Rozdział 14 - "Kolorowy miesiąc kłamstw cz.I"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jak mówiłam ostatnio, rozdział w poniedziałek!
Miłego czytania!
(Rozdział nie sprawdzony)
Btw, będę wdzięczna za komentarze


Wszyscy staliśmy w osłupieniu. Każdy z nas myślał, że ona zginęła tamtego wieczora, a tymczasem coś takiego. Pojawiła się na naszym ślubie, a przy tym całkowicie nie wyglądała jak wcześniej.

Nadal miała białe włosy i srebrne oczy, jednak jej skóra przypominała taką, jakby była popękana. Dodatkowo przez jej lewę oko przechodziło duże pęknięcie, z którego wylewała się czarna maź – prawdopodobnie krew. Powieki przybierały ciemny, fioletowo szary kolor, co sprawiało, że nie przypominała zdrowej osoby. Na jej skórze dało się zauważyć mocno zaznaczone żyły. Usta przybierały szarawą barwę, jakby całkowicie straciły swój naturalny kolor. Cera była prawie biała.

Kątem oka dostrzegłam, jak kilkoro łowców – w tym także ojciec Gavina – sięgnęło pod marynarki, bądź do torebek, by wyjąć swoją broń. Zatrzymali się jednak nagle, kiedy Rochelle pstryknęła palcami. Dosłownie cały świat momentalnie stanął w miejscu.

— Niespodzianka, Bell... — Uśmiechnęła się złowieszczo.

— Magia czasu... — Rozejrzałam się dookoła, po czym na nią, będąc przy tym wyraźnie zaniepokojona. — Rochelle, przestań! Cały świat na tym ucierpi, jeśli tak po prostu zatrzymasz czas! Wiesz o tym doskonale! Magia czasu jest zakazana! — Krzyknęłam na nią, jednak ona jedynie się zaśmiała.

— A mnie to ma obchodzić, bo? — Założyła ręce za plecami i ruszyła powolnym krokiem w moim kierunku. — Zapomniałaś? Jestem Wdową. — Odezwała się z wyraźnie dobrym humorem. — Mnie zasady co najwyżej mogą cmoknąć. — Weszła na podwyższenie i stanęła przede mną. — Muszę ci podziękować. — Jej lewe białko przy oku nagle stało się czarne, co sprawiało, że jeszcze bardziej przerażała wyglądem.

— Za co niby? — Spytałam, na co zaczęła chodzić dookoła mnie i Gavina, którego chwilowo zablokowała.

— A jak myślisz? To chyba oczywiste. — Podeszła do Nikki i przejechała delikatnie paznokciem po jej policzku. — To chyba jasne, że to podziękowanie jest za moc, którą mi oddałaś. Początkowo chciałam ją zabrać twojej matce, ale ty się okazałaś dużo silniejsza, niż się tego początkowo spodziewałam. — Ruszyła do Ryana, któremu się dokładnie przyjrzała.

Pogłaskała jego policzek, a następnie zjechała na brodę, na której przetarła delikatnie jego wymodelowany zarost. Wydała się smutna, jednak już kilka sekund później na jej twarzy znalazł się szeroki uśmiech.

— Rochelle, przestać. Masz moc, czego więcej chcesz? — Zapytałam zdenerwowana, na co się głośno roześmiała.

— A to nie oczywiste? — Znowu do mnie podeszła i stanęła naprzeciwko. — Chcę zemsty za to, co mi zrobiłaś. To przez ciebie wyglądam w taki, a nie inny sposób, więc cóż. Zarówno zyskałam, jak i straciłam wszystko, dlatego... — Zacięła się, spoglądając przy tym na Gavina, który nagle się ruszył.

Tak samo jak wszyscy z naszej rodziny i przyjaciół. Ryan, Bryce i ojciec Gavina celowali do Rochelle z pistoletów, moja matka już miała w dłoniach magiczne zaklęcie, tak samo jak kilka innych wiedźm, które znałam i zaprosiłam na wesele. Kątem oka widziałam też, jak Harry trzymał Valentinę za nadgarstek – jej oczy się mieniły na żółto, a zęby, konkretniej kły nieco bardziej wyrastały nad resztę. Sam Gavin natomiast mnie od niej nieco odsunął i zasłonił własnym ciałem.

— No masz, a jeszcze chciałam z tobą pogadać. —Opuściła wzrok i powoli zaczęła się cofać.

— Masz pecha, bo nie będziesz z nią gadać. — Warknął cicho chłopak, za którym stałam.

— No cóż, moja zemsta i tak jeszcze trochę poczeka... — Zacięła się, kiedy moja matka strzeliła w jej ramię ogniem piekielnym.

Jęknęła z bólu i złapała się za rękę.

— Gadaj czego chcesz! — Wrzasnęła, na co ta się zaśmiała, by w kolejnej chwili zamienić się w dym, który objął cały obiekt.

— Do zobaczenia niedługo, Bell. Trochę czasu minie, zanim się znowu spotkamy, bo obiekt, na którym zamierzam dokonać zemsty, musi się najpierw pojawić na tym świecie. Zemszczę się na tobie w taki sposób, że nie pozbierasz się ani fizycznie, ani psychicznie. — Dym ruszył w moim i Gavina kierunku.

Objął mnie, starając się zakryć moją osobę. Wszyscy inni zamknęli oczy. W tym miejscu nagle wzmógł się wiatr, a przez to nikt praktycznie nie widział na oczy. Po chwili każdy z nas się rozejrzał. Gavin powoli się ode mnie odsunął, po czym dokładnie mi się przyjrzał.

— Nic mi nie jest. — Powiedziałam od razu, na co kiwnął głową i zwrócił się do reszty, która podeszła nieco bliżej.

— Musimy wznowić czas, ale wszyscy wpadną w panikę. — Zauważył Ryan.

— Już my mamy na to sposób. — Odezwała się moja matka, a przy tym spojrzała na kilka innych wiedźm.

Między innymi Panią North i swoją przyjaciółkę – Evanorę. Kiwnęły porozumiewawczo głowami, po czym moja matka coś do nich szepnęła. Stanęły obok siebie i wyciągnęły dłonie w kierunku gości. Wzięły głębsze wdechy, a ich oczy niemal natychmiast zaczęły się mienić.

Zapomnijcie wszystko, co wydarzyło się w tym miejscu. Ślub został momentalnie przerwany przez alarm samochodowy osoby, spoza listy gości. Nic się nie stało, wszystko będzie dalej kontynuowane. Nie macie bladego pojęcia o tym, co się stało tu przed kilkoma chwilami. Zapomnijcie! — Wypowiedziały zaklęcie jednocześnie, po czym opuściły dłonie.

Moja matka zrobiła to jeszcze z Nikki i mężczyzną dającym nam ślub.

— Niech wszyscy wracają na swoje miejsca. Nikt nic nie będzie pamiętał, więc pewnie wszyscy zaczną się rozglądać. Zachowujcie się tak, jakby nic się nie stało, potem to wszystko omówimy, bo chwilowo czas został już i tak na zbyt długo zatrzymany. — Powiedziała moja mama, a wszyscy wykonaliśmy od razu, co kazała.

Stanęłam z Gavinam naprzeciwko siebie i złapaliśmy się za ręce, tak jak wcześniej. Spojrzeliśmy na siebie zaniepokojeni słowami Rochelle, jednak chłopak, chcąc dodać mi otuchy, nieco czulej pogłaskał wierzch mojej dłonie, na której znajdowała się już srebrna obrączka. Odcisnęłam usta, po czym odetchnęłam szybko i nieco wymusiłam uśmiech. W tym momencie doszedł mnie dźwięk pstryknięcia palcami. Czas znowu zaczął przyśpieszać, jakby przewijano taśmę. Wszyscy się zaczęli ruszać, dlatego wraz z Gavinem zwróciłam swój wzrok na duchownego.

Odchrząknął, po czym wziął głębszy wdech.

— Więc jeszcze raz. — Powiedział. — Ogłaszam was mężem i żoną. — Spojrzał na Gavina. — Możesz pocałować żonę. — Uśmiechnął się lekko.

Chłopak od razu zabrał dłonie, by w kolejnej chwili objąć moją twarz i przycisnąć swoje usta do moich. Wszyscy w obiekcie zaczęli od razu bić brawo, choć nie zdawali sobie sprawy z tego, że jeszcze kilka minut temu znajdował się nasz nowy wróg numer jeden, którego za wszelaką cenę musieliśmy zatrzymać.

***

Po dobrych kilku godzinach znaleźliśmy się w domu, a wraz z nami najbliższe nam osoby – mama, tata, Gray, ojciec Gavina, Harry wraz z Valentiną, Ryan, Bryce i Gwen, Jimmie, Pani North i Evanora. Wszyscy musieliśmy omówić, co się stało w trakcie wesela.

— Jakim sposobem Rochelle przeżyła wchłonięcie takiej mocy? Nikt poza tobą, Bella, nie byłby w stanie nad nią panować. — Zauważył Harry, na co pokręciłam głową.

— Nie wiem, ale jakimś cudem jej się to udało i teraz mam jej zemstę na karku. — Założyłam ręce na piersi.

— Rochelle była wiedźmą z limitem, nie mogła przyjmować mocy do źródła, więc musiała znać inny sposób na to, żeby ją przejąć i jakoś przeżyć. — Odezwał się Gavin.

— To przypuszczenie miałoby prawo istnienia, ale haczyk jest taki, że nie ma innego sposobu, aby moc w nas istniała. Źródło energii, to serce wiedźmy, gdy obumiera, zostaje praktycznie słaby człowiek. Dlatego większość z wiedźm posiadających limit staje się Wdowami. One mają jakiś inny sposób na pobieranie energii i używanie swoich skorumpowanych czarów. — Powiedziała poddenerwowana Evanora.

— Magia Wdów nie wyniszcza źródeł energii u kobiet z limitem. — Wszyscy na mnie spojrzeli zaskoczeni. — Nie pobierają mocy ze źródeł, tylko ze wszystkiego, co jest dookoła. Z powietrza, z ziemi, z innych istot. — Wytłumaczyłam, a moja matka uważnie mi się przyglądała.

— Wytłumaczyła ci... — Przerwałam jej.

— Gdy z nią walczyłam. Nazwała to „kradzieżą". — Dodałam.

— Czyli to dlatego nigdy nie udało nam się znaleźć ich miejsca kryjówki. Energia naturalna, a taka produkowana przez źródła jest całkowicie inna i inaczej trzeba podchodzić do jej poszukiwania. — Odezwała się Pani North.

Zauważyłam, że Gavin zmarszczył brwi.

— Musimy znaleźć jakiś sposób na to, żeby... — Ktoś mu przerwał.

— Wy jedziecie na miesiąc miodowy, a my zajmiemy się tym problemem. — Odezwał się mój ojciec, dlatego spojrzałam na Gavina.

Oboje byliśmy zdenerwowani tym, co się wydarzyło w czasie wesela, a przez to nie umieliśmy się skupić na niczym innym. Chcieliśmy brać w tym udział, ale wszyscy powiedzieli tylko tyle, że mamy się zająć samymi sobą.

— Za dwie godziny macie samolot, dlatego musicie się ogarnąć. — Zauważył Bryce, dlatego odetchnęłam.

— Idę się przebrać. — Powiedziałam cicho, na co każdy kiwnął głową.

Już w kolejnej chwili wchodziłam po schodach.

Gavin

Już miałem ruszać za Bellą, kiedy to mój ojciec złapał mnie pod ramię. Spojrzałem na niego zaskoczony, tak samo jak wszyscy. Zatrzymałem się, nie rozumiejąc o co chodzi i stanąłem obok niego.

— Łowcy w czasie swojego przygotowania do tej roli przechodzą przez naukę zachowania nerwów na wodzy, dlatego będziemy cię informować Gavin. Belli masz w to nie mieszać, bo chwilowo jest, za przeproszeniem, „najsłabszym ogniwem". — Powiedział, a każdy uświadomił sobie, że miał rację. — Nie możemy jej pakować w to wszystko, nawet jeśli to dotyczy jej samej i Rochelle. — Każdy kiwnął głową, choć niektórzy nie byli pewni, czy to dobry plan. — Skontaktuję się ze wszystkimi siedzibami i dam im znać, że zagraża nam naprawdę potężna wiedźma...

Po chwili, kiedy wszyscy się rozeszli, zamknąłem drzwi i ruszyłem na piętro wyżej, gdzie słyszałem, jak w łazience leje się woda z prysznica. Bella musiała iść się wykąpać.

Nie chciałem mieć przed nią żadnych tajemnic, tym bardziej teraz, kiedy dosłownie kilka godzin temu staliśmy przed ołtarzem, ale też wolałem jej niczym nie denerwować. Po prosto będziemy musieli przetrwać ten czas, aż w końcu będzie po wszystkim. Tata miał rację, że chwilowo Bella jest najsłabszym ogniwem, bo bez magii była zwykłym człowiekiem, który drugiemu nie zrobiłby prawie nic.

Umiała się obronić, ale gdy przychodziło co do czego, obchodził ją strach. Nie tak jak kiedyś. Podczas swojej pierwszej walki z Rochelle, nie bała się kompletnie niczego, poza utratą nas lub pająków. Od tamtego momentu miałem też wrażenie, jakby się ona nieco zmieniła. Jakby była mniej poważna, niż wtedy. Umiała się wyluzować, jednak w głównej mierze nie dawała się wyprowadzić z równowagi.

Westchnąłem lekko, poluźniając przy tym swój krawat i wchodząc do garderoby, gdzie już widziałem wyjęte dwie walizki.

Bella musiała je przygotować, zanim poszła do łazienki.

Podszedłem do części szafy dziewczyny, żeby znaleźć jej strój kąpielowy i od razu wrzucić do walizki. Będziemy nad oceanem, a skoro ostatecznie nie powiedziałem jej, gdzie jedziemy, zapewne nie wiedziała co sobie przygotować.

— W stalkera się bawisz? — Usłyszałem od wejścia, dlatego zwróciłem swój wzrok w tamtym kierunku.

Bella stała tam zawinięta w ręcznik. Z jej włosów nadal kapała woda, która również nieco spływała po jej ramionach i szyi. Była lekko skrzywiona, czym zwróciła moją uwagę jeszcze bardziej.

— Wszystko dobrze? — Spytałem, widząc jej skonsternowaną minę.

— Musiałam pomyśleć. — Wytłumaczyła, a przy tym podeszła bliżej i usiadła na pufie. — Rochelle chcę się na mnie zemścić, ale powiedziała, że zemści się na mnie dopiero, gdy jakiś obiekt pojawi się na tym świecie...

Klęknąłem przed nią i złapałem jej dłonie.

— Gavin, co jeśli... — Przerwałem jej.

— Nie myśl o tym. — Poprosiłem, po czym pocałowałem wierzch jej rąk. — Wszystko się ułoży. Powstrzymamy Rochelle, zanim postanowi wpleść wykonanie swojego planu w życie... Spójrz na mnie, Bella... — Poprosiłem, unosząc jej podbródek, dzięki czemu ukazały mi się jej lekko szklące oczy. — Nie pozwolę, żeby Rochelle zbliżyła się do ciebie na chociażby krok. Tym razem to ja ciebie uchronię. — Obiecałem, na co się delikatnie uśmiechnęła. — Dobra, koniec ciężkich tematów. Teraz mi mów, gdzie masz strój kąpielowy. — Wyraźnie ją zaskoczyłem.

— Czyli nasz miesiąc miodowy będzie nad morzem? — Zapytała spokojnie, jednak na jej pytanie uśmiechnąłem się podejrzanie.

— W górach też strój kąpielowy może być przydatny, Bella. — Zauważyłem.

Widocznie się naburmuszyła, by następnie chwycić mój krawat w dłonie i nieco bardziej mnie do siebie przysunąć.

— Gadaj mi tu, gdzie my w końcu jedziemy? — Oparła się o moje czoło swoim.

— Nie powiem, bo to niespodzianka. — Napompowała swoje policzki, puszczając przy tym czarny materiał, a w kolejnej sekundzie uderzyć w moje ramiona.

— Gavin... — Odezwała się z wyraźną pretensją, założyła ręce na piersi i lekko się zgarbiła.

— Obiecuję, że ci się spodoba. — Powiedziałem, a następnie zbliżyłem się do niej i delikatnie ucałowałem jej usta.

— Jesteś okropny... — Zaśmiałem się z jej tonu.

— I tak mnie kochasz. Jakby było inaczej, to nie bylibyśmy mężem i żoną. — Zauważyłem, przesuwając palcami po jej łydkach i udach.

Odsunęła od siebie moje dłonie.

— Musimy dopakować kilka rzeczy. W tygodniu, jak cię nie było, bo byłeś na akcji z chłopakami, nie miałam co robić, to coś tam popakowałam. Ani ty, ani ja nie przepadamy za zimnym klimatem, więc strzelałam w ciemno, że będzie to jakieś ciepłe miejsce, dlatego bardziej takie ubrania popakowałam. — Wytłumaczyła, na co się szerzej uśmiechnąłem.

Jako że Bella zajęła się wcześniej większością, nie mieliśmy teraz zbyt dużo roboty. Przejrzałem wszystko, co dla mnie przygotowała. Kilka rzeczy wyjąłem, dodałem. Po jakimś czasie byliśmy już gotowi, dlatego zamówiłem taksówkę, która przyjechała jakiś czas później. Zapakowałem do niej walizki, kiedy Bella sprawdzała, czy na pewno wszystko zabraliśmy. Kilka naście minut później jechaliśmy już na Boston Logan International Airport, gdzie – o dziwo – szybko poszło nam oddanie bagażu i odprawa.

Problemy zaczęły się dopiero w samolocie, kiedy dostaliśmy informację, że lot zostanie nieco opóźniony przez warunki atmosferyczne – konkretniej mgłę. Odetchnąłem lekko, poprawiając się przy tym na swoim miejscu w pierwszej klasie, po czym spojrzałem na Bellę, która nieco zaniepokojona wyglądała za okno. Uśmiechnąłem się, a przy tym złapałem ją za rękę.

— Trochę poczekamy. — Zauważyłem. — Co się stało? — Spytałem, widząc jej rozglądanie się po całym luku.

— W życiu nie leciałam samolotem. — Wytłumaczyła, na co kiwnąłem głową ze zrozumieniem.

Prawdopodobnie używanie portali było szybsze, a przede wszystkim tańsze.

— Możesz się zdrzemnąć. Obudzę cię, jak będziemy wylatywać. — Pokręciła głową na moją propozycję.

Mimo tego położyła głowę na moim ramieniu i objęła moją rękę.

— Nie ma opcji, że tutaj zasnę. Niekomfortowo się tu czuję. — Powiedziała, na co się lekko zaśmiałem.

— Nie masz się co martwić. Samoloty to najbezpieczniejszy środek transportu. — Zauważyłem.

— Zdecydowanie za dużo National Geographic i „Katastrof w przestworzach". — Zaśmiałem się na jej słowa.

— Po co ty to oglądałaś? Tylko się nastraszyłaś. — Przesunęła pacami swojej dłoni po moim przedramieniu.

— Było ciekawe, to oglądałam. — Złapałem się za głowę, kiedy zamrugała kilkukrotnie oczami.

Roześmiała się cicho. Po chwili dałem jej całusa w czubek głowy, na co się szeroko uśmiechnęła. Siedzieliśmy tak przez jakiś czas, a w trakcie tego rozmawialiśmy o wszystkim. Oczywiście niejednokrotnie próbowała ze mnie wyciągnąć informację odnośnie miejsca, gdzie spędzimy następny miesiąc. Na wszystko odpowiadałem jej ogólnikami, żeby nie mogła się niczego domyślić.

Nim samolot nagle ruszył, minęło jakieś pół godziny. Bella się wyprostowała i złapała podłokietniki swojego fotela, jednak od razu ją uspokoiłem, a przynajmniej próbowałem. Z głośników oczywiście usłyszeliśmy, że za moment będziemy startować.

Dziewczyna obok mnie mocniej zacisnęła pas, po czym złapała mnie za rękę, gdy maszyna zaczęła przyśpieszać, by kilka sekund później powoli wznieść się ponad ziemię. Kilka chwil później byliśmy już w powietrzu, gdzie starałem się jakoś uspokoić Bellę. Zagadywałem ją, aby myślała o czymś innym.

Ostatecznie – pomimo swoich wcześniejszych słów – zasnęła, opierając się o moje ramię. Sam czułem, że jestem mocno zmęczony, dlatego poprawiłem się i podparłem swoją głowę o jej. Zamknąłem oczy i nie minęło dużo czasu, nim zasnąłem.

Zostałem obudzony przed samym lądowaniem przez stewardessę, której powiedziałem, że sam obudzę moją żonę. Nie umiałem uwierzyć, że się nią stała. Wątpiłem, że wezmę ślub przed trzydziestką, ale widać, że życie lubiło płatać figle. Do teraz pamiętam moment, kiedy poznałem Bellę.

Czekaj. Poprosiłem, łapiąc ją za rękę. Jak masz na imię? Zapytałem, czym ją wyraźnie zaskoczyłem, co było widać w jej oczach.

Ja... Zacięła się, dlatego puściłem jej rękę.

Może czuła się przez to zakłopotana i w sumie nie ona jedyna, bo mnie też trema zjadała. Nigdy nie widziałem chyba tak ładnej dziewczyny.

Ja jestem Gavin. Podrapałem się po głowie zakłopotany.

Pokiwała głową, po czym zrobiła dwa kroki do tyłu, jednocześnie biorąc głęboki wdech.

Isabelle, ale wszyscy mi mówią Bella. Ponownie mi machnęłam, po czym ruszyła do schodów, aby po chwili wyjść na chodnik przy ulicy.

Cały czas za nią patrzyłem, jak odchodziła, a w czasie tego włożyłem ręce do kieszeni. W pewnym momencie dostrzegłem, że się zatrzymała i spojrzała jeszcze w moim kierunku. Uśmiechnąłem się na jej mały gest. Po chwili odwróciłem się i ruszyłem w stronę Bryce'a i Ryana, którzy o czymś rozmawiali. W czasie tego jeszcze raz spojrzałem za siebie na dziewczynę, dzięki czemu spostrzegłem, że się lekko uśmiechnęła, po czym ruszyła przed siebie.

Nie wiedziałem, czy to przez „przeznaczenie" – o którym niegdyś mówiła – że to akurat ja ją wtedy złapałem. To dzięki tamtemu spotkaniu byliśmy razem. Od tamtego dnia wszystko się zaczęło. Zakochaliśmy się w sobie, a to zapoczątkowało wszelkie zmiany w naszym życiu codziennym. W moim funkcjonowaniu jako łowca, w jej jako wiedźma, w stowarzyszeniu jako zgromadzenie nienawidzące magiczne istoty. We wszystkim i we wszystkich zauważyłem zmianę na lepsze, a za tę metamorfozę nie będziemy w stanie się jej odwdzięczyć. Tylko ona mogła tego dokonać, a ja się cieszyłem, że to właśnie mi przypadło to szczęście, aby móc stać u jej boku i przysiąc jej miłość małżeńską.

Uniosłem prawą rękę, po czym położyłem ją Belli na policzku, który delikatnie pogłaskałem. Kolejno dałem jej całusa w czubek głowy.

— Wiem, że chcesz jeszcze pospać, ale za chwilę lądujemy. — Wyszeptałem, na co podniosła na mnie zaspane oczy.

— Już? — Zapytała, dlatego spojrzałem na telefon.

— Mamy przesiadkę do drugiego samolotu, który zabierze nas do celu. Lecieliśmy dwanaście godzin i cały lot przespaliśmy. — Zaśmiałem się, na co mi odpowiedziała tym samym.

— Ile jeszcze? — Zapytała, a ja szybko policzyłem.

— Około siedem godzin, może mniej. Może daleko, ale chyba warto. — Zmarszczyła lekko brwi.

— I tak nie wiem, gdzie lecimy. — Zauważyła.

— Zdradzę ci tyle. Lądujemy w Turcji. — Zamrugała kilkukrotnie.

— Jesteśmy prawie po drugiej stronie globu? — Kiwnąłem głową na jej pytanie.

Przesiadka w Turcji trwała kolejne pięć godzin, które postanowiliśmy jakoś wykorzystać, dlatego postanowiliśmy zwiedzić jakąś część miasta, aby szybciej nam zleciał czas. Potem kolejne siedem dyskutowaliśmy o rzeczach, które kupiła Bella, gdy udało nam się trafić na jakiś targ. Między innymi zakupiła wisiorek z kolorowych koralików i zapasowy strój kąpielowy, bo miała tylko jeden. Pomagałem jej w wyborze, dzięki czemu zobaczyłem, że nadal miała podwiązkę na nodze. Musiała ją nosić do nocy poślubnej, a nasza czekała do momentu, aż znajdziemy się w „hotelu". W samolocie obejrzeliśmy także jakiś film i robiliśmy to do momentu, aż usłyszeliśmy informację, że lądujemy.

Wychodząc z samolotu, dowiedziałem się, że była tu siedemnasta, a czekała nas jeszcze podróż do miejsca docelowego, gdzie musieliśmy dopłynąć łodzią, którą ostatecznie w końcu dotarliśmy na miejsce. Około dwudziestej pierwszej znaleźliśmy się w hotelu, gdzie od razu poszedłem do recepcji. Kobieta za ladą dała nam klucze, a przy tym powitała nas w tym zakątku świata, którym były Malediwy. Bella spojrzała na mnie nie dowierzając, kiedy tylko to usłyszała. Inna osoba z obsługi wzięła nasze bagaże, a ja objąłem dziewczynę ramieniem i poprowadziłem za mężczyzną.

— Podoba się? — Zapytałem, na co pokręciła głową, choć cały czas się szeroko uśmiechała.

— Bardzo, ale... — Zacięła się i lekko zaśmiała przez szok.

— Na miesiąc miodowy nie warto szczędzić, Bella. — Powiedziałem, a ona spojrzała na mnie z lekką chęcią mordu w oczach.

— Jesteś niemożliwy. — Odezwała się, zanim wsiadła do pojazdu, którym zawieziono nas pod odpowiedni domek.

Słońce zachodziło, co tylko potęgowało widoki, jakie mijaliśmy. Bella oczywiście się tym jeszcze bardziej zachwycała, czego dowodziło jej ciągłe rozglądanie się w każdym kierunku. W końcu się zatrzymaliśmy przy, pod którym dałem dziewczynie klucze. Spojrzała na mnie, a ja się szerzej uśmiechnąłem.

— Idź się rozejrzyj. Wezmę bagaże, żeby Pan z obsługi nie musiał się wracać na dwa razy. — Powiedziałem, a ona od razu ruszyła do drzwi.

Podziękowałem mężczyźnie, który nas tu podrzucił, po czym poszedłem poszukać dziewczyny, którą znalazłem w sypialni. Uśmiechnąłem się i oparłem o przesuwne drzwi, zakładając przy tym ręce na piersi.

— Wyszłam za wariata. — Odwróciła się w moim kierunku.

— Uznam to za komplement. — Podszedłem do niej i objąłem w talii. — Jesteś zmęczona? — Pokręciła głową i zagryzła dolną wargę.

Pochyliłem się, by w kolejnej chwili ją pocałować, na co oplątała mój kark ramionami.

Wiem, jestem polsatem, ale jakoś nie miałam ochoty kończyć rozdziału wiadomo jaką sceną, bo byście mnie zlinczowali (szczególnie osoby poniżej 18 roku życia)

W każdym razie mam nadzieję, że rozdział się podobał! 

Dajcie znać koniecznie!

Jak myślicie, co knuje Rochelle?


Do następnego! (Of course poniedziałek)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro