❝𝐏𝐫𝐨𝐥𝐨𝐠❞

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

»»————- ⚜ ————-««

𝔻𝕠𝕓𝕣𝕠 𝕚 𝕫ł𝕠, 𝕔𝕫𝕪 𝕣𝕫𝕖𝕔𝕫𝕪𝕨𝕚𝕤́𝕔𝕚𝕖 𝕕𝕫𝕚𝕖𝕝𝕚 𝕛𝕖 𝕨𝕪𝕣𝕒𝕫́𝕟𝕒 𝕝𝕚𝕟𝕚𝕒?

𝕊𝕦𝕞𝕚𝕖𝕟𝕚𝕖 𝕟𝕚𝕖 𝕡𝕠𝕨𝕤𝕥𝕣𝕫𝕪𝕞𝕦𝕛𝕖 𝕠𝕕 𝕘𝕣𝕫𝕖𝕔𝕙𝕠́𝕨, 𝕡𝕣𝕫𝕖𝕤𝕫𝕜𝕒𝕕𝕫𝕒 𝕥𝕪𝕝𝕜𝕠 𝕔𝕚𝕖𝕤𝕫𝕪𝕔́ 𝕤𝕚𝕖̨ 𝕟𝕚𝕞𝕚.

༺༻✧༺༻

Młody mężczyzna biegł przez las. Był późny wieczór. Księżyc wyglądał zza ciemnych chmur na niebie. 

W płucach go paliło, przez co z trudem łapał oddech. W ustach miał sucho. Nogi bolały go od szybkiego i długiego biegu. Serce waliło jak szalone, przez co miał wrażenie że wyskoczy mu z klatki piersiowej.

Obejrzał się za siebie aby dostrzec w ciemnościach potwora, który go ścigał. Nie dostrzegł nic. Przez swoją nieostrożność, potknął się o wystający korzeń z ziemi. Upadł. Obdarł sobie kolana oraz wewnętrzne strony dłoni aż do krwi. Nie zważając na ból i obrażenia podniósł się, i zaczął biec dalej. Adrenalina buzowała w jego żyłach, a w głowie miał tylko jedną myśl, uciekaj.

Spomiędzy drzew dostrzegł zarys budynków. To była czyjaś farma. Uradowany przyspieszył swój bieg, jeśli w ogóle było to możliwe. Z poczuciem ulgi wybiegł z lasu. Zatrzymał się przy drewnianej stodole. Oparł się o nią aby złapać oddech. Był bezpieczny, a przynajmniej tak myślał. Zamierzał wyjść zza stodoły, aby pójść do domu właścicieli posesji i poprosić o pomoc. Wtedy coś złapało go od tyłu i wciągnęło z powrotem za stodołę.

Przerażający krzyk bólu, rozniósł się po okolicy. Małżeństwo, które siedziało sobie spokojnie w salonie i oglądało ulubiony program, wystraszeni poderwali się z kanapy.

Na zewnątrz krowy zaczęły głośno muczeć, a pies szczekać.

— Co to było? — starsza kobieta spojrzała z strachem w oczach, na męża. Mężczyzna obdarzył ją zmieszanym wzrokiem.

— Zostań w domu. — oznajmił krótko. Wziął strzelbę wiszącą nad kominkiem oraz latarkę z szuflady, po czym opuścił dom. 

Przeładował broń i trzymał ją w gotowości. Oświetlał sobie drogę latarką. Zaczął sprawdzać nieogrodzone podwórze. 

W końcu doszedł do stodoły. Poświecił latarką na boczną ścianę budynku gdzie zobaczył ślady po głębokich pazurach. Na trawie leżał jego pies. Zwierzak był rozszarpany na strzępy.

Farmer przełknął gulę w gardle, po czym na lekko trzęsących się nogach ruszył dalej. Dłonie dygotały mu, przez co z trudem utrzymywał broń oraz latarkę w pionie.

Widok jaki zastał za stodołą, przeraził go do szpiku kości. Kolacja podeszła mu go gardła, ale powstrzymał się przed zwróceniem jej.

Ciało młodego mężczyzny było zmasakrowane. Coś rozszarpało jego klatkę piersiową i brzuch. Widać było zebra, a nawet kręgosłup. Brakowało kilku narządów, w tym serca oraz płuc. Jego oczy były szeroko otwarte. Widać było w nich czysty strach.

Farmer odwrócił się gwałtownie i wzdrygnął gdy usłyszał za sobą szelest. Na szczęście to była tylko jego żona, która na widok ciała, zaczęła krzyczeć w przerażeniu.

Mężczyzna powiadomił szeryfa Stilinski'ego.

************************

Jak wrażenie po prologu?

Mam nadziejże że wam się spodobało i zachęciło was do dalszego czytania ;D

Planuję publikować rozdziały regularnie raz w tygodniu, w poniedziałki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro