Rozdział 17 - "Kłamstwo?"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Małe opóźnienie, takie dwie minuty, ale jest!
Miłej lektury!


Grayson

Siedziałem na krześle, obracając się na nim dookoła, kiedy to mama coś sprawdzała w księgach. Zaraz po tym, co się wydarzyło, Gwen zaciągnęła mnie do domu, żebym powiedział wszystko rodzicom. Kobieta się do mnie odwróciła, by w kolejnej chwili dokładnie mi się przyjrzeć. Podniosła mi podbródek, aby następnie poświecić mi w oczy latarką.

Odsunęła się, zakładając przy tym palec na swoją brodę w zastanowieniu. Zaczęła chodzić w kółko. Ja, Gwen i tata podążaliśmy za nią wzrokiem, aż w pewnym momencie ponownie stanęła przy księgach. Po chwili przetarła swój kark i odwróciła się w naszym kierunku.

— Czyli się pomyliłam poprzednim razem. — Zaczęła, na co lekko zmarszczyłem brwi.

— Mamo, powiesz w końcu za co mnie uważałaś? — Poprosiłem, na co pokiwała głową.

— To były tylko przypuszczenia. W notatkach mojej starej znajomej znalazłam informację o kimś, kogo nazywano „Misericors". — Opuściłem wzrok.

— „Współczujący"? — Dopytałem, na co mama kiwnęła głową dla potwierdzenia.

— Po jakiemu to? — Spytała szeptem Gwen.

— Po łacinie. — Odpowiedziałem krótko. — Bella też ją zna. Mama nas nauczyła, gdy byliśmy mali. — Wytłumaczyłem, a Gwen zrobiła większe oczy.

— Dla osób żyjących przez większość swojego życia w świecie magii, ten język był podstawą. Wszyscy go tam znali, bo tutaj nie jest on popularny. Wiedźmy się go uczyły głównie ze względu na niektóre rzadziej używane zaklęcia lub do rozszyfrowywania ksiąg, które zostały znalezione w starych cywilizacjach. Jak się okazywało, zanim się urodziłam, magia już istniała. Jakoś powstały Dwie Boginie, a to by znaczyło, że coś miało miejsce przed moimi narodzinami, że wszystkie magiczne istoty zniknęły, a potem sporadycznie ponownie zaczęły się pojawiać. — Dodała mama, na co tym razem Gwen kiwnęła głową. — No dobra, ale wracając. Początkowo się to zgadzało z twoimi umiejętnościami odczuwania emocji innych. Wiedziałeś co czują, jakby powiedzieli o tym wprost, ale tamci nie są w stanie używać magii. W ogóle mężczyźni nie są w stanie jej używać. — Zaczęła chodzić po pomieszczeniu, łapiąc się przy okazji za głowę.

— Czy to by nie znaczyło, że Gray jest jedyny w swoim rodzaju? — Zapytała moja przyjaciółka, a mama na nią spojrzała.

— Znałam już kiedyś mężczyznę używającego magii, ale zginął, kiedy zrobił to pierwszy raz. Gray użył magii i nic mu się nie stało, dlatego potrzebuję więcej czasu, żeby sprawdzić jaki czynnik jest za to odpowiedzialny. Od zawsze wśród wiedźm było uważane, że płeć przeciwna nie posiadała źródła energii, ale teraz to zostało postawione pod znakiem zapytania. Gray jest w stanie używać magii, więc jest odstępstwem od normy, która jest uważana za pewnik. Muszę wszystko zbadać. Jeśli udałoby mi się to odkryć i mężczyźni przez jakiś czynnik mogliby jednak posiadać magię, to przyszłościowo mogłaby lub mógłby się narodzić niemowlak posiadający tylko i wyłącznie magiczne DNA. — Podekscytowała się, dlatego spojrzałem na tatę, który złapał się za głowę, po czym do niej podszedł.

— Już, uspokój się. — Przytrzymał ją w jednym miejscu. — Gray, muszę porozmawiać z twoją matką w cztery oczy. — Kiwnąłem głową.

Podniosłem się z krzesła, po czym złapałem Gwen za rękę i pociągnąłem za sobą. Spojrzałem na nią, ale opuściła nieco głowę. Wydawała się być mocno zamyślona.

— Przepraszam, że musiałaś na to patrzeć. Mama czasami potrafi wyciągać zbyt dużo wniosków, których tak naprawdę kompletnie nie potrzeba. — Pokręciła głową.

— Nic się nie stało. Poza tym, lubię twoją mamę. W ciekawy sposób to wszystko opowiada. — Uśmiechnąłem się, otwierając jednocześnie drzwi do swojego pokoju.

Przepuściłem dziewczynę w wejściu. Od razu wskoczyła do środka, a tam rozłożyła się wygodnie na łóżku. Pokręciłem głową, lekko się przy tym śmiejąc, po czym sam wszedłem do pomieszczenia. Przeciągnąłem się lekko, by w kolejnej chwili zająć miejsce na pufie leżącej w rogu pokoju.

— Gray, a co ty o tym wszystkim myślisz? — Zapytała nagle, dlatego spojrzałem na nią zaskoczony.

Opuściłem wzrok.

— Szczerze? — Kiwnęła głową. — Sam nie wiem. Fajnie by było posiadać moce, ale z drugiej strony to też jest duża odpowiedzialność. Nie wiem, czy dałbym sobie radę z takim brzemieniem. — Nie zauważyłem, jak Gwen podniosła się z posłania i do mnie podeszła.

— Gray. — Podniosłem na nią wzrok. — Spójrz na to z innej strony. Jesteś pierwszym „osobnikiem płci męskiej", który posiada magię. Możesz z niej korzystać do woli i w przeciwieństwie do tamtego mężczyzny, o którym mówiła twoja mama, nic ci się przez to nie stanie. — Kucnęła naprzeciwko mnie i oparła się o moje zgięte kolana.

— Jakbym używał jej nierozważnie, to zapewne coś by mi się mogło stać. — Zaśmiała się lekko.

— Jesteś drugą najbardziej rozważną osobą, jaką znam. Pierwszą jest Ryan. — Roześmiałem się cicho. — Nieważne co, na pewno będziesz sobie świetnie radził. Bo jak nie ty, to kto inny? — Uśmiechnęła się szeroko.

Wyprostowałem się i oparłam o swoje nogi, przez co ona prawie poleciała na tyłek. Złapałem ją za rękę, nim obiła się o ziemię.

— Jesteś niemożliwa. — Pokazała mi język.

Isabelle

Padłam zmęczona na łóżko, a Gavin zaraz obok mnie. Przewróciłam się na brzuch, podkładając sobie przedramiona pod głowę. Chłopak poprawił się na bok, by w kolejnej sekundzie wyciągnąć w moim kierunku prawą dłoń. Założył mi włosy za ucho, po czym pogłaskał mnie po policzku. Przymknęłam oczy na jego ruch.

— Zmęczona? — Kiwnęłam głową.

— Bolą mnie nogi. — Przyznałam.

Gavin się podniósł i bardziej do mnie przysunął. Złapał moją nogę, z której powoli zdjął buta. Dał mi całusa w łydkę, by w kolejnej sekundzie nieco mocniej nacisnąć na sam środek stopy. Westchnęłam z przyjemności, zamykając całkowicie oczy. Zaśmiał się cicho. Zerknęłam na niego kątem oka, kiedy to zaczął masować moją drugą dolną kończynę. Zwrócił na mnie swoje błękitne tęczówki w odcieniu samego nieba, po czym poprawił się i ścisnął miejsce moich lędźwi.

— Zajmujesz się mną jakby była w ciąży. — Zauważyłam, na co dał mi klapsa.

Jęknęłam i złapałam się za tyłek. Zmarszczyłam brwi, ale poluzowałam je, kiedy chłopak dał mi całusa w czubek głowy.

— Nie śpieszy się i musimy z tym poczekać... — Kiwnęłam głową, a przy tym entuzjazm niemal natychmiast zszedł mi z twarzy.

— Wiem, żartowałam. — Widocznie go zaskoczyłam swoją nagłą zmianą nastroju. Odetchnęłam głęboko, po czym kontynuowałam: — Jakoś to wszystko muszę przetrwać, dopóki nie ogarniemy sprawy z Rochelle. Żartami o tej sytuacji jakoś odsuwam od siebie myśl, że chodziło jej o nasze przyszłe dziecko. — Odwróciłam wzrok i zakryłam twarz włosami. — Jakbym nie brała tego w ten sposób, to już bym zwariowała. — Przewróciłam się na plecy, po czym powaliłam chłopaka na plecy.

— Bella... — Odezwał się zaniepokojony.

— No wiesz... — Opuściłam głowę. — Myślałam, że nie żyje, a tu się pojawiła na ślubie. Jeszcze jej wygląd... — Zacięłam się na moment. — Nie wyglądała jak kiedyś i to mnie najbardziej niepokoi. A już zwłaszcza to czarne biało przy jednym oku. To z mojej winy wygląda tak, a nie inaczej. Zniszczyłam ją w jakiś sposób... — Uniósł się do siadu i obwiązał moją talię ramionami.

— Nie twoja wina. — Podniosłam na niego wzrok. — Sama sprawiła, że taka się stała. To nie z twojej winy stała się Wdową. Wychowała się w takim środowisku, wśród innych Wdów i na to nie jesteśmy w stanie kompletnie zaradzić. Całe życie w taki miejscu, gdzie każda kobieta chciała tylko więcej, więcej i więcej potrafi zmienić człowieka. Na każdym kroku widziała chciwość i... — Pokreciłam głową, tym samym zatrzymując jego wypowiedź.

— Nie rozumiesz, Gavin. — Zaskoczyłam go. — Ja się wtedy zawahałam, a dowodem na to była łza, która mi wtedy poleciała. — Zmarszczył brwi. — Udawała moją przyjaciółkę, ale mimo tego żałowałam każdego ataku, który na nią przypuściłam. Przy każdym zaklęciu, jakie rzucałam w jej kierunku wahałam się, bo nie chciałam jej zrobić krzywdy. Cały czas wyglądała jak bliska mi osoba, a przez to za nic w świecie nie chciałam z nią walczyć. Chciałam ją powstrzymać, bo groziła rodzicom, Grayowi, chłopakom i tobie, ale byłam za słaba, żeby... — Pocałował mnie, tym samym zatrzymując mój monolog, który za moment skończyłby się płaczem.

— Nie byłaś i nie jesteś słaba. — Powiedział, kiedy odsunął się ode mnie. — Walczyłaś z nią, a to już wystarczająco pokazało, że jesteś w stanie się postawić, jako tarcza za nas wszystkich. Rochelle była ci najbliższą osobą, a zraniła cię, próbowała zabić i pozbawić najbliższych osób. Praktycznie zostałaś przez z nią zmuszona do tego wszystkiego. Zmanipulowała nas, a w szczególności ciebie. Życie ją tak ukształtowało, nie ty, dlatego to nie jest twoja wina i ani mi się waż tak więcej mówić. — Uśmiechnęłam się lekko, po czym wtuliłam w jego klatkę piersiową.

W tym samym momencie do moich uszu doszedł dźwięk dzwonka telefonu. Gavin sięgnął do kieszeni i spojrzał kto się do niego dobija o takiej godzinie. Spojrzałam na wyświetlacz, tak jak i on, dzięki czemu ponownie zobaczyliśmy numer jego ojca. Zwróciłam wzrok na chłopaka, który lekko zmarszczył brwi.

— Pójdę wziąć prysznic. — Powiadomiłam go, na co kiwnął głową.

Złapałam za swoją koszulę nocną oraz bieliznę, po czym ruszyłam na stronę. Zasunęłam prawie całkowicie drzwi, by w kolejnej chwili podejść do prysznica. Odkręciłam wodę, aby w kolejnej chwili zacząć się rozbierać, jednak przerwało mi to pytania, które wyszło z ust Gavina rozmawiającego ze swoim ojcem.

— Zniszczyła oddział w Portland? — Zapytał zaniepokojony, dlatego podeszłam bliżej drzwi, pod którymi stanęłam.

Nie powinnam podsłuchiwać. Wiedziałam o tym doskonale, ale ciekawość wygrała nad moralnością. Wstrzymałam oddech i postarałam się wsłuchać dokładnie w to, co mówił Gavin. Miałam przy tym nadzieję, że może jednak jakieś cząsteczki mojej dawnej mocy nadal znajdowały się w moim ciele.

— Ile ofiar? — Usłyszałam, jak usiadł na łóżku. — Cholera... — Warknął cicho. — Nie, nie mówiłem. Nie chcę jej tym martwić. I tak już wystarczająco się przejmuje, że nie udało jej się wtedy powstrzymać Rochelle. Nie chciałbym jej dodawać... — Odsunęłam się od drzwi.

Coś wiedział i mnie w to nie wtajemniczał. Rozumiałam, że się martwił, ale jednak ledwo dwa tygodnie wcześniej przysięgaliśmy sobie uczciwość małżeńską, a za tym szło zero tajemnic.

Zacisnęłam powieki i zacisnęłam dłonie w pięści.

Może coś źle usłyszałam albo nie zrozumiałam dokładnie, o co chodziło?

Szybko się rozebrałam, po czym wskoczyłam pod strumień wody. Moje włosy niemal od razu nasiąknęły płynem. Przesunęłam po nich dłońmi, zdejmując z nich tym samym nadmiar.

Nie wiedziałam, co powinnam o tym wszystkim myśleć. Gavin coś przede mną ukrywał, a ja nie zdawałam sobie sprawy z tego, czym to coś było. Martwiło mnie to. Robił wszystko, bylebym nie musiała się tym przejmować, ale teraz, kiedy się o tym dowiedziałam, będzie mnie to męczyło jeszcze bardziej.

Odetchnęłam lekko i przesunęłam dłońmi po ramionach. Wzdrygnęłam się, kiedy to poczułam czyjeś dłonie na biodrach, a w kolejnej sekundzie usta Gavina na mojej szyi.

— Mój ojciec już przesadza z tymi codziennymi telefonami, dwa razy w ciągu dnia. — Uśmiechnęłam się lekko.

— Coś się stało, że tak wydzwania? — Spytałam, odwracając się do niego przodem. — Coś z Rochelle? — Dopytałam dociekliwie, dzięki czemu zobaczyłam, jak jego mięśnie się lekko spięły.

— Nic, czym powinnaś się martwić. — Odpowiedział po chwili, po czym dał mi całusa w usta.

Kiwnęłam głową. Kilka minut później leżałam już pod pościelą, zastanawiając się nad rzeczami, które są przede mną utajnione i dlaczego tak było. Dosłownie co kilka sekund wzdychałam podirytowana, starając się wyrzucić z głowy fakt, że tak naprawdę nie mówił mi o niczym, co miałoby związek z Rochelle.

Podwiązywałam to z jedną rzeczą – moimi utraconymi zdolnościami używania magii. Nie chciałam go podsłuchiwać, kiedy rozmawiał z ojcem, ale z drugiej strony to chyba nieuniknione, skoro przestał mi o wszystkim mówić.

Z kolejnej strony mogłam go też oskarżać o najgorsze, choć tak naprawdę niczego nie zrobił. Po prostu to mogły być sprawy małe, a ja z moimi – obecnie – dziesięciokrotnie silniejszymi emocjami mogłam nie przyjąć tego w najlepszy sposób. Równie dobrze bym się zdenerwowała, załamała, popłakała albo nie wiadomo co zrobiła. Chwilowo, dopóki się to wszystko nie uspokoi, zostałam uznana za bombę zegarową, która czekała na odpowiedni moment, żeby wybuchnąć.

Przewróciłam się na lewy bok, podkładając sobie dłonie pod policzek. Odetchnęłam lekko i spojrzałam na widok za zaszklonymi drzwiami. Może i było ciemno, ale księżyc w pełni oświetlał wody oceanu. Dało się to dokładnie ujrzeć, kiedy to światła w pomieszczeniu zostały zgaszone przez Gavina. Położył się obok mnie i od razu przytulił do moich pleców, dając mi przy tym całusa w prawe ramię.

— Pełnia? — Zapytał, widząc księżyc.

W odpowiedzi tylko kiwnęłam głową.

— To też ma jakieś znaczenie dla wiedźm, prawda? — Odpowiedziałam w ten sam sposób co wcześniej.

— Wytłumaczę ci rano. — Zaśmiał się lekko, po czym ponownie pocałował, ale tym razem w policzek. 

Mam nadzieje, że rozdział się podobał!
Dajcie znać koniecznie i do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro