Rozdział 23 - „Wyrzuty sumienia"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzisiaj trochę emocjonalnie, ale no cóż.
(Taka ciekawostka, ten rozdział wyszedł całkowicie przypadkowoXD)
Miłej lektury!


Od tamtego dnia, gdy pokłóciłam się z Gavinem, minęły kolejne dwa tygodnie. Jak wtedy obiecał, spędził ze mną weekend. Zabrał mnie na randkę, kupił kwiaty, byliśmy coś zjeść. Cudownie się bawiliśmy, a jeszcze nim wyszliśmy z domu, dał mi swój telefon, jako dowód, że nie zamierzał odbierać żadnych telefonów. Uznałam jego gest za uroczy i praktycznie zapomniałam na tamten dzień o wszystkich sytuacjach, kiedy mnie okłamał. Obiecał też, że w każdy weekend postara się dać mi nieco swojego wolnego czasu. Cóż, już w kolejnym tygodniu nie dał rady, tak samo dzisiaj.

Westchnęłam cicho, by następnie wziąć głęboki wdech i zapukać do drzwi gabinetu chłopaka. Nic nie odpowiedział. Uchyliłam powłokę, by zobaczyć, że nieco mu się przysnęło na biurku. Podeszłam do niego cicho, po czym pochyliłam nad chłopakiem, aby złożyć całusa na jego skroni. Mruknął coś pod nosem, delikatnie uchylając powieki.

— Powinieneś odpocząć. — Wyszeptałam, aby nie wybudzać go zbyt gwałtownie.

Podniósł się, przetarł oczy. Przy tym także ziewnął i zaburczało mu w brzuchu.

— I coś zjeść też by się chyba przydało. — Dodałam, na co lekko się roześmiał. — Zrobiłam obiad i piekę babeczki.

— Muszę to skończyć. — Powiedział, biorąc do ręki jakieś dokumenty i zaczynając je układać.

Przy tym je także segregował oraz prawdopodobnie szukał czegoś, na czym pewnie skończył.

— Może przynieść ci jedzenie tutaj? — Zaproponowałam, a on spojrzał mi w oczy.

Kiwnął głową w podziękowaniu za zrozumienie. Gdy skierowałam się do drzwi. Chłopak złapał mnie nagle za rękę. Zwróciłam na niego wzrok zaskoczona, kiedy pociągnął mnie delikatnie, abym usiadłam mu na kolanach. Wtulił się we mnie, na co nieco szerzej uchyliłam powieki.

— Przepraszam, że znowu nie mam dla ciebie czasu. Jutro zjemy razem, obiecuję. — Mocniej się przytulił do mojej piersi.

Mruknęłam pod nosem w odpowiedzi. Po chwili wróciłam do kuchni, gdzie od razu nałożyłam na talerz porcję jedzenia. Wzięłam sztućce, po czym wróciłam się do gabinetu, gdzie Gavin akurat wstawał z krzesła. Spojrzał na mnie i się szeroko uśmiechnął w podziękowaniu, a ja wyszłam z pomieszczenia, jednak nie odeszłam. Stanęłam pod ścianą, bo intuicyjnie poczułam, że ta rozmowa miała ze mną ważny związek.

— Już jestem sam. — Powiedział Gavin. — Wiem, że nie mogę jej w to wprowadzać, ale już naprawdę mam dosyć ukrywania przed nią prawdy. Musi wiedzieć, że Rochelle niszczy bazy łowców... Ale... — Zaciął się. — Przecież jej nie powiem, że udało nam się ją namierzyć i duża grupa właśnie zmierza w jej kierunku, żeby w końcu ją złapać. — Szerzej uchyliłam powieki. — Może bardziej się uspokoi, ale zamierzam jej okłamywać jeszcze bardziej... Tato... — Usłyszałam skrzypnięcie, czyli Gavin musiał usiąść na krześle. — Bella nie jest aż tak głupia, za jaką ją masz, tato. Domyśli się, że ją próbuję okłamać w tym aspekcie. — Opuściłam wzrok. — Nie, chwilowo jeszcze nic nie podejrzewa, a przynajmniej tak mi się wydaję. — Zacisnęłam wargi w cienką linię. — Mam nadzieję, że masz rację...

Usłyszałam zbliżające się kroki, dlatego szybko odeszłam do kuchni. W tym samym momencie usłyszałam alarm piekarnika. Złapałam za materiał leżący na blacie. Wyłączyłam grzanie, po czym uchyliłam drzwiczki. Od razu uderzyło we mnie gorące powietrze. Sięgnęłam do środka. Gavin akurat wyłonił się zza zakrętu. Zwróciłam na niego wzrok, a przez moją chwilową nieuwagę dotknęłam przez przypadek gorącego metalu blachy. Jęknęłam z bólu, a on szybko do mnie podszedł, by następnie podprowadzić do zlewu, skąd puścił lodowatą wodę i włożył pod nią moją dłoń.

— I tak się skończyła moja chęć zrobienia babeczek i szybkiego wyciągnięcia ich z piekarnika. — Wymamrotałam pod nosem, czym rozśmieszyłam chłopaka.

— Jak to się mówi „Jak się człowiek śpieszy, to się diabeł cieszy". — Zauważył, podnosząc mnie, żebym usiadła na blacie.

Kolejno przyjrzał się mojej dłoni. Po chwili podszedł do lodówki, przy której nacisnął szybko przycisk od kostkarki, aby wyrzuciła tylko jedną, po czym ponownie podszedł do mnie i przyłożył lód do miejsca poparzenia. Spojrzałam na niego, kiedy to z uwagą zajmował się moją ręką. Czułam się źle. Gavin mnie okłamywał, sam się do tego przyznał podczas rozmowy ze swoim ojcem, a przy tym nadal się o mnie tak bardzo martwił, jakbym była co najmniej porcelanową laleczką. Zacisnęłam wargi. Miałam mu za złe unikanie przy mnie prawdy, ale nie tylko jemu. Wszyscy zrobili dokładnie to samo – odsunęli mnie od sprawy, która dotyczyła mnie samej. Kończył się już pierwszy tydzień października, zbliżały się moje i jego urodziny, a przy tym z tyłu głowy rodziła mi się nadzieja, że może presja tego w końcu go złamie i mi się ze wszystkiego wygada.

— Zbliżają się twoje urodziny, prawda? — Odezwał się, wyrywając mnie tym samym z zamyślenia, które i tak mówiło o tym samym, o co zapytał. — Nigdy chyba nie mówiłaś, którego dokładnie one są...

— Dwudziestego pierwszego października. — Odpowiedziałam krótko.

— Czyli za półtora tygodnia. — Zauważył. — Jest coś, co byś chciała dostać?

Spojrzałam na niego z mordem w oczach, kiedy o to zapytał. Wiedział, że jeśli o to spyta, to może mnie nieco wyprowadzić z równowagi, a już tym bardziej po tym, gdy się dowiedziałam, ile kosztował tamten naszyjnik, kolczyki i bransoletka.

— Dopiero kupiłeś mi trzy elementy biżuteryjne, które w większości były zdobione przez prawdziwe, kilku karatowe diamenty. W ledwo trzy tygodnie wydałeś ponad piętnaście tysięcy. — Podrapał się po głowie. — Nie uważasz, że już za dużo pieniędzy poszło w pizdu w tym miesiącu? Jest dopiero początek nowego miesiąca, a tobie udało się wydać już prawie dwadzieścia tysięcy i naprawdę nie mam bladego pojęcia na co to wszystko poszło. — Uciekł wzrokiem.

— Urodziny to coś innego, Bella... — Zauważył, na co założyłam ręce na klatce piersiowej.

— Wiesz, co chciałabym dostać na urodziny? — Zaciekawiłam go. — Chciałabym spędzić trochę czasu razem.

Wyraźnie go zaskoczyłam, ale ostatecznie to sprawiło, że się szeroko uśmiechnął i się do mnie zbliżył, aby delikatnie ucałować moje usta.

— W ogóle coś się stało, że wyszedłeś z gabinetu? Myślałam, że chcesz skończyć pracę i widziałam, że z kimś gadałeś. — Zauważyłam, a on odwrócił lekko wzrok.

Wydał się zaniepokojony i jakby czegoś naprawdę nie chciał zrobić, czego dowodziły jego zaciskające się w cienką linię wargi. Zmarszczyłam brwi.

— Powiedzmy, że musiałem rozprostować nogi. No i zdecydowanie potrzebuję kawy. — Pokiwałam głową.

— Mogę ci zrobić kawę. Dostaniesz do „zamówienia" jeszcze babeczki. — Zeszłam z blatu.

Podeszłam do czajnika, do którego od razu wlałam wody, po czym go podłączyłam. Wyjęłam z szafki kubek.

— I... — Zaciął się, kiedy na niego spojrzałam, gdy zwrócił moją uwagę. — ... — Zamilkł nagle.

— O co chodzi? — Spytałam, odkładając naczynie na blat i patrząc mu cały czas w oczy.

— Chodzi o to... że... — Nieco się jąkał. — Że...

— Gavin? — Podeszłam do niego bliżej i złapałam za dłonie. — Źle się czujesz? Chcesz usiąść? — Dopytałam.

Przełknął ślinę, lekko się przy tym krzywiąc. Prawdopodobnie chciał powiedzieć o „polowaniu na Rochelle", które było kolejnym kłamstwem, ale powoli musiały go zjadać wyrzuty sumienia, że mnie okłamywał. Nie dziwiłam mu się. Prawie dwa i pół miesiąca unikania prawdy jakimiś wymówkami wychodziło na wierzch, a moja świetna gra aktorska, w której nieco musiałam udawać, że mocno się tym martwiłam tylko bardziej go przyciskała. Prawdopodobnie, gdybym mu powiedziała, że o wszystkim wiedziałam, kompletnie nie wiedziałby od czego w ogóle zacząć w tłumaczeniu swoich ruchów, ale z drugiej strony, jeślibym coś takiego uczyniła, ponownie byśmy się pokłócili, a tego nie chciałam. Pragnęłam szczerości, a tymczasem żyłam w tym wariatkowie, które zapoczątkowała Rochelle. Zacisnął nagle wargi, by w kolejnej sekundzie mnie przytulić, wplątując przy tym swoje palce w moje kręcone włosy.

— Wszystko dobrze. Chciałem ci tylko powiedzieć, że cię kocham. — Objęłam go i dałam całusa w szyję.

— Nie strasz mnie. — Poprosiłam, a on delikatnie mocniej pociągnął moje włosy, tuląc mnie z całej siły. — Udusisz mnie, jak nie dasz mi złapać oddechu. — Zauważyłam, a on popuścił swój uścisk, ale nadal mnie nie puścił.

— Przepraszam. — Wyszeptał cicho. — Naprawdę przepraszam... — Powtórzył, czym mnie zaskoczył, a już tym bardziej tym, że jego oddech stał się nieco bardziej niespokojny.

— Gavin? — Odezwałam się zaskoczona jego nagłą zmianą nastroju.

Ukrył się w zgięciu mojej szyi i docisnął twarz do materiału kaptura mojej bluzy. Przy tym złapał za moje ramiona. Zmartwiłam się tym razem na poważnie, bo jednak nie miewał aż takich huśtawek emocji. Podejrzewałam, że to kwestia tych wszystkich kłamstw, ale nie mogłam go przecież o coś takiego spytać, dlatego po prostu pozwoliłam mu tak przez moment zostać, aż w pewnym momencie nagle mnie podniósł ponad ziemię i przeniósł na kanapę, gdzie posadził mnie ponownie na swoich kolanach. Nie uciekał od swoich uczuć, ale miałam wrażenie, że go już nieco przytłaczało. Czułam, że powinnam coś zrobić, dlatego go po prostu przytuliłam z całej siły, aby wiedział, że znajdowałam się zaraz obok i nigdzie się nie wybierałam.

Pomimo faktu, że coś przede mną ukrywał, nie umiałam go za to wszystko obwiniać, bo po prostu go znałam. Martwił się bardziej o drugą osobę, niż o samego siebie, co czasem mogło mieć duże konsekwencje, których nijak nie dało się zatrzymać, bo jednak nie da się w stu procentach zmienić drugiego człowieka. Pogłaskałam go po włosach, które zdecydowanie urosły i przydałoby im się małe cięcie. Dałam mu całusa w czubek głowy, gdy wtulał się w moją pierś, na której czułam nieco wilgoci – płakał...

Pierwszy raz chyba widziałam go w momencie, w którym w ogóle by się załamywał. Od kiedy go poznałam, zawsze rozsiewał dookoła siebie „pozytywną energię" i uśmiech, którym wszystkich zarażał. Za to go początkowo najbardziej kochałam oraz za charakter i sposób, w jaki patrzył na świat dookoła. Już na samym początku zachowywał się nad opiekuńczo, pokazywał tę stronę siebie, która ostatecznie sprawiła, że się w nim zakochałam i nic tego nigdy nie zmieni.

***

Gavin

Stanąłem pod ścianą, kiedy znalazłem się w gabinecie taty. Naprawdę wolałem tu nie przyjeżdżać, zostać z Bellą, która powiedziała, że w końcu musi się zająć przejrzeniem tych dzienników od swojej matki, która też znajdowała się w pomieszczeniu. Byli tu wszyscy, poza samą Bellą. Niedaleko mnie stali Ryan i Bryce, którzy składali raport mojemu ojcu o możliwej kryjówce Rochelle, której nadal nie sprawdzono – przez ostatnie kilka tygodni sprawdzali trop z informacją od Belli dotyczącą cmentarza i z osobami tam leżącymi, ponieważ udało się odkryć małe powiązania z dziewczyną. Na kanapie siedziała Gwen, opierająca się o ramię Graya, siedzącego obok niej. Miał założoną nogę na nogę i skrzyżowane ręce na piersi. Rodzice Belli stali obok dwóch innych wiedźm – Evanory i Pani North. Znajdowali się tu nawet Harry, Jimmie – którzy nijak nie byli powiązani z tą sprawą, ale przyjechali w odwiedziny – i Valentina, a także dwa inne wilkołaki – Leon i Ramon – którzy, jak się okazało, należeli do rodziny dziewczyny, ponieważ to jej dwaj starsi bracia. Cała trójka wyglądała prawie identycznie, ponieważ wszyscy mieli złote oczy, ciemniejszą karnację i ciemniejsze włosy.

— Musimy znaleźć jakiś sposób, aby podejść do niej niezauważeni. — Powiedział mój ojciec.

— Teoretycznie magia mogłaby nas ukryć, ale ona jest chyba najwyższym stopniem zagrożenia, jaki w ogóle może istnieć, więc nie wiem czy by nas nie wyczuła nawet pomimo tego. — Zauważyła matka Belli.

— Miała kiedykolwiek kontakt z wilkołakami? — Dopytał Ramon, wychodząc nieco z szeregu.

— Nic nam o tym nie wiadomo. — Odpowiedział mu Ryan.

— Jeśli nie miała, moglibyśmy się upewnić z tym jej miejscem, gdzie niby się ukrywa. Energia wilkołaków jest ledwo różniąca się od zwyczajnych wilków i trzeba się naprawdę mocno wczuć, żeby to zauważyć. — Powiedział Leon.

— Chwilowo mamy nieograniczony czas, jeśli chodzi o sprawdzanie wszystkich możliwości, skoro Gavin powiedział Belli, że polowania na Rochelle się rozpoczęły. — Powiedział, a ja przez jego słowa się nieco wzdrygnąłem, czym zwróciłem uwagę nie tylko jego, ale większości osób w pomieszczeniu. — Gavin? — Zwrócił mi uwagę.

Zacisnąłem powieki i wargi, lekko opuszczając głowę, jednak w końcu pokręciłem głową. Nie mogłem przed nimi ukrywać faktu, że o niczym nie powiedziałem Belli. Nie umiałem skłamać w tej sprawie i dać jej złudnej nadziei, że była bezpieczna.

— Nie powiedziałem jej tego. — Przyznałem, a wszyscy spojrzeli na mnie nie dowierzając.

— Co? Dlaczego? — Dopytał tata.

— Nie mogłem. Sam spróbuj kilkukrotnie skłamać w żywe oczy komuś, na kim ci zależy i rób to praktycznie dwa miesiące, dzień w dzień, za każdym jednym razem, kiedy pyta, czy wszystko w porządku. — Powiedziałem, na co pokiwał głową.

— Gavin, sam wiesz, że Bella jest tutaj...

— Chwila moment. — Przerwał Harry, wychodząc przy tym przed grupkę, w której stał. — Czy wy tu właśnie mówicie, że Bella w ogóle o niczym nie wie? — Zapytał poważnie, czym zaskoczył tatę i w sumie większość osób w pomieszczeniu. — Zwariowaliście?! Ta sprawa jej dotyczy, powinna o wszystkim wiedzieć, bo powinna wiedzieć, co jej może grozić, a wy ją całkowicie wykluczacie?! — Pokręcił głową, nie dowierzając.

— Harry, robimy to dla jej dobra. — Zauważył tata.

— „Dobra"? Gdybyście robili to dla jej dobra, to byście jej o wszystkim powiedzieli! Chyba wszyscy w tym pomieszczeniu woleliby wiedzieć o zagrożeniu, gdyby to ich się tyczyła sprawa. Nie wiem, co wami kierowało, kiedy wymyślaliście coś tak głupiego, mimo że przy tym byłem. Nie odzywałem się, bo myślałem, że z biegiem czasu jej o tym powiecie, ale jak widać „nadzieja matką głupich". — Dodał.

— Bella jest teraz zwykłym człowiekiem... — Rzuciła jej matka.

— Tak samo jak tata. Jak Ryan, Bryce, Gwen, Pan Matthew, ja czy Jimmie. I co z tego? Mimo tego staramy się jakoś pomóc, Bella by robiła to samo, bo na tyle, ile udało mi się ją poznać, wiem, że na pewno by się w to wszystko zaangażowała. Chyba wszyscy macie gdzieś jej uczucia, skoro coś takiego robicie. — Założył ręce na klatce piersiowej.

— Co tu mają...

— Jak myślisz, jak ona się może czuć, kiedy kompletnie o niczym nie wie?! — Ponownie przerwał tacie. — Bella jest częścią rodziny, a wy ją od tego odsunęliście tak, jakby była w ogóle obcą osobą, która nic tu nie ma do gadania. Która ma tylko siedzieć na tyłku, nic nie mówić i udawać, że nic się nie dzieje! Jeśli zamierzacie to ciągnąć w ten sposób, ja nie zamierzam brać w tym udziału. — Podszedł do drzwi, po czym wyszedł.

— Harry! — Zawołał za nim tata, a jednocześnie z nim Valentina, która wybiegła za nim na hol.

— Co zamierzasz zrobić? — Spytała go, kiedy ubierał kurtkę.

— Jadę powiedzieć o wszystkich przekrętach Belli. Nie zamierzam nadwyrężać jej zaufania. — Powiedział, patrząc na mnie karcąco.

Czułem, jak przyśpieszył mi oddech, dlatego ruszyłem za nim. Wybiegłem na zewnątrz, nie zakładając nawet na siebie kurtki, po czym dogoniłem Harry'ego i złapałem go za nadgarstek. Czułem zimno, jak owiewało mnie z każdej strony, jednak nie odpuszczałem. Spojrzał na mnie zdenerwowany.

— Nie zatrzymasz mnie, Gavin, chyba że sam zamierzaj jej to w końcu powiedzieć. — Powiedział, na co pokręciłem głową.

Wyrwał swoją dłoń z mojego uścisku. Patrzyłem na niego przerażony.

— Myślałem, że dorosłeś. Że jesteś odpowiedzialny i tak dalej, ale chyba nawet ja ze swoimi odchyłami, kiedy wszystko obracam w żart, jestem bardziej ogarnięty niż ty, smarkaczu. — Ruszył w kierunku samochodu.

— Rochelle groziła nie tyle mnie i Belli... — Zacząłem, czym udało mi się go zatrzymać. — Tylko naszemu dziecku. Z jej słów jasno dało się wywnioskować, że ona zamierza je zabić, gdy tylko przyjdzie na świat. I ja i ona byśmy tego nie przeżyli. Bella już miała nagiętą psychikę, nie chcę jej skazywać na to po raz kolejny, bo tym razem nie wiem czy by to wytrzymała. — Powiedziałem, a on odwrócił w moim kierunku tylko głowę.

— Nie zmienia to faktu, że powinna wiedzieć. — Dodał, po czym znowu skierował się do samochodu.

— Gdyby chodziło o Valentine też byś jej o wszystkim powiedział? — Ruszyłem za nim, a w tym samym momencie usłyszałem, jak ktoś jeszcze wyszedł z domu. — Że ktoś chce rzucić na nią klątwę? Że jest w niebezpieczeństwie za każdym jednym razem, kiedy przekracza próg domu? — Gwałtownie się do mnie odwrócił, a przy tym zamachnął prawą pięścią.

Ktoś przy drzwiach głośno wrzasnął, kiedy Harry uderzył mnie z prawego sierpowego – dostałem w lewą stronę szczęki. Nieco straciłem równowagę, jednak nim upadłem na ziemię, mój starszy brat chwycił mnie za koszulkę i potrząsnął mną, jakby chciał mi coś poukładać w głowie.

— Słuchaj, gówniarzu! Gdyby chodziło o Valentine, to bym jej o wszystkim powiedział, choćby nie wiem co, bo wolałbym, aby była przygotowana na to, że w każdej sekundzie może jej się coś stać! Nie wiem co ci się poprzekładało we łbie, że nagle masz gdzieś uczucia Belli, ale ja nie zamierzam być skurwysynem, któremu niby zależy na bezpieczeństwie ukochanej kobiety, a robi wszystko tak, jakby miał to całkowicie gdzieś! Ogarnij się, do cholery, bo przypominam ci, że przysięgałeś jej uczciwość małżeńską, a chwilowo to wszystko niszczysz! — Po tym, jak skończył mówić, popchnął mnie na kamienne podłoże, po czym ruszył w końcu do samochodu, a ja go już nie powstrzymywałem, bo i tak bym nie zdołał.

Podbiegli do mnie Ryan i Bryce, którzy pomogli mi wstać z podłoża. To samo zrobił też tata, aby sprawdzić, czy przypadkiem nie stało mi się coś gorszego, niż skaza na dumie. Wróciliśmy do środka, gdzie poczułem strach, że Harry coś powie Belli. Chciałem jechać za nim, ale nie mogłem, póki matka mojej żony nie wyleczyła mi tej małej rany.

To pierwszy raz, kiedy widziałem Harry'ego w takiej postawie. Nie sądziłem, że kiedykolwiek zobaczę go, gdy będzie się tak zachowywał, a już tym bardziej nie przyszło mi do głowy, iż mnie nieco znokautuje i wygarnie, co o mnie w jakimś stopniu myśli w tym momencie.

— Harry ma poniekąd rację. — Odezwała się Evanora, a wszyscy na nią spojrzeli.

— Co masz na myśli, Eva? — Spytał ojciec Belli.

— To, że raczej każdy z nas wolałby znać zagrożenie, gdyby czyhało na nas. Ma rację, że ukrywanie tego wszystkiego przed Bellą, to zły pomysł, przez który może znienawidzić nas wszystkich. — Dodała.

— Nie znienawidzi. — Powiedziałem, odsuwając od siebie ręce Pani Minervy. — Będzie ignorowała i nie odezwie się ani słowem, dopóki nie wytłumaczymy dokładnego powodu, ale w jej przypadku powiedzenie, że się o nią martwiliśmy i chcieliśmy chronić nie przejdzie. — Wytłumaczyłem.

— Skąd wiesz? — Dopytał Gray.

— Bo tak było, jak ostatnio się ze sobą pokłóciliśmy. — Rzuciłem krótko. — Nie chciała w ogóle na mnie patrzeć, odzywać się, nie zwracała na mnie w ogóle uwagi, choć do niej mówiłem. — Dodałem, czym ich wszystkich zaniepokoiłem.

— Nie powie jej. — Odezwała się nagle Valentina ze swoim hiszpańskim akcentem, przez co wszyscy na nią spojrzeli.

— Skąd wiesz? — Spytałem, kręcąc przy tym głową.

— Bo go znam. Mieszkam z nim pod jednym dachem, śpię z nim, praktycznie wszystko robimy razem, więc po prostu wiem. Nie powie, nie martw się. — Powiedziała, czym mnie nieco uspokoiła, ale nadal miałem złe przeczucia, że jednak wszystko wyszłoby na jaw.

— Na dzisiaj koniec. — Wtrącił się tata. — Za dużo emocji, jak na jeden dzień. — Stwierdził, a wszyscy kiwnęli głowami.

Już niecałe dziesięć minut później znajdowałem się w drodze do domu i kompletnie nie wiedziałem czego się spodziewać po powrocie. Belli czekającej na mnie, aby mi wygarnąć moje kłamstwa czy pustego salonu i spokojnie śpiącej w sypialni dziewczyny? A może w ogóle nie zastać jej w mieszkaniu, bo nie chciała mnie znać i postanowiła, że wyrzuty sumienia, które dosłownie mnie zżerały od środka będą dla mnie najlepszą karą?

Przez same te myśli mocniej nacisnąłem pedał gazu, aby jak najszybciej znaleźć się w domu i – o ile ta trzecia opcja stałaby się tą prawdziwą – zatrzymać ją, zanim zrobiłaby cokolwiek. Nie wiem po jakim czasie znalazłem się pod domem, ale od razu w oczy rzucił mi się Harry, który opierał się o maskę swojego samochodu. Zatrzymałem się na podjeździe i wyszedłem do niego. Już miałem zapytać czy jej o wszystkim powiedział, ale mnie uprzedził, mówiąc:

— Nic jej nie powiedziałem. Nawet nie wie, że tu jestem. Nie zadzwoniłem nawet do drzwi, a wiesz czemu? — Spytał, a ja opuściłem wzrok, jednak nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, odparł: — Bo nie zamierzam być sukinsynem, odpowiedzialnym za koniec waszego związku. Sam doskonale sobie z tym radzisz...

Chciałem mu coś powiedzieć, ale mi nie dał.

— Miałeś naprawdę wielkie szczęście, że spotkałeś Bellę, a chwilowo, zamiast przy niej być, kiedy ona tego najbardziej potrzebuje, odpierdalasz nie wiadomo, kurwa, co. Ukrywasz przed nią wszystko, co powinna wiedzieć, żeby być przygotowana na wszelki wypadek, gdyby tamta suka stwierdziła, że jej się nudzi. Nie możesz przy niej być dwa cztery na dobę, rozumiem, ale naprawdę się ogarnij, bo nie zamierzam patrzeć na twój rozpad związku z naprawdę zajebistą dziewczyną, za którą niejeden by zabił, żeby chociażby z nią porozmawiać. — Odsunął się od samochodu i do mnie podszedł. — Co się stało z moim młodszym bratem, z Gavinem, który zakochał się w wiedźmie, sprzeciwił się ojcu, pomógł wydostać rodzinę ukochanej kobiety z więzienia dla istot nadnaturalnych? Co się z nim, kurwa, stało, bo osoba, która stoi przede mną nim nie jest. Kiedy ty się stałeś na tyle głupi, aby uważać kłamstwo za lepsze, niż prawdę? Zastanów się, co by powiedziała mama, gdyby cię teraz zobaczyła. — Po swoich słowach chciał odejść.

Szeroko uchyliłem oczy na jego ostatnie słowa.

— Powiedz wszystko Belli. Jeśli to wszystko, co powiedziałeś w gabinecie ojca było prawdą, to jej to po prostu, kurwa, powiedz i nie zachowuj się jak małe dziecko. — rzucił jeszcze, po czym wsiadł do samochodu i odjechał.

Przełknąłem ślinę, po czym ruszyłem do domu, po drodze zamykając auto. Wbiegłem po schodach, otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Było ciemno, dlatego odetchnąłem z ulgą i oparłem się o powłokę. W głowie cały czas odbijały mi się słowa Harry'ego. Przez ostatnie nieco ponad dwa miesiące się zmieniłem. Harry miał rację, że zatracałem się w pracy, byleby tylko wykombinować coś, dzięki czemu mógłbym ochronić Bellę, ale przy tym kompletnie nie zwracałem uwagi na to, jak ona się przez to czuła, że nie znajdowałem się obok.

Zamknąłem oczy i zacisnąłem wargi. Ściągnąłem kurtkę oraz buty, które kolejno schowałem do szafy.

Belli należała się prawda. Nie powinienem się oszukiwać, że będę mógł spokojnie żyć, kiedy to wszystko przed nią ukrywałem. Przełknąłem ślinę. Powoli niszczyłem to, na czym mi najbardziej zależało, a jednak mimo tego nadal to robiłem.

— Co ja wyprawiam? — Spytałem sam siebie, po czym zamknąłem drzwi i ruszyłem piętro wyżej, podciągając rękawy swojej bluzki.

Jeśli dalej to wszystko będę ciągnął, nie dam rady spojrzeć Belli w twarz, a przy tym też na własne odbicie w lustrze. Nie dotknę jej, jeśli tego nie zrobię. Musiałem jej to powiedzieć.

Cicho wszedłem do pokoju, w którym paliło się pojedyncze światło. Przeszedłem bardziej do środka, aby zobaczyć, że Bella spokojnie śpi na prawym boku. Uśmiechnąłem się lekko, kiedy zauważyłem, że chciała się bardziej nakryć, ale zaplątała się w pościel prawą nogą, przez co druga została całkowicie na wierzchu. Podszedłem do niej, by jej nieco pomóc i przykryć całkowicie dolną połowę jej ciała. Spojrzałem na nią. Miarowo oddychała, miała delikatnie uchylone wargi, a włosy nieco zakrywały jej twarz, dlatego spróbowałem je odsunąć. Mruknęła coś cicho, a przy tym ledwo co uchyliła powieki.

Zwróciła na mnie swoje tęczówki, dlatego pogłaskałem jej chłodne ramię, które od razu zasłoniłem ciepłą kołdrą.

— Wróciłeś? — Spytała zaspana. — Która godzina?

— Po pierwszej. Nie chciałem cię obudzić, przepraszam. — Wyszeptałem, na co pokręciła głową i sięgnęła w moim kierunku, żeby pogłaskać mój lewy policzek.

— Powinieneś się ogolić. — Stwierdziła na wpół śpiąc, na co chciałem się zaśmiać, ale się powstrzymałem. — Zrobiłam ci jedzenie. Jest w lodówce. — Pokiwałem głową.

— Niedługo przyjdę. — Ponownie coś mruknęła i zabrała dłoń, żeby w kolejnej chwili złapać za swoją poduszkę i się w nią wtulić.

Chciałem coś jeszcze powiedzieć, ale już zasnęła, czego dowodziło jej ciche mruczenie pod nosem. Ponownie się skrzywiłem, po czym zgasiłem lampkę po stronie Belli. Podniosłem się, by w kolejnej chwili wyjść z pokoju i zejść na parter. Zamiast jednak do kuchni, wszedłem do swojego gabinetu.

Załamałaby się, zaczęła pewnie krzyczeć lub nie wiadomo co, gdybym jej teraz wszystko wyznał. Sam nie wiedziałem, co powinienem zrobić. Chciałem tylko, żeby była bezpieczna. Aby nic jej nie brakowało i żebym mógł przy niej się ciągle znajdować, ale przez zaistniałą sytuację z Rochelle po prostu nie mogłem. Nie umiałem jej teraz tego powiedzieć.

Zaczesałem swoje włosy do tyłu, ciągnąc nieco za nie. Przy tym także zagryzłem dolną wargę, aż w pewnym momencie poczułem nieco metalicznego smaku. Przegryzłem sobie skórę. Odsunąłem się od drzwi, o które się oparłem, by w kolejnej chwili podejść do globusa stojącego na środku, zaraz przy kanapie – był to barek. Nie umiałem sobie poradzić z tą sytuacją, dlatego stwierdziłem, że musiałem się napić.

Złapałem za pierwszy lepszy trunek w gablotce i nalałem do jednej szklanki, by w kolejnej chwili zająć miejsce na kanapie. 


Mówiłam, że emocjonalnie!Mam nadzieję, że się podobało!
Dajcie znać koniecznie i do następnego poniedziałku!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro