Rozdział 41 - "Obietnica"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Powinnam dostawać przez łeb za to spóźnianie się z rozdziałami, ale przez pracę nic na to nie poradzę.

Słabo z czasem, plus ostatnimi czasy szykuję coś specjalnego wraz z koleżanką z wattpada.

Co?

Dowiecie się kiedyś.

A tymczasem Miłej lektury!


Gavin

Wyglądałem za okno w sali szpitalnej, nasłuchując pikania aparatury medycznej. W mojej głowie cały czas odtwarzała się jedna rozmowa, którą przeprowadziłem kilka godzin wcześniej. Bella była w ciąży...

- No tak. Pacjentka jest w siódmym tygodniu ciąży. Nie wiedział pan? - Dopytał mężczyzna, na co pokręciłem głową i spojrzałem ponownie na Bellę. - Może chciała panu zrobić niespodziankę. Zostawię państwa.

Wyszedł. Ja przez moment stałem w miejscu, uświadamiając sobie, że kończył nam się czas. Zemsta Rochelle zbliżała się coraz większymi krokami, a w ciągu każdej minuty w brzuchu Belli rozwijało się życie, które tamta cholera chciała za wszelką cenę zakończyć.

- Mamy coraz mniej czasu... - Zaczęła pani Minerva.

- Bo Bella zaszła w ciążę. - Odezwał się nieco zdenerwowany tata.

Zacisnąłem szczękę, słysząc jego ostrzejszy ton, niż być powinien. Do moich uszu doszedł dźwięk wciąganego powietrza, by nie rzucić jakimś tekstem. To Harry, który musiał się siłą powstrzymywać, by nie naskoczyć na tatę, który zabrzmiał, jakby obwiniał Bellę za to, że zaciążyła. Zacisnąłem ręce na barierkach przy łóżku. Niemal widziałem, jak zbielały mi knykcie.

- Royce, tak działa organizm. Nie da się tego...

- Nie powiedziała. Dlaczego? Na pewno czuła, że coś jej rośnie w brzuchu...

- Nie „coś", tylko dziecko, Royce, i się uspokój. - Przerwała mu matka Belli.

- Nie uspokoję się, dopóki nie dowiem się, dlaczego to...

- Postaw się na jej miejscu. - Wszedłem mu w zdanie.

- Gavin... - Dosłyszałem zmartwiony głos Harry'ego.

Czułem na sobie wzrok wszystkich w pomieszczeniu. Spoglądali na mnie, kiedy to stałem z opuszczoną głową. Nie potrafiłem teraz na nikogo innego spojrzeć. Z jednej strony się cieszyłem, ale z drugiej wiedziałem, że to nie przyniesie nic dobrego. Szczególnie teraz.

- Co masz na...

- Zastanów się. Rochelle się może czaić wszędzie, czekać na najmniejszy błąd i planować, co zrobi z dzieckiem, jeśli uda się jej dostać je w swoje łapy. Byłbyś w stanie powiedzieć o czymś, co pewnie sprawiłoby o wiele więcej kłopotu w takim czasie? Powiedzieć, że kończy się czas? - Spojrzałem na niego kątem oka. - Ja bym nie umiał, bo każdy by mnie za to obwiniał. Znienawidził za to, że popełniłem błąd. Jeśli o tym wiedziała, to nie zdradziła tego ze strachu.

- Ga...

- Nie tylko ona ponosi tu winę, ale też ja. Sama tego dziecka nie zrobiła. Oboje schrzaniliśmy, ale o tym możemy porozmawiać później, a nie kiedy jesteśmy w szpitalu. - Zmarszczyłem brwi.

Westchnąłem.

~Pacjentka jest w siódmym tygodniu ciąży.~

Od siedmiu tygodni Bella brała czynny udział we wszystkim, co ustalaliśmy odnośnie Rochelle. To usiało się stać wtedy, gdy obudziłem się przez jej płacz w środku nocy. To nawet nie stricte jej wina, a moja. To ja doprowadziłem do tego wszystkiego. Najpierw ją zraniłem, potem za wszelką cenę chciałem, by mi wybaczyła, a do tego jeszcze teraz to.

Obiecałem jej kiedyś, że, choćby nie wiem co, tym razem to ja ją obronię przed niebezpieczeństwem. Nie sądziłem jednak, iż przy tym przyjdzie mi ratować dwie osoby. Bellę i nasze dziecko...

Odwróciłem się nagle, kiedy usłyszałem ciche mruknięcie. Bella akurat unosiła prawą dłoń, którą złapała się za głowę. Widocznie krzywiła się z bólu, co znaczyło, że leki jej powoli puszczały. Zbliżyłem się do niej. Odwróciła a mnie wzrok, zamrugawszy kilkukrotnie. Uśmiechnąłem się do niej delikatnie, sięgnąłem do jej policzka i pogłaskałem lekko.

- Gavin? - Odezwała się chrypliwym głosem, łapiąc za moją dłoń.

- Wszystko dobrze.

Chciała się podnieść, ale ale gwałtownie skrzywiła się przez ból w boku. Żebra.

- Zawołam lekarza...

- Lekarza? - Dopytała, nie rozumiejąc.

Rozejrzała się.

- Gdzie ja...

- Jesteśmy w szpitalu, Bella. - Nie pozwoliłem się jej podnosić. - Miałaś wypadek. Ciężki wypadek. Lekarz mówił, że miałaś szczęście, iż w ogóle uszłaś z życiem.

- Rochelle...

- Co? - Szerzej uchyliłem powieki.

- Widziałam ją... - Ponownie złapała się za głowę. - Zanim straciłam przytomność, widziałam, jak szła poboczem. A wcześniej odwróciła moją uwagę od drogi... - Spojrzała na mnie.

Wyraźnie jej się przyglądałem, jednak ona odwrócił wzrok, zacisnęła wargi. Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc, o co jej teraz chodziło. Wydawało mi się, że się czegoś wstydziła.

- Co jest? - Dopytałem.

- Zniszczyłam samochód...

- To nic takiego, Bella...

- Dostałam go od ciebie i od reszty, a skończy... pewnie na złomie. Przepraszam, na pewno dużo kosztował...

- Sądzisz, że gniewam się za samochód? - Przekrzywiłem głowę, nie dowierzając.

Pokręciłem nią, uśmiechnąłem się z lekką irytacją. Usiadłem na brzegu posłania. Złapałem delikatnie za jej dłoń.

- Bella, nie jestem na ciebie zły za samochód. Byłem przerażony, kiedy zadzwonili ze szpitala, że leżysz na jednym z oddziałów i miałaś robiony zabieg.

- Przepraszam, że się wystraszyłeś...

- Przestań mnie przepraszać. Samochód nie jest ważny. Da się go naprawić, ale gdybym stracił ciebie... Nic bym nie mógł zrobić, rozumiesz? To nie z twojej winy wyszedł wypadek. Nie ze swojej winy tu leżysz, masz złamaną nogę, kilka żeber, uszkodzoną minimalnie czaszkę i lewe ramię. To Rochelle. To ona to wszystko zapoczątkowała w dzień naszego ślubu, a może nawet i wcześniej. Nie wiemy tego. - Sięgnąłem do jej twarzy. Starłem pojedynczą łzę, spływającą po jej policzku. - Gdybym ciebie stracił, to nie wiem, co bym zrobił...

Przełknęła ślinę, delikatnie przytaknęła głową.

- Potrzebujesz czegoś? - Spytałem, widząc, jak delikatnie się skrzywiła.

- Pić mi się chce.

Sięgnąłem do szafki stojącej obok. Na niej stała butelka z wodą, którą chciała ode mnie odebrać, ale nie dała rady praktycznie ruszyć lewą dłonią. Jęknęła z niemocy. Sięgnęła prawą, przy której zabandażowano przedramię. Powoli się napiła.

Przełknąłem ślinę, uświadomiwszy sobie, że muszę jej powiedzieć o dziecku. Nie wiedziałem, jak w ogóle zacząć. Wszystkie objawy, jakie miała dotychczas wyjaśniała ciąża, a Bella głupia nie była i na pewno przeszło jej to przez myśl. Mogła nawet o tym wiedzieć, ale jak podczas rozmowy z resztą powiedziałem, jeśli zdawała sobie o tym sprawę, to, najzwyczajniej w świecie, się bała. Każdy by był przerażony w takiej sytuacji.

Ktoś groził zabiciem twojego dziecka, gdy się urodzi... Okazuje się, że niemowlę już rozwija się w ciele... Jak niby o tym powiedzieć? Już tym bardziej, kiedy to bliskich kocha się tak samo mocno jak Belli zależy na nas wszystkich. Jeśli któreś z nas by się od niej odwróciło, nie przeżyłaby tego.

W tym momencie Bella delikatnie pogłaskała mój lewy policzek opuszkami dłoni.

- Co się dzieje? - Dopytała, przyglądając mi się zaniepokojona.

- Myślę... - Rzuciłem, w głowie nadal mając słowa lekarza, gdy powiedział, że w brzuchu Belli rośnie nasze dziecko.

- Gavin? - Wypowiedziała moje imię, a jej głos wyraźnie brzmiał tak, jakby obawiała się czegoś.

Usiadłem na brzegu, opuściłem wzrok. Dziewczyna zamrugała kilkukrotnie, nie rozumiejąc, nad czym się zastanawiałem. Oblizałem wargę, zerknąłem jej w oczy. Prawą dłonią sięgnąłem do jej brzucha.

Bella minimalnie uniosła brwi. Przyjrzała mi się z przestrachem, ale ponownie ruszyła powiekami, kiedy dostrzegła u mnie delikatny uśmiech.

- Dziecku też nic nie jest. - Powiedziałem w końcu, a ona szeroko otworzyła oczy.

- Skąd... - Wydusiła z trudem.

- Lekarz powiedział. Musieli cię przebadać, żeby sprawdzić obrażenia. - Złapałem za jej dłoń. - Bella, bądź ze mą szczera. Wiedziałaś? - Chwyciłem jej palce w obie ręce.

- Ja...

- Nie będę zły. Chcę tylko wiedzieć. - Zapewniłem od razu.

Przez moment milczała. Patrzyła mi się w oczy, a przy tym chyba się zastanawiała, co powinna powiedzieć. Widocznie się bała, co odrzec na moje pytanie.

Przełknęła ślinę.

- Od dwóch tygodni... - Wyznała cicho, odwracając wzrok zawstydzona. - Denerwowałeś się, że źle się czułam i w ogóle, więc kupiłam test ciążowy. Chciałam cię uspokoić negatywnym wynikiem, ale dwa razy wyszedł pozytywny...

- Nie jestem zły. - Przerwałem jej, sięgając do jej załzawionych policzków.

Przetarłem je. Zmusiłem delikatnym ruchem, żeby na mnie zerknęła.

- Domyślam się, że bałaś się o tym powiedzieć, ale nie miałaś czego. Nikt by się od ciebie ie odwrócił. Ja tym bardziej, o to nie tylko twoja wina. Nic nie mogliśmy zrobić, żeby temu zapobiec. A właściwie mogliśmy...

Zmarszczyła brwi.

- Ja mogłem... Wystarczyło zauważyć, jak bardzo cię raniłem, gdy wszystko ukrywałem. Nie doszłoby wtedy do tego.

Pokręciła głową.

- To nie twoja wina.

Podniosłem na nią wzrok.

- Tym razem to ja coś zataiłam. - Sięgnęła do mojego karku, za który mnie pociągnęła, żebym się do niej przybliżył. - Wiem, że powinnam była to powiedzieć, ale, jak słusznie zauważyłeś, nie potrafiłam. Boję się samotności i pająków, ale istnieje chyba coś jeszcze gorszego, co do tej pory odsuwałam na jak najdalszy plan.

Oparłem się o jej czoło, uważając na zabandażowane miejsce. Patrzyłem w jej oczy.

- Najbardziej w świece przeraża mnie wizja, że mogłabym kogoś z was stracić na dobre. Że znowu zostałabym zmuszona do życia w świecie, gdzie nie miałabym nikogo. Chciałam was nauczyć, jak walczyć z Wdowami, ale jedna z nich mi to teraz uniemożliwiła. Nie jestem tak silna, za jaką wszyscy nie mają. - Pociągnęła nosem.

Szerzej uchyliłem powieki. Wyznała, co ją cały czas dobijało.

- Od kiedy straciła moce, nie czuję się w stu procentach sobą, Gavin. Ja już nie jestem tą samą Bellą, którą złapałeś na Szlaku Wolności... - Powoli z jej oczu poleciały kolejne łzy.

Pokręciłem głową, nie zgadzając się z jej stwierdzeniem.

- Zawsze byłaś i zawsze będziesz tą samą Bellą, w której się zakochałem. Z mocą, czy bez, jesteś moją Bellą, wciąż cię kocham i nie przestanę. Jesteś tą samą zawziętą, upartą, czasem przesadnie miłą wiedźmą, której za nic w świecie nie oddałbym nikomu innemu. I której będę bronił własnym ciałem, jeśli będę musiał. To samo tyczy się jego. - Pogłaskałem jej brzuch.

- A może jej? - Rzuciła, na co się zaśmiałem.

- To nie ważne.

- Gavin, cieszenie się cieszeniem, ale co jeśli...

- Nawet nie próbuj myśleć o Rochelle. Zdążymy się nią zająć, zanim się urodzi nasze dziecko. I, choćby nie wiem co, ochronię ciebie i dziecko.


Mam nadzieję, że rozdział się podobał!

Dajcie znać koniecznie i do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro