Rozdział 20 - "Wykluczona"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miłej lektury!

Przyglądałam się dziewczynie z przerażeniem. Nie wiedziałam, co powinnam w tej sytuacji zrobić. Jej wygląd nie zmienił się od ostatniego razu. Uśmiechnęła się mocniej, a z jej twarzy posypało się nieco suchej skóry, odpadającej małymi płatami.

— Nie przywitasz się nawet? — Zaczęła się nieco bujać na boki, a już w kolejnej sekundzie zaczęła chodzić dookoła mnie.

Podążałam za nią wzrokiem, a przy tym niemal zastygłam w jednym miejscu. Przełknęłam ślinę.

— Co ty tu robisz? — Zapytałam, starając się utrzymać spokojny ton.

— Wpadłam w odwiedziny. Macie z Gavinem ładny dom. Przytulny, czuć rodzinną atmosferę... — Przerwałam jej.

— Czego tu chcesz? — Warknęłam, a ona westchnęła i nagle się zatrzymała, gdy obeszła mnie już czterokrotnie.

— Sprawdzam, jak się sprawy mają. Jak Gavinowi idzie zapładnianie twoich jajeczek i za ile będę mogła zacząć wdrążać mój plan zemsty. Zaczynam się nudzić, temu chciałabym się rozeznać w waszej sytuacji. Z tego co przewija mi się w pamięci, to z Gavinem nie oszczędzaliście tygodnia bez chociażby jednego razu. Nie rozumiałam tego, ale dobra. Jeśli się to nie zmieniło, to zapewne w czasie miesiąca miodowego tych waszych igraszek cielesnych nie zabrakło, a było ich pewnie nawet więcej, dlatego mam pytanie. Plus czy minus? — Spytała w końcu i spojrzała na mnie ze złośliwością wymalowaną na twarzy.

Powinnam się domyślić po co tu przyszła – to raczej oczywiste, że nie na herbatę, ciastko i ploteczki. To za jej sprawą Gray wyszedł z domu? Chciała mnie wywabić, żeby porozmawiać ze mną sam na sam. Żebym była tylko ja i ona. Wzięłam głębszy wdech, kiedy oparła się brodą o moje prawe ramię, a przy tym objęła od tyłu i położyła dłoń na moim brzuchu, jakby sprawdzała, czy nic się tam aby nie poruszało. Uśmiech zszedł z jej twarzy, po czym ponownie zaczęła chodzić dookoła. Stanęła przede mną, robiąc przy tym smutną minę.

— A już myślałam, że zacznę się bawić wcześniej. — Wydęła dolną wargę. — Bell, zabaw się bardziej z Gavinem. Nudzę się. — Po swoich słowach parsknęła śmiechem. —Do zobaczenia, Bell. — Wyciągnęła rękę za siebie, by w kolejnej chwili otworzyć sobie portal.

Powoli się odwróciła i ruszyła w jego kierunku.

— Dlaczego chcesz się mścić na kimś, kto nie ma z naszą sprawą nic wspólnego? — Usłyszałam, że się zatrzymała. — Ono, to dziecko nie było i raczej nie powinno być powiązane z tym, co się wtedy wydarzyło. To sprawa między mną, a tobą, Ro... — Nie dokończyłam.

W tym samym momencie docisnęła mnie do drzewa stojącego zaraz obok. Złapałam jej nadgarstek, starając się zerwać jej dłoń z mojej szyi. Kaszlnęłam, kiedy poczułam zbierającą się w gardle ślinę, jednak nie byłam w stanie jej przełknąć przez zablokowany przełyk. Dusiłam się. Chciałam się wyrwać, ale mięśnie powoli odmawiały mi posłuszeństwa.

Już kilka sekund później z kącików moich ust spływała przezroczysta ciecz, której zebrało się w mojej buzi tyle, że się nie mieściła.

—Myślisz, że bym tego nie chciała?! — Krzyknęła, szeroko się przy tym szczerząc swoim szaleńczym uśmiechem. — Gdybym mogła, to najchętniej wyrwałabym ci serce, zmniejszyła do wielkości mrówki i zgniotła, zaczęłabym cię palić żywcem, okaleczyła w każdy możliwy sposób, ale wiesz co? Nie zrobię tego. Wolę popatrzeć na twoje cierpienie, kiedy będę się mściła na twoim dziecku... — Coś w nią uderzyło, a tym samym ode mnie odepchnęło i oddało możliwość oddychania.

Kaszlnęłam i wyrzuciłam nadmiar substancji z ust. Spojrzałam na tę osobę, dzięki czemu zobaczyłam Graya marszczącego brwi. Dziewczyna się zaśmiała, kiedy zakrył mnie swoim ciałem. Rochelle zwróciła swój wzrok na niego. Złagodniała nagle, kiedy chłopak wymierzył w jej kierunku zaklęcie. Na jej twarzy ponownie zagościł jej psychiczny uśmiech.

— Chłopak posiadający magię? — Wyprostowała się i zaśmiała lekko. — Chwila... — Rozejrzała się po naszej dwójce. — No proszę... Młodszy braciszek? Nic dziwnego, że jak siostra jedyny w swoim rodzaju. — Strzeliła karkiem, a ja, pomimo zaistniałej sytuacji, zauważyłam, że Gray nie miał stabilnej postawy do rzucania zaklęć.

— Nie zbliżaj się do mojej siostry. — Odezwał się stanowczo.

— Urocze, bohater się znalazł. — Zakpiła i ponownie otworzyła sobie portal. — Bell, prośba. Pośpiesz się z tym dzieckiem. Im szybciej je urodzisz, tym więcej będziesz miała czasu, żeby później je przecierpieć. — Ruszyła do portalu, po drodze machając mi na pożegnanie.

Gray opuścił dłoń w momencie, w którym w końcu zniknęła. Odwrócił się do mnie, po czym prędko zbliżył i zaczął sprawdzać, czy aby nic mi się nie stało. Wyprostował mnie ostrożnie, sam się pochylił, by w kolejnej sekundzie dotknąć mojej szyi. Syknęłam lekko z bólu, kiedy to zrobił. Spojrzał na mnie uważnie.

— Mama musi się tym zająć... — Złapał mnie za rękę.

Pociągnął mnie lekko, jednak się nie ruszyłam.

— Nie możemy im o tym powiedzieć. — Spojrzał na nie zaskoczony.

— O czym ty mówisz, Bella? — Nie dowierzał. — Musimy im o tym powiedzieć! Rochelle cię prawie udusiła! — Zauważył, a przy tym się nieco zdenerwował, czego dowodziły jego mieniące się oczy.

Zabrałam od siebie jego dłoń, po czym zbliżyłam się i objęłam jego twarz. Przyglądał mi się, kiedy zmusiłam go do tego, aby patrzył mi prosto w moje tęczówki.

— Be...

— Uspokój się. — Przerwałam mu. — Nie daj się ponieść emocjom. — Przełknął ślinę.

Wziął głęboki wdech.

— I tak zauważą siniaki. — Zauważył po chwili.

— Nie, jeśli je uleczysz. — Parsknął śmiechem.

— Nic z tego, nie pamiętam zaklęcia. Poza tym jeszcze tego nie robiłem. Nie wiem, jak zacząć. — Pokręcił głową.

— Wszystko ci wytłumaczę, tylko mi zaufaj i rób, co ci powiem. Zgoda? — Złapałam jego dłonie.

— Ufam, ale popełniamy błąd, zatajając fakt, że ona tutaj była. — Uśmiechnęłam się lekko.

— Już wystarczająco wszyscy się denerwują, kiedy weźmie się na uwagę sytuację z wesela. Jakby teraz dowiedzieli się o tym, to już by w ogóle wariowali. — Wyjaśniłam swoje postępowanie, na co westchnął załamany.

— Powiedz, co mam zrobić. — Poprosił, na co ja uniosłam jego dłonie i ułożyłam zaraz przy swojej szyi.

— Zamknij oczy. — Powiedziałam, a on od razu to uczynił. — Pomyśl o tym, jak wyglądała moja skóra, zanim powstały na niej siniaki. Wyobraź to sobie. Własną wyobraźnią napraw to, co zostało zniszczone. — Pokiwał głową. — Tylko oddychaj... — Dodałam, na co uchylił jedno oko.

Wypuścił powietrze.

— Skup się na tym, co chcesz zrobić. — Zauważyłam, że przy jego dłoniach powstały jasne pasma energii. — Powtarzaj za mną...

Wziął głośny wdech.

Duszę, kości, narządy, mięśnie, ciało. Ulecz wszystko tak, jakby nic się nie stało. Każda rana, skaza, blizna zniknie w mgnieniu oka. Ból zniknie tak, niczym przemijająca epoka. — Jego włosy nieco się poruszały.

Tak samo marynarka i luźna koszula oraz krawat. Powtarzał za mną każde słowo. Czułam mrowienie na szyi, co znaczyło, że siniaki zaczęły się powoli goić. Uśmiechnęłam się, kiedy przyglądał mi się zaskoczony. Uchylił powieki.

— Udało mi się... — Wyszeptał zaskoczony, by w kolejnej chwili wypuścić powietrze w napływie śmiechu. — Bella... — Spojrzał mi w oczy ucieszony.

— Będę cię uczyła. Bratu nie odmówię, bo widzę, że bardzo chcesz się wszystkiego nauczyć. — Kiwnął głową. — Może nie mogę ci tego wszystkiego pokazać, ale teorii mogę ci wszystko wytłumaczyć. Ewentualnie ułożyć w dobrej pozycji do rzucania zaklęć. — Zaśmiał się i podrapał z tyłu głowy.

— Ratuję ci życie, a wdzięczności zero. — Uśmiechnęłam się, po czym pchnęłam jego ramię, przechodząc obok.

— Pamiętaj jedno. — Odwróciłam się od niego. — To, że jesteśmy rodzeństwem, nie znaczy, że dam ci fory i ulgi za treningach, także przygotuj się na wycisk. — Zaśmiał się ponownie, by w następnej sekundzie do mnie podejść i objąć ramieniem.

Pchnęłam go nieco biodrem. Zaczęliśmy się kierować w stronę domu, po drodze cały czas ze sobą rozmawiając. Głównie pytałam o jego zachowanie w domu. Tłumaczył, że to nic poważnego, jednak kompletnie mu nie wierzyłam, gdy przy tym ciągle uciekał ode mnie wzrokiem. W momencie, kiedy udało nam się znaleźć niedaleko mieszkania, dostrzegłam swoją matkę, rzucającą zaklęcie namierzające. Każdy wydawał się zaniepokojony, jednak to minęło, gdy czar poleciał w naszym kierunku. Zaczął nas okrążać mały świetlik.

U Gavina dostrzegłam, że odetchnął z ulgą, po czym do mnie podszedł. Od razu mi się przyjrzał, starając się to ukryć za odsuwaniem mi włosów za uszy. Gray w tym czasie zbliżył się do mamy, aby coś jej powiedzieć. Spojrzała na niego zaskoczona, po czym na mnie. Miałam wrażenie, że mógł zdradzić coś odnośnie Rochelle, ale mama zapytała o coś kompletnie innego:

— nauczyłaś Graya, jak używać zaklęcia uleczającego? — Spytała, a ja na niego spojrzałam.

— Poharatałam się o jakiś krzew, a nie chciałam martwić Gavina, że jak nie mam magii, to jestem sierotą życiową. — Wzruszyłam ramionami. — Wytłumaczyłam mu tylko, co musi zrobić. Wyszło mu za pierwszym razem. — Dodałam, uśmiechając się szeroko i wtulając się w Gavina. — W każdym razie coś się stało, że wyszliście? — Spytałam zaciekawiona.

— Długo nie wracaliście. Trochę się zmartwiliśmy. — Wytłumaczył tata, na co kiwnęłam głową.

Nagle mama klasnęła w dłonie, czym zwróciła na siebie uwagę. Każdy w grupie na nią spojrzał.

— Skoro zgodziłaś się uczyć Graya, to może podrzucę ci książki...

— Nie trzeba, wszystko pamiętam. — Przerwałam jej, na co ona przyglądała mi się zaskoczona.

— Słu... słucham? — Dopytała nie dowierzając.

— Pamięć fotograficzna się czasem przydaje. Pamiętam prawie wszystko, czego się kiedykolwiek uczyłam lub przeczytałam. — Uśmiechnęłam się szeroko, by w kolejnej chwili zostawić moich rodziców, ojca Gavina, Graya i Gwen w osłupieniu.

— Wiedza ze szkół w tym wymiarze też się zalicza?! — Dogoniła mnie Gwen.

— Tak. Co ci wytłumaczyć? — Gray także mnie dogonił, a ja włożyłam dłonie do tylnych kieszeni spodni.

Wszyscy za nami się zaśmiali, a następnie za nami ruszyli. Weszliśmy do domu, gdzie ponownie przez kilka – kolejne dwie – godzin ze sobą rozmawialiśmy. Głównie mama sprawdzała coś w moim ciele. Nic nie wykryła, ale chwilowo podtrzymywała hipotezę, że ktoś kazał nam myśleć, iż moja moc zniknęła. Przez moment też tak myślałam, ale ostatecznie odrzuciłam od siebie tę myśl.

Nie miało to dla mnie sensu, bo raczej bym czuła, że źródło w moim wnętrzu nadal biło. Ciągle żyło. Moje wzmocnione zmysły dalej by funkcjonowały, a tymczasem żadna z tych rzeczy nie dawała mi żadnego, najmniejszego znaku.

Po wyjściu wszystkich, jak zajęłam się obiadem dla mnie i Gavina. On natomiast zamknął się w swoim gabinecie, tłumacząc, że musiał nad czymś pomyśleć. Nie zamierzałam się w to wtrącać, bo zapewne dotyczyło to czegoś ze stowarzyszeniem.

Westchnęłam cicho, a przy tym przemieszałam, co miałam w garnku. Nabrałam nieco na łyżkę, żeby spróbować potrawy.

— Hmm... — Oparłam się o blat. — Czegoś brakuje... — Pomyślałam na głos.

W tej samej chwili poczułam dłoń na talii. Uśmiechnęłam się szeroko, a przy tym odwróciłam głowę do Gavina. Dał mi całusa w skroń, a ja nabrałam ponownie jedzenia na łyżkę. Podałam mu ją. Spojrzał na mnie zaskoczony.

— Co gotujesz? — Odebrał ode mnie sztuciec, po czym wziął zawartość do ust.

— Pomyślałam, że oboje mamy dość jedzenia ryb. Tym bardziej, że ty za nimi nie przepadasz. — Wytarłam mu policzek, na którym widziałam kreskę od długopisu.

Musiał coś pisać, a gdy nad czymś myślał, musiał się umazać.

— Mam wrażenie, że czegoś jeszcze brakuje. — Powiedział, a on się pochylił i dał mi całusa w usta.

— Dodałbym świeżo mielonego pieprzu. — Zaproponował, dlatego rozejrzałam się po blatach.

Zrobiłam krok w prawo, jednak się zatrzymałam. Skierowałam się w lewo, ale ostatecznie ruszyłam w stronę mojej słabszej ręki.

— Tu? — Otworzyłam jedną szafkę, jednak w niej znajdowały się naczynia. — Nie, jednak tam. — Podeszłam do innej półki.

Gavin się zaśmiał.

— Miesiąc nic nie robiłam w tej kuchni. W czasie przygotowań do ślubu też za dużo nie gotowałam, bo nie miałam na to czasu. — Wzięłam przyprawę, którą znalazłam po chwili. — Możesz wyjąć miski. — Powiedziałam, kiedy dodawałam do dania zioło.

Od razu się ruszył, aby mi tylko pomóc. Jakiś czas później siedzieliśmy przy wyspie kuchennej. W czasie posiłku cały czas rozmawialiśmy o sprawach, które mieliśmy do załatwienia – a raczej, co Gavin musiał zrobić.

— O której będziesz musiał wstać? — Zapytałam. — Może ci zrobię coś do jedzenia na drogę? — Zaproponowałam, ale pokręcił głową, szeroko się uśmiechając.

— O czwartej i nie musisz. — Złapał mnie za rękę. — Przepraszam, że większość dnia będziesz sama. — Pokręciłam głową na znak, że to nic takiego.

— Będę sama do piętnastej, potem przyjeżdża Gray na pierwszy trening, a z nim Gwen, bo jest ciekawa, jak wygląda magiczne szkolenie. — Zauważyłam, łapiąc ponownie za łyżkę.

— Czemu nagle zmieniłaś zdanie? — Podniosłam na niego wzrok zaskoczona. — Wcześniej stwierdziłaś, że się do tego nie nadajesz, a może pół godziny do godziny później, że jednak mu pomożesz. Uniosłam wzrok w zastanowieniu.

— Nie mogłam odmówić młodszemu bratu. — Wytłumaczyłam, na co się uśmiechnął.

Przy tym także zaczęłam nieco sprzątać po posiłku, w czym nieco mi pomógł, bo stanął obok mnie i zaczął wycierać naczynia, kiedy już je umyłam.

— Poza tym, to, że się zgodziłam, nie zmienia faktu, że jak nie będzie się starał, to dostanie ode mnie taki wycisk, że się ledwo będzie ruszał. Muszę go trochę pomęczyć, bo nie miałam brata przez ostatnie kilka lat. — Roześmiał się.

Opuściłam wzrok, kiedy do mojej głowy – nie wiedzieć czemu – wrócił obraz uśmiechniętej Rochelle. Mój cały entuzjazm zniknął w ciągu kilku sekund, czym oczywiście zaniepokoiłam Gavina, który stał zaraz obok mnie. Uniósł dłoń i położył ją na moim ramieniu.

Gryzł mnie fakt, że chciałam przed nim zataić informacje odnośnie mojego spotkania z Rochelle. Już o zbyt wielu rzeczach nie wiedział – moja wiedza odnośnie jego prawdopodobnego kłamstwa, kiedyś moje pochodzenie, teraz spotkanie z naszym wrogiem numer jeden. Nienawidziłam zatajania prawdy, a w ciągu ostatnich kilku lat nie miałam wyboru i rozbiłam to praktycznie nałogowo, co stało się też już w jakimś stopniu moim nawykiem jak mówienie wszystkim, że dam sobie radę, nieważne co by było moją przeszkodą.

— Gorzej się poczułaś? — Oparł się o blat prawą dłonią i lekko się do mnie pochylił. — Zrobić ci herbaty? A może wolisz się położyć? — Dopytał zmartwiony, jednak ja jedynie pokręciłam głową.

— Nic mi nie jest. — Powiedziałam w miarę spokojnie, jednak mimo to musiałam powstrzymywać cisnące mi się do oczu łzy.

— Bella, co jest? — Poprawił mi włosy, tym samym odsłaniając tym samym moją twarz.

Wzięłam głębszy wdech.

— Nie wiem, czy dam sobie radę z tym szkoleniem Graya. — Wymyśliłam na szybko, a przy tym ugryzłam się w język. — Nigdy czegoś takiego nie robiłam, w sensie, niczego nikogo nie uczyłam...

Uśmiechnął się półgębkiem.

— A tak na serio? — Zapytał, czym spowodował, że się wzdrygnęłam. — Doskonale wiem, że dasz sobie z tym radę. Dodatkowo umiem rozpoznać, kiedy próbujesz skłamać, bo zaczynasz szybciej mrugać i co chwilę miażdżysz wargi. — Spojrzałam na niego zaskoczona.

Zdecydowanie za dobrze mnie znał.

Przyglądał mi się zaniepokojony.

Co miałam zrobić? Powiedzieć, że Rochelle naszła mnie w lesie, poddusiła i kazała się pośpieszyć z zajściem w ciążę, a tym samym jeszcze bardziej wszystkich zmartwić i zdenerwować Gavina – co raczej rzadko się zdarzało – że chciałam zataić istotną informację? Nie mogłam czegoś takiego uczynić. Nie chciałam mu dodawać kolejnych rzeczy, które stworzyłyby między nami tylko więcej tajemnic i niszczyłyby zaufanie.

— Nic nie...

— Bella. — Przerwał mi stanowczo.

Opuściłam wzrok.

— Nie chcę cię denerwować... — Pękłam.

— Czym? Co się dzieje? — Dopytał już mocno zaniepokojony, czego dowodziło jego mocniejsze ściśnięcie dłoni na moim ramieniu.

Przełknęłam ślinę.

— Be...

— Spotkałam Rochelle... — Wyznałam, przez co chłopak szeroko uchylił powieki i momentalnie zamarł w jednym miejscu.

— Jak to? Gdzie? — Odwrócił mnie i złapał moje ramiona. — Bella, gdzie ją widziałaś?! — Podniósł nieco głos, czym mnie nieco przeraził.

— W lesie! — Odpowiedziałam szybko, a on od razu zauważył, że w tym momencie się go bałam.

Uspokoił się niemal natychmiast, by w kolejnej chwili wziąć mnie w ramiona. Gładził mnie po placach i cicho szeptał mi do ucha.

— Przepraszam. Nie chciałem cię przestraszyć. — Zaczął, wplątując w moje włosy dłoń. — Wystraszyłem się, że coś ci się mogło stać. — Wytłumaczył, a przy tym się ode mnie odsunął. — Nic ci nie zrobiła? Mówiła coś? — Odwróciłam wzrok.

Po chwili opowiedziałam mu całą sytuację. Słuchał mnie uważnie, a przy tym co jakiś czas mnie przytulał – tym bardziej, gdy mówiłam mu o sytuacji, kiedy mnie poddusiła.

— Nie zostawię cię jutro samej. Nie ma nawet opcji. — Zaczął się nieco krzątać po pomieszczeniu. — Zadzwonię do ojca, opowiem mu wszystko. Pokażesz nam, gdzie ją spotkałaś, resztą zajmą się łowcy i stowarzyszenie. — Kiwnęłam głową.

Może jeżeli bym im to pokazała, to mnie we wszystko wprowadzą?

***

— Wciąż nie mogę uwierzyć, że zaatakowała cię praktycznie w twoim domu. — Powiedział Bryce, kiedy szliśmy w stronę miejsca, gdzie ukazała mi się Rochelle.

—Pogrywa sobie z nami. Jesteśmy jak marionetki w jej teatrzyku. — Zauważyła mama, która była wyraźnie zbulwersowana całą sytuacją.

Westchnęłam cicho, spoglądając na Gavina, który szedł zraz z Ryanem przede mną. Rozmawiali ze sobą, sama nie wiedziałam o czym. Mówili szeptem, a zaraz obok mnie gadali ze sobą Gray i Gwen, który całkowicie zagłuszali tamtą dwójkę. Nie mogłam o nic zapytać w związku Rochelle, bo nie miałam pewności, czy aby usłyszałabym stuprocentową prawdę. Tak, jak wczoraj, gdy dzisiaj poszłam otworzyć Grayowi i Gwen drzwi, słyszałam, że wszyscy rozmawiali ze sobą szeptem. Robiło się to coraz bardziej podejrzane. Martwiło mnie to, a nie wiedziałam z kim mogłam o tym porozmawiać.

Prawdopodobnie zaliczyłam się do jedynej jednostki, która nie została wtajemniczona w całą sytuację. Zapewne nawet Gray i Gwen muszą zdawać sobie z tego sprawę.

Opuściłam wzrok.

Zostałam całkowicie wykluczona ze sprawy, która stricte dotyczyła mnie. To ja zaprzepaściłam moment, aby pozbyć się Rochelle na dobre. Nie umiałam. Zawahałam się i to było moją zgubą. W jakimś sensie to ja to wszystko zapoczątkowałam. Dopadały mnie demony przeszłości, a przez moje dawne czyny nie mogłam wydostać się z ich silnego uścisku. Mogłabym z nimi walczyć, ale stuprocentowa pewność przegranej odbierała mi jakiekolwiek siły.

— Bella, moglibyśmy porozmawiać? — Wyrwał mnie z zamyślenia ojciec Gavina.

Zwolniłam kroku, żeby zrównać z nim prędkość. Kątem oka zauważyłam, jak mój mąż spojrzał na nas uważnie z lekko zmarszczonymi brwiami.

— O co chodzi? — Zapytałam, gdy zostaliśmy na szarym końcu.

— Mógłbym ci zadać kilka pytań? — Spytał poważnym tonem, na co lekko się zdziwiłam.

Mam nadzieję, że rozdział się podobał!
Dajcie znać koniecznie!
Do następnego!
(Poniedziałek)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro