❝𝐑𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł 𝐨𝐬𝐢𝐞𝐦𝐧𝐚𝐬𝐭𝐲❞

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

»»————- ⚜ ————-««

𝕄𝕪𝕤́𝕝𝕚 𝕚𝕟𝕟𝕪𝕔𝕙 𝕥𝕠 𝕫𝕒𝕘𝕒𝕕𝕜𝕒

༺༻✧༺༻

Tydzień później.

Derek wszedł do loftu. Podróż była męcząca. Znalezienie sposobu na złapanie haite było dużym wyzwaniem. Udało im się coś wykombinować, ale nie byli pewni czy to zadziała. Jeszcze dziś zamierzali wykonać ten plan.

Brunet zdjął kurtkę i rzucił ją na kanapę. Zamierzał coś przekąsić. Udał się do kuchni, ale do jego uszu doszedł dźwięk lanej się wody. Ktoś brał prysznic. Derek od razu się zirytował, bo zamierzał się przemyć, a wiedział że Peter zawsze wykorzystuje całą ciepłą wodę.

Derek opuścił kuchnię, po czym wyszedł na korytarz. Stanął przed drzwiami do łazienki. Nie zamierzał wchodzić, bo wolał nie oślepnąć od tego co mógł tam zobaczyć. Uderzył dwukrotnie dłonią w drzwi. Wtedy przestał słyszeć dźwięk spływającej wody.

— Wychodź i to już! Jeśli zlałeś całą ciepłą wodę, to przysięgam że rezerwę ci gardło zębami!

Derek słyszał zza drzwi dźwięk szurania, jakby ktoś na szybko wycierał się ręcznikiem. Uniósł dłoń z zamiarem ponownego uderzenia w drzwi, ale wtedy zostały otworzone. Brunet zastygł w bezruchu widząc Ethel. Blondynka uśmiechnęła się niezręcznie do niego. Włosy miała spięte w luźny kok i miała na sobie za dużą białą koszulkę z dekoltem w szpic, które miał w zwyczaju nosić Peter. Ubranie przylegało do jej wciąż wilgotnej skóry. Derek zmarszczył brwi zmieszany widokiem Argent'a w jego łazience.

— Cześć Derek. Nie martw się, nie wykorzystałam całej ciepłej wody.

Brunet rozchylił lekko wargi, ale nic nie powiedział, był za bardzo zaskoczony. Takiego obrotu spraw się nie spodziewał.

Ethel szybko wyminęła Derek'a, po czym truchtem ruszyła w kierunku schodów. Miała na sobie tylko koszulkę Peter'a, która i tak lekko prześwitywała. Całe szczęście że miała co na siebie włożyć, bo raczej nie czułaby się komfortowo wychodząc z łazienki w wąskim ręczniku, który ledwo zakrywałby jej tyłek.

Weszła do pokoju starszego Hale. Peter nadal leżał w łóżku i spokojnie sobie spał. Ethel wzięła z podłogi swój but i rzuciła nim w niebieskookiego. Peter warknął, rozbudzony ciosem w brzuch, ale nie wstał z łóżka. Rozciągnął się trochę. Nadal miał zamknięte oczy i zamierzał wrócić do wylegiwania się w łóżku.

— Mówiłeś że Derek wróci jutro. — oznajmiła zła Ethel. Zaczęła szukać po pokoju swoich ubrań. Zdjęła koszulkę Peter'a, po czym założyła bieliznę, a następnie bluzkę. 

— Bo tak mi mówił. — burknął niebieskooki, nie obdarzając jej spojrzeniem.

— To ciekawe, bo właśnie się z nim minęłam. 

— Co? — podciągnął się do siadu, całkowicie już rozbudzony. — Chyba nie widział cię nago?

Ethel wywróciła oczami na jego pytanie. Z wszystkich rzeczy, akurat musiał zapytać o to. Była już w pełni ubrana, brakowało tylko jednego jej buta. Podeszła do łóżka gdzie na pościeli leżał jej but. Wspięła się na łóżko, aby po niego sięgnąć, ale wtedy Peter pchnął ją na pościel i zawisł nad nią. Przyszpilił jej nadgarstki do materaca.

— Odpowiedź. — zażądał stanowczo.

— A jeśli widział? — uniosła brew. Droczyła się z nim. Peter mocniej zacisnął szczękę. To było zabawne jak szybko denerwował się jeśli chodziło, gdy ktoś w nieodpowiedni sposób na nią spojrzał. Przez ostatni tydzień wiele razy razem wychodzili. W różne miejsca. Do kawiarni, do klubu, do restauracji, czy do parku. Ethel zauważyła że Peter zrobił się zaborczy wobec niej, jakby nagle uznał że należy tylko do niego. Przeganiał każdego kto tylko na nią spojrzał w sposób, który mu się nie podobał. Oczywiście udawał że nie jest ani trochę zazdrosny, że wcale nie przejmuje się tym że inni faceci do niej zagadują. Przeganiał ich za jej plecami myśląc że Ethel nie zwróci na to uwagi, ale ona to zauważała. Pomyślała nawet że to trochę urocze, poniekąd mogła powiedzieć że ma osobistego wilczego ochroniarza, choć nie potrzebowała obrońcy. — Nie, nie widział mnie. Miałam na sobie twoją koszulkę.

Oczywiście pominęła fakt, że pod tym nic nie miała, że materiał przylegał do jej wilgotnego ciała i był trochę prześwitujący. Bezpieczniej było mu o tym nie wspominać.

Peter puścił jej nadgarstki, wstał z łóżka, po czym zaczął się ubierać. Ethel wzięła swój but i założyła go. Przez chwilę przyglądała się ciału niebieskookiego. Założył jeansy, które idealnie podkreśliły jego tyłek. Biorąc jedną z koszulek, odwrócił się do niej twarzą. 

— Podoba ci się to co widzisz? — kąciki jego ust drgnęły do góry, w pewnym siebie uśmieszku.

— Oczywiście... że nie. — uśmiechnęła się złośliwie, na co Peter wywrócił oczami. Przygryzła dolną wargę, a jej wzrok prześlizgiwał się po mięśniach jego brzucha, jadąc coraz wyżej, aż zatrzymała się na jego błękitnych oczach. Blask, który w nich zobaczyła, przyprawił ją o przyjemny dreszcz oraz uścisk w dolnej części brzucha.

Ethel wstała, zdjęła swoją kurtkę, wiszącą na krzesełku pod ścianą. Sprawdziła czy ma tam telefon, a co ważniejsze leki. Wyjęła fiolkę i nie przejmując się że niebieskooki patrzy, połknęła trzy tabletki.

Peter skrzywił się nieznacznie na ten widok. Powierzchownie nie pokazał po sobie, że poczuł nieprzyjemny uścisk w okolicach klatki piersiowej. Sporo rozmyślał przez ostatni tydzień o ich relacji, a szczególnie o niej. Chyba pierwszy raz w życiu, nie czuł się samotny, odkąd ją poznał. Nie łatwo mu było przyznać się, że zaczął mieć do niej słabość. Lisa rzeczy, które źle robił, była irytująca, blondynka chciała go nakierunkować i pokazać co może zrobić lepiej, aby naprawić relacje z innymi. Wyglądało to jakby chciała go zmienić, choć twierdziła że do niczego nie zamierza go zmuszać, mówiła że to tylko i wyłącznie jego decyzja czy chce coś w sobie i swoim życiu zmienić. Nie powiedział jej tego otwarcie, ale na prawdę chciał choć trochę się zmienić, a przynajmniej na tyle aby inni przestali w końcu widzieć w nim tylko potwora. Podświadomość próbowała mu przekazać, że zaczął się do niej przywiązywać, choć uparcie trzymał się myśli że był całkowicie niezależny, bo gdyby przyznał że zaczęło mu zależeć, to musiałby żyć z świadomością że może ją stracić. Jej choroba. Ethel w ogóle nie chciała o tym rozmawiać. Miała mieć operację, która była bardzo ryzykowna. Do głowy Peter'a wpadło, że po co ma poddawać się operacji, jeśli zdobędzie dla niej lekarstwo. Coś co może wyleczyć jej chorobę bez zbyt dużego ryzyka. Ugryzienie, było szansą zatrzymania jej przy sobie. Peter raz wspomniał jej o ugryzieniu, nie powiedział otwarcie aby została wilkołakiem, ale ona od razu zaprzeczyła twierdząc że tego nie chce. Jednak to nie zniechęciło go do rezygnacji z tego pomysłu. Poproszenie Scott'a o pomoc nie wchodziło w grę, bo nie zrobiłby tego gdyby Ethel nie chciała się zgodzić. Peter musiał znaleźć kogoś innego, kto mimo sprzeciwu Ethel i tak ją ugryzie.

— Czasami trochę niepokoi mnie to spojrzenie. — odezwała się Ethel. Wskazała na twarz Peter'a, który nie odrywał od niej wzroku. Podeszła do niego powoli. Był już w pełni ubrany. 

— Boisz się mnie?

— Nie, ale to że nie wiem co roi ci się w głowie, jest irytujące. Jednak po tym spojrzeniu, jestem prawie pewna że wolałabym nie wiedzieć. — stała na przeciw niego, dzieliło ich zaledwie pół metra. Głowę miała uniesioną lekko do góry aby móc patrzeć prosto w jego oczy. Jego spojrzenie miało nutę mroku, ale coś jeszcze, czego Ethel nie mogła zidentyfikować. Czas spędzony z nim, pomógł poznać go lepiej, ale nadal było pełno niewiadomych. Peter był nieprzewidywalny, miał swój własny świat, a jego słowa nie zawsze pokrywały się z czynami.

Zbliżenie się do niego zaczęło trochę komplikować sprawy. Ethel nadal trzymała się swojego planu, ale myśl że jej decyzja może go zranić, jeśli w ogóle choć odrobinę mu szczerze na niej zależało, sprawiała że nie była pewna czy dobrze zrobi. Wiedziała że innego sposobu nie było aby wyleczyć jej dolegliwość. Bardzo chciała aby jej dawne życie wróciło, ale to nie było już możliwe, nie ważne co by zrobiła. To co się stało, było nieodwracalne. Mogła jedynie przeboleć to i zaakceptować, po czym ruszyć dalej. Tak właśnie zamierzała zrobić. Po wyleczeniu, jeśli je przeżyje, wyjedzie i zapomni, zamknie ten nieprzyjemny rozdział na zawsze. Jednak wieści które otrzymała od jej przyjaciela Jack'a, zaniepokoiły ją. Tak jak go prosiła, znalazł Asher'a i Ave, najemników z którymi mieli obrabować świątynie, ale zdradzili ją i Koen'a. Okazało się że coś ich zabiło. Ich ciała były rozerwane prawie na strzępy, obrażenie wyglądały identycznie jak u ofiar haite, który grasował w Beacon Hills. Ethel była pewna że to nie dziwny zbieg okoliczności. Wszystko układało się w jedność. Ten którego uważała za zmarłego, wcale nie umarł, a ona miała na głowie poważny problem oraz dylemat. Jej plan mógł posypać się w każdej chwili.

Ethel zbliżyła twarz do twarzy Peter'a, choć nadal dzieliło ich kila centymetrów. Pochyliła się do przodu z zamiarem pocałowania go. Prawie musnęła jego wargi swoimi. Widziała jak przymyka oczy gotowy na pocałunek, ale w ostatniej chwili cofnęła się, po czym wyminęła go. Uśmiechnęła się pod nosem gdy usłyszała jego niezadowolony pomruk. Zamierzała wyjść z pokoju, ale Peter złapał ją za ramię i przyciągnął do siebie. Wiedziała że nie znosił gdy się z nim w ten sposób droczyła, ale nie potrafiła się przed tym powstrzymać. Denerwowanie go było zabawne, szczególnie że wiedziała że nic złego jej nie zrobi, choć ostrzegał ją aby przestała się z nim w ten sposób bawić.

— Powinienem cię za to ukarać. Mówiłem żebyś tak nie robiła. — cicho warknął. Jego spojrzenie było ostre, a uścisk zdecydowany. Ethel uśmiechnęła się z pobłażliwością. Mógł próbować ją nastraszyć, próbować zdominować, ale to nigdy nie działało.

— Duży zły wilk się zdenerwował. — powiedziała słodkim głosikiem jak do dziecka. Kontynuowała już normalnym głosem: Rozluźnij się kochanie. Złość urodzie szkodzi. — uśmiechnęła się delikatnie. Uniosła dłoń i pogładziła jego policzek. Złożyła krótki pocałunek w kąciku jego ust. Wtedy Peter puścił ją.

Ethel odwróciła się, po czym wyszła z pokoju. Starszy Hale podążył za nią. Oboje zeszli z schodów. Derek stał pod oknem i opierał się tyłem o stolik. Miał skrzyżowane ramiona na klatce piersiowe.

— Już pójdę. — Ethel zwróciła się do Peter'a. Jedną dłonią złapała za przód jego koszulki, po czym przyciągnęła go do namiętnego pocałunku. Trwali w nim przez pół minuty, nie przejmując się że mają widownię. — Do zobaczenia później. — powiedziała do niebieskookiego. Spojrzała na Derek'a, któremu posłała mały uśmiech, po czym odwróciła się i ruszyła ku wyjściu.

Dopiero gdy Ethel opuściła loft, odezwał się Derek:

— Co ty do cholery wyprawiasz? — zapytał z złością brunet.

— Przyjemnie spędzam wolne chwile. — Peter wzruszył lekko ramionami, zachowując się wręcz zuchwale.

— Z nią? — prychnął jakby dopiero coś teraz zrozumiał. — Wszystko jasne. Znowu coś kombinujesz. Kolejny raz współpracujesz z Argent'em za plecami innych. Co tym razem chcesz osiągnąć? Odebrać Scott'owi moc alfy? Może coś gorszego? Może jesteś odpowiedzialny za ataki haite w mieście? Albo wszystko na raz. Po tobie można oczekiwać tylko najgorszego.

— Bo jestem według was tylko potworem? — zapytał z pogardą, pod którą ukrył zranienie że jego siostrzeniec oskarżał go o coś tak absurdalnego. Jednak zdawał sobie sprawę że dla nich zawsze będzie tym złym.

— Bo się nie zmieniłeś. Powtarzasz w kółko te same błędy. Tyle czasu był spokój z tobą. Myślałem że w końcu się ogarnąłeś, ale najwyraźniej się myliłem. Złudnie sądziliśmy że możesz być kimś lepszym. — oznajmił z goryczą Derek. Na prawdę zaczął wierzyć że wuj choć trochę się zmienił. Nadal był egoistycznym narcyzem, ale czasami wydawało się że próbuje być lepszy. Robił to w dziwny i skomplikowany sposób, ale oczekiwanie od niego cudownego nawrócenia było naiwnym myśleniem.

Złudnie sądziliśmy że możesz być kimś lepszym, rozbrzmiało w głowie Peter'a jak echo. Był pewny że widzą w nim wszystko co najgorsze. Jednak wyglądało na to że Ethel miała rację. Wystarczyło spróbować okazać odrobinę skruchy, spróbować odpokutować, a może właśnie dzięki staraniom mógł zdobyć to czego pragnął. Nie chciał przez resztę życia być samotny, nie chciał nic dla nikogo nie znaczyć.

— Derek, ja... — urwał, to słowo nie przechodziło mu przez gardło. Prawdopodobnie właśnie miał idealną okazję na poprawę relacji z siostrzeńcem. Ethel mówiła mu że najlepszym sposobem były szczere przeprosiny, zwłaszcza że nigdy nikogo z nich nie przeprosił za to co im zrobił. — Chciałem powiedzieć... — przyznanie się do jakiegokolwiek błędu, było dla niego dużym wyzwaniem, ale powiedzenie tego jednego słowa, było trudniejsze niż przypuszczał. — Wiem że popełniłem błędy.

Derek prychnął i wywrócił oczami.

— Nagle cię oświeciło? Brawo, w końcu zacząłeś myśleć jak nie psychopata. — powiedział z nutą złośliwości Derek. Peter zacisnął mocno szczękę. Korciło go aby odpowiedzieć podobnym komentarzem, ale to tylko pogorszyłoby sytuujące. Nie chciał z nim walczyć. Dlatego musiał zapanować nad sobą i choć raz schować dumę do kieszeni.

— Przepraszam. — wydusił z siebie. Westchnął głęboko. Czuł się jakby zrzucił ogromny ciężar z ramion. Poczuł nieprzyjemny uścisk w gardle. To było dziwne, a w szczególności że nie rozumiał czemu odczuł potrzebę uronienia łzy. Oczywiście tego nie zrobił, bo nie mógł ukazać słabości.

— Że co? — zapytał zmieszany i zszokowany Derek.

— Nie powtórzę tego... Przyznaję się do swoich błędów i okazuję skruchę.— powtórzył zdanie, które Ethel kilkukrotnie mu powtarzała że właśnie tak może powiedzieć gdy będzie przepraszał. — Dlatego powiedziałem to słowo. Pewnie mi nie uwierzysz, ale powiedziałem to szczerze. Nie masz pojęcia ile to mnie kosztowało. — westchnął, jakby na prawdę włożył dużo wysiłku w to co powiedział.

Derek stał w osłupieniu. Nie wiedział co powiedzieć. Pierwsze co przyszło mu na myśl, to to że Peter próbuje go zmanipulować. Jednak gdy wcześniej próbować coś ugrać albo oszukać innych, to nigdy nie posunął się do czegoś takiego. Nigdy za nic nie przeprosił, ani tym bardziej nie przyznał się otwarcie do tego że popełnił błędy. Z tego wszystkiego chyba najdziwniejsze było to, że brzmiał jakby powiedział to szczerze, jakby pierwszy raz nie próbował oszukać ani skłamać.

— Powiesz coś? — zapytał Peter, gdy cisza między nimi zaczęła być zbyt długa. Czuł się niezręcznie, jakby pokazał się nago tłumowi ludzi którzy zamierzali go ocenić i czekał na ich opinie.

— Odpowiedź na jedno pytanie. — powiedział poważnym tonem Derek. — Dlaczego mówisz to dopiero teraz? Czemu w ogóle to powiedziałeś?

— To właściwie dwa pytania. — zwrócił uwagę na niejasność wypowiedzi Derek'a. Brunet posłał mu zirytowane spojrzenie, na co Peter uniósł dłonie w poddanym geście, aby nie rozwścieczyć Derek'a jeszcze bardziej.

Dlaczego zdecydował się go przeprosić? Może miał dość tego że widzieli w nim tylko potwora. Może chciał pokazać że nie jest całkowicie zły. Może to przez Ethel. Może namąciła mu w głowie, choć to było raczej jak darmowa terapia, która pozwoliła mu spojrzeć na pewne rzeczy w inny sposób. Dostrzegł własne błędy. Miał szanse je naprawić albo chociaż spróbować.

— To przez Ethel.

— Czyli ona zmusiła cię do przeprosin? Co z nią kombinujesz?

— To nie tak. Napisała listę rzeczy, w których jestem do bani. Rozmawialiśmy o tym i... 

— Zaraz, bo chyba nie rozumiem. Ethel jest twoją terapeutką?

— To też, choć bardziej jest kochanką. — kąciki jego ust uniosły się ku górze, gdy wspominał intymne momenty z blondynką. Derek skrzywił się z nutą obrzydzenia, choć cieszył że wracając do loftu nie nakrył ich na seksie. To byłaby trauma do końca jego życia. — Ognista z niej kobieta...

— Nie rozwijaj tego tematu. — powiedział ostro Derek. Nie zamierzał słuchać tego co Peter robił z siostrą Chris'a. Dopiero teraz brunet pomyślał, czy Chris wie co łączy Ethel z Peter'em.

— Nie bądź takim wstydzioszkiem.  — uśmiechnął się głupkowato, na co Derek posłał mu zirytowane spojrzenie.

— Wyjaśnił, ty i Ethel. — zażądał Derek. Peter wywrócił oczami i trochę spoważniał.

— Poznaliśmy się przypadkiem na drodze. Zaczęliśmy spotykać i jakoś to się rozkręciło. Nie martw się Derciu, niczego złego z nią nie planuję. Możesz mieć spokojną głowę. Jedyne zagrożenie jakiego powinniście się obawiać, to haite. Ja nie mam z tym nic wspólnego. — wyjaśnił Peter.

Derek zmrużył oczy. Nienawidził gdy Peter zwracał się do niego zdrobnieniami czy dziwnymi określeniami. Jednak tym razem przemilczał to. Bardziej interesowało go czy Peter mówił prawdę. Może i jego przeprosiny były szczere, ale nie zamydliło mu to oczy. Postanowił być ostrożny i samemu przyjrzeć się tej sprawie.

*******************************

Jak podobał wam się rozdział?

 ;D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro