Rozdział 10 - "Dom"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wiem, dawno nie było odzewu z mojej strony, ale musiałam sobie zrobić chwilę przerwy od tej historii, żeby na nowo nabrać chęci do jej pisania, bo przyznam się bez bicia, po pracy u mojego brata, całkowicie odechciało mi się wszystkiego.
(Brat nawet myślał, że moja niechęć do wszystkiego, to początki depresji, a ja po prostu musiałam sobie na nowo naładować baterię. Spokojna głowa, nic mi nie jest.)
W każdym razie rozdział może nie sprawdzony, ale mimo wszystko życzę miłej lektury!
Będę także wdzięczna za komentarze!


Ja i Gavin praktycznie chodziliśmy w kółko po pomieszczeniu, kiedy to czekaliśmy na powrót Bryce'a i Ryana. Gwen za to siedział zaniepokojona na kanapie, gdzie przytulała się do poduszki. Mój młodszy brat starał się ją jakoś podnieść na duchu, mówił, że wszystko będzie dobrze, a także próbował sprawić, aby się nie popłakała, co już i tak jej ledwo wychodziło. Nie dziwiłam jej się. Sama prawie nie byłam w stanie opanować swoich emocji, ale jakoś udawało mi się zachować zimną krew. Uznałabym to już za cud, bo po tym co się wydarzyło po wyjściu z salonu, powinnam być dalej roztrzęsiona, a spadło to na całkowicie drugi plan. Bardziej skupiałam się na chłopakach, którzy nie powiedzieli nam tego, w jakim stanie są ani co się dokładnie stało. Wszyscy w mieszkaniu prawie odchodzili od zmysłów, ale do czasu.

Po może kolejnych dziesięciu minutach usłyszeliśmy, jak ktoś wchodzi do mieszkania. Gwen od razu zerwała się z miejsca, a gdy chłopcy chcieli wejść do salonu, ta do nich podbiegła, aby ich uściskać. Oboje na siebie spojrzeli. Widziałam to, że oboje byli nieco poobijani, ale to co najwyżej tyle. Bryce miał ślad po tym, że leciała mu krew z nosa i miał tworzącego się siniaka na skroni. Ryan wyglądał trochę gorzej, bo miał rozcięcie nad prawą brwią, siniaka na policzku po tej samej stronie i zauważyłam, że gdy szedł, to nieco kuśtykał na lewą nogę. Wyraźnie oboje byli roztrzęsieni tą sytuacją, ale starali się tego nie pokazywać.

Duszę, kości, narządy, mięśnie, ciało. Ulecz wszystko tak, jakby nic się nie stało. Każda rana, skaza, blizna zniknie w mgnieniu oka. Ból zniknie tak, niczym przemijająca epoka. — Usłyszeliśmy za sobą, dlatego wszyscy spojrzeli na moją matkę.

— Mamo... — Odezwałam się cicho, kiedy uleczyła Ryana i Bryce'a.

Usiedli na kanapie, a ja i Gavin zrobiliśmy im coś do picia. Musieli się uspokoić, dlatego postawiliśmy na melisę.

— Powiedzcie, co się stało. — Poprosił mój narzeczony, kiedy wrzucałam saszetki do kubków.

— Szczerze? Sami nie mamy pojęcia. — Odpowiedział Bryce, a ja na nich spojrzałam zaskoczona.

— Jak wracaliśmy, to musiałem awaryjnie zahamować. Coś nam wyskoczyło przed samochód, ale jak oboje się rozejrzeliśmy, to niczego nie było. Silnik zgasł, a jak próbowałem ruszyć, to uderzył w nas drugi samochód, którego kierowca twierdził, że nas nie zauważył. — Wytłumaczył Ryan, któremu moja matka przyłożyła dłoń do czoła i zamknęła oczy.

— Nie ruszaj się, Ryan... — Powiedziałam, na co przełknął ślinę.

— Puma... — Zaczęła nagle moja matka. — Przed samochód wyskoczyła wam puma, a przynajmniej tak mi się wydaje. Była dość niecodzienna, bo cała biała... — Założyła ręce na piersi, a ja podeszłam do chłopaków, aby podać im kubki.

Podziękowali cicho i się do mnie uśmiechnęli.

— Dobrze, że nie wyszliście z samochodu, żeby sprawdzić co to było. — Zaczął tata, a oni na niego spojrzeli.

Kiwnęli głowami. Gavin w tym czasie zadzwonił do swojego ojca, aby wprowadzić go w sprawę. Mimo wszystko samochód mojego narzeczonego został tak jakby skasowany, więc zapewne teraz czekają go kwestie z nowym. Prawdopodobnie, gdyby nie to, że pochodził on z dość bogatej rodziny, to musielibyśmy przesunąć ślub, ponieważ mielibyśmy zbyt dużo wydatków.

W tym momencie cicho jęknęłam z bólu. Wszyscy na mnie spojrzeli, a ja na moją matkę która była tego sprawczynią. W jej dłoni dostrzegłam mały kępek moich włosów.

— Nie mogłaś ostrzec? — Zapytałam z wyrzutem.

— Bardziej by zabolało. — Zauważyła.

— I tak bolało. — Dodałam.

Zaśmiała się cicho, a przy tym zaczęła chować moje włosy w chusteczkę. Przetarłam bolące miejsce.

— Po co ci moje włosy? — Zapytałam, kiedy to wszystko schowała do kieszeni.

— Sprawdzę kilka rzeczy. Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, to może uda się ożywić twoje źródło energii. — Uśmiechnęła się i założyła rękę na biodrze.

Po jakimś czasie zostałam w mieszkaniu tylko ja, Gwen i chłopcy. Gwen poszła do siebie, żeby wypocząć przed kolejnym dniem w szkole. Ja również długo nie siedziałam z chłopakami. Po jakimś czasie wzięłam z pokoju swoją piżamę, żeby pójść się umyć i po prostu odpocząć po tym wszystkim. Od razu wskoczyłam pod lecący strumień, by zmyć z siebie wszystkie brudy. Pozwoliłam, aby woda swobodnie spływała po moim ciele. Zrzuciłam z siebie nadmiar płynu, kiedy do głowy wróciło mi wspomnienie, jak w mieszkaniu zaczął wariować prąd.

Jeśli naprawdę ja to zrobiłam, to by znaczyło, że nadal w ciele posiadałam magię, ale mama jasno powiedziała, że źródło mojej mocy zwiędło doszczętnie. Jeżeli naprawdę tak było, to jakim sposobem zrobiłam tamto?

Spojrzałam na swoje odbicie w kafelkach.

Może to miało jakiś związek z moimi oczami? W końcu tylko one świadczyły o tym, że posiadałam kiedyś moc. Nie, gdyby to od nich zależało, to zapewne mama by coś znalazła w notatnikach. Chyba że coś przegapiła...

Powinnam chyba sama to przejrzeć. Podobno poprzednia kobieta z takimi oczami była dość skryta pod wieloma aspektami, więc może coś pominęli. Co jeżeli zostawiła coś, co tylko osoba z takimi samymi oczami może odczytać? Muszę poprosić mamę, żeby dała mi te zapiski. Jeżeli moja intuicja słusznie mi podpowiada i faktycznie mogłoby tam być coś w ten deseń, to powinnam to sprawdzić.

Odetchnęłam cicho. Po kilku minutach wyszłam spod prysznica, wytarłam się i ubrałam w piżamę. Podeszłam jeszcze do zlewu, aby umyć zęby, jednak zatrzymałam się wzrokiem na odbiciu moich oczu.

O ile moje podejrzenia byłyby słuszne, miałabym szansę na to, aby ponownie spotkać Enigmę. Może i czuła wszystko – jak bardzo mi na niej zależało i do jakiego stopnia nie chciałam jej stracić – ale mimo tego, pragnęłabym jej o tym powiedzieć prosto w mordkę. Żeby usłyszała własnymi uszami, jak bardzo za nią tęskniłam.

Po jakimś czasie wyszłam z łazienki, by następnie wrócić do pokoju, gdzie zastałam Gavina, który przeglądał coś na laptopie. Zagryzłam lekko wargę, po czym podeszłam do łóżka, na którym już leżał. Wzięłam telefon, który zostawiłam wcześniej na szafce, po czym weszłam pod pościel. Wybrałam numer mojej matki, aby od razu wysłać jej wiadomość dotyczącą tamtych dzienników. Oczywiście wyjaśniłam jej moje podejrzenia, na co przyznała, że może mieć coś takiego miejsce i odpowiedziała, że podrzuci je rano. Po chwili spojrzałam na Gavina.

— Na co patrzysz? — Zapytałam.

Mimo wszystko dostrzegłam, że przeglądał oferty domów w Bostonie. Spojrzał na mnie i od razu się uśmiechnął.

— Jak będziemy po ślubie, to raczej nie będziemy mieszkać z chłopakami. Pomyślałem, żeby jutro pożyczyć auto od Ryana i się porozglądać. Znalazłem stronę z domami na sprzedaż, więc... — Zaciął się.

Uśmiechnęłam się na jego słowa, a przy tym przysunęłam, aby również się temu przyjrzeć. Widziałam wiele ładnych budynków. Przeglądaliśmy je do momentu, aż w pewnym momencie poczułam, jak zaczynają mi się zamykać oczy. Gavin widząc to, zamknął przenośny komputer, po czym stwierdził, że najwyższa pora iść spać.

Z samego rana zostałam obudzona przez głosy, które dochodziły z salonu. Spojrzałam na godzinę w telefonie, dzięki czemu się dowiedziałam, że była ósma czterdzieści. Przetarłam swoje oczy, aby się bardziej rozbudzić. Powoli wstałam z posłania, które od razu poprawiłam. Gdy chciałam wychodzić z pomieszczenia, założyłam bluzę Gavina i poprawiłam włosy. Ponownie przetarłam oczy, kiedy szłam korytarzem. Miałam wrażenie, jakby przez noc coś wyssało ze mnie energię.

Może miałam jakiś sen, ale go nie pamiętałam?

Podeszłam do zakrętu, a dzięki temu spostrzegłam członków mojej rodziny, ojca Gavina, jego samego i chłopaków.

— Ktoś włamał się do magazynu łowców? — Odezwała się jednocześnie cała trójka, która była mocno zaskoczona.

Zamrugałam kilkukrotnie nie rozumiejąc sytuacji.

— Ta osoba zabrała kilka kamieni, którymi wyczuwamy magiczną energię w pobliżu. — Zacisnął szczękę zdenerwowany. — Musimy je znaleźć, póki ta osoba myśli, że to najzwyklejsze kryształy. — Podniósł na nich wzrok, a ja wyjrzałam poza krawędź.

W tym momencie zauważyłam, jak Gavin cicho poinformował o czymś wszystkich. Spojrzeli w moim kierunku, na co tylko zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc. Chłopak od razu ruszył w moim kierunku i odprowadził z powrotem do pokoju. Założyłam ręce na piersi, by w kolejnej sekundzie mu się przyjrzeć.

— Co się dzieje? — Zapytałam niemal od razu.

Opuścił wzrok, jednak po chwili z powrotem spojrzał mi w oczy.

— Nic, czym powinnaś się martwić. Sprawa zgromadzenia. — Wytłumaczył, a przy tym poprawił mi włosy i założył moje loki za uszy.

Kiwnęłam głową na te słowa, po czym podeszłam do szafy.

— Mam propozycję. — Odezwał się nagle, dlatego na niego spojrzałam. — Może pojeździmy po mieście i popatrzymy domy do kupienia? — Zaproponował, na co szerzej otworzyłam oczy.

— Tylko się ubiorę. — Odpowiedziałam po chwili ucieszona.

Uśmiechnął się, po czym do mnie podszedł i dał całusa w czubek głowy. Po chwili wyszedł z pomieszczenia. Wyjęłam z szafy białe jeansy, szary podkoszulek i flanelową koszulę, którą rzadko kiedy nosiłam. Po jakimś czasie zaczęłam czesać swoje kręcone włosy drewnianym grzebieniem. Złapałam za swoją torebkę, kiedy do pomieszczenia wrócił chłopak. Zlustrował mój wygląd, a kiedy skończył, podszedł do mnie, żeby dać mi całusa w czoło. Zaczęłam kręcić pierścionkiem na swoim palcu, kiedy to on poprawiał mi moje włosy.

— Mam piękną narzeczoną. — Wyszeptał, żebym tylko ja to usłyszała.

Poczułam powstający rumieniec na mojej twarzy. Po kilku minutach pożegnaliśmy się z chłopakami, od których Gavin pożyczył samochód. Mój narzeczony powiedział, że moi rodzice i jego ojciec wyszli jakiś czas wcześniej. Mama ponoć zostawiła mi, jak to ujął Gavin „jakieś książki" w salonie, więc przejrzę je potem. Powiedział też, że szykował dla mnie niespodziankę od jakiegoś czasu. Oczywiście nie mogłam w niego uwierzyć, kiedy powiedział, że to ja mam wybrać nam dom, do którego mamy się wprowadzić jeszcze przed ślubem. Żaden z tych, które nam pokazywały pośredniczki nieruchomości, nie przypadły mi do gustu.

Dziwiłam się, że Gavin w ogóle ze mną wytrzymywał, jak wszystko sprawdzałam. A to mi nie pasowały ustawienia ścian w pomieszczeniach, nie podobał mi się wygląd zewnętrzny, pokoje były za małe, za duże, za wiele okien, za mało, zbyt rozległy teren dookoła domu. Prawie do wszystkiego się przyczepiałam, za co oczywiście przepraszałam mojego narzeczonego, jednak on mówił za każdym razem, że nic się nie stało i następny na pewno będzie lepszy.

Po pewnym czasie wracaliśmy do mieszkania z drugiego końca miasta. Kompletnie żadne z lokum mi się nie podobało. Nadal się dziwię, że Gavin nie jest zły z tego powodu. Jeździliśmy po mieście jak wariaci, żeby tylko coś znaleźć, ale ostatecznie nie mieliśmy niczego.

Oparłam się głową o szybę, a przy tym patrzyłam na rosnące przy ulicy drzewa. Jechaliśmy drogą przez las, a mi przez głowę ponownie przeskakiwały obrazy walki, którą odbyłam z Rochelle. Mimo wszystko, ona również miała miejsce w takiej gęstwinie, a to mi o tym przypominało. Jednak nie było to jedyne. Moje dzieciństwo na łonie natury, treningi, dom w Salem. Wiele tego typu rzeczy przewija się w mojej pamięci. Uniosłam nieco wzrok, dzięki czemu zobaczyłam zjazd, a przy tym tabliczkę z napisem sprzedam.

— Gavin, możemy tu zjechać? — Poprosiłam, a on od razu wrzucił kierunkowskaz w prawo.

Wjechaliśmy w leśną drogę, która była w dość dobrym stanie. Nie było żadnych dziur, zasp ani tym podobnych. Po może niecałych dwóch pięciu minutach, zatrzymaliśmy się pod jakimś zaniedbanym domem. Oboje wysiedliśmy z pojazdu, aby się nieco rozejrzeć. Nie wiedziałam czemu, ale w mojej głowie niemal od razu pojawił się obraz szczęśliwej rodziny. Może i nie wyglądał najlepiej, ale byłam prawie w stu procentach pewna, że w latach swojej świetności na pewno jacyś ludzie wiedli tu sielankowe życie. Dom miał dwa piętra, a sądząc po kształcie dachu, musiał posiadać także strych. Ściany prawdopodobnie były niegdyś białe, ale w tym momencie przybierały szarą barwę i gdzieniegdzie narastał mech. Do drzwi wejściowych prowadziły dość wysokie schody, ponieważ posiadały aż siedem podstopnic. Na froncie znajdował się jeszcze ganek, który obrastał bluszcz, ale wspinał się również po ścianie domu. Przy schodach znajdował się mocno zarośnięty chwastami ogródek, który szedł od przodu, aż po prawą stronę domu, gdzie widziałam całą rabatę.

Okna były dość specyficzne, gdyż wyglądały tak, jakby od środka można było usiąść na parapecie z książką i ciepłym napojem. Cały dom ozdabiały ciemne bale drewna, a przynajmniej tak mi się wydawało, że było to coś takiego. Od schodów jeszcze odchodziła poręcz.

— Trochę zaniedbany. — Objął mnie ramieniem Gavin.

— Wiem, ale gdyby go odnowić, to byłby przytulny. — Spojrzałam na niego, dzięki czemu zobaczyłam, że jego kąciki ust się wykrzywiają w szerokim uśmiechu.

— Czyli co, znaleźliśmy nasze „gniazdko"? — Zapytał, na co ja go lekko uderzyłam, kiedy powiedział to w ten sposób.

Zaśmiał się lekko.

— Wystarczy go odnowić i będzie nasz. — Przytuliłam go.

Na moje słowa kiwnął od razu głową, a przy tym przetarł moje ramię i tak samo jak ja, przyglądał się budynkowi. 


Mam nadzieję, że się podobało pomimo dość długiej przerwy! 
Dajcie znać koniecznie i do następnego!
(Postaram się jak najszybciej, ale muszę wrócić do starego rytmu)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro