Rozdział 38 - "Pierwszy krok do zemsty"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sorki za przerwę, ale no cóż.
Potrzebowałam małej odskoczni na moment od tej historii.

Miłej lektury!


Zaśmiałam się, kiedy to Gavin uszczypnął mój bok. Wierzgałam nogami, jednak nie przestawał się ze mną drażnić. Odwróciłam się do niego, ale w tym samym momencie jego usta wylądowały na mojej szyi, dłonie pod koszulką i zaczęły szukać miejsc, gdzie miałam największe łaskotki. Śmiałam się na całe gardło, kiedy to jego ręce wędrowały po całym moim brzuchu. Starałam się wyrwać, zrobić cokolwiek, ale miał nade mną przewagę w postaci dużo większych zasobów w sile.

Nim się obejrzałam, Gavin znalazł się między moimi nogami, na co pisnęłam i znowu się zaśmiałam. Czułam, jak się o mnie ocierał, przez co mój głos powoli zamieniał się z cichych pomruków w głośniejsze westchnienia i jęki.

Nie trwało to jednak długo. W pewnym momencie zamiast przyjemności, nastąpiło dziwne uczucie powstałe w moim brzuchu. Powoli się ono pięło przez przełyk i do ust, aż w końcu musiałam przełknąć ślinę. Przy tym Gavin chciał mnie pocałować, ale, widząc moją skrzywioną mimikę, zrezygnował.

— Co jest? — Dopytał zaniepokojony.

— Nagle gorzej się poczułam. Nie martw się. — Powiedziałam.

Zszedł ze mnie, a ja podniosłam się do siadu. Przy tym zaczesałam swoje włosy do tyłu i wzięłam głębszy wdech. Gavin także się uniósł, przysunął się, pogłaskał mnie po plecach i dał całusa w odkryte ramię.

Nieważne, co próbowałam zrobić, to uczucie nie znikało. Dodatkowo się nasiliło. Miałam wrażenie, jakby dosłownie żołądek przewracał mi się do góry nogami. Owinęłam swój brzuch prawym ramieniem, lewą dłonią przetarłam swój kark, gdzie poczułam, jak włoski stanęły mi dęba.

Nagle to nieprzyjemne uczucie sięgnęło zenitu, przez co zostałam zmuszona do tego, by zerwać się niemal z łóżka i więc do łazienki.

— Bella!? — Zawołał za mną zaskoczony, jednak nie dałam rady odpowiedzieć.

W tym momencie kucnęłam przy ubikacji, gdzie kolejno wyrzuciłam całą zawartość swojego żołądka. W ciągu kilku sekund poczułam, jak Gavin delikatnie odsunął mi włosy, żebym ich nie zbrudziła. Kątem oka zauważyłam, jak sięgnął do mojej kosmetyczki, która leżała przy zlewie. Wyjął z niej jedną gumkę do włosów, którą niemal od razu związał moje strąki.

Kolejny przypływ wymiocin spowodował, że po plecach przeszedł mi dreszcz. Gavin, starając się mnie jakkolwiek wesprzeć, zaczął delikatnie jeździć palcami po moim kręgosłupie.

— Wyrzuć to z siebie, Bella. — Wyszeptał, kiedy ponowna fala wylądowała w ubikacji.

Kaszlnęłam kilkukrotnie, by stało się to samo. Spędziłam w ten sposób przynajmniej dwadzieścia minut, a Gavin ze mną był przez cały ten czas.

Po tym wszystkim, ledwie żywa, usiadłam na muszli i oparłam się łokciami o kolana. Spuściłam głowę.

— Może powinniśmy poprosić twoją matkę, żeby cię przebadała? To nie jest normalne, że od trzech dni, jak tylko źle się poczujesz, zaczynasz od razu wymiotować...

— Przypominam ci, co ja wczoraj zjadłam. Musiałam się po prostu, w końcu, struć... — Przerwałam mu, a on delikatnie się skrzywił.

Musiał sobie przypomnieć, że wczoraj miałam zachciankę, przez którą najwytrwalszy osobnik by padł. Zjadłam pizzę cztery sery polaną sosem karmelowym – sporą ilością tej polewy.

— Ostatnimi czasy masz naprawdę dziwne zachcianki na jedzenie, Bella. Na serio, powinna cię przebadać twoja matka, zanim...

— Zanim co, Gavin? — Uśmiechnęłam się do niego. — Zanim zwrócę własne wnętrzności?

— Zanim okaże się to czymś poważniejszym.

Podniosłam się na równe nogi. Pokręciłam głową, nie dowierzając w jego słowa.

— „Czymś poważniejszym". — Zrobiłam cudzysłów w powietrzu. — Masz na myśli ciążę?

Odwrócił wzrok, a ja podeszłam do zlewu, gdzie niemal od razu uchyliłam lustro, które było również szafką. Wyjęłam stamtąd szczoteczkę i pastę.

— Zabezpieczamy się. Do tego podwójnie. Ja tabletkami, ty prezerwatywami. Nie mogłoby dojść do zapłodnienia. — Chciał coś powiedzieć, jednak mu nie dałam. — Rozumiem, że się martwisz, ale naprawdę nie masz czym. Oboje ustaliliśmy, że z tym nie ma się co spieszyć, a już tym bardziej, kiedy pewna cholera tylko czeka na narodziny naszego dziecka. Wymiotuje, bo pewnie się czymś strułam...

— Rozumiem wymiotowanie przez dwa dni przy zatruciu się jedzeniem, ale nie przez ponad tydzień. Po Wigilii też wymiotowałaś. Jutro jest Sylwester, Bella, i naprawdę nie chcę, żebyś go spędziła wymiotując nad ubikacją. — Podszedł do mnie i położył swoje dłonie na mojej talii.

Wywróciłam oczami.

— Uspokoję cię, jeśli powiem, że muszę jechać na zakupy i umówiłam się z Niną, a po drodze do niej mogę wjechać do lekarza? — Założyłam ręce na piersi, na co się zaśmiał.

— W pewnym stopniu tak. — Nagle zmarszczył brwi. — Po co do Niny?

— Po Nowym Roku mam was wprowadzić w to, jak walczyć z Wdowami. —Zaczęłam, na co przytaknął dla potwierdzenia. — Nina pomagała mi podczas trenowania wtedy, dlatego teraz będzie takim jakby moim pomocnikiem, kiedy będę uczyć was. Muszę z nią rozplanować kilka rzeczy, ona musi mi dać swój grafik w pracy, a poza tym to pewnie dobra godzina nam zejdzie na jakieś pogaduszki o takim jednym brunecie z niebieskimi oczami, który wpadł jej w oko... — Odwróciłam wzrok.

— Jimmie? — Dopytał dla pewności, na co przytaknęłam.

— I to jest chyba coś ze wzajemnością. — Dodałam, a już w kolejnej chwili zaczęłam szorować swoje zęby.

Chłopak pokręcił głową, a ja pchnęłam go lekko biodrem. Zaśmiał się, by w kolejnej chwili ruszyć w stronę drzwi. Sam również musiał zacząć się szykować. Dzisiaj miał zająć się jakąś sprawą za miastem. Razem z nim jechali Ryan, Bryce. Tam mięli się spotkać z jego ojcem i Stefanem. Podobno wystąpił jakiś problem w jednej z baz Łowców. Potrzebowali głównie Gavina, bo to sprawa związana z komputerami – studiował informatykę, więc nadawał się do tego raczej idealnie.

Po ogarnięciu się, wyszłam z łazienki. Miałam na sobie jedynie bieliznę, w której przeszłam do garderoby. Usłyszałam śmiech Gavina, który zakładał akurat koszulkę.

— Kusisz los! — Rzucił nagle, kiedy to weszłam do garderoby, gdzie złapałam za moje jeansy.

Zaczęłam wciągać spodnie, kiedy to w pewnym momencie nie mogłam ich już bardziej wciągnąć. Westchnęłam i zaczęłam je podciągać używając więcej siły. Odetchnęłam lekko zmęczona i spojrzałam na guzik, któremu do zapięcia brakowało przynajmniej pięciu centymetrów. Założyłam ręce na biodrach.

— Mówiłam, że mi się nie przywidziało z tym, że przytyłam! — Krzyknęłam, a Gavin zajrzał do garderoby. — Ja te spodnie kupiłam na początku tego miesiąca...

— Dobra, niech ci będzie. — Uniósł ręce w geście obrony. — Przytyłaś, ale nadal kocham cię tak samo mocno. — Podszedł bliżej, by dać mi całusa. — Muszę się zbierać. Trochę nam zajmie dojechanie do .... Powinienem być wieczorem.

— Uważaj na drodze i postaraj się wrócić na kolację. — Przytuliłam go. — Zrobię coś dobrego.

Zaśmiał się, dał mi ponownie całusa, po czym ruszył do drzwi.

— Kocham cię! — Rzucił na odchodne.

— A ja ciebie, głupku. — Odpowiedziałam ciszej.

Po tym spojrzałam na półkę po mojej prawej, gdzie siedziała sobie duchową wersja Enigmy. Widziałam ją od prawie dwóch tygodni, jednak nadal nie mogłam z nią rozmawiać. Znaczy, ja mówiłam, ale nie dostawałam żadnej odpowiedzi.

W tej chwili przyglądała mi się uważnie swoimi –od jakiegoś czasu –dwukolorowymi oczkami. Przetarła swój pyszczek i ponownie podniosła na mnie zielonożółtą oraz czerwoną tęczówkę.

— No co? — Spytałam, na co przekrzywiła swoją główkę. — Wiem, że mi nie odpowiesz.

Zamrugała. Ja w tym czasie zaczęłam zdejmować za małe spodnie. Złożyłam je, odłożyłam na półkę i przebrałam się w coś innego. Trafiło tym razem na czarne jeansy z pojedynczymi dziurami na kolanach, które były zrobione z rozciągliwego materiału.

— Nie ma się czym martwić. Przytyłam, bo sporo zjadam ostatnimi czasy, ale to chyba nie powód do zmartwień. Nic mi nie jest, a przynajmniej nic, czym powinno się aż tak martwić. Bo przecież co to? Dwa kilo w tę, czy wewte. Jakbym chuda, to okej, rozumiałabym tę nad wyraz dużą troskę, ale...

— Z kim rozmawiasz? — Usłyszałam za sobą, dlatego gwałtownie się odwróciłam.

W wejściu do garderoby stał Gavin. Zamrugałam szybciej, szukając jakiejś odpowiedzi, żeby mu ją podać.

— Głośno myślałam... — Powiedziałam, a przy tym lekko się uśmiechnęłam. — Coś się stało?

— Zapomniałem telefonu. — Wytłumaczył, po czym ponownie dał mi całusa w policzek i wyszedł.

— Okej, muszę uważać, gdy do ciebie mówię. Mogę przez to wyglądać jak wariatka. — Przetarłam swoje powieki, gdy nagle lekko zapiekły mnie oczy.

Zamrugałam szybko, po czym chwyciłam za pierwszą lepszą jasną koszulkę z rękawem do połowy przedramienia. Złapałam kolejno za jedną z koszul Gavina, która była w w odcieniu czerwonym i miała czarną kratę. Wciągnęłam na stopy grubsze skarpetki, a w kolejnej chwili wyszłam z garderoby. Przeszłam ponownie do łazienki. Stanęłam przed lustrem, rozpuściłam niedbałą kitkę, którą zawiązał mi wcześniej Gavin, po czym złapałam za szczotkę do włosów. Rozczesałam je, nieco poprawiłam, po czym spojrzałam na swoje odbicie.

Grzywka powoli zostawała przeze mnie odsuwana na boki, bo już wchodziła mi do oczu. Włosy się już lekko falowały, więc dla pełnego efektu powinnam chyba w najbliższym czasie wybrać się do fryzjera. Ewentualnie po prostu poprosić Ninę, czy by mnie gdzieś nie wepchnęła na listę. Stanęłam bokiem, dzięki czemu zobaczyłam, że te czarne strąki sięgały mi już do łokci.

Złapałam z gumkę do włosów, złapałam jakąś ich część i tylko ją niechlujnie związałam w koczek. Po chwili wyszłam z pomieszczenia, dzięki czemu zobaczyłam to, że Gavin pościelił łóżko, zanim wyszedł. Uśmiechnęłam się na ten mały gest, po czym zgarnęłam telefon z szafki i ruszyłam do wyjścia. Zbiegłam po schodach, sprawdzając przy tym godzinę na telefonie. Dochodziła dziewiąta trzydzieści. Z tego co wiedziałam, Nina miała dzisiaj wolne, więc jechałam do jej i Nikki mieszkania. Z tą drugą dość dawno nie miałam kontaktu. Z pozostałą częścią moich współpracowników także. Głównie ze względu na to, że Jurgen do mnie nie dzwonił. Nie potrzebowali chyba pomocy w klubie, a przez to naprawdę się nudziłam.

Wyjęłam z szafki kubek termiczny, w którym po chwili zrobiłam sobie ciepłą herbatę.

W czasie gotowania się wody, przeszłam do przedsionka, gdzie wciągnęłam na swoje stopy trapery, które kupiłam sobie jeszcze w listopadzie. Zawiązywałam sznurówki, kiedy to usłyszałam kliknięcie w czajniku. Wyłączył się, dlatego od razu wróciłam do kuchni, by następnie zalać saszetkę w kubku. Wrzuciłam dwie łyżeczki cukru, wcisnęłam nieco soku z cytryny, po czym zakręciłam wieko. Zabrałam wszystko, przeszłam do szafki, gdzie leżała moja torebka. Zaraz obok znajdowało się otwarte pudełko.

Podał mi czarne pudełko, obwiązane zieloną, brokatową wstążką. Spojrzałam na Gavina nie rozumiejąc, a on objął mnie w pasie. Czułam na sobie wzrok wszystkich w pomieszczeniu, kiedy złapałam za koniec kokardy, który pociągnęłam.

— Zaczynam się naprawdę bać, co ty mi za prezenty wymyślasz... — Wyszeptałam, na co wszyscy w pomieszczeniu się zaśmiali.

— Tym razem nie jest to prezent tylko od Gavina. — Powiedziała mama, której tata położył rękę na ramieniu.

Zmarszczyłam brwi, zerknęłam na mojego męża, ale o jedynie wzruszył ramieniem. Poprawiłam się nieco na jego kolanach, by w kolejnej chwili w końcu uchylić wieko szkatułki, w której zobaczyłam klucze do samochodu. Do nich był doczepiony breloczek w postaci kryształowego serca z grawerem.

Ponownie spojrzałam na Gavina.

— Niespodzianka?

— Powiedz, że to są żarty i nie kupiliście mi samochodu albo za moment cię podduszę. — Ponownie wszystkich rozśmieszyłam, ale Gavin jedynie pokręcił głową.

— Nigdy więcej cię nie okłamię, Bella, więc nie mogę powiedzieć, że to żart...

W tej chwili do niego przylgnęłam, i tak jak mówiłam, delikatnie go poddusiłam, kiedy to objęłam jego kark z całej siły.

Uśmiechnęłam się pod nosem, by w kolejnej chwili złapać za klucze. Wzięłam swoją torebkę, po czym ponownie przeszłam do przedsionka. Założyłam swój płaszcz, szalik i nauszniki. Moment później odwróciłam się do Lapis, która siedziała w wejściu.

— Pilnuj domu i bądź grzeczna. — Powiedziałam do niej. — Wrócę za maksymalnie cztery godziny.

Przechyliła łeb w prawą stronę i wyrzuciła język na bok. Uśmiechnęłam się, by następnie wyjść z domu. Zamknęłam za sobą drzwi, ale nim się odwróciłam, złapałam głębszy wdech.

Wciąż nie wierzyłam, że Gavin, razem ze wszystkimi, kupił mi samochód, a do tego nie byle jaki. Dostałam od nich pick-upa.

Stanęłam przodem do ciemnoniebieskiego Forda F-150, który stał na podjeździe. Wzięłam głębszy wdech, by w kolejnej chwili ruszyć do pojazdu. Nacisnęłam odpowiedni przycisk, a światła zamrugały kilkukrotnie. Przy tym usłyszałam odblokowanie się zamków. Przełknęłam ponownie ślinę, przyglądając się pojazdowi.

Prowadziłam już ten samochód, jednak wtedy obok mnie siedział Gavin. Początkowo, kiedy zobaczyłam ten pojazd, nieco mnie przeraziła jego wielkość. Podczas nauki jazdy jeździłam dość małymi samochodami. Większy prowadziłam jedynie, gdy Gavin dał mi swój, żebym nie zapomniała, co robić.

Przeszłam do miejsca kierowcy, co nadal uważałam za nieco dziwne doznanie. Zwykle siedziałam na tym pasażerskim, więc kiedy ja miałam trzymać za kierownicę, czułam nieco narastający lęk.

Wsiadłam do pojazdu, zamknęłam za sobą drzwi i się rozejrzałam. Cała tapicerka była czarna, na przednim lusterku został zawieszony różaniec dla bezpieczeństwa – ludzkie przesądy. Gavin się na to uparł, a jako że nie chciałam się z nim kłócić, zgodziłam się. Nie przeszkadzało mi to.

Wyciągnęłam podstawek pod kubek, do którego włożyłam swój napój. Swoją torebkę położyłam na miejscu obok. Włożyłam kluczyk do stacyjki, a następnie, z lekkim zawahaniem, przekręciłam go. Odpaliłam silnik, światła włączyły się automatycznie, dlatego zostało mi jedynie zapiąć pas, co też zrobiłam.

Wzięłam kolejny wdech, spuściłam ręczny hamulec, ale mimo to przyciskałam pedał, by mi przypadkiem nie ruszył. Delikatnie jeszcze poprawiłam przednie lusterko, a w kolejnej sekundzie wrzuciłam na skrzyni biegów wsteczny. Zerknęłam w pozostałe dwa, puściłam hamulec i delikatnie dodałam gazu.

Po chwili wrzuciłam inny bieg, by następnie ruszyć w stronę wyjazdu ze ścieżki. Zatrzymałam się przy ulicy, gdzie raczej panował mały ruch. Włączyłam kierunkowskaz, rozejrzałam się, przepuściłam jeden pojazd, po czym włączyłam się do ruchu. Uśmiechnęłam się pod nosem, a przy tym dodałam minimalnie gazu.

Zatrzymałam się dopiero pod sklepem, gdzie kupiłam praktycznie same podstawowe rzeczy. Wróciwszy do pojazdu, przypomniałam sobie to, co powiedziałam Gavinowi. Że wejdę do lekarza, ale wcześniej powinnam się chyba umówić. Westchnęłam, oparłam się głową o kierownicę, uważając, by przypadkiem nie uruchomić klaksonu i przymknęłam oczy.

Rozumiałam jego zmartwienie. Sama się denerwowałam tymi wszystkimi objawami.

Rozdrażnienie...

Huśtawka nastrojów...

Dziwne zachcianki...

Wzmożony popęd seksualny...

Powolne tycie...

Częste złe samopoczucie...

Spóźniający się okres...

Poranne mdłości...

Huśtawki temperatury...

Wszystko szło w taką stronę, jakbym naprawdę już była w ciąży, a przynajmniej te wszystkie objawy się zgadzały. Nie czułam się inaczej. Nie miałam wrażenia, jakby w moim ciele kiełkowało nowe życie, jakby coś w nim rosło. Nie, wszystko było w normie, a przynajmniej tak mi się wydawało.

Uniosłam delikatnie wzrok, dzięki czemu napotkałam szyld z napisem „Apteka 24h". Przełknęłam ślinę, wyprostowałam się, złapałam ponownie za swoją torebkę, po czym wysiadłam z samochodu i ruszyłam do lokalu – moment wcześniej zamknęłam pojazd pilotem przy kluczach.

Pchnęłam szklane drzwi. Niemal na wejściu usłyszałam dźwięk dzwoneczków, co mnie nieco zaskoczyło. Pierwszy raz w życiu znajdowałam się w aptece. Głównie ze względu na to, że tabletki przeciwbólowe można dostać w zwykłym sklepie. Dodatkowo, jako wiedźma nigdy nie chorowałam. Antybiotyk miałam w ustach pierwszy raz, gdy Gavin mi go kupił bo myśleliśmy, że po prostu się przeziębiłam.

Podeszłam do lady, poczekałam moment, a zza ściany wyszła dziewczyna, może nieco starsza ode mnie. Uśmiechnęła się, podeszła bliżej.

— W czym mogę pomóc? — Dopytała miło.

— Eee, poproszę test ciążowy.

— Jaki rodzaj?

— Najłatwiejszy do użycia? — Odwróciłam wzrok.

Zaśmiała się na moje słowa, po czym podeszła do jednej półki. Złapała za pierwszy z brzegu i jeszcze inny. Wróciła do mnie, po czym pokazała mi dwa opakowania.

— Najpopularniejsze są płytkowe i strumieniowe. Są też najłatwiejsze w użyciu. W środku mają instrukcję, więc wystarczy tylko iść nią krok po kroku. — Powiedziała. — Te dwie firmy są najczęściej kupowane. Z tego, ile kobiet już obsłużyłam, wiem, że lepiej sprawdzać to testami z różnych firm. Tak dla pewności.

— W takim razie chyba wezmę oba. — Rzuciłam pod nosem, a ona jedynie przytaknęła.

Po chwili zaczęła naliczać to wszystko na kasie.

— Płatność kartą czy gotówką?

— Kartą. — Odpowiedziałam krótko, wyjmując owy przedmiot z portfela.

Zapłaciłam trzy dolary i dziewięćdziesiąt dwa centy, po czym ponownie ruszyłam do wyjścia, po drodze chowając testy do torebki.

— Zapraszam ponownie. — Odezwała się dziewczyna na co ja jedynie przytaknęłam głową.

Wyszłam ze sklepu, ponownie ruszyłam do samochodu. Weszłam do środka, ale nie odpaliłam od razu. Przez moment po prostu siedziałam w kabinie i patrzyłam na dwa pudełka w moich dłoniach. Westchnęłam lekko.

Nie wiedziałam czemu, ale nagle dziwnie się poczułam. Jakbym obawiała się, że na pewno te testy wyjdą pozytywnie. Że to się już zaczęło, a ja jedynie przedłużałam swoją nadzieję, że to nieprawda.

Wzięłam głębszy wdech, po czym wrzuciłam oba pudełka do schowka. Odpaliłam samochód, po czym powoli wyjechałam z miejsca parkingowego. Już w kolejnej chwili ruszyłam w stronę mieszkania Niny. Dochodziła dziesiąta czterdzieści. Raczej już nie spała, a raczej hibernowała.

Wampiry to jedne z najmniej wymagających stworzeń nadnaturalnych. Tak naprawdę wystarczyłaby im do życia krew, ale wolą poczuć się jak zwykli ludzie. „Sypiają", przestrzegają higieny, jedzą, chodzą na randki, zakładają rodziny, gdy się zakochają i wyhodują sobie serca, a potem żyją przez wieczność. Dopóki ktoś im nie skróci istnienia, co jest możliwe. Źródła ich życia, serca, a może po prostu jeden z magicznych składników znanych najbardziej pośród Wdów – Kryształowa Krew – były niezwykle cenne i trudne do zdobycia. Trzeba by wyrwać takowe z klatki piersiowej wampira, a, jak nawet wśród Łowców wiadomo, nie należało to do najprostszych rzeczy. Samo ubicie takiej istoty zaliczało się praktycznie do niemożliwego. Dopóki nie wyrośnie im serce, są praktycznie niezniszczalne pod względem, by je zabić. Nie da się. Skaleczyć je można, ale nie śmiertelnie. Nie ma jak, bo są raczej zbyt szybkie, by pozbawić je głowy. Po wyrośnięciu im serca można je pokonać poprzez przebicie im go ostrą amunicją, strzałą lub ostrzem z zaostrzonym czubkiem.

Zatrzymałam się na światłach.

Zwykle wolałam o tym nie myśleć. Nie umiałabym przeżyć kolejnej utraty najbliższej przyjaciółki, która znała moje sekrety dłużej, aniżeli Rochelle. Nina od samego początku była ze mną szczera. Nigdy mnie nie okłamała, nawet jeśli traciła nad sobą kontrolę i nagle jej odbijało – młode wampiry do mniej więcej siedemnastego roku życia uznawano za praktycznie nieobliczalne. Były taką tykającą bombą, która w każdej chwili mogła wybić setkę ludzi. Ona od zawsze należała do tej grupy wyjątkowych. Umiała nad sobą zapanować, nie poddać się swoim emocjom.

Już po chwili zatrzymałam się pod budynkiem na Prospect Street. Spojrzałam na niego, Po czym wysiadłam z samochodu. Zamknęłam go, schowałam klucze do torebki i ruszyłam do wejścia, ponownie sprawdzając numer mieszkania w telefonie.

Prospect Street 30
Mieszkanie 7
3 piętro

Już miałam dzwonić do drzwi, kiedy to akurat ktoś wychodził z budynku. Weszłam do środka, po czym zaczęłam się wspinać po schodach. Po chwili stanęłam na odpowiednim, a zauważywszy numerek siedem na drzwiach, podeszłam do nich. Zadzwoniłam dzwonkiem obok wejścia i odczekałam moment. W ciągu kilku sekund usłyszałam przekręcanie zamków, a w kolejnej chwili otworzyła mi drzwi właśnie Nina. Uśmiechnęła się na mój widok.

— Widzę, że się nie zgubiłaś. — Wpuściła mnie do środka.

— Trafiłam bez problemu. Nawigacja w samochodzie działa. — Rzuciłam, czym ją lekko rozśmieszyłam. — Ja rozumiem, że ty nie czujesz zimna i w ogóle, ale nie powaliły ci się pory roku? — Dopytałam, widząc ją w krótkich spodenkach i koszulce na ramiączkach.

— Kobieto, to jest moja piżama. Ja dopiero z łóżka wstałam. — Zaśmiała się lekko. — Okej, ja się pójdę ubrać, a ty się rozgość. Nikki! Zrobisz Belli herbaty?!

Dziewczyna wychyliła się zza ściany, a na mój widok się szeroko uśmiechnęła. Szybko do mnie podeszła, by kolejno mnie uściskać.

— Stęskniłam się za tobą, Bella! — Przytuliła mnie z całej siły, co odwzajemniłam.

— Miło cię widzieć, Nikki. — Odsunęłam ją od siebie, by zdjąć buty.

— Dawno cię nie widziałam. Coś się zmieniło? Jakieś pikantne opowieści? — Ruszyła wymownie brwiami, na co spojrzałam na nią, nie dowierzając.

— Nic ciekawego. No, poza tym, że zdałam prawo jazdy, pogodziłam się z Gavinem i ze wszystkimi, gdy mi o wszystkim powiedzieli, bo w końcu nie wytrzymałam i powiedziałam, że o wszystkim wiem, dostałam na święta samochód...

— Opowiesz przy herbacie. — Powiedziała Nina, wychodząc ze swojego pokoju.

Podciągała przy tym rękawy swojego swetra, który sięgał jej do połowy ud. Na nogach miała czarne jeansy, przez co dało się dokładnie zobaczyć jej długie i chude nogi. Włosy miała zawiązane w kucyka, ale mimo tego jej włosy sięgały jej na wysokość talii. Przeszłam razem z pozostałą dwójką do salonu łączonego z kuchnią, gdzie od razu posadziły mnie na kanapie stojącej pod ścianą. Po mojej prawej znajdowały się drzwi na balkon.

— Coś przez telefon wspominałaś, że będziesz potrzebowała mojej pomocy przy trenowaniu pozostałych. Co to miało znaczyć? — Spytała Nina, która położyła na stoliku przede mną talerz z ciastkami.

— Wszyscy się dowiedzieli, że byłam Widmem. — Wytłumaczyłam, przez co dziewczyna momentalnie zamarła. — Pomagałaś mi przy trenowaniu wtedy. Teraz cała ta wiedza może się przydać do zatrzymania Rochelle. Potrzebuję twojej pomocy, Nina, bo też miałaś kilka razy do czynienia z Wdowami. Głównie przeze mnie, za co przepraszałam niejednokrotnie.

W tym momencie dosiadła się do naszej dwójki Nikki. Przyniosła trzy kubki.

— Pomogę, ale muszę wiedzieć w jakie dni. — Powiedziała, na co przytaknęłam.

— Dostosowałabym to bardziej pod ciebie, bo jednak ty powinnaś być na większości tych treningów. Mój brat ma trochę forów, bo mu w treningi magiczne wplatałam nieco teorii z walk z Wdowami, ale reszta jest całkiem zielona. Gdybyś mi mogła dać swój grafik, to bym mogła to na spokojnie ustalić. — Wytłumaczyłam.

— Codziennie jestem w pracy raczej od siódmej do piętnastej. Później mam wolne. — Rzuciła, sięgając po ciastko.

— Okej, czyli to mamy raczej obgadane. Tak więc czas na zmianę tematu. — Oparłam się o zgięcie kanapy i spojrzałam na wampirzycę z podejrzanym uśmiechem. — Jak tam twoja próba umówienia się z Jimmim? — Napiłam się, a ona zakrztusiła.

— Świetnie... — Sięgnęła pod swój sweter i wyciągnęła stamtąd coś, co przypominało fiolkę. — Umówiłam się z nim na piątek wieczorem... — Otworzyła wieko, po czym skapnęła kilka kropel zawartości do swojego kubka. — O co chodzi, Nikki?

— Nie wspominałaś, że się z kimś umawiasz...

— Pierwszy raz się z nim umówiłam. Uprzedzając pytanie, zgodził się od razu, Bella. I, Nikki, ty mi też nie mówiłaś o panie czarnoskórym kochasiu. — Ruszyła wymownie brwiami.

Szerzej uchyliłam powieki, kiedy tylko powiedziała ostatnie zdanie. Spojrzałam na Nikki, która odwróciła wzrok.

— Toby? — Wyprostowałam się, a ona zaczęła panicznie się śmiać.

— Ostatnio ich nakryłam, jak się obściskiwali w samochodzie. — Rzuciła Nina.

— Dorzucę ci coś do tej krwi na szyi, jak się nie uciszysz. I się nie obściskiwaliśmy. To był pojedynczy całus. — Zamarła.

— I się przyznała. — Uśmiechnęła się Nina, która teraz też się napiła ze swojego kubka.

***

Wyszłam od dziewczyn koło godziny czternastej. Delikatnie się zasiedziałam, ale z drugiej strony, dawno tej dwójki nie widziałam. Chyba potrzebowałam rozmowy o wszystkim i o niczym. Chwili zapomnienia o wszystkim, co się wydarzyło.

Wyszłam z budynku, przeszłam do samochodu, a w kolejnej chwili odblokowałam zamki i wsiadłam do pojazdu. Kilkanaście sekund później włączyłam się do ruchu i ruszyłam do domu. Przez większość drogi zastanawiałam się, co zrobić na kolację. Mówiłam Gavinowi, że zrobię coś dobrego, ale kompletnie nie miałam pomysłu. Do tego dzisiaj przydałoby się zabrać za dziesiąty – najbardziej obszerny – dziennik, a do skończenia został mi jeszcze poprzedni.

Myślałam o tym przez większość drogi. Nie umiałam skupić się na niczym innym. Wiele informacji udało mi się rozszyfrować z tych wszystkich zapisków. Wiadomości, o których prawdopodobnie nikt nie wiedział. Zapewne nawet mama, choć miała te dzienniki od jakichś trzystu lat. Nigdy jakoś nie starała się ich rozszyfrować, bo nie było jej to potrzebne. Chwilowo, choć nie wiedziałam dlaczego, wydawało mi się, że w którymś momencie uda mi się znaleźć odpowiedź na to, jak odzyskać magię.

Gdyby mi się powiodło, byłabym może bardziej użyteczna w sprawie z Rochelle. Dałabym może nawet radę ją znaleźć albo pokonać. Nadzieja matką głupich, ale miałam od samego początku dziwne wrażenie, że w jej planie zemsty na mnie chodziło o coś więcej, aniżeli tylko o skrzywdzenie mnie i Gavina. Ona chciała czegoś więcej. Te kilka razy, kiedy udało mi się ją spotkać od jej ujawnienia na naszym weselu mogło to nawet potwierdzić. Za każdym jednym razem mówiła coś, co czasami brzmiało dwuznacznie...

Pośpiesz się z tym dzieckiem. Im szybciej je urodzisz, tym więcej będziesz miała czasu, żeby później je przecierpieć.

Wtedy bardzo upierała się co do czasu. Ciągle rzucała słowami, bylebym się pośpieszyła z zajściem w ciążę. Nie rozumiałam tego, bo brzmiało to trochę tak, jakby nie zostało jej już dużo czasu. Jakby powoli umierała...

W tym momencie zatrzymałam się na światłach.

To jest Bella, którą znam.

O co jej wtedy chodziło? Zachowałam się jakoś inaczej? Zrobiłam coś, poza wymierzeniem w nią pistoletem?

Zmarszczyłam brwi, ponownie ruszając.

Stanęłam jej naprzeciw. Zagroziłam, byłam poważa... Tak jak wtedy...

Pomyślałam, że powinnaś o tym wiedzieć, zanim to drugie „ja" się obudzi.

Drugie ja". Tamtego wieczora uznałam to za możliwość tego, że miała rozdwojenie jaźni, ale teraz, po tym, co zobaczyłam na ślubie, gdy jej białko przy jednym oku stało się czarne, wydawało mi się, że to jednak coś innego. Coś gorszego, bardziej niebezpiecznego i nieobliczalnego. Nie znałam tylko odpowiedzi, czym to coś było.

Po jakimś czasie w końcu znalazłam się pod domem. Zabrałam wszystkie swoje zakupy do domu, gdzie niemal na wejściu naskoczyła a mnie szczęśliwa Lapis. Pogłaskałam ją po głowie, wniosłam zakupy do pomieszczenia, a przy tym uważałam, żeby tylko nie przewrócić się przez kręcącego się pod moimi nogami pupila.

Wróciłam zamknąć drzwi, rozebrałam się z wierzchnich ubrań i ponownie przeszłam do kuchni, gdzie chciałam wszystko rozpakować, ale poczułam, że musiałam iść za potrzebą. Spojrzałam na jedną z siatek, gdzie wrzuciłam testy ciążowe i złapałam za jeden. Jeśli go nie zrobię, to Gavin mnie w końcu siłą zaciągnie pod czary mojej matki.

Złapałam za jedno opakowanie, by w kolejnej chwili ruszyć do łazienki w naszym pokoju. Weszłam do środka, otworzyłam opakowanie jednego z testów i spojrzałam na instrukcję. Już w kolejnej chwili podążałam za nim krok po kroku, by następnie odczekać te dwie minuty, które były wymagane.

W czasie tego przebrałam się w dresy i koszulkę na krótki rękaw. Włosy związałam w kucyka, po czym przemyłam twarz. Westchnęłam, przesunęłam wilgotną dłonią po karku, czując nagły przypływ ciepła. Kątem oka spojrzałam na patyczek. Odwróciłam wzrok, jednak równie szybko uświadomiłam sobie to, co zobaczyłam. Ponownie zerknęłam na test, wzięłam go do ręki, przyglądając się wynikowi, który pojawił się jako czerwony, wyraźnie widoczny plus.

Miałam wrażenie, jakby serce w mojej klatce piersiowej nagle stanęło, zakuło. Oddech utkwił mi w gardle, a z mojego zacięcia się w jednym miejscu wyrwał mnie dźwięk pukana o szybę. Zerknęłam w tamtym kierunku, dzięki czemu zobaczyłam dużego, czarnego ptaka. Odleciał niemal od razu, gdy zwróciłam na niego uwagę.

Rochelle

Siedziałam po turecku na skale, kiedy do moich uszu dobiegł dźwięk krakania. Uchyliłam powieki, opuściłam dłonie, szeroko się uśmiechnęłam, by następnie wybuchnąć gromkim śmiechem, który co rusz opadał i stawał się piskliwy. Zerknęłam na niebo.

— Zabawę czas zacząć...


Dajcie znać koniecznie, jak się podobało!Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro