❝𝐑𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł 𝐝𝐫𝐮𝐠𝐢❞

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

»»————- ⚜ ————-««

𝕎𝕚𝕥𝕒𝕛 𝕓𝕣𝕒𝕔𝕚𝕤𝕫𝕜𝕦

༺༻✧༺༻

Chris zaparkował samochód na podjeździe przed swoim domem. Wysiadł, po czym skierował się do drzwi, uprzednio zamykając samochód. Wyjął z kieszeni klucze i włożył je do zamka. Zamierzał je przekręcić, ale coś podpowiedziało mu aby najpierw pociągnąć za klamkę. Drzwi od razu ustąpiły, a był pewny że zamknął je na klucz. Szybko wyjął klucze z zamku. Cicho i ostrożnie wszedł do środka. Podszedł do alarmu wiszącego na ścianie na korytarzu. Urządzenie działało, ale nie włączyło się informując o włamaniu. Wyciągnął zza paska spodni pistolet i wystawił go przed siebie. Ruszył wzdłuż korytarza. Zaglądając do salonu, zauważył że światło w kuchni było zapalone. Ktoś krzątał się tam. Włamywacz grzebał w lodówce. Z zewnątrz nie było widać, przez okna, że w kuchni pali się światło. Chris po cichu wszedł do salonu i skierował się w kierunku intruza. Zakradał się niczym drapieżnik. Ani jeden panel nie zaskrzypiał pod jego butami. Stanął przy lodówce i wymierzył w drzwi, za którymi ktoś stał. Nie zamierzał strzelić, ale był gotowy gdyby doszło do walki.

Drzwi lodówki zostały zamknięte.

Ethel pisnęła wystraszona widokiem Chris'a, który mierzył do nie z broni. Instynktownie uniosła dłonie w poddanym geście, przez co upuściła plastikową butelkę mleka, które upadło na podłogę i wylało swoją zawartość na panele.

Chris zdrętwiał niczym sparaliżowany. Jego twarz wyrażała teraz szok, którego nie próbował ukryć.

— Cholera. Zobacz co zrobiłeś? — burknęła niezadowolona Ethel. Przykucnęła aby podnieść butelkę. Większość mleka rozlała się. Odstawiła przedmiot na wysepkę kuchenną, która znajdowała się tuż obok. Spojrzała na mężczyznę, który nadal mierzył do niej. — Opuścisz broń? Albo nie. Zróbmy scenę. — powiedziała podekscytowana. — Będę udawać że mnie postrzeliłeś. O nie. — dramatycznie położyła dłoń na klatce piersiowej udając że tam ją postrzelił. Podparła się o wysepkę kuchenną, jakby traciła zdolność stania. Poruszyła ustami i wydała z siebie dźwięk bulkotania przypominający krztuszenie się własną krwią. Starała się wczuć w swoją rolę, ale zauważając że Chris nijak na to zareagował, przestała grać. — Dostałeś zawału czy coś?

— Ty żyjesz. — powiedział, jakby nie dowierzał w to kogo widzi przed sobą.

— Raczej za długo nie pożyję jeśli omsknie ci się palec i pociągniesz za spust. — skinęła głową na pistolet w rękach jej starszego brata. Chris od razu opuścił broń i schował ją za pasek od spodni. — Muszę przyznać że masz słabe zabezpieczenia w domu. Zajęło mi zaledwie parę minut na dezaktywowanie alarmu. Spodziewałam się cz...

Ethel urwała w połowie. Chris przytulił ją. Blondynka w pierwszej chwili była zaskoczona zachowaniem brata, przez co nie odwzajemniła uścisku. Zwykle nie brało go na takie czułości. Jako łowca musiał się nauczyć jak trzymać emocje na wodzy, być opanowanym w każdej sytuacji oraz nie dopuszczać do siebie silnych odczuć, aby zachować jasność umysłu. Takiego szkolenia ciężko było wyzbyć się, szczególnie po wieloletniej praktyce w byciu zawodowym łowcą.

Ethel oprzytomniała i w końcu odwzajemniła uścisk. Brakowało jej tego, tej rodzinnej więzi. Od lat nie widziała się z bratem, choć to nie od niego odwróciła się.

Blondynka poklepała Chrisa lekko po plecach, dając mu znać że może ją już puścić. Uścisk trwał dość długo, przez co Ethel poczuła się trochę dziwnie. Zdecydowanie to nie był ten sam Chris gdy ostatni raz się widzieli. W listach które do niej wysyłał, opisywał co się u niego działo. Nie był zbyt szczegółowy i może przez to Ethel nie wiedziała jakie zmiany zaszły w jego bracie.

Chris w końcu puścił Ethel, ale położył dłonie na jej ramionach. Nadal miał wyraz twarzy jakby nie wierzył że widzi przed sobą swoją młodszą siostrę, ale do tego doszły jeszcze zaszklone oczy. Mężczyzna trochę się opamiętał. Zabrał dłonie i cofnął się o krok. Odchrząknął aby oczyścić głos, ponieważ czuł gule w gardle. Aż sam był zdziwiony swoim wzruszeniem, ale to było normalne. Nie widzieli się od lat. Roku temu przestały docierać do niego pocztówki od niej, które Ethel regularnie wysyłała po jednej co dwa miesiąc. Opisywała tam krótko co u niej, chwaliła się z swoich osiągnieć w pracy oraz z odwiedzanych miejsc na świecie. Jakikolwiek brak odzewu od niej, oznaczał że miała kłopoty. Bardzo go to zaniepokoiło. Pojechał sprawdzić adres, do którego wysyłał listy. Mieszkanie w Londynie. Okazało się że od roku nie pokazała się tam. To wzbudziło w nim strach. Wszelkie próby odnalezienia jej nie przyniosły skutków. Nie zamierzał się poddawać, aż do momentu znalezienia jej, ale przez mijany czas zaczął powoli akceptować to że stracił kolejną ważną dla niego osobę. Jej niespodziewane pojawienie się bardzo go poruszyło. Dosłownie ulżyło mu na sercu, że widzi ją żywą.

— Też się cieszę że cię widzę. — uśmiechnęła się radośnie Ethel. — Tylko się nie rozpłacz. — powiedziała droczącym tonem, na co Chris pokręcił pobłażliwie głową na boki.

— Nadal jesteś dokuczliwa. — stwierdził z lekkim uśmiechem. Ethel wzruszyła ramionami i posłała mu niewinny uśmieszek.

— Pewne rzeczy się nie zmieniają.

— Jak w ogóle weszłaś do mojego domu? — zapytał Chris, zmieniając temat. Ethel podeszła do półki i wyjęła z niej szklankę. Nie śpiesząc się wróciła do wysepki i nalała sobie mleka. Upiła łyk, po czym spojrzała na brata opierając się bokiem o blat.

— Jestem zaradna. Nie było cię, a mi się nie chciało czekać. Jakby co zajęłam garaż. Twój suv musi stać na zewnątrz.

— Poważnie?

— No co? — wzruszyła ramionami i upiła łyk mleka. — Mój samochód jest droższy. Jako gość, mam przywileje.

— Nie powiedziałbym.

— Nie grymaś. Napijmy się czegoś i powspominajmy dobre czasy. — odstawiła pustą już szklankę do zlewu. Wzięła dwie inne szklanki oraz wyjęła z dolnej półki butelkę whisky. Pod nieobecność brata zdążyła się zadomowić.

— Widzę że się rozgościłaś.

— Owszem. Zajęłam pokój i rozpakowałam się. — przeszła do salonu. Postawiła szklanki na stoliku i nalała do nich alkoholu. Odstawiła butelkę, po czym rozsiadła się wygodnie na kanapie. Chris zdjął kurtkę i rzucił ją na oparcie kanapy, na której po chwili usiadł. Sięgnął po szklankę. Ethel uniosła swoją aby stuknąć nią o szklankę brata, po czym oboje upili łyk whisky. — Musiałeś być zajęty, skoro tak późno wróciłeś. — stwierdziła Ethel. Dochodziła powoli północ.

— Miałem ważną sprawę.

— Atak dzikiego zwierzęcia? — upiła mały łyk alkoholu. Chris spojrzał na nią marszcząc brwi.

— Skąd o tym wiesz?

— Złapałam gumę. Akurat wtedy przejechały trzy radiowozy na sygnale. Jeden zatrzymał się. Policjant powiedział że okolica jest niebezpieczna, bo doszło do ataku zwierzęcia. Zabawny zbieg okoliczności. Ledwo przyjechałam, a już coś się stało. Ale z plotek o tym mieście, to już chyba normalność. W Beacon Hills zawsze się coś dzieje.

Chris upił solidny łyk alkoholu. Ethel miała racje. To miasto wydawało się być przeklęte. Szeryf Stilinski wezwał go, Scott'a oraz Derek'a, który akurat był w mieście. Widok jaki zastał na tamtej farmie, był czymś czego od dawna nie widział. W Beacon Hills pojawiały się różne potwory czy inne nadprzyrodzone istoty, ale czegoś takiego nie robiły. Tamten mężczyzna był prawie rozszarpany na strzępy. Jego górna część ciała została prawie oderwała od dolnej. Widać było jego kręgosłup. Coś takiego mogła zrobić tylko potwór bez jakichkolwiek pohamowań oraz kierujący się czystą chęcią mordu. Wyglądało to jakby ta istota zabiła tego człowieka dla przyjemności. Choć brakowało dwóch organów, co sugerowało że potwór chciał się również posilić.

— Jak to wyglądało? — odezwała się Ethel, po dłuższej ciszy. Wiedziała że brat odpłynął myślami do zapewne krwawego widoku, który zastał na miejscu zbrodni. Blondynka spojrzała na dno szklanki. Atmosfera zrobiła się ponura, co nie było przyjemne dla niej. Nie lubiła smętności.

— Wolałabyś nie wiedzieć.

— Czyli aż tak źle. — stwierdziła lekko się krzywiąc. Teraz ona upiła duży łyk. Zakaszlała gdy większa ilość alkoholu podrażniła jej gardło. Lubiła czystą whisky, głównie dla upajającego działania, ale nie koniecznie dla smaku, a przynajmniej ta whisky jej nie podeszła. — Znałeś tą osobę bądź osoby?

— Nie. To był młody mężczyzna, tylko tędy przejeżdżał. Miał całe życie przed sobą.

Ethel skrzywiła się. Nie lubiła takich rozmów. Było jej żal tego człowieka, ale to jej nie dotyczyło. Ktoś inny będzie cierpieć, nie ona, nie tym razem. Blondynka chwyciła za butelkę, po czym nalała kolejną porcję alkoholu bratu, a później sobie.

Ethel wyciągnęła przed siebie szklankę aby zderzyć ją z szklanką brata, ale Chris nie zrobił tego co ona. Miał poważny wyraz twarzy gdy na nią patrzył, przez co blondynka poczuła się nieswojo. Opuściła szklankę widząc ze brat nie zamierza wznieść z nią toastu. Uśmiechnęła się nerwowo.

— Ta mina zawsze mnie niepokoiła.

— Ofiara miała przebitą oponę, przez co był zmuszony zatrzymać się na poboczu drogi w środku lasu. Nie było tam zasięgu. Uciekł aż do jednej z farm, które się tam znajdują. Przebiegł prawie kilometr od miejsca gdzie porzucił samochód. To były łowy. Ten potwór się nim bawił.

— Okej. — powiedziała zmieszana Ethel. — Chcesz mnie nastraszyć czy w zawiły sposób dążysz do tego aby mi powiedzieć, że mogłam skończyć jak on? — nie potrzebowała odpowiedzi. Znaczący wzrok jej brata mówił wszystko. Ethel wydała z siebie ciche "oh", po czym upiła duży łyk alkoholu.

— Co przebiło twoją oponę?

— Nie wiem. Niczego podejrzanego nie widziałam.

— Ktoś ci pomógł?

Miała jedynie sekundę na odpowiedź. Sekundę na podjęcie decyzji. Nie mogła pokazać zawahania, ani tym bardziej zmieszania czy zaskoczenia jego pytaniem. Idealne kłamstwo. Idealne zagranie mimiką twarzy. Idealne przekierowanie toru rozmowy na swoją korzyść. To chyba była jedna rzecz, za którą była wdzięczna że odziedziczyła po ojcu.

— Nie. Musiałam sama ją zmienić, bo jak na złość nie miałam zasięgu w telefonie. Prawie złamałam przy tym paznokieć. — powiedziała z nutą zirytowania. Uniosła dłoń aby pokazać mu trochę pęknięty paznokieć u prawej dłoni. Po chwili opuściła dłoń. Akurat dobrze się złożyło, że włamując się do domu brata, uszkodziła sobie paznokieć. Czemu skłamała? Sama nie była pewna, po prostu to zrobiła.

Chris przyglądał się jej przez chwilę w milczeniu. Ethel bez trudu zniosła jego wzrok. Nie drgnęła jej nawet powieka z zdenerwowania.

Niewinna w oczach starszego brata. Właśnie w taki sposób zawsze ją widział. Jak delikatną porcelanową laleczkę w potrzebie. Nie dostrzegał jej znacznie twardszej natury. Była jego młodszą siostrą. Takie oczko w głowie, zaraz po Allison. Miał trzynaście lat gdy pierwszy raz zobaczył Ethel. Urodziła się w siódmym miesiącu ciąży. Jako wcześniak, jej życie było zagrożone. Oglądał ją przez szkło. Taka maleńka i bezbronna. Już wtedy obiecał sobie że będzie ją chronić. Starał się dotrzymać słowa, ale niestety życie było znacznie bardziej skomplikowane. Szczególnie przez ich ojca.

— Może coś widziałaś? Cokolwiek.

— Nie. Niestety. Nie masz poszlak?

— Na razie nie.

— Zrobiło się ponuro. Porozmawiajmy o czymś innym.

— Zgoda, ale najpierw powiedź gdzie zniknęłaś? Vici mówiła że od roku nie pojawiłaś się w Londynie.

Ethel spodziewała się tego pytania. Dzieliła mieszkanie w Londynie z Vici, jej współlokatorką oraz przyjaciółką w jednym. Przygotowała wyjaśnienia. Odtwarzała je wiele razy w głowie. Jej życie wywróciło się do góry nogami. Wszystko się zmieniło. Jednak nie była chętna wciągać w to brata. Nie potrzebowała współczucia, słów pocieszenia czy litości, ani żadnych obietnic że jakoś sobie poradzą.

— To przez pracę. — była archeologiem. Praca jej marzeń, szczególnie z powodu jej miłości do Indiana Jonesa, którego po dziś dzień uwielbiała. Od dziecka ubóstwiała filmy z jego udziałem. Był jej pierwszym zauroczeniem, a przede wszystkim mentorem. Częściowo z tego wyrosła, ale nadal ta fikcyjna postać miała swoje miejsce w jej sercu. Dzięki niemu jakoś przeżyła swoje dzieciństwo. Losy Jonesa pomogły jej przejść traumy, które zawdzięcza swojemu ojcu. — Byliśmy w Tanzanii. Kolejne wykopaliska. Proste zadanie. Napadli nas gdy pracowaliśmy przy wykopaliskach. Chcieli tylko pieniędzy. Jak dla mnie to był kiepski pomysł. Kto normalny myśli że archeolodzy mają przy sobie duże sumy pieniędzy? — zapytała drwiąco. Tylko idioci, dodała w myślach. Spoważniała. — Koen się sprzeciwił. — wzmianka o nim, przywołała ból. Ethel utkwiła wzrok w dnie szklanki. — Doszło do szarpaniny. Tamci spanikowali. Koen został ciężko ranny. Zanim dotarliśmy do szpitala, wykrwawił się. Zawsze są z nami ochroniarze, ale czasami nie są wstanie zapewnić nam stuprocentowej ochrony.

— Przykro mi. — powiedział szczerze Chris. Nie sądził że praca archeologa może być tak niebezpieczna. Ethel nie narzekała nigdy na to. Opowiadała o niezwykłych miejscach, które odwiedzali. Na prawdę kochała tą pracę. Było mu żal siostry. Z Koen'em pracowała kilka lat. Przyjaźnili się, ta strata z pewnością była dla niej bolesna.

— Po tym musiałam się odciąć od wszystkiego. Wiem że powinnam była coś napisać.

— W porządku. Nie musisz się tłumaczyć.

— Skoro odpowiedziałam na twoje pytanie, możemy porozmawiać o czymś mniej dołującym?

— Jasne.

— Zacznijmy od tego. — wskazała na lekko poszarzałą kilkucentymetrową brodę Chris'a. — Co to jest? Zaczynasz przypominać małpę. Nie! O boże, mój brat przemienia się w wilkołaka. — pisnęła dramatycznie.

Chris pokręcił głową na boki, ale na jego twarzy zagościł lekki uśmiech rozbawienia.

— Mówię poważnie. Zrób coś z tym albo w nocy przyjdę i cię ogolę. I te cichu? — machnęła ręką rozczarowana stanem wyglądu brata. Szara rozciągnięta koszulka, jeansy jak sprzed dwudziestu lat, nie mówiąc już o butach, które wyglądają jakby miały się za chwilę rozpaść.

— Co jest z nimi nie tak? — spojrzał na swój ubiór nie rozumiejąc co Ethel miała na myśli. Były wygodne i praktyczne.

— Udam że tego nie słyszałam. Dobrze że przyjechałam, bo widzę że nie jest z tobą najlepiej. — powiedziała poważnie, ale po chwili roześmiała się. Oczywiście to co powiedziała było szczerze, bo Chris'owi przydałby się fryzjer i odświeżenie garderoby.

— Tęskniłem za tobą.

— Ja za tobą też braciszku.

Posiedzieli jeszcze godzinę. Tematów do rozmów nie brakowało, a whisky szła jak woda, ale trzeba było w końcu iść spać. Jutro też był dzień i mogli go przeznaczyć na dalsze wspominki oraz rozmowy.

Ethel stała nad umywalką w łazience, która była połączona z wybranym przez nią pokojem. Patrzyła na przezroczystą fiolkę z białą nakrętką. Nie miała etykiety i do połowy była wypełniona podłużnymi tabletkami.

— Mam to pod kontrolą. — szepnęła sama do siebie. Jej codzienna mantra.

Wysypała na dłoń trzy podłużne białe tabletki. Krótką chwilę przyglądała się im, jakby liczyła że te maleństwa na prawdę jej pomogą. Połknęła je. Nie potrzebowała do tego nic do popicia. Przez prawie rok łykania tego świństwa nauczyła się nie używać żadnego płynu. Była zmuszona do tego, bo nie zawsze miała pod ręką coś do popicia, a nie wzięcie tabletek o czasie, mogło mieć bardzo poważne konsekwencje.

***********************

Jak podobał wam się rozdział?

Mam napisanych już kilka rozdziałów na zapas, wiec uznałam że zacznę wstawiać je dwa razy w tygodniu. Może że w poniedziałek i piątek. Jak myślicie? Pasują wam te dni czy wolelibyście inne?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro