❝𝐑𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł ó𝐬𝐦𝐲❞

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

»»————- ⚜ ————-««

ℤ𝕘𝕦𝕓𝕚𝕠𝕟𝕪 𝕟𝕒𝕤𝕫𝕪𝕛𝕟𝕚𝕜

༺༻✧༺༻

Ethel wpatrywała się w ekran telefonu. Chris zerknął na nią, gdy któryś raz z kolei uśmiechnęła się do urządzenia. Nie chciał być wścibski, ale ciekawiło go z kim jego siostra pisze. Nie chciała mówić z kim zaczęła się spotykać. Twierdziła że na razie nie jest to coś poważnego, więc nie opłaca się mu nic mówić skoro ta relacja za chwilę może przejść do historii.

Jechali do rezerwatu gdzie mieli spotkać się z Scott'em i jego paczką. Zaginiona dziewczyna, nadal była poszukiwana. Swoją torebkę zostawiła w budynku, po czym wyszła nie mówiąc nic nikomu i zniknęła spod klubu. Mieli nadzieję że odnajdą ją żywą, ale minęły już dwie doby, co zmniejszyło jej przeżycie do bardzo małego procenta.

— Może opowiedz, coś o nich. — odezwała się Ethel. Schowała telefon do kieszeni zamszowej brązowej ramoneski. Mieli przeszukiwać las, więc blondynka założyła wygodne ubrania, ale nadal miała styl. Miała na sobie luźną szarą koszulkę z wcięciem w serek, do tego czarne leginsy oraz ciemnoszare trampki big stary. Uczesała włosy w wysoki kucyk oraz miała założone ciemne okulary przeciwsłoneczne. Oczywiście nie mogła zapomnieć o swojej broni. Za paskiem spodni schowany miała pistolet. Od wewnętrznej strony kurtki miała ukryte dwa sztylety, do tego w jednej kieszeni paralizator, którego siła powaliłaby na kilka minut nawet alfę, a w drugiej małą fiolkę z popiołem górskim. Była przygotowana na wiele możliwości. Chris mówił jej że nie planują zabić stworzenia bądź osoby, która zabiła mężczyznę i być może zaginioną dziewczynę. Chcieli złapać to i temu czemuś pomóc. Ethel nie była za bardzo za tym pomysłem. Wolała pozbyć się problemu od razu, ale skoro Scott McCall chciał inaczej, to była zmuszona podporządkować się jego zasadom. W końcu wcale nie musiała im pomagać. Była tutaj dobrowolnie, więc działanie przeciwko zasadom stada postawiłoby ją w złym świetle, a nie chciała zrobić złego pierwszego wrażenia. Szczególnie że jej rodzina miała nienajlepszą opinię wśród stada.

— Masz jakieś konkretne pytania? — Chris zerknął na nią, po czym wrócił do patrzenia na drogę. Ethel wzruszyła ramionami. W listach, jej brat tylko wspominał o Scott'ie i pozostałych, nic konkretnego o nich nie pisał. Dlatego chciała dowiedzieć się kilku informacji zanim pozna ich osobiście.

— Nie, opowiedz ogólnie.

Do dotarcia na miejsce mieli kilka minut, więc Chris musiał się streścić aby opowiedzieć najważniejsze według niego informacje. 

Ethel z oddali ujrzała kila pojazdów zaparkowanych na granicy lasu. Stała tam grupka osób. Chris zaparkował na końcu. 

Chris wysiadł z samochodu, po czym ruszył ku grupie. Zauważył że jego siostra nie wysiada, co uznał że po prostu chce zrobić efektowne wejście. Krótko przywitał się z stadem.

— Ktoś z tobą przyjechał. — odezwał się Derek. Chris zerknął na swojego suv'a. Pozostali również tam spojrzeli.

— Uznałem że może przydać się nam dodatkowa pomoc. To Ethel, moja... — z samochodu wysiadła blondynka. Nieśpiesznym, ale pewnym siebie krokiem ruszyła ku grupie. Po drodze zdjęła okulary przeciwsłoneczne, odgarnęła kosmyk włosów za ucho. Robiła efektowne wejście. Szła niczym modelka, na wybiegu mody, ale zamiast prezentować czyjeś ubrania, zaprezentowała samą siebie. Chris westchnął, lekko kręcąc głową na boki. Musiała się popisywać. — młodsza siostra. — dokończył, gdy Ethel stanęła przed grupą.

Blondynka uśmiechnęła się przyjaźnie. Wzrokiem zeskanowała całe towarzystwo. 

— Cześć. — machnęła dłonią na powitanie. Patrzyli na nią zaskoczeni, po czym spojrzeli na Chris'a.

— Masz jeszcze jedną siostrę? — odezwał się Stiles.

— Jak widać. — odezwała się Ethel. Czuła na sobie badawcze i ostrożne spojrzenia. Była dla nich obca, więc spodziewała się chłodnego przywitania.

— Jestem Scott. — alfa podszedł jako pierwszy i wyciągnął ku blondynce dłoń. Ethel uścisnęła jego rękę i odwzajemniła jego przyjazny uśmiech. 

McCall przedstawił jej pozostałych. Stiles, człowiek, po jego ostrożnym i oceniającym spojrzeniu Ethel domyśliła się że jest tym bystrym i najmniej ufnym. Malia, kojotołak, niezbyt była zainteresowana poznaniem nowej osoby. Lydia, banshee, uśmiechnęła się przyjaźnie, ale jej spojrzenie było ostrożne. Liam, wilkołak beta, miał przyjazny wyraz twarzy i nawet machnął do Ethel na powitanie, z nich wszystkich przyjął ją najmilej. Theo, chimera, miał oceniające spojrzenie i zamkniętą postawę, jakby nie był pewny czy pojawienie się nowej osoby to coś dobrego. Isaac, wilkołak beta, miał łagodny wyraz twarzy i z zaciekawieniem się jej przyglądał. Derek Hale, wilkołak beta, spiął mięśnie, miał chłodne spojrzenie, a nawet gniewny wyraz twarzy, jakby bardzo nie chciał tutaj Ethel. Blondynka szybko załapała co mogło być powodem jego silnej niechęci, której nawet nie próbował ukrywać. W końcu jego rodzina miała bardzo złe zdanie na temat jej rodziny, szczególnie Kate i Gerarda. 

— Jesteś łowcą. — odezwał się Derek. Nie brzmiało to jak pytanie. Miał skrzyżowane ramiona na klatce piersiowej, a jego mina wyrażała więcej niż jedno słowo. Nie chciał jej tutaj. Derek słyszał że Gerard miał troje dzieci, ale nigdy nie miał okazji poznać najmłodszego. Nie wiedział nawet jak się na nazywa albo jakiej jest płci. To było dziwne, bo wyglądało jakby rodzina Argent'ów postanowiła wymazać jedno z nich z pamięci.

— Właściwie to nie. Jestem archeologiem. Ale mam pewne pojęcie o tropieniu. — sprostowała jego słowa.

— Po co nam archeolog? — zapytał Theo. Jego ton był chłodny z nutą drwiny. Liam trącił go łokciem w bok, za co zielonooki gniewnie spojrzał na niższego.

— To dobre i właściwe pytanie. — uśmiechnęła się łagodnie Ethel. Mogła mu jakoś dopiec, rzucić kąśliwy komentarz o tym że jest chimerą, ale darowała sobie. Nie potrzebowała wrogów. — Mam bardzo obszerną wiedzę na temat świata nadprzyrodzonego. Wiecie co to Mors ranae?

— Chyba rodzaj jakiejś żaby. — powiedziała trochę niepewnym głosem Lydia. Ethel spojrzała na nią i lekko się uśmiechnęła, przytaknęła głową potwierdzając słowa rudowłosej.

— Co ma nas obchodzić jakaś żaba? — odezwał się Stiles. 

— To taka ciekawostka. Gatunek tej żaby żyje tylko na jednej małej bezludnej wyspie przy Indonezji. To maleńkie stworzenie osiąga maksymalnie cztery centymetry i nie jest zwykłą żabką. Ich skórę pokrywa zabójcza toksyna. Jedna kropla zetknięta z skórą, doprowadza do śmierci w kilka sekund. Krew zastyga, żyły i tętnice czarnieją. Mięśnie zagotowywują się. W skrócie bolesna śmierć.

— Bezsensowna ta ciekawostka. — oznajmił chłodno Derek. Ethel zerknęła na niego. Ledwo powstrzymała się przed drwiącym prychnięciem.

— Pozwól że dokończę. Człowiek umiera w ciągu czterech sekund, a wilkołak w ciągu ośmiu. Co do innych istot, czas wygląda inaczej, ale ta żaba jest zabójcza dla wielu różnych istnień, dla nadprzyrodzonych również. — kącik jej ust nieznacznie drgnął do góry w zwycięskim uśmieszku, gdy pozostali zdziwili się albo zmieszali informacją. Nie spodziewali się tego.

— Skąd w ogóle wiesz dla kogo ta żaba jest zabójcza? — zapytał Stiles. Przymrużył oczy przyglądając się Ethel.

— Jest pełno idiotów, człowiek czy nie...

— Wykorzystałaś kogoś do potwierdzenia tej teorii? — zapytał Derek, cicho warknął akcentując pierwsze słowo, jakby miał na myśli coś gorszego niż wykorzystanie.

— Nie. Jeśli chcesz wiedzieć, to nie zabiłam żadnego wilkołaka. — odpowiedziała szczerze Ethel. Domyślała się że Derek wsłuchuje się w bicie jej serca, ale nie przejmowała się tym.

— Wilkołaka nie, ale co z innymi? — odezwał się Stiles. Kącik jego ust drgnął do góry. Błyskotliwa uwaga. Ethel aż miała ochotę mu przyklasnąć.

— Nie jestem święta. — powiedziała zgodnie z prawdą, ale wymijając konkretnej odpowiedzi. Chris spojrzał na nią, ukrył swoje zaskoczenie pod maską opanowanego, co bardzo dobrze mu wychodziło. Nie podejrzewał że jego siostra mogła mieć kogoś na sumieniu, ale na tyle ile ją znał, to mogło być możliwe. Nie była grzeczną i łagodną osobą. — Ale bądźmy ze sobą szczerzy. Czy każde z nas nie ma czyjejś krwi na rękach? Bezpośrednio lub  nie bezpośrednio. Święci nie istnieją... Proponuje zająć się szukaniem zaginionej. Czas na pytania będziecie mieli później.

༺༻✧༺༻

Aby oszczędzić na czasie, podzielili się na małe grupy. Chris zamierzał pójść z siostrą, ale Ethel zasugerowała aby grupy były pomieszane. Żeby w jednej nie było więcej niż jeden człowiek. I w taki sposób Ethel poszła z Liam'em i Theo. 

Mieli szukać zaginionej, ale również uważać na inne ślady. Wytropienie potwora było bardzo ważne. Nie chcieli aby doszło do kolejnych ataków, ale Scott podkreśli żeby nie zabić tej istoty, ponieważ ta osoba mogła być nieświadoma tego że kogoś krzywdzi. 

Ethel szła przodem. Liam podpytywał ją o kilka rzeczy, mało istotnych, a przynajmniej dla niej, ale odpowiadała mu aby zaspokoić jego ciekawość. Był zaskoczony że Chris miał jeszcze jedną siostrę, o której wcześniej nic im nie wspominał. Theo był bardziej milczący, zapewne wsłuchiwał się w rytm jej serca, gdy odpowiadała Liam'owi na pytania.

Wszyscy byli ostrożni w stosunku do niej, choć Chris zapewniał że Ethel nie jest taka jak Kate czy Gerard.

Ethel obejrzała się za ramię. Chłopacy zaczęli między sobą coś szeptać. Przez chwilę pomyślała że mówią o niej, ale gdy usłyszała wzmiankę że porozmawiają o czymś w domu, stwierdziła że dyskutują o swoich prywatnych sprawach.

Przeszukiwali las od prawie dwóch godzin, a Liam i Theo zaczęli się o coś kłócić. Starali się robić to niezbyt głośno. Ethel nawet nie próbowała ich powstrzymywać. To nie była jej sprawa. Ona poszła dalej, a oni zostali w tyle, zapominając całkowicie po co w ogóle byli w lesie.

Ethel dostrzegła w oddali coś, przy obwalonym pniu drzewa. Podbiegła do tego, a wtedy jej oczom ukazało się ciało, przykryte niewielką ilością liści. Blondynka przykucnęła obok zwłok. Rozpoznała młodą kobietę. To była Cindy, poznała ją w klubie. Skrzywiła się. Zapach był okropny. Jej ciało było zmasakrowane. Klatka piersiowa rozerwana. Na pierwszy rzut oka brakowało kilku organów, w tym serca oraz płuc, co łatwo można było zauważyć  przez otworzoną klatkę piersiową. Ciało leżało tu z dwa dni. Zaczynało się rozkładać.

— Powinnaś była od razu wrócić do klubu, a nie za mną iść. — stwierdziła z nutą smutku Ethel, choć jej twarz za wiele nie wyrażała. Nie mogła sobie pozwolić na dopuszczenie żalu ani współczucia. To nie ona straciła kogoś bliskiego. To nie ona będzie cierpieć. Jednak nie potrafiła odrzucić nieprzyjemnego uścisku w klatce piersiowej, gdy przed jej oczami mignęły czerwone obrazy, pełno krwi. Szybko odpędziła te myśli od siebie.

Spojrzała na twarz Cindy, wykrzywionej w czystym strachu. Ethel pogładziła jej zimny policzek wierzchem dłoni. Była młoda, miała całe życie przed sobą. Blondynka dostrzegła w dłoni zmarłej, coś błyszczącego. Cindy zaciskała bardzo mocno złoty naszyjnik z literą "E". Ethel zabrała swoją biżuterię, po czym szybko schowała do kieszeni. W oddali usłyszała trzask gałązki. Wstała i obejrzała się za siebie. Liam i Theo dogonili ją.

— Czemu się oddzieliłaś? Mieliśmy szukać razem. — powiedział Liam. Nie był zadowolony że zostawiła ich w tyle i sama poszła szukać zaginionej. Chodziło głównie o bezpieczeństwo. Nie chciał aby pod jego opieką, stało się coś Ethel. Była człowiekiem, więc trzeba było bardziej na nią uważać.

Ethel wyczuwała w głosie Liam'a zmartwienie. Uroczy słodziak, tak można było o nim pomyśleć, gdyby nie wiedziało się że ma problemy z agresją.

— Byliście zajęci sobą, więc kontynuowałam poszukiwania. Znalazłam zwłoki. — wskazała dłonią na ciało leżące obok miejsca, w którym stała. Chłopacy podeszli do Ethel. Liam przyłożył dłoń do ust gdy podbiło go od wstrętnego zapachu rozkładających się zwłok. Theo trzymał się lepiej, ale widać było że nie czuł się dobrze. Mieli wyostrzone zmysły, więc czuli zapachy znacznie mocniej.

— To ta zaginiona. Stiles pokazywał jej zdjęcie. — powiedział Theo.

— Powiadomię Scott'a. — Liam wyciągnął telefon i wybrał numer. Oddalił się trochę aby smród zwłok nie przeszkadzał mu w rozmowie. 

Ethel patrzyła jak niższy oddala się, zerknęła w bok wyczuwając na sobie spojrzenie Theo. Miał ostrożny wzrok, jakby w niemy sposób próbował zrozumieć jaką Ethel jest osobą.

— Szukaliśmy jej dwa dni. Nawet Lydia nie mogła znaleźć ciała, a jest banshee. — stwierdził Theo. Wydawał się być spięty.

— Nie wiem co teraz roi się w twojej głowie na mój temat, ale mogę cię zapewnić że znalazłam to ciało przypadkiem. — oznajmiła poważnie. Zaczynało ją irytować nastawienie wszystkich. Nie była ich wrogiem, a przynajmniej nie zamierzała nim zostać. — I co mówi ci  rytm mojego serca? — uniosła brew i skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej. Theo trochę się rozluźnił, a jego wyraz twarzy złagodniał.

— Że mówisz prawdę, choć może jesteś świetną kłamczuchą.

Ethel parsknęła rozbawiona.

— Mam wiele zalet, ale okłamywanie nie jest jedną z moich najlepszych cech.

— Manipulacja nią jest? — kącik jego ust drgnął do góry. Było to żartobliwe pytanie z jego strony, choć nadal wsłuchiwał się w jej rytm, aby sprawdzić jej reakcję.

— Nie. Elastyczny kręgosłup moralny. — przez chwilę patrzyła mu w oczy, po czym zerknęła na Liam'a, który kończył rozmowę z Scott'em. — Powiedziałabym że mamy podobną cechę, ale pewnie twój chłopak bardziej usztywnia twój kręgosłup.

Niema odpowiedź zawisła w powietrzu. Theo nie musiał odpowiadać, a Ethel domyślała się odpowiedzi.

Stiles wezwał swojego ojca. Karetka zabrała ciało Cindy. Przynajmniej jej bliscy będą mogli ją pochować ją i pożegnać się. W lesie Chris razem z Derek'em znaleźli zabitego jelenia. Nie byłby to zadziwiający widok, gdyby nie to że zwierzę miało złamany kar oraz było rozerwane na strzępy. Obrażenia jelenia były podobne do obrażeń zabitych przez coś, ludzi. Brakowało mu organów, a głębokość ran zadanych prawdopodobnie przez szpony, były wręcz identyczne. Było dużym prawdopodobieństwem że to co zabiło dwoje ludzi, zabiło również tego jelenia.

Skończyli na dzisiaj poszukiwania tropów potwora. Wszyscy mieli spotkać się w lofcie Derek'a. Jednak Ethel miała inne plany. Umówiła się z Peter'em na popołudniowe spotkanie w kawiarni. Nie zamierzała z tego rezygnować. I tak nikt nie miał istotnych informacji co do potwora, więc Ethel uznała że na razie jej nie potrzebują. 

*****************************

Jak podobał wam się rozdział?

 ;D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro