

– Podobno mój ród wywodzi się od samego Aresa.

Prychnął.

– Mój ponoć od Zeusa! A zobacz jacy ja i Agamemnon jesteśmy ciemni! Tylko Menelaos wyszedł jasny...

Ucałował delikatnie córkę w policzek, a potem położył ją w moich ramionach.

– Jak chcesz ją nazwać? – zapytałam.

– Ifianassa – odparł bez zawahania.

– „W Mocy Władająca"?

Uśmiechnął się do mnie ciepło.

– Przecież jest teraz naszą spadkobierczynią. – Zamyślił się nagle. – Jeśli twoja siostra urodzi w przyszłości syna, możemy ich ze sobą zeswatać. Sparta, Piza i Lydia stworzą triadę nie do pokonania. A jeśli Agamemnon umrze bezdzietnie... czego mu nie życzę!... Pomyśl, będziemy też mieli Mykeny! I Ifianassa będzie władała tym wszystkim jako królowa!

Westchnęłam z zachwytu nad wizją, która przede mną roztoczył.

– Oby bogowie pozwolili – wyszeptałam.


Helena rzeczywiście zaszła w ciążę, ale nie urodziła syna, tylko córkę. Wieści o jej narodzinach doszły do nas ogólnikową drogą wraz z wiadomością zamachu stanu i obaleniu mojego ojca przez Menelaosa. Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam. Menelaos podniósł rękę i uwięził człowieka, który go przygarnął i wychował, a potem koronował się na króla Sparty? Nigdy nie okazywał żadnej żądzy władzy ani chciwości, w przeciwieństwie do swojego brata, aktualnie rządzącego twardą ręką w Mykenach, które konsekwentnie coraz bardziej bogacił.

Jeśli Menelaos wysłał nam list, w którym nas o wszystkim informował, nie zamierzałam czekać aż dojdzie. Musiałam dowiedzieć się, co zamierza z moim ojcem i jeśli to konieczne, interweniować, by go ocalić.

Z naszą roczną córeczką u boku, ja i Talos wsiedliśmy na okręt i popłynęliśmy do Sparty.

Gdy w końcu stanęłam twarzą w twarz z moim przybranym bratem, nie wahałam się ani przez chwilę, tylko wymierzyłam mu ostry policzek.

– Klitajo! – zaprotestował Talos, ale uciszyłam go spojrzeniem.

– Jak mogłeś?! – krzyknęłam do szwagra. – Jak mogłeś zamknąć ojca?! Rozumiem, że twoja żona go nienawidzi, ale, na bogów, powinieneś być rozjemcą między nimi! Mój ojciec przygarnął cię jako sierotę, dał dach nad głową, mógł zrobić ciebie i Agamemnona niewolnikami, a jednak wychował was jak swoich własnych synów! Tak mu się odpłacasz?!! – łzy spływały mi po policzkach.

Mój ojciec... Ojciec, który mnie kochał, uwięziony przez człowieka, któremu ufał...!

Menelaos podniósł w końcu na mnie wzrok i chwycił za nadgarstek, gdy próbowałam mu wymierzyć następny policzek.

– Kazał zabić Helenę! – ryknął.

Zamarłam.

– Co?

W oczach chłopaka błyszczały łzy.

– Nie ma jej tu, Klitajo... Już jej nie ma... Twój ojciec kazał ją zabić... Zaraz po tym, gdy urodziła Hermionę, kazał ją zabić, bo widział w niej zagrożenie dla swojej władzy. Sądził, że temu przyklasnę i ze wszystkiego mi się zwierzył... Dlatego zebrałem ludzi i go zamknąłem. Ale było za późno. Helena zniknęła... – głos mu się załamał na ostatnim zdaniu.

Poczułam suchość w gardle.

– Nie... – wyszeptałam. – Nie mogę... – Urwałam. M o g ł a m  w to uwierzyć.

Spróbowałam złapać oddech, w głowie mi się zakręciło. Talos objął mnie opiekuńczo ramieniem, żebym nie upadła.

– Dlaczego... dlaczego nie poinformowaliście nas o jej... śmierci? – zapytałam.

Westchnął.

– Nie znaleźliśmy ciała. Łudziłem się, że może... – Ukrył twarz w dłoniach. – Ale minęły miesiące odkąd widziano ją żywą. Musimy przyjąć, że...

Nie dokończył, tylko zaczął szlochać. Objęłam go i przyciągnęłam do siebie, czując nowe łzy napływające mi do oczu. Moja siostra... Kastor i Polluks przepadli, kto wie, czy żyli, a teraz przepadła i ona... Nie miałam już rodzeństwa.

I nie mam już ojca, pomyślałam, mając wrażenie, że moje serce po raz pierwszy w życiu zamarza. Nie rozumiałam, jak to możliwe, że w jednej chwili byłam gotowa go bronić, a teraz marzyłam tylko o tym, by przestał istnieć.

Helena poświęciła własne szczęście, bym mogła być z Talosem. A teraz... nie żyła. Z rozkazu człowieka, któremu się wtedy postawiła. Czy gdybyśmy z Talosem rozegrali to wtedy inaczej, żyłaby?

Objęłam Menelaosa mocniej i w ciszy płakaliśmy nad stratą tej, którą oboje kochaliśmy. Wybacz mi, siostro... Wybacz, że cię nie ocaliłam...!


Kiedy skończyłam czytać list napisany na najdroższym gatunku papirusu, jaki znałam, przez chwilę wstrzymywałam oddech. Potem poczułam pod powiekami łzy radości i wydałam z siebie urywany śmiech. Poczułam się lekko jak piórko i miałam ochotę tańczyć w euforii.

Wreszcie dotarła jednak do mnie rzeczywistość, więc wstałam i cisnęłam wiadomość do kominka. Talos przyglądał mi się z niepokojem, nie wiedząc, co myśleć o moich huśtawkach nastrojów.

Byliśmy teraz w Pizie, od naszego powrotu do Hellady minęło kilka miesięcy. Zaczynała się zima, spadły pierwsze śniegi, a morze stało się niespokojne. Żegluga nie była bezpieczna, nie chcieliśmy też narażać Ifianassy na chłód, w związku z czym musieliśmy odłożyć nasz powrót do Lydii aż do wiosny.

– Od kogo był ten list? – zapytał, marszcząc czoło.

Przymknęłam oczy.

– Przysięgnij na Styks, że nie powiesz nikomu.

Zawahał się.

– Przysięgam – odparł w końcu.

Wzięłam głęboki oddech.

– Był od Heleny.

Nie podpisała się ani nie napisała wprost, że to od niej, ale użyła na samym początku naszego zawołania z zabaw dziecięcych. Tylko my je znałyśmy. No i nasza niania, ale ona nie żyła od lat, i na pewno nie byłoby ją stać na taki drogi papirus. Nie wspominając, że nie umiała czytać ani pisać...

Oczy mojego męża się rozszerzyły. Otworzył usta w zupełnym szoku.

– Od Heleny? – wydusił. – Ona żyje?! Gdzie jest?! Wszystko z nią dobrze?

– Mój ojciec rzeczywiście chciał ją zabić. Uciekła ze Sparty po tym, jak urodziła Hermionę – wyjaśniłam. – Z tego, co napisała, to zdążyła zwiedzić pół świata. Była w Egipcie, w Fenicji, na Cyprze... A teraz jest w Troi.

Talos zdawał się jeszcze bardziej zaskoczony.

– Ale... skąd się tam wzięła?

– Pamiętasz księcia Hektora, którego gościliśmy u nas, tuż przed tym naszym wyjazdem? W Helenie zakochał się jego młodszy brat, Parys. Pobrali się.

Mój ukochany gwizdnął i potrząsnął głową z niedowierzaniem.

– Została żoną królewskiego syna? Muszę przyznać... twoja siostra wie, jak się ustawić! Troja to chyba najbogatsze miasto w rejonie Hellespontu.

– Nie masz pojęcia, jaką czuję ulgę na myśl, że nie tylko żyje, ale i znalazła szczęście – wyznałam, a potem spoważniałam.

Podeszłam do męża i ujęłam jego dłonie.

– Talosie, nie chciałam mieć przed tobą tajemnicy, więc powiedziałam ci prawdę. Jednak prosiłam też, byś przysiągł na Styks, że nikomu nie powiesz... W tym Menelaosowi.

Jego przystojna twarz spochmurniała, gdy zrozumiał, czego od niego żądam.

– Wiem, że bardzo kochasz swojego kuzyna – powiedziałam powoli – ale ten jeden, jedyny raz proszę, byś zataił przed nim to, co wiesz. Helena mu nie ufała... Wolała uciec niż na nim polegać. Menelaos twierdzi, że obalił ojca tylko po to, by ją chronić... Ale teraz już sama nie wiem, czemu to zrobił. O nic go nie oskarżam i nie mówię, że mamy go traktować jak wroga, ale... co wie Menelaos, wie też Agamemnon. A Agamemnon nie byłby zadowolony na myśl, że była żona jego brata skoligaciła się z trojańskim rodem królewskim.

Talos przygryzł wargę, ale pokiwał głową z namysłem.

– W istocie, masz rację – przyznał. – Wprawdzie myślę, że Menelaos naprawdę ją kochał, ale... Może lepiej, by nie wiedział o niej. Ma już przecież nową żonę...

– Nawet mi o niej nie przypominaj – powiedziałam sucho.

Rozpacz Menelaosa po Helenie wydawała mi się szczera, co nie zmieniało jednak faktu, że gdy nosiła jego córkę, jawnie zdradzał ją z jej służącą. A teraz ta kobieta, która jeszcze niedawno prała pościel i szorowała zastawę stołową, siedziała na dawnym tronie mojej matki, a jej syn-bękart był wychowywany jak pełnoprawny książę, którego kołyska stała obok kołyski mojej siostrzenicy. Krew mnie zalewała na samą myśl.

Chociaż niewielka część mnie cieszyła się, że mój przybrany brat jest szczęśliwy... Zawsze traktował mnie z szacunkiem i był w przyjaznych stosunkach z Talosem. Skoro Helena znalazła miłość, a tron Sparty nic jej nie obchodził, to czemu Menelaos miałby nie zrobić królowej ze swojej dawnej niewolnicy...?

– Gdy popłyniemy z powrotem do Lydii... może zajedziemy po jakimś czasie do Troi? – zapytałam męża. – Chciałabym zobaczyć Helenę... Chciałabym też, by poznała Ifianassę. Moglibyśmy nawet ugrać całkiem dobre interesy z królem Troi, skoro jesteśmy teraz rodziną – zauważyłam na wpół żartem.

Talos uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.

– Skusiłaś mnie tym ostatnim – powiedział z błyskiem w oku. – Pojedziemy tam, jeśli tylko chcesz, najdroższa. Wiesz, że wszystko, czego pragnę, to widzieć radość na twojej twarzy.

Westchnęłam i wtuliłam się w zagłębienie jego szyi. Objął mnie.

W jego ramionach czułam się bezpieczna i kochana. Byłam szczęśliwa. Miałam za męża mężczyznę, który mnie kochał i którego ubóstwiałam, nasza córeczka rosła zdrowo, moja siostra cieszyła się swoim księciem, a jej dawny mąż zdobył serca Spartan jako ich nowy król. Wszyscy ułożyliśmy sobie życie pomyślnie. Nawet mój ojciec, który dokonał wielu złych rzeczy, nie mógł narzekać zupełnie, bo może i stracił tron, ale zachował głowę i powinien być za to wdzięczny.

Miałam wrażenie, że wszystko jest teraz na właściwym miejscu i moje serce biło szybciej na myśl, że odtąd mogą nas spotkać tylko dobre rzeczy.



[W tym momencie polecam włączyć piosenkę Avril Lavigne Innocence ;)]

https://youtu.be/Ir2Sg_8hC3w

Kolejny tydzień był wypełniony błogością i rodzinnym spokojem. Zbliżało się przesilenie zimowe – dzień urodzin Heleny, ale wiedziałam, że nawet przy najbardziej pomyślnych wiatrach prezent, który wysłałam, nie dojdzie do niej na czas – a wraz z nim koniec roku i wszystko wskazywało na to, że kończy się on dla mnie pod szczęśliwą gwiazdą, a następny może być tylko lepszy.

A jednak gdy obudziłam się pewnego ranka, wyczułam jakiś dziwny
n i e p o k ó j w powietrzu. Potem usłyszałam krzątaninę i hałas w korytarzu.

Wstałam i nie czekając nawet na dwórki, ubrałam suknię i narzuciłam na nią wełniany pled. Następnie skierowałam się prosto do komnaty dziecięcej, bojąc się, że może Ifianassa zachorowała i stąd ten ruch wśród służby, która biegała po korytarzach, nawet nie zwracając na mnie uwagi.

Gdy tam dotarłam, ku mojemu zaskoczeniu zastałam tam mojego męża nad pustą kołyską.

– Co się dzieje? I gdzie jest nasza córka? – zapytałam, próbując zapanować nad zaniepokojeniem w głosie.

Talos wziął głęboki oddech i przeczesał nerwowo dłonią swoje ciemne włosy.

– Kazałem ją schować w kuchni.

– Co? Dlaczego?

Nakazał mi gestem podejść do okna. Kiedy przez nie wyjrzałam, serce we mnie zamarło.

– Skąd... skąd się tu wzięli mykeńscy żołnierze? – zapytałam, nie rozumiejąc tego co widzę.

Nie mogłam pojąć, dlaczego część ludzi Agamemnona, człowieka, którego znałam od dziecka – ludzie mojego b r a t a – grozi bronią służbie i dworzanom na podwórzu zamkowym, tak samo jak nie umiałam pojąć, czemu pozostała część walczy z wojownikami Tantalosa.

Wiedziałam, co się dzieje – wiedziałam, że zostaliśmy zaatakowani przez Mykeńczyków – po prostu nie potrafiłam zrozumieć... dlaczego?

– Jak dostali się za mury? – zapytałam rzeczowo. – Ktoś z naszych zdradził?

Mój mąż potrząsnął głową.

– Nie. Na początek wjechało tylko kilku. Agamemnon jest moim kuzynem i był twoim powinowatym... Mykeny nie były naszym wrogiem, zatem strażnicy nie widzieli powodu, by ich zatrzymywać. Sądzili, że to jakieś poselstwo do mnie. Ale potem zaatakowali oddział przy bramie głównej... Przejęli kontrolę i otworzyli ją... A wtedy zjawiła się reszta wojska Agamemnona.

– Ale... czego oni chcą? – wyszeptałam, a głos mi zadrżał.

Talos tylko bez słowa mnie przytulił. Kurczowo przywarłam do niego. Czułam jego ciepły oddech w swoich włosach, oraz bicie jego serca przy swoim policzku.

Nie musiał odpowiadać. Wiedziałam, czego chcą. Naszego królestwa i naszej śmierci.


Choć nasi ludzie walczyli, ich opór zduszono w zarodku. Piza była małym państewkiem z przeciętnie wyszkolono armią, a do tego wzięto nas z zaskoczenia. Nie mieliśmy żadnych szans.

Udaliśmy się z Talosem do sali tronowej i w milczeniu czekaliśmy, aż wypełni się nasz los. Trzymałam dłoń męża i ku mojemu zdziwieniu nie czułam strachu. Raczej żal na bogów, że pozwolili mi się łudzić, że Tyche nam sprzyja, gdy cały czas szykowali dla nas zdradę kogoś bliskiego nam obojgu.

Nie wiedziałam, co nas czeka – życie czy śmierć – ale postanowiłam w duchu, że cokolwiek to będzie, zniosę to u jego boku. Pójdę z nim do lochu lub zginę wraz z nimi, cokolwiek Agamemnon nam zrobi. Wybaczę bogom tę przewrotność, jeśli tylko pozwolą nam dalej być razem. Przy Talosie byłam gotowa znieść wszystkie przeciwność i upokorzenia.

Bałam się o córkę, ale pozostawało mi wierzyć, że jest bezpieczna. Lepiej było jej teraz nie wynosić z ukrycia. Jeśli mnie i Talosowi coś by się stało, służba otrzymała pieniądze i instrukcje, jak wówczas z nią postępować aż do wiosny – gdy będzie można ją bezpiecznie przewieźć statkiem do Troi, do Heleny i Parysa.

Nam pozostawało tylko czekać.

Gdy w końcu usłyszeliśmy kroki mykeńskich żołnierzy, a drzwi zaczęły się otwierać, uniosłam do góry podbródek, gotowa stawić czoła wrogom z dumą i pogardą wypisaną na obliczu.

Zaledwie jednak Agamemnon wkroczył na czele swych ludzi do środka, poczułam, że robi mi się zimno, a krew zastyga mi w żyłach. Spojrzałam na Talosa. Pobladł wyraźnie z przerażenia, jego usta otwarły się, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie był w stanie wydusić z siebie słowa. Wstrząśnięty wpatrywał się w nasze dziecko na rękach swego kuzyna.

Agamemnon uśmiechnął się do nas triumfalnie i jednocześnie zakołysał delikatnie Ifianassą, która nie zdawała się zbyt przerażona całą sytuacją i nawet gaworzyła wesoło.

– Witaj, drogi kuzynie – powiedział głośno wychowanek mojego ojca. – To radość widzieć cię z w dobrym zdrowiu po nazbyt długiej rozłące! Pozwolę sobie zauważyć, że masz bardzo... nielojalną służbę kuchenną. Na twoim miejscu albo bym wszystkich wymienił, albo płacił im więcej. – Wyszczerzył zęby, a ja zadrżałam.

– Agamemnonie... proszę, daj mi ją – wyszeptałam, pękniętym ze strachu głosem i wyciągnęłam przed siebie ręce.

– Puść ją. – Wycedził przez zęby Tantalos, zaciskając swoje palce na rękojeści miecza.

Władca Myken zacmokał.

– Och, proszę was! Chyba mam prawo chwilę pobyć z moją małą kuzynką! – Pocałował dziecko w czoło.

Dziewczynka wydała z siebie pełen zadowolenia z okazywanej czułości grymas, gdy ja – jęk przerażenia.

– Agamemnonie, posłuchaj – zaczął Talos zmienionym, teraz pełnym opanowania tonem – nie musimy angażować mojej córki w nasze zatargi. Po prostu powiedz po co, przyjechałeś i dam ci to...

Rysy twarzy mego adoptowanego brata stwardniały.

– Przyjechałem po to, co było moje – oznajmił głosem tak przepełnionym nienawiścią, że aż się skuliłam. Ifianassa przestała się śmiać i wyglądała teraz na rozdrażnioną naglą oziębłością swego nowego opiekuna. Byłam przygotowana, że lada chwila zacznie płakać, ale gdy nic się nie działo, poczułam pewnego rodzaju ulgę, że jest najwyraźniej bardziej zła niż przestraszona.

– Piza należy mi się jako dziedzictwo po mojej matce. T y ani Menelaos nie macie do niej żadnych praw – stwierdził tymczasem gniewnie Talos, choć zaraz uświadomił sobie, że gniew i opór nic mu nie dadzą w zaistniałej sytuacji, skończył więc nieco łagodniej – ale jeśli chcesz, bym abdykował lub został twoim lennikiem, możemy to wszystko omówić...

Agamemnon sapnął z wyraźnym zniecierpliwieniem.

– Szczerze mówiąc, to ta kupa skał i nieużytków, na której teraz stoimy, nie jest mi do szczęścia zbytnio potrzebna – oznajmił ze złością. – A na kontrolę państwa za morzem chwilowo mnie nie stać, więc nawet mi nie proponujcie zamku w Lydii. Myślę, że twoje kosztowności z przyjemnością przeniosą się do mojego skarbca, ale... nie dla nich tu przybyłem. – Przeniósł wzrok na mnie.

Milczałam, nie wiedząc, do czego zmierza.

Mężczyzna westchnął i zaczął przechadzać się w tę i we w tę, wciąż kołysząc na rękach moje dziecko. Żołnierze stali blisko niego, gotowi wyciągnąć miecze, gdyby tylko Talos rzucił się w stronę ich pana.

– Dwa i pół roku temu... nie chciałem cię przyjmować na moich urodzinach, ale Tyndareos stwierdził, że taki gość jak ty w Sparcie to zaszczyt, a Menelaos mi mówił, że powinniśmy utrzymywać zgodę w rodzinie... więc machnąłem ręką. Prawie cały wcześniejszy rok spędziłem w Mykenach, usiłując zyskać wśród poddanych posłuch. Gdy wróciłem na swoje urodziny, chcąc je spędzić w gronie bliskich mi osób... nie wiem, co się właściwie stało, ale moje serce zaczęło bić inaczej. Musiała je trafić strzała Pothosa. Zacząłem tęsknić, pragnąć... najpiękniejszej kobiety na ziemi.

Przełknęłam ślinę. Już zrozumiałam. I wiedziałam, że wcale nie ma na myśli Heleny.

Zaśmiał się cicho, jakby słyszał moje myśli.

– Wiesz, Klitajo, nie mogłem zrozumieć tego szumu wokół rzekomej urody twojej siostry. Owszem, była ładną kobietą, ale nie potrafię pojąć, jak ci wszyscy zalotnicy mogli stać obok i pleść jej bez ładu i składu komplementy, gdy p r a w d z i w a kobieta, której należał się ten tytuł... stała na przyjęciach tuż obok niej. – Popatrzył na mnie z taką tęsknotą w oczach, że musiałam przyznać, że Pothos chyba faktycznie przeszył mu pierś, mącąc spokój umysłu.

– Zrozumiałem, że pragnę cię jak nikogo innego na świecie – kontynuował – i czułem złość i wdzięczność dla adoratorów Heleny. Złość: bo wychwalając ją, obrażali t w o j ą urodę. Było dla mnie jasne, że nigdy nie dbali o piękno. Chcieli korony Sparty i niczego więcej. Twoja siostra mogłaby mieć kostropatą twarz, a i tak zjechaliby się tłumami! A jednak byłem im wdzięczny, że w ogóle się tobą nie interesują, bo to dawało szansę... mnie.

– Ale... – zdołałam w końcu jakoś odnaleźć w sobie głos – dlaczego w takim razie nie poprosiłeś ojca o moją rękę?

Gdy na mnie patrzył, miał taki smutek w oczach, że choć bałam się, co może teraz zrobić mnie i Talosowi, czułam pewien żal i współczucie dla tego człowieka, który kiedyś był moim bratem.

– Poprosiłem – powiedział cicho. – Poprosiłem go, a on był zaskoczony, ale nie rozgniewany. Przyznał, że raczej chciał mnie ożenić z Heleną. Odmówiłem. Odpowiedziałem, że moje serce należy do ciebie, natomiast Menelaos na pewno będzie szczęśliwy z twoją siostrą, bo od dłuższego czasu zachwycał się jej prostolinijnością i hartem ducha. – Oczy Agamemnona pociemniały. – Tyndareos obiecał się zastanowić. W końcu po kilku dniach... zgodził się. Przyrzekł mi ciebie! Ogarnęła mną euforia... Przez moment byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi! I wtedy do komnaty przyszła twoja służąca, mówiąc twemu ojcu, że powinien o czymś wiedzieć... Resztę historii znacie! – Potrząsnął głową. – Dał mi słowo. A potem je złamał. O tak, tylko ponieważ miałaś kaprys zapragnąć mojego k u z y n a ! – ostatnie słowo praktycznie wypluł.

Mój strach zniknął na moment i poczułam, jak wypełnia mnie gniew.

– To nie był kaprys! – wykrzyknęłam. – To była miłość i wola bogów!

– Pomyśleć, że ich wolą było, abyś zakochała się w synu człowieka, który odebrał memu ojcu życie i zabrał jego tron! – odwarknął.

Mimo dramatycznej sytuacji, Tantalos pokręcił głową z politowaniem.

– Nie odpowiadam za krzywdy wyrządzone twemu ojcu, Agamemnonie – odparł.

Twarz króla Myken się wypogodziła, ale ten spokój sprawił, że na nowo się przeraziłam.

– W istocie – powiedział miękko do mojego męża – ale masz twarz tego, kto je wyrządził. Synowie dziedziczą długi ojców... A twój zaciągnął dług życia. Jeśli liczyłeś na życzliwość z mojej strony... to wiedz, że jakakolwiek szansa na nią przepadła, gdy przywłaszczyłeś sobie kobietę, którą miałem poślubić. – W jego błękitnych oczach pojawił się głód drapieżnika, który zwietrzył ofiarę. – Nie mogłem sprzeciwić się Tyndareosowi. Najechałby Mykeny i... może by nie wygrał, ale miałbym dość kłopotu. Jednak dzięki Menelaosowi, mój były opiekun siedzi zamknięty w komnacie, a mój brat nigdy nie wystąpi przeciw mnie. Wreszcie mogę wziąć... to czego, zawsze pragnąłem.

On jest szalony!, dotarło do mnie. Najwyraźniej jednak jego szaleństwo łączyło się z geniuszem militarnym, przez co żaden z jego ludzi nawet nie myślał wypowiadać mu posłuszeństwa. Walczyć u boku tak potężnego władcy jak on, mogło jedynie przysporzyć chwały. Nikt nie zamierzał przejmować się jego żądzą zemsty i posiadania, bo właśnie to napędzało go do działania.

Tantalos dobył swego miecza i postąpił krok do przodu.

– Jeśli tak bardzo jej pragniesz, to walczmy o nią, ty i ja! – wykrzyknął donośnie, ale Agamemnon tylko zacmokał ze zniecierpliwieniem.

– Mógłbym z tobą walczyć, ale... po co, skoro już cię pokonałem? Jeślibyś mnie zabił, wojna domowa zagroziłaby mojemu królestwu, bo przecież nie mam dziedzica. O nie, nie będę przelewał mojej krwi na darmo. – Uśmiechnął się wyższością. – Odmawiać walki, gdy stoi się na wygranej pozycji to nie akt tchórzostwa z mojej strony, kuzynie. To czysty pragmatyzm. Byłoby więc miło, gdybyś opuścił ten miecz i się poddał.

Talos roześmiał się w głos.

– Poddał się, żebyś mógł mnie zabić, co? Twoje niedoczekanie!

Agamemnon wzruszył lekko ramionami, a następnie spojrzał na Ifianassę, którą wciąż trzymał na swoich rękach. Uderzyła mnie fala niepokoju.

– Wiesz... Jeśli chcesz mnie zaatakować, nie krępuj się. Ostatecznie mogę przecież dobyć miecza... Tylko obawiam się, że nie umiem walczyć z małą dziewczynką na ręku. – Popatrzył na nas z udawanym smutkiem. – Mógłbym ją przecież przez  p r z y p a d e k... upuścić. A wiecie jak bardzo małe dzieci są  k r u c h e. – Zacisnął nagle dłonie mocniej na ciele mojej córeczki: nie dość mocno, by zaczęła płakać, ale wystarczająco, byśmy oboje z Tantalosem zobaczyli to wyraźnie.

Mąż spojrzał mi w oczy i mogłam się przekonać, że były pełne rozpaczy i przerażenia. Nie mógł walczyć... Nie póki Agamemnon trzymał Ifianassę.

Brat Menelaosa westchnął głośno i nagle rozluźnił ręce...

– NIE!!! – krzyknęliśmy jednocześnie z Talosem, w chwili gdy nasz oprawca w ostatnim momencie chwycił dziewczynkę mocniej, zanim upadła na podłogę.

– Och... och, bogowie... – jęknęłam, czując jak w głowie mi się kręci, a do oczu napływają mi łzy.

Mąż objął mnie, ratując przed upadkiem, a ja zaczęłam z wolna się uspokajać.

– Talosie, prosiłbym, abyś rzucił ten miecz. Nie służy on moim nerwom... ani nerwom twojej córki – powiedział pełnym obojętności tonem Agamemnon, a ja wiedziałam, że to k o n i e c.

Nie łudziłam się nawet przez moment, że oszczędzi mojego męża.

– Proszę... – wyszeptałam do przybranego brata – błagam cię... odstąp. Nie jesteś potworem. Przecież widziałam, że troszczysz się o Menelaosa... o moją siostrę. Wiesz, czym jest miłość. Jeśli naprawdę mnie kochasz... Jeśli coś dla ciebie znaczę, jak twierdzisz, pozwól nam odejść!

Zobaczyłam rozdarcie w jego oczach, ale trwało tylko moment.

– Jestem królem, Klitajo – powiedział. – Muszę brać to, co chcę, jeśli chcę zachować swój autorytet. Mój ojciec pozwolił, by ojciec twego lubego zabrał mu żonę... i pozwolił mu też żyć, by pewnego dnia zginąć za jego sprawą. Nie jestem moim ojcem i nie mam czasu na sentymenty.

Fala paniki sprawiła, że prawie straciłam dech. Talos dotknął mojego ramienia, przywołując mnie do rzeczywistości. Spojrzałam na niego i zobaczyłam, że ma łzy w oczach.

– Masz rację, że on potrafi kochać. Każdy człowiek potrafi. Ale można kochać i być potworem – powiedział smutno. – Te dwie rzeczy nigdy się nie wykluczają.

Pochylił się i pocałował mnie w usta, tak krótko i delikatnie, że nie poczułam więcej, niż gdyby motyl usiadł mi na wargach. Gdy mężczyzna się odsunął, w jego ciemnobrązowych tęczówkach była rezygnacja i akceptacja losu.

– Nie... – szepnęłam i zacisnęłam palce na tunice męża, ale on łagodnie odsunął mnie od siebie.

– Chroń naszą córkę – powiedział tak cicho, że tylko ja mogłam go usłyszeć. – Chroń ją... bo nikt inny tego nie zrobi.

A potem zostawił mnie i wyszedł na środek sali. Wolnym ruchem odpiął od pasa miecz i rzucił go daleko na bok.

– No chodź, kuzynie! Chyba, że odwaga cię opuściła – oznajmił, rozkładając szeroko ramiona.

Agamemnon oddał Ifianassę jednemu ze swoich ludzi.

– Dajcie ją piastunce. Niech jej strzeże jak oka w głowie – przykazał.

Żołnierz skłonił się i wyszedł z księżniczką na ręku.

Jego pan ruszył ku Talosowi.

– Muszę przyznać, że nie mogę ci zarzucić braku odwagi. Ale historia nie pamięta odważnych. Pamięta zwycięzców. Tacy jak ty będą wspominani wyłącznie jako dodatek, tragiczne figury, które musiały zniknąć z planszy, by triumf tych pierwszych mógł się dokonać – powiedział do mojego męża.

Przez chwilę obaj stali nieruchomo, wpatrując się w siebie, wrogowie złączeni krwią, brat przeciwko bratu. Talos bał się stać taki jak jego ojciec, ale gorzką ironią losu to Agamemnon przypominał Tyestesa bardziej niż jego własny syn. Atreus dokonał wielu okrutnych rzeczy, wrzucił do morza swoją niewierną żonę i kazał zabić bliźnięta, które urodziła jego bratu, ale tego brata – swego największego wroga – nigdy nie odważył się tknąć. Ale teraz starszy z jego potomków stał przeciw synowi Tyestesa i nie miał podobnych zahamowań.

Król Myken dobył miecza tak szybko, że przez łzy zalewające mi oczy ledwie to zauważyłam. Usłyszałam tylko świst wyciąganej klingi, a chwile później głuchy jęk Tantalosa, gdy ostrze przeszło przez środek jego klatki piersiowej i wyszło przez plecy.

Czas się zatrzymał, nie słyszałam żadnych dźwięków dookoła, tylko swój własny krzyk, który odbił się echem od ścian komnaty. Krzyczałam tak długo, aż z mojego gardła zaczęła dobywać się chrypa, a ból zmusił mnie, bym zaprzestała.

Rzuciłam się w stronę mężczyzny, którego kochałam, ale ktoś chwycił mnie od tyłu i mogłam jedynie bezradnie patrzeć jak Talos osuwa się na ziemię, a z jego ust wylewa się krew.

Agamemnon wytarł miecz w jego koszulę i uśmiechnął się triumfalnie.

– Twój ojciec może i zwyciężył nad moim... ale to  j a   pokonałem ciebie. Nie zatrzymasz dla siebie ani chwały naszego rodu, ani kobiety, która zawsze należała do mnie. Gałąź twojego ojca przegrała. Jakie to uczucie?

I wtedy Tantalos się zaśmiał. Krztusił się krwią, ale nie przestawał się śmiać.

– Może i nie wygrałem... ale ty również przegrałeś. W chwili, gdy mnie zabiłeś... naznaczyłeś swój los – wydusił z dziwnym blaskiem w oczach.

Agamemnon zmarszczył brwi, a Tantalos mówił dalej, choć widziałam, że wyraz jego twarzy zrobił się odległy, jakby majaczył.

– Widzę to wyraźnie. Przyjdzie po ciebie... Moje skrzywione odbicie. Będzie miał moją twarz... ale będziesz żałował po stokroć, że to nie ze mną masz do czynienia. Jesteś moją rodziną... i kocham cię. Ale on nie będzie myślał jak ja. Odbierze ci wszystko... a kobieta, którą pokochasz... którą będziesz s ą d z i ł, że kochasz, a tak naprawdę zniszczysz ją, jak wszystko, czego dotkniesz... Będziesz błagał o jej życie, jak Klitaja błagała o moje... I będziesz mógł tylko patrzeć, jak jej krew spływa po posadzce...

Jego twarz stężała, głowa opadła na bok... w moim kierunku. Mogłam zobaczyć, że przepiękne oczy o barwie węgla, teraz są puste, jak pusty stał się nagle mój świat.

Talosa nie było. A ja byłam wdową w wieku siedemnastu lat.

Ale... przecież mieliśmy się razem zestarzeć... Mieć kolejne dzieci... Być szczęśliwi...

Uścisk na moje ramiona zelżał, osunęłam się więc na kolana i szlochałam. Nienawidziłam bogów i nienawidziłam Agamemnona.

I nie wiedziałam, kim dalej jestem. Miałam wrażenie, że umarłam wraz z moim mężem, zatem kim była dziewczyna, która pozostała?


Słabo pamiętałam podróż do Myken. Tylko tyle, że w pewnym momencie zatrzymaliśmy się w przydrożnej świątyni, na głowę zarzucono mi welon, a Agamemnon wziął mnie za rękę i wyrecytował jakąś formułkę. Byłam tak otępiała, że dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, iż to był w jego wykonaniu akt wzięcia mnie za żonę.

Poza tym krótkim incydentem nie dotykał mnie w czasie podroży. Pozwolił mi nawet trzymać Ifianassę i tulić ją do siebie, gdy konie i rydwany trzęsły nami po wybojach.

Po tygodniu dotarliśmy do zamku w Mykenach, a mnie ulokowano na pokojach królewskiej małżonki. Od tego czasu nie widziałam mojego dziecka.

– Chcę zobaczyć Ifigenię – powiedziałam głośno, gdy Agamemnon przyszedł do mojej komnaty.

Zmarszczył brwi, zbity z tropu.

– A twoja córka nie ma na imię Ifianassa?

– Ma na imię Ifigenia – odparłam.

Już nie „W mocy panująca", ale jedynie „W mocy urodzona". Bo nic nie zostało z potęgi, którą dla niej z Talosem przewidywaliśmy. Kiedy w Lydii się dowiedzą, że ich król zginął, powołają na tron jednego z jego dalekich kuzynów, którzy wciąż tam byli. Piza i Mykeny wciąż mogły przypaść mojej córce po śmierci Agamemnona, ale przypuszczałam, że mój nowy  m ą ż  zdąży jej wcześniej znaleźć małżonka, który będzie mu spolegliwy we wszystkim. To on będzie władał, a Ifianassa zostanie zdegradowana do roli zwykłego pionka. Więc czy rzeczywiście była dalej „W mocy panująca"?

– Mógłbym przysiąc, że... Cóż, widać dotarły do mnie zniekształcone wieści. Ale Ifigenia to wciąż pełne siły imię – uznał z aprobatą.

– Chcę ją zobaczyć – powtórzyłam.

– Za tydzień wieczorem piastunki ci ją przyniosą. Będziesz ją widywała w regularnych odstępach czasu, zapewniam.

– Raz na tydzień?! – Gniew i strach zmieszały się w moim głosie.

Agamemnon wzruszył ramionami.

– Jesteś teraz... bardzo rozchwiana uczuciowo. Obawiam się, że mogłabyś przypadkiem zrobić krzywdę... sobie lub dziecku. Kiedy poczujesz się lepiej, będziesz mogła je odwiedzać częściej.

Podszedł do mnie i położył mi dłoń na ramieniu, a ja poczuła, jak przeszywa mnie dreszcz. Jego dłoń, która wbiła miecz w ciało Talosa...

Nie chciałam, by mnie dotykał, by patrzył na mnie z tym obłąkańczym zachwytem w oczach... Pragnęłam chwycić jego dłoń i rozdrapać ją do krwi, a potem wydłubać mu oczy...

– Proszę cię, byś nie podjęła żadnej g ł u p i ej decyzji – powiedział do mnie. – Obawiam się, że moja służba może nie wiedzieć, jak właściwie się zajmować Ifigenią, jeśli coś ich wytrąci z równowagi.

Przekaz zbył bardzo subtelny, ale jasny: jeśli spróbowałabym zabić Agamemnona albo siebie samą, życie mojej córki zawiśnie na włosku. A nawet jeśli zostanie oszczędzona, są rzeczy gorsze niż śmierć... Póki była dzieckiem, zdanym na łaskę Agamemnona, nie mogłam mu się przeciwstawić.

Agamemnon nie pouczał mnie już dłużej, tylko nachylił się i zaczął muskać ustami moje policzki. W brzuchu skręciło mnie z obrzydzenia.

– Wiesz – szepnął, gdy się odsunął – Ifigenia jest absolutnie urocza, i cieszę się, że mam ją tu teraz na zamku. Królestwo ma w końcu spadkobierczynię! Ale jedno dziecko to tak mało... Może zostać porwane lub zachorować... Menelaos jest niewiele młodszy ode mnie, wątpię, czy długo mnie przeżyje. A wolałbym aby możni Sparty nie wchłonęli Myken dzięki osobie Hermiony. Potrzebujemy – odgarnął mi kosmyk włosów za ucho – więcej dzieci. Najlepiej synów. Co o tym myślisz?

Łzy zapiekły mnie pod powiekami. Chciałam splunąć mu w twarz, a potem rzucić się do okna i runąć na skały. Przez jedną krótką chwilę, moje ciało szykowało się, by wyrwać się memu oprawcy i wypełnić mój zamysł. I wtedy mogłabym znowu zobaczyć Talosa...

Ale wtedy jego ostatnie słowa zadźwięczały mi w uszach. „Chroń naszą córkę. Chroń ją... bo nikt inny tego nie zrobi." Musiałam żyć. Musiałam dopilnować, by Ifigenii nigdy nie spotkało to samo, co mnie.

– Chodźmy do sypialni – powiedział Agamemnon, ujmując mnie za przedramię.

Ten gest oznaczał, że nie uważa mnie za swoją niewolnicę, tylko za prawowitą żonę – tylko zaślubioną oblubienicę mężczyzna wprowadza do komnaty małżeńskiej w ten sposób. Ale teraz ten symbol był pusty. Pojął mnie za żonę siłą. Mógł kreować mnie na równą sobie, ale wiedziałam, że w jego oczach nigdy nie będę mu równa.

Pozwoliłam, by mnie poprowadził. Byłam gotowa znieść to, co miało nastąpić, byleby moja córka była bezpieczna.

Nie dam ci żadnego dziedzica, którego tak pragniesz, myślałam, przekraczając próg komnaty. Są zioła, które zabiją wszelkich bękartów z twego nasienia, jeszcze zanim będą w stanie się poruszyć w moim łonie. Ifigenia będzie twoją jedyną następczynią. I na tronie Myken zasiądzie ród Tyestesa, który pragnąłeś zniszczyć.


– Nie zadziałał! Dlaczego twój wywar mnie zawiódł?!! O jakim składniku zapomniałaś?!!! – krzyczałam, ale znachorka patrzyła na mnie ze stoickim spokojem, zupełnie nieporuszona moim wybuchem.

– Pani, bierzesz ten sam napar niezmiennie od czterech lat, tydzień po tygodniu. Za dużo go już wypiłaś. Ciało przestało być podatne – odpowiedziała, a w jej głosie brzmiało bardziej znudzenie niż współczucie. – Uprzedzałam cię na samym początku, że żaden lek nie jest całkowicie niezawodny, wasza królewska mość.

– Więc daj mi inny! – wykrzyknęłam.

Zamyśliła się.

– Jak długo nie krwawisz?

– Dziesięć tygodni.

Westchnęła.

– Powinnaś była przyjść dwa tygodnie wcześniej... Teraz może już być zbyt ryzykownie...

– Wolę umrzeć niż obdarzyć mojego męża potomkiem – wycedziłam.

Cztery lata małżeństwa i żadnych dzieci... Agamemnon zaczynał powoli kwestionować własną męskość. Widziałam bruzdy na jego czole i panikę na dnie oczu. Przecież nie mógł być bezpłodny...? Ale ja miałam córkę, a on nie spłodził nikogo.

Próbował z niewolnicami, ale gdy tylko któraś zdradzała symptomy ciąży, natychmiast postarałam się, by znikała lub umierała na tajemniczą gorączkę. Może i byłam sama bardziej niewolnicą niż królową, ale dzięki majątkowi, który Agamemnon mi przydzielał, zdołałam zebrać wokół siebie wąskie grono zaufanych ludzi. A mój  m ą ż   w swojej arogancji nawet nie pomyślał, że mogłabym odpowiadać za śmierci jego nienarodzonych bękartów.

Nie czułam żadnych wyrzutów sumienia, gdy o nich myślałam. Agamemnon był potworem... i jego potomstwo też by było. Wyświadczyłam światu przysługę, oczyszczając go zawczasu. Ale teraz sama miałam wydać na świat jedną z tych bestii...

– Mogę dać ci mocniejszy środek, jeśli tego chcesz. Moje pytanie brzmi... czy chcesz to zrobić swojej córce? Czy chcesz, by została sierotą, bo ty nienawidzisz jej młodszego rodzeństwa?

Słowa znachorki rozbudziły we mnie wściekłość, ale zaraz potem uderzyło mnie, że kobieta ma rację. Czy naprawdę nienawiść miała przesłonić mi moją największą miłość... Miłość do Ifigenii? Agamemnon był potworem i sądziłam, że jego dziecko też nim będzie... ale czy   s a m a  się nim teraz nie stawałam? Skoro powiedziałam, że wolałabym umrzeć z bękartem, którego noszę niż zostać z moją córką... Co by czuła, gdyby to usłyszała? Co by czuł Talos, gdyby wiedział?

Byłam potworem. Takim samym potworem jak Agamemnon. Odebrał mi więcej niż miłość mojego życia i moją godność. Odebrał mojej duszy niewinność.

Przymknęłam oczy, ale samotna łza przedostała się przez rzęsy i spłynęła mi po policzku.

– Wezwę cię, gdy dziecko będzie przychodziło na świat – powiedziałam zielarce, po czym założyłam kaptur i wyszłam z chaty.

Bogowie chcieli, bym ponownie została matką. Nie czułam wobec nich zbytniego respektu od czasu, gdy pozwolili Talosowi zginąć, ale wiedziałam, że nie mogę się z nimi mierzyć. Musiałam poddać się przeznaczeniu.

Były jednak dwie strony medalu. Wizja Tantalosa przed śmiercią... Jego sobowtór... Kobieta Agamemnona we krwi... Zrozumiałam, że nie pomszczę męża spędzając nienarodzone potomstwo jego oprawcy. Musiałam czekać i pozwolić przyszłości samej się wypełnić.

Pewnego dnia cień mojego pierwszego męża przybędzie do Myken, by zniszczyć Agamemnona. A wtedy ja będę gotowa. Połączymy nasze siły i gdy odwet się dokona, ja i Ifigenia będziemy w końcu wolne.  




To już koniec tego shotu!

Jeśli chodzi o główne różnice z mitologią to była jedna główna:

W oryginalnej opowieści dziecko Klitajmestry i Tantalosa (w jednych źródłach syn, w innych - córka) zginęło wraz ze swoim ojcem (Agamemnon rzucił nim o ziemię), a Ifigenia była córką Agamemnona. Ponieważ również później poniosła śmierć z jego ręki, postanowiłem połączyć te dwie postacie ze sobą.

"Ifianassa" i "Ifigenia" faktycznie znaczą "W Mocy Władająca" i "W Mocy Urodzona", natomiast dlaczego księżniczka nosi dwa różne imiona nigdy nie zostało w mitach wyjaśnione - wersja tu ukazana to moja własna interpretacja i ktoś może mieć inną!


Ostatnia sprawa to przepowiednia Tantalosa.

Dwie postacie, które w niej wymienia to

1) Sobowtór, czyli Ajgistos. Zabójca Agamemnona i trzeci mąż Klitajmestry, a zarazem... przyrodni brat Tantalosa.

Czemu Talos (ani ktokolwiek inny) nic nie wspominał nigdy o bracie przez całą fabułę? Odpowiedź brzmi: bo myślał, że Ajgistos nie żyje.

W mojej Helenie z Troi Helena dwukrotnie stwierdziła, że Tantalos był ostatnim żyjącym kuzynem Menelaosa i Agamemnona, co oznacza, że na ten moment Ajgistos się ukrywa.

Ale TAK - jest on w tym uniwersum synem Tyestesa i kuzynem Agamemnona, dokładnie jak w mitologii ;).


2) Ukochana Agamemnona to jego przyszła branka, księżniczka trojańska Kasandra. Czy padnie ofiarą gwałtu czy uległa "syndromowi sztokholmskiemu" pozostawiam otwarte, bo nie chcę się w najbliższym czasie zagłębiać w tą część historii, ale na dzień dzisiejszy chcę podkreślić, że nie romantyzuję tego wątku - Tantalos powiedział wyraźnie, że Agamemnonowi będzie się "wydawało, że ją kocha". 

Nie sądzę w każdym razie, by jego obsesja Kasandrą i stosunek do niej różniły się znacząco od jego relacji z Klitajmestrą, i Kasandrze można jedynie współczuć, że zginie z powodu mężczyzny, który ją zniewolił, bo Klitajmestra i Ajgistos uznają, że w ten sposób najlepiej zranią Agamemnona przed śmiercią...


Napiszcie, co myślicie o całej historii! 

(I pytanie: oznaczyłem tego shota jako "dla dorosłych" z powodu dość mrocznego klimatu pod koniec, ale jako, że może mi to zabrać zasięgi, a właściwie to nie ma tu żadnych drastycznych opisów ani wulgarnego słownictwa - jak uważacie? Mam go "odznaczyć" z powrotem?)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro