Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chapter three

W samochodzie panowała niezręczna cisza, prawdopodobnie spowodowana wcześniejszym wydarzeniem.

- Czyli wychodzi na to, że nie możemy sobie ufać. - stwierdziłem, patrząc karcąco na bruneta. Jego kosmyki włosów były posklejane i w kompletnym nieładzie przez to, że ciągle je przeczesywał.

Zaczynało już robić się ciemno, a ikonka paliwa zaczęła świecić się na czerwono. Zacząłem nerwowo stukać palcem o kierownicę. Nie było to dobrym znakiem, zwłaszcza, że w zasięgu wzroku nie było widać żadnej stacji.

Usłyszałem mój telefon, który wygrywał melodię jednej z najnowszych piosenek TWICE, przez co miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Nie wiedziałem nawet dlaczego uznałem, że ustawienie sobie takiego dzwonka to dobry pomysł. Sięgnąłem na tylne siedzenie, po omacku łapiąc za przedmiot i przykładając go sobie do ucha.

- Halo? - zacząłem rozmowę, nawet nie patrząc na wyświetlacz.

- Jungkook! W końcu odebrałeś. - westchnął Taehyung. - Wszyscy się martwimy. Radzisz sobie jakoś w ogóle?

- Radzę sobie świetnie. - przewróciłem oczami, chociaż tak naprawdę cieszyłem się, że moi znajomi o mnie myślą.

- Musi ci być nudno cały dzień samemu przed kierownicą. Zadzwoń do nas czasem.

- Używanie telefonu podczas jazdy jest karalne, wiesz? - zaśmiałem się.

- Cholera, rzeczywiście. Nie spowoduj wypadku, dzieciaku.

- Idź do nauki, dzieciaku. - droczyłem się z nim, wiedząc, że właśnie siedzi na lekcjach.

Kiedy skończyłem rozmowę, wciąż miałem uśmiech na ustach. Tęskniłem za moimi znajomymi.

Nagle samochód zaczął zwalniać, więc dodałem trochę więcej gazu. Nie przyniosło to jednak żadnego rezultatu, a silnik kompletnie się wyłączył.

- Cholera. - mruknąłem, wyglądając przez okno widząc tę samą pustą drogę, bez żadnych samochodów. Nie było się co dziwić, była już pora wieczorna i mało kto tędy by przejeżdżał. - Wygląda na to, że skończyło się paliwo.

Wysiadłem z auta, trzaskając drzwiami.

- A ty na co czekasz? - zapytałem, lekko rozzłoszczony chłopaka. Wzdrygnął się i wysiadł, naciągając koc bardziej na ramiona. Mógł skorzystać, kiedy zaproponowałem mu ciepłe ubrania, jego strata.

Usiadłem na krawężniku i zacząłem myśleć o tym co mogę zrobić w tej sytuacji. Czekać bezczynnie aż ktoś będzie przejeżdżał i mi pomoże? Kto zatrzymałby się widząc dwóch dzieciaków przy drodze?

Założyłem sobie kaptur na głowę, bo wiatr się wzmógł. I przez chwilę, przez tę krótką chwilę zacząłem żałować, że nie siedzę właśnie w domu pod ciepłą kołderką. Ta cała podróż zdawała się o wiele łatwiejsza, kiedy rozpisywałem ją na kartce papieru.

Chłopak obok mnie przygryzał wargę i trząsł się z zimna. Nie chciałem mu pomagać. Naprawdę chciałem, żeby żałował tego, co chciał mi zrobić. Ale wciąż byłem człowiekiem i nie mogłem patrzeć jak ten dzieciak niemal zamarza na śmierć.

Sięgnąłem po bluzę do bagażnika i niedbale rzuciłem ją na kolana bruneta. Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem.

- Nie patrz tak na mnie. - rzuciłem i zająłem moje wcześniejsze miejsce. Zdecydowanie miałem zbyt dobre serce.

- Dziękuję. - usłyszałem cichy głos, który wywołał u mnie niemałe zaskoczenie. - J- Jungkook?

- Skąd znasz moje imię? - zapytałem podejrzliwie.

- Usłyszałem je, kiedy rozmawiałeś przez telefon. - odparł niepewnie. Ciągle bawił się swoimi palcami i skrawkiem koca, który miał zarzucony na ramiona. Przez chwilę skupiłem swój wzrok na tej czynności, patrząc się na niego jak zahipnotyzowany.

- Mogę poznać twoje?

- Umm. - zająkał się. Był niesamowicie nieufny, pewnie nie bez przyczyny. Coś musiało na niego w ten sposób wpłynąć. - Jimin.

Uśmiechnąłem się do niego delikatnie.

- Wiesz, Jimin... poza tym, że odmrażamy swoje kości, są pewne pozytywy tej sytuacji. Na przykład to, że nie wstajemy jutro do szkoły. No i to, że nie pada.

Chłopak zaśmiał się cicho, a wtedy, jak na mój znak, z nieba zaczęły na nas kapać kropelki wody. Na szczęście nie była to ulewa, tylko drobny deszczyk.

- Okej, cofam to ostatnie. - mruknąłem, patrząc w górę i widząc tysiące gwiazd nad nami.

Jimin podążył za moim wzrokiem i rozchylił lekko usta. Niebo wyglądało niesamowicie z takiego punktu widzenia. Zdecydowanie nie dało się porównać tego widoku do tego z miasta. W takich momentach naprawdę miałem ochotę zrobić zdjęcie na pamiątkę, ale musiałem pamiętać, że w najbliższym czasie mogę nie mieć okazji na naładowanie telefonu.

Spojrzałem na bruneta, a kiedy bardziej mu się przyjrzałem ze zdziwieniem stwierdziłem, że jego policzki były całe mokre.

- Hej. Płaczesz? - zapytałem, a on pokręcił głową, chociaż jego zaczerwienione oczy mówiły coś innego.

- Nie wiem jak mogę ci pomóc. Sam jestem zagubiony. - westchnąłem, przypominając sobie jak mama zwykle pocieszała mnie w chwilach, w których byłem smutny. Uśmiechnąłem się na tę myśl. Jej piosenki zawsze pomagały mi zasnąć i się uspokoić. Pamiętałem każdą melodię i słowa, które ugrzęzły na zawsze w mojej pamięci. Pamiętam też jej głos, na tyle cichy, żeby mnie nie obudzić.

- Proszę, nie dostrzegaj tylko chłopaka pochłoniętego marzeniami i fantazjami. - cicho zaśpiewałem, zwracając jego uwagę. - Proszę... dostrzeż mnie. Sięgającego po kogoś kogo nie mogę zobaczyć. Złap mnie za rękę, zobaczmy gdzie obudzimy się jutro. Najlepiej ułożone plany to zwykle te spontaniczne.

- Znam skądś tę piosenkę. - uśmiechnął się niepewnie.

- Tytuł to Lost stars. Jej słowa mają dla mnie duże znaczenie.

- Czy wszyscy nie jesteśmy tylko zagubionymi gwiazdami, próbującymi oświetlić ciemność? - zaśpiewał kawałek refrenu. Jego głos był naprawdę ładny, chociaż nie potrafiłem tego wcześniej dostrzec.

- Myślę, że jesteśmy. - odpowiedziałem na jego pytanie, przez co lekko się zmieszał.

- Spójrz. - szepnąłem, wskazując palcem na niebo. - Te wszystkie gwiazdy łączą się w zbiory.

Jimin słuchał z zainteresowaniem moich słów, a mnie w jakiś sposób ucieszyło to, że na moment mogłem go oderwać od wcześniejszych myśli.

- Ale pomiędzy nimi wszystkimi, jest jedna samotna gwiazda. Widzisz ją? - zapytałem, ale nie mógł jej dostrzec, więc złapałem za jego rękę i nakierowałem na nią jego palec. - Ona świeci najmocniej.

Spojrzałem w jego stronę, ale kiedy zobaczyłem jego rumiane policzki, oboje odwróciliśmy szybko wzrok. Puściłem też jego rękę i przeczesałem w zamian ręką włosy.

- Chyba... wpadłem na pomysł. - mruknąłem po chwili. Sięgnąłem do tylnej kieszeni i wyjąłem z niej karteczkę z numerem, który zostawiła mi dziewczyna z restauracji.

Może mój telefon nie będzie takim jakiego oczekiwała, ale to jedyna opcja otrzymania pomocy, więc postanowiłem zaryzykować.

Po kilku sygnałach, usłyszałem dziewczęcy głos po drugiej stronie linii.

- Uh. Przepraszam, że dzwonię tak późno w nocy. Potrzebuję z czymś pomocy. - wydukałem, po czym miałem ochotę przywalić sobie mocno w twarz. Moje słowa zabrzmiały zbyt dwuznacznie.

- Pomocy...? - powtórzyła, lekko zakłopotana.

- Skończyło nam się paliwo. Jesteśmy na pustkowiu, a nikogo nie ma w pobliżu, więc na razie tu ugrzęźliśmy.

- Jesteście daleko od restauracji?

- Oh. Właściwie to zdążyliśmy odjechać tylko kilka kilometrów.

- Spróbuję wysłać do was jakąś pomoc. - odparła uprzejmym głosem.

- Jestem bardzo wdzięczny. - powiedziałem zgodnie z prawdą.

- Możesz później mi się odwdzięczyć. - zaśmiała się dziewczyna. - Wybacz, ale muszę się już rozłączyć.

- W porządku. - wydukałem, lekko zmieszany jej odważnymi słowami. Odłożyłem telefon na bok, czując się już trochę spokojniejszy.

Zostało nam czekać na pomoc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro