❝𝐑𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł 𝐝𝐰𝐮𝐝𝐳𝐢𝐞𝐬𝐭𝐲 𝐩𝐢ą𝐭𝐲❞

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

»»————- ⚜ ————-««

𝕎𝕪𝕞𝕚𝕒𝕟𝕒 𝕓𝕖𝕫 𝕤𝕦𝕜𝕔𝕖𝕤𝕦

༺༻✧༺༻

Bicie serca. Tak cichutkie że nawet wilkołak mógł tego nie usłyszeć. 

Peter odwrócił się twarzą do drzwi. Dość mocno pchnął drzwi i wszedł do środka. Nie obchodziło go w tym momencie, czy go za chwilę stąd wyrzucą. Podszedł do szyby, za którą zobaczył Ethel przykrytą białym materiałem. Słyszał słabe bicie jej serca, którego rytm zaczął wzrastać.

Chris i Melissa zdezorientowani spojrzeli na niego.

Na monitorze maszyny kontrolującej funkcje życiowe, pozioma linia zaczęła się zmieniać. Puls wrócił. Lekarze od razu zajęli się pacjentką, Melissa wróciła na salę operacyjną.

To był cud. Ethel żyła.

༺༻✧༺༻

Chris siedział na krzesełku w sali. Przysnął. Od momentu gdy przywieźli Ethel z sali operacyjnej, czuwał przy jej boku. Straciła bardzo dużo krwi. To było prawie niemożliwe aby przeżyła. Jednak lekarze nie byli aż tak zdumieni. W Beacon Hills działy się różne niemożliwe rzeczy.

Melissa weszła do pomieszczenia. Podeszła do śpiącego Chris'a. Mężczyzna rozbudził się nagle i drgnął na krześle gdy poczuł dotyk na ramieniu.

— Spokojnie. — czarnowłosa uśmiechnęła się lekko. 

Argent westchnął i przetarł twarz dłonią. Czuł się wykończony. Minęła ponad doba od operacji, a Ethel nie ocknęła się. Bardzo martwił się o siostrę. Prawie ją stracił. Z tego co powiedział szeryf Stilinski oraz Parrish. Na posterunek przyszedł mężczyzna, który podał się za wujka chłopaka, który był świadkiem w sprawie Ethel. Zabrał nastolatka, ale później zjawili się jego rodzice. Okazało się że rzekomy wujek, był tak na prawdę Koen'em, który również odwiedził Ethel w celi. Wszystko nagrała kamera, ale nie było słychać o czym rozmawiali. Później Ethel kazała im ewakuować cały posterunek. Parrish od razu przekazał to Stilinski'emu. Bez żadnej zwłoki wykonali prośbę Ethel. Na całe szczęście, bo po tym Koen przemienił się w haite. Gdyby Ethel nie dała im czasu na ucieczkę, zginęłoby wielu funkcjonariuszy. Wnętrze budynku podczas walki między Ethel, a Koen'em ucierpiało dość mocno, ale było to lepsze niż śmierć niewinnych ludzi. Ethel udało się przegonić Koen'a, zanim ten kogoś skrzywdził. Ruszyła za nim, wiedząc że mężczyzna nie podda się tak łatwo. Była gotowa walczyć do samej śmierci, aby nie pozwolić Koen'owi kogoś zabić.

— Powinieneś odpocząć. — oznajmiła łagodnie Melissa.

— Nic mi nie jest. — chciał ziewnąć, ale powstrzymał się przed tym. Melissa posłała mu znaczące spojrzenie. Krzesło nie służyło do dobrego odpoczynku. Wstał aby trochę rozprostować obolałe kości. — Nie zostawię jej. Koen może wrócić.

— Dobrze wiesz, że na korytarzu siedzi ktoś kto mógłby na zmianę z tobą czuwać przy niej. — uniosła lekko brwi, na co Chris westchnął cicho. Dobrze wiedział o kim mówiła.

— Nie powierzę mu jej życia.

— A przypomnij mi, kto przywiózł nabój, którym postrzeliłeś Koen'a, zanim ten zabił Ethel?

Chris skrzywił się niezadowolony. Nie chciał powiedzieć tego głośno, ale Melissa miała rację.

— Stajesz po jego stronie?

— Nie, nigdy, ale w jakiś dziwny skomplikowany sposób zależy mu na niej. — oznajmiła Melissa. To było dziwne widzieć Peter'a Hale troszczącego się o kogoś zupełnie dla niego obcego. Ostatnim razem czuwał przy Corze, gdy ta trafiła do szpitala. Byli z tej samej krwi, byli rodziną, to w jakiś sposób tłumaczyło jego zachowanie. Jednak z Ethel nic go nie łączyło, a nawet powinno ich od siebie odpychać ze względu na ich rodziny.

Chris spojrzał na Ethel. Jej szyja obwiązana była bandażem, włosy miała rozpuszczone. Wyglądała na spokojną, jakby po prostu spała. Nagle telefon na półce przy łóżku Ethel, zaczął dzwonić. Chris podszedł i wziął urządzenie do ręki. Na ekranie wyświetlał się nieznany numer. Telefon należał do jego siostry, który odebrał z posterunku razem z jej pozostałymi rzeczami. Przez dobę na telefon nie przyszła żadna wiadomość, ani razu nikt nie zadzwonił. Chris postanowił odebrać połączenie. Przystawił telefon do ucha i zerknął na Melisse, która przyglądała mu się w ciszy, czekając na rozwój wydarzeń.

— Halo? 

Chris Argent. — po drugiej stronie słychać było niski męski głos. Chris spiął się. — Podejdź do okna.

Niechętnie wykonał to co nieznajomy mu kazał. Wyjrzał przez okno. Na parkingu stał mężczyzna w czarnym długim płaszczu. Miał przyłożony do ucha telefon oraz patrzył prosto w okno, za którym stał Chris. Argent od razu rozpoznał kim on był.

— Koen. — powiedział wrogim tonem Chris. Po drugiej stronie usłyszał krótki mroczny chichot. Koen pomachał mu ręką.

Jak tam nasza kochana Ethel?

— Chodź tu i sprawdź, dupku. — mocno zacisnął wolną rękę w pięść, aby opanować emocje. Melissa z niepokojem przyglądała mu się.

Gdybym to zrobił, doszłoby do rzezi, a chyba tego nie chcesz? Przejdźmy do konkretów. Ethel jest tymczasowo niedysponowana, więc nie da mi tego czego od niej chciałem. Mam dzieciaka. Dostarcz mi ostrze Leereo, a oddam ci go żywego. Masz sześć godzin. Wyślę ci adres spotkania na jej telefon. Lepiej się nie spóźnij, bo wyślę ci dzieciaka w prezencie z wstążeczką.

Chris zamierzał coś powiedzieć, ale Koen rozłączył się. Argent zerknął na telefon wściekły, że ten drań po prostu zakończył połączenie po powiedzeniu swoich gróźb. Spojrzał zza okno, ale Koen'a nie było już na parkingu. Zniknął.

— To był Koen. — oznajmił Chris, gdy zerknął na Melisse. Kobieta posłała mu zatroskane spojrzenie.

— Skurwiel ma tupet.

W wejściu do sali stanął Peter. Chris i Melissa spojrzeli na niego. Hale nie wszedł do pomieszczenia. Przeważnie krążył po szpitalu i nasłuchiwał co dzieje się w sali Ethel. Trzymał się na dystans, jakby to miało pokazać że wcale aż tak bardzo mu nie zależy na niej, ale wiedział że inni już wyrobili sobie opinię na temat jego zachowania. Słuchał bicia jej serca, pulsu. Zaglądał do sali tylko wtedy, gdy Chris wychodził na chwilę za potrzebą. Nie chciał stawiać Argent'owi na drodze, aby ten nie wywalił go z szpitala gdyby powiedział coś co nie spodobało by mu się.

— Jak widać. — westchnął Chris. Odwrócił wzrok od Hale'a. Miał ochotę wygonić go stąd, ale w zaistniałej sytuacji, może nawet dobrze było że się tutaj pojawił. — Wygląda na to że będę zmuszony skorzystać z twojej pomocy. — na powrót spojrzał na Peter'a.

Peter nieśpiesznym krokiem wszedł do sali. Podszedł do łóżka Ethel. Chris nie odrywał od niego wzroku. Chris spiął się, gdy Peter przejechał dłonią po zakrytej białym nakryciem nodze blondynki, aż go zaświerzbiło aby sięgnąć po pistolet i odstrzelić mu rękę za dotykanie jej.

Hale przysunął sobie krzesełko bliżej jej łóżka, po czym po porostu usiadł. Rozsiadł się wygodnie. Spojrzał na Chris'a, a kącik jego ust drgnął nieznacznie do góry. Gdyby wzrok mógł zabijać, padłby trupem przez spojrzenie Argent'a.

— Jeśli coś jej się stanie... 

— Zabijesz mnie. — machnął niedbale dłonią, przerywając Chris'owi. — Darujmy sobie groźby. Będę grzecznym wilkiem.

Jego słowa wcale nie zabrzmiały jakby można było mu ufać, a ten mroczny błysk w oczach i ledwo widoczny uśmieszek, utwierdzał Chris'a w przekonaniu, że sobie z nim pogrywa.

— W razie czego zadzwonię. — Melissa położyła dłoń na ramieniu Chris'a, gdy ten zamierzał ruszyć w kierunku Peter'a. Argent spojrzał na swoją ukochaną, która posłała mu wspierający uśmiech. Chris przytaknął nieznacznie głową, po czym żegnając się z Melissą pocałunkiem, opuścił pomieszczenie.

— Urocza z was para. — odezwał się Peter.

— Zamknij się. — oznajmiła stanowczo Melissa. Podeszła do kroplówki, aby sprawdzić ile jeszcze zostało płynu.

Peter zrobił urażoną minę, ale nic więcej nie powiedział. Przez chwile przyglądał się co robi Melissa, sprawdzała coś na urządzeniu, a później sprawdziła stan Ethel, jej temperaturę albo czy źrenice dobrze reagują na światło.

— Nie radziłbym przysuwać się zbyt blisko. — odezwał się Peter, gdy Melissa przez chwilę przy badaniu, miała uniesiony nad twarzą Ethel nadgarstek. Puls wyświetlany na ekranie monitora, przyspieszył na krótki moment. Melissa szybko cofnęła rękę, a wtedy puls blondynki wrócił do normy.

McCall obdarzyła Hale zmieszanym oraz pytającym wzrokiem. Peter uśmiechnął się lekko, jakby bawiło go to że kobieta się wystraszyła.

— Jest w połowie demonem, który żywi się ludźmi. — przeniósł spojrzenie na Ethel. — Jej haite jest ranny i jest bardzo głodny. — mówił powoli, chcąc nadać słowom jeszcze większej upiorności. Na powrót spojrzał na Melisse. Słyszał jak jej serce zabiło szybciej.

— Dlatego jej rany nie zagoiły się gdy wróciła do ludzkiej formy.

Peter lekko skinął głową.

— Musi się pożywić. A tak się składa że jesteśmy w szpitalu gdzie nie brakuje ludzkich zasobów. — patrzył prosto w oczy Melissy, która nieznacznie się skrzywiła. Dobrze wiedziała co ma na myśli.

༺༻✧༺༻

Chris stał w salonie. Miał skrzyżowane ramiona na klatce piersiowej. Był zamyślony. Nigdzie nie mogli znaleźć ostrza Leereo. Powiadomił Scott'a o warunkach Koen'a. Przyjechał z odsieczą. Sześć godzin to mało czasu, zwłaszcza na znalezienie czegoś co rzekomo Ethel twierdziła że nie ma. Chris zastanawiał się czemu nic nie powiedziała o ostrzu. Może Koen mylił się i ona tego nie miała, ale później Chris stwierdził że na pewno musiała to posiadać. Na pewno odnalazła ostrze aby mieć przy sobie jedyną rzecz, która może ją zabić. Domyślał się że ostrze mogło być dla niej planem zapasowym. Skoro przyjechała do Beacon Hills aby zdjąć klątwę w czasie koniunkcji korzystając z tutejszego Nemetonu, to ostrze też miało swoje przeznaczenie w jej planie.

— Może nie ma tego ostrza przy sobie. — odezwała się Malia. Ona, Scott, Stiles oraz Derek stali w salonie i dyskutowali o przedmiocie. Pomagali Chris'owi w poszukiwaniach, ale nigdzie w domu, a nawet wokół niego czy w aucie Ethel, nie znaleźli ostrza. — Może ukryła to gdzieś daleko.

— Jeśli tak, to mamy przesrane. — stwierdził Stiles. — Ten psychol nie będzie zadowolony jeśli niedostanie ostrza. Zapewne zabije więcej osób.

— Nie myślmy tak pesymistycznie. — powiedział Scott. — Z pewnością znajdziemy jakieś wyjście.

— Istnieje jedno. Ktoś wejdzie do głowy Ethel i dowie się gdzie jest ostrze. — zaproponował Derek.

— To ryzykowne. — stwierdził Scott. — Wymyślimy coś innego.

— Innego? Zostały nam niecałe dwie godziny. Jeśli usmażenie mózgu to jedyne ryzyko, to powinniśmy się go podjąć. — oznajmił Derek.

— On ci na to nie pozwoli. — powiedziała Malia i spojrzała na swojego kuzyna.

— Chris wie jaka jest stawka. — powiedział Derek.

— Nie mówiłam o Chris'ie. — Malia i Derek wymienili się krótkim spojrzeniem. To było dziwne że Peter'owi zależało na kimś, a nie tylko na sobie. Jednak po tym jak Peter przeprosił Derek'a, brunet zaczął myśleć że może Ethel miała dobry wpływ na jego wuja. Malia wspomniała mu o tym jak Peter zachowywał się gdy Ethel była operowana. Wyglądał jakby bał się że ją straci. To wszystko było niepodobne do Peter'a, ale może były to oznaki zmian. Może pojawienie się Ethel było dla niego potrzebnym wstrząsem, motywacją do stania się lepszą osobą.

— Nie doszłoby do tego wszystkiego, gdyby powiedziała prawdę na samym początku. — Hale spojrzał na Argent'a i skrzyżował ramiona na klatce piersiowej. 

— Sama nie wiedziała że Koen żyje, więc nie powinniśmy jej obwiniać. — oznajmił Scott. Starał się patrzeć na wszystko obiektywnie. Nie mogli po prostu zwalić całej winy na Ethel. To nie ona zabiła tamtych ludzi i nie ona uwolniła klątwę.

— Ale ułatwiłaby nam, gdyby powiedziała prawdę chociaż własnemu bratu. — stwierdził Stiles. Nagle ich spojrzenia padły na Argent'a.

— Nie zrobiła tego bo sądziła że sama sobie poradzi. — oznajmił Chirs. Odszedł od okna, po czym stanął przy stole gdzie byli pozostali. To była jego wina. Ethel odkąd została wysłana przez ojca do internatu, zamknęła się w sobie. Od tamtej pory zaczęła liczyć tylko i wyłącznie na siebie. Nie prosiła o pomoc, nie chciała niczyjej litości czy współczucia, nie ważne w jakiej sytuacji się znalazła. Dlatego nie powiedziała mu prawdy. Gdyby to zrobiła, Chris próbowałby jej pomóc, a ona przez to jak została skrzywiona przez ich ojca, myślałaby że to litość, na którą nie zasługuje. Taka była prawda. Może gdyby Chris częściej ją odwiedzał, częściej pytał co u niej i sprawdzał czy to co mówi pokrywa się z rzeczywistością, może wtedy ufałaby mu na tyle aby poprosić o pomoc. 

— Więc co robimy? Czas ucieka. — powiedziała Malia. 

Pozostali zaczęli dyskusję, ale Chris ich nie słuchał. Zerknął w bok, na wysepkę kuchenną gdzie przestawił przenośną lodówkę Ethel. Mężczyzna zamyślił się. Próbki organów i krwi, okazały się należeć do zwierząt, co potwierdziło że Ethel nie żywiła się ludźmi.

— Musiała zawsze mieć blisko siebie ostrze. — odezwał się Chris, przez co przerwał rozmowę pozostałych. Podszedł do wysepki kuchennej. — Gdzieś gdzie nikt by nie zajrzał, a nawet jeśli to szybko zrezygnowałby z dokładniejszego przejrzenia. W miejscu, które mogła zawsze z sobą wozić. — Chris otworzył lodówkę. Organy były zapakowane w foliowe torebki. Wyjął największy, zwierzęce płuco. Położył organ na blacie. Otworzył torebkę.

— Chyba nie zamierzasz... — Stiles urwał zdanie gdy Chris włożył rękę w torebkę i zaczął obmacywać organ. Stilinski odwrócił wzrok nie chcąc na to patrzeć. — Mogłeś nas ostrzec.

Chris dotykał płuco, a wtedy wyczuł kilkucentymetrowe nacięcie w jednym miejscu. Łatwo można było je przeoczyć. Włożył do środka dłoń. Po chwili wyjął z wnętrza płuca zawinięte w folie ostrze. Uniósł przedmiot trochę do góry aby pozostali mogli je zobaczyć.

— Ciekawy pomysł na skrytkę. — stwierdziła Malia.

༺༻✧༺༻

Godzinę przed czasem, Chris dostał wiadomość z adresem, gdzie miał spotkać się z Koen'em.

Na miejsce pojechał z Derek'em. Reszta czekała niedaleko na dalsze informacje. Byli w pogotowiu w razie gdyby wymiana ostrza na nastolatka nie poszła według planu.

— Gdzie chłopiec?

Chris razem z Derek'em, stanęli w trzymetrowej odległości od Koen'a. Był sam.

— Nie wziąłem go z sobą. — wyjął telefon i wystukał coś na nim. Chris po chwili dostał wiadomość z adresem. — Tam go znajdziecie. 

Chris przesłał wiadomość do Scott'a, aby mogli pojechać po nastolatka.

— Dajcie mi ostrze.

Chris wystąpił do przodu. Nie śpieszył się. Wyjął ostrze do przodu. Koen od razy chwycił przedmiot i wręcz wyrwał go z jego ręki. Argent cofnął się.

— Masz to czego chciałeś. Opuść Beacon Hills i nigdy nie wracaj. — oznajmił chłodno Derek.

Koen oderwał wzrok od sztyletu. Posłał lekceważący uśmieszek mężczyznom, po czym po prostu odwrócił się i odszedł.

— Czemu mam wrażenie że to nie wystarczyło? — powiedział Derek.

— Bo to jeszcze nie koniec. — oznajmił Chris. 

Koen zniknął im z oczu, a wtedy Argent dostał wiadomość od Scott'a. Pojechali w wskazane miejsce, ale nie znaleźli tam nikogo żywego. Nastolatek był martwy. Najgorsze było w tym że jego ciało było rozczłonowane na kilka części i porozrzucane po całym pomieszczeniu, gdzie znaleźli jego zwłoki.

Przez myśl przeszło Chris'owi zdanie, które zapewne powiedziałby Koen, gdyby zapytał go czemu chłopak nie żyje, "Nie mówiłem że odzyskacie go w jednym kawałku.

******************************

Jak podobał wam się rozdział?

;D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro