V

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kołysał się żałośnie w tył i w przód, a w zaciśniętej dłoni trzymał kieliszek z whisky, który wkrótce przytknął do ust, aby się z niego napić. Przyjemny smak przeszedł mu przez gardło, lecz nadal nie zaspokoiło to jego powiększającej się żądzy, przez co miał ochotę napić się kolejnego. Tak rozpaczliwie pragnął, choć na chwilę zapomnieć o Bożym świecie. Nie mógł już wytrzymać tej presji, którą w sobie od tak długo kumulował. Był wrakiem. Cholernym wrakiem człowieka. Miał ochotę umrzeć. Wszystko było nie tak. Całe jego dotychczasowe życie było jedynie wielkim niepowodzeniem, a aktualna sytuacja jedynie dolała oliwy do ognia. To za bardzo bolało. 

- Seb... nalej mi kolejnego... - drżącą dłonią zwrócił kieliszek w kierunku siedzącego na końcu pomieszczenia mężczyzny, który go od samego początku badawczo obserwował. 

Sebastian wstał niepewnie z fotela, podchodząc powolnym krokiem w stronę Jima. Nigdy nie widział go w takim stanie. Jego szef sprawiał wrażenie malutkiego, pokrzywdzonego brzdąca, któremu ktoś zniszczył ulubioną zabawkę. To był naprawdę dziwny widok. Nie miał pojęcia jak ma się przy nim zachowywać, w tak delikatnej sytuacji.

- Nie uważa szef, że już trochę przesadził? - spytał z wahaniem, znajdując się blisko Moriarty'ego. Gestem głowy wskazał już praktycznie pustą karafkę z alkoholem. - Może ja już odłożę...

- Nie, nie, nie, nie - Jim rozpaczliwie przytulił do siebie kieliszek,  który Sebastian miał zamiar mu odebrać. - Ty nic nie rozumiesz...  Nic... - przejechał dłonią po twarzy w geście zawodu. - Ty tępa dzido... - kontynuował markotnie, po czym załzawionym wzrokiem spojrzał na mężczyznę, wpatrującego się w niego z rezerwą. - Uklęknij przede mną - oświadczył tonem,  jakby coś nagle go olśniło.

Moran zamrugał parokrotnie zaskoczony.

- Słucham?

- Klękaj! - krzyknął tonem nieznoszącym sprzeciwu, na co Sebastian prędko zrobił to o co szef go prosi, nie chcąc go bardziej zdenerwować.

Jim od razu wolną dłonią, dotknął ku zaskoczeniu Morana tył jego głowy, jednocześnie zmuszając go, aby przybliżył bardziej twarz w jego stronę. Ku zgrozie Sebastiana, odległość pomiędzy ich twarzami, diametralnie się zmniejszyła.

- Seb...  Seb... Seb... - zaczął Moriarty, wpatrując się intensywnie w oczy Sebastiana. - Mój najbardziej kompetentny z pracowników... - pogłaskał go po policzku, powodując,  że mężczyzna się wzdrygnął i jeszcze bardziej spojrzał zszokowanym wzrokiem na Jima. 

Byli za blisko. Za blisko. Czuł jego gorący oddech na twarzy, a ich nosy prawie się ze sobą stykały. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego jego szef to robi. Jego umysł podpowiadał mu jedną myśl, którą tak bardzo próbował zignorować, ale... Nie, to by było... Z pewnością się myli. 

- Powiedz mi... czy jestem atrakcyjny? - spytał Moriarty, smętnym tonem, odrywając go od jego własnych myśli.

- Ta... tak, oczywiście - odpowiedział, siląc się na normalność w swoim głosie.

- Jak bardzo? - dociekał, zbliżając jaszcze bardziej swoją twarz ku niemu, co onieśmieliło Morana. 

- Tak bardzo, że każdy chciałby się na pana rzucić... To znaczy... - w chwili, gdy to powiedział, automatycznie zrozumiał jak to zabrzmiało i chciał jak najszybciej się poprawić, ale szef wszedł mu w słowo.

- Więc dlaczego on mnie nie chce? - zapytał łamiącym się głosem Jim, wyrzucając kieliszek za Sebastiana, a następnie ukrył twarz w jego ramieniu. - Nie masz pojęcia jak ja go bardzo chcę - kontynuował płaczliwie. - Ja nawet... ja nawet kupiłem figurkę z jego podobizną... Ale ostatecznie jej zabrakło! Rozumiesz? I nie mam jej! Mam tylko siebie - odsunął się delikatnie od Sebastiana i spojrzał na swoją figurkę, która stała na jego biurku. - Już na zawsze będę sam... Bez nikogo... - zaszkliły mu się oczy, kiedy to z siebie wyrzucił.

- Sze... szefie... spokojnie... - Sebastian przemógł się, aby w końcu coś powiedzieć. Było mu go żal. Prawdę mówiąc, miał wewnętrzną ochotę przytulić mężczyznę do siebie i mówić mu po cichu, że wszystko będzie dobrze. Jednak ostatecznie powstrzymał się od tego. - Ja z panem będę... - dodał z lekką niepewnością, bo nie wiedział jak Jim na to zareaguje. Oczywistym było to, że jest podpity i prawdopodobnie nie ma pojęcia co robi ani co mówi, lecz może być dalej być taki nieobliczalny jak zawsze. A może nawet jeszcze bardziej.

Moriarty po usłyszeniu słów Sebastiana, spojrzał na niego zdumiony. Odruchowo poczuł w sercu, a raczej w miejscu, gdzie powinien je mieć, dziwne ukłucie. Nie potrafił sobie wytłumaczyć dlaczego tak się stało, ale spowodowało to, że był wdzięczny swojemu człowiekowi, który go jak dotąd nigdy nie zawiódł.

- Seb... - powiedział cicho. Po krótkiej chwili, powoli zbliżył jeszcze bardziej swoją twarz ku niemu, wpatrując się nieprzerwanie w jego osobę. 

Moran przenosił swój wzrok to na oczy Jima, to na jego usta, które zaczynały być niebezpiecznie coraz bliżej jego warg. W końcu pchnięty jakąś niewidzialną siłą, również zaczął przysuwać się głową do twarzy Moriarty'ego. Przez jego plecy przeszedł charakterystyczny dreszcz, kiedy zdawał sobie bardziej sprawę, że wkrótce ich usta będą się ze sobą stykać. To będzie... naprawdę interesujące doświadczenie.

W chwili, w której mieli musnąć się ustami, niespodziewanie do pomieszczenia wszedł zadowolony od ucha do ucha Kevin, trzymający w dłoni dwa pudełka. Moriarty odruchowo odepchnął od siebie zdezorientowanego Sebastiana, który upadł plecami na podłogę.

- Szefie! Szefie! Nie ma szef pojęcia co mi się trafiło! - zaczął melodyjnym tonem młody mężczyzna, nawet nie zauważając, że przerwał im w jednoznacznej sytuacji. 

- Puka się, idioto - wymamrotał ostrym tonem Jim, wstając ze swojego miejsca.

- Och... przepraszam, przepraszam, zapomniałem - zachichotał Kevin, powodując jeszcze większe zirytowanie swoją osobą u Moriarty'ego. - Ale to dlatego, że dzisiaj przyszła do mnie paczka - wytłumaczył, z dumą ukazując swój zakup. - Figurki pana Holmesa oraz doktora Watsona! - powiedział z ekscytacją, nawet nie zauważając, że jego szef zniżył głowę i zaciska mocno swoje pięści. - Było trudno je znaleźć... Najgorzej było z panem Holmesem... Miałem takie szczęście, że wykupiłem ostatnią figurkę ze sklepu, ale oto są... - westchnął z ulgą, przytulając do siebie pudełeczka z figurkami w środku. - Mam swojego osobistego Johnlocka... - dodał z satysfakcją. - Muszę to napisać na swojej stronie - ożywił się. - Ludzie będą mi zazdrościć.

- Ty... - Jim, próbował zachować wewnętrzny spokój, ale z trudem mu to wychodziło. Ten kretyn... To on... To przez niego nie przyszła mu jego upragniona figurka. Jego nadzieje, jego poświecenie, jego ból, jego załamanie... i to wszystko przez tego imbecyla. 

Sebastian powoli wstał z podłogi, wyczuwając, że wkrótce będzie bardzo nieprzyjaźnie w tym pomieszczeniu. Spojrzał w kierunku Kevina, który dalej jak dziecko wpatrywał się w swoje figurki i się nad nimi rozpływał.

- To przez ciebie nie mam Sherlocka... - dokończył Moriarty, wbijając wrogi wzrok w swojego niezdającego sobie z niczego sprawę stażystę.

- Słucham? - Kevin rzucił okiem na szefa. - Ale... Ale pan Holmes należy do doktora Watsona... - zmrużył brwi. Przecież to było oczywiste. Nigdy mu się nie śniło, aby zabierać doktorowi Watsonowi jego ukochanego. 

Moran przejechał dłońmi po swojej twarz, nie mogąc uwierzyć w głupotę mężczyzny. Nawet nie musiał przyglądać się szefowi, bo doskonale wiedział, że ten jest na skraju swojej wytrzymałości i za niedługo wybuchnie.

- Oddawaj mi to, bałwanie! - wrzasnął Moriarty, podbiegając w stronę Kevina. - Zakazuję ci trzymania ich obu razem! 

Stażysta przestraszył się reakcji swojego szefa, który wkurzył się z nieznanego mu powodu. Prędko otworzył drzwi, wybiegając z biura Jima, kurczowo trzymając w objęciach swoje ukochane figurki, aby mu przypadkiem nie upadły i się nie uszkodziły.

- Ale... ale szefie! Przecież to taki piękny ship... Tak ze sobą słodko wyglądają... Przecież szef ich również kocha! - usłyszał jeszcze głos Kevina, Moran, który pozostał sam w pomieszczeniu.

Cóż... po prostu kolejny, normalny dzień w ich bazie. 





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro