❝𝐑𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł 𝐬𝐳𝐞𝐬𝐧𝐚𝐬𝐭𝐲❞

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

»»————- ⚜ ————-««

𝕂𝕣𝕫𝕪𝕨𝕒 𝕡𝕣𝕒𝕨𝕕𝕒

༺༻✧༺༻

Dzięki opisowi, który podał ghul oraz rysunkowi Lydii, mogli zidentyfikować potwora, który zaszył się w rezerwacie Beacon Hills.

Haite. Istota demoniczna pochodząca z wierzeń sprzed prawie tysiąca lat na dzisiejszych terenach Tanzanii. Historia tego potwora zaczęła się od bożka Raie. Istota o niezwykłych zdolnościach, która ukazała się plemionom w Tanzanii. Tubylcy byli w tamtym okresie najeżdżani przez wrogich najeźdźców. Raie obiecał im ochronne, w zamian za czczenie go jako boga i wzniesienie mu świątyń. Niestety Raie zwiódł tubylców pięknymi obietnicami. Z upływem czasu ukazał swoje prawdziwe oblicze. Demon z piekielnych czeluści. Tak został określony. Jego okrucieństwo nie miało końca, a gdy plemiona sprzeciwiły mu się uznając go za złego boga, swój gniew zaczął wyładowywać na nich. Nie byli świadomi że dzięki ich wierze w niego i składaniu mu zwierzęcych ofiar bardzo go wzmocnili. Raie był wstanie podarować swoim lojalnym wyznawcom dar, który później określono jako klątwę. Jego wierni mogli przemieniać się w demoniczne bestie. Nic nie mogło ich zabić. Zaczęła się wojna. Plemiona zebrały się w jedność aby stawić czoła Raie i jego wyznawcom. Kilku druidom udało się stworzyć ostrze zdolne zabić Raie. Wydarzyło się to w dniu koniunkcji planet. Jeden z dzielnych wojowników, Leereo, oddał życie aby zabić Raie. Wbił mu ostrze w serce, co uśmierciło go. Na cześć jego poświęcenia nazwano ostrze jego imieniem. Druidom udało się zdjąć klątwę z wyznawców Raie dzięki koniunkcji planet, która miała nietypowe właściwości. Niestety duża część zmarła podczas zdejmowania klątwy, a ci którzy to przeżyli obiecali zemstę. Plemiona zmuszone były zabić ocalałych ponieważ ich nienawiść była nieskończona. Moc którą dał im Raie zgubiła ich dusze. Zniszczono wszystkie świątynie, a przynajmniej tak myśleli. Legenda mówiła że Raie zdołał uchronić jedną z swoich świątyń, gdzie rzekomo po dziś dzień znajdował się przedmiot mający w sobie klątwę haite.

Podobno wszystkie haite zostały wtedy pokonane, a sztylet którym zabito Raie przepadł bez śladu. Ta historia stała się legendą. Miała być przestrogą dla ludzi aby nie ufali tym, którzy podają się za dobrego boga i składają słodkie obietnice. Czasami najpiękniejsza twarz skrywa największy mrok.

W bestiariuszu, który Ethel dała Chris'owi był dokładniejszy opis haite. Demoniczna bestia. Bestialskie i okrutne, rządne krwi i kierujące się pierwotnymi instynktami. Były to duże osobniki, które stając na tylnych łapach mierzyły ponad dwa metry. Miały szczupłą posturę, ale umięśnioną. Miały średniej długości pyski o szerokiej paszczy, szereg ostrych i długich zębisk, uszy krótkie i szpiczaste, duże lekko skośne ślepia o czarnych białkach i złocistych tęczówkach, łapy zakończone krótkimi szponami. Od góry głowy, wzdłuż kręgosłupa i aż po długi cienki ogon zakończony pazurem, miały wystające nieduże trójkątne kości. Ich skóra była sucha, lekko popękana i w odcieniu ciemnej szarości. Jedyną rzeczą jaka mogła ich zabić, było ostrze Leereo oraz inny osobnik tego samego gatunku. Popiół górski mógł ich osłabić i zatrzymać na jakiś czas, ale nie wyrządzał im większej krzywdy. Były wrażliwe na specjalne niskie ultra dźwięki. Toksyna żaby mors ranae podana dożylnie mogła powstrzymać przemianę i unieszkodliwić je na jakiś czas. Haitem nie mogła stać się inna nadprzyrodzona istota. Jedynie na ludzi mogła zostać nałożona klątwa. Dana osoba mogła być tego nieświadoma i mogła nie zdawać sobie sprawy że przemienia się w haite. To stworzenie dosłownie ukrywało się w danym człowieku, który jeśli się nie przemieni, to był tylko człowiekiem i nie dział na niego wtedy popiół górski, a inne nadprzyrodzone istoty nie były wstanie wyczuć czy człowiek ma w sobie haite. Nie ma wtedy żadnych niezwykłych zdolności, ich rany nie goją się szybko, ich zmysły są normalne. Jednak osoba przeklęta nie może umrzeć. Jeśli zostanie śmiertelnie ranna, od razu przemienia się w haite, który uzdrawia swojego właściciela. Dana osoba ma dwa wcielenie, ludzkie i nadprzyrodzone, które nawet pachną inaczej. Jeśli osoba podda się klątwie, dosłownie przyjmie ją z otwartymi rękoma, to wtedy może zapanować nad swoim haite. Będzie mógł zmieniać się kiedy chce i wykorzystywać zdolności tego stworzenia nawet będąc człowiekiem, wtedy dochodzi do tylko częściowej zmiany. Jak na przykład wysunięcie szponów, przy którym towarzyszy pojawienie się czarnych żyłek na ciele.

Wiadomość że w Beacon Hills pojawiła się tak bardzo niebezpieczna istota, bardzo ich zaniepokoiło. Według informacji zawartych w bestiariuszu, haite nie dało się tak po prostu zabić czy powstrzymać. To bardzo komplikowało sprawę. Ostrze Leereo, które mogło zabić haite, było zaginione. Ethel wspomniała że gdy zbierała informacje w Tanzanii, starała się porozmawiać z najstarszymi rodami, które mogły coś wiedzieć. Wszyscy twierdzili że ostrze zaginęło i nie wiadomo co się z nim stało.

Musieli przedyskutować każdy element. Możliwe że osoba, która została przeklęta, była nieświadoma tego i nie wiedziała że przemienia się w demoniczną bestię. Tak czy siak nie mieli przedmiotu, który mógł go zabić, więc ta kwestia została szybko rozwiązana. Chcieli pomóc tej osobie. Znaleźć sposób jak bezpiecznie złapać haite i unieszkodliwić go aby przy tym nikt z nich nie zginął. To było trudne zadanie. Chris wziął na siebie stworzenie czegoś co w tym pomoże. Jego urządzenia z ultra dźwiękami, które sam skonstruował, były dobrą pomocą, ale potrzebowali czegoś lepszego, czegoś w rodzaju pułapki albo co unieszkodliwi haite na długo.

Jeden wieczór na omówienie tego, był niewystarczający. Przez zapewne kilka dni będą główkować nad dobrym i sensownym rozwiązaniem. Dlatego gdy zaczynało się robić późno, wszyscy rozeszli się do domów.

༺༻✧༺༻

Ethel niedbale rzuciła swoją kurtkę na kanapę w salonie. Od razu po powrocie do domu, skierowała się do kuchni, gdzie w szafce Chris trzymał alkohol.

— Tobie też nalać?! — wykrzyknęła otwierając szafkę aby wziąć szklanki, a później butelkę whisky. 

Chris wszedł do salonu. Spotkanie było bardzo długie i męczące, ale musiał porozmawiać o pewnych kwestiach z siostrą. Szczególnie o tym co ją łączyło z Peter'em. Starszy Hale dziwnie się zachowywał podczas rozmów. Niby nic nadzwyczajnego nie robił, rzucał komentarze, które głównie wszystkich irytowały i był bardziej utrapieniem niż pomocą dla nich. Jednak Chris zauważył że dziwnie patrzył na Ethel. Maleńkie gesty, które mogły zostać łatwo pominięte, ale czujnemu spojrzeniu Chris'a nic nie mogło umknąć. Dochodziła do tego jeszcze jedna ważna kwestia. Kłamstwo na którym przyłapał Ethel. Od Parrish'a dowiedział się że tamtego wieczora gdy została zabita pierwsza ofiara, na drodze spotkał Ethel w towarzystwie Peter'a. Ethel twierdziła że nikogo wtedy nie spotkała.

— Nie. — stanął przed wysepką kuchenną, za którą stała Ethel. Blondynka nalała sobie alkoholu do szklanki, po czym wypiła całą zawartość jednym haustem.

Ethel nalała sobie kolejną porcję. Kwestia haite wykończyła ją psychicznie. Miała ochotę się upić i pójść spać.

Blondynka wyczuła ciężkie spojrzenie brata. Spojrzała na niego. Miał poważny wyraz twarzy, a to zwiastowało złe wieści. Ethel od razu zaczęła zastanawiać się czy Chris zaczął się czegoś domyślać. Zawsze uważała go za bystrego i spostrzegawczego.

— No dalej, wyrzuć to z siebie. — oznajmiła. Czuła się nieprzyjemnie przez cisze między nimi i jego wzrok.

— Okłamałaś mnie.

W której kwestii, to zdanie cisnęło się jej na język, ale powstrzymała się przed powiedzeniem tego, bo inaczej wkopałaby się, że wiele razy go już okłamała.

— Niby w jakiej sprawie? — zapytała spokojnie i wzruszyła lekko przy tym ramionami. Nie stresowała się, choć zdawała sobie sprawę że ta rozmowa może zakończyć się nie najlepiej.

— Tamtego wieczoru gdy przyjechałaś do miasta, nie powiedziałaś że spotkałaś Peter'a. Co ty  robisz? Po co tutaj tak na prawdę przyjechałaś? Bo mam wrażenie że od samego początku kłamałaś. Nie poznaję cię. — dodał ostatnie zdanie ściszonym i smutnym tonem. Gdy teraz na nią patrzył, wydawała mu się obca, jakby wcale nie znał własnej siostry.

Ethel upiła łyk alkoholu. Spodziewała się takich pytań, jego rozczarowania i obaw że coś kombinuje. Była spokojna, choć jego słowa zakuły ją niczym szpilka wbita w serce.

— Szczerze? To nie wiem czemu. — miała tendencje do kłamania bez większego powodu. Okłamała wtedy Chris'a, bo po prostu mogła, bo nie chciała go niepokoić, bo dostrzegła szansę na poznanie ciekawej, ale niebezpiecznej osoby. Nie była pewna co zagórowało. — Po prostu to zrobiłam. Czasami nie rozumiem czemu tak ciężko jest mi być z kimś szczerą. Może nie chcę zawracać innym głowy, może nie chcę aby przejmowali się mną i moimi problemami, bo wierzę że sama wszystko rozwiąże. Zdaję sobie sprawę z tego że bywam toksyczna. Od małego uczyłam się oszukiwać, manipulować, wszystko po to aby przetrwać, aby osiągnąć swoje cele. — to była prawda. Być może była zepsuta, może była złą osobą. Upiła łyk alkoholu. Oparła się przedramionami o blat wysepki kuchennej. — Niestety nie jestem taka jak ty, nie jestem dobrą osobą. Co za rozczarowanie, nieprawdaż? — powiedziała z odrobiną goryczy. Spuściła wzrok na szklankę, którą trzymała w dłoni.

— Nie jesteś rozczarowaniem, ale proszę cię, bądź ze mną szczera. — powiedział łagodnie.

Jedna sekunda, jedna chwila, decyzja bez odwrotu. Uniosła wzrok aby spojrzeć na brata, a wtedy wiedziała że nie może być z nim szczera. Miała swój plan i nie chciała nikogo w to wciągać. Mogła jedynie powiedzieć Chris'owi część prawdy.

— Naciągnęłam historyjkę o tym że mnie i moją ekipę napadli złodzieje. Robiłam wtedy z Koen'em coś nielegalnego. Poszukiwania zaginionej świątyni na własną rękę. Do pomocy wzięliśmy trzech najemników. Oszukali nas. Postrzelili Koen'a i ukradli cały łup, który znaleźliśmy. Ja przeżyłam, ale on nie. Załamałam się, a później zapragnęłam zemsty. To mnie zmieniło. Ostatni rok był koszmarem na jawie. Moje traumy z dzieciństwa wróciły z zdwojoną siłą, zemściłam się na tamtych najemnikach, straciłam bliskiego przyjaciela. — to była przekrzywiona prawda, ale kierowała się prawdziwymi emocjami, które wtedy czuła. Oczy jej zaszkliły się od łez, ale żadnej nie uroniła. — Popełniłam wiele błędów, przestępstw, pracowałam na czarno, zabiłam kilka osób. Mam krew na rękach. Taka jest prawda. Jestem morderczynią. Nie jestem dumna z wielu rzeczy, ale nie mam wyrzutów sumienia. Gdybym mogła zmieniłabym pewne swoje wybory, ale to nie możliwe, dlatego ruszyłam dalej i nie oglądam się za siebie.

Ethel zrobiła chwilową pauzę, upiła łyk alkoholu, westchnęła cicho.

— Zapytałeś po co przyjechałam do Beacon Hills. Dla ciebie, ale i dla siebie. Żeby zmienić otoczenie, uporządkować chaos w moim życiu, zastanowić się nad pewnymi kwestiami. Nie przyjechałam tutaj z złymi zamiarami. Nie by kogoś zranić, nie by kogoś wykorzystać czy oszukać. Spotkanie z Peter'em było czystym przypadkiem. Polubiłam go, zaczęłam się z nim spotykać nie wiedząc kim na prawdę był. Poznanie prawdy jednak nie zmieniło mojego zdania. Nadal go lubię. I niczego z nim nie kombinuje. Żadnych manipulacji, ani krętactw. — upiła łyk alkoholu. — Masz jeszcze jakieś pytania albo zarzuty? Śmiało, nie mogę doczekać się aby dowiedzieć się że mój brat w ogóle mi nie ufa.

Chris milczał przez dłuższą chwilę. Podszedł do szafki i wyjął szklankę, po czym nalał sobie alkoholu. Upił duży łyk. Zerknął na Ethel, która w ciszy popijała alkohol.

— To nie tak że ci nie ufam. — odezwał się Chris. Był zaskoczony wyznaniem Ethel. Nie sądził że jego siostra ma tyle na sumieniu. Wtedy zdał sobie sprawę że wcale tak dobrze jej nie znał, nigdy jej nie znał. Większość życia spędzili oddzielnie, pisali do siebie głównie listy, ale w taki sposób nie było można poznać kogoś na wskroś. Dopiero teraz zrozumiał że Ethel była dorosłą kobietą z własną historią, której tak na prawdę nie był częścią. To nie do niego przychodziła z problemami, to nie jego prosiła o rady, to nie z nim popełniała błędy, to nie on jej pomagał. Robiły to inne osoby, których większości nigdy nawet nie poznał osobiście. Byli związani krwią, ale to nie oznaczało że byli sobie bliscy. — Chyba dopiero zdałem sobie sprawę, że nie wiele nas łączy. Słabo się znamy.

To była smutna prawda.

— A chcesz mnie poznać? Tylko ostrzegam, to może być niezły rollercoaster. — powiedziała drugie zdanie żartobliwym tonem.

— Nie boję się. — uśmiechnął się lekko, na co Ethel uśmiechnęła się szeroko.

Blondynka uniosła szklankę aby stuknąć nią o szklankę brata. Oboje upili łyk alkoholu.

Ethel była pewna że ta rozmowa skończy się gorzej. Może w końcu będzie mogła być bardziej szczera w stosunku do brata. Była gotowa powiedzieć mu prawie wszystko, za wyjątkiem jednej rzeczy, jednego dnia, który zmienił całe jej życie. Był jednym z głównych powodów, dla których przyjechała do Beacon Hills. Jednak wolała to zachować w tajemnicy, bo uważała że tak będzie lepiej dla niej i dla innych. Może to był błąd, ale na razie nie dopuszczała tej myśli do swojej głowy.

Siedzieli na kanapie. Ethel miała okazję opowiedzieć o kilku swoich niebezpiecznych przygodach. Czasami ona i jej przyjaciel Koen, z którym nie tylko pracowała jako archeolog, ale również pracowali na czarno, dostawali różne zlecenia. Przeważnie było to zalezienie jakiś dziwnych przedmiotów, które niby miały niezwykłe właściwości, dla bogatych kolekcjonerów. Na jednej takiej akcji stoczyli walkę z wężowym bożkiem, którego serce mogło wyleczyć nawet nieuleczalne choroby. Ona i Koen zdołali zabić bożka i przekazać serce kupcowi, które nie do końca uleczyło chorobę. Kupiec gdy je zjadł przemienił się w wężową istotę i zaczął zabijać niewinnych. Jako że odpowiadali po części za tą sytuację, byli zmuszeni go zabić. Morał tej historii był taki, że nie zawsze powinno się próbować walczyć z prawami natury. Śmierć przychodzi do każdego, dlatego nie powinno się jej unikać za wszelką cenę.

Ethel roześmiała się rozbawiona z miny Chris'a, gdy powiedziała mu że ten wężowy bożek był nagi, a jego męskie przyrodzenie było ciągle na widoku gdy z nim walczyli, więc musieli uważać nie tylko na ogon, ale na coś równie długiego. Chris upił solidny łuk alkoholu.

Blondynka uśmiechnęła się. Miło było opowiedzieć coś o sobie. Jej przyjaciele znali już każdą historię, więc nie mogła ich niczym nowym zaskoczyć.

— Przygody jak w Indiana Jones, co nie? — szurnęła brata łokciem w ramie.

— Ale takie w wersji dla dorosłych. — stwierdził Chris, na co Ethel zachichotała. Miło było się z nią pośmiać i posłuchać co robiła w życiu, ale była jeszcze jedna kwestia, której nie przedyskutowali. Peter Hale. 

Chris trochę spoważniał, co Ethel od razu zauważyła.

— Powiedziałaś że lubisz Peter'a... — zerknął na siostrę. Czuł się niezręcznie mówiąc o tym, ale musiał z nią o tym porozmawiać.

— Zanim zaczniesz mówić o tym jakim jest potworem i że powinnam trzymać się od niego z dala. To uprzedzę, że nie cokolwiek powiesz nie zmieni mojego zdania. Sama o sobie decyduję.

— Potrafisz być okropnie uparta. — pokręcił głową na boki. Spodziewał się że cokolwiek powie, to Ethel sama podejmie decyzje. Wiedziała co Peter zrobił, co miał na sumieniu i jaki był. Chris obawiał się, że jego siostra zostanie zraniona. Zasłużyła na kogoś lepszego niż Hale.

— Taka już jestem. — uśmiechnęła się niewinnie. — Nie musisz się o mnie martwić.

— Ale na prawdę on? — zapytał nie mogąc uwierzyć czemu akurat musiał to być Peter. Ethel wzruszyła lekko ramionami. — To co zrobił...

— Wiem. Nie pochwalam jego czynów, ale rozumiem go. — powiedziała szczerze. Chris spojrzał na nią zaskoczony. — Nie dziw się tak. Gdyby ktoś mi spalił większość rodziny i spędziłabym lata w śpiączce, też pewnie był oszalała i chciała zemsty. W waszych oczach zawsze będzie zły, ale na prawdę ani przez chwilę nie spróbowaliście go zrozumieć? Te jego późniejsze czyny, zdrada i próba odebrania Scott'owi mocy, to wiadomo czegoś takiego nie da się tak po prostu wybaczyć. Ale chyba przez ostatnie lata, nie dał wam powodów do znienawidzenia go?

— Wcale go nie nienawidzę. Scott też nie, nawet pozostali zaakceptowali to co się stało. Ruszyli dalej. To Peter nie próbował niczego zmienić. Cały czas udaje że nic się nie stało, a nigdy szczerze nie przeprosił. 

Słowa Chris'a, dały Ethel do myślenia. Peter powiedział swoją perspektywę, ale moneta zawsze ma dwie strony.

Ethel upiła łyk alkoholu, a jej myśli zaczęły krążyć wokół Peter'a.

********************************

Jak podobał wam się rozdział?

 ;D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro