Rozdział 35 - "Słowo cz. II"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

I tak oto mamy część drugą!
(psssst, występują sceny +18)
(Jak zawsze zaznaczone)
Miłej lektury!


Gavin

Przyglądałem się Belli, jak zajmowała się obiadem. Chcąc jej jakoś pomóc przy zajmowaniu się domem przed świętami, sprzątnąłem praktycznie każdy kąt. Nie wiedziałem, co mógłbym zrobić. Od trzech dni nic nie mówiła, nie zwracała na mnie uwagi. Nie przeszkadzało jej, że siedziałem z nią w jednym pokoju, czasami skupiała się na czymś tak bardzo, że podśpiewywała sobie coś pod nosem, czego raczej nie słyszałem, ale mimo wszystko ucieszyłem się, że znowu usłyszałem jej głos.

Podniosłem na nią wzrok. Miała na sobie jedną z koszulek z nazwami zespołów i spodnie dresowe – luźne. Do tego jej włosy zostały związane w wysokiego koka, który nieco się rozwalał. Ładnie wyglądała, ale wiedziałem, że jak jej to powiem, nie dostanę odpowiedzi. Od dnia, gdy jej matka wyrzuciła z jej ciała Voodoo, kolor jej skóry nie wrócił do normy. Była nadal bledsza, pod oczami występowały delikatne zasinienia, a przy tym żadna emocja nie występowała na jej twarzy. Ostatnio jakąkolwiek widziałem, gdy trenowała Graya. To głupie, ale zazdrościłem mu, że umiał ją rozweselić do takiego stopnia.

Kiedyś też dawałem radę to zrobić, ale od momentu ślubu się to zmieniło. Dzień wesela był jednym z najlepszych w moim życiu, a ja to wszystko musiałem popsuć. Jeszcze bardziej się za to nienawidziłem, kiedy w głowie cały czas odtwarzała mi się sytuacja z tamtego wieczoru, a potem widywałem moment, w którym na mnie wrzeszczała.

Westchnąłem lekko, kiedy przed oczami pojawił się moment naszego pierwszego spotkania. Znaliśmy się już ponad rok. Dosłownie za dwa dni była rocznica dnia, w którym wyznaliśmy sobie uczucia i zostaliśmy parą, a ja nadal nie wpadłem na pomysł, o jakie słowo jej chodziło. Tak długo, jak nie domyślę się, co miała na myśli, nie będę mógł z nią świętować.

W tym momencie usłyszałem dzwonek do drzwi. Chciała iść otworzyć, ale złapałem ją za rękę. Zauważyłem, że lekko odwróciła głowę, ale nadal nic nie powiedziała.

— Ja otworzę... — Odezwałem się cicho, po czym ją wyminąłem i ruszyłem do wyjścia.

Tym razem poczułem na sobie jej wzrok, jednak gdy się odwróciłem, nie patrzyła na mnie. Wróciła do gotowania. Nie wiedziałem, czy tylko mi się wydawało, czy naprawdę na mnie spojrzała. Równie dobrze przez tę ciszę mogło mi już odbijać, ale nie mogłem być pewien.

Ruszyłem do powłoki, odkręciłem zamki i uchyliłem drzwi. Zobaczyłem Harry'ego i Valentinę. Uśmiechnęli się do mnie.

— Co wy tu...

— Pomyśleliśmy, że wpadniemy i dotrzymamy wam nieco towarzystwa. — Wytłumaczyła Val, a przy tym potrząsnęła w rękach dwoma butelkami wina.

— Ty i Bella ze sobą nie rozmawiacie, więc pomyśleliśmy, że przyda wam się towarzystwo innej osoby, żeby się wygadać albo coś takiego. — Dodał Harry.

Lekko się uśmiechnąłem, po czym wpuściłem tę dwójkę do środka. Nim zamknąłem, spojrzałem na granicę lasu. Miałem dziwne przeczucie, że coś na mnie patrzyło. Wyszedłem na ganek i się rozejrzałem, ale ostatecznie stwierdziłem, że nic tam nie było. Wróciłem do środka, bo przecież co, poza Rochelle, by nam zagrażało? Nie mogła się zbliżyć bardziej niż dwadzieścia metrów od granicy posesji.

Matka Belli założyła barierę wokół terenu, żeby tamta cholera nie mogła się do nas zbliżyć. Namalowała też w którychś miejscach dodatkowe i podobno o wiele potężniejsze runy, żeby nie mogła wysyłać nam żadnych podejrzanych liścików, którymi by tylko grała na naszych nerwach.

Zakręciłem zamki, po czym wszedłem do salonu, gdzie Harry przyglądał się czemuś załamany. Podszedłem bliżej, dzięki czemu zobaczyłem Val, która przytulała się do pleców Belli. Przyjrzałem się temu uważnie, dzięki czemu dostrzegłem lekki uśmiech na twarzy mojej żony.

— Val, gotuję... — Zauważyła cicho, by w kolejnej chwili podejść do kuchenki, jednak dziewczyna nadal jej nie puściła.

— Jesteś cieplutka, więc nie ma opcji, że cię od razu puszczę. — Wytłumaczyła cicho.

— Boże kochany... — Wyszeptał Harry. — A mogła mnie kiedyś zagryźć. Nie musiałbym na to patrzeć...

— Co? — Spojrzałem na niego, nie rozumiejąc.

— Długa historia. — Przyjrzał się dziewczynie z szerokim uśmiechem.

Zerknęła na niego, a przy tym odwzajemniła gest. Już w kolejnej chwili przymiliła się do Belli, na co jęknęła cicho. Razem z Harry'm się zaśmialiśmy na ten widok. Zerknęliśmy na siebie. Kiwnąłem głową w podziękowaniu, że tu dzisiaj był, na co ten jedynie pchnął moje ramię.

Nagle usłyszałem głuche uderzenie o blat, dlatego oboje zerknęliśmy w tamtą stronę. Bella podparła się na prawej ręce. Trzęsła jej się dłoń. A ona sama przymknęła oczy i przełknęła ślinę. Nie wiedziałem, co się działo.

— Bella, co jest? — Zmartwiła się Val, która ją podtrzymała.

Chciałem podejść, ale w tym momencie się ona wyprostowała.

— Jest okej, zakręciło mi się tylko w głowie. — Wyjaśniła, po czym wyłączyła płytę indukcyjną. — Pójdę się na moment położyć...

Val przytaknęła głową, a Bella ją minęła i ruszyła powolnym krokiem w stronę schodów, po których mozolnie zaczęła się wspinać. Gdy usłyszałem zamykanie się drzwi, opuściłem wzrok.

— Gavin, domyśliłeś się już, o co jej chodziło? — Dopytał nagle Harry.

— A rozmawia ze mną? — Spytałem retorycznie.

— Ty jesteś ślepy? — Zaśmiał się.

— Co?

— Przestań udawać idiotę, którym nie jesteś. — Wyprostował się. — Wiesz czego ona chce. Do tego najlepiej, bo mieszkasz z nią pod jednym dachem. Ostatnio powiedziała wystarczająco dosadnie, żeby wszystko zrozumieć.— Zauważył.

— Harry, nie rozumiem, co masz na myśli... — Założyłem ręce na piersi.

— Do cholery, Gavin. Za dwa dni są święta, a chwilowo wszystko idzie takim torem, że to się skończy tym, że będzie ci to musiała przeliterować albo, kurwa, narysować, żebyś ją zrozumiał.

Val oparła się o blat i spojrzała na mnie błagalnie.

— Czy to jest takie trudne do zrozumienia, że chce, najzwyczajniej w świecie, usłyszeć przeprosiny? — Zapytał spokojnie, a do mojej głowy wróciły momenty z tamtej nocy.

Nie chciałem, aby doszło do sytuacji, w której będziesz przeze mnie płakać po nocach. Uwierz, już dawno chciałem ci powiedzieć, ale... — Zaciąłem się. — Myślałem, że wszystko się ułoży, ale byłem ślepy na to, że jedynie cię krzywdziłem, ukrywając to przed tobą. Powinienem ci był powiedzieć już na samym początku, a nie ukrywać. Powinienem był posłuchać Harry'ego, gdy mówił, że jedynie niszczę sobie małżeństwo. Nigdy nie chciałem dać ci poczucia, że przestałem cię kochać. To się nie stało i się nie stanie, rozumiesz? Zawsze cię będę kochał. Bez względu na to, co robię, wszystko jest dla ciebie, Bella. Nie powinienem był kłamać, ale bałem się twojej reakcji, gdybyś się tego wszystkiego dowiedziała, kiedy nie do końca panujesz nad swoimi emocjami, które już prawie w pełni stały się całkowicie ludzkie.

Odwróciłem wzrok w zastanowieniu. Nie powiedziałem jej wtedy...

Nie zamierzam przed nią niczego więcej ukrywać, tato. Nie będę sobie niszczył związku z Bellą przez sprawę z tamtą cholerą i nawet nie myśl, że ją znowu okłamię. Nie to jej przysięgałem. Powiem jej wszystko, czy to się komuś podoba, czy nie.

Mówiłem, że nie będę nic więcej niszczyć, ale później nie zrobiłem nic innego.

Już dobrze. Już cię nie zostawię. Nigdy nie miałem takiego zamiaru.
Już cichutko. Wszystko dobrze. Jestem przy tobie.

Wtedy też jej nic nie powiedziałem. Nie przeprosiłem, jedynie przyznałem, że żałowałem. Nie prosiłem jej, żeby mi wybaczyła.

— Chyba mu to zbyt dobitnie uświadomiłeś, Harry... — Stwierdziła Val.

— Okej, co ty na to, Gavin? Ja i Val pojedziemy po coś do jedzenia na wynos, a ty porozmawiasz w końcu z Bellą, która zasługuje na przeprosiny. — Zaproponował mój brat, na którego spojrzałem zaskoczony.

— Ale...

— Gavin, tutaj nie ma „Ale". Musisz się tym zająć, więc idź do niej, przeproś ją od serca i wszystko między wami wróci do normy. A przynajmniej w jakimś stopniu. — Powiedział, a ja przytaknąłem głową. — Nie będziemy się spieszyć. — Zapewnił, a ja zerknąłem na Val.

— Ja prowadzę, bo ty, Harry, za bardzo uwielbiasz depnąć. — Uśmiechnęła się szeroko, na co on się zaśmiał. — Damy wam trochę czasu.

Oboje ruszyli do drzwi, by w kolejnej chwili założyć kurtki.

— Czekajcie. — Powiedziałem, idąc za nimi.

Złapałem za klucze od auta, odczepiłem od nich te od domu i podałem Harry'emu. Od razu zrozumiał, co miałem na myśli. Westchnąłem, gdy wyszli, po czym zamknąłem drzwi.

Wziąłem głębszy wdech, by w kolejnej chwili odwrócić się w stronę klatki schodowej. Nie do końca wiedziałem, jak w ogóle zacząć rozmowę z nią. Jak znaleźć odpowiednie słowa. Jak przekazać to wszystko tak, aby wiedziała, że było mi naprawdę przykro z powodu tego, w jaki sposób wszyscy ją potraktowaliśmy – ja w szczególności.

Przełknąłem ślinę, powoli ruszyłem na piętro, by kolejno wejść na górę. Mój oddech przyśpieszył, moje serce uderzało o żebra, a przy tym nie potrafiłem zebrać myśli. Cały czas przeskakiwały na inną sytuację z naszego życia.

Na moment naszego pierwszego spotkania...

Pierwszego pocałunku...

Pierwszego razu...

Postanowienia bycia razem...

Wyznania sobie nawzajem, że się kochamy...

Zaręczyn...

Kupna domu...

Zamieszkania razem...

Ślubu, a nawet dwóch...

Nocy poślubnej i miesiąca miodowego...

Każda jedna sytuacja odgrywała się w mojej pamięci od początku i w kółko, jakbym wpadł do jakiejś pętli czasowej. Przypominałem sobie swoje błędy, jakie popełniłem w ostatnim czasie. Musiałem to dobrze przemyśleć, żeby chociażby się nie zacinać przy tych przeprosinach. Potrzebowałem się jakoś uspokoić, ale kiedy myślałem, że każde słowo może znowu coś popsuć, kompletnie nie umiałem tego zrobić.

Powoli wszedłem do pokoju, gdzie słyszałem spokojny oddech Belli. Podszedłem bliżej, dzięki czemu zauważyłem, że przykryła się kocem. Leżała na prawym boku. Zbliżyłem się do niej, usiadłem na krawędzi materaca, po czym sięgnąłem do jej ramienia, które delikatnie pogłaskałem, aby zbyt gwałtownie jej nie wybudzić z drzemki.

Mruknęła cicho pod nosem, niechętnie uchyliła powieki i spojrzała na mnie. Widząc mnie, szybko zwróciła wzrok w innym kierunku, by na mnie nie patrzeć. Z mojego gardła niemal natychmiast wypłynęło jedno słowo:

— Przepraszam...

Wzdrygnęła się, szerzej uchyliła powieki i w końcu zainteresowała się moją osobą, bo z powrotem przerzuciła na mnie swoje – nadal żółtozielone – tęczówki. Opuściłem swój wzrok na podłogę, bo nie umiałem na nią teraz spojrzeć. Usłyszałem, że się podniosła do siadu i, zapewne, uważnie mi się przyglądała, gdy starałem się uspokoić oddech, by coś jeszcze powiedzieć. Nie chciałem skończyć tylko na tym jednym słowie. Musiałem coś jeszcze dopowiedzieć, bo raczej nie chodziło jej o pojedynczy wyraz.

Zauważyłem, jak chciała poruszyć ustami, jak wyciągnęła w moim kierunku dłoń, ale się zacięła, gdy ponownie się odezwałem.

— Przepraszam za wszystko. Wiem, że wszystko zniszczyłem. Nie chciałem tego. Chciałem, żebyś tylko była bezpieczna i szczęśliwa. — Zakryłem swoją twarz, kiedy poczułem napływające łzy, a przy tym oparłem łokcie o swoje kolana. — Zjebałem, skrzywdziłem cię i naprawdę tego żałuję, ale wiem, że się do mnie nie odezwiesz, dopóki nie zobaczę własnych błędów. Rozumiem to, bo sam nie chciałbym się odezwać do osoby, która jedynie mnie krzywdziła. Przepraszam, że wymagałem od ciebie, żebyś tak szybko to wszystko przebolała, te kilka miesięcy ciągłych kłamstw. Przysięgałem ci coś innego przed ołtarzem. Możesz mnie uderzyć, jeśli zrobi ci się lżej, ale proszę. — Zerknąłem na nią ze łzami w oczach.

Szerzej uchyliła powieki.

— Nie nienawidź mnie, bo ta ciągła cisza to już dla mnie wystarczająca kara... — Złapałem się z głowę i ponownie uciekłem wzrokiem by się uspokoić.

Usłyszałem, jak wypuściła powietrze, potem się nieco poprawiła chyba na łóżku, bo już w kolejnej chwili poczułem jej dłoń na swoim ramieniu.

— Bolało? — Spytała nagle, a ja spojrzałem na nią zaskoczony.

Uśmiechała się do mnie, po czym przysunęła i objęła mój kark, by przycisnąć mnie do swojej piersi.

— Wystarczyło powiedzieć samo „przepraszam", ale jak już zacząłeś mówić, to ci nie przerywałam. — Dodała, a ja ją objąłem w pasie, by kolejno pociągnąć ją na swoje kolana.

Wtuliłem się w nią z całej siły, a przy tym dosłownie pękłem. Nie powstrzymywałem już łez, które leciały po mojej twarzy i wchłaniały się w koszulkę Belli. Czułem, jak delikatnie przeczesywała moje włosy swoimi smukłymi palcami, gładziła moje lewe ramię, pomagając mi się uspokoić. Spokojnie oddychała, a dzięki skupieniu się na tej czynności sam w końcu złapałem porządny – nieurywany – wdech.

Poprawiła się na moich kolanach – usiadła na nich okrakiem – a przy tym przytuliła mnie z całej siły do swojej piersi. Gdy chciałem jej zwrócić na to uwagę, odsunęła się, by kolejno doczepić się wargami do moich ust. Wzdrygnąłem się nieznacznie, jednak już w kolejnej chwili oddałem pocałunek.

Objąłem ją w pasie, po czym przewróciłem na bok. Znalazłem się między jej nogami, zablokowałem ręce na wysokości jej głowy i ponownie ucałowałem. Zachichotała radośnie, gdy na nią spojrzałem, ale, ponownie, nad nią się pochyliłem, by ukraść kolejnego całusa. Puściłem jej dłonie, na co ta objęła nimi moje policzki, kiedy bardziej się na niej ułożyłem.

— Poprosiłeś mnie, żebym cię nie nienawidziła, ale wiesz, co ci powiem? — Powiedziała, gdy się od niej odsunąłem. — To niemożliwe, żebym coś takiego do ciebie poczuła. Za bardzo cię kocham, żebym mogła cię znienawidzić. Nawet, jeśli czasami zachowujesz się jak głupek czy inny idiota, nie umiałabym cię tak po prostu znienawidzić... — Wyznała, przez co poczułem powoli rozchodzące się w mojej piersi ciepło.

Przez jej słowa, znak na moim sercu już nie parzył. To było przyjemne uczucie, które towarzyszyło mi jedynie przy niej.

Przyglądałem się jej z szerokim uśmiechem. Wytarła miejsca, w których znajdowała się jeszcze znikoma ilość łez, po czym objęła ponownie mój kark. Pochyliłem się do niej, ale w tej samej chwili, gdy chciałem ponownie ją pocałować, skrzywiła się nieznacznie, przez co się zatrzymałem.

— Co się dzieje? — Dopytałem zaniepokojony.

Pokręciła głową na znak, że to nic takiego.

— Ostatnimi czasy się gorzej czuję, ale zwykle prawie od razu przechodzi. Nie martw się. — Poprosiła, po czym delikatnie cmoknęła moje wargi.

— Wytłumacz mi, jak mam się nie martwić? — Uśmiechnąłem się ironicznie, po czym złapałem ją pod nogami, by następnie ją poprawić, żeby leżała głową na poduszce.

Położyłem się obok niej, by w kolejnej chwili spojrzeć w jej oczy. Poprawiłem się, a ona ułożyła swoją głowę na mojej klatce piersiowej. Nakryła naszą dwójkę kocem, wtuliła się, a ja pogłaskałem jej ramię.

— Coś gdzieś konkretnie cię boli czy to jedynie złe samopoczucie? — Dopytałem.\

Złapała moją rękę, splotła swoje palce z moimi i uniosła na mnie wzrok. Położyła ją na swoim brzuchu, mniej więcej pod pępkiem. Poprawiłem się nieco, a ona założyła swoje nogi na moje.

— To nie jest stricte ból, ale po prostu takie dziwne uczucie. Głównie z tego względu leżałam pod kocem. Ciepło jakoś uśmierza ten dyskomfort. — Poprawiła się i spojrzała mi w oczy. — Twój dotyk chyba też...

Zaśmiałem się lekko, poprawiłem jej włosy za ucho, dałem całusa w czoło, a ona mi w szczękę. Chciałem złączyć nasze usta, ale w tym samym momencie usłyszałem dzwonek mojego telefonu. Z lekko załamany westchnieniem spojrzałem na wyświetlacz urządzenia. Zobaczyłem wiadomość od Harry'ego w postaci kciuka w górę i w dół.

Prawdopodobnie miało to oznaczać zapytanie, czy ja i Bella się ze sobą pogodziliśmy. Parsknąłem śmiechem, gdy dziewczyna obok zrozumiała przekaz wiadomości. Dowodziła tego jej mimika. Przy tym zabrała mój telefon, poprawiła się, weszła w konwersację i wcisnęła aparat. Zaśmiałem się, gdy się przybliżyła, dała mi całusa w żuchwę, robiąc nam przy tym zdjęcie, które kolejno wysłała z dopiskiem: „A na co ci to wygląda? ~ Bella".

Niemal natychmiast na ekranie pojawiła się informacja, że dzwonił do mnie Harry. Odebrałem komórkę od Belli, przeciągnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem urządzenie do ucha. Odezwałem się, nim on zdążył.

— Tak, Harry, pogodziliśmy się. — Powiedziałem, obejmując dziewczynę obok ramieniem.

Wtuliła się we mnie, pogłaskała mój podbródek, gdzie dało się poczuć krótki zarost i się zbliżyła. Pocałowała mój policzek, potem szczękę i zeszła z całusami na szyję. Przełknąłem ślinę, gdy przygryzła płatek mojego ucha. Poczułem przez to dreszcz, który przebiegł po moim kręgosłupie.

No i super! — Rzucił, a przy tym dosłyszałem głośne „Juhu" Valentiny. — A teraz pytanie, co chcecie z chińskiej knajpy? Ostatnio na nią natrafiliśmy, jak wracaliśmy z jednego ze spotkań. Mają nawet niezłe jedzenie.

Nie mogłem się za bardzo skupić, kiedy Bella cały czas skubała moje ucho.

— Mi jest bez różnicy, ale żadnej ryby. — Odpowiedziałem, starając się brzmieć jak najbardziej naturalnie.

Zagryzłem wargę, gdy dłoń Belli zjechała pod materiał koca po mojej klatce piersiowej. Odchrząknąłem cicho, dając jej znak, żeby się nieco uspokoiła, ale jedynie się bezdźwięcznie zaśmiała.

— Dla Belli w sumie to chyba też by było bez różnicy, ale nie zniesie tego, jeżeli znajdzie chociażby kawałek peklowanych warzyw, czytaj najbardziej bambusa. A, i dla niej obowiązkowo sajgonki, bo za ich brak nas zadźga. — Powiedziałem dość szybko, gdy Bella zaczęła rozpinać mój pasek od spodni.

Jej ręka znalazła się pod jeansowym materiałem.

Harry się zaśmiał na moje wcześniejsze słowa.

W tym momencie Bella zabrała mi komórkę.

— Poproszę osiem sajgonek. — Powiedziała, gdy przy okazji się poprawiła i usiadła na mnie okrakiem, nadal się ze mną drażniąc, bo zaczęła poruszać swoimi biodrami. — Nie musicie się spieszyć.

Uśmiechnęła się do mnie podejrzanie, kiedy uniosłem się na łokcie i zacisnąłem pięści na pościeli.

Ay, ay, pani kapitan. — Usłyszałem, nim dziewczyna się rozłączyła.

Odłożyła komórkę na szafkę, a ja chwyciłem za jej biodra. Zaśmiałem się, gdy pochyliła się do mnie i oparła przy mojej głowie. Objęła policzki, wpiła się w usta.

(*)

Przesunąłem dłońmi po jej ciele. Przy tym minimalnie podciągnąłem jej koszulkę. Zadrżała i cicho mruknęła, gdy bardziej ją docisnąłem do swojego krocza.

Zaśmiałem się z jej reakcji.

— Jesteś niemożliwa. Przed chwilą się źle czułaś...

Ponownie mnie pocałowała.

— Potem zaczęłaś mnie prowokować podczas rozmowy przez telefon. — Podniosłem się do siadu, a ona objęła mój kark.

Przy tym złapałem za jej tyłek, na co ta jęknęła między kolejnymi całusami.

— Chcesz? — Dopytałem, kiedy pociągnęła za mój sweter.

— Daję za mało czytelne znaki? — Odpowiedziała pytaniem.

— Kusicielka... — Uśmiechnąłem się i pozwoliłem jej zdjąć górną część mojej garderoby.

Ja zrobiłem to samo z jej bluzką. Rzuciłem ją gdzieś na bok. Już w kolejnej chwili ucałowałem jej piersi, na co pociągnęła mnie delikatnie za włosy. Przewróciłem ją na plecy. Niemal od razu złapałem za sznurek przy dresowych spodniach dziewczyny. Popuściłem go, złapałem za materiał i zdjąłem z jej nóg. Powoli schodziłem pocałunkami przez jej szyję, klatkę piersiową, brzuch, aż znalazłem się między jej nogami.

Wydała z siebie głośne westchnienie, gdy pocałowałem jej najbardziej wrażliwe miejsce. Podciągnęła nogi, złapała jedną ręką za poduszkę, drugą ponownie wplątała w moje włosy. Zauważyłem, że zagryzała znowu – jak na samym początku naszej znajomości – dolną wargę, czym mnie ponownie nieco bardziej nakręciła.

Po kilku chwilach się uniosłem i zawisnąłem nad nią. Ponownie przycisnąłem swoje usta do jej, podciągnąłem jej lewą nogę, którą kolejno mnie do siebie bardziej przycisnęła. Jęknęła w moje usta, złapała za guzik od spodni. Podciągnąłem się, ona tak samo. Sięgnąłem do szafki, kiedy to ona męczyła się z zamkiem.

Ucałowała moje mięśnie na brzuchu, rozpinając moje spodnie. Po tym się z powrotem ułożyła, zdjęła dolną partię swojej bielizny, a ja rozerwałem opakowanie prezerwatywy zębami. Ledwie kilka sekund później się nad nią pochyliłem. Zadrżała, gdy się w niej znalazłem. Złapałem jej dłonie i poruszyłem się pierwszy raz.

Tym razem było inaczej. Nie zachowywaliśmy się spokojnie. Powiedziałbym, że ten raz przeżyliśmy niemal dziko, ale chyba oboje tego potrzebowaliśmy. Zrzucić z siebie wszystkie emocje. Odreagować to wszystko, co się działo w ostatnich dniach. Tę całą kłótnię, ciszę w domu, każdą jedną sytuację.

(*)

Po jakimś czasie padliśmy na materac z ciężkimi oddechami. Ponownie się we mnie wtuliła, położyła głową na mojej piersi, a ja przesunąłem opuszkami po jej łopatkach. Zacząłem delikatnie drapać jej skórę. Wziąłem głębszy wdech, gdy na mnie spojrzała. Po raz kolejny mnie pocałowała, usiadła na moich nogach okrakiem.

— Oni mogą w każdej chwili wrócić. — Zauważyłem, a ona się wyprostowała. — Poza tym, nie powinnaś się przemęczać, skoro wcześniej się gorzej poczułaś. — Podniosłem się do siadu.

Objąłem ją w talii.

— No dobrze. — Przytuliła się do mnie jak najbardziej.

— Już wszystko między nami w porządku? — Dopytałem, na co odwróciła wzrok w zastanowieniu. — Bella?

— Chwilowo tak, ale spróbuj znowu coś głupiego zrobić, a skończy się gorzej, niż teraz. Poproszę Ninę o bunkier, jak znowu coś odwalisz. — Pogroziła mi palcem, na co szybko przytaknąłem głową.

Nagle usłyszałem hałas z piętra niżej.

— Jesteśmy! — Zawołała Val, a my na siebie zerknęliśmy.

— Rychło w czas. — Skomentowała Bella, kiedy zaburczało jej w brzuchu.

Zaśmiałem się, a ona szybko złapała za części swoich ubrań, które wcześniej miała na sobie. Szybko się ubrała, rozpuściła swoje włosy i nieco je roztargała. Sam również się z powrotem w pełni ubrałem. Stanąłem za dziewczyną, kiedy to związywała swoje włosy w kucyka z tyłu głowy i się do niej przytuliłem. Uśmiechnęła się szeroko i na mnie zerknęła w lustrze.

Dałem jej całusa w zgięcie szyi, dzięki czemu usłyszałem, że się zaśmiała. Już w kolejnej chwili złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Nie protestowałem, pozwoliłem jej się poprowadzić, ale to, co zrobiła moment później, zbiło mnie z tropu. Przyszpiliła mnie do ściany, zablokowała możliwość ucieczki, opierając się rękoma po obu stronach moich ramion i uśmiechnęła się uroczo.

Czułem się przez to nieco nieswojo, dlatego złapałem za jej przedramiona i opuściłem.

— Co znowu kombinujesz? — Dopytałem, unosząc brew.

— Drażnię się? — Odpowiedziała pytaniem.

— Tyle, to widzę. Co próbujesz tym ugrać? — Doprecyzowałem, na co wydęła dolną wargę jak obrażone dziecko.

— A to nie oczywiste? Czegoś mi nie powiedziałeś... — Założyła ręce.

— Eee, kocham cię?

Uśmiechnęła się szeroko, po czym ponownie wtuliła w moją klatkę piersiową.

— Ja ciebie bardziej.

Parsknąłem śmiechem.

— Nie ma opcji...

— Oczywiście, że jest. — Oparła się brodą o moją pierś.

— Umówmy się, że kochamy się na równi. — Zaproponowałem.

— Nic z tego, kocham cię bardziej i kropka. — Pokazała mi język.

Pokręciłem głową, nie dowierzając w jej upartość. Już w kolejnej chwili usłyszałem z piętra niżej Harry'ego, który nas ponownie zawołał. Zerknąłem w stronę drzwi, potem na Bellę, a już w następnej sekundzie się schyliłem i przerzuciłem dziewczynę przez ramię. Pisnęła, zaśmiała się, a ja zacząłem powoli iść z nią piętro niżej.

Machała nogami, chcąc się uwolnić, ale nie ustępowałem i dałem jej klapsa w tyłek. Jęknęła z bólu, jednocześnie się śmiejąc. Harry i Val, gdy tylko nas zobaczyli, szeroko się uśmiechnęli. Widocznie ucieszyli się z faktu, że pogodziłem się z Bellą, a na jej twarzy ponownie zawitał widoczny entuzjazm.

Odłożyłem ją dopiero na parterze, gdzie już po chwili postanowiliśmy otworzyć wino. Zauważyłem, że Bella nie była zbyt chętna do picia. Rozumiałem, bo jednak wcześniej się źle czuła. Może znowu coś ją łapało? Ale tym razem coś bardziej normalnego, jakaś grypa lub coś podobnego? Nie wiedziałem, ale martwiła mnie ta kwestia. Z jakiegoś powodu się źle czuła, a ja musiałem się domyślać, o co mogło chodzić.

Po może pięciu minutach stwierdziliśmy, że nie będziemy tak stali w kuchni i przenieśliśmy się na kanapę. Włączyliśmy też jakiś film, podczas którego Bella usadowiła się między moimi nogami i zakryła nas kocem. Val i Harry siedzieli w podobny sposób co my, kiedy to ze skupieniem oglądaliśmy film – „Lucy". Przytuliłem Bellę, kiedy to się obniżyła, by wygodniej się ułożyć.

Oglądaliśmy filmy przez kolejne kilka godzin, aż w pewnym momencie zostaliśmy przytomni tylko ja i Harry.

— I chyba koniec. — Stwierdził mój brat, który delikatnie głaskał Val po głowie.

— Na to wygląda. — Odpowiedziałem krótko, gdy zerknąłem na Bellę.

Leżała na brzuchu, wtulała się w moją klatkę piersiową.

— Bella praktycznie ne tknęła wina. — Zauważył. — Wszystko z nią okej?

— Mówiła, że od kilku dni się gorzej czuła. Lepiej, żeby nie ryzykowała z alkoholem. — Dodałem, na co przytaknął.

— Słuszna uwaga.

— Harry...

— Co jest, młody? — Oparł się o swój prawy łokieć i pogłaskał dziewczynę po ramieniu.

Przełknąłem ślinę.

— Coś wcześniej wspomniałeś, że Val mogła cię zagryźć. Co miałeś na myśli?

Zaśmiał się cicho, a dziewczyna, która leżała na jego klatce piersiowej się poprawiła tak, by odwrócić się na prawy bok.

— No dobrze, skoro już zapytałeś, to chyba nie wypada od tego uciekać. — Spojrzał na mnie. — Moja znajomość z Valentiną zaczęła się jakiś rok po tym, jak się wyprowadziłem. Nie mów o tym tacie, ale na początku nie szło mi najlepiej. Praca mieszkanie, wszystkie obowiązki musiałem wykonywać sam. Chciałem robić, co ja chciałem, a nie mieć z góry narzucone, że mam zostać Łowcą. Nie chciałem całe życie być na łasce, bo bym zwariował. — Opuścił wzrok na dziewczynę. — Jak już mówiłem, rok po tym, jak wyjechałem, spotkałem Valentinę. Wcześniej zaprzyjaźniłem się z Jimmym, został moim współlokatorem i tak dalej. Nuda i norma. No, do pewnego wieczoru, gdy pojechaliśmy na imprezę do znajomego Jimmy'ego. Wypiliśmy trochę za dużo, wpadliśmy na głupi pomysł, żeby wyskoczyć na spacer do pobliskiego lasu, a tam zrobiło się niezbyt kolorowo. Była akurat pełnia. — Założył jej włosy za lewe ucho, a przy tym odkrył znamię za nim. Miało kształt księżyca w pierwszej kwarcie. — Sam wiesz, jak księżyc w pełni działa na istoty nadnaturalne. Są silniejsze, odważniejsze i w ogóle. Na wiedźmy i wampiry może nie tak bardzo, ale w przypadku wilkołaków... One przez to dosłownie dziczeją...

— Harry...

— Z jednej strony to był cholernie głupi pomysł, ale z drugiej, patrząc na to po tak długim czasie, gdy już jestem tutaj, mam przy sobie Val i w ogóle, uznali mnie tak jakby za członka ich mini watahy, wydaje mi się to takim trochę przeznaczeniem.

— Wiedźmy rodzą się z odgórnie narzuconym przeznaczeniem. Jak jest u wilkołaków? — Dopytałem zaciekawieniem, bo nigdy nie rozmawiałem o tym z Bellą.

Więcej raczej wiedziała odnośnie wampirów, aniżeli wilkołaków.

— W teorii też mają je odgórnie, ale w praktyce tak wcale nie jest. Są bardziej podobne do ludzi, niż by się mogło zdawać. W każdym razie, wracając do tego, jak spotkałem Val. Zrobiłem najgłupszą możliwą rzecz, jaką mogłem zrobić. Oddzieliłem się od grupy. — Pogłaskał dziewczynę po głowie. — Próbowałem ich wszystkich znaleźć, ale nic z tego. Zniknęli mi z pola widzenia. Nie wiedziałem, co zrobić. Powoli dostawałem ataku paniki, aż nagle zabrakło mi tchu. Wylądowałem na ziemi, a do niej dociskał mnie brązowy wilk. To była Valentina. Warczała, wariowała przez księżyc, ale udało mi się ją... Ogłuszyć.

W tym momencie zobaczyłem bliznę na głowie dziewczyny.

— Przywaliłem jej kamieniem, straciła przytomność, a przy tym zamieniła się z powrotem w człowieka. Nie wiedziałem za bardzo, co powinienem zrobić. Byłem pijany obok mnie leżała naga dziewczyna z raną na głowie, a gdyby tego było mało, to znalazł mnie Jimmie. Kolejny dzień mu tłumaczyłem, jaki świat jest naprawdę, Val rzucała we mnie wszystkimi garnkami, jakie znalazła w moim mieszkaniu, ale nie srebrnymi. Ta bajeczka, że istoty nadnaturalne zabija srebro jest połowicznie prawdziwa. — Podniósł rękę kiedy chciałem dopytać, co miał na myśli. — Mówię „połowicznie", ponieważ srebro jest bardziej trucizną. Wilkołaki odczuwają to najbardziej. Głównie ze względu na fakt, że srebro wypala im skórę.

Spuściłem wzrok na Valentinę. Mruknęła coś pod nosem, kiedy to Harry podrapał ją za uchem. Uśmiechnął się na to.

— A jak to się stało, że zostaliście parą? Raczej jej powiedziałeś, kim jest nasz ojciec. — Dopytałem.

— Wiesz co? Do tego momentu, kiedy to wyznaliśmy sobie, co do siebie czujemy i zostaliśmy parą, naprawdę dużo rzecz musiało się stać. Cały czas się ze sobą nie zgadzaliśmy, trwała ciągła kłótnia i w ogóle. W międzyczasie Ramon musiał stoczyć walkę ze starym Alfą ich watahy, żeby Val nie została zmuszona do poślubienia go, mi Leon uświadomił, że moje życie bez niej nie ma sensu, a ja w końcu walnąłem naprawdę długą i żenującą jak cholera przemowę o tym, jak bardzo chciałbym, żeby została moją dziewczyną, potem żoną, aż w końcu matką moich dzieci i jak bardzo chciałbym się z nią zestarzeć. — Skrzywił się znacznie, co znaczyło, że musiał sobie chyba przypomnieć tamtą przemowę. — Ona była cholernie żenująca, a już tym bardziej, jak się weźmie na fakt to, że powiedziałem jej to wszystko przy jej rodzicach...

Musiałem się powstrzymać, żeby tylko się nie zaśmiać.

— Poświęcenie na sto procent. — Skomentowałem, a on się złapał za głowę.

— A żebyś wiedział... — Dodał, a przy tym Val cicho mruknęła pod nosem. — Powinniśmy się zbierać...

— Możecie zostać. Mamy pokój gościnny, starczy miejsca. — Rzuciłem nagle, na co on spojrzał na mnie zaskoczony. — poza tym Val już naprawdę mocno śpi, więc nie warto jej chyba budzić.

— Dzięki, młody. 


Mam nadzieję, że rozdział się podobał!

Dajcie znać koniecznie!

Do kolejnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro