II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po zawiłych namysłach postanowił, że jednak nie zrobi żadnej z tych rzeczy. Wprawdzie podjęcie tej decyzji zajęło mu tylko parę sekund, kiedy to szofer swym przymilnym głosem, aby dostać podwyżkę, spytał, w jakie miejsce go zabrać. Dlatego w głębi duszy zrzucił to wszystko na wywierającego na nim presję kierowcę, który doszczętnie odciął mu drogę do osobistej samorealizacji. 

Przy najbliższej okazji go zwolni. Tak sobie zadecydował. Chociaż byłoby niesamowicie nużące i czasochłonne edukowanie nowego szofera, aby posiadał tak szeroki zasób wiedzy odnośnie leżących na obszarze Londynu cukierni. Gdzie są najświeższe łakocie? Gdzie dodają najwięcej czekoladowej masy do placków? Taka znajomość była niezbędna do stania się jego prywatnym kierowcą. Dodatkowo taki szofer musiał przejść przez szkolenie obejmujące sztuki walki oraz posługiwania się bronią, by w razie potrzeby go chronił przed obłąkańcami, którzy ze swych irracjonalnych pobudek, próbowaliby go zlikwidować. Ostrożności bowiem nigdy za wiele.

Przymknął powieki i westchnął cicho, opierając głowę na zagłówku w samochodzie. To był jeden z jego najulubieńszych momentów w dniu. Powrót do mieszkania. Pozbawionego jednostek ludzkich mieszkania, emanującego spokojem oraz należytą harmonią. Żaden szczyl nie posiadał prawa, by przekroczyć jego progi, chyba że w jakiejś ważnej sprawie, chociaż już na początku dawał jasno do zrozumienia, że powinno się albo dzwonić, albo przesłać e-mail. Był po prostu zdania, że żadna z rzeczy, z jakimi ktoś do niego chciał przyjść nie była taka niecierpiąca zwłoki.

A teraz... teraz miał możliwość dumania nad istotą rzeczy, która od pięciu lat przysparzała go o specyficzne mrowienie w dolnych okolicach.

Gregory. Greg. Greg Lestrade. Srebrnowłosy bóg, o którym myśl nie zdołała wyparować z jego mózgu. Nawet nie silił się na to, aby się go stamtąd pozbyć. Pielęgnował nader skrupulatnie wspomnienia o tym mężczyźnie, tworząc specjalnie dla niego osobny pokoik we własnym Pałacu Pamięci. Ulokowany był on w odpowiedniej odległości od pomieszczeń, które obejmowały szeroki wachlarz dziedzin naukowych, które, nie chwaląc się, bo i tak multum ludzi o tym wie, przyswoił do perfekcji. Wolał nie mieszać tych dwóch światów, aby przypadkiem jego Adonis nie spowodował w nich niepotrzebnego zamieszania. 

Ach, pamiętał. Pamiętał to jak dziś, gdy się poznali. Do tamtego momentu uznawał za niemądre, kiedy był świadkiem tego, jak ludzie wokół opowiadali, że trafiła ich strzała Amora, kiedy spotkali swą drugą połówkę. Strzała Amora, też mu coś. Tylko głupcy i słabeusze poddają się bezmiernie uczuciom, zamiast stosować się zasadom chłodnej logiki. 

To komiczne, jak nagle percepcja może się odmienić. A kiedy po raz pierwszy stanął oko w oko z inspektorem... czuł się tak, jakby go miał przejechać autobus. I w zasadzie prawie tak się stało. Był niesamowicie zapatrzony w mężczyznę, iż nie zbaczał na to, że stoi na środku drogi. Ruchliwej drogi, gdzie kierowców nie interesował fakt, czy jakaś zbłąkana dusza toruje im ulicę. A to co się wydarzyło potem mogłoby się uznać za typową scenę z romantycznego filmu. 

Greg pochwycił go w ramiona i zgrabnie z nim uskoczył na chodnik.

- Wszystko w porządku?

Spytał z napięciem brązowooki, z uwagą się mu przyglądając. A on? Po prostu zaniemówił i mógł jedynie kiwnąć głową. Pragnął mu rzec, że jest jak najbardziej w porządku, i że nigdy nie było lepiej. Że już planuje z nim potomstwo, dwójkę kotów, psa oraz małego, słodkiego chomiczka, bowiem uwielbiał chomiki, ale nie tak bardzo jak złote rybki. Chciał mu zademonstrować poprzez słowa, iż od tej właśnie chwili, to on stał się dla niego taką złotą rybką w jego akwarium zwanym sercem. Mało by brakowało, a by zaśpiewał: Zaprowadzić Cię chcę, w piękne, czarowne miejsca, słuchaj dziś głosu serca, bo księżniczko nadszedł czas, z Alladyna. Lecz ten nagle go puścił i odszedł. Pozostał w nim tylko gorycz oraz pustka za tym przystojnym wybawcą. Jednak to nie był w żadnym razie koniec.

Wykorzystał swe obszerne kontakty, aby dowiedzieć się wszystkiego na temat inspektora. Gdzie mieszkał, gdzie pracuje, czy jest zajęty, jakie ma BMI, czy nie ma chorób wenerycznych. Dodatkowo dla upewnienia wpisał swoje oraz Grega imię w grze ''Love Tester'', aby przekonać się na ile do siebie pasują. Wyszło im sześćdziesiąt dziewięć procent. To bardzo wysoka i jakże wiele o sobie mówiąca liczba. To był znak. Znak, że są dla siebie stworzeni i żadna we wszechświecie rzecz nie mogła tego zmienić. 

Z rozmyślań wyrwał go monotonny dźwięk dzwonka z własnej komórki. Wydobył ją z lekkim poirytowaniem z wewnętrznej kieszeni marynarki i wciągnął ile tylko mógł powietrze do płuc, kiedy ujrzał kto dzwoni.

Jego największy koszmar. Jego błąd życiowy, z jakim musiał się użerać od momentu, kiedy zgodził się, żeby dla niego pracował po znojnym proszeniach. Gdyby miał szansę przemyślenia tego raz jeszcze z całą pewnością nie doszłoby do tego, żeby się zgodził, aby został on jego stażystą.

Przybliżył do ucha komórkę i znużonym głosem spytał:

- Tak, Kevin? O co chodzi?

- Panie Holmes! Panie Holmes! Pan Holmes młodszy znalazł sobie współlokatora! - rzekł piskliwym głosem młody mężczyzna po drugiej stronie. - Jest taki zadowolony! Wysłałem nawet panu zdjęcia na pocztę tego lekarza. Jest taki rozkoszny - westchnął z rozmarzeniem. - Nie wyobraża sobie pan jak bardzo! Po prostu tylko z niego zlizywać tę słodycz. Ale oczywiście pański brat również jest niczego sobie. Ja osobiście chętnie bym liznął jego lod...

- Dość - przerwał mu ostro, masując wolną dłonią skronie, aby zapanować nad rozpoczynającym się bólem głowy. 

To nie do wiary, że akurat dzisiaj jego cofniętemu w rozwojowi bratu, udało się zdobyć lokatora.  Będzie zmuszony po raz kolejny nastraszyć nowego wypierdka, aby zrezygnował z mieszkania z Sherlockiem, inaczej ten tak namiesza mu w mózgownicy, że do końca życia będzie płacił nieszczęsnemu lokatorowi odszkodowanie z powodu nieodwracalnych uszkodzeń w psychice. 

Ach, i jego wolny wieczór poszedł się kochać, pomyślał z poirytowaniem, gdy jednocześnie powiadomił stażystę, że się tą sprawą zajmie. 

Nakazał więc szoferowi zawrócić i odnaleźć jakąś starą, opuszczoną i mrożącą krew w żyłach fabrykę, w jakiej mógłby się spotkać z tym potencjalnym współlokatorem detektywa. Ponadto powtórny raz pożałował swej decyzji, że nie przymknął również i Sherlocka w Sherrinford, aby podczas czwartego sezonu mieć święty spokój z klaunami oraz karykaturalnymi dziewczynkami, jakie go nawiedzą w mieszkaniu z jego inicjatywy.  


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro