Rozdział 19 - "Nadzieja i zmartwienie"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przepraszam, że nie było drugiego rozdziału, ale nie dałam rady.
Mam nadzieję, że dzisiejszy rozdział wam to nieco wynagrodzi, pomimo tego, co zrobiłam na końcu...
Miłej lektury!

Obudziłam się przed budzikiem. Miał zadzwonić jakoś o dziewiątej, jednak podniosłam się już o siódmej. Gavin jeszcze wcześniej. Oboje wciąż mieliśmy w głowach sytuacji z nocy, kiedy moje oczy zabłysnęły. Nie wierzyłam, że kiedykolwiek znów będzie mi dane, abym zobaczyła moje tęczówki w takiej formie. Myślałam, że swoje moce straciłam już na dobre i prawdopodobnie się nie myliłam, bo tak szybko, jak się pojawiły, tak prędko ponownie zniknęły.

Ustawiłam pralkę na odpowiedni program, po czym podniosłam się z pozycji kucającej i sięgnęłam do suszarki znajdującej się nade mną. Zabrałam z niej suche już ubrania, aby w kolejnej chwili wynieść je do sypialni. Położyłam je na posłaniu. Wróciłam do łazienki, wrzuciłam poprzednie, świeżo uprane ciuchy do maszyny, żeby teraz ta partia pozbyła się wilgoci. Wróciłam do pokoju, gdzie natychmiast zajęłam się prasowaniem i składaniem ubrań.

Potrzebowałam czegoś, co mogłoby sprawić, że zacznę myśleć o czymkolwiek innym, niż tamta sytuacja i sprawa z Gavinem oraz resztą członków mojej rodziny. Oczywiście nie szło mi to najlepiej. Cały czas w głowie miałam ostatnią rozmowę Gavina, a za tym podążały kolejne obawy i podejrzenia.

Z moich czynności wybił mnie dźwięk dzwonka do drzwi, który usłyszałam pomimo słuchawek w uszach i włączoną w nich głośną muzyką. Wyłączyłam żelazko, by następnie ruszyć piętro niżej i wpuścić gości. Już schodziłam po schodach, kiedy zauważyłam Gavina uchylającego powłokę, aby wpuścić moich rodziców i swojego ojca. Przywitał się z nim, a on zamknął za nimi zamki.

— Wypoczęliście? — Zapytała mama, kiedy tylko weszła do salonu.

— Wystarczająco, żeby zabrać się za szukanie Rochelle. — Odezwałam się, tym samym zwracając uwagę wszystkich w salonie.

Mama i tata uśmiechnęli się na mój widok. Ojciec także uczynił ten sam gest.

— Dobrze wyglądasz. — Powiedział tym razem tata, do którego podeszłam, aby się z nim przywitać.

Wtuliłam się w niego. Kolejno zrobiłam to samo z mamą, a potem z ojcem mojego męża. Chciał coś powiedzieć, ale w tym samym momencie ponownie zadzwonił dzwonek do drzwi. Gavin ruszył w tamtym kierunku.

— Chcecie może coś do picia? — Zaproponowałam, jednak podziękowali.

W tej samej chwili do pomieszczenia wkroczyli Ryan i Bryce, do których podeszłam, aby ich uściskać. Oddali powitanie, a przy tym byli wyraźnie szczęśliwi, że znowu nas widzą. Wszyscy po chwili usiedliśmy w salonie. Początkowo pytali o nasz miesiąc miodowy, aż w pewnym momencie po raz trzeci rozbrzmiał dzwonek. Wstałam z kanapy i ruszyłam w ich kierunku, tym samym zostawiając wszystkich. Uchyliłam powłokę, dzięki czemu zobaczyłam rozmawiających ze sobą Graya i Gwen.

Mój młodszy lat szeroko się uśmiechał. Miał na sobie czarne jeansy, białą koszulę i marynarkę – włosy nieco roztrzepane, a buty to hebanowe w kolorze trampki. Gwen za to była ubrana w czarną sukienkę, a na niej jasną, luźną koszulę zawiązaną w talii. Oboje na mnie spojrzeli, aż w końcu Gray do mnie podszedł oraz uściskał z całej siły.

— Cześć, przystojniaczku. — Zażartowałam, na co oczywiście się zaśmiał.

— Stęskniłem się za tobą, siostra. — Odsunęłam się od niego zaskoczona.

— „Siostra"? Nigdy mnie tak nie nazywałeś. — Uśmiechnął się szeroko.

— Zmieniłem się nieco. — Oboje weszli do środka.

— Trochę nawet bardzo, od kiedy zacząłeś... — Przerwał jej.

— Musisz mieć taki długi jęzor? — Zaśmiała się, a ja rozejrzałam się po dwójce nastolatków.

— O co chodzi? — Spytałam, na co mi się przyjrzeli.

— Mama pewnie wytłumaczy to tobie i Gavinowi. — Kiwnęłam głową.

Cała nasza trójka weszła do salonu.

— Ale jak ona... — Gavin się zaciął.

Wszyscy nagle ucichli i spojrzeli prosto na mnie. Zmarszczyłam brwi rozglądając się po wszystkich w pomieszczeniu. To było mocno podejrzane.

Przeszliśmy do kanapy, jednak ta dwójka stanęła przy oparciu. Rozmowa ponownie przeniosła się na nasz miesiąc miodowy, ale w końcu przeszliśmy do rzeczy dotyczącej Graya, o której powiedziała mama.

— Umiesz używać magii?! — Zapytałam zaskoczona, a on uniósł dłoń, którą w ciągu kilku sekund okrążyła łuna jasnego światła.

Niemal od razu zgasło.

— Jeszcze ćwiczę... — Schował rękę.

— Jak to jest w ogóle możliwe? — Spojrzałam na moją matkę.

Pokręciła głową, wzruszając lekko ramionami.

— Nie mam zielonego pojęcia. Jedyny mężczyzna posiadający magię, którego znałam, zginął dawno temu, gdy spróbował użyć swojej mocy. Z Grayem nic się nie dzieje. Nie ma żadnych skutków ubocznych używania przez niego czarów. — Wytłumaczyła. — I mam dla ciebie małą propozycję, Bella. — Uniosłam brwi zaskoczona.

— Jaką? — Usiadłam prosto, jakby została mi zwrócona uwaga na lekcji.

Gavin się zaśmiał, na co ja uderzyłam go w nogę. Jeszcze bardziej się roześmiał, ale tym razem nie tylko on. Westchnęłam cicho, po czym groźnie na niego spojrzałam. Niemal od razu się uspokoił, a przy tym zacisnął wargi.

— Jeszcze raz i pożałujesz. — Pogroziłam mu palcem.

— Droczycie się ze sobą, jakbyście byli małżeństwem od dobrych dwudziestu lat, a nie od miesiąca. — Odezwał się tata, przez co tym razem ja się zaśmiałam.

— Odchodzimy od tematu. Mamo, co to za propozycja? — Uśmiechnęła się szeroko.

— Sama nie możesz używać magii, ale z tego co pamiętam, gdy ty uczyłaś się posługiwania się magią, miałaś najwyższe wyniki ze wszystkiego. — Skrzywiłam się, kiedy doszła do mnie myśl, o co chciała mnie poprosić.

— Czyli jednak byłaś kujonką. — Wtrącił się Bryce.

— Może w wolnych chwilach zajęłabyś się jego nauką, dopóki nie skończy przyśpieszonego szkolenia? — Uśmiechnęła się zakłopotana, drapiąc się przy tym z tyłu głowy i jeszcze bardziej rozwalając swoją niechlujną fryzurę.

Założyłam ręce na piersi i oparłam się o zgięcie kanapy.

— Czy ty mnie widzisz jako nauczycielkę? Ja siebie na tym miejscu nie widzę... — Zauważyłam, a przy tym dostrzegłam, że Gavin założył nogę na nogę i dokładnie mi się przyglądał.

— Przypominam ci, że miałaś zostać moją następczynią, czyli głową Najwyższej Rady Wiedźm, więc raczej poradzisz sobie jako nauczycielka. Ja na samym początku, gdy tworzyłam Magiczne Salem , dzieliłam się swoją wiedzą. — Wzruszyła ramionami.

— Dzieliłaś się wiedzą, ale z dzienników, które prowadziłaś ponad pięćset lat. Ja swoje zapiski i badania nad magią straciłam w momencie, gdy oddałam magię Rochelle, myśląc przy tym, że przy okazji jej się na dobre pozbyłam... — Uciekałam wzrokiem w każdym kierunku, uniosłam lekko ramiona i nie rozplątywałam ich.

— Zważywszy na to, że w nocy zaświeciły ci się oczy, to... — Zatrzymałam wypowiedź Gavina.

— Jednorazowy paradoks, który nie wiadomo, jak powstał. Przy tobie próbowałam to powtórzyć, ale się nie dało. — Zauważyłam, spoglądając mu w oczy.

— Chwila moment. — Zatrzymała naszą rozmowę mama. — Oczy naszły ci magią? — Dopytała nie dowierzając.

Spojrzałam na nią, po czym z powrotem na Gavina. Poprawił się nieco, żeby prosto usiąść i zaczął tłumaczyć.

— Jak wróciliśmy, Bella poszła wziąć prysznic. Długo nie wychodziła z łazienki, więc poszedłem sprawdzić, czy wszystko w porządku. Jak się do mnie odwróciła, to świeciły jej się oczy. — Wytłumaczył pokrótce.

Mama zaczesała swoje włosy do tyłu, złapała głębszy wdech i zagryzła swoją dolną wargę. Spojrzałam na Gavina zaniepokojona, a on pogłaskał mnie po plecach – kiedy się oparłam o kolana – starając się dodać mi otuchy.

— Sprawdzałam przecież twoje źródło energii. Ono...

— Obumarło. — Przerwałam jej. — Wiem, dlatego wykluczyłam opcję, że coś , jakaś mikrocząsteczka magii mogła zostać w moim ciele. Zbyt długi czas nie używałam magii, żeby coś takie było możliwe. — Zauważyłam.

— A może ktoś nam każe myśleć, że twoje źródło energii obumarło. — Bardziej stwierdziła.

— Co masz na myśli? — Spytał ojciec Gavina.

Wstała z miejsca i zaczęła chodzić po salonie w kółko, mając przy tym założone ręce i zapewne układając swoją wypowiedź w głowie.

— Przebadałam próbkę włosów Belli i wyszło, że w dalszym ciągu w jej ciele znajdują się wysokie pokłady magicznej energii, pomimo braku możliwości ich użycia. — Powiedziała, na co szeroko uchyliłam powieki. — Źródło obumarło, a jednak nadal twoje ciało utrzymuje w sobie w jakiś sposób magię. — Włożyła rękę do kieszeni.

Na moment zmarłam.

— nie rozumiem. — Wtrącił Gavin. — Jakim sposobem Bella ma w ciele magię, skoro źródło energii obumarło? To się nie łączy. — Zauważył, a większość osób w pomieszczeniu przyznała mu rację.

W tym momencie mnie olśniło, co także dostrzegła mama, kiedy złapałam się za głowę. Przez pamięć niemal od razu przewinął się moment mojej walki z Rochelle, a w szczególności jedna chwila – wchłonięcie przeze rzuconego przez nią zaklęcia. Mogła mi wtedy coś zrobić, ale jakim sposobem była w stanie użyć dwóch zaklęć jednocześnie?

Chwila...

Przez moją głowę ponownie przebiegła retrospekcja z czasów, gdy miałam jeszcze magię, ale tym razem z walki z panią North – udało mi się wtedy zatrzymać i odbić jej zaklęcie. Użyłam bariery, a potem odrzuciłam od siebie jej urok, ale nie skojarzyłam jednej rzeczy – wiedźma mogła tworzyć tylko jedno zaklęcie na raz, tymczasem ja użyłam wtedy dwóch w tym samym momencie. Z chwilowego zamyślenia wybił mnie Gavin.

— Bella? — Położył mi dłoń na ramieniu.

— Co ci chodzi po głowie? — Spytała mama.

— Podczas walki z Rochelle wchłonęłam jedno z jej zaklęć... — Przerwała mi.

— Użycie dwóch różnych zaklęć jednocześnie nie jest możliwe. — Zauważyła, na co zagryzłam dolną wagę.

— Jest możliwe. — Powiedziałam, a ona spojrzała na mnie zaskoczona, tak samo jak wszyscy w pomieszczeniu.

— Jak to? — Zapytał jako pierwszy tata

— Jakiś czas temu, gdy chciałam uchronić przyjaciół z pracy przed atakiem wiedźmy, udało mi się użyć dwóch zaklęć naraz. — Zaczęłam.

Mama oparła się o kanapę, kiedy powiedziałam, że walczyłam z panią North. Później skróciłam im powód tej bitki, a potem przypomniałam mamie o fakcie, że ostatecznie wysłała go na posterunek policji w dniu, kiedy zamawiałam suknię ślubną.

Gdy skończyłam mówić, wszyscy przez moment byli cicho. Jako pierwszy z szoku wybił się Gray.

— Bella... — Zaczął. — Jak ty w ogóle wchłonęłaś jej zaklęcie? — Pokręciłam głową.

— Miałaś jeszcze jakieś dziwne umiejętności? Jakieś, które zwykle nie są spotykane u wiedźm? — Dopytała moja rodzicielka.

Kątem oka dostrzegłam Gavina marszczącego brwi. Ruszył głową, nie rozumiejąc. Zacisnęłam powieki i spuściłam lekko czaszkę, tym samym powodując, że włosy nieco zakryły mi twarz. Wzięłam głębszy wdech.

— Tamte wizje. — Zaczęłam, a wszyscy uważnie mi się przyglądać. — Nie widziałam dokładnie sytuacji, które miały się przydarzyć, ale omeny mówiły same za siebie. Już kiedyś o tym mówiłam. — Kiwnęli głowami. — Poza tym mogłam odbijać zaklęcia, jakby to były piłki. — Wstałam z kanapy. — Może jednak ktoś chce herbaty? — Odwróciłam się do nich, kiedy stanęłam przy wyspie kuchennej.

— Co mogłaś robić? — Zapytała mama, która szeroko otwierała oczy.

— Odbijałam zaklęcia, jakby to były piłki. — Powtórzyłam, wzruszając ramionami. — Pobierałam energię zaklęć, którymi ktoś mnie atakował, w Medytacji wytrzymałam prawie dwie minuty, wywołałam mini trzęsienie ziemi w środku miasta...

— Co zrobiłaś?! — Obudzili się wszyscy.

— Miałam stan depresyjny. — Wytłumaczyłam krótko. — A, i inne wiedźmy nie mogły wyczuwać mojej magicznej aury. — Dodałam. — To chce ktoś herbaty, czy mam zrobić tylko dla siebie? — Uśmiechnęłam się głupio.

W tym momencie zauważyłam, jak Gray się nagle wzdrygnął, a w kolejnej chwili gwałtownie odsunął o d Gwen. Szybkim krokiem ruszył w kierunku, tłumacząc, że musi się przewietrzyć. Zmarszczyłam brwi, mając dziwne przeczucie, że to jednak kwestia czegoś innego. Nagle zachowywał się całkiem inaczej, jakby ta cała jego radość z niego uciekła i zastąpiło ją coś jakby strach.

— Co mu się stało? — Spytał mój teść, kiedy usłyszeliśmy, jak trzasnął drzwiami.

— Pójdę z nim porozmawiać. — Oznajmiłam, a oni kiwnęli głowami, gdy skierowałam się do wyjścia.

Dostrzegłszy przez szybę przy drzwiach, jak Gray przechodził miedzy krzakami i paprotkami na granicy lasu, wciągnęłam na stopy swoje stare buty do biegania. Wyszłam za nim, po czym pośpiesznym krokiem spróbowałam go dogonić. Szłam kawałek za nim, dopóki w pewnym momencie nie zniknął mi z pola widzenia. Zatrzymałam się, rozejrzałam dookoła. Nigdzie go nie było. Tak, jakby nagle rozpłynął się w powietrzu.

Po moim kręgosłupie przebiegł niespodziewany i okropnie nieprzyjemny dreszcz. Gwałtownie się odwróciłam, gdy poczułam, jakby ktoś stała zaraz za mną. Nikogo jednak w tym miejscu nie zobaczyłam. Z powrotem stanęłam przodem do głębi lasu, ale niemal od razu odskoczyłam kawałek do tyłu, kiedy ujrzałam stojącą przede mną Rochelle. Szeroko uchyliłam powieki na jej widok.

— Cześć, Bell. — Uśmiechnęła się szeroko, wkładając dłonie do kieszeni bluzy.

Wiem, jestem okropnym Polsatem. Mam nadzieję, że rozdział się podobał!
Dajcie znać koniecznie i do następnego! (poniedziałek)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro